Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-06-2019, 09:49   #78
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację

Pochylony nad kartką bokor nagle wyprostował się i wbił spojrzenie w Angelę. Przez jego usta przebiegł ledwie dostrzegalny cień uśmiechu. Babka zaciągnęła się cygarem.
- Dostrzegam tu znamiona obcych mocy. Silnych i uzurpatorskich. Obrały cię za swój cel, moje dziecko - Papa Morbi podniósł się powoli, zaś z każdą chwilą wydawał się rosnąć coraz bardziej.
- Ale widzę też nadzieję - dodał, lecz było coś w jego tonie, co sprawiało, że nadzieja gasła zamiast nabierać mocy. Była w nim nuta triumfu.
- W ostatnich wydarzeniach widzę wyraźne znaki, których nie można zignorować. Nawet nie wolno tego zrobić. Nikomu. Nawet mnie… ani Babette. Znaki mówiące, że to ja teraz powinienem sprawować nad tobą opiekę, moje dziecko.
Babette patrzyła na wnuczkę okryta kłębami dymu, ale nie odezwała się ani słowem.

Angie nie mogła uwierzyć w to co właśnie usłyszała, nawet pomimo tego, że w sumie mogła się tego po nim spodziewać. Nie… Nie ma mowy. Jej myśli uwidoczniły się gwałtownym i wyraźnie negatywnym gestem, który sprawił że luźne dredy zawirowały wokół jej głowy. Nigdy, przenigdy nie pozwoli na to co właśnie zasugerował. Tak, była mu wdzięczna za pomoc, jednak oddanie się pod opiekę? Zaufanie że będzie postępował pod dyktando jej dobra, a nie własnych, egoistycznych celów? Może i nazywał ją dzieckiem jednak daleko jej było do naiwności takowego. Ujrzał okazję do tego by dopiąć swego i zamierzał z niej skorzystać. Tyle tylko, że ona ani myślała na to pozwolić.
Przeniosła spojrzenie z Papy na Babette. Dlaczego babka jej nie broniła? Co ujrzała, dlaczego milczała? Czyżby się z nim zgadzała? Nie, w to Angie nie miała zamiaru uwierzyć. Niestety, nic też nie zapowiadało zmiany w nastawieniu babki. Gdy chodziło o kogoś innego to już by się znajdowała przy drzwiach. Niestety, takie zachowanie przy Babette nie wchodziło w grę.
- Na to wygląda - powiedziała krótko babka, choć z wyjątkowym i niespotykanym u niej ociąganiem. Papa Morbi postąpił kilka kroków w kierunku Angeli, a kiedy jego twarz zniknęła Babette z oczu, rozciągnął wargi w uśmiechu nie wyrażającym radości. Było w nim coś niepokojącego. Jakby grymas ten nie był skierowany do Angeli, a własnych planów, które już widział przed oczami. Do czegoś, co mogło się podobać tylko jednej osobie w tym pomieszczeniu.

Angie nie była w stanie znieść takiej bliskości Papy ani negatywnej energii, którą ta obecność wytwarzała. Zerwała się z sofy i nie mając chwilowo innego wyjścia, zaczęła krążyć po pomieszczeniu. Słowa babki raz po raz rozbrzmiewały w jej głowie. Czuła się zdradzona, porzucona i bezbronna. Każde z tych uczuć znajdowało się dość wysoko na liście tych, których postanowiła więcej nie doświadczać. A jednak, po raz kolejny znalazła się w takiej sytuacji. Problem polegał na tym, że tym razem jej szanse na ratunek były doprawdy mizerne. Gdyby Babette przeciwstawiła się Papie to jeszcze byłaby dla Angie jakaś nadzieja, gdy jednak ta dwójka zaczęła się ze sobą zgadzać, nadzieja pierzchła. Na dokładkę musiała pamiętać o niebezpieczeństwach innych niż te, związane z bokorem. Gdzieś tam, na zewnątrz czaili się ci, którzy wysłali porywaczy. Gdzieś tam wciąż byli ludzie, którzy najwyraźniej nie mieli zamiaru przebierać w środkach byle dorwać ją i Mitrasa. Nie była pewna dlaczego, chociaż nie trzeba było także być szczególnym geniuszem by się tego domyślić. Szczególnie po wyczynie, którego dokonał jej towarzysz. Gdyby w grę wchodziło tylko i wyłącznie jej dobro to jeszcze mogłaby się buntować, miała pewne możliwości ucieczki. Co jednak stanie się z Mitrasem? Pozostawiony samemu sobie… Co prawda nie znała go i nie wiedziała jakimi środkami dysponuje, jednak nie wyglądał jej na kogoś kto ukrywa znajomości zdolne go ochronić.

- I na czym niby ta opieka miałalby polegać? - zapytała, po raz kolejny korzystając z notesu, który Papa odłożył na stolik. Pytanie mogło brzmieć jakby dała za wygraną, jednak bynajmniej tak nie było. Gra na czas wydała się w tej chwili najrozsądniejszą opcją.

- Na stworzeniu najprawdziwszego diamentu - odpowiedział bokor po przeczytaniu krótkiego pytania.
- Skoro jesteś tak ciekawa, to nie widzę przeszkód, by zacząć… od teraz. Babette, czy mogłabyś zostawić mnie sam na sam z moją… podopieczną? - zapytał nie spuszczając wzroku z Angeli. Wpatrywał się wprost w jej oczy, jakby chciał przez źrenice wniknąć w głąb jej głowy. Babka spojrzała na niego z równą intensywnością, przez co chwilowo odwrócił wzrok od wnuczki kobiety. Wypuściła kłąb dymu, po czym wstała i bez słowa ruszyła do wyjścia.
- Uważaj, Morbi - rzuciła krótko tuż przed wyjściem. Drzwi zamknęły się. Jeszcze przez chwilę słychać było oddalające się kroki. Bokor z kieszeni marynarki wydobył jedwabną chusteczkę i szklaną fiolkę z oleistym płynem w krwistej barwie.
- Teraz już nic nie stanie nam na drodze - powiedział niskim, głębokim głosem. Nie było wątpliwości, że mówiąc “nas” miał na myśli siebie.

O ile Angie dobrze rozumiała to żadnej zgody nie wyraziła… Żadnej… Zanim się jednak obejrzała, najwyraźniej wszystko już było ustalone i ponownie znalazła się z Papą sam na sam. Sytuacja zaczynała nosić znamiona surrealistycznej. Nigdy nie powinno do niej dojść. Nigdy… Czując się jak mysz przyszpilona przez kota i nie mająca gdzie uciec, cofnęła się o dwa kroki, wbijając wzrok w trzymaną przez Morbiego fiolkę.
- Co to jest? - napisała kolejne pytanie, trzymając notes przed sobą, tak żeby mógł je przeczytać ale żeby ona nie musiała się w tym celu do niego zbliżać. Papa Morbi zrobił to za nią. Podszedł bliżej przekładając fiolkę do ręki z chusteczką. Wziął notes do ręki i przysunął nieco bliżej oczu. Ponownie uśmiechnął się lekko i delikatnie odłożył go na stolik.
- Wiesz jak tworzy się syntetyczne diamenty? Powstają pod wpływem ogromnego nacisku i temperatury. Należy zabić węgiel - odkorkował fiolkę i znajdującym się w niej płynem zwilżył chusteczkę. Następnie zamknął ją ponownie i włożył do kieszeni.
- Będziesz miała zaszczyt bycia moim diamentem - dodał zbliżając się powoli. Bardzo powoli, jakby delektował się bezbronnością swojej ofiary.

Odpowiedział mu natychmiastowy, gwałtowny ruch głową wyrażający dość dosadnie to, że Angie nie miała zamiaru się na coś takiego zgodzić. Zaczęła się cofać rozważając najlepszą drogę ucieczki. Nie było mowy o tym by poddała się temu, co dla niej przygotował. Nie ufała mu. Tak, miała u niego dług ale nie było mowy by się po prostu poddała. W tej chwili nie interesowało jej to, że Babette wyraziła zgodę. Musiała się stąd wydostać, nawet jeżeli oznaczało to narażenie się jemu i babce. Nawet jeżeli miałaby wywalczyć sobie drogę własnymi paznokciami.

Papa Morbi uśmiechnął się szerzej, złożył jedwabną tkaninę i włożył ją do kieszeni nie przestając się zbliżać. W swoich ruchach przypominał węża. Zbliżał się coraz bardziej z uniesionymi, otwartymi rękami.

Angie z kolei dalej się cofała, zbaczając nieco na lewą stronę by przypadkiem nie dać się przyszpilić pod ścianą. Brak chusteczki i uniesione dłonie ani trochę nie uśpiły jej czujności. Zbyt dobrze go znała by naiwnie uznać, że nagle zmieni plany i stanie się innym człowiekiem. Wiedziała, że raczej prędzej niż później będzie musiała poderwać się do ucieczki bo przecież nie będą tak krążyć w nieskończoność. Wiedziała też, że musi się przygotować na ewentualną walkę. Zdawała sobie również sprawę z tego, że mogła reagować nieco przesadnie, jednak to akurat najmniej ją interesowało. Bokor był cały czas spokojny. Wyglądał tak, jakby podobała mu się obecna sytuacja. Jakby przeciągał to, co miało się stać dla własnej satysfakcji. Nie spuszczał wzroku z oczu Angeli, przytrzymywał ją nim, obserwował. Dziewczyna na chwilę odwróciła spojrzenie, by nie zahaczyć stopą o fotel, na którym jeszcze tak niedawno siedziała jej babka. Papa Morbi, żmijowym ruchem, wystrzelił nagle w jej kierunku.
Czas na podchody dobiegł końca. Angie poderwała się do biegu mając nadzieję, że wbrew wszystkiemu uda się jej jednak uciec. Jej celem były półki z książkami znajdujące się po prawej stronie, a nie drzwi. Wątpiła by była w stanie się do nich dostać tym bardziej że aby tego dokonać musiałaby ominąć swojego przeciwnika. Książki za to dawały jej coś czym mogłaby się obronić lub chociażby powstrzymać na kilka sekund jego zapędy. Kilka sekund z kolei mogło wystarczyć by się wyrwać. Była blisko. Bardzo blisko. Wyciągnęła dłoń po jedną z nich, gdy nagle poczuła zaciskające się wokół niej ręce. Żmija stała się dusicielem. Twarz bokora znajdowała się tuż przy jej uchu. Czuła na nim jego oddech.
- Nie powinnaś się opierać. Jesteś teraz moją własnością. Im szybciej to zrozumiesz i przywykniesz, tym łatwiej będzie w kolejnych dniach… miesiącach… latach… - wyszeptał cicho delektując się chwilą i otarł się o nią policzkiem. Wzmocnił uścisk prawej ręki. Czuła na plecach jak wsuwa lewą do kieszeni. Ścisnęła mocniej twardą oprawę książki.
Trzeba było jechać na cmentarz, przemknęło jej przez myśl. Teraz jednak było już za późno. Zamiast więc opłakiwać kiepskie wybory zrobiła to, co w tej chwili wydało się jej najlepszą opcją. Pochyliła głowę, całkiem jakby poddając się swojemu losowi, a następnie gwałtownie ją poderwała starając się uderzyć tyłem w twarz Papy. Nic tak nie hamowało zapędów jak złamany nos… Jednocześnie i na wypadek niepowodzenia pierwszego planu, wysunęła trzymaną książkę. Jeżeli trafi głową to wywinie się i poprawi książką, jeżeli nie trafi to i tak spróbuje kolejnego ataku. Nigdy, ale to nigdy nie będzie niczyją własnością. Nigdy…
Bokor zaklął nagle, gdy głowa Angeli trafiła go w twarz, ale nie wypuścił jej z uścisku. Ten jednak znacząco osłabł. W chwili, w której miała spróbować się wyrwać i uderzyć przeciwnika książką, na jej twarz spadła chusteczka.
Chusteczka tylko wzmocniła jej zapał do walki. Nie mogąc w pełni skorzystać z rąk, użyła nóg. Półka z książkami stała przed nią, Papa za nią… Uniosła szybko nogę, oparła stopę o półkę i odepchnęła się do tyłu z całej siły licząc na to że jej przeciwnik straci równowagę i oboje runą na podłogę. Nie dysponowała jednak taką mocą, jaką by chciała. Czuła jak świat oddala się coraz bardziej. Substancja, którą wdychała odurzała umysł. Jej z wolna odpływająca świadomość zarejestrowała jeszcze dziwne ruchy. Zmianę położenia, co zrozumiała po lekkim wysiłku. Poczuła ból pochodzący od zaciśniętych mocno rąk bokora. Przed sobą widziała sufit, zatrzymali się. Ręce wciąż się zaciskały.
Myślenie przychodziło z trudem co tylko świadczyło o tym, że musiała się spieszyć. Z opcji, które przychodziły jej do głowy, jedna sprawiała dość obiecujące wrażenie. Korzystając z tego że leżeli i tego, że to ona była na górze, uniosła nieco ciało i na tyle, na ile było to możliwe, wsunęła rękę za siebie. Jej celem była ta część ciała bokora, która stanowiła dość czuły punkt. Nie zamierzała się przy tym ograniczać…
Papa Morbi wrzasnął nagle wściekle. Angela w impetem spadła na podłogę. Świat rozpływał się, wirował. Nagle do pomieszczenia wjechał parowóz. Wielki pojazd buchający dymem. W jego piecu widać było żar. Zbliżał się i dmuchnął dymem w jej twarz raz, drugi, a potem trzeci. Zaczynała widzieć pokój taki, jakim był. Pierwszy raz widziała Babette palącą coś mniejszego niż cygaro. Był to niewielki skręt, którym zaciągała się raz po raz, by wydmuchnąć wszystko w twarz wnuczki. Angela widziała jak jej babcia gasi papierosa na fotelu Papy Morbiego.
- Przesadziłeś - warknęła trzymając wnuczkę na kolanach.
- Przeciwnie. Taki był plan - odpowiedział. Kiedy dziewczyna odzyskała siły i była w stanie podźwignąć się do pozycji siedzącej, zobaczyła bokora siedzącego na stole. Z jego ust i głowy płynęła krew, lecz to nie ona zdawała się boleć go najbardziej. Babette wyciągnęła dłoń w jego kierunku. Bez słowa podał jej notes i długopis.
- Teraz jej to wyjaśnij - powiedziała babka. Papa Morbi jeszcze przez chwilę się nie odzywał.
- Chcieliśmy cię wystraszyć. Spowodować, żebyś odruchowo zawołała Babette. Napisałaś, że twój nowy znajomy w parku był przytomny i postąpił zgodnie z poleceniem, jakie mu wydałaś na odległość. Chcieliśmy uzyskać ten sam efekt…
- Są granice
- przerwała mu babka Angeli. Spojrzał na nią, lecz nic więcej nie powiedział.

Granice?! Wystraszyć?! Angie przenosiła wzrok z jednego na drugie. Jak nic musiała zasnąć i jeszcze się nie obudziła. Może była nieprzytomna, a to były jakieś majaki unoszącego się w niebycie umysłu? No bo uwierzenie w to, że dwójka dorosłych, odpowiedzialnych zazwyczaj ludzi wpadła na tak idiotyczny pomysł…
- To jakieś szaleństwo - napisała, odebrawszy od babci notes. Było to stwierdzenie otulone w bardzo grubą warstwę ochronną, jakby nie spojrzeć Babette nadal była Babette, nawet jeżeli to był tylko sen czy majak, jak miała nadzieję.
- Nikomu nie wydawałam poleceń. Nie mogę mówić, jakbyście nie zauważyli. Nie porozumiewam się też myślowo… To… To po prostu jakieś szaleństwo i tyle… - odwróciła notes tak żeby mogli przeczytać. Nie dodała sugestii iż babcia mogła wypalić coś niecoś za dużo nie tego co powinna ani nie wspomniała o tym, że oboje z Papą mogli wypić po nie tej miksturze co planowali. Lubiła swoje życie… Nie kryła jednak co sądzi o tym wszystkim. Nie zamierzała także przepraszać za swoje zachowanie czy za obrażenia, których doznał Morbi. Co to, to nie.
Jej babka natychmiast zabrała głos.
- Przemyśl jeszcze raz do kogo to mówisz.
Osoba, która nie znała tej kobiety tak, jak Angela mogłaby uznać, iż mambo posługuje się swoją pozycją chcąc uciszyć rozmówcę. Jednak wnuczka wiedziała, że znaczenie było zupełnie inne, ukryte za oschłym tonem. Wiedziała, że babcia przypomina jej, że jest jeszcze wiele rzeczy, których musi się od niej nauczyć. Dlatego też nie powinna spieszyć się z wydawaniem sądów nad rzeczami, o których może nie mieć pojęcia. Angela potrafiła z jednej, krótkiej wypowiedzi wyczytać więcej niż ktokolwiek inny. Potrafiła też rozpoznać bardzo płynną różnicę między naganą a przypomnieniem. Tym razem nie była to krytyka.
Angie pochyliła głowę, chociaż nie tyle ze skruchy co żeby ukryć gniew, który bez dwóch zdań znalazł także odbicie w wyrazie jej twarzy. Wiedziała do kogo mówiła. Wiedziała, że jeszcze wielu rzeczy nie wie, wielu nie rozumie i bardzo wielu musi się dopiero nauczyć. Tyle tylko, że tym razem tego wszystkiego było po prostu za dużo i na dokładke podano jej to w wyjątkowo zły sposób. Nie mówiąc już o tym, że przecież sama próbowała. Nie przyszło im do głowy że mogła sama spróbować, sama domyślić się takiej ewentualności? Strach, oczywiście, był dobrym bodźcem ale jeżeli miałaby takie możliwości to czy nie powinny one aktywować się gdy tego chce, a nie tylko i wyłącznie gdy boi się o własne lub cudze życie? Przede wszystkim jednak była zła o to, że tak bezceremonialnie wykorzystano jej słabość.
- Co zatem chcecie teraz zrobić? - zapytała, korzystając z jedynej formy porozumiewania się jaką aktualnie dysponowała. Może zbiorowy gwałt, to na pewno powinno zadziałać dodała w myślach, nieco złośliwie kierując je do obojga. Nie liczyła na to że usłyszą ale jakby jakimś cudem tak się stało, miałaby z tego chociaż trochę satysfakcji. Chociaż pewnie nie aż tyle co oni. W końcu udowodniło by to że jednak mieli rację.
Babcia nagle przytuliła swoją wnuczkę i nie wyglądało na to, żeby miała zamiar ją wypuścić.
- Masz w sobie moc, moje dziecko. Nie byłaś sama ani przez chwilę i nie radzę ci mieć odwagi pomyśleć tak nawet przez chwilę. Kiedykolwiek - Babette kołysała się lekko głaszcząc wnuczkę po włosach. Nad ramieniem babci widziała uśmiechającego się lekko Papę Morbiego, który wstał i umościł się w fotelu tak, by widzieć dziewczynę. Wyglądał, dla odmiany, jak pająk czekający w pajęczynie na jeden fałszywy krok ofiary.
- Rozważyć zbiorowy gwałt - odparł krótko, a jej babcia zamarła gwałtownie. Angela doskonale znała ten stan. To czas bardzo szybkiego zejścia z drogi. Bardzo, bardzo szybkiego.
I Angie nie miała zamiaru stawać na drodze babci. Głównie dlatego, że słowa bokora wywołały bardziej szok niż satysfakcję, której się spodziewała. Usłyszał czy też był to po prostu jego własny, pokręcony pomysł? I jeżeli usłyszał to dlaczego Babette pozostała głucha na przekaz swojej wnuczki? Głowa zaczynała ją już boleć od natłoku myśli i braku odpowiedzi na pytania, które zdawały się atakować z każdej strony. Z tego też powodu ani myślała stawać w obronie Papy. Niech sam się wytłumaczy. Skoro Babette jej nie usłyszała to może nawet być zabawnie. Przynajmniej przez chwilę.
Babette delikatnie odsunęła wnuczkę, zaś Papa Morbi ledwie zauważalnie poprawił swoją pozycję w fotelu. Bardzo szybko na jego twarz wypłynęła śmiertelna powaga.
- Mógłbym powiedzieć, że wyczytałem to z ruchu jej ust, ale powiedziała to - pochylił się i wbił spojrzenie niemal czarnych oczu w Angelę.
- Słyszałem jej głos tuż przy moim uchu. Szeptała do mnie.
Mambo lekko zmrużyła oczy i przeniosła je na Angelę.
Angie zaś… Cóż, wzruszyła ramionami. Zapewne zaraz dostanie reprymendę, jednak nie to skupiało jej myśli. Słyszał, a zatem mieli rację, a zatem miała moc porozumiewania się na odległość. Ok… No dobra… Mitras mógł się teleportować, to dlaczego by nie?
Zamiast chociaż spróbować cokolwiek wyjaśniać czy chociaż przeprosić babcię za tego, w sumie nie do końca zamierzonego psikusa, wstała i skierowała swoje kroki do miejsca, w którym stał alkohol. Nie piła, nie tak na co dzień, a i nawet od święta rzadko. Sytuacja wymagała jednak niestandardowych środków wspomagających. Poza tym musiała chociaż na chwilę stracić z oczu Morbiego. Po prostu musiała… Przepraszam “wyszeptała” w myślach, tym razem skupiając je tylko i wyłącznie na babci. Może zadziała? Cóż jej szkodziło? Nic, na dobrą sprawę. Nie czekając jednak na efekt swojej próby nalała do szklanki solidną porcję złocistego płynu i dopiero wtedy powróciła by zająć swoje miejsce na sofie. Nadal czuła się tak, jakby to był po prostu sen. W ten sposób jakoś łatwiej było się z tymi rewelacjami oswoić.
- Za co? - zapytała Babette dopiero po dłuższej chwili.
- Za… - zaczęła, pokręciła głową i spróbowała ponownie, na wszelki wypadek skupiając przy tym wzrok na Babette. - Za wykorzystanie sytuacji - dokończyła. Nie była pewna tego, że jej przekaz dotrze do babci i tylko babci. Nie wiedziała nadal jak ta jej moc działa, więc nie chciała się wdawać w szczegóły. Uznała jednak że powinna przeprosić za to, że chciała wykorzystać babcię by chociaż trochę zemścić się na Papie.
- Co teraz? - zapytała ponownie, tym razem korzystając z notesu.
- Pójdziemy tam, gdzie jest więcej światła. Morbi, poślij po tego chłopca.
Mambo w drodze do drzwi zapaliła cygaro i już po chwili z jej ust wydobył się cały kłąb dymu.

Papa Morbi nie tyle posłał po Mitrasa, co sam się do niego pofatygował, dając Angie i jej babce kilka chwil oddechu. No, przynajmniej Angie… Dziewczyna usiadła ciężko na jednej z dwóch sof, które znajdowały się w obszernym, skąpanym w słońcu salonie. Przyjemnie było chociaż na chwilę nie czuć na sobie jego wzroku. Wypity wcześniej alkohol zaczynał już oddziaływać na jej organizm, sprawiając, że humor nieco się jej poprawił. Może i nie miała ochoty skakać pod sufit z radości, była za to na tyle rozluźniona by przymknąc powieki i rozkoszować się dotykiem promieni słonecznych na skórze. Mogła nawet na chwilę zapomnieć o tym gdzie się znajduje. Na krótką chwilę, niestety.
- Musisz zachować przy nim czujność - usłyszała głos babci, zmuszający ją do otwarcia oczu i skupienia wzroku na starszej kobiecie. Jej twarzy nie była w stanie dostrzec, bowiem spowijał ją kłąb dymu z cygara. Dziwne, Babette zdawałą się pasować jak ulał do tego utrzymanego w bieli i czerni pomieszczenia. Usadowiona na szerokim, skórzanym fotelu, dominowała nad całym otoczeniem, niczym królowa zasiadająca na swym tronie. Nawet ogromnych rozmiarów kominek, który miała za plecami, zdawał się kurczyć, zanikać. W końcu nikt ani nic nie było w stanie przyćmić jej wielkości.
- Uważaj co mówisz i to nie tylko korzystając ze swych mocy - kontynuowała, widząc że skupiła na sobie uwagę wnuczki. - Jego słowa dotyczące czytania z warg nie były tylko słowami rzuconymi na wiatr. Morbi posiadł wiele umiejętności w ciągu swego życia i nie waha się przed korzystaniem z nich. Jego pomoc jest niezbędna i powinnaś być za nią wdzięczna, jednak nie zmienia ona tego, kim jest. Nie zapomnij tego, moja droga - zakończyła, ponownie zaciągając się cygarem i umilkła, dając Angie czas na to by zastanowiła się nad jej słowami.
Co prawda wnuczka wcale tego czasu nie potrzebowałą, z chęcią jednak skorzystała z okazji by podjąć próbę okiełznania myśli. Musiała ułożyć jakiś plan działania na najbliższe dni lub chociaż godziny. Najważniejsze w tej chwili wydawąło się to, żeby zyskać jak najwięcej informacji o mocy, którą posiadła i tym w jaki sposób ona działała. Na tym musiała skupić się przede wszystkim i na jej ćwiczeniu. Na obecną chwilę była bezpieczna, a przynajmniej na tyle bezpieczna na ile mogła się czuć w domostwie bokora. Nie było jednak gwarancji na to, że ta sytuacja nie ulegnie nagłej zmianie, zmuszając ją i Mitrasa do szybkiego działania. Chciała by byli wtedy na takie działanie gotowi. By wiedzieli jakie mają być ich następne kroki.

W ten oto sposób, zanim Mitras zdążył pojawić się w salonie, Angie zdołała ułożyć wstępny plan. Ponownie jako miejsce ich ewentualnego schronienia znalazł się cmentarz. Musiała poinformować Mitrasa w jaki sposób do niego dotrzeć, a najlepiej pokazać mu go, chociażby na street view lub zdjęciach. Gdyby był w stanie przenieść się tam dzięki swojej mocy, byłoby to dla nich nader korzystne. Do tego w grę wchodziło także zaopatrzenie na nagły wypadek. Należało wyposażyć się w odpowiednie środki służące do samoobrony i jak nic nie zaszkodziłoby żeby wzięli kilka lekcji praktycznych. Wśród ludzi Papy nie brakowało takich, którzy mogli by ich tego nauczyć. Tego i paru innych umiejętności. Może nawet strzelania z broni palnej…? Zanim jednak umysł Angie odpłynął na szersze wody, Papa powrócił, a wraz z nim jej towarzysz, zmuszając ją do ponownego stawienia czoła zagrożeniu, które dla niej nadal znajdowało się na wyższym miejscu niż wszystko to, co czychało na nich poza ścianami willi.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline