Nigdy wcześniej cyrkowcy-cudoki nie przypominali Georga tak bardzo, jak w tej chwili. Patrzyli, gadali, i nic, ale to nic nie rozumieli.
Popełnili błąd zabijając Jacka. Mogli ukatrupić każdego w tym Miasteczku, choćby i na targowisku w dzień targowy, w samo południe, na oczach wszystkich, a śledztwo szybko zakończyłoby się umorzeniem ze względu na niemożność wykrycia sprawcy. Oni jednak wybrali na ofiarę członka straży miasteczkowej, a to znacząco zmieniało postać rzeczy. Rusz strażnika, a pozostali nie dadzą ci już spokoju. Gie nie ruszał się nawet o krok. Jagoda darła ryja ile wlezie. Oboje czuli obecność Dydulskiego. A Timi, choć go nie było, na pewno robił coś przydatnego dla straży. Albo jadł obiad.
Przyjazd cyrku zakłócił starannie wypracowany balans w Miasteczku. Teraz trzeba było przywrócić wszystko do stanu początkowego. Teraz, w tej chwili, póki przewaga liczebna była po stronie straży.
- To wy się rozejdziecie, zostawiając tu tego, który zabił. A potem odwrócicie się zadem do nas, a pyskiem do Bramy Garncarzy, wyjedziecie i już tu nie wrócicie.
Nichtmachen na wszelki wypadek stuknął końcem halabardy w most, ale w dalszym ciągu nic wielkiego się z tego powodu nie stało.