Młody ksiądz zamiast wsiąść czym prędzej do samochodu, przyglądał się przez chwilę trudowi jaki poświęcił tęgi przecież fan Tytanii na uniesienie zdawać by się z kolei mogło kruchego ciała nieprzytomnej skrzypaczki. Zamrugał oczami, zmarszczył brwi i spojrzał w niebo sprawiając wrażenie jakby miał się zaraz zacząć modlić. Po czym nieoczekiwanie wsiadł do auta w tylnym rzędzie i złożywszy ostrożnie dłonie na zagłówku przedniego siedzenia, schował głowę między ramionami i istotnie zaczął coś szeptać pod nosem.
Anna nie udała się za księdzem. Szarpnęła boczne drzwi samochodu dostawczego, zaś te odsunęły się głośno, lecz tylko na kilka centymetrów. Zaparła się i pociągnęła ponownie. Otwierały się z cichym, metalicznym jękiem brzmiącym niebezpiecznie głośno na obszernym placu. Vanilla siedząca w samochodzie wbiła palce w siedzisko.
Tymczasem Anna wyciągnęła coś z wraku i zataczając się lekko zbliżała się do samochodu. Sanitariusze, lekarze, pielęgniarki, ochrona czy ktokolwiek inny mógł zobaczyć tę scenę zaalarmowany niecodziennym dźwiękiem. Kiedy otworzyła drzwi od strony pasażera, oczy jej siedzącej z tyłu wersji wywróciły się go góry, a głowa opadła na zagłówek. Straciła przytomność. Ostatnia z Ann poczuła ulgę. Ponownie widziała świat z jednej perspektywy, ale ten wirował i ani myślał się zatrzymać. Ciemniało jej w oczach na tyle, że ledwie zdołała zapiąć pasy.
Dresiarz natychmiast wcisnął pedał gazu i gwałtownie skręcił kierownicę robiąc ciasny zwrot. Zdecydowanie zbyt szybko wyjechał z parkingu. Skręcił w prawo. Wskazówka prędkościomierza w kilka chwil dotarła do 100 km/h i ani myślała się zatrzymać. Łysy zmienił bieg, samochód zaryczał. Głowa Anny opadła nagle, zaś wszystkie jej ciała bezwładnie podskakiwały na nierównościach drogi.
Dominik w tym czasie cały czas szeptał. Momentami zdawało się, że wznosząc prośby do Boga. Czasem zadając pytania sobie. Czasem na nie odpowiadając choć w sposób chaotyczny i co i rusz tracąc wątek, czy wręcz uprzedzając pytania. Jakkolwiek szalenie by to jednak nie brzmiało, jedynymi osobami, które by go słyszały była władająca zimnem dziewczynka i kibol mówiący wieloma językami na raz. Tak czy inaczej, sam ksiądz nie za bardzo ogarniał szczegóły ucieczki, by nie wspomnieć o tym gdzie się akurat znajdowali. Widział tylko, że uciekają. I że świat oszalał. Raczej bezpowrotnie. Majtał się więc tylko w jedną, lub drugą stronę pomiędzy Vanillą, a lodową dziewczyną. Nieświadomie czekając, którą ścieżką Bóg go powiedzie.