Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-05-2019, 10:21   #361
Sindarin
DeDeczki i PFy
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
Biesiada trwała jeszcze dobrych kilka godzin po tym, jak zakończyły się przygotowane przez Mikela atrakcje. Wojownikowi udało się wygrać konkurs na największego opoja, chociaż pod koniec był pijany w sztok - potrzebował pomocy, żeby trafić trunkiem do ust, a o wstawaniu czy sensownym wysławianiu się nie było mowy. Mimo to jednak dalej domagał się kolejnych porcji, dopóki na polu alkoholowej bitwy nie pozostał nikt przytomny poza nim i sędziującym Kylo. Potem zaś wyruszył chwiejnym krokiem obejrzeć zmagania śpiewaków, w których prym wiodło trio Farrowa, Clidona i Eraseny - kupcy okazali się mieć niezły talent muzyczny, a szlachciance o pięknym głosie nieobce były karczemne przyśpiewki. Z lubością słuchał występów, przy okazji gawędząc sobie ze współbiesiadnikami do późna.


VII dzień miesiąca Rova, Fangwood, jaskinie troglodytów, 37 dni po ucieczce z Phaendar, 11 dni po dotarciu do jaskiń


Poranek po święcie Pierwszego Warzenia był taki, jak co roku - ciężki. Alkoholu może nie było zbyt wiele, ale po kilku męczących tygodniach nikt nie potrzebował go wiele. Większość osób poruszała się ostrożnie, jakby w zwolnionym tempie, szczególnie z perspektywy świeżego jak skowronek Jace’a. Większe zdziwienie budził jednak Mikel, nie wykazujący żadnych oznak wcześniejszego pijaństwa - może jeszcze go trzymało? Mimo powszechnej choroby dnia poprzedniego, atmosfera w jaskiniach była bardzo dobra - widać było, że wspólne świętowanie rozładowało sporo napięcia, a także poprawiło wszystkim humory. Od rana wewnątrz słychać było rozmowy i śmiechy, przerywane przeklinaniem bólu głowy - na szczęście jednak wszyscy byli gotowi zabrać się do codziennych prac, co najwyżej przy akompaniamencie narzekań.

Kharrick

No, prawie wszyscy. Kharrick miał już zupełną pewność, że przesadził z trunkami - po przebudzeniu nie miał pewności, czy to kac, czy jeszcze upojenie. Pewne było to, że liście na drzewach szumiały zdecydowanie za głośno, na równi z tupiącymi niemiłosiernie wróblami. Do tego ziemia wydawała się lekko falować, drzewa zastąpywały mu drogę, świat otaczała dziwna zielonkawa poświata, a w ustach miał posmak, jakby przez trzy dni żywił się głównie butami. I jeszcze ten złośliwym, kpiący śmiech rozbrzmiewający gdzie daleko z tyłu głowy… Złodziej gratulował przezorności swojemu wczorajszemu ja za to, że zawczasu przygotował praktycznie cały ekwipunek potrzebny do zwiadu. Teraz zostało jedynie ubrać się, zarzucić plecak, powstrzymać się z opróżnieniem zawartości żołądka, dopóki nie zniknie pozostałym z pola widzenia. Już mieli się zbierać do drogi, wymieniwszy ostatnie wskazówki z towarzyszami, gdy zaczepili ich Vane z Porvynem. Nikt nie widział ich przez cały wieczór, obaj wyglądali na trzeźwych, ale zupełnie przemęczonych.
- Mmieeeliśmy maa… - gnom zaczął się jąkać, więc alchemik wszedł mu w słowo - Musieliśmy działać dość szybko, ale udało nam się przygotować dla was parę drobiazgów, które mogą pomóc w zwiadzie - wyciągnął zza pazuchy bandolier z umieszczonymi w nim kilkoma fiolkami i innymi przedmiotami. Vane zaczął pokazywać je po kolei, tłumacząc działanie każdej. - Te dwie sprawią, że niestraszne ci będą warunki pogodowe. Pierwszą wypij zaraz po wyruszeniu, drugą następnego dnia rano. Nie zwlekaj, są odrobinę niestabilne. - dodał, co niekoniecznie brzmiało pocieszająco - Ten pozwoli ci na minutę znacznie szybszego biegu, a tego nie pij pod żadnym pozorem! To mieszanka paru pleśni i bakcyli, jeśli dorzucisz to do jedzenia, po kilku dniach powinni być nie do życia. - powiedział z ponurą satysfakcją. Na wzmiankę o jedzeniu żołądek Kharricka zaczął desperacko przypominać, że ma mu coś do pokazania. - Do tego parę patyków dymnych, kamieni grzmotu i ognia alchemicznego. No i niespodzianka dla ewentualnej pogoni - te skompresowane pajączki Porvyna -
- Dookłaadnie takie, jaak zzroobiłem Miikelowi - dodał gnom.
- A, jeszcze coś - Vane wyciągnął manierkę noszoną przy pasie i wlał jej zawartość do kubeczka. Na szczęście była to tylko woda, do której alchemik wsypał odrobinę białawego proszku - płyn zaczął buzować, a gdy po chwili przestał, wcisnął Kharrickowi w dłoń - Do dna, poczujesz się lepiej -
Potion of expeditious retreat
2x extract of endure elements
2x ogień alchemiczny
2x patyki dymne
2x kamień grzmotu
2x caltrop beads


Kiedy rzemieślnicy w końcu sobie poszli i Kharrick wraz z Sulimem nareszcie mogli wyruszyć w drogę do obozu pełnego śmiertelnie niebezpiecznych hobgoblinów, złodziej poczuł, że coś się z nim dzieje. Chociaż, może nie z nim, a raczej z światem dookoła - rzeczywistość przestała wirować, drzewa grzecznie stały na swoich miejscach i nie hałasowały liśćmi, a raniące uszy porykiwania Psotnika okazały się tylko cichymi pomrukami obciążonego ekwipunkiem miśka. Tak, Vane Oreld zdecydowanie potrafił czynić cuda! Gdy zastanawiał się, czy nie wrócić i nie wyściskać alchemika w podzięce, zobaczył biegnącą w jego stronę Rhynę. Kapłanka, także wyglądająca wyjątkowo świeżo po biesiadzie, dogoniła go zdyszana.
- Kharricku! Już myślałam, że was nie dogonię! - uśmiechnęła się, łapiąc oddech - Nie mogę cię puścić bez błogosławieństwa Pani Szczęścia! - zmówiła krótką modlitwę, a następnie palcem wyrysowała na czołach obu mężczyzn symbol motyla, a następnie pocałowała złodzieja w policzek i wyszeptała mu na ucho -Byłeś wspaniały- po czym na głos dodała - Wróćcie cali i zdrowi - wracając wolnym krokiem do jaskiń.


Pozostali

Nie tylko Kharrick i Sulim opuścili rankiem jaskinie - z samego rana w przeciwną stronę wyruszył Rori mówiąc, że musi ostrzec druidów w Crystalhurst przed hobgoblinami, i że postara się przysłać jakąś pomoc. Gdy zwiadowcy zniknęli już wśród drzew, phaendarczycy wrócili do codziennych obowiązków - przygotowania do walki czy nie, wciąż potrzebowali jedzenia, ktoś musiał też zająć się trzodą i zebrać drewno na opał. Z pewnością było to lepsze niż czekanie w niepewności na jakiekolwiek informacje od zwiadowców, lecz Jace nie mógł powstrzymać się przed czarnymi myślami. Cały czas pamiętał ostatnie spotkanie z łucznikiem, który zdecydował się samotnie śledzić sporą grupę hobgoblinów. Z jednej strony, Kharrick nie szedł sam, a jego talenty były w tym zadaniu wyjątkowo przydatne - ale z drugiej, różne nieprzyjemne analogie nasuwały się same.
Laura, zwalczając kaca sobie tylko znanymi wiedźmimi sposobami, skupiła się na pracy, wraz ze swoimi akolitami szykując to, co może być najbardziej potrzebne w nadchodzących dniach: bandaże i zioła lecznicze.
Mikel miał za to inne zmartwienia - co prawda fizycznie czuł się świetnie, ale odrobinę żałował, że potrafi tyle wypić, a do tego pamiętać wszystko dokładnie. Widział, że od rana niejedna osoba patrzyła na niego z rozbawieniem, i wolałby nie wiedzieć, dlaczego. Co prawda dużych zniszczeń nie poczynił, ale pewne było to, że przez kilka dni nikt nie będzie korzystał z sadzawki.
*Mikela pijackie opowieści, z bełkotu na mowę normalną tłumaczone ku czytelnika wygodzie"*
***
- No i ten, proszę ciebie, trog zamachuje.. Chuje! - radosny chichot - się na mnie tym młotem, i jak mi nie pieprznie w klatę, no mówię ci, zbroję mi tak wgniotł, że trzy dni klepałem. Trzy dni! No to ja się wkurwiłem i ciach! - zamach strąca kilka naczyń ze stołu - I trog szuka głowy po podłodze! -
***
- A mówię ci, jaka fajna ta Emi była! Drobniutka, smuklutka, włosy takie ładne, i jakie sztuczki potrafi, braacie! - potężne czknięcie, klepnięcie Irvana po ramieniu, potem zauważenie siedzącej obok kobiety - O, cześć mamo! -
***
- A widzieliście, że Laura latać potrafi? O tak sobie stoi i nagle fiuu - machanie rękami - już w górze! Jak ptaszek jest! No, może nie do końca, ptaszki nie są takie wredne i w żaby nie zamieniają! - rechot z własnego dowcipu - Wiem! Jak ten jej gacek jest! Żeby tylko nie narobiła mi do buta jak on-
***
- Myślicie, że Sulim i Psotnik są jakoś spokrewnieni? - czknięcie - Albo że oni, no, tego? -
***’
- PATRZCIE NA MNIE, JESTEM JACE! - chodzenie po stole z koszulą zarzuconą na głowę - Wszystko wiem najlepiej! Wiem co myślicie, macie mnie słuchać! Jestem najlepszy we wszystkim! - poślizgnięcie, upadek na podłogę - A, to Laura umie latać… Miękkie te kamienie, wygodne… -
***
- Ja sam już nie wiem. Emi fajna się wydawała, milutka, ale jak Kharrick takie rzeczy mówi, to ja sam nie wiem co myśleć. Może on kłamie? I ona jest dobra, a on tylko tak gada, żebym się zdenerwował? - pocieszające mruknięcie - Kochany jesteś, Psotniczku, tylko ty mnie rozumiesz…

 

Ostatnio edytowane przez Sindarin : 27-05-2019 o 10:39. Powód: na życzenie Asderuki :D
Sindarin jest offline