apierający nieumarli przypominali armię, a sfera świętego światła, którą roztaczał wokół siebie była twierdzą podczas szturmu. Trudno było rzec, czy sytuacja ta napawała go większym strachem, aniżeli tamte dni. Ciągnące się godziny i dni, podczas których ogniste kule i pociski z trebuszy smagały mury razami. Wokoło sypały się kamienie i buchały płomienie. Roznosiły się krzyki rannych i umierających. Nawoływano medyków, kapłanów i magów, by zajmowali się nimi zajmowali lub próbowali odpierać wroga. Oni zaś byli spychani do coraz to rozpaczliwszej obrony. Ich posiłki były w drodze, musieli tylko dać im czas na dotarcie. Czas, którego mieli mniej i mniej. Ciążące wówczas napięcie i wzrastająca desperacja były przytłaczające. Odbierały zapał, a morale topniały jak szalone. Podobnie było teraz. Nieumarłe monstra zalewały ich coraz liczniej. Pojawiały się większe i szybsze, którym nie straszny był palący blask, ani magiczne strzały. A inkantacja nie chciała się skończyć. Trwała zawieszona w powietrzu, a oni oczekiwali na odsiecz. Monstra przebijały się przez mury świętego światła, lecz zaraz napotykały na kolejna zaporę w postaci determinacji, wiary i włóczni o czarnym grocie. Metal przebijał ciało, a tarcza odrzucała je na bok tworząc następny mur, lecz tym razem z ciał poległych dwukrotnie. Dwa wielkie potwory parły na przód nie zważając na swych bezrozumnych sojuszników. Szły wzbudzając trwogę i narastający niepokój. Przeszli przez całą tą komnatę przeciwstawiając się zastępom umarlaków, lecz tym mogli nie sprostać. Wtem o mały włos wszystko nie poszło by na marne. Dzięki desperackiej interwencji Anny Thazar zdołał ukończyć zaklęć. Uczucie triumfu przyćmione zostało blaskiem energii, który wypełnił pomieszczenie raniąc oczy i posyłając na kolana.
Powstał jako jeden z pierwszych. Ściskając w dłoni kulę oraz drzewce włóczni dostrzegł, jak większość nieumarłych padła martwa po raz wtóry. Wszystkie potężniejsze potwory leżały teraz bez krzty ruchu i jedynie animowane nekromancką mocą zombiaki stanowiły im przeszkodę. Ta jednak nie mogła przebić się przez linię świętego blasku, co Edrik przyjął z krótkim, satysfakcjonującym uśmiechem. Obelisk zniknął, a magia w nim zawarta również. Najwyraźniej część potworów była z nim bezpośrednio powiązana, co tłumaczyłoby taki, a nie inny obrót wypadków. Spojrzał następnie na swych towarzyszy broni. Większość z nich dyszała za zmęczenia i wyczerpania, szczególnie Thazar, któremu udało się dokonać czynu, który zapewnił im triumf. Najgorzej wyglądała jednak Anna, która była silnie poraniona. Zbliżył się więc do niej czym prędzej i wezwał jedną z mocy kuli. Wtem na kobietę spłynęła łaska Helma zasklepiająca jej rany.
–
Anno, wykazałaś się odwagą i poświęceniem. Wszyscy jesteśmy twymi dłużnikami, racz więc przyjąć to co ci oferują za sprawą Helma, który patrzy na nas tego dnia przychylnie – rzekł przy tym, po czym wysłuchał słów Thazara. To jeszcze nie był koniec. Pozbyli się dużej części problemu, lecz nie wszystkiego. Pozostawało nadal jego źródło. Sam był rozgrzany, toczył w swym życiu wiele długich bojów to też i walka ta nie wywarła na nim takiego piętna jak na pozostałych. Niepokoił go stan Tajgi, która zdawała się nie odzyskiwać wzroku.
–
Jasmal sprawdź co z Tajgą. Ja będę trzymał truposze na dystans – rzekł do calishytki, po czym zwrócił się do Thazara. –
Możesz zapytać jaszczura, czy wie gdzie może być nekromanta? Czy to daleko? Jeżeli będziemy mieli dość czasu spróbujemy stąd wyjść i dać wam chwilę na złapanie oddechu.