24-05-2019, 21:59 | #91 |
Reputacja: 1 | Zawada borykała się z technologicznym cackiem, do jakiego Zbyszek wolałby się nawet nie zbliżać. Kowalikowi wydawało się to nawet sensownym podziałem obowiązków, mógł spokojnie zająć się organizacją transportu. Gdyby nie drobny problem z zastaną rzeczywistością. Jakiekolwiek wozy pod okiem Lubosza wychodziły z rachuby, jeszcze zanim zaczął się nad nimi poważnie zastanawiać. Bebok miał jeszcze przyczepkę i zapewne z entem mogliby spokojnie ją załadować i przetransportować gdzie trzeba, ale jakoś tak niespecjalnie się to kalkulowało. Leśni mieli do dyspozycji coś w rodzaju sań, czy raczej nosz, które opcjonalnie można było załadować potrzebną amunicją i środkami wybuchowymi, jednak zdawało się, że szturm będzie musiał się opierać głównie na tym, co ze sobą przynieśli. Czekając na rozwój sytuacji, starał się zdrzemnąć, chociaż nie wychodziło mu to najlepiej. Co chwila jakieś dźwięki, lub wahania tła wybudzały go z nerwowej drzemki. Nie był to pierwszy raz, kiedy miał problemy z uśnięciem. Niestety pigułki nasenne w obecnym momencie były wykluczone. Potrzebował sprawności bojowej i możliwości szybkiego reagowania. Leżał więc tylko z rękoma pod głową i zamkniętymi oczyma, sortując w głowie obrazy i wrażenia od czasu wyruszenia ze Świebodzina. Miał nadzieję, że pomoże mu to w starciu z czerwonymi, którzy zdawali się być solidnie zaopatrzeni na punkcie magicznym. W którymś momencie musiał odpłynąć, bo przed oczyma stanął mu częstujący go papierosem Rokita. Od razu rozpoznał go po kopytach i ogonie, zupełnie takich, jak na ilustracji w książce z dzieciństwa, o Polskich diabłach. Otworzył szeroko oczy i niemalże podskoczył, na szczęście, okazało się to tylko snem. Informacje wyciągnięte przez Zawadę, okazały się bardziej niż przydatne. Z drugiej strony były mocno niepokojące. *Jeśli tamte tunele były tylko bocznym wejściem, to w środku muszą siedzieć psychole pierwszej wody.* - Przebiegło przez myśl trolla. - Szkoda, że nie mamy dużo cięższego sprzętu, kilka tunelownic wypchanych materiałami wybuchowymi byłoby ciekawe. No ale na bezrybiu... - Żachnął się Kowalik na głos i obładował magazynkami jak się tylko dało, chociaż nie był pewien, czy jego ręce w tamtym miejscu nie będą bardziej zdatne do walki niż karabin. Zdawało się, że ruscy mieli takie dostawy magicznego śmiecia, że było się czego obawiać. Droga przez tunele MRU potwierdziła część obaw Zbyszka. Cokolwiek próbowali zrobić kacapi, udawało im się to robić pod nosem zielonych na dużą skalę. - Oni tą energię tylko więzili, czy odprowadzali i w coś przelewali? Jeśli to drugie, to od jak dawna? - Zapytał cicho mechanik. Podróż przez tunel, mimo niebezpiecznie fantastycznego zabarwienia, nieco spowszedniała trollowi, przy którejś z kolei cysternie zauważył, że z granicy panicznego zwierzęcego niemalże strachu, zszedł w okolice metaludzkiego trzęsienia portkami, nie było więc najgorzej. Przynajmniej do czasu, kiedy nie przedarli się przez śluzę. *Witamy w rzeźni.* - Pomyślał gorzko Kowalik i zgarbił się nieco, by być mniejszym celem. Nie był przygotowany na to, co się tutaj działo, chyba nikt do końca nie był, ale mieli rację. Trzeba było z tym skończyć i to jak najszybciej.
__________________ Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości... |
26-05-2019, 23:49 | #92 |
Reputacja: 1 |
__________________ W styczniu '22 zakończyłem korzystanie z tego forum - dzięki! Ostatnio edytowane przez TomBurgle : 26-05-2019 o 23:54. |
28-05-2019, 22:00 | #93 |
Reputacja: 1 | Kocur W leśnej bazie Kocur nie miał wiele do roboty. Zawada od razu zgarnęła miejscowych deckerów do ataku na fortecę. Kocur mógł jedynie czekać. Podobnie jak Zbyszek. Usmażonego deckera z jeszcze zwisającymi wtyczkami wyniósił już ktoś inny. Nowe informacje, Kocur powili sobie wszystko dodawał. Mieli szansę rozpierdolenie sowietów na tym obszarze. Tylko że oni mieli takie same. I to co było w MRU było szczytem wszystkiego. Oni nie wchodzili w paszczę lwa, oni już w niej byli. * MRU. Kocur ponownie szedł na szpicy grupy, penetrując kolejne tunele. Razem z Wysockim skakali od niszy do odnogi, od pomieszczenia do pomieszczenie, przyciskając się do ścian. Zaraz za nimi szedł mag-menel, w tej sytuacji najlepiej mogący zareagować na te "krasnyje zaklinanie". Pochowani w zaułkach, przyciskali się do ścian zatykając uszy i otwierając usta. Kilku bardziej ciekawskich klęło że nie zamknęli oczu, kiedy eksplozja podłożonych ładunków wznieciła chmurę kurzu. Dalszą drogę otworzyły kolejne porcje czarów. Kocur z Wysockim oświetlili korytarz. - O w mordę, to jest chyba to - powiedział, kiedy w wejściu zebrała się cała grupa wypadowa. Zaraz dodał: - Nie zbijać się w grupę, to niebezpiecznie. Skończmy to, potem wyjdźmy na górę i skupmy tyłki sowietów i rybokratów.
__________________ Ten użytkownik też ma swoje za uszami. |
02-06-2019, 23:46 | #94 |
Reputacja: 1 |
|
04-06-2019, 16:45 | #95 |
Reputacja: 1 | To, co te sekciarskie przychlasty odwalały w tym bunkrze było nie do przyjęcia. Pojmali własnych "sojuszników" i kroili ich pod rytuał tej swojej obsranej, krwawej magii. Sceny były jak z kiepskiego, amerykańskiego horroru o złoczyńcach z Aztlanu. Najpierw tamta trójka spieprzających, potem te leszcze w brązowych kondomach, jakiś frajerski niezrozumiały bełkot, krew płynąca pod prąd, a potem ta ich kongregacja nad tym bajorem z juchy. Masakra. Dosłownie. I jeszcze te promieniowanie. Skąd ono tutaj? Widząc to wszystko, w umyśle elfki strach, obrzydzenie i gniew mieszały się nawzajem, tworząc roztrzęsiony, acz bojowy nastrój. Krzyczała, szczekała rozkazami, wrzeszczała przekleństwami, naciskała spust do oporu. Poszło sporo amunicji, ale warto było. Te jebańce obficie korzystały z toksycznej magii. Na szczęście oni mieli lepiej uzbrojonych, wyposażonych i wyszkolonych bojowników oraz własnych magików. Nawet tox-szamanizm, krwawa magia, bycie "u siebie" i fanatyzm ichnich popychadeł nie był w stanie ocalić Czerwonych Druidów. W ostatnich desperackich chwilach próbowali rzucać granatami z góry na dół, osłaniając odwrót szefów - dwa flashbangi i jeden HE - ale dziewczyna w porę je dostrzegła i w konsekwencji ostrzegła swojaków, którzy kryli się i nie ponieśli strat akurat od tej wrażej broni. W zamian poczęstowali tych ostatnich paru skurwieli ołowiem, w gwałtowny sposób powodując u nich śmiertelne zatrucie tym pierwiastkiem. Walka dobiegła końca. Większość gnojów była martwa, reszta ranna i w niewoli. Martyna kazała ich związać w baleron i zakneblować, a magom i szamanom pogruchotać łapy. Ot tak, dla pewności. Nikomu się ich sztuczki nie przydadzą, a szczególnie Armii Wyzwoleńczej. Mimo zwycięstwa... straty były bolesne. Trzeba było policzyć zabitych i rannych, tym drugim ofiarowując jak najszybszą opiekę medyczną. Nie sposób powiedzieć, co mogli załapać paskudnego od tych czerwonych syfiarzy. Kiedy się uspokoiła (a przyszło to z pewnym trudem - to miejsce nie działało najlepiej na jej skołatane nerwy), czym prędzej zgadała się z Kociębą i Kuklickim. O co tu chodziło? Co to za maszyneria? Jak ją wyłączyć, zniszczyć, a ten cały magiczny syf rozproszyć? Generalnie była za (bezpiecznym) wyjebaniem tego wszystkiego w cholerę, najlepiej w jak najefektowniejszej eksplozji w ciągu całej tej wojny. Ten bunkier i ta wiedza, czymkolwiek były, nie miały miejsca w Wolnej Republice Polskiej. Trzeba było też załatwić kwestię neutralizacji obrony zewnętrznej i ew. punktów oporu, maruderów. Zajęła się tym zaraz po zostawieniu magików, którzy mieli ogarnąć ten burdel. Plan był taki, że po zabezpieczeniu terenu miała zamiar udać się na zewnątrz i posłać raport do dowództwa... Ale dopiero po naradzie. Zgarnęła pozostałych ze swojej drużyny, w tym Beboka, Zbycha i Kocura. Przedstawiła swój plan. Chciała upewnić się, że to miejsce i jego sekrety nie przetrwają. W toku walk, uszkodzeń, wybuchów, autodestrukcji etc. Wiedziała, że ktoś po stronie WRP - albo zagranicznych "przyjaciół" - z chęcią by się tym syfem zainteresował. Nie można było dopuścić, by ktoś przejął i badał albo kultywował w inny sposób takie kurewstwo. Trzeba było to spalić. Poza tym, miała pewność, że to właśnie miejsce rozlewało toksynę na astral Puszczy Lubuskiej i mąciło w głowie temu tam Lubuszowi. W ostateczności, jakby wydało się, że podjęła arbitralną decyzję, to sama miała wziąć to na klatę. W międzyczasie docierały do nich wieści z szerokiego świata. Międzyrzecz padł. To, co miało być tylko rajdem, okazało się być udanym przesunięciem linii frontu. Dzięki wsparciu antyrakietowemu ze Świebodzina oraz dołączeniu sił pod kuratelą Marcina Zawadzkiego, spore odcinki ekspresówki zostały wysprzątane, a wrogowie - głównie siły garnizonowe NWP - zostały wyparte i ogarnęły się dopiero w Skwierzynie, na przedpolu Gorzowa Wielkopolskiego. Przegrupowanie i kolejne pieprznięcie sprawi, że już wkroczą do miasta od tamtej strony... a od południowego zachodu reszta plus Leśni, biorąc miasto w dwa ognie. To były dobre wieści. Jednak sukces bolał: stracili prawie dwudziestu ludzi oraz kilka lekkich pojazdów z ich grupy bojowej. Ale... bilans wyszedł na plus. A przecież "rewolucja wymaga ofiar"... Były też inne wieści. Bardziej... globalne. Cały Matrix i media wrzały od nich. Z polskiej strony Wyspy Wolin pomknęło całe dwanaście rakiet 300 mm z mobilnej wyrzutni typu BM-30 Smiercz. Wszystkie wymierzone w terytoria Księstwa Pomoryi, członka Sojuszu Landów Niemieckich. Po trzy głowice padły na cztery lokacje - garnizon sił granicznych oraz obóz internowania/obóz uchodźców uciekających przed wojną domową w Polsce pod miastem Vineta po pomoryańskiej stronie Wolinu oraz na centra miast Greifswald (miasta o największej populacji uchodźców z Polski) i Sassnitz (stolicy księstwa). Każda z dwunastu głowic była wypełniona cyklosarinem. Zanim pomoryańscy magicy i spece od skażeń zneutralizowali zagrożenie, zginęło ponad tysiąc ośmiuset metaludzi, dwa razy tyle zostało zaś rannych. Ledwo pół godziny po wystrzeleniu salwy, pogranicznicy PRN otworzyli ogień do swoich pomoryańskich "kolegów" na Wolinie i w paru innych miejscach. Pomoryanie nie pozostawali dłużni. Kilkadziesiąt osób rannych, kilka zabitych po obu stronach. Do ataku przyznało się... PRN, a konkretnie wojsko, Narodowe Wojsko Polskie. Niejaki kapitan Tomczak, dowódca garnizonu na Wolinie, zadeklarował, że wszyscy wspierający "gangi bandytów i terrorystów z 'Wrocławistanu' " mają natychmiast poniechać tegoż procederu i zamknąć granice z "tak zwaną Wolną Republiką Polską" - inaczej podobnych "aktów odwetowych" będzie więcej. Sytuację skomplikowała wiadomość z Warszawy. Rząd i wojsko wyparły się prowodyrów "zamieszania", odżegnując od całego "incydentu", zwalając winę na "sabotażystów z grupy terrorystycznej 'Armia Krajowa' i ich wspólników z Wrocławia". Niemniej jednak mleko już było rozlane. Z całego świata napływały głosy potępienia i oburzenia (ale przede wszystkim "zaniepokojenia", a nawet okazyjnie wsparcia dla "prawowitej władzy w Warszawie, wrabianej przez terrorystów" - głównie z Rosji i jej protektoratów oraz partnerów). Pomorya odpowiedziała najostrzej, namierzając nieszczęsną wyrzutnię i niszcząc ją w szybkim ataku odwetowym za pomocą nalotu myśliwców. Na wolińską stronę PRN zaczęły spadać pociski moździerzowe, rakietowe i artyleryjskie, uderzyły też helikoptery (w tym transportowe wypchane specjalsami), a na całej długości granicy rozległy się strzały z armat, działek i kaemów. WOP (Wojsko Ochrony Pogranicza, podgrupa NWP) starało się bronić, ale było nieprzygotowane i zdecydowanie gorzej uzbrojone - elitarne oddziały i ciężki sprzęt szły na front walk z AW i na pacyfikacje AK, nie na "spokojne" granice. Zawrót głowy. Tak wielka tragedia... ale też tak wielki błąd PRN (czy też jakichśtam ichnich ekstremistów) i tak świecąca okazja.
__________________ Dorosłość to ściema dla dzieci. Ostatnio edytowane przez Micas : 14-06-2019 o 20:35. Powód: Korekta |
08-06-2019, 13:50 | #96 |
Reputacja: 1 | Sceneria, która przedstawiła się oczom Kowalika, wyglądała jak ze sztampowego horroru. Dekoratorzy wnętrz musieli być wzięci z jednej z mniejszych korporacji, takiej jak „Cienie i Krew” lub coś równie pasującego. Może nawet by się zaśmiał, gdyby nie atmosfera i aura tego miejsca, która ociekała terrorem i złem. Dla jego wyczulonych zmysłów, była niczym kęs zepsutego mięsa, który przyczepił się do podniebienia, albo jakaś plugawa macka, próbująca się wwiercić przez potylicę i sparaliżować cały mózg. Mimo to, trzeba było iść na przód, w nadziei, że da się radę zakończyć ten cały koszmar. Zbiorniki z przeklętym pyłem, tylko pogłębiły jego niepokój. Zastanawiał się, w jaki sposób mogli budować tutaj fragmenty wozów i je stąd wywozili, ale po chwili doszło do niego, że przecież wystarczyło, że to cholerstwo było dodane do komponentów, albo zrobili z niego część elementów, włazy, powłoki dla elektroniki. Ktoś tutaj miał naprawdę chory umysł. Nie był zresztą całkiem pewien, czy chodziło o kogoś, czy raczej coś. W momencie, kiedy czujniki zaczęły mocniej drgać w reakcji na promieniowanie, zaklął cicho pod nosem. Niedługo potem rozpoczęło się pandemonium i krwawa jatka. Na dodatek przecząca prawom fizyki. Coś tu było spragnione krwi. - Gdyby dało im się łamać karki z bliska, byłoby bezpieczniej, ale coś mi się wydaje, że straciliśmy tą możliwość. - Sarknął Zbyszek, gdy ruszyli dalej. Starał się nie wdepnąć w strumyki krwi. Potem wcale nie było lepiej, mimo że powinien był się się już nieco przyzwyczaić do niespodzianek w tym miejscu, to ogrom przedsięwzięcia niemalże powalał. Zastanawiał się, tym skrawkiem umysłu, który obserwował wszystko jak zafascynowany widz, oglądający dance macabre, czy nie użyli Lubosza celowo, żeby z jednej strony jego wściekłą aurą zamaskować to miejsce, a jednocześnie wysysać z niego moc, by zasilać cokolwiek tutaj się działo. Potem już nie było czasu na myślenie, kiedy dotarli do gigantycznej komory z ołtarzem, trzeba było działać, a zdawało się, że dla wielu i tak już dawno się spóźnili. Troll zaczął od serii z kałasza, dodając kilka granatów, przed którymi kultystom ciężko było zasłonić szamanów, a mimo całej nawały stali i ołowiu, jaki wypuścili, jego towarzysze padali jak muchy. Jego skołatane nerwy dobijał jeszcze widok rzeki krwi, płynącej w stronę plugawych sadzawek. Coś tutaj chciało się koniecznie pożywić metaludźmi. Był już pewien, że nie mają do czynienia z kimś, to musiało być coś innego. Kilka razy spróbował skoncentrować ogień na facecie w czerwieni, ale niewiele to dało, co chwila ktoś go zasłaniał, albo musiał skupić się na kimś innym, żeby samemu nie oberwać. Kiedy rzeź się skończyła ucieczką przywódcy czerwonych, postarał się jeszcze rzucić ostatni zachowany granat w jedną z sadzawek. Skoro tamten typ skoczył w nią, najwyraźniej licząc na to, że uda mu się wyłonić z niej gdzie indziej, to Zbyszek mógł mieć nadzieję, że szrapnele eksplodując po drugiej stronie, narobią nieco szkód. Była to chora, pokręcona nadzieja, ale była też jedyną jaka obecnie mu pozostawała. W tej chwili najważniejsze dla niego było ewakuować się z miejsca największego skupienia promieniowania i najlepiej wyciągnięcia rannych i martwych, poza granice wysysającego krew zaklęcia. Mógł tylko po cichu liczyć na to, że nie okaże się to wszystko pyrrusowym zwycięstwem. Na naradzie siedział nieco otumaniony, starając się uspokoić burzę emocji, jaka w nim panowała. Wściekłość, mieszała się ze zwierzęcym niemalże przerażeniem, przez jakiś czas miał problemy z jasnym myśleniem. Przez chwilę nawet zgadzał się z pomysłem elfki, ale dość szybko naszły go refleksje, kiedy musiał ogarnąć konkretny problem. - Co z potencjalnym skażeniem gleby pyłem jak to wszystko jebnie? Rozumiem, że trzeba to jakoś pogrzebać, ale dobrze byłoby dogadać się z druidami tutaj, tak, żeby Lubosz sam to wszystko zniszczył jeśli da radę, o ile przestał albo przestanie wariować. Nie jestem pewien, czy ci sekciarze na dole, to na pewno byli metaludzie. Na pewno chcieli pomocy czegoś z astralu, ale ten świr skoczył tam, jakby wracał do domu, a nie rzucał się w paszczę głodnego demona. Jakby wrzucić jego mordę do sieci, może ktoś go rozpozna. Cały pojebany kult nie mógł sobie tak powstać tutaj tak znikąd. Chociaż coś było w odprawie na temat jakiejś płomiennej istoty, która się przebudziła, czy którą mieli czcić. Info było słabe, albo wszystko się pomieszało i popieprzyło. - Zbyszek wyrzucił z siebie i wrócił do przygryzania paznokcia lewego kciuka, jakby iskierka świadomości na chwilę rozpaliła wszystko do płomienia i po krótkim wybuchu ponownie całkiem przygasła. Kiedy wreszcie doszły go wieści z Pomoryi, zmroziło go. Nie miał pojęcia, czy ktoś to zaplanował jako eskalację konfliktu, niczym rzekomy napad na wieżę radiową przed drugą wojną światową, czy komuś do reszty puściły sprężyny w mózgu, ale równanie było dla Kowalika proste, ucierpieli ludzie, którzy nawet nie mieli jak się bronić. Jego cichy gniew ostatnich godzin, przerodził się we wściekłość, ale chwilowo nie bardzo miał ją na czym obecnie wyładować, chociaż to miało się zmienić wkrótce. Troll był pewien, że do tego czasu gorąca wściekłość, zdąży się zamienić w zimny, kontrolowany gniew, który od dawna podsycała w nim babcia. Gniew, który nie zostawia miejsca na jeńców, a jedynie na czyste, pewne zabijanie. Wiedział doskonale, że daleko mu do przeciętnego metaczłowieka w tym momencie, jego siostra nie poznałaby go nie tylko z powodu wyglądu. Musiał jednak ustawić sobie jakąś granicę, żeby nie skończyć jak psychopatyczni toks-szamani, a babcia Jola, cicho niczym szept na wietrze, całkowicie się z nim zgadzała.
__________________ Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości... |
11-06-2019, 21:34 | #97 |
Reputacja: 1 | Kocur I jeszcze kurwa promieniowanie. Lecieli szybko przez korytarze, omiatając każdy róg. Kocur szedł na szpicy. Minęli zbiorniki z czarcim pyłem, tym syfem, który prawie ich wszystkich zajebał pod Ostrowem. Kocur splunął. I w tej właśnie chwili... W jednej sekundzie obszarpani Rybokraci, po chwili typy w habitach z majchrami jakimi by się nie powstydzili na ocalałych stadionach w Krakowie. Zakapturzeni walili w swoich! Ktoś strzelił pierwszy, po chwili dołączyli kolejni. Kocur nie zdążył nacisnąć spustu kiedy było już po wszystkim. Splunał po raz kolejny, trafiając w wypływającą krew, które dosłownie cofnęła się do środka pomieszczenia. Co do... Ruszyli. Od kiedy to Celtowie ustawiali kamienie w betonowych bunkrach? Kocur nie zastanawiał się zbyt wiele, wypalił kilka serii, która zginęła w huku innych. Przyklęknął za kamiennym pulpitem, z wyciosanymi runami. Potrzebował czegoś specjalnego. I miał to. Wyrwał zawleczkę i rzucił granat fosforowy prosto w epicentrum tej cholernej magii. Po chwili wysyłał kolejne serie, jedna za drugą, jednemu niemalże urwało nogę, drugi dopiero po chwili się zorientował, że nie żyje. Granat wybuchł, krąg wśród menhirów stanął w płomieniach, drobinki białego fosforu wbiły się w szaty tych popaprańców, natychmiast je zapalając. Widok był przerażający, piekielny widok. Kocur widział to jak na zwolnionym filmie. Podskakiwali jak kukiełki, masa nieskoordynowanych ruchów, widział jak się darli, a kolejne serie rozcinały ich oszpecone ciała. Kolejny upadł, na kolana, kaptur zsuwa się z głowy, ukazując białą skórę pokrytą pęcherzami ropy. Jednego oka mu brakowało. Kolejne seria odrzuciła go w tył, jego mózg ochlał kamienie, które natychmiast go wchłonęły. Pieprzony Aztlan - Kocur zmienił magazynek. W tym wszystkim śmigała magia, całe pomieszczenie rozświetlone na czerwono, zielono i resztę kolorów. Czegoś takiego jeszcze nie widział. W Bydgoszczy obie strony miały mało magicznych, i to z ograniczonym repertuarem, po tygodniu każdy wiedział, czego się spodziewać. Sygnałem końca było chyba to, że Alkomanta i jego nowi kumple przestali miotać nad ich głowami. Kocur rozejrzał się. ostatni z habiciarzy osunął się na wylewkę jęcząc. Główny zły przed chwilą dał dyla. Zbyszek zza jego ramienia wysłał zanim granat. Celny, zniknął w tym czymś. Kocur przeleciał wzrokiem grupę, kiwnął Wysockiemu i przyciskając się do ścian ruszyli naprzód. Za nimi ruszyła reszta drużyny. Zbierając broń i kopniakami sprawdzając, kto żyje, a kto nie. Związali jeńców, żaden z nich nie wyszedł bez obrażeń, każdy zarobił kulkę lub odłamkiem granatu. - No dobra, pierwsze pytanie - Kocur zabrał głos, skoro na razie nie groziło im bezpośrednie niebezpieczeństwo - zamykamy to coś.. ten portal - wskazał na mieniące się bajorko, w którym zniknął "boss". - I jak to wszystko zneutralizować? Ogniem? Kamienne ołtarze do czegoś im się jednak przydały. Kładło się na nich dłonie habiciarzy i miażdżyło kolbami. W nosach to sobie już nie podłubią. Szczególnie ten jeden, ale ten to nosa nie miał w ogóle, od magii, promieniowanie musiał mu trochę wcześniej odpaść, zostawiając zwyczajną dziurę. Patrzył się na wszystkich z czystą nienawiścią. Kocur się do niego uśmiechnął. Przypomniał sobie uliczną mądrość i ułożył szybko tłumaczenie na rosyjski: -Jak ktoś ma pecha, to i palca w dupie złamie - i odszedł, zostawiając tamtego gotującego się ze złości. Ze szczęką też musiał mieć coś nie tak, bo milczał, aż zgrzytały resztki zębów. Kocur odszedł na bok i oblał twarz wodą. Ale to wszystko powalone. Zawada wezwała ich do siebie. Nakreśliła plan, rozwalić to wszystko. Kocur pokiwał głową. -Na magii się nie znam, ale plastik to dałbym na koniec, żeby zawalić to tunele. Niech się wypowie ktoś od tego, Kocięba? - wskazał na maga-menela. - da się to zneutralizować? Bez kolejnych ofiar? Inne wieści było wprost świetnie, na powierzchnii spuścili łomot sowietom, wywalając ich z Miedzyrzecza i przyległych terenów. To mu się podobało. Inne informacje było niepokojące, Na północy ostrzelano Mecklemburczyków z Pomoryi, Przyznał się Rybokrata, śnięte ryby z Warszawy zwalają na AK. Kocur spojrzał na trupy żołnierzy Wojska Polskiego. -Kogoś tam w Moskwie musiało nieźle popierdolić. Jeśli Niemcy z Landów im uwierzą, to mamy przesrane, nikt nie wygrał na dwa fronty. Jeszcze raz spojrzał na trzy zadźgane trupy. Może mają nieśmiertelniki? przekaże się do wywiadu AK, niech zrobią z nich ofiary sowieckiej magii, z Rybickiego tego złego wysyłającego ludzi na sowiecko-aztlańskie ołtarze... Niezła piąta czy któraś tam kolumna. Pochylił się nad pierwszym z nich.
__________________ Ten użytkownik też ma swoje za uszami. |
12-06-2019, 06:33 | #98 |
Reputacja: 1 | Początkowa odrobina radiacji nie była niczym nowym dla byłego mieszkańca Krakowa, ale czujniki co jakiś czas wskazywały miejsca gdzie nawet krasnoludy nie powinny wchodzić.
__________________ W styczniu '22 zakończyłem korzystanie z tego forum - dzięki! |
16-06-2019, 23:16 | #99 |
Reputacja: 1 | Miny naczelnych czarowników tej operacji wskazywały że czeka ich ciężkie zadanie, a decyzja Kapitan Zawady była kategoryczna. Zresztą, ani jeden ani drugi nie miał zamiaru pozostawiać tego przedsionka piekła samopas. Wysłuchali uwag pozostałych, pokiwali głowami i zaczęli coś między sobą radzić. Chwilę się nawet sprzeczali, bo chyba padła jakaś bardziej radykalna propozycja, jednak dość szybko doszli do konsensusu. Ich twarze które jeszcze niedawno wykrzywiał wysiłek związany ze splataniem magicznej energii w tarcze, pociski, klątwy i zaklęcia stały się poważne, wprost kamienne. Spojrzeli na Kapitan. Odezwał się Kuklicki. |
24-06-2019, 16:12 | #100 |
Reputacja: 1 | Post konsultowany z MG. Zawada była zadowolona. Wręcz odetchnęła z ulgą. Sprawa tox-magii w Puszczy Lubuskiej była... załatwiona. Efekty rozbicia Czerwonych Druidów, rozproszenia ich rytuałów, zaniechania ich procederów i unicestwienia ich bazy widać było od razu. Nie minęło parę dni, a w całym Lesie czuć było... ulgę. Z pewnością teraz Lubusz i jego poddani odzyskają balans... i będą mogli w pełni wesprzeć Armię Wyzwoleńczą i zemścić się na kacapach i rybokratach. Ona odczuwała też swoją własną ulgę - zniszczenie dzieła tych popaprańców dawało jej pewność, że nikt inny nie powtórzy tej chorej działalności (a przynajmniej nie w ten sam sposób), szczególnie co bardziej szemrane persony z AW czy AK. Dobrze wiedziała, że nawet po ich sprawiedliwej stronie tego konfliktu zdarzali się zwyrodnialcy bądź ludzie, którzy mogli się przemienić w zwyroli jeśli dać im szansę i narzędzia. Ludzie i metaludzie mieli tą niebywałą cechę, że potrafili usprawiedliwić każdy syf i zbrodnię przed samymi sobą, jeśli cel byłby tego "godny". Puszcza i okolica były w rękach sojuszu AW/AK/Leśnych. Mimo to, doradziła Kuklickiemu, by Leśni zdwoili patrole w miejscach, gdzie Czekiści i inne mendy mogły operować. Teraz Las był zdrowszy i być może łatwiej będzie zlokalizować wrażych zwiadowców... i pokazać nieprzyjacielowi, że Puszcza była już dla nich zamknięta. W międzyczasie prowadziła wywiady i zbierała dane z Matrixa. Interesował ją ich przyszły cel. Gorzów Wielkopolski. Druga ze stolic województwa lubuskiego i najważniejszy cel w tym rejonie. Jego zdobycie praktycznie równało się zajęciu "prowincji" oraz cholernie ważnego splotu dróg do Niemiec, Szczecina, Zielonej Góry i Poznania. Było tym ważniejsze teraz, po ataku gazowym na Pomoryę. Matrix i media wrzały. Niemcy, szczególnie Pomorya, Brandenburgia i dawna Meklemburgia, chciały zemsty. Już słychać było o mobilizacji Bundeswehry i MET 2000. Z drugiej strony WOP było w pełnej gotowości. Aktywizowało się też AK w Zachodniopomorskiem i Lubuskiem, pragnące pomsty za pomordowanych polskich uchodźców. Były już strzały na granicach. Na razie nic poważnego, ale Martyna strzygła elfimi uszami. Słyszała bębny wojny, rychle zbliżającą się interwencję. Interwencję, która była mile widziana... do pewnego stopnia. Odepchnięcie WOPu od granic i zmuszenie garnizonu szczecińskiego do kapitulacji, na przykład, było "fajną opcją". Ale już zajście Niemców do "Kolberga" czy zajęcie całości Ziem Odzyskanych rodziło poważne niebezpieczeństwo dla Wolnej Polski. Tym bardziej, że w tej interwencji nie będą brać udziału jej towarzysze z Berlina, tylko rządowi i korporacyjni - a tym na pochybel. Stąd też uruchomiła swoje kontakty pośród AK, ostatnimi czasy skupione głównie w Lubuskiem. Przedstawiła im swoje obawy i poprosiła o szereg akcji zaczepnych przeciwko siłom WOP w pozostałej części województwa. Miało to służyć dwóm celom (oprócz oczywistego uszczuplania wrażych sił): organizowało AK w siłę mogącą potem oprzeć się "zabezpieczaniu" terenów przez Niemców oraz uniemożliwiało WOPowcom wycofanie się do Gorzowa i wzmocnienie sił Pawulickiego. Skontaktowała się też z komunami anarchistycznymi (i innymi z lewej strony polityki) "rządzącymi" sporymi połaciami Gorzowa. Powiadomiła ich o zbliżającej się ofensywie AW na miasto i zachęciła do powstania przeciwko kacapom i rybokratom, powołując się na swój niemały autorytet i osiągnięcia. Niech widzą, że byli po tej samej stronie, a w AW służyli tacy sami jak oni. Wszelkie formy oporu były mile widziane - od demonstracji, protestów, wandalizmu, biernego oporu i małego sabotażu aż po opór czynny, zamachy bombowe, snajperstwo czy strzelaniny. Wiedziała, że wielu ziomków może w takich akcjach zginąć albo wylądować w obozach... ale to było wpisane w rejestr. Rewolucja wymaga ofiar. Co ją wkurwiło, to zdobycie Skwierzyny przez AW - a tym samym ścisłego przedpola Gorzowa. Nie tyle może samo zajęcie tego terenu i wyparcie nieprzyjaciela, ale fakt, kto to zrobił. Stanisław Lubomirski. Znała tego skurwysyna. Monarchista, tfu! Miała z nim już do czynienia we Wrocławiu, odkąd przeszła z AK do AW. Spierała się z nim w zasadzie o wszystko i nienawidziła z pasją. Był jej antytezą. Ale nie mogła mu odmówić, że był dobrym dowódcą. Co tylko zwiększało jej poziomy gniewu. Kiepski lider dawno wyleciałby z roboty albo zarobiłby kulkę. A ten frajer się trzymał i podkopywał rewolucję swoją działalnością. Zamiast egalitarnego, anarcho-syndykalistycznego społeczeństwa optował za "restauracją Korony Polskiej". Pewnie z tą koroną na swoim łbie. Jak się chce restaurować, to niech idzie do knajpy, menda. Klnęła jak z nut, kiedy nie tylko dowiedziała się o jego obecności i sukcesach ale o tych "rozkazach" i zarekwirowaniu sił Tworka i Zawadzkiego - *jej sił*. Zaraz porwała za słuchawkę i spróbowała odkręcić temat. Z wynikłej kłótni dostała jedynie opierdol od pułkownika i wytargowała tylko (lub aż) Grupę Zenit. Trzy sztuki artylerii samobieżnej - Kraba, Kryla i Raka. Bez łachy. Bez artylerii w dupie miałaby, że kazaliby jej i jej ludziom szturmować Gorzów. Nawet z pomocą lokalsów to byłaby masakra. Skoro chuj Lubomirski zgarnął resztę jej ludzi i sprzętu, to przynajmniej ona podbierze mu artylerię. Zresztą, i tak był skazany na jej sukces. Jego siły miały atakować od Skwierzyny oraz puścić dywersję ze wschodu na osi Santoka. To było ważne podejście, w zasadzie jedyne by z pozycji AW wprowadzić siły pancerne do miasta. Ale było też dość trudne i niewygodne, a wróg - znając Pawulickiego - miał każdy decymetr obliczony dla swojej artylerii. Patrzyła na zdjęcia i mapy, słuchała wypowiedzi Gorzowiaków. [MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=lTHmAA-FQx8[/MEDIA] Przedyskutowała temat z Kuklickim, zapewniając całkiem sporo Leśnych dla jej planów oraz przekonała go, by zrobił ze swoimi "elitarniakami" dywersję z zachodu od strony Warty. Dobrze wkomponuje się to w tą santocką, rozproszy wraże siły i da im czas by przełamać obronę i wedrzeć się do miasta nim wróg poprawnie zidentyfikuje prawdziwe kierunki natarcia. A przynajmniej da im szansę... Lekkie siły majora Lubomirskiego miały walić z Santoka przez Gralewo, Janczewo, Wawrów i wgłąb miasta do dzielnicy "Manhattan". Te dwa ostatnie były pod kontrolą anarchistów. Zgrzytając zębami, poleciła im wzniecić powstanie i wspierać te natarcie AW. Tym bardziej, że była pewna, że w tym natarciu będzie uczestniczył Zawadzki i reszta towarzyszy z ich grupy bojowej. Reszta "Cedru" i "Wierzby". Nie chciała, by zdechli w jakiejś dywersji, co by ułatwić monarchiście-srakorchiście zgarnąć "bitewną chwałę". Szczególnie chodziło o to, by anarchiści z Wawrowa przywalili w tamtejszy warowny posterunek rybokratów. Straty byłyby duże, ale blitzkrieg grupy Zawadzkiego + blokada wawrowskich sił mogłyby doprowadzić do kapitulacji tego posterunku. Oby. Jak nie, to można by ich ominąć, skoro lokalsi będą ich blokować. Podobne silne posterunki były w Ciecierzycach, Czechowie i Różankach-Szklarni, ale te można byłoby spokojnie ominąć nawet bez wsparcia tubylców. Garnizony mogły się jedynie wycofać do centrum miasta, siedzieć na dupie i skapitulować bądź zdechnąć po zdobyciu Gorzowa, albo spróbować brawurowego ataku na flanki AW. W czterdziestu chłopa, bez ciężkich pojazdów (czy nawet lekkich, to były formacje defensywne). Mogliby co najwyżej napsuć krwi i spowolnić pochód. Natarcie od południowego wschodu z rejonu Skwierzyny, m.in. dzięki drodze S3, było głównym punktem programu Lubomirskiego. I jak bardzo nie chciałaby, żeby fagasowi się nie udało i by zdechł na tamtejszych bagnach, to jego siły były zbyt liczne, zbyt ciężkie, zbyt kluczowe i zbyt potrzebne do zajęcia Gorzowa. Trzeba było odciążyć je, eliminując artylerię obrońców. Niestety, rejon był kontrolowany twardą ręką przez rybokratów. Wiedzieli, że nie mogli sobie pozwolić na anarchię na tej osi. Nie było jak bezpośrednio wesprzeć natarcia ze Skwierzyny. Mogła liczyć tylko na sabotaż artylerii (jak się do niej dostaną...) i na to, że Lubomirski rzeczywiście "nie był w ciemno bity". Pchając się przez Deszczno w Karnin natknęliby się na fortyfikację "Karnin-S3", ale jeśli nie będą zgnojeni przez armaty Pawulickiego, to rozniosą ją w jednym szturmie. Miasto było otoczone lichym murem, za to z gęstą siecią wieżyczek obronnych ze sprzężonymi cekaemami, w którą wkomponowane były te czterdziestoosobowe fortyfikacje. Oprócz tych, które przeanalizowała pod kątem natarć z Santoka i Skwierzyny, była też garść innych. Chwalęcice, Kłodawa i będące blisko siebie KSSSE-S3 i Baczyna nie dotyczyły ich natarć, były ze strony północno-zachodniej. Może Kuklicki nadzieje się na Baczynę (dobrze by nawet było, jakby ją nadkruszył), ale jedyne zagrożenie jakie stwarzały, to możliwość wycofania się garnizonów do centrum albo ataki flankowe. Kolejne dwa forty były punktem zainteresowania jej grupy taktycznej - Wieprzyce-S3 i Zakanale-S3. Obydwa były położone obok estakad/skrzyżowań z miejską obwodnicą. To były de facto wrota do miasta. Zakanale musiałoby być zajęte przez Lubomirskiego, jeśli chciałby skorzystać z drogi numer 22 do wepchnięcia się w centrum - inaczej musiałby użyć miejskich ulic. Wieprzycki fort był blisko torów kolejowych i tamtejszego dworca, wprost prowadzącego do silnie umocnionego i obsadzonego stuosobową grupą Dworca Głównego. Przy Dworcu Głównym stacjonował też pociąg pancerny z bronią ciężką i artyleryjską, był także podziemny tunel łączący Dworzec z Garnizonem Gorzów. Garnizon Gorzów był potężną fortyfikacją na gorzowskim wzgórzu w centrum miasta, w miejscu dawnego sądu rejonowego i przyległości. Okolica była wyburzona aby obrońcy mieli nad nią kontrolę ogniową a nacierający byli pozbawieni osłon. W środku mogło być nawet pół tysiąca obsady, ciężkie pojazdy, sporo artylerii (w tym ciężkiej) i różne inne sprzęty. Tam siedział Pawulicki, menda. Stamtąd prowadzono ostrzał zbuntowanych dzielnic... i stamtąd (oraz z pociągu) prowadzono by bombardowania natarcia ze strony Skwierzyny. W uderzeniach na Zakanale-S3 wesprzeć ich mogli tamtejsi anarchiści oraz ich koledzy z Małyszyna, Ustronia. Ci z Osiedli Staszica i Słonecznego oraz dzielnic Piaski, Górczyn i Zacisze mogli odwrócić uwagę Garnizonu - straty byłyby koszmarne, ale taka dywersja w kluczowym momencie mogłaby zminimalizować straty ataku na Karnin i Zakanale. Opanowanie części miasta i przyległości na północy przez anarchistów powodowało także, że każda próba wycofania się rybokratów i kacapów w tamtą stronę byłaby albo niemożliwa, albo wiązałaby się z kolejnymi stratami. Łatwiej też byłoby go okrążyć, jeśli siły z Santoka i Skwierzyny wedrą się do miasta. W takim przypadku coraz bardziej paląca dla Zawady wyglądała kwestia linii kolejowej, dworców i pociągów oraz dzielnicy Wieprzyce. Na jej oko mieli dwie opcje, atakując z południa - albo poprzez drogę 22 na Zakanale, zajęcie skrzyżowania z S3 i zdobycie tamtejszej fortyfikacji i późniejsze parcie na północ lub na zachód... albo zostawienie Zakanala Lubomirskiemu i zamiana miejsc z grupą dywersyjną Kuklickiego. Jego grupa przywaliłaby wtedy w Zakanale-S3 z pomocą anarcholi, a główne siły Zawady w Wieprzyce z kierunku (lub kierunków) Warta-Jeże-Łupowo. Całymi dostępnymi siłami i wsparciem "Zenitu" przebiliby Kordon Miejski, wysprzątaliby posterunek Wieprzyce-S3 i wspólnie z anarchistami uderzyliby na Dworzec Główny. Tamtejszy garnizon był zbyt silny, a pociąg pancerny zbyt dobrze uzbrojony, by olać temat. Ponadto tunel dawał szansę na szybkie przedostanie się do Garnizonu, uciszenie artylerii, ocalenie żyć AWowców... i zwycięstwo. Zgarnięcie wygranej sprzed nosa monarchisty. Były też dwa ugrupowania kacapów. Łagr w miejscu przemysłowego kompleksu będącego fragmentem KSSSE (Kostrzyńsko-Słubickiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej), niedaleko Baczyna. Trzystuosobowa załoga Ruskich, którzy trzymali tam wielu Gorzowiaków celem pracy przymusowej. Wyzwolenie tego miejsca nie było kluczowe dla operacji i mogło znacznie ją opóźnić... ale oznaczało też dostęp do sprzętu, zapasów i ludzi, eliminowało pokaźne siły nieprzyjaciela gotowe wesprzeć obronę Garnizonu lub Dworca, oraz byłoby potężnym zwycięstwem propagandowym, zjednującym sobie Gorzowiaków. Podpytała anarcholi, czy daliby radę coś zrobić choćby w kwestii dywersji / wzniecenia buntu w tym miejscu. Obóz był jednak obstawiony przez dwa posterunki i był blisko kordonu, więc ilość i siła obrońców rosła. W tym miejscu można się było poważnie wykrwawić... ale jego wyzwolenie byłoby kamieniem milowym. Ciężki wybór. Był też ruchomy konwój Czarnej Kompanii, przezwany przez tubylców "Czarną Wołgą". Sporo pojazdów ciężarowych, patrolowych i terenowych, które poruszały się głównymi drogami Gorzowa (i pewnie okolic), przeprowadzając łapanki. Zgarniali ludzi z ulic i zawozili ich do "ośrodków szkoleniowych" CzK, gdzie przerabiali ich na niewolników-żołnierzy za pomocą narkotyków, prania mózgu, tortur, cybernetyki, tox-magii i innego syfu. Była to siła dość liczna i mobilna, by wesprzeć obronę. Należało ją znaleźć i zlikwidować, najlepiej w zasadzce. Jak da radę, to w realiach walk o Wieprzyce i Dworzec (i/lub KSSSE). Jak nie da rady, to siły z Santoka i/lub Skwierzyny muszą dorwać ten konwój. Nie można było mu pozwolić uciec albo wesprzeć Garnizon, a trzeba było go wybić. Do ostatniego CzeKisty. W imię zasad. Tak, ten plan wydawał się najlepszy. Niemniej jednak zawezwała pozostałych od siebie i Leśnych, aby go skonsultować i wysłuchać ich pomysłów.
__________________ Dorosłość to ściema dla dzieci. Ostatnio edytowane przez Micas : 26-06-2019 o 12:37. Powód: Wzmianka o dzielnicy Manhattan. |