Kiedy Galeb się dowiedział, jak poszły rozmowy z dowódcą garnizonu to nawet się nie wściekł.
Po prostu poczuł wielkie znużenie i przeszła mu przez głowę myśl, że może trzeba było pozwolić, aby gryzipiórek się dowalił do nich… potem wynikłaby walka, a słaniający się co i rusz na nogach Gustav by łaskawie zdechł. Nic dziwnego, że nikt nie miał sił myśleć za szlachcica, skoro ten i tak zrobi po swojemu.
To już nie była kwestia niekompetencji. Zostało mu jasno przekazane co ma mówić i jak. Kanty gaar były słabe, bo były nieprzemyślane i opierały się na zadzieraniu nosa do góry, wywyższaniu się oraz kompletnym braku współpracy z innymi. Gdy w końcu ktoś wyręczył nadętego szlachcica z myślenia ten wolał zrobić i tak po swojemu… i wyszłoby jak zwykle gdyby nie refleks Leo która się zrehabilitowała po przystaniowym wybryku.
Z punktu widzenia sierżanta wszystko mogło być w porządku “bo graniczni ich przepuszczają”, ale przez niego została zrealizowana najbardziej… ryzykancka i głupia spośród udanych wersja planu. Gdyby nie rzucili się w oczy może nikt by nie powiązał, że jakiś transport kupiecki poszedł do Karaku, a parę dni później krasnoludy zaczęły mordować Granicznych. Teraz jeżeli byle dowódca ganizonu wiedział o “jakiejś misji Shredera” idącej na przełęcz i że jest z nią powiązany Lager…
Gdyby okazało się, że Graniczni mają dość czasu i środków aby posłać odwetowy atak na odizolowaną placówkę krasnoludów w Dziedzictwie Bugmana…
Galeb wiedział jedno. Jeżeli przez bufonowatość Gustava przedsięwzięcie Lagera zostanie zrujnowane albo zginie któryś z piwowarów to Runiarz osobiście wypruje flaki szlachcicowi i zrobi to bez oglądania się na “dowództwo” czy “przynależność do armii Wissenlandu”, nawet jeżeli zostanie ogłoszony banitą lub pobratymcy wymuszą na nim zostanie Zabójcą.
To postanowienie zrobił sobie ostrząc o osełkę nowy nóż, który zakupił popołudniu. Dość przeciętnej roboty z rękojeścią owiniętą skórzanym rzemieniem, ale powinien wystarczyć.
Wieczorem zajął się też przeróbką skórzanego czepca. Futerko królika, kilka metalowych elementów i pasków skóry w ciągu godzin wieczornych pozwoliło stworzyć trochę wytrzymalsze i bardziej przystosowane do górskich warunków
nakrycie głowy.
Podobne wzory były bardzo popularny pośród członków jego klanu. Tradycyjnie na przednie ucho czapki mocowało się emblemat z klanową runą, jednak wolał tego nie robić dopóki nie dotrą do Karaku.
Ponadto zakupił rzeczy potrzebne do w miarę komfortowego nocowania oraz krótki łuk i strzały. Kusza bardziej pasowała do krasnoludzkiego woja, jednak Galeb uznał, że łuk będzie… użyteczniejszy. Raził na mniejszy zasięg i słabiej, ale dało się go szybko przeładować, co w połączeniu z mobilnością jaką przejawiał było niewątpliwym atutem. Gdyby udało się kiedyś nabyć łuk z refleksem, zrobioną z rogowego kompozytu… póki co mógł jednak tylko o tym pomarzyć.
Kiedy na następny dzień wyruszyli w dalszą drogę Galeb był po prostu ponury. Nie wiedział co się wydarzy, ale widział że Baron był w doskonałym humorze co jeszcze bardziej krasnoludowi psuło humor. Ale pamiętał słowa Pramatki i miał zamiar robić co w jego mocy, aby wszystko zakończyło się dla Imperium i Krasnoludów dobrze.
Co niekoniecznie musiało oznaczać dobre zakończenie dla niektórych indywiduów.
Galeb rozejrzał się tylko jak wygląda otoczenie i pozostawił gadkę gaar.
Byleby tylko dotarli do Karaku...