Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 27-05-2019, 10:21   #361
DeDeczki i PFy
 
Sindarin's Avatar
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
Biesiada trwała jeszcze dobrych kilka godzin po tym, jak zakończyły się przygotowane przez Mikela atrakcje. Wojownikowi udało się wygrać konkurs na największego opoja, chociaż pod koniec był pijany w sztok - potrzebował pomocy, żeby trafić trunkiem do ust, a o wstawaniu czy sensownym wysławianiu się nie było mowy. Mimo to jednak dalej domagał się kolejnych porcji, dopóki na polu alkoholowej bitwy nie pozostał nikt przytomny poza nim i sędziującym Kylo. Potem zaś wyruszył chwiejnym krokiem obejrzeć zmagania śpiewaków, w których prym wiodło trio Farrowa, Clidona i Eraseny - kupcy okazali się mieć niezły talent muzyczny, a szlachciance o pięknym głosie nieobce były karczemne przyśpiewki. Z lubością słuchał występów, przy okazji gawędząc sobie ze współbiesiadnikami do późna.


VII dzień miesiąca Rova, Fangwood, jaskinie troglodytów, 37 dni po ucieczce z Phaendar, 11 dni po dotarciu do jaskiń


Poranek po święcie Pierwszego Warzenia był taki, jak co roku - ciężki. Alkoholu może nie było zbyt wiele, ale po kilku męczących tygodniach nikt nie potrzebował go wiele. Większość osób poruszała się ostrożnie, jakby w zwolnionym tempie, szczególnie z perspektywy świeżego jak skowronek Jace’a. Większe zdziwienie budził jednak Mikel, nie wykazujący żadnych oznak wcześniejszego pijaństwa - może jeszcze go trzymało? Mimo powszechnej choroby dnia poprzedniego, atmosfera w jaskiniach była bardzo dobra - widać było, że wspólne świętowanie rozładowało sporo napięcia, a także poprawiło wszystkim humory. Od rana wewnątrz słychać było rozmowy i śmiechy, przerywane przeklinaniem bólu głowy - na szczęście jednak wszyscy byli gotowi zabrać się do codziennych prac, co najwyżej przy akompaniamencie narzekań.

Kharrick

No, prawie wszyscy. Kharrick miał już zupełną pewność, że przesadził z trunkami - po przebudzeniu nie miał pewności, czy to kac, czy jeszcze upojenie. Pewne było to, że liście na drzewach szumiały zdecydowanie za głośno, na równi z tupiącymi niemiłosiernie wróblami. Do tego ziemia wydawała się lekko falować, drzewa zastąpywały mu drogę, świat otaczała dziwna zielonkawa poświata, a w ustach miał posmak, jakby przez trzy dni żywił się głównie butami. I jeszcze ten złośliwym, kpiący śmiech rozbrzmiewający gdzie daleko z tyłu głowy… Złodziej gratulował przezorności swojemu wczorajszemu ja za to, że zawczasu przygotował praktycznie cały ekwipunek potrzebny do zwiadu. Teraz zostało jedynie ubrać się, zarzucić plecak, powstrzymać się z opróżnieniem zawartości żołądka, dopóki nie zniknie pozostałym z pola widzenia. Już mieli się zbierać do drogi, wymieniwszy ostatnie wskazówki z towarzyszami, gdy zaczepili ich Vane z Porvynem. Nikt nie widział ich przez cały wieczór, obaj wyglądali na trzeźwych, ale zupełnie przemęczonych.
- Mmieeeliśmy maa… - gnom zaczął się jąkać, więc alchemik wszedł mu w słowo - Musieliśmy działać dość szybko, ale udało nam się przygotować dla was parę drobiazgów, które mogą pomóc w zwiadzie - wyciągnął zza pazuchy bandolier z umieszczonymi w nim kilkoma fiolkami i innymi przedmiotami. Vane zaczął pokazywać je po kolei, tłumacząc działanie każdej. - Te dwie sprawią, że niestraszne ci będą warunki pogodowe. Pierwszą wypij zaraz po wyruszeniu, drugą następnego dnia rano. Nie zwlekaj, są odrobinę niestabilne. - dodał, co niekoniecznie brzmiało pocieszająco - Ten pozwoli ci na minutę znacznie szybszego biegu, a tego nie pij pod żadnym pozorem! To mieszanka paru pleśni i bakcyli, jeśli dorzucisz to do jedzenia, po kilku dniach powinni być nie do życia. - powiedział z ponurą satysfakcją. Na wzmiankę o jedzeniu żołądek Kharricka zaczął desperacko przypominać, że ma mu coś do pokazania. - Do tego parę patyków dymnych, kamieni grzmotu i ognia alchemicznego. No i niespodzianka dla ewentualnej pogoni - te skompresowane pajączki Porvyna -
- Dookłaadnie takie, jaak zzroobiłem Miikelowi - dodał gnom.
- A, jeszcze coś - Vane wyciągnął manierkę noszoną przy pasie i wlał jej zawartość do kubeczka. Na szczęście była to tylko woda, do której alchemik wsypał odrobinę białawego proszku - płyn zaczął buzować, a gdy po chwili przestał, wcisnął Kharrickowi w dłoń - Do dna, poczujesz się lepiej -
Potion of expeditious retreat
2x extract of endure elements
2x ogień alchemiczny
2x patyki dymne
2x kamień grzmotu
2x caltrop beads


Kiedy rzemieślnicy w końcu sobie poszli i Kharrick wraz z Sulimem nareszcie mogli wyruszyć w drogę do obozu pełnego śmiertelnie niebezpiecznych hobgoblinów, złodziej poczuł, że coś się z nim dzieje. Chociaż, może nie z nim, a raczej z światem dookoła - rzeczywistość przestała wirować, drzewa grzecznie stały na swoich miejscach i nie hałasowały liśćmi, a raniące uszy porykiwania Psotnika okazały się tylko cichymi pomrukami obciążonego ekwipunkiem miśka. Tak, Vane Oreld zdecydowanie potrafił czynić cuda! Gdy zastanawiał się, czy nie wrócić i nie wyściskać alchemika w podzięce, zobaczył biegnącą w jego stronę Rhynę. Kapłanka, także wyglądająca wyjątkowo świeżo po biesiadzie, dogoniła go zdyszana.
- Kharricku! Już myślałam, że was nie dogonię! - uśmiechnęła się, łapiąc oddech - Nie mogę cię puścić bez błogosławieństwa Pani Szczęścia! - zmówiła krótką modlitwę, a następnie palcem wyrysowała na czołach obu mężczyzn symbol motyla, a następnie pocałowała złodzieja w policzek i wyszeptała mu na ucho -Byłeś wspaniały- po czym na głos dodała - Wróćcie cali i zdrowi - wracając wolnym krokiem do jaskiń.


Pozostali

Nie tylko Kharrick i Sulim opuścili rankiem jaskinie - z samego rana w przeciwną stronę wyruszył Rori mówiąc, że musi ostrzec druidów w Crystalhurst przed hobgoblinami, i że postara się przysłać jakąś pomoc. Gdy zwiadowcy zniknęli już wśród drzew, phaendarczycy wrócili do codziennych obowiązków - przygotowania do walki czy nie, wciąż potrzebowali jedzenia, ktoś musiał też zająć się trzodą i zebrać drewno na opał. Z pewnością było to lepsze niż czekanie w niepewności na jakiekolwiek informacje od zwiadowców, lecz Jace nie mógł powstrzymać się przed czarnymi myślami. Cały czas pamiętał ostatnie spotkanie z łucznikiem, który zdecydował się samotnie śledzić sporą grupę hobgoblinów. Z jednej strony, Kharrick nie szedł sam, a jego talenty były w tym zadaniu wyjątkowo przydatne - ale z drugiej, różne nieprzyjemne analogie nasuwały się same.
Laura, zwalczając kaca sobie tylko znanymi wiedźmimi sposobami, skupiła się na pracy, wraz ze swoimi akolitami szykując to, co może być najbardziej potrzebne w nadchodzących dniach: bandaże i zioła lecznicze.
Mikel miał za to inne zmartwienia - co prawda fizycznie czuł się świetnie, ale odrobinę żałował, że potrafi tyle wypić, a do tego pamiętać wszystko dokładnie. Widział, że od rana niejedna osoba patrzyła na niego z rozbawieniem, i wolałby nie wiedzieć, dlaczego. Co prawda dużych zniszczeń nie poczynił, ale pewne było to, że przez kilka dni nikt nie będzie korzystał z sadzawki.
*Mikela pijackie opowieści, z bełkotu na mowę normalną tłumaczone ku czytelnika wygodzie"*
***
- No i ten, proszę ciebie, trog zamachuje.. Chuje! - radosny chichot - się na mnie tym młotem, i jak mi nie pieprznie w klatę, no mówię ci, zbroję mi tak wgniotł, że trzy dni klepałem. Trzy dni! No to ja się wkurwiłem i ciach! - zamach strąca kilka naczyń ze stołu - I trog szuka głowy po podłodze! -
***
- A mówię ci, jaka fajna ta Emi była! Drobniutka, smuklutka, włosy takie ładne, i jakie sztuczki potrafi, braacie! - potężne czknięcie, klepnięcie Irvana po ramieniu, potem zauważenie siedzącej obok kobiety - O, cześć mamo! -
***
- A widzieliście, że Laura latać potrafi? O tak sobie stoi i nagle fiuu - machanie rękami - już w górze! Jak ptaszek jest! No, może nie do końca, ptaszki nie są takie wredne i w żaby nie zamieniają! - rechot z własnego dowcipu - Wiem! Jak ten jej gacek jest! Żeby tylko nie narobiła mi do buta jak on-
***
- Myślicie, że Sulim i Psotnik są jakoś spokrewnieni? - czknięcie - Albo że oni, no, tego? -
***’
- PATRZCIE NA MNIE, JESTEM JACE! - chodzenie po stole z koszulą zarzuconą na głowę - Wszystko wiem najlepiej! Wiem co myślicie, macie mnie słuchać! Jestem najlepszy we wszystkim! - poślizgnięcie, upadek na podłogę - A, to Laura umie latać… Miękkie te kamienie, wygodne… -
***
- Ja sam już nie wiem. Emi fajna się wydawała, milutka, ale jak Kharrick takie rzeczy mówi, to ja sam nie wiem co myśleć. Może on kłamie? I ona jest dobra, a on tylko tak gada, żebym się zdenerwował? - pocieszające mruknięcie - Kochany jesteś, Psotniczku, tylko ty mnie rozumiesz…

 

Ostatnio edytowane przez Sindarin : 27-05-2019 o 10:39. Powód: na życzenie Asderuki :D
Sindarin jest offline  
Stary 27-05-2019, 16:37   #362
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Kharrick ukatrupiłby Mikela za to co wygadywał po pijaku. Niestety nie słyszał słów chłopaka. Ostatnie co pamiętał to jak postanowił schować się jak szczur w ciemnościach jaskiń. Dlaczego obudził się na zewnątrz stanowiło dla niego zagadkę. Widać jednak było, że nie pamiętał więcej niż się spodziewał. Na ułamek sekundy jego twarz wyrażała wielkie zaskoczenie. Gładko przyszedł w uśmiech i puszczenie oczka do kapłanki. Kiedy tylko odeszła spojrzenie pełne paniki poleciało w stronę Sulima. Złodziej cmoknął rozumiejąc co się stało.

- Niedobrze... bardzo niedobrze... - mruknął pod nosem, kiedy ruszali. W głowie miał taki mętlik, że nie potrafił się specjalnie nim nawet podzielić z poczciwym Sulimem. Oddaliwszy się wystarczająco zmienił się w Emi. A może wrócił do swojej postaci? Cholera. To wszystko zaczynało się mieszać.

Dopplerka dała by wszystko, aby móc znów schować się wewnątrz ochronnych ramion jej ojca. Aby móc oddalić się od wszystkich problemów i pozostałości bólu po porannym kacu. Wrócić do czasów, kiedy mogła na niego liczyć. Kiedy jeszcze nie wiedziała, że ją zostawi samą. Nic jednak nie mogło dać jej na nowo tego poczucia bezpieczeństwa. Nawet gorzej, świadomie pchała się w jeszcze gorsze problemy jakby miała życzenie śmierci. Może i miała. A może to Kharrick miał takie poczucie. Ten mężczyzna miał być tym złamanym przez życie człowiekiem. Niespełnione marzenia odbiły się na jego charakterze i choć pozostawała w nim kropla dobrych chęci miał po prostu złe doświadczenia. Emi słyszała o nim i nigdy się nie spodziewała, że znajdzie go na bruku umierającego. Zdawał się mieć wszystko pod kontrolą. A potem umarł. Jeśli nawet tacy jak on umierali w tak przykry i błahy sposób, to na co ona mogła liczyć? Tylko na to, że w końcu doprowadzi się do momentu, gdzie szczęście Desny nie zadziała. Nawet jeśli zostanie pobłogosławiona. Odruchowo dotknęła czoła. W pewnym sensie pogodziła się z tym, że umrze w najmniej odpowiednim momencie. Pozostawało tylko jedno pytanie – czy jej “gość” pozwoli jej na to. Tego wolała jednak nie sprawdzać.

Za sprawą magii druida dużo szybciej przemierzała las. To była takie dziwne uczucie jakby biegła choć jej nogi poruszały się normlanie. Tak pewnie musiał cię czuć ten bohater opowieści o siedmiomilowych butach. Nie mając się już do kogo się odezwać, bo Sulim odleciał na skrzydłach wiatru, zaczęła rozmyślać. Zachowując jakąś podstawową czujność wspominała rozmowę jaką przeprowadziła jako Kharrick z Vitalem.



W miarę, jak ćwiczyli, Kharrick odnosił wrażenie, że w stylu szermierki Vitale jest coś nietypowego. Z jednej strony wydawał się jakby trochę nieobecny, ale z drugiej miało się wrażenie, że dostrzega więcej niż inni, albo umie przewidywać niektóre ruchy przeciwnika.

Było to nieco irytujące, skoro złodziej sam polegał na tym, aby jego własne ataki były markowane.

- Ej, skoncentruj się. - żachnął się, a potem jego atak został sparowany. Zaskoczenie wymalowało się na jego twarzy.

- Dobrze kryjesz zamiary, nigdy czegoś takiego nie widziałem.

- Graçias, Kharricku - Vitale ukłonił się lekko - I jestem skupiony cały czas. Jace wyuczył mnie paru mantr, które pozwalają się lepiej skoncentrować -

- Ha, ciekawe. Widać każdy “umysłowiec” wygląda na zamyślonego. Powiedz, jesteś jakimś rodzinnym ochroniarzem, czy Eresanea najęła cię na podróż?

- Nie, służę rodowi Flamen od dziecka. Odkąd zostałem giermkiem, zajmowałem się ochroną panienki Eraseny -

- Przy ostatniej rozmowie z nią odniosłem wrażenie, że jej wyprawa jest dość problematyczna. Pomijając oczywiście inwazję. Ożenek jeśli dobrze pamiętam. - złodziej spojrzał przenikliwie na wojownika mając nadzieję, że ten będzie chciał w ogóle poruszyć ten temat.

- Ee, no tak… Ożenek… Skomplikowana sprawa - odparł ochroniarz, wyraźnie zbity z tropu.

- Co, wysłali ją, aby wyszła za mąż za osobę, której nigdy na oczy nie widziała? Prawdą jest, że takie coś się zdarza? - złodziej zaczął się bawić w niewiedzącego. Po prawdzie nie wiedział i chciał skonfrontować historyjki z rzeczywistością.

- To u wysoko urodzonych normalne. Dzieci traktują jak towar, a małżeństwa jak transakcje handlowe. - Vitale potwierdził podejrzenia z niesmakiem.

- A więc nikt na dobrą sprawę nie ma łatwo na tym świecie. - Złodziej westchnął ciężko i wznowił ćwiczenia. Po dłuższej chwili testowania tego co wpoił Vitalemu Jace, Kharrick podjął temat dalej.

- Moja ciekawość nie zna granic. Powiedzieli ci za kogo chcą wydać panienkę? Czy mimo całego życia w służbie wciąż trzymają język za zębami?

- Noo tak, por supuesto, oczywiście! Przecież muszę wiedzieć, do kogo doprowadzić Er.. panienkę. To hrabia Brenton de la Serre - odpowiedział wojownik, a Kharrick doszedł do wniosku, że naprawdę kiepski z niego kłamca. Cała wypowiedź wydawała się fałszywa.

Złodziej uśmiechnął się tak aby wyraźnie dać znać, że nie wierzy w ani jedno słowo.

- Taaa… może potrafisz zamaskować w walce swoje intencje, ale nad kłamstwem to musisz jeszcze popracować. To co? Nie masz pojęcia, czy to mroczny sekret?

Vitale spojrzał na niego zaskoczony, zazgrzytał zębami, a dłoń mocno zacisnął na rękojeści miecza. Nie odzywał się.

Kharrick spojrzał na ten gest i dalej stał rozluźniony. Utrzymywał maskę spokoju.

- Jak ci nie powiedzieli, to nie ma wstydu. Jak nie chcesz mi mówić to cię całkowicie rozumiem. Jestem zwyczajnie ciekaw - uśmiechnął się pewnie.

- Wiem aż za dużo - wycedził ochroniarz przez zaciśnięte zęby - I co by nie mówić, ostatnie wydarzenia są nam nawet na rękę. Skąd u Ciebie ta ciekawość? - rzucił podejrzliwie. Jego dłoń wciąż zaciskała się na rękojeści.

Kharrick milczał dobierając słowa do odpowiedzi. Nie spuszczał wzroku z dłoni na rękojeści.

- Po części taką mam naturę, a po części zastanawiałem się czy u boku “panienki” znajdzie się może miejsce dla przybłędy z traktu. Ot dodatkowa para oczu dla ochrony jej zacnej osobistości - dopiero na koniec wypowiedzi podniósł wzrok.

- Teraz ma chyba wystarczająco wielu gotowych do pomocy. - skinął głową w stronę ćwiczących nieopodal półorków. - Czemu o to pytasz? -

- Ano widzisz idąc za naukami Desny lubię liczyć na łut szczęścia. Mam nadzieję, że kiedyś uda nam się wydostać z tego nieprzyjemnego potrzasku i staram się zapewnić sobie jakieś źródło dochodu… - Kharrick zawiesił głos ponownie zastanawiając się nad tym co powiedzieć -... Plus, jeśli się nie mylę, to ktoś czyha na życie twojej podopiecznej prawda? To dość luźne domysły, ale przy okazji ataku Kłów zdarzyło się nam natrafić na trupa kogoś kto zdecydowanie parał się skrytobójstwem.

- Mylisz się, ale bardzo daleko od prawdy nie jesteś - Vitale skrzywił się lekko - Co do Twojej oferty, to będziesz już musiał rozmówić się z panienką Eraseną. Z pewnością nieśpieszno nam opuszczać tą gromadkę -

- Czas pokaże co będzie, a teraz stawaj do walki. Jeszcze nie skończyliśmy ćwiczeń.

Tym razem Vitale walczył znacznie zacieklej, jakby rozmowa przypomniała mu o czymś ważnym i nieprzyjemnym.




Mężczyzna zdawał się mieć jakieś ciekawe tajemnice, które korciło tylko odkryć. Niekoniecznie, żeby coś z tym zrobić, ale dla samej wiedzy. Ta ciekawość znów doprowadzi ją do ciężkiej sytuacji. Tak samo jak z Umbrą. Zadrżała na samo wspomnienie nazwiska. Przypomniała sobie jego laboratorium i stół, na który tak często przynosiła mu kolejne specyfiki. A mogła nie otwierać tamtych drzwi. Dziewczyna nieświadomie sięgnęła do klatki piersiowej i zacisnęła dłoń na koszulce kolczej. Równie bezwiednie wróciła do regularnego marszu próbując pozostawić zbłąkane myśli za sobą. Biedny Psotnik wydawał się nieco zdezorientowany obecnością Emi, co w końcu dotarło do uwagi dziewczyny. Znów była Kharrickiem. Niedźwiadek znów był spokojniejszy choć wciąż zdezorientowany. Pogładzony po głowie zdał się nawet zadowolony. Złodziej odetchnął. Mikstura Vitale pomogła, ale niesmak w ustach ciągle pozostawał. Szczególnie, że w końcu pozbył się nadmiaru jedzenia z żołądka. Sulimowa jagoda była wybawieniem. Jeszcze trochę, już nie daleko. Niedługo będzie mógł przystanąć i poczekać na druida. Dowie się jak wygląda sytuacja i nie będzie miał żadnego innego wyboru jak skoncentrować się na sabotażu.
 
Asderuki jest offline  
Stary 28-05-2019, 09:57   #363
DeDeczki i PFy
 
Sindarin's Avatar
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
VIII dzień miesiąca Rova, Fangwood, 38 dni po ucieczce z Phaendar, 12 dni po dotarciu do jaskiń

Kharrick\Emi

Nie musieli czekać długo - niedźwiedź nagle wyrwał do przodu, po czym powalił na ziemię wychodzącego właśnie z drzewa Sulima i kiedy Kharrick zastanawiał się, jak druid wszedł w drzewo, zaczął, ku uciesze krasnoluda, wylizywać go po brodatej twarzy.
- Sulim cieszy się, że was znalazł całych. Sulim zaczynał się już martwić. Mamy jeszcze spory kawałek marszu, będziemy musieli spędzić noc w drodze. - gdy podjęli marsz, krasnolud spojrzał nieśmiało na złodzieja - Sulim myśli, że jeśli Emi chce sobie więcej pospacerować, to Kharrick może ją zawołać, tu nikt nie będzie podglądał -

Tak, Vane zdecydowanie był cudotwórcą. Cała noc spędzona na zewnątrz bez ognia, za jedyne źródło ciepła mając futro Psotnika, a Emi nawet nie miała gęsiej skórki. I pomyśleć, że zdarzało się jej spać w karczmach z gorszym standardem. Kiedy tylko się obudziła, niedźwiedź podniósł się od razu, jakby tylko na ten moment czekał, i ruszył w dalszą drogę. Chcąc nie chcąc, dopplerka musiała iść za nim i krasnoludem - magia Sulima wyczerpała się już wczoraj i ponownie przedzieranie się przez gęstwiny Fangwood było wyjątkowo uciążliwą czynnością, a krasnolud twierdził, że na dzisiaj przygotował inne czary. Na szczęście Psotnik swoim sporym ciałem torował część przejścia, a do tego mogła łatwo maskować swój trop, idąc po jego śladach. Gdy zbliżało się południe, a para dotarła już w zupełnie niewyróżniające się w lesie miejsce, Sulim nagle przystanął.
- Do obozu hobgoblinów jest stąd jakiś tysiąc kroków, ale najpierw Sulim zaprowadzi Emi do kryjówki, którą zorganizował. - po tych słowach poprowadził dopplerkę do niewielkiej, dobrze ukrytej pomiędzy drzewami jamy. Gdy kobieta weszła do środka, aż ją zamurowało - wewnątrz spał ogromny borsuk, wielkością dorównujący Psotnikowi - To jest pan Borsuk - przedstawił gospodarza Sulim - Zgodził się zapewnić nam schronienie za garść magicznych jagód na dzień - krasnolud powiedział to takim tonem, jakby miał za sobą bardzo poważne negocjacje - Emi może zostawić tu swoje rzeczy, a potem pójdziemy przyjrzeć się obozowi z daleka. Sulim oglądał go już jako orzeł, więc będzie mógł trochę opowiedzieć.
Dotarcie na miejsce zajęło im ponad pół godziny, druid doprowadził ich w zarośla na niewielkim wzniesieniu, z którego dało się dojrzeć wystarczająco dużo, by Emi zaklnęła szpetnie. Co by nie mówić, Żelazne Kły były świetnie zorganizowanym wojskiem z dobrym zapleczem. Obóz umieszczono wewnątrz niewielkiego, ale głębokiego wąwozu - od północy i zachodu odgrodzony był jego ścianami, sięgającymi od kilku do kilkunastu nawet metrów, zaś od południa porastały go gęste zarośla, według słów Sulima pełne bardzo twardych i kłujących krzewów. Jedyne wygodne wejście odgrodzone było solidnym ostrokołem. Ze względu na wysokość ciężko było dojrzeć wnętrze obozu bez podchodzenia na skraj wąwozu, a to było utrudnione przez stojącą tam wieżyczkę obserwacyjną, wznoszącą się na prawie 10 metrów nad ziemię, dając tym samym świetny widok na okolicę. Emi dojrzała na jej szczycie dwóch hobgoblińskich obserwatorów, a także spory dzwon z brązu, który pewnie byłby w stanie w moment postawić cały obóz na nogi. Jakikolwiek plan miała w głowie, nie zapowiadało się na łatwe zadanie.


Jace, Laura i Mikel

Zgodnie z zapowiedzią krasnoluda, wraz brzaskiem drugiego dnia do jaskiń wleciał niewielki puszczyk z przywiązanym do nóżki kawałkiem pergaminu. Usiadł na ramieniu Aubrin, która od razu chwyciła wiadomość i odczytała na głos, zebrawszy wcześniej Mikela, Laurę, Jace’a i bardziej doświadczonych uciekinierów.
- Witaj Aubrin, o Caydenie, jak on bazgroli. Sulimowi udało się bezpieczenie dotrzeć w okolice obozu, czeka teraz na dotarcie Kharricka i Psotniczka. Obóz hobgoblinów nie jest bardzo duży, Sulim naliczył cztery duże namioty i około dwóch tuzinów żołnierzy. Mają tam też kilka worgów i wilków. Obóz jest dobrze schowany w wąwozie i nie wygląda, jakby planowali w ogóle go kiedyś przenosić. Następną wiadomość Sulim przyśle, kiedy przyjdą Kharrick i Psotnik i zrobimy dokładniejszy zwiad. - Aubrin podała najbliżej stojącemu wiadomość - I to tyle. Jakieś uwagi? Planowanie zostawiłabym na po śniadaniu, na pusty żołądek gorzej się myśli, a może i dostaniemy jakieś dokładniejsze informacje od Kharricka -


Jace

Jace kończył właśnie swoje poranne ćwiczenia, gdy zobaczył stojącego niedaleko Rufusa, który wyraźnie mu się przypatrywał. Gdy psionik skończył, półork ruszył w jego stronę - nie trzeba było być empatą, żeby zauważyć jego skrępowanie.
- Jace, możemy porozmawiać? Mam sprawę - zapytał niepewnie.
 
Sindarin jest offline  
Stary 28-05-2019, 21:51   #364
 
psionik's Avatar
 
Reputacja: 1 psionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputację
- Jasne, w czym mogę pomóc? - spytał psionik ubierając płaszcz.
Półork przez moment zastanawiał się, jak ubrać w słowa swoją wypowiedź.
- Czy tych twoich sztuczek można się nauczyć? -
Jace zastanawiał się chwilkę nad odpowiedzią. Trudno było powiedzieć, czy szukał właściwych słów, czy po prostu zastanawiał nad odpowiedzią.
- Da się... - odpowiedział powoli - Ale wymaga sporo czasu, który w tej chwili poświęcasz na trenowanie walki. - Podszedł bliżej - Mógłbym Cię tego nauczyć jako prostej sztuczki do turniejów siłowania się, ale odbędzie się to kosztem twoich umiejętności bojowych. -
Rufus wyszczerzył się.
- Jak z takiego chucherka jak ty robi się siłacz, to moje zdolności bojowe tylko się poprawią - rzucił żartobliwym tonem.
Oczy Jace’a rozrzażyły się błękitem gdy mężczyzna obserwował półroka. Wyciągnął rękę dotykając skóry Rufusa. Delikatne mrowienie przeszło przez przedramię zaskoczonego wojwnika, mięśnie spięły się niczym w skurczu, jednak moment później rozluźniły się bez żadnych efektów ubocznych.
Beleren uśmiechał się, jego oczy były na powrót błękitne.
- Tak, myślę że będę w stanie znaleźć kogoś, kto pomoże ci osiągnąć to, czego chcesz. - powiedział zagadkowo. - Wyczuwam w Tobie odległe, ale nadal żywe uczucie straty po kimś. Spotkajmy się po śniadaniu, opowiesz mi o tej relacji. Jeśli masz jakieś przedmioty, które emocjonalnie łączą Cię w więź, przypominają o stracie, lub stanowią bezcenną pamiątkę, przynieś je ze sobą. odpowiedział.
Rufus zamrugał, zaskoczony - Skąd wiedz… zresztą, nieważne, powinienem się przyzwyczaić - mruknął, po czym przez chwilę zastanawiał się nad czymś - Chyba mam coś takiego, przyniosę na pewno! - po tych słowach szybkim krokiem ruszył w stronę jaskiń.
Jace uśmiechnął się pod nosem zakłądając kaptur. Spojrzał z ukosa na zachmurzone niebo. Czubki drzew uginały się pod jesiennym wiatrem. Chłopak mocniej optulił się płaszczem i zszedł na śniadanie.




***

Po śniadaniu i naradzie z Aurbin, Jace zszedł na dół do zamkniętej dla uchodźców części. Minął Rhynę, która skończywszy rzucać rytuał alarmu przy jedynym znanym im wejściu wgłab ziemi pośpiesznie opuszczała to wstręne miejsce.
Przywitała go ciepłym uśmiechem, wymienili nawet kilka słów uprzejmości, jednak Jace miał sprawy do załatwienia, toteż nie zatrzymywał dziewczyny zbyt długo.

Jego myśli zaprzątnięte były sytuacją w odległym o dwa dni drogi obozie.
Raport Sulima napawał nadzieją. Dwa tuziny zaskoczonych przeciwników kontra półtora tuzina Phaendarskich wojowników… To miało szanse się udać…
- O, jesteś. - odezwał się gdy wyczuł za sobą zbliżającego się Rufusa.
Odwrócił się spoglądając z zainteresowaniem na to, co przyniósł półork. Był to niewielki, prostokątny kawałek kamienia - dopiero po chwili Jace rozpoznał w nim bardzo zużytą osełkę.
- Należała do mojego ojca, a przedtem do jego dziadka, podobno był jakimś wojownikiem, ale niewiele o nim wiem. Nawet czy był zębaty czy różowy. - pokazał swoje masywne kły.
- Opowiedz mi co o nim wiesz? Dlaczego jest on dla Ciebie istotny? -
- Teraz to w sumie ostatnia pamiątka po ojcu, reszta została w Phaendar. No i wiesz, fajnie czasem pozastanawiać się, kim był pradziadek, skoro osełka była taka ważna -
- Chodź - powiedział psionik nie dotykając osełki. Dopiero teraz wojownik dostrzegł ślady kredy narysowane na podłodze w komnacie z sarkofagiem. Układały się w dziwny, wielokrotnie symetryczny wzór z dwoma wyraźnymi strefami od których odchodziły, a może do których dochodziły zewsząd linie. Psionik wskazał Rufusowi jedną ze stref samemu zajmując drugą. Usiadł na kamiennej podłodze zaplatając nogi. Rozłożył ręce wypuszczając powoli powietrze z ust. W tym samym moemncie z jego dłoni wypuścił magiczne promienie, które rozświetliły wyrysowany wzór, który świecił się blado-błękitnie.

[media]https://cdna.artstation.com/p/assets/covers/images/000/989/632/medium/godfrey-escota-new18.jpg[/media]

Ogarki świec, które psionik zgarnął podczas śniadania zapłonęły małym, spokojnym płomieniem.
- Ale ta podłoga zimna - zaczął półork, ale zamilkł pod twardym spojrzeniem mężczyzny.
- Skup się teraz na osełce. Chciałbym, żebyś ją czuł, *znał* ją, każdą nierówność pod palcami. - głos psionika był monotonny zarówno w tonie jak i w tempie.
- Wyobraź sobie jak każda z niedoskonałości powstała…
- To proste, -
żachnął się Rufus, ale ponownie zamilkł pod gromiącym spojrzeniem Jace’a.
- Chciałbym, żebyś przypomniał sobie swojego ojca. Jaki miał głos? Jak wyglądał? O czym mówił gdy używał osełki? Przypomnij sobie historię jego ojca… - Rufus zamknął oczy, utonął w transie skupiony na prowadzącym go głosie psionika. Było mu zimno w tyłek, siedzenie z nogami skrzyżowanymi było niewygodne. Czuł jak drętwieje mu lewa noga, a prawe ucho zaczyna swędzieć. Bał się jednak zwrócić poruszyć, nie chcąc przerywać hipnotycznych słów płynących z ust Belerena.
- Odłóż osełkę w rozświetlonym trójkącie - padło polecenie. Wojownik instynktownie bez otwierania oczu odłożył przedmiot we wskazane miejsce przed sobą. Jeden wierzchołek trójkąta prowadził do Rufusa, podczas gdy dwa kolejne przechodziły w serię linii zakończonych dwoma świeczkami.
Jace poczuł to pierwszy. Lekkie mrowienie na karku, efemeryczny powiew chłodu. Kącik jego ust uniósł się do góry. Jedna ze świec zatańczyła niespokojnie. Jace nie przestawał mówić, jednak półork nie był w stanie rozpoznać języka. Był całkowicie pochłonięty rytuałem. Włosy na przedramieniu uniosły się, gdy dostał gęsiej skórki. Otworzył oczy, świeca zgasła. Oboje spojrzeli na osełkę, która wydawała się leżeć odwrotnie niż położył ją wojownik.
- Musisz się bardziej skupić - powiedział w końcu psionik.
- To nie moja wina, że podłoga jest tak zimna, że mogę sobie jaja odmrozić! - żachnął się wojownik. Westchnienie. ~ Będzie ciężko ~
- Opowiedz mi o tym co poczułeś.
- Jak to co? Zimno. -
odpowiedział półork.
- To może potrwać znacznie dłużej. - mruknął psionik.
Spróbujmy jeszcze raz…
 
psionik jest offline  
Stary 30-05-2019, 13:06   #365
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Obóz był niewielki co była zarówno czymś dobrym, jak i czymś złym. Ułatwiało pokonanie go, ale utrudniało ewentualną infiltrację. Im mniejsza grupa tym więcej trzeba wiedzieć o tych, którzy ją tworzą, aby skutecznie wejść w jej szeregi. Tak nauczył ją ojciec. Emi nie zamierzała więc ryzykować. Poświęciła dużo czasu wypytując Sulima co widział. Potem znacznie dłużej poświęciła na obserwację obozu. Dowiedziała się, że strażnicy na wieży zmieniają się co sześć godzin. To co dodatkowo zauważyła i zanotowała sobie jako dobrą ciekawostkę - nudziło im się wielce podczas tych sześciu godzin. Chcąc jednak się zbliżyć musiała okrążyć obóz i zakraść się do niego od strony nieprzyjemnych chaszczy. Korzystając z magicznych rękawów zmieniła ubranie na takie, przypominające otoczenie. Niezauważenie podeszłą do krawędzi. Leżąc płasko na ziemi obserwowała. Nie raz coś się w jej wnętrzu ściskało. To jacy byli jej wrogowie brzydziło ją. Jak Mikel mógł ją nawet do nich przyrównać? Nie była taka jak oni. Kharrick nie był taki jak oni. Nawet jeśli wie, że trzeba czasem użyć podobnych metod nie czerpie z tego przyjemności. To na pewno. Nie jest jak ten przywódca bugbear, który wyszedł z namiotu z rękoma utytłanymi po łokcie we krwi po tym jak zaciągnęli tam tego wychudzonego biedaka. Kharrick by chciał go pochlastać na kawałki. Emi uznała, że to jest dobra motywacja. Szczególnie, że przyjdzie złodziejowi przekazać trudne informacje. Namiot wodza był obwieszony skalpami ofiar jakie dopadł. W śród nich powiewały na wietrze ogniście rude włosy. Były akurat takiej długości jakie miała Yastra. Rhyna będzie załamana. Do tego wyglądało na to, że asystentka alchemiczki nosiła zbroję oraz puklerz Rathana. Tak, Kharrick na pewno będzie chciał pochlastać tych zwyroli na kawałki. Desna świadkiem, że wymierzy im gorzką sprawiedliwość za śmierć jego... towarzyszy? Emi westchnęła. Ledwo znała tę dwójkę. Raptem kilka dni. Złotowłosa akolitka jednak nie pozwalała zapomnieć o narwanej elfce. Rhathana próbowała powstrzymać... czuła się winna za jego śmierć. Mogła coś więcej zrobić.

~ Czy to oznacza, że jakoś trochę lepsza jestem? Bo mi bardziej zależy? ~ zapytała się samej siebie.

~~ Hmm... zawsze ci było szkoda tych, którzy umierali. Wciąż jesteś kim byłaś. ~~ gość odpowiedział nieproszony. Emi jednak wiedziała, że ma rację. Wymówki, to wszystko były wymówki. Perfekcyjnie utkane osobowości, w które wchodziła, aby przypodobać się wszystkim dookoła. Aby nie mogli dojrzeć jak bardzo w jej wnętrzu brakowało... wszystkiego.

Pomimo rozmyślań dziewczyna nie przestała być czujna. Wodziła spojrzeniem za przywódcą tego obozu widząc jak dwie postacie nie odchodzą od niego na krok. Widziała goblina, którego wszyscy kopali. Szkoda nawet jej było tej istoty, ale powinien stanowić dobry cel w przeprowadzeniu sabotażu. Karmił wilki. Chaszcze, które osłaniały zejście były świetnym ukryciem. Za pomocą defoliantu spokojnie mogła utworzyć sobie, póki co, ukrytą ścieżkę. Tamtędy też będzie mogła wyprowadzić niepostrzeżenie jeńców. Powoli układał jej się w głowie plan. Najpierw jednak musiała upewnić się, że pozostali dostaną odpowiednie informacje. Wycofała się więc do kryjówki i napisała raport.



Raport:

Obóz Krwawa Szczęka - jest umieszczony w wąwozie. Ściana jest od północy i zachodu. Wysokość od 3 do około 15 metrów. Niezbyt stroma. Południe dodatkowo porośnięte trudnymi do przebycia chaszczami (można się pozbyć). Od wschodu ostrokół i jedyne wejście bez ścian i innych utrudnień.
  • Możliwe, że podejście od strony ostrokołu zostało zastawione pułapkami (hobgobliny chodzą wyznaczonymi ścieżkami).
  • Od północno zachodniej strony kanionu znajduje się wieża obserwacyjna. Zmiana wart co 6 godzin. Dwójka wartowników. Nie opuszczają stanowisk w trakcie warty.
  • W obozie jest około 30 wrogich jednostek w tym możliwi czarujący, kapłan i alchemcy (dwójka).
  • Obóz jest zaludniony przez hobgobliny, bugbeary, worgi i wilki, oraz goblina (dostrzeżono jednego). Czteronogi są tylko 4.
  • Jeden worg zawsze jest na zwiadzie z jednym bugbearem.
  • Dowódcą obozu jest bugbear. Towarzyszą mu zawsze dwie inne osoby (potencjalnie kapłan i czaromiot)

Do raportu została dołączona mapka narysowana najlepiej jak Emi potrafiła. Zostały tam dodatkowo podpisane kluczowe miejsca w obozie:
  • Namiot alchemika (obok ostrokołu)
  • Namiot dowódcy (zachodnia część obozu)
  • Namiot sypialnia (północ obozu)
  • Namiot składzik (południe obozu obok jest zagroda wilków) są w nim jeńcy. Ilość nieznana.
  • Środek obozu - drzewo.
[media]https://i.imgur.com/oQ0gBtR.png[/media]




Sulim przyzwał kolejnego zwierzęcego towarzysza i list poleciał do jaskiń. W tym czasie Emi zastanowiła się jeszcze raz nad kilkoma rzeczami. Uznała, że przed wejściem pomiędzy żołnierzy potrzebuje jeszcze kilku dodatkowych informacji. Zebrała się z kryjówki, wróciła do chaszczy i na nowo obserwowała. Koncentrowała się na tym jak hobosy chodzą, jak między sobą się zachowują, kiedy jedzą. Wszystko co było mniej ważne dla normalnego człowieka, a dopplerki najistotniejsze na świecie.

“Pamietaj - powtarzał ojciec - twoje ciało to broń. Ty jesteś bronią. Wielu się będzie ciebie brać, a wielu będzie pożądać naszych umiejętności. Strzeż się wszystkich.”

To, że Jace, Laura, Mikel i Sulim wiedzieli czym jest naprawdę było oczywistym przeciwstawieniem się słowom ojca. O ile jednak ich nie podejrzewała o złe zamiary zdawała sobie sprawę, że hobosy mogli by mieć właśnie takie. Błędy z jej strony mogły by zaważyć na wiarygodności “przebrania”. Gdyby zaś udało im się odkryć, że to nie jest po prostu czar... ten dowódca pewnie byłby zadowolony, gdyby mógł przedstawić swojej generał takiego dziwaka do kolekcji. Żywego i gotowego na złamanie i wierną służbę. Emi skrzywiła się do swoich myśli. Oszukiwała się. Najpewniej by ją zwyczajnie zabili nie wiedząc nawet z czym mają do czynienia. Może ten ta kapłanka lub wychudzony hobos mogliby przejrzeć jej przebranie, ale musieliby mieć do tego podstawy. Tych dopperka nie zamierzała im dawać. Spędziła całą noc obserwując obóz. Kiedy zbliżał się świt umknęła w las ledwo już utrzymując przytomność. Wiedziała jednak na co może sobie pozwolić. Znała ich sposoby zachowania. Mogła wejść pomiędzy nich. Przed zaśnięciem poprosiła Sulima aby poleciał do jaskiń i przekazał reszcie nowe informacje. Nakreśliła mu co zamierza zrobić jak już się wyśpi. Klejącymi oczami patrzyła, jak druid zmienia się w jastrzębia i odlatuje. Głowa sama opadła jej na miękkie futro Psotniczka... a może to był ten borsuk? E, co za różnica. Chyba jej nie zje...
 
Asderuki jest offline  
Stary 30-05-2019, 21:18   #366
 
psionik's Avatar
 
Reputacja: 1 psionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputację

Jace, Laura, Mikel i uciekinierzy

- I to tyle. Jakieś uwagi? Planowanie zostawiłabym na po śniadaniu, na pusty żołądek gorzej się myśli, a może i dostaniemy jakieś dokładniejsze informacje od Kharricka -
Mikel ochoczo przystał na propozycję. Nie mieli zbyt dużo informacji, ale te posiadane budziły pewne nadzieje.
-Jedzmy w takim razie. Zobaczymy, co więcej podeśle nam Kharrick. Na razie widzę pewne zastosowanie dla łuczników, ale wstrzymam się z głosem na razie. - jak powiedział, tak zrobił.
- Mhm, poczekajmy jeszcze na raport Kharricka. Dwa tuziny… - mruknął Jace pochłonięty innymi myslami.

Wiadomość od Emi dotarła dopiero wieczorem - niosący ją ptak musiał się namęczyć, bo nie tylko była dość długa, ale zawierała także odręczny rysunek obozu. Charakter pisma dopplerki był też zdecydowanie ładniejszy od sulimowego.

Mikel powoli trawił dane zawarte w liście. Dodatkowe informacje były cenne i tym bardziej utwierdziły go we wnioskach, które wyciągnął z porannej korespondencji.
- Dwie sprawy wydają się oczywiste. Zabezpieczenie pozycji na górze i wyeliminowanie czujek oraz tego patrolującego niedźwieżuka. Nasi łucznicy mogą dużo zdziałać z wysokości, a jeśli pojawi się szansa, żeby chociaż część ich sił dopaść poza obozem to chyba warto z niej skorzystać - chłopak ostrożnie dobierał słowa i zaczął od spraw najbardziej oczywistych.
Jace przytaknął. - Jeśli Kharrick zdołałby zakraść się i unieszkodliwić ten dzwon na wieży, byłoby nam zdecydowanie łatwiej. dodał.
- Fakt. Ten problem powinien się rozwiązać po zabiciu wartowników. Tylko trzeba działać szybko. - Wojownik doprecyzował wcześniejszą wypowiedź. - Przyda nam się też jakaś wybuchowa alchemia, żeby narobić zamieszania.
- Mamy chyba jeszcze jakieś zapasy, Vane trzyma nad nimi pieczę, może będzie też mógł coś przygotować z Porvynem - Aubrin pokiwała głową.
- Poprosiłem wczoraj przed imprezą naszych twórców o uzupełnienie zapasów ognia alchemicznego i środków wybuchowych. - dodał Jace, otrzymując w odpowiedzi aprobujące mruknięcie tropicielki.
-No dobra… To zostaje wybrać jeszcze porę i metodę głównego szturmu. Z tym, że cokolwiek teraz nie ustalimy, wszystko może się zmienić, zanim dotrzemy do obozu. Na razie wydaje mi się, że warto atakować godzinę przed zmrokiem lub w okolicy świtu. Atak nocny uczyni naszych łuczników bezużytecznymi, chyba że ktoś ma jakiś pomysł jak temu zaradzić? Część z nas co prawda radzi sobie w ciemności, ale co z resztą? - Mikel przerwał w końcu przeciągające się milczenie.
- Podpalenie namiotów, w szczególności tego alchemika da trochę światła. - zauważył psionik.
- To zależy kto, kiedy i jak jej podpali. Zakładałem właśnie, że atak alchemicznym świństwem będzie najbardziej skuteczny z góry. Możemy to rozwiązać inaczej, ale nadal łucznicy będa niezbyt pomocni, jeśli grupa naziemna nie podpali wystarczająco dużo, a i płonący namiot może nie dać dosyć światła. - wojownik starał się obiektywnie spojrzeć na propozycję psionika. - Jeśli jednak nie wymyślimy nic lepszego to będziemy musieli zaryzykować. Nie mamy jakiejś magii, która mogłaby pomóc? - pytanie było skierowane do wszystkich obecnych.
- Zaklęcie światła rzucone na groty strzał, albo na zwykłe kamienie? - zasugerowała Aubrin - Jako plan awaryjny, jeśli podpalenie się nie uda? -
Mikel pomyślał chwilę i zaczął coś delikatnie szkicować na rysunku od Kharricka.
-To może tak… Zaatakujmy od zachodu… Dzielimy się na dwie grupy. - naszkicował na mapce dwa kształty - Trójkąt to strzelcy i miotacze, reszta główna grupa uderzeniowa. Hmm… - dorysował kilka linii i zaznaczył parę miejsc jako “x” - Najpierw razem zdejmujemy wartowników na wieży… Może jakaś strefa ciszy czy coś, żeby nie narobili hałasu... następnie trójkąty ruszają wzdłuż wąwozu do celu numer jeden. Kółka w międzyczasie ruszają na południe i szukają dobrego zejścia na dół. Może udałoby się zorganizować jakieś drabinki sznurowe czy coś… Kiedy cel numer jeden zacznie płonąć, można zacząć schodzić. Jest szansa, że zamieszanie na drugim końcu obozu i osłona tego namiotu po naszej stronie pozwoli nam się dostać niezauważenie… Trójkąty odczekają jakąś minutę, może dwie i przesuną się ku celom numer dwa i trzy jednocześnie wychodząc wyżej, by móc nas osłaniać i wesprzeć atak grupy szturmowej. Hmmm… Dobra. Słucham sugestii, co może pójść nie tak? - Mikel uważnie przyglądał się pozostałym, czekając na reakcję i uwagi.
Jace spojrzał na modyfikacje dokonane przez wojownika. Oczy rozjaśniły mu się gdy mapa nabrała głębi trzeciego wymiaru. W miejscach oznaczonych przez wojownika pojawiły się bladoniebieskie figurki reprezentujące atakujące grupy phaendarczyków, które poruszały się wzdłuż narysowanych linii. Namioty jeden po drugim stanęły w płomieniach, gdy miniaturowe bomby rzucone przez drobne figurki spadły na poły. Całość powtarzała się w pętli pozwalając wszystkim przestudiować wszystko raz za razem aż do znudzenia.
Przyglądając się w milczeniu scenerii Jace rozciągnął dłonie nad iluzją i przesuwając je na boki stworzył dwie kopie, które zaczął modyfikować. W pierwszej łucznicy zostali na górze szyjąc z łuków na dół, wojownicy zaś prowadzeni przez figurkę Sulima wchodzili do obozu od południa przez rozstępujące się przed druidem zarośla.
Trzecia iluzja różniła się od wariantu pierwszego tym, że wojownicy pozostali na górze przy drewnianych schodach prowadzących z wieży prosto w dół do obozu i odpierali atak figurek hobgoblinów u podnóża wykorzystując wąskie gardło jakim stało się wejście na schody. Po chwili zastanowienia, psionik przesunął figurkę hobgoblinów w kierunku namiotu z więźniami zaznaczając go na czerwono.
- Potencjalnie będą mogli użyć więźniów jako żywych tarcz. - wytłumaczył.
Przyglądał się trzem wariantom drapiąc po brodzie i wprowadzając delikatne poprawki odzwierciedlające możliwe posunięcia przeciwnika.
Pierwsza, oryginalna iluzja ożywiła się gdy zaznaczone na czerwono “pionki” ruszyły w górę po schodach i zaatakowały znajdujących się na górze łuczników. W tym czasie figurki wilków ruszyły wzdłuż obozu ścierając się z figurkami wojowników.
- To jeden z możliwych scenariuszy odparcia ataku. - powiedział. - Odrzućmy warianty, trudno mi się skupić na trzymaniu ich wszystkich w ruchu. -
- Celne uwagi. - Mikel był zaskoczony jak przydatne mogą być takie iluzje przy układaniu planu. - Łucznicy powinni dostać tarczownika do obstawy. W razie czego będzie mógł utrzymywać pozycję na schodach, a w odpowiednim momencie zbiec na dół i dołączyć do reszty. Podoba mi się wizja przejścia przez zarośla, ale wtedy będziemy musieli dobrze zgrać atak z obu stron. Będziesz w stanie przekazać wiadomość na taką odległość? Co do żywych tarcz, to wydaje mi się to mało prawdopodobne, ale moglibyśmy po wejściu do obozu skierować kogoś do uwolnienia jeńców. Niewielką grupę, żeby nie dzielić już i tak podzielonych sił… Może Kharrick w przebraniu, dałby radę przygotować ich wcześniej? - wojownik sprawiał wrażenie, że takie rozważanie różnych opcji i dostosowywanie się do zamierzeń przeciwnika jest dla niego czymś naturalnym.
- Dałbym radę przekazać, ale zajęłoby to trochę czasu. Jace rozwiał iluzję z przejściem przez krzaki skupiając się na pozostałych dwóch. W obu wersjach przez krzaki przechodził teraz sam Sulim, który znikał w namiocie z więźniami.
- Może Sulim dałby radę uwolnić ich i wyprowadzić przez zarośla? -
-Musimy zapytać Sulima, ale w tym zamieszaniu mogłoby się to udać. - Mikel zdawał się promieniować optymizmem. -Im bardziej skomplikowany plan, tym więcej spraw może wziąć w łeb, ale nie wydaje mi się, żeby to była najtrudniejsza część. Zostajemy przy zejściu po ścianie wąwozu? Nie ukrywam, że to martwi mnie najbardziej. Zejście po schodach jest jednak zbyt widoczne. - zamyślił się, szukając ewentualnej alternatywy. Nie wiedząc żadnej, dodał. -[i]Będziemy potrzebować wszystkiego co ułatwi nam zejście. Drabinki to minimum. Jeśli ktoś zna czar spowalniający upadek to też mógłby się nadać. Ktoś mógłby zeskoczyć, gdyby bezpieczne zejście było zagrożone.
- Dwie najprostsze metody to schody lub skorzystanie z umiejętności Sulima. - iluzja ponownie zapętliła się przedstawiając oba warianty jeden po drugim.
- Schody raczej odpadają. Myślę tak. Jestem dowódcą obozu. Coś się dzieje w nocy. Wychodzę z namiotu i pierwsze co robię jak ogarnę, że się pali to patrzę na wieżę zastanawiam się czemu wartownicy nie zaalarmowali? - zrobił pauzę, dając zebranym szansę na wyciągnięcie własnych wniosków, a był przekonany, że chociaż część wpadnie na to samo, co on - Teraz mogę zobaczyć zbiegające wrogie jednostki. Ewentualnie zakładam od razu, że warta padła i wysyłam ludzi na górę lub przed schody by odeprzeć ewentualny atak. - kolejna pauza - Tu pojawia się okazja, żeby wziąć ich w kleszcze! - w głosie wojownika pierwszy raz słuchać było swego rodzaju satysfakcję - Chyba zostaje nam zejście po ścianie lub przez zarośla. - dodał już spokojniej.
Jace wzruszył ramionami nie mając ochoty wchodzić w kolejny spór.
- Wyśle ludzi na górę, bo inaczej zostanie zdziesiątkowany przez łuczników. Drugą opcją będzie wzięcie więźniów w celu pertraktacji… negocjacji, a w zasadzie wymuszenie naszej kapitulacji. - stwierdził.
-Wydaje mi się, że kwestie więźniów już rozwiązaliśmy… Jeśli chodzi o obronę schodów to tarczownik plus łucznicy powinni dać radę obronić się przeciwko przeważającym siłom. Mają przewagę wysokości i wąska przestrzeń, gdzie jeden, maksymalnie dwóch wrogów może zaatakować. Boję się dzielić bardziej nasze siły, ale chyba możemy dorzucić im kogoś władającego magią. Może Laura mogłaby nimi dowodzić? Zwłaszcza, że spora część jej czarów może nas wesprzeć z daleka. Zanim powiesz o leczeniu… Mam jeszcze sporo mikstur. Rozdam jej tym, którzy atakują frontalnie. - Mikel nie do końca rozumiał, o co chodzi Jace'owi.
Gdy mężczyźni dyskutowali o taktyce, w sali zaczęły zbierać się kolejne osoby, wezwane w międzyczasie przez Aubrin - bliźniaki Belerenów, wspomniani przez Yana ochotnicy, a także Eric, Vane i Rhyna. Zdążyli zapoznać się z mapą i wstępnymi pomysłami Mikela i Jace'a.
- Podejście od strony tych zarośli wydaje się najłatwiejsze i będzie najlepszym zaskoczeniem. - Rufus wskazał palcem dolną część rysunku - No i od razu będziemy obok jeńców. Tylko musimy się przedrzeć. - stwierdził, patrząc z nadzieją na władających magią. Mikel przytaknął i uśmiechnął się.
- A co do schodów - wtrącił się Vane - To może je zniszczyć?
-Myślałem o tym i faktycznie powinniśmy się przygotować na taką ewentualność. Ogień alchemiczny, ewentualnie coś wybuchowego powinno dać radę. Mimo wszystko wstrzymałbym się z taką decyzją, aż nie będzie wyboru. Może się okazać, że schody mogą być naszą opcją ewakuacji. Ekipa trójkątów powinna mieć coś do zniszczenia schodów pod ręką. Dobrze, że nam zwróciłeś na to uwagę. - wojownik z uznaniem skinął głową.
- Rozwiążmy problemy po kolei. - odezwał się spokojnie Jace. - Mamy trzy tematy do przedyskutowania: pierwszy to zabezpieczenie łuczników na górze; drugi to uwolnienie więźniów i trzeci to dostanie się na dół. Są to tematy poniekąd powiązane, ale w każdym wypadku wypracujmy rozwiązanie oddzielnie, inaczej tematy potraktujemy pobieżnie, a chodzi tu o nasze życie. - Jace spojrzał po wszystkich upewniając się że zrozumieli powagę sytuacji.
- Może zaczniemy od końca, jeśli pozwolicie. Plan mamy taki, że Sulim będzie w stanie wpłynąć na gęstwinę by utorować drogę do więźniów. Póki co nie wiemy co to jest za gęstwina? Dlaczego nie ma tam straży? Czy nie ma tam pułapek? Więc póki co mamy bardzo niewiele. Rzekłbym, że optymistycznie jest to jeden z wariantów. Rozważmy scenariusz, gdy Sulim będzie nie będzie mógł nas przeprowadzić, lub gdy będzie mógł przejść tylko sam. Tam jest zagroda wilków i worgów, one mają węch. Możemy tam potencjalnie wpaść na wściekłe bestie, a z ostatniej walki ze zwiadowcą wiemy, że to trudni przeciwnicy. Temat schodów i zejścia na dół zostawmy na razie w spokoju i rozważmy inne alternatywy, w porządku? -
Mikel westchnął, odnosząc wrażenie, że rozmowa zaczyna się od początku.
-Dobrze. Jeśli nie będzie mógł nas przeprowadzić to pozostaje nam zejście po ścianie wąwozu. - napomknął i wrócił do głównego wątku - Myślę, że nawet wilki kiedyś śpią i pewnie da się ukryć nasz zapach, zwłaszcza w czasie pożaru. Jak namioty będą płonąć to pewnie nikt nie zwróci uwagi na dziwne zachowanie zwierząt, nawet jakby coś wyczuły. Ktoś ma jakieś inne sugestie? - rozejrzał się po zgromadzonych.
- Skupmy się na zajęciu się więźniami - rzucił Vane - Najlepiej byłoby zadbać, żeby mogli sami uciec w zamieszaniu. Ale nic prawie o nic nie wiemy, ilu ich jest, w jakim są stanie. Cholera… Kiedy wraca Kharrick? Właśnie, zabrał moje zapasy defoliantu, może użyje tego z głową… - mruknął.
- Trudno powiedzieć. - powiedział w zamyśleniu Jace. Po chwili podjął temat planowania: - W wariancie optymistycznym Sulim albo będzie w stanie wziąć ze sobą wystarczająco dużo osób by zabezpieczyć więźniów, jeśli takowi są, bo masz rację, że nie wiemy zbyt dużo o tym, - psionik przyznał rację Vane’owi - albo będzie w stanie zauroczyć przynajmniej część wilków swoim niebywałym urokiem osobistym, żeby osłaniały ucieczkę. Jeśli zgodnie z pomysłem Mikela wyeliminujemy jednego zwiadowcę, będziemy mieli do czynienia jedynie z trzema kundlami. Jeśli natomiast nie udałoby się ich wyprowadzić tą drogą, będziemy potrzebować zabezpieczyć ich jak najszybciej. Mógłby spuścić im na głowy grad kamieni, który dodatkowo utrudni poruszanie się i wspomóc to jakimś przyzwaniem pająków, czy innego robactwa, co w znacznym stopniu zajęłoby przeciwnika, a to oznacza, że w najgorszym wypadku wystarczy nam Sulim do ochrony więźniów. Reszta, skądkolwiek nadejdzie wesprze go w ciągu maksymalnie pół minuty. Kharrick wspomniał, że hobgobliny chodzą wyznaczoną ścieżką, więc pewnie druid byłby w stanie wyprowadzić więźniów przez wschodnią część obozu.
Czy coś pominąłem? -
spytał szerszego grona odbiorców.
 
psionik jest offline  
Stary 31-05-2019, 12:26   #367
Kowal-Rebeliant
 
shewa92's Avatar
 
Reputacja: 1 shewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputację

- Hmm… Jeśli już Sulim wejdzie przez zarośla, to może da radę wyprowadzić jeńców przez nie? To byłaby najkrótsza droga - zaproponowała Aubrin.
- Jeśli. - odpowiedział psionik. - chodzi mi tylko o to, żebyśmy byli przygotowani. -
- Wydawało mi się to oczywiste. Myślałem nawet, żeby zapakować kilka sztuk broni do tej magicznej torby Jace'a, żeby po ucieczce uchodźcy mogli się jakoś bronić i ewentualnie polować, gdybyśmy się rozdzielili i nie udało się od razu do nich szybko dotrzeć. Jeśli oczywiście nie masz nic przeciwko. - zwrócił się do psionika. Wojownik miał też nadzieję, że część z uwolnionych sama zechce pomóc w walce. Nie chciał jednak nikomu tego sugerować. Wydawało mu się nieodpowiednim oczekiwać od tych ludzi takiego poświęcenia. Chciał jednak dać im taką możliwość, jeśli sami się na to zdecydują.
- To dobry pomysł. - przytaknął Jace. - Jeśli będą w stanie walczyć, możemy ich zaopatrzyć w broń.
-Podsumowując, jeśli chodzi o więźniów, liczymy na Sulima, który ma jako jedyny możliwość dostania się tam i uwolnienia pojmanych. Jeśli się da, pójdzie z nim kilku wojowników, jeśli nie, pójdzie sam. Dostanie od nas trochę mieczy do uzbrojenia więźniów i sam zdecyduje nad najbezpieczniejszą drogą ucieczki. Zadaniem wojowników będących już w obozie będzie zajęcie hobgoblinów walką pozwalając więźniom uciec. Nie mogą dopuścić do tego, żeby hobgobliny ruszyły po więźniów. Przejdźmy teraz do drugiego punktu: jak...

-Wybacz, ale jest jeszcze jedna opcja. Myślę, że byłbym w stanie sam przedostać się przez te krzaki do więźniów, ale nie dam rady już z nimi wrócić. Musimy zapytać Sulima, ale w razie czego powinienem przedostać się szybko w jedną stronę. Będę musiał poszukać wtedy innej drogi powrotu. Zobaczymy co powie nasz druid. Wolałbym jednak wziąć udział w walce, ale w razie czego mamy jeszcze taką alternatywę. Kontynuuj. - skinął głową przedmówcy.
W porządku, to mamy potencjalnie dwie osoby, które mogłyby się przedostać tamtędy. Musisz się tylko upewnić, że nie ma tam żadnych magicznych osłon. - przytaknął Jace.
- Jakie mamy pomysły na przedostanie się wojowników? Najbardziej oczywiste są schody lub zejście w miejscu gdzie ściana jest najmniejsza. Nie dysponujemy magią zdolną przenieść wszystkich bezpiecznie na dół.
-Chyba jednak schody mogą być rozwiązaniem, jeśli wartownicy na wieży to jedyna nocna straż lub jeśli Kharrick będzie w stanie wyeliminować ewentualną straż w obozie. Moglibyśmy zejść wtedy po cichu i wstrzymać ostrzał, aż nasi ludzie zaatakują śpiących hobgoblinów. Po zejściu, można by odesłać ze trzy, cztery osoby w kierunku namiotu wodza i reszta zaatakowałaby namiot sypialny. Dopiero wtedy zaczęliśmy podpalanie. - Mikel trochę zmienił rysunek.
- Wtedy najpewniej zostaną zaalarmowani przez wilki - odpowiedział psionik dostosowując plan do rysunku.
- I nie rysuj tu, tylko pokaż co chcesz, zmodyfikuję widok. Zaraz plany dostarczone przez Kharricka będą w ogóle nieczytelne -
-Może dałoby się podrzucić do kolacji coś mocno usypiającego? Jak je otrujemy i za chwilę padną, to może wzbudzić niepotrzebne podejrzenia.
- Dałem Kharrickowi zalążki sordes febricitantem, gorączki brudu. Jeśli skazi nimi jedzenie, w ciągu kilku dni hobgobliny powinny się pochorować. - stwierdził sucho Vane. Widać było, że nie jest z siebie dumny.
- Nie było cię wcześniej, ale z opisu przesłanego przez Kharricka wynika, że mają co najmniej dwóch swoich alchemików i jednego kapłana. Jeśli otrujemy jedzenie, raczej szybko się z tego wykaraskają. - Jace nie chciał gasić entuzjazmu, ani dumy Vane’a, ale czuł się w obowiązku poinformować wszystkich o możliwych komplikacjach.
- Występuję tu nieco w roli adwokata diabła kwestionując każdy pomysł, ale to nie dlatego, że uważam, że są złe. Chciałbym przedstawić Wam potencjalne ryzyka związane z każdym z nich. Chciałbym uniknąć sytuacji, w której będziemy zaskoczeni na miejscu sytuacją, która była do przewidzenia, a jej nie zauważyliśmy.
- A co sądzisz o mocnym uśpieniu wilków, zamiast ich truciu? - Mikel, był autentycznie ciekaw opinii psionika.
- Jeśli zgramy to w czasie to super, ale nie wiem jak to zrobić… jeszcze. -
-Zapewne znowu musimy liczyć tu na Kharricka, ewentualnie jakiś przelatujący ptak, mógłby upuścić spreparowanego gryzonia, czy trzy… Ciekawe co na to Sulim? - wojownik uśmiechnął się szeroko -Mamy jakieś mniej cudaczne pomysły, czy zostawiamy to na później i lecimy dalej? - zapytał pozostałych.
- Ich medycy mogą sobie poradzić, ale to uszczupli ich zasoby, a trzech będzie miało ręce pełne roboty. - Vane próbował rozwiać wątpliwości Jace’a, ale kiwnął głową, gdy Mikel zaproponował ruszenie dalej.
- W takim razie pozostaje kwestia łuczników - odezwała się Klara - Jest nas czwórka, która nieźle strzela - kiwnęła na Yana, Erica i Tezzereta - Nie przejmujcie się zostawianiem nam obstawy, poradzimy sobie - rzuciła Mikelowi wyzywające spojrzenie, po czym została dźgnięta łokciem przez brata - Mamy też Eldę - wtrącił Yan.
~ Serio, nawet teraz? ~ pomyślał Jace, jednak nie wypowiedział cisnącego się na usta ostrego komentarza. Zamiast tego odetchnął i powiedział spokojnie:
- Nie musisz nikomu nic udowadniać. Wszyscy znamy i cenimy zarówno Twoją siłę, jak i zaradność. - Po drobnym łechtaniu ego siostry przystąpił do właściwego planowania.
- Jesteście mobilni i w razie czego możecie się wycofać. Główne siły hobgoblinów powinny być zajęte walką wręcz, ale liczyłbym się z małą grupką skautów, których celem byłoby zajście was od tyłu i wyeliminowanie. Elda z pewnością przyda się do pilnowania przed takim scenariuszem. -
-Całkowicie zgadzam się z Twoim bratem Klaro. Nie wątpię, że świetnie sobie dacie radę, ale jeśli my dopuścimy do tego, że ktoś ruszy ku wam, chociażby tymi schodami to musicie być na to przygotowani. Na miejscu ich magów również wziąłbym Was na cel na samym początku. Wcześniej sugerowałem, że Laura powinna do Was dołączyć, ale jeśli zmieniamy założenia i dostajemy się na dół schodami to być może wystarczy wam coś do ich zniszczenia na wszelki wypadek, jeden zbrojny i kilka mikstur leczących. W razie mocnego ostrzału z dołu, zawsze możecie wycofać się poza ich zasięg. - Mikel miał zamiar kontynuować, ale przerwał na chwilę, oddając głos samej zainteresowanej.
- Albo się położyć, z dołu nas nie trafią. Nie jestem głupia - odpowiedziała dziewczyna niezadowolona - Na dole będzie wam potrzeba więcej mieczy, my w razie czego się wycofamy -
Mikel spojrzał na nią z uznaniem. Ta dziewczyna miała charakter.
-Jak dla mnie zgoda. Ufam Twojemu osądowi. Musisz jeszcze przekonać do tego swojego brata, a i może pozostali zainteresowani zabiorą głos? Yan? Eric? Tez? - wojownik skapitulował. Wiedział, że dziewczyna ma rację, a podświadoma potrzeba przyznania im większych sił mogła wynikać z innych pobudek.
Obaj Belerenowie milczeli, przyglądając się, jak zareaguje Jace, jakby szykowała się im jakaś rozrywka. Za to odezwał się milczący dotychczas Eric.
- Jeśli dacie mi kilka minut spokoju przed atakiem, dam radę rozstawić pułapkę czy dwie przy naszej pozycji, to wystarczy na zabezpieczenie - Mikel klasnął w dłonie. -Świetnie! Co Ty na to Jace? - zapytał najstarszego z Belerenów, który wyraźnie zwlekał z odpowiedzią.
- Zobaczymy kto nam zostanie. Być może ja zostanę na górze z łucznikami? Zobaczymy. Ustalmy najpierw jak chcemy uderzyć głównymi siłami kierowanymi przez Mikela? - odpowiedział wymijająco.
-Przeze mnie, jeśli nie będę uwalniał jeńców. Uprzedzam. Na dole będą potrzebni wszyscy, którzy nie będą niezbędni gdzie indziej.
- Masz największe podobno doświadczenie, więc powinieneś dowodzić starciem na dole. - Beleren nawiązał do wczorajszej wieczornej narady, gdzie Mikel przedstawiał siebie jako stratega znającego się na „wygrywaniu walki”.
- Ehh.. - westchnął, ale postanowił nie dać się wyprowadzić z równowagi - Nie wiem czy największe... - spojrzał na Aubrin bo tak naprawdę nie wiedział za wiele o jej młodości - ... ale niech będzie. Co do głównego ataku... - wziął głęboki oddech - Możemy uderzyć większością sił w jednym punkcie, żeby szybciej przełamać ewentualny opór lub jednocześnie zaatakować w dwóch lub trzech miejscach, żeby żadna z grup nie zdążyła się przygotować. Jak uważacie?
- Jak uważasz. - odpowiedział psionik.
-Nie jestem pewny. Z jednej strony szybka eliminacja magów czy dowódcy może przeważyć szalę bitwy. Utrudnienie przegrupowania i zebrania sił ma swoje zalety. Z drugiej strony szybki i mocny atak na namiot sypialny mógłby pozwolić na szybką eliminację dużej grupy, ale jednak słabszych przeciwników. Nie… - Mikel zawahał się - Będziemy wtedy pomiędzy wodzem i magami… Myślę, że jednak dwie małe grupki i jedna większą. Równoczesny atak w trzech miejscach. Chyba. Dajcie mi chwilę się zastanowić. Jak ktoś ma jakieś uwagi to nie krępujcie się. - młodzieniec znowu pochylił się nad iluzją, intensywnie myśląc.
- Wyeliminowanie czaromiotów na początku zawsze zwiększa szanse na sukces. - zgodził się Jace. - Z góry łucznicy mogą nie podołać zadaniu, oni powinni czuć oddech przeciwnika na sobie. Zakładam, że spalenie namiotu alchemicznego pozbawi ich większości niebezpiecznych zabawek, być może spowoduje wybuch, więc uważałbym w tamtych okolicach. - Planowanie powoli nużyło psionika. Większość wydawała się zaplanowała, pozostało tylko ustalić rolę wojowników i czekać na potwierdzenie wszystkiego od Sulima. Co do samego rozmieszczenia wojowników, Beleren wolał się nie wypowiadać, pozostawiając to komuś, kto ma realne doświadczenie w boju. Wiedział, że cokolwiek tam zaplanują i tak pewnie weźmie w łeb.
- Z uwagi iż pewnie moje czary nie są tak daleko sięgające pójdę z tobą bracie. Trochę szczęścia na pierwszej linii dla naszych i pech dla innych zawsze się przyda.- Odezwała się w końcu Laura mówiąc o zamiarze uczestniczenia w ataku z konkretną grupą.
- Dzięki siostra. Dobrze mieć Cię przy sobie. - bliźniak uśmiechnął się w odpowiedzi.
- Kiedy chcecie wyruszyć? Chcę wiedzieć, za co się zabrać do przygotowania, jeśli mam zdążyć - zapytał Vane.
- Poczekamy na Sulima, więc mamy co najmniej jeden dzień, plus pewnie jeden dzień na odpoczynek. - odpowiedział Jace.
Vane zastanawiał się przez chwilę, jakby coś przeliczał. - Hmm, niedużo czasu, ale rozumiem ograniczenia i ryzyko. Z drobną pomocą będę w stanie coś przygotować, ale złotych gór nie obiecuję -
Po nim odezwała się Aubrin - Mamy coś jeszcze do omówienia? Widzę, że jest jeszcze sporo niepewności, ale może kolejne wiadomości od Kharricka i Sulima je rozwieją-
-Jeśli można, to jeszcze jedno. - Mikel wręczył Aubrin małą, karteczkę, na której przez ostatnie kilka chwil coś notował - Jace, gdybyś mógł to nanieś to prosze na plan, kiedy będę tłumaczył. Na samym początku dzielimy się dwie grupy, nazwałem jej wcześniej kółkami i trójkątami, więc będę się trzymał tych nazw. W skład trójkątów wchodzą nasi strzelcy czyli Eric, Klara, Yan i Tezzeret. Po rozdzieleniu udają się pod namiot alchemików i czekają aż zacznie się walka i dopiero wtedy rozpoczynają podpalanie. Zależy nam, żeby zabić jak najwięcej hobgoblinów zanim się obudzą. Po podpaleniu pierwszego namiotu przesuwają się ku kolejnemu i powtarzają akcję, w międzyczasie oddając strzały, gdy któryś z wrogów się wystawi. - wojownik przyjrzał się uważnie trójkątom, sprawdzając ich reakcję na to, co zaraz powie -Zapewne w którymś momencie będziecie musieli zdecydować, gdzie koncentrować ostrzał, a gdzie wasza pomoc przyda się w mniejszym stopniu. Żeby uniknąć zamieszania potrzebujecie dowódcy i taką rolę przewidziałem dla Erica. Liczę na Twoją rozwagę i doświadczenie.
- Traper kiwnął głową, ale dopiero potem przyjrzał się planowi. - Wiesz, że podpalenie namiotu to nie pstryknięcie palcem? Jak tam jakiś alchemik pracuje, to musiałby być naprawdę tępy, żeby go jakoś nie zaimpregnować, prawda? - zerknął na Vane’a, który potwierdził przypuszczenia skinieniem głowy.
- Od razu widać, że dobrze wybrałem.- reakcją na pochwałę Mikela było tylko prychnięcie. Wojownik kontynuował - Masz rację. Twoim zadaniem, jako dowódcy jest znaleźć na to jakiś sposób, ale możemy to odłożyć na później. Zostańcie prosze obaj po naradzie i pomyślimy co z tym zrobić dobrze? - grzecznie zapytał, na co mężczyźni skinęli głowami.
-No dobrze. Teraz reszta. Pozostali wchodzą w skład kółek, gdzie wydzielimy jeszcze dwie podgrupy czyli kwadraty i te.. no takie kopnięte kwadraty… w sensie romby. - uśmiechnął się przepraszająco -Kółka schodzą po schodach. Prowadzi Kharrick, za nim Jace i Rufus bo jako pierwsi odłączą się od grupy. Ruszają prosto do namiotu alchemików. Przy dużej dozie szczęścia Szelma załatwi ich zanim się zorientują i może, nie trzeba będzie martwić się ich namiotem. Nie podejmujemy, żadnych innych działań do momentu, kiedy kwadraty zaczną swoją robotę. Na sygnał od Jace’a, reszta kółek atakuje śpiących w środkowym namiocie, a trójkąty zaczynają swoje manewry. Dowodzę kółkami do momentu, kiedy pojawi się ich dowódca. Wtedy ja i Vitale odłączymy się, by go zatrzymać, a Laura wycofa się odrobinę. Siostra… Będziesz musiała sama decydować, kiedy wspierać swoją magią nas, a kiedy pozostałych. Grupy po wykonaniu swojej roboty wykonują polecenia swoich dowódców i pomagają tam, gdzie Ci uznają, że wsparcie będzie najbardziej potrzebne. Dowódcą kółek pod moją nieobecność będzie Diethard. - Mikel spojrzał na niego - Mogę na Ciebie liczyć?
Krasnolud westchnął ciężko - Niech ci będzie, ale na moją głowę to za skomplikowany ten plan trochę. Cały czas jest gadka, że przydałoby się więcej wiedzieć, a tu od razu co kto robi, gdzie stoi i jak? Pierdzieć też mam na sygnał? A co, jak nas już na schodach dojrzą? Albo paru będzie lżej spało? Wtedy cały misterny plan w pizdu -
- Wtedy po prostu będziemy ich lać po mordach aż wszyscy nie padną. - z uśmiechem odpowiedział wojownik. - Tak chyba będzie najprościej.
- O widzisz! Taki plan to ja rozumiem! - - Wojownik w odpowiedz poklepał krasnoluda po ramieniu. Rozmowy trwał jeszcze chwilę, ale najważniejsze było już ustalone.
Jace w milczeniu przysłuchiwał się Mikelowi niezbyt zainteresowany podziałem. Patrząc na doświadczenie i obycie innych, podejrzewał, że z chwilą gdy zobaczą hobgoblina cała taktyka pójdzie w łeb, dlatego nie oponował przy tym planie. Musiał jedynie trzymać Laurę i Klarę z dala od hobgoblinów, Klarę z dala od Mikela i Kharricka… cóż, chyba „przy życiu” było odpowiednim terminem. Westchnął mimowolnie.

[media]https://i.pinimg.com/originals/94/60/1e/94601ed10606a65ab0f51a5be25ee43f.png[/media]
 
__________________
Potrzebujesz pomocy z kartą do Pathfindera lub DnD?
Zajrzyj do nas!

Ostatnio edytowane przez shewa92 : 31-05-2019 o 13:27.
shewa92 jest offline  
Stary 31-05-2019, 13:32   #368
DeDeczki i PFy
 
Sindarin's Avatar
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
IX dzień miesiąca Rova, Fangwood, 39 dni po ucieczce z Phaendar, 13 dni po dotarciu do jaskiń

Emi

O ile sen spędzony w towarzystwie sporych futrzaków był pełen ciepła i miękkości, to moment przebudzenia upłynął Emi pod hasłem wszechobecnego futra i ciężkiego zaduchu, który szybko wygonił ją na zewnątrz. Miało to jednak swoje pozytywy - była tak przesiąknięta zapachami lasu, że wytresowane wilki nie powinny zwracać na nią uwagi.

Idąc w stronę obozu, dopplerka rozgrywała w głowie kolejne różne scenariusze, jak podejść i wprowadzić zamieszanie w szeregach Żelaznych Kłów. Możliwości było wiele, tylko które nie skończą się dla niej tragicznie?
~~Tylko nas nie zabij, jeszcze tyle ciekawych rzeczy do zrobienia~~ głos chyba po raz pierwszy przejawiał jakąś ostrożność. Byłoby jednak lepiej, gdyby ostrzegł ją przed hobgoblińskim patrolem na który prawie wpadła pogrążona w myślach. Emi w ostatnim momencie wycofała się za drzewo, chociaż była pewna, że widzieli ją przez moment - ale nie było reakcji. ~~Nie ma za co. Ale darmowa wersja próbna się kończy~~ Zanim dopplerka zrozumiała znaczenie tych słów, jej uszu dobiegła cicha rozmowa w goblińskim.
- Kiedy Fahrak ma wrócić od tych śmierdzieli? -
- Dziś wieczorem, może jutro rano -
- Ciekawe, czy znowu kogoś przyniesie ze sobą, jak ostatnio
-No, ta elfka była niezła. Rzucała się do samego końca, nawet jak sierżant się za nią zabrał
-A jak się potem darła! Ale ja bym te rude kudły wywalił, nie ma co obozu brudzić -
ponury rechot i świadomość, o kim mówili sprawił, że Emi aż zadrżała ze zgrozy.

Jace, Laura, Mikel

Ponownie, rozmowy trwały do późnego wieczora - tym razem jednak widać było, że perspektywa bliskiego starcia oddaliła większość niesnasek na dalszy plan. Mimo to niepokój o przyszłość wciąż pozostawał z phaendarczykami - powoli, acz nieubłaganie podgryzając i krusząc ich pewność siebie. Czy ten plan w ogóle miał sens? A jeśli tak, to czy mimo to uda im się wygrać? Czy przewaga zaskoczenia będzie ważniejsza od przewagi liczebnej? Czy w ogóle mają to zaskoczenie, może Emi została już złapana i przesłuchana? Czy ich trudy mają w ogóle sens, skoro armie Żelaznych Kłów liczą tysiące żołnierzy?

Od ranka następnego dnia ciężko było komukolwiek nie zerkać co chwilę na zachód, wypatrując kolejnego ptasiego posłańca z wiadomością od Kharricka i Sulima. Wreszcie, około południa coś nadleciało - tym razem był to druid we własnej osobie. W ciągu paru minut zbiegli się do niego wszyscy biorący udział w ataku, chcący poznać nowe informacje z obozu oraz dowiedzieć się, czy z ich towarzyszem wszystko w porządku.
- Em… Kharrick wysłał Sulima, żeby Sulim przekazał jego plany i pomógł przy przygotowaniu ataku. Kharrick mówi, że będzie w stanie wkraść się na teren obozu niezauważony i spróbuje jakoś ich osłabić, samemu nie ryzykując za bardzo. Może też jakoś pomoże jeńcom. Jak Sulim może wam pomóc, przyjaciele? -
 
Sindarin jest offline  
Stary 04-06-2019, 14:35   #369
 
psionik's Avatar
 
Reputacja: 1 psionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputację
Mikel krótko nakreślił plan, jaki udało im się ułożyć i jakie miejsce zajmuje w nim druid.
-Dasz radę przedostać się przez zarośla i ich uwolnić? - zapytał druida.
- Rośliny nie zrobią Sulimowi krzywdy i nie utrudnią mu przejścia, ale Sulim może też stworzyć w nich ścieżkę dla innych - stwierdził druid - Ale Mikel musi obiecać, że po wszystkim pomoże mu zasadzić je tam z powrotem - dodał poważnie.
-Oczywiście Sulimie. - wojownik nie mial wyboru i musiał się zgodzić.
Krasnolud mruknął coś niezrozumiale, po czym otworzył szerzej oczy, jak o czymś sobie przypomniał - Ach, Sulim całkiem by zapomniał! Kharrick prosił, żeby wysłać mu wiadomość przed wyruszeniem, wtedy postara się zatruć jedzenie tak, żeby hobgobliny zaczęły chorować, kiedy zaatakujemy -
- Dobre wieści przynosisz. - dodał Jace słysząc raport druida. - Możemy w takim razie wprowadzić część wojowników od południa. Musimy tylko potwierdzić w którym momencie powinniśmy ruszyć drugą grupą na namioty. - zwrócił się do Mikela.
-Hmm… Myślę, że plan może na razie zostać w obecnej formie. Ustalimy kto wejdzie od południa, kiedy dowiemy się czegoś więcej o nocnym życiu obozu. - odpowiedział psionikowi.
- Chodź Sulimie, musisz odpocząć zanim wyruszymy, a mam do Ciebie jeszcze jedną prośbę. -
- Możliwe, że ja również będę miał jedną lub dwie, ale w razie czego Cię odszukam. - wojownik uśmiechnał się do druida.
- Sulimie, mam prośbę… - Jace zaczął gdy zaleźli się na osobności - ...nie chcę żebyś poczuł się urażony i zrozumiem jeśli odmówisz… ale czy podzielisz się ze mną swoimi wspomnieniami obozu? Obiecuję, że dotkniemy tylko tych wspomnień bez sięgania po cokolwiek czego sobie nie życzysz.
- Sulim myśli, że Jace i tak by wiele nie znalazł z dawnych lat, pamięć Sulima jest bardzo zawodna. Ale chętnie podzieli się nimi, będzie dokładniej niż gdyby mówić -
- Usiądź i nie bój się - Jace uśmiechnął się siadając na przeciwko. Przez chwilę rozmawiali i samej drodze do obozu, o zmianie kształtu i uczuciu latania w chmurach. Druid wiercił się na początku, jednak szybko pod wpływem tonu i temperatury głosu psionika, a także subtelnych ruchów ciała wyciszył się. Jace wyciągnął powoli dłonie nie przerywając rozmowy i dotknął skroni Sulima.
W jednej chwili otoczył go bezmiar błękitu. Był wysoko w powietrzu, czuł promienie słoneczne na piórach, wiatr opływający skrzydła i smukłe, orle ciało. Czuł radość bijącą ze wspomnień, wolność i wszechobecną przestrzeń. Pierwszy raz "widział" by Sulim był tak beztroski. Spojrzał na dół na zieleń gdzieś daleko pod nim. Bystre oczy orła szybko skupiły się na szczegółach małego obozowiska umieszczonego w niewielkim wąwozie.
Ściany wznosiły się w miarę regularnie i niezbyt ostro z dwóch stron. Trzecia strona ograniczona była przez ścianę gęstych krzewów, a czwarta miała prowizoryczne ogrodzenie. Pośrodku obozowiska rosło spore drzewo, które druid mimowolnie rozważał jako sojusznika w walce.
Orzeł zrobił jeszcze dwa kółka schodząc nieco niżej i pozwalając psionikowi dostrzec dokładniej ściany wąwozu i wieżę wartowniczą. W dole trwał ruch, drobne postacie hobgoblinów poruszały się wraz z wilkami, jednak Sulim nie zwracał na nich większej uwagi, ale umysł Jace’a był w stanie wywnioskować o wiele więcej. Zwrócił uwagę na wyróżniajacych się dostrzegając drobne niepokojące szczegóły, jak puklerz Rathana, czy rude włosy mogące należeć do Yastry. Druid jednak nie zarejestrował tego, wspomnienie nie wyrażało żadnych uczuć.
Przyjrzawszy się dokładnie pamięci Sulima ze zwiadu, Jace gotów był już wycofać się z umysłu krasnoluda. Zanim jednak zdążył to zrobić, wyczuł w pobliżu błękitne wstęgi dawnych, zapomnianych już wspomnień. Nie zdołał ich powstrzymać - uderzyły weń z całą siłą, wyrzucając go z powrotem do siebie. Jace potrzebował kilku chwil na opanowanie się, ale wciąż czuł resztki tych wspomnień. Uczucie ogromnej potęgi, ojcowska miłość opasująca całą puszczę, wiedza o wszystkim, co dzieje się w jej zakamarkach, a także dojmujące uczucie straty i bycia zdradzonym. Psionik nie wiedział czemu, ale wszystko to wydawało mu się dobrze znane.
Jace spojrzał na Sulima, który zdawał się nieświadomy nagłego wspomnienia. Pot spłynął mu po plecach.
- No, i po bólu - uśmiechnął się. Druid odwzajemnił uśmiech podnosząc się z miejsca.
- Dziękuję. Sulim pójdzie teraz odpocząć, żeby być gotowym do drogi.
- Oczywiście. To ja dziękuję przyjacielu -
odpowiedział psionik zostając sam na sam ze swoimi myślami i wspomnieniami krasnoluda.
 
psionik jest offline  
Stary 10-06-2019, 09:48   #370
DeDeczki i PFy
 
Sindarin's Avatar
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
Emi

Desna była boską patronką nie tylko podróżników, ale też hazardzistów – i najwyraźniej podejmując przez cały dzień ogromne ryzyko podczas infiltracji obozu Kłów, Emi musiała przypodobać się swojej bogini, bo szczęście jej nie opuszczało. Korzystając ze swych nieprzeciętnych zdolności była w stanie wejść, zbadać i wydostać się, nie wzbudzając najmniejszych podejrzeń hobgoblinów. Jej kryjówka także pozostawała niezauważona – zwiadowcy polowali dla jedzenia, więc spędzający większość dnia w swej norze borsuk był przez nich ignorowany, a pouczony przez Sulima Psotnik także nie wystawiał z niej nosa. Niedźwiedź siedział osowiały w kącie, dopiero powrót dopplerki sprawił, że bardziej się ożywił, najpierw obwąchując ją dokładnie, a potem wylizując po twarzy.
Gdy Emi zasypiała już, zmęczona po całym dniu, gdy rozbudziło ją pohukiwanie sowy. Normalnie by jej nie przeszkadzało, zdążyła przyzwyczaić się, prawie, do odgłosów lasu, ale to było znacznie głośniejsze, jakby ptak siedział tuż obok. Kiedy rozchyliła powieki, przekonała się, że ma rację: niewielka sówka stroszyła sobie piórka przy samym wejściu do nory, mając przywiązaną do nogi niewielką karteczkę. Dopplerka zerwała się, żeby jak najszybciej przeczytać wiadomość od Sulima i dziękując w duchu Laurze za drobny upominek, który pozwolił jej zrobić to bez rozpalania ognia. Notatka była krótka: Wszyscy są cali, wyruszamy już teraz, dotrzemy za dwa dni.

Jace, Laura, Mikel

Gdy Jace otrząsnął się z połączenia umysłów i na chłodno przeanalizował wspomnienia druida, zwołał szybką naradę, na której wraz z Laurą i Mikelem doszli do wniosku, że należy wyruszyć do obozu hobgoblinów natychmiast, bez ociągania się. Reakcje na nagły pośpiech były różne, ale było to spowodowane bardziej zaskoczeniem niż jakimkolwiek sprzeciwem. W krótkim czasie wszyscy mający wyruszyć zabrali się do rzeczy pod nadzorem Laury i Mikela, podczas gdy Jace rozmawiał z Aubrin na temat tego, czym mają zająć pozostali, a także, co robić, jeśli atak się nie powiedzie.
Przed wieczorem ponad tuzin niedawnych uciekinierów z Phaendar był gotów, by podjąć ogromne ryzyko i spróbować zadać pierwszy cios Legionowi Żelaznego Kła. Jace wraz z młodszym rodzeństwem był żegnany przez Marię, która z pełną powagą rozkazała mu sprowadzić całą ich czwórkę całą i zdrową. Eric Dunkir i Torve przekazywali Hildemowi ostatnie wytyczne odnośnie tego, gdzie w okolicy umieścili sidła, nad którymi pracowali przez ostatnie kilka dni. Erasena czule żegnała się z Vitalem – widać było, że ich relacja nie była już tylko relacją ochroniarz-patronka. Shagari cichym głosem naradzał się z Laurą nad zaklęciami, których najlepiej będzie użyć. Powagę sytuacji zaburzał nieco Mikel ze swoimi przyjaciółmi ze straży dróg, dowcipkujący w najlepsze i wyraźnie rwący się do walki. Wojownik zauważył, że Rufus wydaje się trochę inny niż zwykle, jednocześnie bardziej skupiony i jakby nieobecny. Duże zdziwienie wywołał Vane, który wyszedł z jaskiń obładowany alchemikaliami i ekwipunkiem podróżnym, także gotów do drogi.
- No co? - burknął, widząc spojrzenia innych - Tam przydam się znacznie bardziej -
Gdy tylko Sulim zakończył rzucanie czaru, który miał przynajmniej na kilka godzin zamaskować ślady grupy, byli gotowi do drogi.


X dzień miesiąca Rova, Fangwood, 40 dni po ucieczce z Phaendar, 14 dni po dotarciu do jaskiń

Emi

Wiedząc, że zostało jej niewiele czasu na działanie, zanim pojawią się pozostali, Emi wróciła do obozu hobgoblinów zaraz po przebudzeniu, przegryzając tylko kawałek ukradzionego wcześniej suszonego mięsa. Tym razem działo się tam znacznie więcej niż wcześniej – pokrzykiwania i rumoty słyszała już z pewnej odległości. Po dotarciu do swojego upatrzonego punktu obserwacyjnego ujrzała spore poruszenie przed ostrokołem. Prawie wszyscy pozostający na miejscu żołnierze uwijali się pod nadzorem alchemiczki, wykopując, ostrożnie przenosząc z miejsca na miejsce i na powrót zakopując dziwne, stalowo-drewniane obiekty. ~~Tam się lepiej nie kręć, bo nauczymy się latać~~ usłyszała ten nieswój głos, który zaraz podzielił się swoją wiedzą na temat min alchemicznych. W czasie tej intensywnej reorganizacji pułapek, wewnątrz obozu panował znacznie większy spokój. Emi zauważyła też, że grupa zwiadowców, którzy przybyli do obozu wczoraj wieczorem, zaczyna się już pakować, jakby zbierali się do drogi.

Jace, Laura, Mikel

O ile pośpiech był w tej sytuacji rozsądny, o tyle maszerowanie wieczorem i nocą nie było najprzyjemniejszym doświadczeniem. Przejście pierwszej mili zajęło sporo czasu i przysporzyło phaendarczykom niemało stresu – zmuszeni byli omijać miejsca, w których Eric wraz z pomocnikami rozstawiał swoje pułapki. Sulim często znikał w gęstwinach, by szukać odpowiedniego miejsca na bezpieczny i dyskretny nocleg dla ponad tuzina osób. Gdy w końcu udało mu się taki znaleźć, było już sporo po północy, dlatego wszyscy w pośpiechu rozłożyli zdobyczne namioty i zasnęli twardym, głębokim snem.
Ranek minął na pośpiesznym zebraniu obozowiska i dalszym forsownym marszu, który miał trwać aż do wieczora. Za śniadanie posłużyły jedynie zachomikowane wcześniej polowe racje żywnościowe oraz stworzone przez Sulima magiczne jagody, nie tracono też czasu na żadne czynności poza absolutnym minimum. Nikt jednak nie narzekał – cała grupa szła w milczeniu, a na ich twarzach widać było determinację. Dla Jace’a jej aura była prawie namacalna, ale widział w niej wyraźne żyłki wątpliwości i strachu, które robiły się wyraźniejsze z każdym krokiem.
 

Ostatnio edytowane przez Sindarin : 13-06-2019 o 12:39.
Sindarin jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:13.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172