DeDeczki i PFy | Biesiada trwała jeszcze dobrych kilka godzin po tym, jak zakończyły się przygotowane przez Mikela atrakcje. Wojownikowi udało się wygrać konkurs na największego opoja, chociaż pod koniec był pijany w sztok - potrzebował pomocy, żeby trafić trunkiem do ust, a o wstawaniu czy sensownym wysławianiu się nie było mowy. Mimo to jednak dalej domagał się kolejnych porcji, dopóki na polu alkoholowej bitwy nie pozostał nikt przytomny poza nim i sędziującym Kylo. Potem zaś wyruszył chwiejnym krokiem obejrzeć zmagania śpiewaków, w których prym wiodło trio Farrowa, Clidona i Eraseny - kupcy okazali się mieć niezły talent muzyczny, a szlachciance o pięknym głosie nieobce były karczemne przyśpiewki. Z lubością słuchał występów, przy okazji gawędząc sobie ze współbiesiadnikami do późna. VII dzień miesiąca Rova, Fangwood, jaskinie troglodytów, 37 dni po ucieczce z Phaendar, 11 dni po dotarciu do jaskiń
Poranek po święcie Pierwszego Warzenia był taki, jak co roku - ciężki. Alkoholu może nie było zbyt wiele, ale po kilku męczących tygodniach nikt nie potrzebował go wiele. Większość osób poruszała się ostrożnie, jakby w zwolnionym tempie, szczególnie z perspektywy świeżego jak skowronek Jace’a. Większe zdziwienie budził jednak Mikel, nie wykazujący żadnych oznak wcześniejszego pijaństwa - może jeszcze go trzymało? Mimo powszechnej choroby dnia poprzedniego, atmosfera w jaskiniach była bardzo dobra - widać było, że wspólne świętowanie rozładowało sporo napięcia, a także poprawiło wszystkim humory. Od rana wewnątrz słychać było rozmowy i śmiechy, przerywane przeklinaniem bólu głowy - na szczęście jednak wszyscy byli gotowi zabrać się do codziennych prac, co najwyżej przy akompaniamencie narzekań. Kharrick
No, prawie wszyscy. Kharrick miał już zupełną pewność, że przesadził z trunkami - po przebudzeniu nie miał pewności, czy to kac, czy jeszcze upojenie. Pewne było to, że liście na drzewach szumiały zdecydowanie za głośno, na równi z tupiącymi niemiłosiernie wróblami. Do tego ziemia wydawała się lekko falować, drzewa zastąpywały mu drogę, świat otaczała dziwna zielonkawa poświata, a w ustach miał posmak, jakby przez trzy dni żywił się głównie butami. I jeszcze ten złośliwym, kpiący śmiech rozbrzmiewający gdzie daleko z tyłu głowy… Złodziej gratulował przezorności swojemu wczorajszemu ja za to, że zawczasu przygotował praktycznie cały ekwipunek potrzebny do zwiadu. Teraz zostało jedynie ubrać się, zarzucić plecak, powstrzymać się z opróżnieniem zawartości żołądka, dopóki nie zniknie pozostałym z pola widzenia. Już mieli się zbierać do drogi, wymieniwszy ostatnie wskazówki z towarzyszami, gdy zaczepili ich Vane z Porvynem. Nikt nie widział ich przez cały wieczór, obaj wyglądali na trzeźwych, ale zupełnie przemęczonych. - Mmieeeliśmy maa… - gnom zaczął się jąkać, więc alchemik wszedł mu w słowo - Musieliśmy działać dość szybko, ale udało nam się przygotować dla was parę drobiazgów, które mogą pomóc w zwiadzie - wyciągnął zza pazuchy bandolier z umieszczonymi w nim kilkoma fiolkami i innymi przedmiotami. Vane zaczął pokazywać je po kolei, tłumacząc działanie każdej. - Te dwie sprawią, że niestraszne ci będą warunki pogodowe. Pierwszą wypij zaraz po wyruszeniu, drugą następnego dnia rano. Nie zwlekaj, są odrobinę niestabilne. - dodał, co niekoniecznie brzmiało pocieszająco - Ten pozwoli ci na minutę znacznie szybszego biegu, a tego nie pij pod żadnym pozorem! To mieszanka paru pleśni i bakcyli, jeśli dorzucisz to do jedzenia, po kilku dniach powinni być nie do życia. - powiedział z ponurą satysfakcją. Na wzmiankę o jedzeniu żołądek Kharricka zaczął desperacko przypominać, że ma mu coś do pokazania. - Do tego parę patyków dymnych, kamieni grzmotu i ognia alchemicznego. No i niespodzianka dla ewentualnej pogoni - te skompresowane pajączki Porvyna - - Dookłaadnie takie, jaak zzroobiłem Miikelowi - dodał gnom. - A, jeszcze coś - Vane wyciągnął manierkę noszoną przy pasie i wlał jej zawartość do kubeczka. Na szczęście była to tylko woda, do której alchemik wsypał odrobinę białawego proszku - płyn zaczął buzować, a gdy po chwili przestał, wcisnął Kharrickowi w dłoń - Do dna, poczujesz się lepiej - Potion of expeditious retreat
2x extract of endure elements
2x ogień alchemiczny
2x patyki dymne
2x kamień grzmotu
2x caltrop beads
Kiedy rzemieślnicy w końcu sobie poszli i Kharrick wraz z Sulimem nareszcie mogli wyruszyć w drogę do obozu pełnego śmiertelnie niebezpiecznych hobgoblinów, złodziej poczuł, że coś się z nim dzieje. Chociaż, może nie z nim, a raczej z światem dookoła - rzeczywistość przestała wirować, drzewa grzecznie stały na swoich miejscach i nie hałasowały liśćmi, a raniące uszy porykiwania Psotnika okazały się tylko cichymi pomrukami obciążonego ekwipunkiem miśka. Tak, Vane Oreld zdecydowanie potrafił czynić cuda! Gdy zastanawiał się, czy nie wrócić i nie wyściskać alchemika w podzięce, zobaczył biegnącą w jego stronę Rhynę. Kapłanka, także wyglądająca wyjątkowo świeżo po biesiadzie, dogoniła go zdyszana. - Kharricku! Już myślałam, że was nie dogonię! - uśmiechnęła się, łapiąc oddech - Nie mogę cię puścić bez błogosławieństwa Pani Szczęścia! - zmówiła krótką modlitwę, a następnie palcem wyrysowała na czołach obu mężczyzn symbol motyla, a następnie pocałowała złodzieja w policzek i wyszeptała mu na ucho -Byłeś wspaniały- po czym na głos dodała - Wróćcie cali i zdrowi - wracając wolnym krokiem do jaskiń. Pozostali
Nie tylko Kharrick i Sulim opuścili rankiem jaskinie - z samego rana w przeciwną stronę wyruszył Rori mówiąc, że musi ostrzec druidów w Crystalhurst przed hobgoblinami, i że postara się przysłać jakąś pomoc. Gdy zwiadowcy zniknęli już wśród drzew, phaendarczycy wrócili do codziennych obowiązków - przygotowania do walki czy nie, wciąż potrzebowali jedzenia, ktoś musiał też zająć się trzodą i zebrać drewno na opał. Z pewnością było to lepsze niż czekanie w niepewności na jakiekolwiek informacje od zwiadowców, lecz Jace nie mógł powstrzymać się przed czarnymi myślami. Cały czas pamiętał ostatnie spotkanie z łucznikiem, który zdecydował się samotnie śledzić sporą grupę hobgoblinów. Z jednej strony, Kharrick nie szedł sam, a jego talenty były w tym zadaniu wyjątkowo przydatne - ale z drugiej, różne nieprzyjemne analogie nasuwały się same.
Laura, zwalczając kaca sobie tylko znanymi wiedźmimi sposobami, skupiła się na pracy, wraz ze swoimi akolitami szykując to, co może być najbardziej potrzebne w nadchodzących dniach: bandaże i zioła lecznicze.
Mikel miał za to inne zmartwienia - co prawda fizycznie czuł się świetnie, ale odrobinę żałował, że potrafi tyle wypić, a do tego pamiętać wszystko dokładnie. Widział, że od rana niejedna osoba patrzyła na niego z rozbawieniem, i wolałby nie wiedzieć, dlaczego. Co prawda dużych zniszczeń nie poczynił, ale pewne było to, że przez kilka dni nikt nie będzie korzystał z sadzawki. *Mikela pijackie opowieści, z bełkotu na mowę normalną tłumaczone ku czytelnika wygodzie"*
*** - No i ten, proszę ciebie, trog zamachuje.. Chuje! - radosny chichot - się na mnie tym młotem, i jak mi nie pieprznie w klatę, no mówię ci, zbroję mi tak wgniotł, że trzy dni klepałem. Trzy dni! No to ja się wkurwiłem i ciach! - zamach strąca kilka naczyń ze stołu - I trog szuka głowy po podłodze! -
*** - A mówię ci, jaka fajna ta Emi była! Drobniutka, smuklutka, włosy takie ładne, i jakie sztuczki potrafi, braacie! - potężne czknięcie, klepnięcie Irvana po ramieniu, potem zauważenie siedzącej obok kobiety - O, cześć mamo! -
*** - A widzieliście, że Laura latać potrafi? O tak sobie stoi i nagle fiuu - machanie rękami - już w górze! Jak ptaszek jest! No, może nie do końca, ptaszki nie są takie wredne i w żaby nie zamieniają! - rechot z własnego dowcipu - Wiem! Jak ten jej gacek jest! Żeby tylko nie narobiła mi do buta jak on-
*** - Myślicie, że Sulim i Psotnik są jakoś spokrewnieni? - czknięcie - Albo że oni, no, tego? -
***’ - PATRZCIE NA MNIE, JESTEM JACE! - chodzenie po stole z koszulą zarzuconą na głowę - Wszystko wiem najlepiej! Wiem co myślicie, macie mnie słuchać! Jestem najlepszy we wszystkim! - poślizgnięcie, upadek na podłogę - A, to Laura umie latać… Miękkie te kamienie, wygodne… -
*** - Ja sam już nie wiem. Emi fajna się wydawała, milutka, ale jak Kharrick takie rzeczy mówi, to ja sam nie wiem co myśleć. Może on kłamie? I ona jest dobra, a on tylko tak gada, żebym się zdenerwował? - pocieszające mruknięcie - Kochany jesteś, Psotniczku, tylko ty mnie rozumiesz…
Ostatnio edytowane przez Sindarin : 27-05-2019 o 10:39.
Powód: na życzenie Asderuki :D
|