|
Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
19-05-2019, 01:00 | #91 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 25 - IX.01; wieczór IX.01; wieczór; Nice City; hotel “Hamilton” Marcus Ralf gdy zorientował się, że pracownik milady nie pali się do samodzielnego spisania listy wziął ten obowiązek na siebie i zapisał trochę kartki w miarę jak Marcus wymieniał kolejne rzeczy. Przypomniał, że oboje z Vesną mają się stawić tutaj jutro o 9 rano. W pobliskim kościele biją pełne i pół godziny w miarę punktualnie to można się po tym poznać. Niedługo później Vesna też skończyła rozmowę z lady Amari i dołączyła do nich. Ona jednak widocznie nie miała trudności z zapisaniem czego jej było potrzeba na kartce. Jej też kamerdyner milady przypomniał, że mieli się z Alexem stawić jutro o 9 rano. Dwójka z Detroit jednak opuściła lokal mając widocznie sprecyzowane plany na ten wieczór i noc. Widać było, że kierowca wyszedł z wyraźną ulgą wcale tego nie ukrywając. Chwilę później już widać było tylko odjeżdżającą granatową furgonetkę. - Oczywiście proszę pana. - barman bez oporów przyjął zamówienie gościa i poszedł zrobić zamówionego drinka. Gdy wrócił postawił szklankę przed Marcusem. - Za kąpiel z towarzystwem będzie 60 papierów. Towarzystwo może pan sobie wybrać. Naturalnie trzeba trochę poczekać aż woda się zagrzeje, z jakiś kwadrans czy dwa. Czy zamówić też i pokój? - barman bez zająknięcia przedstawiał ofertę lokalu. Chyba jednego z lepszych w tym mieście więc i droższych. Takie ważniaki jak Amari zapewne nie nocowaliby w zwykłym hotelu. Ceny jednak były odpowiednie do jakości. O ile pamiętał to w Crow za samą kąpiel było 20 papierów, z towarzystwem może ze dwa razy tyle. No ale to był przydrożny lokal w przydrożnej osadzie a tutaj był w centrum najdroższego lokalu w centrum nastawionego na rozrywkę i usługi miasta. Wodę trzeba było zagrzać jak chyba wszędzie. W końcu czasy gdy z kranu leciała czysta, ciepła woda dawno się skończyły. Niemniej towarzystwo zapowiadało się ciekawie. Wskazane dziewczyny były barmankami albo kelnerkami czy po prostu z obsługi. Wyglądały bardzo apetycznie w tych swoich czystych białych koszulach i krótkich, czarnych spódniczkach. Zdrowe i przyjemnie uśmiechnięte, kręciły się między stolikami z tacami albo robiły za barem drinki dla gości. Dwie białe, blondynka i ciemnowłosa, jedna Latynoska i jedna ciemnoskóra. Było na co popatrzeć i aż ochota brała by taką przytulić. A do tego było to w zasięgu ręki i każda z nich mogła umilić kąpiel gościowi za jedyne 60 papierów. No i można było dostać tu pokój. Naturalnie też odpowiedniej i jakości i ceny. Za najtańszy pokój było 40 papierów. W cenę wliczona była kolacja i śniadanie. Niemniej to i tak ze dwa razy drożej niż wynajmował na mieście pokój ostatnio. No ale to nie był wtedy “Hamilton”. Wyglądało na to, że za 120 papierów można było sobie wziąć owo seksowne towarzystwo na całą noc. No ale właśnie kosztowało to ponad stówę. Gdyby chodziło o samo towarzystwo no to taniej pewnie by było w “Wilgotnej”. Tam dziewczyny na godziny chodziły po pół setki papierów. Za całą noc byłoby pewnie stówka. No albo coś zakombinować bo samo łóżko na mieście kosztowało pewnie ze 20 papierów, może z połowę tego gdyby nie wybrzydzać. IX.01; wieczór; Nice City; burdel “Fleurs du mal” Vesna Spisanie listy potrzebnych rzeczy u Rolfa poszło dość sprawnie. Kamerdyner też miał pewne pojęcie gdzie mógł się podziewać cyngiel szefowej. Powinien być w “Blue Star” w tym samym lokalu gdzie w ostatni weekend odbywały się walki w kisielu albo aukcja najdroższej mapy w tym sezonie. Przypomniał, że mieli się stawić z powrotem w “Hamiltonie” o 9 rano. Z “Hamiltona” do “Fleurs” nie było tak daleko. Gdy już centrum było odblokowane po festynie i miało się cztery kółka. No i energicznego kierowcę za kierownicą. Dlatego granatowa furgonetka zajechała przed najdroższy burdel w mieście całkiem szybko. - Dobra ale bez ceregieli, witamy się i zawijamy na miasto. Zrobimy swoje to tu wrócimy. - Alex mówił jakby wizyta u Kristi groziła nie wiadomo jakim przeciągnięciem się do godzin późnowieczornych, nocnych czy porannych. Wewnątrz było tak jak zapamiętali z ostatniego razu. Niby było to niecałe półtorej doby temu, wczoraj o poranku a jednak wydawało się, że znacznie dłużej. Twarze też wydawały się przyjemnie mniej lub bardziej znajome. Na schodach spotkali nawet krótkowłosą blondynkę. Widać była w pracy co o tej porze doby nie było dziwne przy jej zawodzie i w tym miejscu. Jasmine bowiem paradowała w kompletnym stroju dominy z oficersko wyglądającą czapką na głowie. Uśmiechnęła się do nich promiennie gdy stukając wysokimi obcasami ujrzała kto nadchodzi z dołu stołów. - O, a myślałam, że wyjechaliście. To już jesteście z powrotem? - zapytała gdy spotkali się mniej więcej w połowie schodów i ściskając ich po kolei na przywitanie. - Tak, sprawy mamy na mieście. Ale tylko na jedną noc, jutro się zawijamy z powrotem. - Alex przejął na siebie obowiązki szybkiego streszczenia sprawy. Obrzucił kobiecą sylwetkę blondyny z tatuażem kociej głowy na ramieniu zaciekawionym spojrzeniem bez żenady zaglądając w jej dekolt. - No to mam nadzieję, że się będzie jeszcze okazja spotkać. Ja niestety muszę iść do pracy. Klient na mnie czeka. - Jasmine dawała się i oglądać i podziwiać a nawet dotykać no ale jednak wywinęła się w końcu ich objęć i ruszyła w dół schodów. Kolejnych znajomych spotkali już na piętrze. Parę ochroniarzy największej gwiazdy w tym mieście przy wejściu na odcinek korytarza i kolejnego już przy drzwiach do jej apartamentu. Silvio przywitał ich dyskretnym uśmieszkiem i skinieniem głowy na co Alx zrewanżował się podobnym zestawem. - Kristi, przyjechali Alex i Ves. Wpuścić? - szef ochroniarskiej zmiany jak zwykle prezentował się nienagannie zarówno z wyglądu jak i zachowania. Zapukał w drzwi szefowej i mimo, że tyle razy już przerabiali ten scenariusz tym razem też zapytał jej o zdanie. - Coo? Co ty gadasz? Przecież oni wyjechali. - z głębi apartamentu dał się słyszeć zachrypnięty i pełen zaskoczenia głos gwiazdy estrady. - Tak Kristi. Ale są tutaj teraz. Wpuścić? - ochroniarz wydawał się mieć niespożyte pokłady dobrej woli i cierpliwości do gwiazdy z humorami. Ale w międzyczasie dał się słyszeć łóżkowe odgłosy i kilka kroków od wejścia pokazała się sama zielonooka blondynka. Najpierw popatrzyła z niedowierzaniem na parę stojącą na korytarzu a potem zapiszczała z dzikiej radości. - Ves! Alex! Wróciliście! - krzyknęła rozradowana i przebiegła przez pokój wbijając się z impetem w ich dwójkę. Uściskała ich mocno nie zwracając uwagi, że jest w stroju raczej mocno zdekompletowanym. Tak jakby właśnie była na etapie albo jego zdejmowania albo zakładania. - No pewnie, że wpuszczać! Ile razy mam ci powtarzać! Co ich tak trzymasz na korytarzu! Chodźcie, chodźcie do środka! - gwiazda jak na gwiazdę przystało błyskawicznie przeszła od ściskania swoich gości po ofuknięcie ochroniarza i wciągnięcie swoich gości do wnętrza apartamentu. Silvio zachował spokój i jak zwykle zamknął za nimi drzwi zostawiając ich samych. - Wróciliście! Jak się cieszę! Tak mi was brakowało! - blondyna zapomiała o ochroniarzu i jeszcze raz uściskała i ją i jego. Tym razem porządniej i na środku swojego apartamentu. Była w samym białym zestawie z pończoch i koronkowej bielizny przez co wyglądała bardzo zachęcająco, apetycznie i niewinnie. I tak w połowie drogi między ubraniem czegoś jeszcze na wierzch albo rozebraniem się do rosołu. Musiała niedawno wziąć kąpiel bo końcówki włosów wciąż miała mokre i unosił się od niej aromat użytych kosmetyków. Efekt psuła chrypka której nie dało się zamaskować. - Jesteście głodni? Chcecie coś do picia? Zaraz wam coś zrobię. - gospodyni zawołała szybko puszczając ich wreszcie ale dalej nawijając i poruszając się jak chomik na spidzie. Wskazała na stolik gdzie była jakaś patera z krakersami i owocami a sama podeszła do barku i zaczęła szukać tam czegoś chaotycznie przebierając między szklankami a butelkami. - To co chcecie? Kiedy wróciliście? A może mam coś zamówić konkretnego do jedzenia? Bo tutaj to takie przekąski tylko. - gospodyni nieco odwróciła się bokiem aby zaprezentować wnętrze ładnie wypełnionego barku a jednocześnie przepraszająco wskazała dłonią na paterę na stole. Alex nawet coś zaczął mówić ale blondyna była tak podekscytowana, że nie dała mu właściwie dojść do słowa. - Jej jak się cieszę, że wróciliście! I to cali. Jesteście cali? Jej tak się o was bałam jak pojechaliście w tą dzicz! Dobrze, że już po! Teraz trzeba to uczcić! Bo ja mam dzisiaj wolne. Słyszycie jak mówię? To zdarte gardło. - Kristi pacnęła się dłonią w schorowane gardło i trochę posmutniała. No tak, z taką chrypką nie było sensu wychodzić na estradę. - To przez te koncerty. Za dużo. Ja powinnam mieć odstęp co trzy dni czyli max dwa w tygodniu, no może trzy. A dawałam codziennie. Nawet dwa razy dziennie. No i teraz słyszycie. Ale to z radości! Bo ja zawsze tak się cieszę jak tutaj wracam! No nie mogę się oprzeć a ludzie mnie spotykają i proszą “No chodź nam zagraj Kristi, chociaż jedną piosenkę, prosimy!” no i jak ja mam im odmówić jak oni są tacy kochani dla mnie? No nie mogę! No a potem mam to. Ale! Nie przejmuję się tym! Każdego razu ta sama historia to chyba wszyscy się już przyzwyczaili. Jeszcze dzień czy dwa i będzie dobrze. Może w niedzielę coś zagram bo jutro to chyba jeszcze nie. - Kristin gadała jak najęta szybko przeskakując z tematu na temat, gadała i gadała nawet chyba zapomniała, że stoi przy barku i sama zaproponowała, że zrobi gościom coś do picia. - A to jak nie na koncert to co się tak odstawiłaś? - Alex skorzystał z okazji gdy gwiazda zadumała się nad swoimi szansami na jakikolwiek występ w ten weekend i zapytał o cokolwiek. - A! No tak! Bo mam wolne! No to zamówiłam sobię Kayę. Zastanawiam się czy nie wziąć też Jasmine ale sama nie wiem. A z Kay dogadałyśmy się, że wyszłam z wprawy z chodzenia na smyczy, w obroży i przy nodze to mamy to dzisiaj ćwiczyć. Właśnie się szykuję. O! To jak jesteście to może zostaniecie co? Zabawimy się razem? Zrobię co zechcecie. Kay na pewno też się ucieszy. Też was lubi. To co? Balujemy?! - pytanie Alexa odświeżyło temat a nawet otwarło nowy. Gwiazda estrady wyglądała kusząco niewinnie w tych białych pończochach i bieliźnie. Nawet cała kolekcja autografów od Vesny prezentowała się dumnie i na swoim miejscu. Chociaż te na udzie czy nad piersią, z zeszłego tygodnia były już mocno starte. Alex wydawał się rozdarty jakby gospodyni dała mu żabę do przełknięcia. - Noo… chętnie… ale najpierw musimy załatwić swoje sprawy na mieście. Ale potem wrócimy! - dodał szybko widząc, że te krótkie zdanie sprawiło, że na twarzy rozgorączkowanej i rozochoconej blondynki nagle pojawiło się rozczarowanie jakby zdzielił ją po twarzy czy zrobił coś podobnego. Oboje popatrzyli na Vesnę jakby spodziewali się od niej ratunku, wyjaśnień i jakiegoś genialnego pomysłu jak to wszystko pogodzić.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
24-05-2019, 19:04 | #92 |
Reputacja: 1 |
__________________ Coca-Cola, sometimes WAR |
24-05-2019, 19:17 | #93 |
Reputacja: 1 |
__________________ Coca-Cola, sometimes WAR |
26-05-2019, 00:37 | #94 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 26 - IX.01; późny wieczór IX.01; późny wieczór; Nice City; burdel “Fleurs du mal” Vesna - Ale z was para zdechlaków. - zachichotała Kristi widząc w jakim stanie dwójka jej gości wróciła z jej łazienki. - Chyba wam obojgu przyda się masaż. - Kay też się uśmiechnęła mając widocznie podobne zdanie. Jak powiedziała tak zrobiła. Skończyło się na tym, że Vesna i Nemesis leżeli plackiem na hektarowym łożu gospodyni a ona sama i pracownica tego lokalu zajęły się niesieniem ulgi i relaksu w zmęczone członki. Było to tak samo przyjemne jak powód owego zmęczenia. Po tym etapie błogości obydwie dziewczyny zaaplikowały swoim podopiecznym zabiegi pobudzające przez co całkiem płynnie przeszli od błogiego otępienia balansującego na granicy snu po przyjemny i łagodny powrót do rzeczywistości. - To ty jesteś tą gwiazdą rocka? Tą z koncertów? - cyngiel lady Amari gdy odzyskał zdolność mówienia i myślenia a nawet wrócił do pionu zapytał zaciekawiony blondynki która wyglądała teraz jak całkiem niczego sobie ale jednak dość zwyczajna dziewczyna z sąsiedniego podwórka. Tylko ubrana w koronkowy komplet białej bielizny. No i w samym sercu najdroższego burdelu w mieście. - Rocka też gram i śpiewam no ale głównie country. Ale mam i hip hopowe i metalowe covery. Właściwie wykonuję wszystko na co jest popyt i ludzie chcą tego słuchać. Zwłaszcza jak da się coś zagrać na gitarze. A ty czym się zajmujesz? - Kristi usiadła za plecami Vesny tak, że objęła ją udami i ramionami pozwalając się oprzeć o siebie i w ten sposób mogły razem patrzeć w tym samym kierunku w tym wypadku na firmowego cyngla Federatów. - Sprzątam. A teraz co tutaj będziemy robić? - wydawało się, że gość nie całkiem dowierza temu co tutaj widzi i słyszy i na co się zanosi. Jednak nie było się co dziwić, zapewne mało kto mógł oglądać sławną Kristi Black w takim stroju i w takim miejscu. A przecież nie umawiali się na samo oglądanie Kristi Black. - No kolacja już prawie gotowa to teraz czekamy na Alexa. A potem zaczynamy imprezę! Z Kayą jesteśmy umówione na obrożę i chodzenie na smyczy. Iii… właściwie co tam jeszcze było Kay? - blondynka tłumaczyła wesoło, ochoczo i bez skrępowania co i jak było zaplanowane na ten wieczór i noc zupełnie jakby omawiała jakieś przyjęcie urodzinowe dla dzieci. Na koniec jednak zapytała czarnowłosej dominy jaka usiadła na pufie pod ścianą. - Takiej niedojdzie jak ty to wystarczy. Chcesz mi wmówić, że wykonasz wszystkie polecenia jak należy? No byłby to chyba pierwszy raz a sama przyznałaś, że wyszłaś z wprawy. - głos i grymas twarzy Kay ociekał pogardą i niedowierzaniem w możliwości swojej klientki. Ta jednak zareagowała radosnym rozbawieniem. - Postaram się Kay! Dam z siebie wszystko! - blondynka wyglądała jak przeciwieństwo dominy. Jedna ubrana na czarno druga na biało. Czarnowłosa i blondynka. Chłodna oschłość i wulkan entuzjazmu. - Będziesz chodzić na smyczy? - cyngiel najwidoczniej zrozumiał to o czym się mówi jak należy tylko miał problem z przyswojeniem tego gdzieś tam do środka swojej świadomości. Popatrzył na nieco bliższą mu twarz Vesny i jeszcze na Kay chcąc sprawdzić czy jednak czegoś może nie przegapił. - No! Chcesz mnie pooprowadzać? Wiesz jak fajnie? Ves mnie raz wyprowadziła! Tam na korytarz do Kay. Wiesz jak było kozacko?! Ves świetnie umie prowadzać na smyczy, strasznie mi się to podobało! - gwiazda estrady aż klasnęła w dłonie z tej radości posyłając Vesnie pełne czułości spojrzenie połączone z takim samym uśmiechem. Facet który kazał na siebie mówić John Doe popatrzył na nie obie jakby coraz słabiej ogarniał co tu się mówi i dzieje. Zerknął jeszcze na siedzącą pod ścianą domina a ta twierdząco pokiwała głową. - Co się dziwisz? To największa gwiazda tego miasta i nasz najlepszy klient. Robi co chce i z kim chce. Jak ma ochotę pochodzić na smyczy no to chodzi na smyczy. - Kay chyba poczuła się pod wpływem tego spojrzenia do udzielenia jakiegoś wyjaśnienia. Blondyna zaś radośnie pokiwała głową i zaśmiała się ochryple. Chrypka jednak nadal jej dokuczała gdy się zapomniała. - No racja. - skwitował cyngiel widocznie wreszcie przyjmując do wiadomości co tu, w tych ścianach i za zamkniętymi drzwiami, z dala od postronnych się wyrabiało. - Mam nadzieję, że dzisiaj Ves też będziesz miała trochę dla mnie czasu. Ja bym dla ciebie się szczególnie postarała bo mam nadzieję, że jak już jesteś to zrobisz mi jakiś autograf? Chociaż jeden co? Bo te wcześniejsze już mi się zaczynają ścierać… - gwiazda estrady z nadmiaru tych emocji podskoczyła kilka razy na łożu przy okazji też i trzymaną Ves wzbudzając w podobne ruchy. Tu znów pojawił się element jaki zainteresował Doe. - Jaki autograf? Ona tobie? - zdziwił się znowu jedyny mężczyzna w tym pokoju. Dla pewności wskazał palcem w odpowiedniej kolejności bo gdy miało się do czynienia z taką gwiazdą to autografy przechodziły zwykle w przeciwną stronę. - No! I wiesz jakie kozackie! Zobacz! - Black rozpromieniła się na wzmiankę o tej pielęgnowanej prywatnej przyjemności jaką dzieliła ze swoją przyjaciółką. To mówiąc wyprostowała swoją nogę aby pokazać Doe wnętrze swojego podpisanego przez Vesnę uda. Miała co prawda pończochy ale napis jeszcze był czytelny przez ten cienki, biały materiał. “Najsłodsza cipa w NC 2050”. - A zobacz tutaj! - roezentuzjazmowana blondyna podniosła się na kolana i nieco wysunęła zza pleców Vesny aby zaprezentować kolekcję autografów od kumpeli jakie miała nad piersiami i na brzuchu. - Jeszcze mam jeden tutaj. Taki specjalny. - dłoń gospodyni delikatnie pogłaskała przód swoich białych, koronkowych majtek gdzie spod gumki rzeczywiście wystawały jakieś kreski ale zbyt mało by zorientować się co tam się znajduje. - No ale właśnie Ves, no zobacz, że zaczynają mi się ścierać! A jak ty mi nie zrobisz no to nikt inny mi nie zrobi. Tylko ty umiesz takie kozackie autografy dawać! To jak już jesteś a znów macie wyjechać to zrobisz mi jakiś? Normalnie chyba je sobie na dziary przerobię bo tak mi ich szkoda jak już znikają. - Kristi znów oklapła tym razem trochę z boku swojej kumpeli i popatrzyła na nią prosząco z wyraźnym żalem w głosie i spojrzeniu. No ale Vesna niezbyt miała za bardzo czasu na reakcję bo usłyszeli pukanie do drzwi i po tradycyjnej procedurze weryfikacyjnej gościa do pokoju wrócił Alex. Z miejsca Vesna wiedziała, że mu się udało bo raz, że miał minę i pozę zwycięzcy a dwa to dzierżył dwie nowe spluwy w łapach. Tylko bez magazynków. Wyszczerzył się do niej radośnie. Sprawnie omiótł ten sam zestaw kobiet jaki zostawiał. No i na dłużej zatrzymał się na siedzącym na skraju łoża cynglu Federatów. - Cześć. - widząc to spojrzenie John przywitał się krótko i neutralnie. Alex w pierwszym momencie miał minę jakby nie mógł sie zdecydować jak odpowiedzieć. Zerknął jednak na Vesnę no i chyba uznał, że gra warta jest świeczki. - No cześć. Jestem Alex. Ves jest ze mną. - trudno było odebrać odpowiedź inaczej niż tradycyjne testosteronowe zaznaczenie praw własności i terytorium. - Jasne. John jestem. Ciekawe pukawki. - Doe chyba miał na tyle rozumu i dobrego wychowania, że nie drążył zapalnego punktu. W zamian zwrócił uwagę na gnaty przyniesione przez Alexa. - No! A ile się naszukałem! Co to ma znaczyć, że już zamknięte?! Płacę to wymagam nie? No! - wzmianka Johna przypomniała Runnerowi co trzyma w dłoniach. Zaczął jak to zwykle miał w zwyczaju gdyby sprawdzał czy ktoś ma jakiś problem. Nawet gdy opowiadał i nie chodziło o nikogo z obecnych. - No rany co za lamusy! Mówię, że chcę automat a tu mi dają jakieś powtarzalne CAR-y albo czterotakty! No albo jakiś cwaniaczek mi mówi, że mi przerobi na automat. Pytam się na kiedy. A on, że za tydzień. Wyśmiałem go bo co mi po automacie z atydzień? No to trzy dni. Ale też go wyśmiałem. No ale w końcu znalazłem! - uniósł triumfalnie większą spluwę. Wyglądała jak podobny jaki zostawił w zastaw za Lee u Johansena. Tylko bez magazynka. - Jest git! Ale to! - odłożył emkę i z mniejszą spluwą podszedł do Vesny. - Ta jest dla ciebie. - powiedział prezentując jej jakiś automat. - Miałem kupić tylko dla siebie ale jak ją zobaczyłem pomyślałem o tobie. Bo słuchaj, idziemy w dżunglę no te dzikuny nie będą się pytać czy jesteś fajterem czy nie. Musisz mieć jakąś spluwę na taką okazję. Myślałem o shotgunie albo obrzynie. Ale mało ammo mają i no za ciężkie dla ciebie. Ale ta zbaweczka jest w sam raz. Nie za duża, nie z aciężka i polewa teren ołowiem. Po prostu wycelujesz w bydlaka jaki będzie na ciebie leciał i coś tam go trafi. - tłumaczył podając jej kompaktowy automat na pistoletowe ammo. Gdy Vesna wzięła go w ręce no na pewno był cięższy i mniej poręczny niż nóż czy pistolet. Ale też lżejszy i łatwiejszy do noszenia niż te żelastwo jakie zwykle preferował Alex dla siebie. - To wszyscy są! Wszyscy się znają! Prezenty rozdane! Czas na ucztę! Do stołu! - Kay zaprowadziła porządek w tym zamieszaniu spowodowanym przybyciem Alexa gdy klasnęła w dłonie zwracając uwagę wszystkich. I podziałało bo wszyscy chyba byli już mniej lub bardziej głodni a stół i biurko przy ścianie kusiły smakołykami dla podniebienia. Więc całkiem zgrabnie wszyscy zaczęli się częstować dobrocią szwedzkiego stołu. Przy okazji towarzystwo przemieszało się i chyba każdy miał okazję pogadać na luzie z każdym.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
30-05-2019, 22:13 | #95 |
Reputacja: 1 | - Ceny iście dla bogaczy. Zostawię więc tutejsze zabawy dla nich. - Marcus prychnął i nie przejmując się ewentualnymi komentarzami opuścił hotel. Szlachta mogła sobie pozwolić na wydawanie fortuny, ale on wolał odpocząć i zabawić się w normalnych warunkach, gdzie nie wyduszają z klientów ostatniego gambla. Zwłaszcza że żadnej wypłaty jeszcze nie otrzymał a do tego stracił część gambli na rzecz złodziei, dla których teraz musieli pracować aby odzyskać utracony sprzęt. Szlag go trafiał na taki obrót spraw, ale niestety nic nie mógł na to poradzić. A przynajmniej nie przychodziło mu w tej chwili nic do głowy. Skierował swe kroki do najbliższego normalnego baru. - Nie wyglądasz najlepiej. Odkryłeś coś co chciało cię pożreć? - usłyszał znajomy głos i obrócił się, odruchowo opierając dłoń na rękojeści noża. - Ty widzę cały szczęśliwy i do tego z łupem. - prychnął Marcus w kierunku indiańca, który siedział pod ścianą budynku i pozostając w cieniu rzucanym przez dach poprawiał wiązanie na paru skórach, które najwidoczniej ściągnął z upolowanych zwierzyn. Rozluźnił się trochę i podszedł do kumpla, by wymienić powitania. - Duchy były dla mnie łaskawe i obdarzyły mnie swoją łaską podczas polowania. - odparł Dziki Pazur odłożywszy pakunek i wstawszy do podchodzącego Buźki - Krótko cię nie było i już wpakowaliście się w na coś większego? - Wataha tutejszych dzikunów czy jak oni nazywają te cholerne przerośnięte wilki. Teraz mamy na nie polować i je unieszkodliwić w ramach naprawy szkód. Cholerni złodzieje sami ściągnęli na siebie kłopoty porywając nam sprzęt. - warknął Marcus i spojrzał na indianina wpadłszy na pomysł. - Nie masz ochoty czasem zapolować na niebezpieczną zwierzynę? Z pewnością ich skóry byłyby niezłą zdobyczą i może nawet sporo wartą. Czerwonoskóry zaśmiał się lekko na tą propozycję i sięgnął po swój pakunek by go zarzucić na ramię. Jego łuk wykonany z kości i ścięgien, owinięty ciasno skórą sprawiał wrażenie lichego, ale Marcus widział kiedyś jak jego towarzysz z niego strzela. Niedocenianie umiejętności indianina w posługiwaniu się tą cichą bronią było bardzo złym pomysłem. - Znów próbujesz mnie skusić zdobyczą jak ostatnio? Wtedy pod Graystone obaj mieliśmy szczęście, gdy niedźwiedź okazał się być starym szponem śmierci. - I do dziś nosisz jego kieł na szyi. - skwitował Marcus gdy ruszyli powoli przez Night City. Znał charakter swojego towarzysza i wiedział, że więcej nie może zdziałać. Dał mu przynętę, skusił okazją a czy indianin zdecyduje się dołączyć i wspomóc to już była inna sprawa. - Gdybyś zmienił zdanie, to jutro wyruszamy na polowanie. Wiesz jak mnie znaleźć w razie czego. - Duchy wskażą mi właściwą ścieżkę Marcusie, podobnie jak tobie. - Dziki Pazur uśmiechnął się i skinąwszy głową skręcił w inną uliczkę, oddalając się swoją drogą. Buźka westchnął w duchu, trudno było zrozumieć czerwonoskórych i ich filozofii. Powłóczywszy się jeszcze trochę po mieście skierował się w końcu do motelu. W tej chwili chciał już tylko rozwiązać problem z tubylcami i wyjść z tego z profitem zamiast na wedle tego co oni sobie ustalili. Dotarłszy do baru nie zajęło mu dużo czasu załatwienie sprawy posiłku i noclegu. Nie miał już zbytnio ochoty na cokolwiek.
__________________ "Nie pytaj, w jaki sposób możesz poświęcić życie w służbie Imperatora. Zapytaj, jak możesz poświęcić swoją śmierć." |
31-05-2019, 17:05 | #96 |
Reputacja: 1 |
__________________ Coca-Cola, sometimes WAR |
31-05-2019, 17:06 | #97 |
Reputacja: 1 |
__________________ Coca-Cola, sometimes WAR |
31-05-2019, 17:08 | #98 |
Reputacja: 1 |
__________________ Coca-Cola, sometimes WAR |
02-06-2019, 16:22 | #99 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 27 - IX.02; późny ranek IX.02; późny ranek; Nice City; hotel “Hamilton” Marcus i Vesna Poranek okazał się bardzo skwarny i duszny. Spiekota panowała od samego świtu. Na niebie co prawda cieszył oko czysty błękit no ale to też oznaczało brak jakiejkolwiek chmurki do łagodzenia tej spiekoty. Wszystkim zainteresowanym udało się jakoś dotrzeć na wyznaczone miejsce spotkania mniej więcej na czas. Na tyle na ile dało się zorientować w świecie bez zegarków o której jest 9 rano. W każdym razie gdy były dzwony pobliskiego kościoła dziewięć razy to Federaci i ich wynajęci pracownicy byli już w hotelowej reastauracji gdzie było wyznaczone miejsce spotkania. - Dobrze, że już jesteście. Milady zaprasza do stołu. - przywitał ich jak zwykle niezawodny i nienagannie ubrany kamerdyner szlachcianki. Zaprowadził ich do właściwego stołu gdzie już siedziała szefowa całej imprezy. Na szczęście siedziała przy stole nakrytym także dla gości jacy właśnie do niego podchodzili a talerze i półmiski kusiły swoją obfitością. W oczy wpadała patera z ładnie ułożonymi owocami które dalej na północy uchodziły za egzotyczne a tutaj mogły rosnąć w każdym sadzie albo nawet na dziko. - Dzień dobry. Cieszę się, że już jesteście. Proszę, siadajcie. - Federatka zaprosiła gestem po drugiej stronie stołu swoich gości. Z jednej strony miała tego samego młodego mężczyznę jaki towarzyszył jej wczorajszego popołudnia a drugą zajął Ralf. Przeciwna strona została więc wolna dla gości. No i przy stole jak zwykle stało ze dwóch ochroniarzy Federatki. Milczący i dyskretni a jednak dobitnie wskazywali, że nie dosiadają do przypadkowej osoby. Na razie jednak można było nasycić żołądek, przepłukać gardło, nacieszyć się owocami, ciastem czy pyszną miejscową kawą. Stawili się całą czwórką jaka wczoraj przyjechała z Espanioli. Marcus, parka z Detroit i miejscowy patykowaty George. Marcus nocował całkiem niedaleko. I musiał przyznać, że nocleg w czystym i wygodnym łóżku pozwolił mu odpocząć i zregenerować siły. Obolałe po nocnych walkach ciało było zdecydowanie mniej obolałe chociaż nadal musiał oszczędzać zranioną nogę i bieganie czy skakanie mogło być jeszcze dość kłopotliwe. Vesna i Alex mieli problemy całkiem innego rodzaju. Po pierwsze to chyba nie zaspali tylko dlatego, że Alex zerwał się jak poparzony na wspólnym łożu Kristi drąc się, że zaspali do Hamiltona. Pobudka była więc dość nerwowa i gwałtowna. I mocno skacowana. Na szczęście w nieszczęściu okazało się, że Runnerowi coś się uwidziało i gdy z piskiem opon zatrzymali się przed najdroższym i najlepszym hotelem w mieście to jakoś wszyscy dopiero się schodzili. No ale pewnie tylko dzięki temu nie spóźnili się na to spotkanie. Nawet nie wyszło tak źle bo Federatka zaprosiła ich do śniadania i to takiego fest a u Kristi nic właściwie nie zdążyli wrzucić na ruszt. Federaci traktowali śniadanie jak śniadanie i chyba nie mieli zwyczaju poruszać przy nim poważnych tematów. W każdym razie lady Amari nie poruszała. Raczej takie luźne i swobodne jak minęła noc, czy wypoczęli, czy wszystko było w porządku no i czy czegoś im potrzeba. W końcu gdy pozostały na talerzach i półmiskach smętne resztki a żołądki zostały przyjemnie wypełnione kelnerki przyszły sprzątnąć ze stołu no i mogli przystąpić do właściwej części spotkania czyli rozmowy o interesach przy porannej kawie lub herbacie. Milady zapytała o rany Marcusa i Georga. Ralf był wykwalifikowanym paramedykiem i mógł im zmienić opatrunki. George z chęcią skorzystał z tej możliwości. On też zaczął z przepraszającym tonem, że chciałby jednak wypisać się z tej imprezy. Wyprawa w głąb dżungli jednak go przerosła i nie spodziewał się aż takich “atrakcji”. Powrót w głąb zielonego piekła ze świeżą raną mu się nie uśmiechał dlatego chciał zakończyć tą przygodę już teraz. - Oczywiście młody człowieku. Skoro taka jest twoja wola to to uszanujemy. Ralf wypłaci ci dniówkę i może jeszcze skrzyżują się nasze drogi. Gdybyś zmienił zdanie nie krępuj się wrócić do nas aby dać o tym znak. - milady przyjęła rezygnację podwładnego z iście szlacheckim spokojem co wyraźnie ulżyło chudzielcowi bo mówił z wyczuwalną obawą. Po chwili odszedł gdzieś razem z kamerdynerem który miał mu wypłacić dniówkę i założyć świeże opatrunki. W porównaniu do obiecanej nagrody za przywiezienie czołgu dniówka i to za kilka dni, prezentowała się dość mizernie. - Czy znacie kogoś kto mógłby go zastąpić? Macie kogoś kto mógłby się pisać na taką wyprawę? - szefowa poczekała aż obaj mężczyźni zniknął za jakimiś drzwiami nim zapytała trójkę swoich gości zapijając pytanie łykiem aromatycznej kawy. Rozmowy przebiegały jeszcze jakiś czas przy kawie i herbacie. Szefowa miała zadanie dla błękitnego vana. Trzeba było pojechać przed wyjazdem w parę miejsc aby skompletować sprzęt z listy jaką zostawili wczorajszego wieczoru. W nocy kiepsko szło jej skompletowanie skoro całe miasto było w swoich łóżkach. Ralf miał również pojechać w te parę miejsc aby zrealizować te zamówienie. Vesna zaś zorientowała się, że rano wzięła ostatnią tabletkę przeciwko amnezji. Co prawda powinna działać całą dobę czyli do jutrzejszego poranka. Ale co potem? A chyba byli w najlepszym miejscu w większej i dalszej okolicy aby zdobyć potrzebne leki. Wcześniej, rano, u Kristi chyba właśnie z nią wstała ostatnia. Cała piątka wyglądała rano jak z dnia wczorajszego. Ale mimo, że ciała wydawały się jak przepuszczone przez magiel to gdzieś z tyłu czaszki drapało poczucie dobrze spełnionego, kosmatego obowiązku. No i tak ciężko było wstawać a jeszcze trudniej się rozstać. Gospodyni, wciąż ubrana właściwie w same zaciągnięte białe pończochy i obrożę ze zwisającą smyczą prawie się rozpłakała gdy musieli się pożegnać. Kay też nie było wesoło. John był oszczędny w mimice jak zazwyczaj ale, że po drodze mu było do Hamiltona to zabrał się z nimi ale przy śniadaniu i naradzie udziału już nie brał. Pożegnał się z parą z Detroit gdy Ralf przywitał się z nimi i zapraszał do stołu szefowej. No a teraz zostali przy stole we trójkę z Marcusem i mieli jeszcze służbowo załatwić z pomocą Ralfa parę spraw na mieście zanim wyjadą z miasta. W międzyczasie tego śniadania i narady bezchmurne dotąd niebo zachmurzyło się a z nieba zaczęła kropić mżawka. Ale nadal było bardzo gorąco.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
06-06-2019, 19:23 | #100 |
Reputacja: 1 | Dhagar, Amu i MG
__________________ Coca-Cola, sometimes WAR |