Grzmot przyłożył głowę do chłodnego kamienia. Drużyna ponownie się zbierała, on natomiast potrzebował odrobiny wytchnienia. Bardzo mało brakowało, a wszystko by przepadło. Jak bardzo zbliżyli się dzisiaj do czeluści zimnego piekła? Wystarczyłoby, żeby towarzysze spóźnili się tylko o chwilę a z Walkirii pozostałoby jedynie krwawe wspomnienie. Na szczęście do tego nie doszło.
Spojrzał na truchło ogara z roztrzaskaną czaszką. Wydawało się, że ta wojna będzie prosta, tak jak wiele innych przed nią. Z każdym dniem przekonywał się jednak, że jest zupełnie inaczej. Nigdy nie wyobrażał sobie, że będzie walczył ramię w ramię z orkami i goblinami przeciwko innym zielonoskórym i podobnym bestiom. To już nie był czas, kiedy zwykła siła mięśni oraz upór pozwalały mu przetrwać niezliczone pojedynki. Musiał osiągnąć coś więcej. Patrzył na otaczających go wojowników, z którymi stoczył wiele chwalebnych bitew. Każdy z nich się rozwinął w ten czy w inny sposób, nawet to czarodziejskie chucherko. On zdawał się jednak stać w miejscu. Trzeba to będzie zmienić.
Grzmot uważnie rozglądał się na boki. Nie wiadomo kiedy kolejna pokraka mogła nagle wyjść ze ściany czy w inny sposób pojawić się w ich otoczeniu. Starał się stać blisko Sybill. Razem z Balkazarem i Lwo-Aximem tworzyli mur, którego lękałyby się najstraszniejsze z bestii Hel.
__________________ you will never walk alone |