Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-05-2019, 12:26   #367
shewa92
Kowal-Rebeliant
 
shewa92's Avatar
 
Reputacja: 1 shewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputację

- Hmm… Jeśli już Sulim wejdzie przez zarośla, to może da radę wyprowadzić jeńców przez nie? To byłaby najkrótsza droga - zaproponowała Aubrin.
- Jeśli. - odpowiedział psionik. - chodzi mi tylko o to, żebyśmy byli przygotowani. -
- Wydawało mi się to oczywiste. Myślałem nawet, żeby zapakować kilka sztuk broni do tej magicznej torby Jace'a, żeby po ucieczce uchodźcy mogli się jakoś bronić i ewentualnie polować, gdybyśmy się rozdzielili i nie udało się od razu do nich szybko dotrzeć. Jeśli oczywiście nie masz nic przeciwko. - zwrócił się do psionika. Wojownik miał też nadzieję, że część z uwolnionych sama zechce pomóc w walce. Nie chciał jednak nikomu tego sugerować. Wydawało mu się nieodpowiednim oczekiwać od tych ludzi takiego poświęcenia. Chciał jednak dać im taką możliwość, jeśli sami się na to zdecydują.
- To dobry pomysł. - przytaknął Jace. - Jeśli będą w stanie walczyć, możemy ich zaopatrzyć w broń.
-Podsumowując, jeśli chodzi o więźniów, liczymy na Sulima, który ma jako jedyny możliwość dostania się tam i uwolnienia pojmanych. Jeśli się da, pójdzie z nim kilku wojowników, jeśli nie, pójdzie sam. Dostanie od nas trochę mieczy do uzbrojenia więźniów i sam zdecyduje nad najbezpieczniejszą drogą ucieczki. Zadaniem wojowników będących już w obozie będzie zajęcie hobgoblinów walką pozwalając więźniom uciec. Nie mogą dopuścić do tego, żeby hobgobliny ruszyły po więźniów. Przejdźmy teraz do drugiego punktu: jak...

-Wybacz, ale jest jeszcze jedna opcja. Myślę, że byłbym w stanie sam przedostać się przez te krzaki do więźniów, ale nie dam rady już z nimi wrócić. Musimy zapytać Sulima, ale w razie czego powinienem przedostać się szybko w jedną stronę. Będę musiał poszukać wtedy innej drogi powrotu. Zobaczymy co powie nasz druid. Wolałbym jednak wziąć udział w walce, ale w razie czego mamy jeszcze taką alternatywę. Kontynuuj. - skinął głową przedmówcy.
W porządku, to mamy potencjalnie dwie osoby, które mogłyby się przedostać tamtędy. Musisz się tylko upewnić, że nie ma tam żadnych magicznych osłon. - przytaknął Jace.
- Jakie mamy pomysły na przedostanie się wojowników? Najbardziej oczywiste są schody lub zejście w miejscu gdzie ściana jest najmniejsza. Nie dysponujemy magią zdolną przenieść wszystkich bezpiecznie na dół.
-Chyba jednak schody mogą być rozwiązaniem, jeśli wartownicy na wieży to jedyna nocna straż lub jeśli Kharrick będzie w stanie wyeliminować ewentualną straż w obozie. Moglibyśmy zejść wtedy po cichu i wstrzymać ostrzał, aż nasi ludzie zaatakują śpiących hobgoblinów. Po zejściu, można by odesłać ze trzy, cztery osoby w kierunku namiotu wodza i reszta zaatakowałaby namiot sypialny. Dopiero wtedy zaczęliśmy podpalanie. - Mikel trochę zmienił rysunek.
- Wtedy najpewniej zostaną zaalarmowani przez wilki - odpowiedział psionik dostosowując plan do rysunku.
- I nie rysuj tu, tylko pokaż co chcesz, zmodyfikuję widok. Zaraz plany dostarczone przez Kharricka będą w ogóle nieczytelne -
-Może dałoby się podrzucić do kolacji coś mocno usypiającego? Jak je otrujemy i za chwilę padną, to może wzbudzić niepotrzebne podejrzenia.
- Dałem Kharrickowi zalążki sordes febricitantem, gorączki brudu. Jeśli skazi nimi jedzenie, w ciągu kilku dni hobgobliny powinny się pochorować. - stwierdził sucho Vane. Widać było, że nie jest z siebie dumny.
- Nie było cię wcześniej, ale z opisu przesłanego przez Kharricka wynika, że mają co najmniej dwóch swoich alchemików i jednego kapłana. Jeśli otrujemy jedzenie, raczej szybko się z tego wykaraskają. - Jace nie chciał gasić entuzjazmu, ani dumy Vane’a, ale czuł się w obowiązku poinformować wszystkich o możliwych komplikacjach.
- Występuję tu nieco w roli adwokata diabła kwestionując każdy pomysł, ale to nie dlatego, że uważam, że są złe. Chciałbym przedstawić Wam potencjalne ryzyka związane z każdym z nich. Chciałbym uniknąć sytuacji, w której będziemy zaskoczeni na miejscu sytuacją, która była do przewidzenia, a jej nie zauważyliśmy.
- A co sądzisz o mocnym uśpieniu wilków, zamiast ich truciu? - Mikel, był autentycznie ciekaw opinii psionika.
- Jeśli zgramy to w czasie to super, ale nie wiem jak to zrobić… jeszcze. -
-Zapewne znowu musimy liczyć tu na Kharricka, ewentualnie jakiś przelatujący ptak, mógłby upuścić spreparowanego gryzonia, czy trzy… Ciekawe co na to Sulim? - wojownik uśmiechnął się szeroko -Mamy jakieś mniej cudaczne pomysły, czy zostawiamy to na później i lecimy dalej? - zapytał pozostałych.
- Ich medycy mogą sobie poradzić, ale to uszczupli ich zasoby, a trzech będzie miało ręce pełne roboty. - Vane próbował rozwiać wątpliwości Jace’a, ale kiwnął głową, gdy Mikel zaproponował ruszenie dalej.
- W takim razie pozostaje kwestia łuczników - odezwała się Klara - Jest nas czwórka, która nieźle strzela - kiwnęła na Yana, Erica i Tezzereta - Nie przejmujcie się zostawianiem nam obstawy, poradzimy sobie - rzuciła Mikelowi wyzywające spojrzenie, po czym została dźgnięta łokciem przez brata - Mamy też Eldę - wtrącił Yan.
~ Serio, nawet teraz? ~ pomyślał Jace, jednak nie wypowiedział cisnącego się na usta ostrego komentarza. Zamiast tego odetchnął i powiedział spokojnie:
- Nie musisz nikomu nic udowadniać. Wszyscy znamy i cenimy zarówno Twoją siłę, jak i zaradność. - Po drobnym łechtaniu ego siostry przystąpił do właściwego planowania.
- Jesteście mobilni i w razie czego możecie się wycofać. Główne siły hobgoblinów powinny być zajęte walką wręcz, ale liczyłbym się z małą grupką skautów, których celem byłoby zajście was od tyłu i wyeliminowanie. Elda z pewnością przyda się do pilnowania przed takim scenariuszem. -
-Całkowicie zgadzam się z Twoim bratem Klaro. Nie wątpię, że świetnie sobie dacie radę, ale jeśli my dopuścimy do tego, że ktoś ruszy ku wam, chociażby tymi schodami to musicie być na to przygotowani. Na miejscu ich magów również wziąłbym Was na cel na samym początku. Wcześniej sugerowałem, że Laura powinna do Was dołączyć, ale jeśli zmieniamy założenia i dostajemy się na dół schodami to być może wystarczy wam coś do ich zniszczenia na wszelki wypadek, jeden zbrojny i kilka mikstur leczących. W razie mocnego ostrzału z dołu, zawsze możecie wycofać się poza ich zasięg. - Mikel miał zamiar kontynuować, ale przerwał na chwilę, oddając głos samej zainteresowanej.
- Albo się położyć, z dołu nas nie trafią. Nie jestem głupia - odpowiedziała dziewczyna niezadowolona - Na dole będzie wam potrzeba więcej mieczy, my w razie czego się wycofamy -
Mikel spojrzał na nią z uznaniem. Ta dziewczyna miała charakter.
-Jak dla mnie zgoda. Ufam Twojemu osądowi. Musisz jeszcze przekonać do tego swojego brata, a i może pozostali zainteresowani zabiorą głos? Yan? Eric? Tez? - wojownik skapitulował. Wiedział, że dziewczyna ma rację, a podświadoma potrzeba przyznania im większych sił mogła wynikać z innych pobudek.
Obaj Belerenowie milczeli, przyglądając się, jak zareaguje Jace, jakby szykowała się im jakaś rozrywka. Za to odezwał się milczący dotychczas Eric.
- Jeśli dacie mi kilka minut spokoju przed atakiem, dam radę rozstawić pułapkę czy dwie przy naszej pozycji, to wystarczy na zabezpieczenie - Mikel klasnął w dłonie. -Świetnie! Co Ty na to Jace? - zapytał najstarszego z Belerenów, który wyraźnie zwlekał z odpowiedzią.
- Zobaczymy kto nam zostanie. Być może ja zostanę na górze z łucznikami? Zobaczymy. Ustalmy najpierw jak chcemy uderzyć głównymi siłami kierowanymi przez Mikela? - odpowiedział wymijająco.
-Przeze mnie, jeśli nie będę uwalniał jeńców. Uprzedzam. Na dole będą potrzebni wszyscy, którzy nie będą niezbędni gdzie indziej.
- Masz największe podobno doświadczenie, więc powinieneś dowodzić starciem na dole. - Beleren nawiązał do wczorajszej wieczornej narady, gdzie Mikel przedstawiał siebie jako stratega znającego się na „wygrywaniu walki”.
- Ehh.. - westchnął, ale postanowił nie dać się wyprowadzić z równowagi - Nie wiem czy największe... - spojrzał na Aubrin bo tak naprawdę nie wiedział za wiele o jej młodości - ... ale niech będzie. Co do głównego ataku... - wziął głęboki oddech - Możemy uderzyć większością sił w jednym punkcie, żeby szybciej przełamać ewentualny opór lub jednocześnie zaatakować w dwóch lub trzech miejscach, żeby żadna z grup nie zdążyła się przygotować. Jak uważacie?
- Jak uważasz. - odpowiedział psionik.
-Nie jestem pewny. Z jednej strony szybka eliminacja magów czy dowódcy może przeważyć szalę bitwy. Utrudnienie przegrupowania i zebrania sił ma swoje zalety. Z drugiej strony szybki i mocny atak na namiot sypialny mógłby pozwolić na szybką eliminację dużej grupy, ale jednak słabszych przeciwników. Nie… - Mikel zawahał się - Będziemy wtedy pomiędzy wodzem i magami… Myślę, że jednak dwie małe grupki i jedna większą. Równoczesny atak w trzech miejscach. Chyba. Dajcie mi chwilę się zastanowić. Jak ktoś ma jakieś uwagi to nie krępujcie się. - młodzieniec znowu pochylił się nad iluzją, intensywnie myśląc.
- Wyeliminowanie czaromiotów na początku zawsze zwiększa szanse na sukces. - zgodził się Jace. - Z góry łucznicy mogą nie podołać zadaniu, oni powinni czuć oddech przeciwnika na sobie. Zakładam, że spalenie namiotu alchemicznego pozbawi ich większości niebezpiecznych zabawek, być może spowoduje wybuch, więc uważałbym w tamtych okolicach. - Planowanie powoli nużyło psionika. Większość wydawała się zaplanowała, pozostało tylko ustalić rolę wojowników i czekać na potwierdzenie wszystkiego od Sulima. Co do samego rozmieszczenia wojowników, Beleren wolał się nie wypowiadać, pozostawiając to komuś, kto ma realne doświadczenie w boju. Wiedział, że cokolwiek tam zaplanują i tak pewnie weźmie w łeb.
- Z uwagi iż pewnie moje czary nie są tak daleko sięgające pójdę z tobą bracie. Trochę szczęścia na pierwszej linii dla naszych i pech dla innych zawsze się przyda.- Odezwała się w końcu Laura mówiąc o zamiarze uczestniczenia w ataku z konkretną grupą.
- Dzięki siostra. Dobrze mieć Cię przy sobie. - bliźniak uśmiechnął się w odpowiedzi.
- Kiedy chcecie wyruszyć? Chcę wiedzieć, za co się zabrać do przygotowania, jeśli mam zdążyć - zapytał Vane.
- Poczekamy na Sulima, więc mamy co najmniej jeden dzień, plus pewnie jeden dzień na odpoczynek. - odpowiedział Jace.
Vane zastanawiał się przez chwilę, jakby coś przeliczał. - Hmm, niedużo czasu, ale rozumiem ograniczenia i ryzyko. Z drobną pomocą będę w stanie coś przygotować, ale złotych gór nie obiecuję -
Po nim odezwała się Aubrin - Mamy coś jeszcze do omówienia? Widzę, że jest jeszcze sporo niepewności, ale może kolejne wiadomości od Kharricka i Sulima je rozwieją-
-Jeśli można, to jeszcze jedno. - Mikel wręczył Aubrin małą, karteczkę, na której przez ostatnie kilka chwil coś notował - Jace, gdybyś mógł to nanieś to prosze na plan, kiedy będę tłumaczył. Na samym początku dzielimy się dwie grupy, nazwałem jej wcześniej kółkami i trójkątami, więc będę się trzymał tych nazw. W skład trójkątów wchodzą nasi strzelcy czyli Eric, Klara, Yan i Tezzeret. Po rozdzieleniu udają się pod namiot alchemików i czekają aż zacznie się walka i dopiero wtedy rozpoczynają podpalanie. Zależy nam, żeby zabić jak najwięcej hobgoblinów zanim się obudzą. Po podpaleniu pierwszego namiotu przesuwają się ku kolejnemu i powtarzają akcję, w międzyczasie oddając strzały, gdy któryś z wrogów się wystawi. - wojownik przyjrzał się uważnie trójkątom, sprawdzając ich reakcję na to, co zaraz powie -Zapewne w którymś momencie będziecie musieli zdecydować, gdzie koncentrować ostrzał, a gdzie wasza pomoc przyda się w mniejszym stopniu. Żeby uniknąć zamieszania potrzebujecie dowódcy i taką rolę przewidziałem dla Erica. Liczę na Twoją rozwagę i doświadczenie.
- Traper kiwnął głową, ale dopiero potem przyjrzał się planowi. - Wiesz, że podpalenie namiotu to nie pstryknięcie palcem? Jak tam jakiś alchemik pracuje, to musiałby być naprawdę tępy, żeby go jakoś nie zaimpregnować, prawda? - zerknął na Vane’a, który potwierdził przypuszczenia skinieniem głowy.
- Od razu widać, że dobrze wybrałem.- reakcją na pochwałę Mikela było tylko prychnięcie. Wojownik kontynuował - Masz rację. Twoim zadaniem, jako dowódcy jest znaleźć na to jakiś sposób, ale możemy to odłożyć na później. Zostańcie prosze obaj po naradzie i pomyślimy co z tym zrobić dobrze? - grzecznie zapytał, na co mężczyźni skinęli głowami.
-No dobrze. Teraz reszta. Pozostali wchodzą w skład kółek, gdzie wydzielimy jeszcze dwie podgrupy czyli kwadraty i te.. no takie kopnięte kwadraty… w sensie romby. - uśmiechnął się przepraszająco -Kółka schodzą po schodach. Prowadzi Kharrick, za nim Jace i Rufus bo jako pierwsi odłączą się od grupy. Ruszają prosto do namiotu alchemików. Przy dużej dozie szczęścia Szelma załatwi ich zanim się zorientują i może, nie trzeba będzie martwić się ich namiotem. Nie podejmujemy, żadnych innych działań do momentu, kiedy kwadraty zaczną swoją robotę. Na sygnał od Jace’a, reszta kółek atakuje śpiących w środkowym namiocie, a trójkąty zaczynają swoje manewry. Dowodzę kółkami do momentu, kiedy pojawi się ich dowódca. Wtedy ja i Vitale odłączymy się, by go zatrzymać, a Laura wycofa się odrobinę. Siostra… Będziesz musiała sama decydować, kiedy wspierać swoją magią nas, a kiedy pozostałych. Grupy po wykonaniu swojej roboty wykonują polecenia swoich dowódców i pomagają tam, gdzie Ci uznają, że wsparcie będzie najbardziej potrzebne. Dowódcą kółek pod moją nieobecność będzie Diethard. - Mikel spojrzał na niego - Mogę na Ciebie liczyć?
Krasnolud westchnął ciężko - Niech ci będzie, ale na moją głowę to za skomplikowany ten plan trochę. Cały czas jest gadka, że przydałoby się więcej wiedzieć, a tu od razu co kto robi, gdzie stoi i jak? Pierdzieć też mam na sygnał? A co, jak nas już na schodach dojrzą? Albo paru będzie lżej spało? Wtedy cały misterny plan w pizdu -
- Wtedy po prostu będziemy ich lać po mordach aż wszyscy nie padną. - z uśmiechem odpowiedział wojownik. - Tak chyba będzie najprościej.
- O widzisz! Taki plan to ja rozumiem! - - Wojownik w odpowiedz poklepał krasnoluda po ramieniu. Rozmowy trwał jeszcze chwilę, ale najważniejsze było już ustalone.
Jace w milczeniu przysłuchiwał się Mikelowi niezbyt zainteresowany podziałem. Patrząc na doświadczenie i obycie innych, podejrzewał, że z chwilą gdy zobaczą hobgoblina cała taktyka pójdzie w łeb, dlatego nie oponował przy tym planie. Musiał jedynie trzymać Laurę i Klarę z dala od hobgoblinów, Klarę z dala od Mikela i Kharricka… cóż, chyba „przy życiu” było odpowiednim terminem. Westchnął mimowolnie.

[media]https://i.pinimg.com/originals/94/60/1e/94601ed10606a65ab0f51a5be25ee43f.png[/media]
 
__________________
Potrzebujesz pomocy z kartą do Pathfindera lub DnD?
Zajrzyj do nas!

Ostatnio edytowane przez shewa92 : 31-05-2019 o 13:27.
shewa92 jest offline