Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-06-2019, 23:46   #94
Stalowy
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Ruszyli korytarzem, ostrożnie, woląc nie władować się w jakąś pułapkę.
Pułapki nie było. A przynajmniej tak się wydawało.
Po przejściu kilkuset metrów dotarli do stróżówki w której nikogo nie było. Były za to ślady walki, jakieś bryzgi krwi, która zdążyła zaschnąć i ślady ciągnięcia ciał w głąb kompleksu. Nie widać było jednak by było to dzieło jakiegoś stworzenia… prędzej człowieka. Za to magowie wyczuli wyraźny “zapach” złych czarów. Ktoś bawił się tutaj krwawą magią i toksycznymi dyscyplinami. Jak na komendę, kiedy przekroczyli próg, wszystkie skanery na podorędziu grupy uderzeniowej wydały z siebie pojedyncze, charakterystyczne terkotnięcie. Raz, przerwa i znów. Radiacja. Delikatna, ale dla urządzeń już wyczuwalna. Twarz druida Kuklickiego przybrała marsowy wyraz. Dawka była niegroźna, ale co ich mogło czekać w głębi kompleksu?

Znaleźli się jednak w końcu w strefie z pomieszczeniami. Gospodarczymi, mieszkalnymi i socjalnymi. Wszystko opustoszałe. Radiacja powoli narastała. Zaczęli znajdować pracownie wraz z laboratoriami. Szybkie oględziny dały mgliste pojęcie, że mogło to być jedno z miejsc w którym produkowano czarci pył. Dużo odpadów po materiałach aktywnych magicznie, urządzenia pomiarowe, osłony… jednak wszystko co powinno mieć tutaj cząstkę magii jej nie miało. W końcu w jednym z większych pomieszczeń natrafili na dowód tego co tutaj robiono.
Zbiorniki czarciego pyłu.
Były ich dziesiątki. Zgromadzony wewnątrz czarny proszek był kierowany rurami do pracowni w której znajdowały się formy oraz urządzenia opatrzone masą magicznych run i rytów. Leżały też egzemplarze gotowych przedmiotów głównie broni, zwykle na wpół rozsypane.

Przetrząsanie tej części zawiodło ich do kolejnej śluzy (do której prowadziły z resztą ślady ciągnięcia ciał), którą udało się tym razem otworzyć bez użycia siły. Właz odsunął się ciężko i schował w bocznej kieszeni odsłaniając ciemny i obszerny korytarz. Z oddali doszły ich uszu monotonna inkantacja wypowiadana w choralnie w jakiejś trudnej do zrozumienia mowie. W powietrzu czuć było smród ozonu, zła i jakiegoś zepsucia, które drażniło zarówno percepcję materialną jak i astralną. Czujniki zaczęły wyraźnie terkotać.
Doszły ich uszu także szybkie kroki i krzyki.
Moment później z bocznego korytarza wypadła trójka ludzi w mundurach Wojska Polskiego. Wyglądali na przerażonych tak że nawet widok powstańców ich nie przystopował. Nim jednak ktokolwiek zdołał coś zrobić dostali po plecach serią z automatów. Żołnierze krzyknęli i padli na ziemię, a za nimi wybiegło kilka postaci w burych habitach uzbrojonych w broń palną i majchry. Jeden dopadł do zabitych i zaczął ich rąbać ostrzem, pozostali widząc Zawadę i jej podwładnych unieśli broń, jeden sięgnął do pasa po jakiś przedmiot. Powstańcy jednak otrząsnęli się po pierwszym zaskoczeniu i “zakonnicy” zostali ścięci nawałą ognia. Ten który sięgnął do pasa padł na kolana, a charakterystyczna “cytrynka” potoczyła się w bok i eksplodowała rozrywając ciała jego i jego kompanów.
Kiedy kurz opadł, a następni nieprzyjaciele się nie pojawili Powstańcy podeszli do zabitych i odkryli coś co przyprawiło ich o dreszcz zgrozy. Z rozszarpanych szrapnelami i pociskami ciał uchodziła krew, jednak nie rozlewała się w kałuże. Czerwona ciecz powoli spływała w kierunku z którego nadbiegła cała ta hałastra. Dopiero po chwili dostrzegli że habiciarze mają paskudnie oszpecone ciała pełne wrzodów i odparzeń. Każdy z nich miał jeszcze opaskę na ramieniu w barwie zieleni przechodzącej w czerwień. Zbrojni ruszyli tropem płynącej krwi nie widząc innego wyjścia. Szef druidów w międzyczasie rzucił jakieś zaklęcie, które promieniejąc od niego osłoniło całą grupę przed zgubnym wpływem zwiększonego promieniowania.

- Coś zasysa magiczną energię z głębi kompleksu. - stwierdził Kocięba - Krwawa magia, bez dwóch zdań.

- Thank you, captain obvious! - bąknął cicho Olek.

Kolejny szereg pomieszczeń przypominał skrzyżowanie pracowni szalonego ruskiego naukowca z siedzibą jakiegoś kultu. W każdym z pokoi i sal dało się dostrzec jakieś generatory, aparaturę badawczą ale także nieduże kamienne kręgi i kamienie z wyrytymi symbolami. Przebudzeni dostrzegali także sporo linii geomantycznych. Fakt, że nie czuć było z powierzchni tak wielkiego nagromadzenia magii czy w ogóle takiego ogromu robót dawało do myślenia - Ruscy nieźle zaszaleli z tą inwestycją.
Cieknąca krew prowadziła ich w głąb kompleksu gdzie upiorny kantyk stawał się coraz głośniejszy, a atmosfera coraz bardziej złowroga.

W końcu dotarli tam gdzie zgromadził się cały personel.

Potężna trzypiętrowa sala pogrążona była w półmroku. Na samym środku ustawiono jakąś siermiężną maszynerię otoczoną kręgiem z menhirów. Sama maszyneria zwieńczona była kamiennym ołtarzem na którym spoczywała dziwna pulsująca na zielono sfera, która zachodziła powoli czerwienią. Od megalitów prowadziły na zewnątrz przewody podłączone do dziwnych machin, które wydawały się ustawione bez ładu i składu. Wokół tego wszystkiego zgromadziło się z cztery tuziny ludzi w burych habitach wyśpiewujących inkantacje. W samym kręgu stało kilku rasowych szamanów i czarowników odzianych w bardziej zdobne szaty ozdobione motywem zachodzącej czerwienią zieleni. Tuż przed ołtarzem stał człowiek ubrany w całkowicie czerwony płaszcz. Widać było na odsłoniętej twarzy ślady choroby popromiennej - paskudne oparzenia i blizny. Z jego dłoni wydobywały się czerwone opary sączące się do leżącej na ołtarzu sfery.
Dopiero po chwili dało się dostrzec że wewnątrz kamiennego kręgu znajdowały się jeszcze niewielkie sadzawki z ciemną cieczą, a pomiędzy recytującymi plugawe słowa leżą związani lub skrępowani ludzie w mundurach. Po chwili kilku habiciarzy wzięło swoje ofiary i zatargało je do kręgu. Wyżsi rangą magowie poderżnęli gardła ofiarom, a potem swoim sługusom i wrzucili ich do sadzawek w których tamci po prostu zniknęli.

Więcej! Więcej! - wydarł się facet w czerwieni, po czym odwrócił się wprost na skradających się Powstańców - Więcej ofiar! Więcej mocy!

Habiciarze jak na komendę zaczęli się odwracać i sięgać po broń, którą mieli przy sobie. Powstańcy nie czekali i otworzyli ogień. Alkomanta, Druid i Leśni sypnęli nawałnicą magii - zielonego ognia, eksplodujących grud kamienia i trujących obłoków. Kilku rozpostarło czary ochronne, które zaraz zostały wystawione na próbę - część burych zdołało wystrzelić, a czarodzieje z wnętrza kamiennego kręgu zaczęli rzucać własne czary. Szybko zapanował chaos. Salę rozświetlały eksplozje i sprzężenia zwrotne. Powietrze przedzierały okrzyki, wrzaski i wystrzały. Nie bici w ciemię dowódcy zaczęli walić od razu w magów, jednak tych z fanatycznym poświęceniem zasłaniali ich podwładni, którzy byli gotów nawet dać się zarżnąć w odprawianym rytuale. Tylko człowiek w czerwieni zdawał się zachowywać jakiekolwiek rozeznanie w sytuacji. Przerwał swoje dzieło ciskając w nacierających smugi zielonkawego oparu, który trafiając momentalnie częstował nieszczęśnika taką dawką radiacji, że ten rozpadał się w oczach.

Jednak w brutalnym starciu dwóch dużych grup z dużą ilością magii wygrywa ten kto ma lepsze wsparcie ognia automatycznego i starej dobrej broni konwencjonalnej. Pociski i granaty zebrały swoje żniwo. Wróg nawet napędzany fanatyzmem nie jest w stanie obejść pewnych praw fizyki. Nawet czarodzieje chowajacy się za kamiennymi menhirami nie byli w stanie sprostać atakowi. I choć za ich sprawą padło sporo Powstańców i Leśnych to ostatecznie padli…
Poza jednym. Widząc że sytuacja przybiera zły obrót człowiek w czerwieni zgarnął z ołtarza zielonkawy kamień, rzucił jakieś zaklęcie po czym wskoczył do jednej z sadzawek do której wcześniej wrzucane były ofiary. Kiedy znikł nastąpił potężny wstrząs i zaburzenie mocy. Padający jak muchy fanatycy stracili swoją dotychczasową werwę. Czarodzieje z kręgu próbowali salwować się ucieczką na którą im nie dano szansy.
Potyczka była brutalna i błyskawiczna.
Jednak co się tutaj działo? Czemu poziom radiacji w kompleksie był tak wysoki? Czemu Rosjanie pozwolili na zainstalowanie jakiegoś poronionego kultu w podziemiach gdzie przeprowadzane miały być ich tajne projekty?
Przeżyło tylko kilku żołnierzy, habiciarzy i jeden z czarowników - bez wątpienia tox-szaman, patrząc po sponiewieranej promieniowaniem twarzy i chorobliwym wyglądzie.
No i kim był osobnik w czerwieni?
Trzeba było się tego wszystkiego dowiedzieć czym prędzej. Niestety poziom promieniowania był w tym miejscu wysoki i nie wolno im było zostawać tu zbyt długo.
Zdali sobie też sprawę, że pomimo przerwania rytuału krew z poległych i rannych wciąż płynie i ciecze w kierunku sadzawek ofiarnych w których gromadziła się krew.

Dotarły też do nich informacje z powierzchni. Zdołano się przebić przez wrota wjazdowe i posłać wiadomość przy pomocy magii do Arcydruida.

Dzisiejszy dzień zdawał się być wyjątkowo ciekawy jak na ostatnie czasy...
Na powierzchni działo się coś bardzo niepokojącego. Hakerzy przejęli komunikat o przejęciu Międzyrzecza i z rozpędu zaatakowaniu Skwierzyny… jednak działo się coś jeszcze. Sieć wrzała od komunikatów o tym co działo się na północ od województwa lubuskiego...
 
Stalowy jest offline