Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-06-2019, 16:22   #99
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 27 - IX.02; późny ranek

IX.02; późny ranek; Nice City; hotel “Hamilton”




Marcus i Vesna



Poranek okazał się bardzo skwarny i duszny. Spiekota panowała od samego świtu. Na niebie co prawda cieszył oko czysty błękit no ale to też oznaczało brak jakiejkolwiek chmurki do łagodzenia tej spiekoty. Wszystkim zainteresowanym udało się jakoś dotrzeć na wyznaczone miejsce spotkania mniej więcej na czas. Na tyle na ile dało się zorientować w świecie bez zegarków o której jest 9 rano. W każdym razie gdy były dzwony pobliskiego kościoła dziewięć razy to Federaci i ich wynajęci pracownicy byli już w hotelowej reastauracji gdzie było wyznaczone miejsce spotkania.

- Dobrze, że już jesteście. Milady zaprasza do stołu. - przywitał ich jak zwykle niezawodny i nienagannie ubrany kamerdyner szlachcianki. Zaprowadził ich do właściwego stołu gdzie już siedziała szefowa całej imprezy. Na szczęście siedziała przy stole nakrytym także dla gości jacy właśnie do niego podchodzili a talerze i półmiski kusiły swoją obfitością. W oczy wpadała patera z ładnie ułożonymi owocami które dalej na północy uchodziły za egzotyczne a tutaj mogły rosnąć w każdym sadzie albo nawet na dziko.

- Dzień dobry. Cieszę się, że już jesteście. Proszę, siadajcie. - Federatka zaprosiła gestem po drugiej stronie stołu swoich gości. Z jednej strony miała tego samego młodego mężczyznę jaki towarzyszył jej wczorajszego popołudnia a drugą zajął Ralf. Przeciwna strona została więc wolna dla gości. No i przy stole jak zwykle stało ze dwóch ochroniarzy Federatki. Milczący i dyskretni a jednak dobitnie wskazywali, że nie dosiadają do przypadkowej osoby. Na razie jednak można było nasycić żołądek, przepłukać gardło, nacieszyć się owocami, ciastem czy pyszną miejscową kawą.

Stawili się całą czwórką jaka wczoraj przyjechała z Espanioli. Marcus, parka z Detroit i miejscowy patykowaty George. Marcus nocował całkiem niedaleko. I musiał przyznać, że nocleg w czystym i wygodnym łóżku pozwolił mu odpocząć i zregenerować siły. Obolałe po nocnych walkach ciało było zdecydowanie mniej obolałe chociaż nadal musiał oszczędzać zranioną nogę i bieganie czy skakanie mogło być jeszcze dość kłopotliwe.

Vesna i Alex mieli problemy całkiem innego rodzaju. Po pierwsze to chyba nie zaspali tylko dlatego, że Alex zerwał się jak poparzony na wspólnym łożu Kristi drąc się, że zaspali do Hamiltona. Pobudka była więc dość nerwowa i gwałtowna. I mocno skacowana. Na szczęście w nieszczęściu okazało się, że Runnerowi coś się uwidziało i gdy z piskiem opon zatrzymali się przed najdroższym i najlepszym hotelem w mieście to jakoś wszyscy dopiero się schodzili. No ale pewnie tylko dzięki temu nie spóźnili się na to spotkanie. Nawet nie wyszło tak źle bo Federatka zaprosiła ich do śniadania i to takiego fest a u Kristi nic właściwie nie zdążyli wrzucić na ruszt.

Federaci traktowali śniadanie jak śniadanie i chyba nie mieli zwyczaju poruszać przy nim poważnych tematów. W każdym razie lady Amari nie poruszała. Raczej takie luźne i swobodne jak minęła noc, czy wypoczęli, czy wszystko było w porządku no i czy czegoś im potrzeba.

W końcu gdy pozostały na talerzach i półmiskach smętne resztki a żołądki zostały przyjemnie wypełnione kelnerki przyszły sprzątnąć ze stołu no i mogli przystąpić do właściwej części spotkania czyli rozmowy o interesach przy porannej kawie lub herbacie.

Milady zapytała o rany Marcusa i Georga. Ralf był wykwalifikowanym paramedykiem i mógł im zmienić opatrunki. George z chęcią skorzystał z tej możliwości. On też zaczął z przepraszającym tonem, że chciałby jednak wypisać się z tej imprezy. Wyprawa w głąb dżungli jednak go przerosła i nie spodziewał się aż takich “atrakcji”. Powrót w głąb zielonego piekła ze świeżą raną mu się nie uśmiechał dlatego chciał zakończyć tą przygodę już teraz.

- Oczywiście młody człowieku. Skoro taka jest twoja wola to to uszanujemy. Ralf wypłaci ci dniówkę i może jeszcze skrzyżują się nasze drogi. Gdybyś zmienił zdanie nie krępuj się wrócić do nas aby dać o tym znak. - milady przyjęła rezygnację podwładnego z iście szlacheckim spokojem co wyraźnie ulżyło chudzielcowi bo mówił z wyczuwalną obawą. Po chwili odszedł gdzieś razem z kamerdynerem który miał mu wypłacić dniówkę i założyć świeże opatrunki. W porównaniu do obiecanej nagrody za przywiezienie czołgu dniówka i to za kilka dni, prezentowała się dość mizernie.

- Czy znacie kogoś kto mógłby go zastąpić? Macie kogoś kto mógłby się pisać na taką wyprawę? - szefowa poczekała aż obaj mężczyźni zniknął za jakimiś drzwiami nim zapytała trójkę swoich gości zapijając pytanie łykiem aromatycznej kawy.

Rozmowy przebiegały jeszcze jakiś czas przy kawie i herbacie. Szefowa miała zadanie dla błękitnego vana. Trzeba było pojechać przed wyjazdem w parę miejsc aby skompletować sprzęt z listy jaką zostawili wczorajszego wieczoru. W nocy kiepsko szło jej skompletowanie skoro całe miasto było w swoich łóżkach. Ralf miał również pojechać w te parę miejsc aby zrealizować te zamówienie.

Vesna zaś zorientowała się, że rano wzięła ostatnią tabletkę przeciwko amnezji. Co prawda powinna działać całą dobę czyli do jutrzejszego poranka. Ale co potem? A chyba byli w najlepszym miejscu w większej i dalszej okolicy aby zdobyć potrzebne leki. Wcześniej, rano, u Kristi chyba właśnie z nią wstała ostatnia. Cała piątka wyglądała rano jak z dnia wczorajszego. Ale mimo, że ciała wydawały się jak przepuszczone przez magiel to gdzieś z tyłu czaszki drapało poczucie dobrze spełnionego, kosmatego obowiązku. No i tak ciężko było wstawać a jeszcze trudniej się rozstać. Gospodyni, wciąż ubrana właściwie w same zaciągnięte białe pończochy i obrożę ze zwisającą smyczą prawie się rozpłakała gdy musieli się pożegnać. Kay też nie było wesoło. John był oszczędny w mimice jak zazwyczaj ale, że po drodze mu było do Hamiltona to zabrał się z nimi ale przy śniadaniu i naradzie udziału już nie brał. Pożegnał się z parą z Detroit gdy Ralf przywitał się z nimi i zapraszał do stołu szefowej. No a teraz zostali przy stole we trójkę z Marcusem i mieli jeszcze służbowo załatwić z pomocą Ralfa parę spraw na mieście zanim wyjadą z miasta. W międzyczasie tego śniadania i narady bezchmurne dotąd niebo zachmurzyło się a z nieba zaczęła kropić mżawka. Ale nadal było bardzo gorąco.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline