Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-05-2019, 06:01   #71
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację


Krok za krokiem podążała za mężczyzną, z którym najchętniej nie miałaby nic do czynienia. Przerażał ją i czuła do niego obrzydzenie, a jednocześnie nie potrafiła się wyzbyć szacunku, jaki wbrew jej woli dominował wszystkie pozostałe odczucia. Jakby nie spojrzeć Papa był kimś, kto był w stanie zrzeszyć pod swoimi skrzydłami nader liczną rzeszę wyznawców. Byli mu oni oddani do stopnia, który niebezpiecznie ocierał się o fanatyzm. Dobrowolnie oddawali mu swoje życie, życie tych, których kochali, wolną wolę. Angie nie była w stanie tego pojąć. Oddanie, miłość, lojalność… Jasne, z tymi pojęciami nie miała problemu. Była w stanie zrozumieć dlaczego skupiający się wokół bokora ludzie mogli żywić do niego te uczucia. To jednak, co nieraz widziała, o czym słyszała… Nie, tego było zbyt wiele. Teraz zaś szła za tym człowiekiem, pokonując w ciszy kolejne metry korytarza. Nie miała pojęcia gdzie ją prowadził, pocieszała się jednak myślą, że wkrótce ujrzy Babette. Nie kłamałby w tej sprawie. Nie on, nic bowiem by na tym nie zyskał, a jedynie mógł stracić. Wiedział, że nie mógł sobie pozwolić na zadzieranie z jej babką. Tak, był potężny, jednak ona wciąż przewyższała go mocą. To ona była królową. Nie, nie wystąpiłby przeciwko niej. Nie było takiej szansy. Na pewno…

Jej samo-przekonywującą litanię przerwało nagłe zatrzymanie się jej przewodnika. Stanęli naprzeciwko solidnych, drewnianych drzwi. Angie nagle zdała sobie sprawę, że nie miała pojęcia w jaki sposób do nich dotarli ani jak długo szli. Kolejne zakręty, przejścia, stopnie które pokonywali, zlały się w jej umyśle w jedno. Czas jakby stanął w miejscu, zapętlił się, zgubił swój tor.
- Gdzie…? - wyrwało się jej, jednak dźwięk nie wydobył się poza jej umysł. Usta poruszyły, nie opuścił ich jednak żaden dźwięk. Po raz kolejny przeklęła swą niemoc. On jednak jakby czytał w jej myślach.
- Za tymi drzwiami znajdują się schody prowadzące do moich prywatnych komnat - wyjaśnił, tak jakby cała ta budowla nie należała do niego i nie była jego zamczyskiem pełnym ukrytych w szafach trupów. Zapewne dosłownie…
- Babette już na ciebie czeka, moje dziecko - zapewnił, otwierając drzwi i zapraszając ją by ruszyła jako pierwsza.

Wbrew oczekiwaniom, nie ujrzała skrytego w złowieszczym mroku, pokrytego mchem i oślizgłego korytarza czy jamy z opornie ciosanymi, ciasnymi schodkami. Jej umysł poszybował chyba nieco za daleko bowiem zamiast średniowiecznego zejścia do lochu, miała przed sobą doskonale oświetlony, krótki korytarzyk którego koniec schodził łagodnie w dół, zakręcając łagodnie. Schody bynajmniej nie były wąskie, a wręcz przeciwnie. Nie pokrywał ich także mech ani nie sprawiały wrażenia pokrytych ściekającą ze ścian wodą. Pokryte były za to dywanem, który skutecznie tłumił kroki i sprawiał, że miało się wrażenie jakby stąpało się po miękkim puchu. Lustra, którymi udekorowane były ściany, w sposób nader sugestywny powiększały zejścia, sprawiając iż miało się wrażenie stąpania w dół nieskończenie szerokich i równie nieskończenie długich schodów. Tak, zdecydowanie nie było to zejście do średniowiecznego lochu, Angie jednak ani trochę nie czuła się przez to lepiej. Być może dlatego, że teraz miała wrażenie, że zamiast jednej pary czujnych oczu, śledzi ją ich kilkaset, o ile nie kilka tysięcy. Ich odbicia bowiem powielały się i powielały i powielały, przytłaczając i nie pozwalając na chwilę wytchnienia. Czy tak właśnie czuły się szczury w klatkach? Być może, nie wiedziała. Czuła jednak, że powinna uciekać. Powinna wyrwać się i uciekać. Uciekać. Uciekać…
- Boisz się, dziecko - z tego przerażającego kalejdoskopu obrazów i myśli, wyrwał ją jego spokojny głos. Ucisk na ramieniu przybrał na sile, sprawiając że wstrząsnął nią dreszcz, który niewiele miał wspólnego z panującą w środku temperaturą. Potrząsnęła głową i to samo uczyniły jej odbicia. Ten sam gest u tych samych, powielających się postaci, zdradzonych bladością twarzy i rozszerzonymi źrenicami. Niczym króliki przyparte do muru przez polującego wilka. Nie potrafiła nad sobą zapanować. Wydarzenia minionych dni mocno nadszarpnęły jej obronnymi murami, czyniąc w nich wyrwy, na które bez dwóch zdań nie mogła sobie teraz pozwolić. Wszystkie te niezwykłe wydarzenia, ciągłe niebezpieczeństwo, ciągła niepewność.
- Nie powinnaś się mnie bać - zapewnił, nie czyniąc sekretu z tego, że zdaje sobie sprawę jakie uczucia w niej wzbudza. Pewnym ruchem obrócił ją twarzą do lustra i pochylił się tak iż jego i jej znalazły się na tym samym poziomie. Stał tuż za nią, więc nie miała jak się wycofać. Stał też tuż przed nią, przyszpilając ją wzrokiem, którym jego odbicie przytrzymywało ją w miejscu lepiej nawet niż dotyk jego rąk.
- Masz w sobie ogromną moc, moja droga - mówił, sącząc słowa prosto do jej ucha. - Moc, która kryje w sobie wielki potencjał. Jesteś skarbem, którym zamierzam się zaopiekować. Skałą, którą przemienię w diament. Nikt inny nie ma do ciebie prawa, moje dziecko. Jesteś moja i nikomu nie pozwolę cię tknąć - zapewnił, budząc w niej jeszcze większe przerażenie. Serce uderzało o żebra z prędkością, która groziła tym, że za chwilę wyrwie się ze swojego więzienia. Oddech rwał się, nie będąc w stanie dostarczyć jej ilości powietrza, której potrzebowała. Wszystko w jej umyśle krzyczało, powtarzając wciąż i wciąż to samo wezwanie. Uciekaj!!
- Moja Angie - usłyszała jeszcze zanim błogosławiona ciemność porwała ją w swoje objęcia.

- Moja Angie - słyszała owe słowa dalej, gdy światło ponownie wtargnęło do jej świata. Ten głos jednak nie niósł ze sobą grozy. Był ciepły, opiekuńczy i szorstki w tym samym momencie. Czuło się w nim setki wypalonych cygar, drapiących niczym kocie pazury.
Otwarłą oczy by napotkać zaniepokojone spojrzenie jedynej osoby, której bezgranicznie ufała.
- Babette - bezdźwięcznie wypowiedziała jej imię, wyciągając ręce by odnaleźć otuchę w troskliwych objęciach babki. Tyle jej chciała powiedzieć… Umysł wypełniła lawina słów, uczuć, domysłów i wniosków. Tłoczyły się, kotłowały, zlewały jeden z drugim. Łzy same spłynęły z kącików oczu, wsiąkając szybko w biała tkaninę sukni, którą Babette miała na sobie. Wraz z nimi spływały niepokoje i troski, spływał strach i ból ostatnich dni. Były oczyszczającą kąpielą, zmywająca z duszy cały nalot, jaki na niej osiadł. Babka zaś pozwoliła im płynąć, głaszcząc i nucąc cicho, całkiem jakby Angie była ledwie kilkuletnim dzieckiem, które właśnie przebudziło się z pełnego koszmarów snu. Bo tak właśnie było. Miała sen, koszmarny sen, lecz teraz mogła się już z niego obudzić. Teraz już wszystko miało być dobrze.
- Mam nadzieję, że nie przeszkadzam - usłyszała głos, który zmroził łzy.
- To zależy - odezwała się Babette, przerywając kontakt i układając ostrożnie Angie z powrotem na szerokiej sofie, na której leżała. - Masz zamiar dalej straszyć moją wnuczkę czy też już ci się to znudziło i możemy przejść do problemów, które nad nami wiszą - kontynuowała, wstając i podnosząc z popielniczki cygaro, które na krótką chwilę zaległo na jej szklanym brzegu. Popielniczka stała na stylowym, drewnianym stoliczku, ustawionym tak by można było do niego dosięgnąć zarówno z sofy jak i z fotela, który stał obok.
- Nigdy bym… - zaczął Papa, jednak nie dane mu było dokończyć.
- To dziecko dość już przeszło, Morbi - przerwała mu bezceremonialnie Babette, machnięciem ręki podkreślając swe słowa. - Jakiekolwiek byś nie miał plany co do mojej wnuczki, będą musiały poczekać. Teraz liczy się przede wszystkim jej życie i zdrowie. Mam nadzieję, że twoi ludzie zdobyli już jakieś informacje od napastnikach i o tym co się tu dzieje - zapytała głosem, którym zwykle wydawała rozkazy. Angie nigdy nie słyszała by Babette zwracała się w ten sposób do Papy, a sądząc po błysku w jego oczach, który nie umknął młodej Lavelle, on także nie był przyzwyczajony do takiego traktowania.
- Jeżeli będę coś wiedział, to cię o tym poinformuję - odpowiedział, sprawiając że temperatura w pokoju, w którym się znajdowali spadła o kilka stopni.
Korzystając z chwilowej, napiętej ciszy jaka po tych słowach zapadła, Angie rozejrzała się. Pokój był dość obszerny, utrzymany w starym, wygodnym stylu. Dominowały w nim ciepłe, głębokie kolory. Brąz, czerwień, złoto. Ściany podpierały półki wypełnione grubymi woluminami, wskazując na to, że mogła to być biblioteka. Biurko stojące pod jedna z nich pozwalało przypuszczać iż miejsce to służyło także jako biuro. Brak okien utwierdzał w tym iż znajdowali się pod ziemią. Jak jednak się tu dostała, tego nie wiedziała. Jedyne co przychodziło jej do głowy to to, że Papa przyniósł ją tutaj po tym jak zemdlała, niczym jakaś białogłowa rodem z powieści harlekina.

- No dobrze, to może teraz opowiesz nam wszystko co wiesz, Angie? - z samobiczowania, jakie sobie wymierzała, wybił ją głos babki. Tak, wiedziała, że w końcu żądanie to padnie, a ona będzie musiała zdać relację wracając z powrotem do tego chaosu, z którego chyba tylko cudem się wyrwali. Nie znaczyło to jednak, że się jej do tego spieszyło. Usiadła jednak posłusznie i wzięła w dłoń podany jej przez Babettę notes i długopis. Mimochodem zauważyła, że nie jest on tym samym, który wraz z Mitrasem kupili. Co się z tamtym stało? Nie miała pojęcia, uznała jednak że będzie mogła o to zapytać później. Później, czyli jak już wyrwie się spod czujnego wzroku Papy, który przysiadł na brzegu biurka i równie bacznego spojrzenia Babette. Wziąwszy głęboki oddech zaczęła pisać. Starała się zawrzeć w swej relacji wszystko co wiedziała, widziała, co odczuwała. Może i nie ufała Papie, jednak nieufność ta nie tyczyła się babki. Jeżeli ktoś był w stanie wysnuć jakieś poprawne i wnoszące coś wnioski, to właśnie ona. Z tego też powodu Angie opisała wszystko. Każdy detal, bez względu na to jak nieistotny się jej wydawał. Zajęło to trochę czasu jednak gdy skończyła i podała notes babce, była pewna że nic jej nie umknęło. Gdy pozostała dwójka zajęła się czytaniem, ona wstałą i poczęstowała się złotym trunkiem z kolekcji, jaka znajdowała się na półeczce, nad którą wisiało lustro w ciężkiej ramie. Spoglądając w taflę i popijając, przyglądała się jak przeżywają to, co ona, podążając ścieżką zapisanych słów. Miała nadzieję, że razem uda się im wpaść na pomysł co się tu działo. Ich wiedza bez wątpienia była większa niż jej, podobnie jak ich doświadczenie. Postanowiła temu zaufać, bo i nie widziała innego wyjścia. Później… Później znajdzie Mitrasa i podzieli się z nim tym, czym podzielić się będzie mogła. Tkwił w tym bagnie podobnie jak ona i to dzięki niemu udało się im wydostać z rąk porywaczy. Była mu coś winna. Najpierw jednak… Dolała sobie do pustej szklanki kolejną porcję i ruszyła z powrotem ku sofie. Najpierw musiała wysłuchać tego, co najbardziej wpływowa para, która rządziła dzielnicą Francuską, miała do powiedzenia.

 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 26-05-2019, 12:46   #72
 
KlaneMir's Avatar
 
Reputacja: 1 KlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputację
Willa bogatych znajomych Mitrasa

Naprawdę piękny i wielki dom, a raczej willa. Gdyby nie Lukas, to pewne jest to że Mitras zgubiłby bardziej niż za pierwszym razem na uczelni. Że ludzie lubią takie ogromne kompleksy pomieszczeń… Już można zatęsknić za małym mieszkaniem w piwnicy. Ciekawe jak daleko będziemy jeszcze iść, są tu bunkry lub jakiś schron? Oby same fajne rzeczy byłby w piwnicy, taki magazyn broni, wszystko od Bułgarskich handlarzy bronią.

Choć jak na razie raczej w stronę piwnicy się nie udajemy. Lukas zaprowadził Mitrasa do korytarz gdzie po obu stronach było kilka wejść, dalsza droga gdzieś skręcał w głąb, chyba. Jednak lokaj zatrzymał się przy jednym z wejść oraz otworzył je kartą. Piękna technologia, takich rzeczy biedny student nie miał u siebie, czyli to są te plusy posiadania bogatych przyjaciół…

- Najpokorniej proszę Panicza o wybaczenie... - odezwał się Lukas, gdy przekroczył próg pokoju tuż za Mitrasem. Zazgrzytał metal. W powietrzu czuć było ciężki, duszący zapach kadzidła.
Właśnie tych kadzideł w tym domu jest naprawde za dużo, jak to pewnie daje taki sam efekt co palenie papierosów. Jednak pokój na pierwszy rzut oka, to taki drogi apartament w centrum miasta który wynajmuje się bogatym studentom. Czyli bardzo przyjemnie.
Chłopak odwrócił się i zobaczył, że mężczyzna trzyma w dłoni szpikulec do lodu. Drzwi były zamknięte. Zręcznym ruchem zdradzającym doświadczenie, obrócił ostrze, dotychczas wymierzone w sufit, ku dołowi.

Cholera czy tak właśnie zaczyna się zamach, pozbywanie się zbędnych świadków, od razu to wszystko było zbyt podejrzane. Umrzeć przeprowadzonym w pułapkę, i to jeszcze przez lokaja. Mitras byłby tylko zbędnym ciężarem… Czyli te luksusy się właśnie kończą, jak zwykła iluzja...
Zamachnął się z siłą, o jaką nie można go było podejrzewać na pierwszy rzut oka, wbił metalowy przedmiot w lód spoczywający w wiaderku. Powtórzył zabieg kilkakrotnie.

-...za warunki, w których zmuszeni jesteśmy Panicza zostawić. Pokoje gościnne z dwoma łazienkami oraz prywatnymi kuchniami, niestety, są już zajęte. Mam nadzieję, że Panicz nie obrazi się za ulokowanie w pokoju tak skromnej wielkości. Postaram się wynagrodzić wszelkie niewygody - to mówiąc wydobył z barku butelkę wina, którą wstawił do pokruszonego uprzednio lodu. - Jeszcze raz proszę o wybaczenie. Gdyby czegoś było Paniczowi trzeba, proszę w opcjach szybkiego wybierania wcisnąć 1 - wskazał dłonią na najnowszy smartphone z logiem nadgryzionego jabłka leżący na szafce przy drzwiach. Następnie ukłonił się i wyszedł.

Uff… No tak, lokaj nigdy nie jest mordercą, Niedoszła ofiara zamachu, otarła pot z czoła… Zaraz, są jeszcze lepsze warunki dla gości? Angii naprawdę jest bogata, dobrze że trafiłem na nią, inny biedny student mógłby nie dawać tyle ciekawych rzeczy, Może przynajmniej mam jedną łazienkę. Szkoda tylko że to iPhone a nie jakaś lepsza marka. Choć na iOs’a są jakieś exclusivy fajne. Czas popatrzeć bardziej na pokój. Nie wydaje się by coś było… nałogowy komputerowiec postanowił się odwrócić. ,,Jest komputer!” prawie że krzyknął z radości.

Mitras już po chwili siedział przy komputerze stojącym nieopodal drzwi, tuż przy kominku. Zwrócony przodem do ściany stał 27-calowy iMac z wyświetlaczem Retina 5K, jak głosiła niewielka naklejka producenta. W taki warunkach to i MAC się przyda, szkoda że to nie Linux. Przynajmniej Ram’u jest wystarczająco. A jeszcze trzeba zakleić kamerę.
Urządzenie wyłączyło się, a zaraz po nim wyświetliło się okno przeglądarki Safari. Szybko otworzył pierwszy z brzegu serwis informacyjny.

***


- Dzień dobry Państwu. Ja jestem Jacek Pietruszka, a to “Najprawdziwesze Informacje przed Najprawdziwszymi Informacjami”. Są z nami dzisiaj poseł Stanisław Mostek oraz poseł Mieczysław Wózek.
Obaj przedstawieni mężczyźni w garniturach ukłonili się do kamery.
- Nadchodzi wielki dzień. Wybory do Parlamentu Europejskiego. Partie, do których panowie należą, według sondaży, walczą o pierwsze miejsce. Pan Mieczysław Wózek.
- Dziękuję, panie redaktorze. Pragnę podkreślić, że zawsze w Parlamencie robiliśmy dobrze i staraliśmy się robić dobrze w przeciwieństwie do hańbiących Malję czynów opozycji…
- Mam panu przypomnieć aferę, jaką partia rządząca wywołała w tym Eurocyrku?!
- To pana partia, proszę pana, hańbi wizerunek Malji i wszystkich obywateli. Mam panu przypomnieć jak pana kolega w “Jastrzębiu i Rodzinie” mówił o zajebaniu mojej partii? To jest hańba, panie Mostek! Ja wiem, że wy wszyscy myślicie, że obywatele to głupki, ale tak nie jest! Ludzie przejrzą waszą obłudę i manipulację, wy gnidy! Te wszystkie kłamstwa i wasze dążenia do oszukania narodu!
- Pan jesteś zerem i niech pan przestanie szerzyć mowę nienawiści! Wy tylko hejtem, trollami i jadem potraficie mówić! I taka jest cała partia rządząca! - wykrzyczał poseł Mostek.
- Pan jesteś jak ten człowiek, co rzucał kamieniami w dinozaury!
- Proszę się nie kompromisować z tym pańskim nieuctwem!

Nagle głos zabrał dziennikarz próbując przekrzyczeć obu mężczyzn.
- Proszę panów! Ostatnie pytanie! Jak mogą panowie zachęcić do głosowania na partie, do których panowie należą?
- Wystarczy spojrzeć co zrobiła partia opozycyjna, gdy była u władzy. Nie możemy pozwolić, żeby to się powtórzyło -
odezwał się jako pierwszy Mieczysław Wózek.
- Trzeba odsunąć od koryta tych wszystkich złodziei i agentów obcych mocarstw, którzy przy nim są, a wciąż nie mogą się nachapać.
- Dziękuję bardzo. Moimi i Państwa gośćmi był Mieczysław Wózek i Stanisław Mostek. Zapraszam na “Najprawdziwsze Informacje”.


Nic ciekawego. Niektórych polityków nie da się zrozumieć. Jednak Mostek wydaje się zabawniejszy, i ciekawszy. Jest na kogo głosować. Ale nie ma nic o Profesorze i zamachu. Chociaż obie strony mocno rzucały w siebie pociskami, i ripostami. Tylko czekać na polityka który będzie obiecywał, każdemu Pizze, lub Kebaba do 15 zł, oraz ciepłe wygazowane piwo.

***


Znany polityk partii rządzącej podsłuchany w “Jastrzębiu i Rodzinie”!
Znany polityk, Mieczysław Wózek, został podsłuchany w restauracji “Jastrząb i Rodzina”. Rozmowa odbywała się ze znanym bankierem Jerzym Jeżynowskim, podczas której poseł Wózek mówił o odbudowywaniu gospodarki, gdy ludzie zapierdalają za miskę ryżu. Czy taki pomysł na Malję ma partia rządząca?

Chyba w Chinach było coś podobnie mówione… miska ryżu, czy jakoś tak. Od samego ryżu można dostać poważną chorobę. Kebab, i Pizza zawiera wszelkie rzeczy potrzebne do zdrowego życia. Obie mają warzywa!

***


- Jesteśmy na żywo pod siedzibą malijskiego biura Parlamentu Europejskiego. Sprawdźmy jakie są nastroje przed zbliżającymi się wyborami. Dzień dobry, TVM, czy wybiera się pan na zbliżające się wybory do Parlamentu Europejskiego?
- Nie, nie ma na kogo -
odparł zwalniając tylko na chwilę.
- Dlaczego pan tak uważa?
- Wiadomo, wszyscy kurwy i złodzieje! -
odrzekł nie zatrzymując się i odszedł.
- A dla jakiej stacji pani nagrywa? - zapytała kobieta niosąca w obu rękach siatki z zakupami.
- Dla TVM.
- To nie będę z oszustami gadał. Powinniście dostać Nagrodę Złotego Goebbelsa, tfu! Rząd powinien was zdelegalizować i wtedy byłby porządek, tfu!
- Niestety, proszę państwa, tak właśnie wygląda elektorat partii rządzącej -
powiedziała reporterka podchodząc do kolejnej osoby.
- Dzień dobry, TVM, czy wybiera się pan na zbliżające się wybory do Parlamentu Europejskiego?
- Oczywiście, pani redaktor.
- A na kogo będzie pan glosował?
- Uważam, że w Malji jest tylko jeden, słuszny wybór. Niestety, jak widzimy na codziennie, partia rządząca nie wywiązuje się z obowiązków, jakie na niej spoczywają. My, obywatele, nie godzimy się na takie traktowanie i z ufnością oddamy się pod opiekuńcze skrzydła opozycji. W poszukiwaniu prawa, prawdy i sprawiedliwości -
wypowiedział płynnie mężczyzna patrząc nieustannie w jeden punkt znajdujący się za kamerą. Dziennikarka tymczasem kiwała lekko głową.
- Dziękuję za przekazaną opinię…
- Ja uważam, że w naszym kraju nic się nie zmieni, póki nie zmieni się mentalność ludzi -
wtrącił się chłopak z długimi włosami stojący na drugim planie, za człowiekiem przed chwilą udzielającym wywiadu. Dziennikarka ochoczo podetknęła mu mikrofon.
- Ciągle będzie to samo i to samo, jeśli ludzie nie ruszą tyłków, żeby postawić kilka krzyżyków. I jeśli będą głosować ciągle na te same zakłamane mordy. Wymieniają się tylko stołkami. Rząd staje się opozycją, a opozycja rządem i abarot w kółko to samo. Póki ludzie nie zrozumieją, że nie ma czegoś takiego jak “zmarnowany głos”, to nic się nie zmieni. Bo tak myślą dziesiątki a nawet setki tysięcy osób i gdyby one wyzwoliły się z głosowania na którąkolwiek z tych dwóch partii, to w końcu…-
Reporterka przerwała.
- Dziękujemy panu za opinię. To była nasza sonda uliczna. Zapraszam na prognozę pogody, Barbara Bolesna-Mordęga, TVM.
- Każdą zmianę zaczyna się od sieb...! -
krzyknął jeszcze z wysoko uniesioną, zaciśniętą w pięść ręką z wyprostowanymi palcami wskazującym i najmniejszym nim ukazała się szeroko uśmiechnięta, urocza pogodynka.

Dziwne… cholerna polityka. Może Zagórski nie będzie taki zły? Z dwojga złego…

***


Czas przeszukać mnie popularne strony. Niebezpiecznik, SpidersWeb, Bezprawnik, Cricket.org, chany, fora z memami itd. O właśnie na pewno na WIkiLeaks będą porządne informacje. No co tutaj jest… o dyrektorze pewnej firmy pocztowej w pewnym kraju nad Wisłą szantażującym pracowników. Albo o najlepszych przyjaciołach, a konkretnie pewnej agencji wspaniałych przyjaciół zza wielkiej kałuży stosującej przyjacielskie techniki przekonywania do udzielania odpowiedzi… Co to jest do cholery? Czy na świecie są ważniejsze sprawy niż zamach, grożenie światu, oraz porwanie głów świata nauki? Na Deepweb’a, czy jeszcze głębiej wchodzić to ryzyko. Jak tam łatwo się zgubić, łatwo wpaść w problemy, i trudno poszukać czegoś sensownego.

Może na profilu Profesora coś jest, albo czegoś wcześniej nie zauważono w nim… Cóż jego twitter kiedyś był troche gorszy niż Elona. Jednak teraz pełno jest osób które piszą, bardzo pomocne komentarze. Ulubieniec to jest jakiś Donzo który mówi że jest hackerem i namierzy go po płycie głównej. I go spali. Po obejrzeniu jego reportaży, i rozmów można raczej tylko stare wnioski odszukać. Ekstrawertyk i Showman, raczej nic o Nadczłowieku nie wspominał.

Może po jego pracach się dojdzie co nam zrobił? Był pionierem medycyny kwantowej… chyba to coś trudniejszego niż nanomedycyna którą zajmuje się Mitras. Ostatnia jego praca to “Wpływ pola kwantowego oraz Zasady Nieoznaczoności Heisenberga na komórki”. Chyba trzeba będzie coś o niej przeczytać, jak i o samej Fizyce Kwantowej. A miało być wolne od nauki.

Jest jakiś artykuł o przesyłaniu bodźców czuciowych, tylko Jankesi ciągle to tuszują. Może by to wyjaśniało czemu na Placu, ofiary zachowały się jak Zergowie, Profesor dostał to i reszta, jak Tyranidzi.

O jakiś artykuł o Atlantydzie! Jak do tego doszło… tego nie wiem. Profesora chyba go na niej nie było… A może? Gdyby nie to to by się nie wyświetlało… Dodać do ulubionych.

Kolejna sprawa o Reptilianach. Tego nikt nie wie, ale każdy wie że są! Profesor może dlatego odszukał Atlantydę? Jaszczurki dobrze mogą pływać. Jednak jaszczurki nie lubią przejmować władzy jawnie, więc to pewnie pomyłka.

O teraz coś ciekawego… Na placu po zamachu znalazło się dwóch Rosjan. Pewnie są z KGB, już Niemieckiego Gestapo nas ścigało. A co dopiero Rosjanie. Malji jest aktualnie tyglem agentów, szpiegów, najemników, i Iluminatów.

No i wracamy do rzeczy mało ważnych. Chińczycy wysyłają robo-owady by nas szpiegowali. Co za głupota, przecież wystarczy by dodali coś do technologii. Jak Xiaomi czy Huawei. Można być pewnym że za jakiś czas, zrobi się głośno właśnie o tym.

***


Czas coś poszukać o tej fabryce wódki co nas chcieli wysyłać. Może są jakieś informacje od innych Ofiar? Może w okolicy były Czarne Wołgi? A jednak, jest pusto nie ma niczego. Aż dziwne, dziennikarze byliby obecni w każdym momencie by mówić co tam się dzieje, i jakie złe warunki daje rząd. O wszystkim jest cicho, także coś Ofiary o niczym nie mówią, nie ma żadnej grupy… A może była?

Są pomniejsze wpisy co do samego zamachu, jednak znowu wyglądają jak typowe narzędzie polityczne. Jednym właśnie z tych ciekawszych komentarzy był. Użytkownik Raffałł Torpedo napisał: “Jak zwykle. Propaganda, propaganda i jeszcze raz propaganda. Nie mogę uwierzyć, że ludzie są tak tępi, żeby w to wierzyć! Obudźcie się! DemaskatorRzeczywistości, Wideoprezentacje, Sedno24/7, Szkiełkoioko, czekam na wasze materiały!” Oczywiście nazwy są łączami do odpowiednich profili lub fanpage’ów na facebooku. Pod spodem znalazła się jedna odpowiedź. Pochodziła od Demaskatora Rzeczywistości. “Zapraszam na mój kanał.”

Jak nie będzie nic do roboty, to można posłuchać. Jednak kolejną rzeczą która zaczęła martwić Mitrasa, to że wyzdrowiał, i widzi wszystko normalnie. Ten dar który na pewno, pozwalał na teleportacje mógł się jeszcze bardziej przydać. Bez widzenia głębi można żyć… A możliwość przenoszenia rzeczy z świata 2D mogłaby się przydać. Jakaś super pancerz z Sci-Fi, lub fantasy. Ciekawe czy inni też mają coś podobnego, nie wiadomo w końcu czy Mitrasowi zdawało się że słyszał Angii, lub naprawde coś zrobiła.

Jak na razie trzeba jeszcze przeszukać internet, zjeść, umyć się, dowiedzieć się od Angii co proponuje i pójść spać. Ten dzień spokoju, może wiele dobrego zrobić dla nas. Kto wie może jutrzejszy dzień pokaże więcej światła na wszystko?
 

Ostatnio edytowane przez KlaneMir : 26-05-2019 o 12:49.
KlaneMir jest offline  
Stary 26-05-2019, 22:54   #73
 
Noraku's Avatar
 
Reputacja: 1 Noraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputację
Adrenalina buzowała w krwi, aż poczuła ukłucie bólu w skroniach i kołatanie serca w piersi. Płuca mieliły powietrze niczym olbrzymie miechy. O ile można było powiedzieć, że tutaj w ogóle znajdowało się jakiekolwiek powietrze. Ciemna przestrzeń zdawała się mieć w nosie ogólne prawa fizyki to może i dla biologii znalazło by się tam miejsce. Czuła, że powoli zaczyna się jej kręcić w głowie. Wirujący przed jej oczami sufit i przestrzeń „nad” nią nie pomagała. Czuła się jakby znowu starszy kuzyn zaciągnął ją na jakąś diabelną karuzelę i rozkręcał możliwości tego cholerstwa na maksymalne obroty. Zwykle w takiej sytuacji zamknięcie oczu powodowało jeszcze gorsze wrażenia, ale był to odruch bezwarunkowy. Dlatego z rosnącym zdziwieniem odkryła, że tym razem sposób ten zadziałał. Nie czuła żadnego przeciążenia. Zero siły odśrodkowej. TO NIE MIAŁO SENSU!
„Za dużo tego! Muszę się wydostać!”
Pomacała na oślep, chcąc znowu wyczuć tę dziwną membranę otaczającej ją „rzeczywistości”. Tym razem jednak miała wrażenie, jakby to ona sama odnalazła ją. Poczuła uderzenie w wyciągniętą dłoń, ale tym razem granica była twarda. Nieprzekraczalna. Po chwili zaś znowu uciekła. Patricia czuła się jeszcze bardziej zagubiona. Mięśnie bolały od ciągłego napięcia. Nie potrafiła się zmusić aby je rozluźnić ze strachu, że zaraz zacznie spadać a nie tylko „lewitować w przestrzeni”.
„Muszę się uspokoić. To musi mieć jakieś RACJONALNE wyjaśnienie. Przecież nie śnie.”
Tego ostatniego była pewna. Pamiętała ból jaki towarzyszył uderzeniu policjanta. W takim razie wyjaśnienie musiało być inne. Mogła co prawda doświadczać jakiegoś złego tripa, ale nie kojarzyła żadnego środka, który by tak działał. Poza tym od dawna była „czysta”, bo nie było okazji dobrze się zabawić. Fakt, że nigdy nie była orłem z fizyki w szkole także nie pomagał. Musiała jednak coś wymyśleć zanim umrze tutaj z głodu.
Znowu otworzyła oczy. Obraz „nad” nią się zmienił. To był wyraźnie inny sufit niż w sali. Nie kręcił się już, tylko stał nieruchomo. Słyszała głosy, chyba Adama i reszty, ale nie była w stanie rozpoznać słów. Jakby włożyła głowę pod wodę. To znaczy że się przemieszczała. Uspokoiła oddech. Wróciła do trzeźwego myślenia.
„Gdy ostatnim razem „wyszłam” stąd to byłam czymś pokryta. Przelatywały przeze mnie pociski, uderzenia, ale sama przecież kropnęłam faceta między oczy. Czyli mam jakiś wpływ na to, choćby organiczny. „
Sufit znowu ruszył. Zaraz został z resztą zastąpiony czystym niebem. To również zaczęło po chwili wędrować według jakiejś ustalonej osi.
„Chwila. Ja… wpadłam w cień. Czyli to tak jakby… Przecież to niemożliwe!”
Faktycznie. Myśl o „znajdowaniu” się w przestrzeni cienia, który dla niej nabierał dziwnej „wielowymiarowości”, myśl o możliwości swobodnego wchodzenia i wychodzenia z tej przestrzeni. To była czysta fantastyka. Taka którą miała przed oczami. Wyjaśniało to jednak dziwne wrażenia, które odczuwała. Znajdowała się w „czyimś” cieniu. Ruszała się jak on. W miarę zmiany oświetlenia, zmieniał się też cień i jego granice! To nie sufit wirował, tylko ona w cieniu, który kręcił się dookoła danej osoby wraz ze zmianą oświetlenia! A cień nie jest rzeczą, nie może więc odczuwać przeciążenia!
Z każdą kolejną myślą układało się to w całość. Może niezbyt logiczną ale na pewno wyjaśniającą co nieco. Mężczyźni wsiedli do samochodu, a ona, pośrednio, razem z nimi. Widziała teraz dach furgonetki, słyszała jakiś nowy głos. Postanowiła to na razie przeczekać. Nie chciała nagle wyskoczyć na środku ulicy wprost pod pędzące auta.
Wtedy właśnie po raz pierwszy ją sparaliżowało. Było to nagłe, niczym powiew powietrza na skórze. W jednej chwili nie mogła ruszyć żadnym mięśniem, nawet gałkami ocznymi. Jedynie płuca włączyły z powrotem tryb paniki, próbując wyszarpnąć tyle powietrza ile dadzą radę przez lekko uchylone usta. A potem nagle wszystko ustało. Z powrotem wróciło jej czucie i możliwość ruchu.
„Co się st…”
Zanim zdążyła się zastanowić, czego przed chwilą doświadczyła, paraliż ponownie zaatakował niczym grom z jasnego nieba. Tym razem dziewczyna straciła przytomność.

***

Gdy się obudziła, pierwsze co zobaczyła to sufit. Zwykły, brudny sufit mało interesującego loftu z niegustowną lampą. Miała wrażenie, jakby przestrzeń dookoła niej zmalała. To był chyba odpowiedni moment, żeby się wydostać. Potrząsnęła głową, chcąc pozbyć się resztek otumanienia.
„Ostatnim razem chciałam zabrać tamtemu broń i go obezwładnić. Może teraz spróbujemy tak…”
Skupiła się mocno na tym, żeby wyjść. Po prostu. Oczami wyobraźni widziała jak przebija delikatną membranę oddzielającą ją od rzeczywistości. Może wola okaże się silniejsza od… tego co ją tutaj trzymało.

Przestrzeń wygięła się niczym guma na trampolinie. Przez moment wydawało się, że uda się wyjść ale z każdym centymetrem granica stawiała coraz większy opór. Ręka wychyliła się z cienia na chwilę, by potem wrócić. Czuła się jakby przez kilka minut wyciskała na sztandze własną wagę.
W złości i rozpaczy uderzyła w to samo miejsce, z równie nikłym rezultatem.
 
__________________
you will never walk alone
Noraku jest offline  
Stary 27-05-2019, 22:44   #74
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Witold Bury

Śledzenie samochodu dostawczego nie mogło być trudnym zadaniem. Z definicji takie pojazdy były dużymi środkami lokomocji, niezbyt szybkimi oraz nieszczególnie zwrotnymi. Przynajmniej w porównaniu z małymi osobówkami. Przykładowo Golfem.

Nic bardziej mylnego.

Żaden pojazd nie jest łatwy do śledzenia, nawet tir, jeśli prowadzi go osoba wiedząca jak poruszać się po drogach. Owszem, im większy pojazd, tym trudniej było go zgubić, ale Bury wiedział, że śledzenie i pozostanie niezauważonym to zupełnie inna kwestia.

Już na drugim skrzyżowaniu Nissan zdecydowanie zbyt późno włączył kierunkowskaz, gwałtownie zmniejszył prędkość i niespodziewanie skręcił w prawo. Zupełnie jakby prawie przegapił właściwą drogę. Dalej nie było łatwiej. Kierowca jeździł tak, jakby prowadzić uczył go sam Stevie Wonder. Alternatywnie Ray Charles.

Bury trzymał się w bezpiecznej odległości około trzech samochodów. W ten sposób mógł reagować na manewry nie wzbudzając podejrzeń, a jednocześnie nie podejmować nadmiernego ryzyka stracenia celu z oczu.

Nagle kierowca Nissana skręcił w lewo na pas prowadzący w przeciwnym kierunku. Nadjeżdżająca z naprzeciwka Astra zaczęła trąbić i hamować. Kierowca w środku machał rękami tak żywiołowo, że zdawało się, iż za chwilę powybija sobie wszystkie szyby. Włącznie z tylną. Lusterko wsteczne przekrzywiło się znacząco. Szyba dostawczaka uchyliła się, by pokazać rękę uniesioną w geście przeprosin i wystrzelił w kierunku miniętego skrzyżowania. Światło zmieniło się na żółte. Zwolnił. Czerwone. Zwolnił jeszcze bardziej. Nagle wystrzelił do przodu. Rozległo się trąbienie kilku ruszających samochodów.

E-NV200. Samochody spalinowe nie dysponowały takim momentem obrotowym przy starcie. Maksymalny był osiągany stopniowo. Elektryczne osiągały go tuż po wciśnięciu pedału gazu. Przyglądał się w lusterku wstecznym jak sznur jadących samochodów odgradza go od szybko oddalającego się pojazdu.

Przynajmniej zobaczył twarz kierowcy. Nie trwało to długo, lecz w tym wypadku nie potrzebował wiele czasu. Podporucznik Igor Zakrzewski, Irak...

Gwałtowny wrzask z prawej strony wywołał natychmiastową reakcję łańcuchową. Stopa Burego wcisnęła hamulec. Kątem oka dostrzegł sunącego i wymachującego rękami człowieka. Wiedział, że dzieciak nie wyhamuje. Z naprzeciwka jechał samochód. Nie mógł skręcić w lewo. Nie mógł skręcić w prawo, bo w jedzie wprost w młodzika. Droga hamowania była definitywnie zbyt długa. Górą nie poleci, dołem się nie przekopie. Nic nie poradzi.

Chłopak wjechał na ulicę, uderzył ciałem o maskę Golfa i... z jeszcze większą prędkością zaczął sunąć w całkowicie zmienionym kierunku. Wpadł z impetem na bagażnik czerwonego BMW hatchback, jakie jechało przed żołnierzem, odbił się i runął na asfalt na wznak. Nie ruszał się.
Witold dostrzegł jeszcze, że chłopak nie ma kołek na nogach. Zwykłe buty.




Dominik Kollar

Jechali przez pewien czas i tego był pewien. Bardzo szybko jechali. Coś kilkukrotnie błysnęło po drodze. Najpewniej fotoradar, ale dres nie wyglądał na przejętego.

Anny kołysały się bezwładnie, zaś dziewczynka siedziała nieruchomo, a przynajmniej na tyle nieruchomo, na ile się dało w podskakującym, zarzucającym na boki samochodzie. Jej oczy i usta były szeroko otwarte.

Nagle siła bezwładności, po gwałtownym wejściu w zakręt, ściągnęła ich w kierunku jednego z boków samochodu. Zatrzymali się, ale łysol wciąż nie puszczał kierownicy.

- Dooobra - odezwał się wyraźnie siląc się na spokój.

- Jaki jest plan? - zapytał.

Usta przytomnej towarzyszki otwierały się i zamykały bezgłośnie. Wyglądała tak, jakby miała się za chwilę rozpłakać. Dosłownie. Jej oczy były mokre. Dominik mimochodem dostrzegł kontener na śmieci znajdujący się naprzeciw maski. Znajdowali się w wąskiej uliczce z wysokimi, ceglanymi blokami po obu stronach.




Mitras Nima



Z głośników popłynął cichy, głęboki głos prowadzącego kanał. Na nagraniu znajdował się tylko on. Stał spokojnie ze splecionymi rękami w eleganckim garniturze na ciemnym tle. W półmroku.

- Witam państwa serdecznie. Ja jestem DemaskatorRzeczywistości. Mówię do państwa, jak zawsze, z miejsca, gdzie nie sięgają długie ręce korporacji, polityki i telewizji - rozpoczął, zaś jego wzrok wbijał się prosto w kamerę, przez co widz czuł się tak, jakby Demaskator patrzył wprost na niego.

- Jak bolesna może być prawda? Jak dotkliwa? Jak bardzo może wpłynąć na nasze życie jej brak? Dziś chciałbym z państwem porozmawiać o prawdzie. Oto towar deficytowy naszych czasów. Czasów, w których jedne staje wprost kłamią w żywe oczy, a inne podejmują zmowę milczenia. Na czyje zlecenie? - przez jego twarz przemknął cień uśmiechu.

- Kolejny raz wystawię państwa wiarę na próbę. Mamy podstawy przypuszczać, że Bielsko stało się areną wydarzeń niepochodzących z tego świata. Przynajmniej pozornie. Dotarliśmy do zeznań jednego ze świadków tragedii, jaka miała miejsce z udziałem samochodu ciężarowego. Była to jedyna tego typu sprawa w mediach głównego nurtu. Bardzo szybko zdjęta ze świecznika... aferami. Kiedy ujawniana jest jakakolwiek, niech państwo nie pytają "czego dotyczy?", tylko "co ma ukryć?". Świadek wspomnianego wydarzenia twierdzi, że widział samochód ciężarowy jadący z nieprzepisową prędkością oraz jego zderzenie z... naddźwiękowym człowiekiem. Widzieliście państwo wpis o reptilianach? Po ulicach miasta grasuje przynajmniej jeden humanoidalny jaszczur uchwycony na zdjęciach z kilku niezależnych aparatów - obraz prowadzącego zastąpiły zdjęcia osobnika pokrytego łuskami. Za nim ciągnął się długi ogon.

- Czy ma to coś wspólnego z profesorem Zagórskim oraz wydarzeniami, jakie miały miejsce na Placu Zwycięstwa? Prawda jest trudna. Nie ustawajcie w jej poszukiwaniu i trwajcie w oczekiwaniu na kolejną prawdę w kolejnym odcinku.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 27-05-2019, 23:19   #75
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Na kwadracie u Adama
Adam, Karl i Kosa

Pierwszym co rzucało się w oczy było duża przestrzeń hali pofabrycznej gdzieniegdzie wisiały plakaty filmów z lat 50tych, stało kilka roślin doniczkowych, kilka barwnych kolorowych obrazów kupionych okazyjnie od studentów i studentek ASP potrzebujących pozbyć się prac zaliczeniowych i kupić nowe przybory malarskie. Do tego kilka dywanów i makatek na ścianach ale nie na podłodze bo wkręcały by się w koła.
Kondo byłaby z tego zadowolona w pustce było kilka wysepek użytkowych, aneks kuchenny z lodówką, blatem i przenośną kuchenką indukcyjną. Zamiast czajnika była metalowa końcówka podłączona do jakiegoś kabla taśmą izolacyjną Wszystkie przybory AGD wydawały się niewiele warte obdrapane (kuchenka miała nawet kilka dziur) ale było sprawne.
Drugą ciekawą wysepką w tej industrialnej przestrzeni była “pracownia” Śruby stół roboczy wypełniony narzędziami i sprzętem elektronicznym który akurat rozbebeszanie czy naprawiał. Nie stronił również od budowania prostszych konstrukcji typu szafy czy szuflady z pilśniowych desek.
Karl rozejrzał się.
- Nie to co akademik - mruknął. - Ale mamy większe problemy. To nie byli zwykli gliniarze i pielęgniarze. To wyszkoleni agenci. Gliny nie chodzą z klamkami z tłumikami. A pielęgniarze działali jak zgrany zespół. I na pewno nie nauczyli się takich zagrań w szpitalu.
Chwilę milczał w końcu rzekł:
- Czy wy też… mieliście jakieś przewidzenia? Wizję? Nie wiem jak to nazwać. Może pieprzy mi się we łbie, ale jak dotknąłem tego przebranego glinę to widziałem jakby film z ich odprawy. Był tam ten w garniaku.
Przez krótką chwilę nikt nic nie mówił. Słychać było tylko głos reporterki stacji TVM, Barbary Bolesnej-Mordęgi przeprowadzającej jakiś sondaż uliczny. Usłyszeli coś o Parlamencie Europejskim. Najprawdopodobniej temat dotyczył zbliżających się wyborów.
Telefon Kosanowskiego piknął kilkukrotnie.
- Ja tam żadnych przywidzeń nie miałem jedyne co dziwne że świat jakby poszedł po rozum do głowy i ludzie zaczęli się trochę mnie słuchać ale to pewnie zasługa “magii” jaką daje posiadanie broni palnej - Odpowiedział Adam wzruszając ramionami - Masz jednak rację że coś w tej sprawie śmierdzi ale nie za bardzo mam pomysł co w tej sprawie zrobić ? Możemy nagłośnić w social mediach, moi starzy mają wtyki w mediach tradycyjnych ale wtedy wystawiamy się na ostrzał... - Nabrał powietrza podrapał się po głowie - Na pewno będą chcieli zrobić z nas wariatów może nawet aresztować nas za pobicie i morderstwo ? Ja bym tak zrobił na ich miejscu ale są raczej dziwnie niezorganizowani... - Powiedział Kaleka zamyślony. - Szczerze mówiąc mam się ochotę schlać i upalić co nie jest zbyt odpowiedzialne bo właściwie was nie znam ale za dużo tu nie ukradniecie a i tak już umierałem ostatnio ze 4 razy więc jeżeli się okażę że któreś z was jest seryjnym zabójcą to widać tak miało być - Roześmiał się.
- Chlanie to ostatnią rzecz jaka powinniśmy zrobić. - powiedział Karl. - Pamiętasz tą laskę co się z nią szarpałem? Wsiąkła w podłogę. Kurwa co to było? To wszystko przez tego posranego profesorka. On nam to zrobił. Mnie się miesza we łbie, jakby mnie Tony, mój kumpel, nie powstrzymał to bym rozwalił parę osób pod fabryka wódy. Tak z litości, żeby się nie męczyli. Kurwa, jego bym też rozwalił, tylko był szybszy ode mnie.
Karl usiadł na fotelu opierając oknie na kolanach i podpierając głowę.
- Wam też coś pewnie wyjdzie. Musicie uważać.
Pomyślał chwilę i rzekł:
- Zadzwoniłbym do Tonego, ale jak mu powiem co się tu odpierdala to mnie sam zawiezie na komisariat. Potrzebujemy jakiś dowodów. Bez tego albo nas posądzą u czubków, albo sprzątnął. Musimy chwilowo trzymać się razem. Macie kontakt do reszty?
Adam westchnął ciężko i pokiwał głową - Masz racje, i znowu muszę być trzeźwy jak świnia…. Jak nie duszności to strach że G - many przylecą swoim czarnymi helikopterami nas porwać… Chcecie jajecznice z serem i szynką ? Ma któryś z was uczulenie na czerwoną paprykę ? Muszę coś ze sobą zrobić żeby nie zwariować - Zaczął gadać Adam.
-Ale po kolej mam numer komórkowy do Patrycji policjantki bo poznaliśmy się jeszcze w szpitalu po pierwszym ataku. Jej wstawiennictwo mogłoby nas wybronić przed częścią oskarżeń… Masz racje Karl Kosa zanim zaczniesz robić strema może rzeczywiście warto się wstrzymać dopóki nie zapewne ci jakiegoś ukrywania adresu IP ? Jeżeli któreś z was pożyczysz komórkę mogę spróbować do niej przedzwonić - Zaproponował.
- Moją szlag trafił i nie mam jeszcze nowej - odparł Karl - Rób tą jajecznicę. Do tej policjantki to nie wiem czy dobry pomysł dzwonić. Jak by nie było to przez nią ten rogaty kulkę oberwał. Gdyby się nie wmieszał, walka zaczęła by się na korytarzu, nikt postronny by nie ucierpiał.
Wstał i poszedł do kuchni za Adamem.
- Dobra, co mamy? Kosa co nagrałeś komórką? Czym dysponujemy?
Zamilkł na chwilę i po czym rzekł:
- Wiecie co mi się wydaje? Oni mogą nie wiedzieć do końca kim jesteśmy. W rejestracji był taki burdel, że oni nawet nie wszystko wpisywali w papiery. Z czasem pewnie dojdą, ale na ta chwilę mogą nie wiedzieć. Cała ta akcja była robiona na łapu capu. Bo jak inaczej wyjaśnić, że banda cywili dała nogę spod lufy rządowych agentów?
- Ziomeczki, właśnie dostałem wiadomość, że film jest w necie. Zaraz będziemy mieli w komentach odzew armii Kose!
- pokazał obojgu ekran telefonu i zamarł. Uśmiech powoli spływał z jego twarzy.
- Co… to? - zapytał wskazując na podłogę. Pustą.
- Tam coś jest - zrozumieli, że patostreamer wskazuje na cień. Żaden z nich nic nie dostrzegł. Cień jak cień.
- Ciebie też pojebało tak jak mnie? - spytał Karl - masz wizję? Czy jak tam się to nazywa?
Podszedł bliżej, choć zachował dystans na wszelki wypadek. Wiedział jak się sam wcześniej zachowywał więc wolał uważać, jakby i Kosie wzięło się na rękoczyny.
- Co widzisz?
 
Mike jest offline  
Stary 28-05-2019, 22:18   #76
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Adam Sosnowski, Karl Monnar, Patricia Phoenix

Minęła zaledwie chwila, a wszyscy w pomieszczeniu dostrzegli coś więcej niż tylko zwykły cień. Początkowo anomalia przybrała formę lekkich zniekształceń głowy Adama, lecz wkrótce wprost z jego czoła wychynęła dłoń z rozczapierzonymi palcami.

Kiedy spojrzeli na chłopaka siedzącego na wózku, wszystko było na swoim miejscu. Nie było nic budzącego podejrzenia. Szczególnie dłoni wystającej znad linii oczu.

Nijak nie dało się jednak zaprzeczyć temu, co znajdowało się na podłodze. Palce poruszały się, jakby chciały coś złapać, po czym zniknęły. Zupełnie jakby coś w cieniu wciągnęło rękę z powrotem do środka. Przez krótką chwilę widzieli jeszcze kilka drobnych zniekształceń, a następnie wszystko się uspokoiło. Cień pozostał cieniem, tworem poruszającym się wtedy i tylko wtedy, gdy poruszał się Sosna. A podłoga pozostała pusta. Przynajmniej w najbliższej okolicy, bo do najbliższego przedmiotu, w postaci monety, zalegającego na płaskiej powierzchni, mieli najmniej półtora metra.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 02-06-2019, 22:42   #77
Interlokutor-Degenerat
 
Bardiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Bardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputację
Bury nie miał wątpliwości co do tego, że specyficzny sposób jazdy nie był przypadkowy. Kierowca Nissana zdawał się robić absolutnie wszystko, aby uniemożliwić śledzenie. Wiele manewrów było niezwykle ryzykownych, wręcz grożąc karambolem - a jednak nie doszło nawet do kolizji. Sunący elektrycznym pojazdem "pirat drogowy" ewidentnie wiedział co robi, niejednokrotnie zmuszając Witolda do naśladowania karkołomnych manewrów. Nie mógł jednak robić tego w zbyt oczywisty sposób, gdyż wtedy jego zachowanie wydałoby się podejrzane. Z drugiej strony... Przy normalnej jeździe, po prostu nie dało się ich śledzić! Kropla potu spływała po skroni Witolda, kiedy w pełnym skupieniu obserwował trasę. Cały czas zastanawiał się, czy przypadkiem nie został zdekonspirowany? Może kierowca Nissana jeździł w taki sposób, gdyż zorientował się, że ma ogon? Setki scenariuszy przewijały się przez wyostrzony do granic możliwości umysł Burego, niczym film na taśmie.

Zaskakujący manewr elektrycznego wozu spowodował, że Bury mógł obserwować go póki co tylko we wstecznym lusterku. Nie to było jednak najbardziej niespodziewane - znacznie bardziej mężczyznę uderzyła twarz kierowcy. Podporucznik Igor Zakrzewski... A więc to tutaj go przygnało? Nie widział go od czasu misji w Iraku. Od czasu, gdy...

Wrzask momentalnie wyrwał Witolda z rozmyślań. Noga odruchowo wdepnęła w hamulec, ale nie aż do przysłowiowej dechy. Bury raz jeszcze wykazywał się opanowaniem i wyuczonymi reakcjami - nie pozwalając na zblokowanie kół. Pal licho, że nowoczesne samochody automatycznie zapobiegały temu. Witek był typem człowieka, który zawsze zakładał, że coś może nie działać i sprawy przyjmą jak najgorszy obrót. Sam zresztą lubił psioczyć na wszelką elektronikę w samochodach. "Im więcej bajerów, tym większa szansa, że coś jebnie i nie odpalisz fury" - zwykł mawiać.

Błyskawiczna analiza sytuacji wykazała, że odbicie w którąkolwiek stronę doprowadziłoby tylko do większej katastrofy. Nie pozostało nic innego jak uderzyć w nieszczęsnego chłopaka...

Uderzenie rozbrzmiało w uszach Burego ze zdwojoną mocą. Przez moment spoglądał zdezorientowany w kierownicę. Może i miał stalowe nerwy, ale nawet on potrzebował chwili na zrozumienie co się stało. Właśnie uderzył samochodem w młodego chłopaka. Nie liczyło się teraz kto zawinił ani jak irracjonalna była ta sytuacja - potrzebował parunastu sekund na otrząśnięcie się. Zerknął przelotnie we wsteczne lusterko, widząc jak śledzony dostawczak oddala się z każdą chwilą. Bury spojrzał tylko, w którą stronę skręcił Nissan, po czym odpalił światła awaryjne i opuścił pojazd.
- Dzwoń 999 po karetkę - rzucił stanowczo, celując palcem prosto w zdezorientowanego kierowcę czerwonego BMW. Podał konkretny numer, gdyż pośrednictwo dyspozytora na 112 mogłoby wydłużyć czas reakcji służb nieznacznie. Sam otworzył bagażnik, sięgając po torbę z artykułami pierwszej pomocy. Przelotnie upewnił się czy teren jest bezpieczny, ale Golf skutecznie osłaniał ich od innych pojazdów.

Bury czym prędzej odwrócił chłopaka na plecy, nieznacznie odchylając głowę poszkodowanego i przykładając policzek do nosa. Priorytetem było ustalenie czy oddycha. Kiedy spoglądał uważnie na klatkę piersiową człowieka, dotarło do niego, że gość nie ma na sobie rolek. A mógłby przysiąc, że gość na czymś jechał...
 
Bardiel jest offline  
Stary 03-06-2019, 09:49   #78
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację

Pochylony nad kartką bokor nagle wyprostował się i wbił spojrzenie w Angelę. Przez jego usta przebiegł ledwie dostrzegalny cień uśmiechu. Babka zaciągnęła się cygarem.
- Dostrzegam tu znamiona obcych mocy. Silnych i uzurpatorskich. Obrały cię za swój cel, moje dziecko - Papa Morbi podniósł się powoli, zaś z każdą chwilą wydawał się rosnąć coraz bardziej.
- Ale widzę też nadzieję - dodał, lecz było coś w jego tonie, co sprawiało, że nadzieja gasła zamiast nabierać mocy. Była w nim nuta triumfu.
- W ostatnich wydarzeniach widzę wyraźne znaki, których nie można zignorować. Nawet nie wolno tego zrobić. Nikomu. Nawet mnie… ani Babette. Znaki mówiące, że to ja teraz powinienem sprawować nad tobą opiekę, moje dziecko.
Babette patrzyła na wnuczkę okryta kłębami dymu, ale nie odezwała się ani słowem.

Angie nie mogła uwierzyć w to co właśnie usłyszała, nawet pomimo tego, że w sumie mogła się tego po nim spodziewać. Nie… Nie ma mowy. Jej myśli uwidoczniły się gwałtownym i wyraźnie negatywnym gestem, który sprawił że luźne dredy zawirowały wokół jej głowy. Nigdy, przenigdy nie pozwoli na to co właśnie zasugerował. Tak, była mu wdzięczna za pomoc, jednak oddanie się pod opiekę? Zaufanie że będzie postępował pod dyktando jej dobra, a nie własnych, egoistycznych celów? Może i nazywał ją dzieckiem jednak daleko jej było do naiwności takowego. Ujrzał okazję do tego by dopiąć swego i zamierzał z niej skorzystać. Tyle tylko, że ona ani myślała na to pozwolić.
Przeniosła spojrzenie z Papy na Babette. Dlaczego babka jej nie broniła? Co ujrzała, dlaczego milczała? Czyżby się z nim zgadzała? Nie, w to Angie nie miała zamiaru uwierzyć. Niestety, nic też nie zapowiadało zmiany w nastawieniu babki. Gdy chodziło o kogoś innego to już by się znajdowała przy drzwiach. Niestety, takie zachowanie przy Babette nie wchodziło w grę.
- Na to wygląda - powiedziała krótko babka, choć z wyjątkowym i niespotykanym u niej ociąganiem. Papa Morbi postąpił kilka kroków w kierunku Angeli, a kiedy jego twarz zniknęła Babette z oczu, rozciągnął wargi w uśmiechu nie wyrażającym radości. Było w nim coś niepokojącego. Jakby grymas ten nie był skierowany do Angeli, a własnych planów, które już widział przed oczami. Do czegoś, co mogło się podobać tylko jednej osobie w tym pomieszczeniu.

Angie nie była w stanie znieść takiej bliskości Papy ani negatywnej energii, którą ta obecność wytwarzała. Zerwała się z sofy i nie mając chwilowo innego wyjścia, zaczęła krążyć po pomieszczeniu. Słowa babki raz po raz rozbrzmiewały w jej głowie. Czuła się zdradzona, porzucona i bezbronna. Każde z tych uczuć znajdowało się dość wysoko na liście tych, których postanowiła więcej nie doświadczać. A jednak, po raz kolejny znalazła się w takiej sytuacji. Problem polegał na tym, że tym razem jej szanse na ratunek były doprawdy mizerne. Gdyby Babette przeciwstawiła się Papie to jeszcze byłaby dla Angie jakaś nadzieja, gdy jednak ta dwójka zaczęła się ze sobą zgadzać, nadzieja pierzchła. Na dokładkę musiała pamiętać o niebezpieczeństwach innych niż te, związane z bokorem. Gdzieś tam, na zewnątrz czaili się ci, którzy wysłali porywaczy. Gdzieś tam wciąż byli ludzie, którzy najwyraźniej nie mieli zamiaru przebierać w środkach byle dorwać ją i Mitrasa. Nie była pewna dlaczego, chociaż nie trzeba było także być szczególnym geniuszem by się tego domyślić. Szczególnie po wyczynie, którego dokonał jej towarzysz. Gdyby w grę wchodziło tylko i wyłącznie jej dobro to jeszcze mogłaby się buntować, miała pewne możliwości ucieczki. Co jednak stanie się z Mitrasem? Pozostawiony samemu sobie… Co prawda nie znała go i nie wiedziała jakimi środkami dysponuje, jednak nie wyglądał jej na kogoś kto ukrywa znajomości zdolne go ochronić.

- I na czym niby ta opieka miałalby polegać? - zapytała, po raz kolejny korzystając z notesu, który Papa odłożył na stolik. Pytanie mogło brzmieć jakby dała za wygraną, jednak bynajmniej tak nie było. Gra na czas wydała się w tej chwili najrozsądniejszą opcją.

- Na stworzeniu najprawdziwszego diamentu - odpowiedział bokor po przeczytaniu krótkiego pytania.
- Skoro jesteś tak ciekawa, to nie widzę przeszkód, by zacząć… od teraz. Babette, czy mogłabyś zostawić mnie sam na sam z moją… podopieczną? - zapytał nie spuszczając wzroku z Angeli. Wpatrywał się wprost w jej oczy, jakby chciał przez źrenice wniknąć w głąb jej głowy. Babka spojrzała na niego z równą intensywnością, przez co chwilowo odwrócił wzrok od wnuczki kobiety. Wypuściła kłąb dymu, po czym wstała i bez słowa ruszyła do wyjścia.
- Uważaj, Morbi - rzuciła krótko tuż przed wyjściem. Drzwi zamknęły się. Jeszcze przez chwilę słychać było oddalające się kroki. Bokor z kieszeni marynarki wydobył jedwabną chusteczkę i szklaną fiolkę z oleistym płynem w krwistej barwie.
- Teraz już nic nie stanie nam na drodze - powiedział niskim, głębokim głosem. Nie było wątpliwości, że mówiąc “nas” miał na myśli siebie.

O ile Angie dobrze rozumiała to żadnej zgody nie wyraziła… Żadnej… Zanim się jednak obejrzała, najwyraźniej wszystko już było ustalone i ponownie znalazła się z Papą sam na sam. Sytuacja zaczynała nosić znamiona surrealistycznej. Nigdy nie powinno do niej dojść. Nigdy… Czując się jak mysz przyszpilona przez kota i nie mająca gdzie uciec, cofnęła się o dwa kroki, wbijając wzrok w trzymaną przez Morbiego fiolkę.
- Co to jest? - napisała kolejne pytanie, trzymając notes przed sobą, tak żeby mógł je przeczytać ale żeby ona nie musiała się w tym celu do niego zbliżać. Papa Morbi zrobił to za nią. Podszedł bliżej przekładając fiolkę do ręki z chusteczką. Wziął notes do ręki i przysunął nieco bliżej oczu. Ponownie uśmiechnął się lekko i delikatnie odłożył go na stolik.
- Wiesz jak tworzy się syntetyczne diamenty? Powstają pod wpływem ogromnego nacisku i temperatury. Należy zabić węgiel - odkorkował fiolkę i znajdującym się w niej płynem zwilżył chusteczkę. Następnie zamknął ją ponownie i włożył do kieszeni.
- Będziesz miała zaszczyt bycia moim diamentem - dodał zbliżając się powoli. Bardzo powoli, jakby delektował się bezbronnością swojej ofiary.

Odpowiedział mu natychmiastowy, gwałtowny ruch głową wyrażający dość dosadnie to, że Angie nie miała zamiaru się na coś takiego zgodzić. Zaczęła się cofać rozważając najlepszą drogę ucieczki. Nie było mowy o tym by poddała się temu, co dla niej przygotował. Nie ufała mu. Tak, miała u niego dług ale nie było mowy by się po prostu poddała. W tej chwili nie interesowało jej to, że Babette wyraziła zgodę. Musiała się stąd wydostać, nawet jeżeli oznaczało to narażenie się jemu i babce. Nawet jeżeli miałaby wywalczyć sobie drogę własnymi paznokciami.

Papa Morbi uśmiechnął się szerzej, złożył jedwabną tkaninę i włożył ją do kieszeni nie przestając się zbliżać. W swoich ruchach przypominał węża. Zbliżał się coraz bardziej z uniesionymi, otwartymi rękami.

Angie z kolei dalej się cofała, zbaczając nieco na lewą stronę by przypadkiem nie dać się przyszpilić pod ścianą. Brak chusteczki i uniesione dłonie ani trochę nie uśpiły jej czujności. Zbyt dobrze go znała by naiwnie uznać, że nagle zmieni plany i stanie się innym człowiekiem. Wiedziała, że raczej prędzej niż później będzie musiała poderwać się do ucieczki bo przecież nie będą tak krążyć w nieskończoność. Wiedziała też, że musi się przygotować na ewentualną walkę. Zdawała sobie również sprawę z tego, że mogła reagować nieco przesadnie, jednak to akurat najmniej ją interesowało. Bokor był cały czas spokojny. Wyglądał tak, jakby podobała mu się obecna sytuacja. Jakby przeciągał to, co miało się stać dla własnej satysfakcji. Nie spuszczał wzroku z oczu Angeli, przytrzymywał ją nim, obserwował. Dziewczyna na chwilę odwróciła spojrzenie, by nie zahaczyć stopą o fotel, na którym jeszcze tak niedawno siedziała jej babka. Papa Morbi, żmijowym ruchem, wystrzelił nagle w jej kierunku.
Czas na podchody dobiegł końca. Angie poderwała się do biegu mając nadzieję, że wbrew wszystkiemu uda się jej jednak uciec. Jej celem były półki z książkami znajdujące się po prawej stronie, a nie drzwi. Wątpiła by była w stanie się do nich dostać tym bardziej że aby tego dokonać musiałaby ominąć swojego przeciwnika. Książki za to dawały jej coś czym mogłaby się obronić lub chociażby powstrzymać na kilka sekund jego zapędy. Kilka sekund z kolei mogło wystarczyć by się wyrwać. Była blisko. Bardzo blisko. Wyciągnęła dłoń po jedną z nich, gdy nagle poczuła zaciskające się wokół niej ręce. Żmija stała się dusicielem. Twarz bokora znajdowała się tuż przy jej uchu. Czuła na nim jego oddech.
- Nie powinnaś się opierać. Jesteś teraz moją własnością. Im szybciej to zrozumiesz i przywykniesz, tym łatwiej będzie w kolejnych dniach… miesiącach… latach… - wyszeptał cicho delektując się chwilą i otarł się o nią policzkiem. Wzmocnił uścisk prawej ręki. Czuła na plecach jak wsuwa lewą do kieszeni. Ścisnęła mocniej twardą oprawę książki.
Trzeba było jechać na cmentarz, przemknęło jej przez myśl. Teraz jednak było już za późno. Zamiast więc opłakiwać kiepskie wybory zrobiła to, co w tej chwili wydało się jej najlepszą opcją. Pochyliła głowę, całkiem jakby poddając się swojemu losowi, a następnie gwałtownie ją poderwała starając się uderzyć tyłem w twarz Papy. Nic tak nie hamowało zapędów jak złamany nos… Jednocześnie i na wypadek niepowodzenia pierwszego planu, wysunęła trzymaną książkę. Jeżeli trafi głową to wywinie się i poprawi książką, jeżeli nie trafi to i tak spróbuje kolejnego ataku. Nigdy, ale to nigdy nie będzie niczyją własnością. Nigdy…
Bokor zaklął nagle, gdy głowa Angeli trafiła go w twarz, ale nie wypuścił jej z uścisku. Ten jednak znacząco osłabł. W chwili, w której miała spróbować się wyrwać i uderzyć przeciwnika książką, na jej twarz spadła chusteczka.
Chusteczka tylko wzmocniła jej zapał do walki. Nie mogąc w pełni skorzystać z rąk, użyła nóg. Półka z książkami stała przed nią, Papa za nią… Uniosła szybko nogę, oparła stopę o półkę i odepchnęła się do tyłu z całej siły licząc na to że jej przeciwnik straci równowagę i oboje runą na podłogę. Nie dysponowała jednak taką mocą, jaką by chciała. Czuła jak świat oddala się coraz bardziej. Substancja, którą wdychała odurzała umysł. Jej z wolna odpływająca świadomość zarejestrowała jeszcze dziwne ruchy. Zmianę położenia, co zrozumiała po lekkim wysiłku. Poczuła ból pochodzący od zaciśniętych mocno rąk bokora. Przed sobą widziała sufit, zatrzymali się. Ręce wciąż się zaciskały.
Myślenie przychodziło z trudem co tylko świadczyło o tym, że musiała się spieszyć. Z opcji, które przychodziły jej do głowy, jedna sprawiała dość obiecujące wrażenie. Korzystając z tego że leżeli i tego, że to ona była na górze, uniosła nieco ciało i na tyle, na ile było to możliwe, wsunęła rękę za siebie. Jej celem była ta część ciała bokora, która stanowiła dość czuły punkt. Nie zamierzała się przy tym ograniczać…
Papa Morbi wrzasnął nagle wściekle. Angela w impetem spadła na podłogę. Świat rozpływał się, wirował. Nagle do pomieszczenia wjechał parowóz. Wielki pojazd buchający dymem. W jego piecu widać było żar. Zbliżał się i dmuchnął dymem w jej twarz raz, drugi, a potem trzeci. Zaczynała widzieć pokój taki, jakim był. Pierwszy raz widziała Babette palącą coś mniejszego niż cygaro. Był to niewielki skręt, którym zaciągała się raz po raz, by wydmuchnąć wszystko w twarz wnuczki. Angela widziała jak jej babcia gasi papierosa na fotelu Papy Morbiego.
- Przesadziłeś - warknęła trzymając wnuczkę na kolanach.
- Przeciwnie. Taki był plan - odpowiedział. Kiedy dziewczyna odzyskała siły i była w stanie podźwignąć się do pozycji siedzącej, zobaczyła bokora siedzącego na stole. Z jego ust i głowy płynęła krew, lecz to nie ona zdawała się boleć go najbardziej. Babette wyciągnęła dłoń w jego kierunku. Bez słowa podał jej notes i długopis.
- Teraz jej to wyjaśnij - powiedziała babka. Papa Morbi jeszcze przez chwilę się nie odzywał.
- Chcieliśmy cię wystraszyć. Spowodować, żebyś odruchowo zawołała Babette. Napisałaś, że twój nowy znajomy w parku był przytomny i postąpił zgodnie z poleceniem, jakie mu wydałaś na odległość. Chcieliśmy uzyskać ten sam efekt…
- Są granice
- przerwała mu babka Angeli. Spojrzał na nią, lecz nic więcej nie powiedział.

Granice?! Wystraszyć?! Angie przenosiła wzrok z jednego na drugie. Jak nic musiała zasnąć i jeszcze się nie obudziła. Może była nieprzytomna, a to były jakieś majaki unoszącego się w niebycie umysłu? No bo uwierzenie w to, że dwójka dorosłych, odpowiedzialnych zazwyczaj ludzi wpadła na tak idiotyczny pomysł…
- To jakieś szaleństwo - napisała, odebrawszy od babci notes. Było to stwierdzenie otulone w bardzo grubą warstwę ochronną, jakby nie spojrzeć Babette nadal była Babette, nawet jeżeli to był tylko sen czy majak, jak miała nadzieję.
- Nikomu nie wydawałam poleceń. Nie mogę mówić, jakbyście nie zauważyli. Nie porozumiewam się też myślowo… To… To po prostu jakieś szaleństwo i tyle… - odwróciła notes tak żeby mogli przeczytać. Nie dodała sugestii iż babcia mogła wypalić coś niecoś za dużo nie tego co powinna ani nie wspomniała o tym, że oboje z Papą mogli wypić po nie tej miksturze co planowali. Lubiła swoje życie… Nie kryła jednak co sądzi o tym wszystkim. Nie zamierzała także przepraszać za swoje zachowanie czy za obrażenia, których doznał Morbi. Co to, to nie.
Jej babka natychmiast zabrała głos.
- Przemyśl jeszcze raz do kogo to mówisz.
Osoba, która nie znała tej kobiety tak, jak Angela mogłaby uznać, iż mambo posługuje się swoją pozycją chcąc uciszyć rozmówcę. Jednak wnuczka wiedziała, że znaczenie było zupełnie inne, ukryte za oschłym tonem. Wiedziała, że babcia przypomina jej, że jest jeszcze wiele rzeczy, których musi się od niej nauczyć. Dlatego też nie powinna spieszyć się z wydawaniem sądów nad rzeczami, o których może nie mieć pojęcia. Angela potrafiła z jednej, krótkiej wypowiedzi wyczytać więcej niż ktokolwiek inny. Potrafiła też rozpoznać bardzo płynną różnicę między naganą a przypomnieniem. Tym razem nie była to krytyka.
Angie pochyliła głowę, chociaż nie tyle ze skruchy co żeby ukryć gniew, który bez dwóch zdań znalazł także odbicie w wyrazie jej twarzy. Wiedziała do kogo mówiła. Wiedziała, że jeszcze wielu rzeczy nie wie, wielu nie rozumie i bardzo wielu musi się dopiero nauczyć. Tyle tylko, że tym razem tego wszystkiego było po prostu za dużo i na dokładke podano jej to w wyjątkowo zły sposób. Nie mówiąc już o tym, że przecież sama próbowała. Nie przyszło im do głowy że mogła sama spróbować, sama domyślić się takiej ewentualności? Strach, oczywiście, był dobrym bodźcem ale jeżeli miałaby takie możliwości to czy nie powinny one aktywować się gdy tego chce, a nie tylko i wyłącznie gdy boi się o własne lub cudze życie? Przede wszystkim jednak była zła o to, że tak bezceremonialnie wykorzystano jej słabość.
- Co zatem chcecie teraz zrobić? - zapytała, korzystając z jedynej formy porozumiewania się jaką aktualnie dysponowała. Może zbiorowy gwałt, to na pewno powinno zadziałać dodała w myślach, nieco złośliwie kierując je do obojga. Nie liczyła na to że usłyszą ale jakby jakimś cudem tak się stało, miałaby z tego chociaż trochę satysfakcji. Chociaż pewnie nie aż tyle co oni. W końcu udowodniło by to że jednak mieli rację.
Babcia nagle przytuliła swoją wnuczkę i nie wyglądało na to, żeby miała zamiar ją wypuścić.
- Masz w sobie moc, moje dziecko. Nie byłaś sama ani przez chwilę i nie radzę ci mieć odwagi pomyśleć tak nawet przez chwilę. Kiedykolwiek - Babette kołysała się lekko głaszcząc wnuczkę po włosach. Nad ramieniem babci widziała uśmiechającego się lekko Papę Morbiego, który wstał i umościł się w fotelu tak, by widzieć dziewczynę. Wyglądał, dla odmiany, jak pająk czekający w pajęczynie na jeden fałszywy krok ofiary.
- Rozważyć zbiorowy gwałt - odparł krótko, a jej babcia zamarła gwałtownie. Angela doskonale znała ten stan. To czas bardzo szybkiego zejścia z drogi. Bardzo, bardzo szybkiego.
I Angie nie miała zamiaru stawać na drodze babci. Głównie dlatego, że słowa bokora wywołały bardziej szok niż satysfakcję, której się spodziewała. Usłyszał czy też był to po prostu jego własny, pokręcony pomysł? I jeżeli usłyszał to dlaczego Babette pozostała głucha na przekaz swojej wnuczki? Głowa zaczynała ją już boleć od natłoku myśli i braku odpowiedzi na pytania, które zdawały się atakować z każdej strony. Z tego też powodu ani myślała stawać w obronie Papy. Niech sam się wytłumaczy. Skoro Babette jej nie usłyszała to może nawet być zabawnie. Przynajmniej przez chwilę.
Babette delikatnie odsunęła wnuczkę, zaś Papa Morbi ledwie zauważalnie poprawił swoją pozycję w fotelu. Bardzo szybko na jego twarz wypłynęła śmiertelna powaga.
- Mógłbym powiedzieć, że wyczytałem to z ruchu jej ust, ale powiedziała to - pochylił się i wbił spojrzenie niemal czarnych oczu w Angelę.
- Słyszałem jej głos tuż przy moim uchu. Szeptała do mnie.
Mambo lekko zmrużyła oczy i przeniosła je na Angelę.
Angie zaś… Cóż, wzruszyła ramionami. Zapewne zaraz dostanie reprymendę, jednak nie to skupiało jej myśli. Słyszał, a zatem mieli rację, a zatem miała moc porozumiewania się na odległość. Ok… No dobra… Mitras mógł się teleportować, to dlaczego by nie?
Zamiast chociaż spróbować cokolwiek wyjaśniać czy chociaż przeprosić babcię za tego, w sumie nie do końca zamierzonego psikusa, wstała i skierowała swoje kroki do miejsca, w którym stał alkohol. Nie piła, nie tak na co dzień, a i nawet od święta rzadko. Sytuacja wymagała jednak niestandardowych środków wspomagających. Poza tym musiała chociaż na chwilę stracić z oczu Morbiego. Po prostu musiała… Przepraszam “wyszeptała” w myślach, tym razem skupiając je tylko i wyłącznie na babci. Może zadziała? Cóż jej szkodziło? Nic, na dobrą sprawę. Nie czekając jednak na efekt swojej próby nalała do szklanki solidną porcję złocistego płynu i dopiero wtedy powróciła by zająć swoje miejsce na sofie. Nadal czuła się tak, jakby to był po prostu sen. W ten sposób jakoś łatwiej było się z tymi rewelacjami oswoić.
- Za co? - zapytała Babette dopiero po dłuższej chwili.
- Za… - zaczęła, pokręciła głową i spróbowała ponownie, na wszelki wypadek skupiając przy tym wzrok na Babette. - Za wykorzystanie sytuacji - dokończyła. Nie była pewna tego, że jej przekaz dotrze do babci i tylko babci. Nie wiedziała nadal jak ta jej moc działa, więc nie chciała się wdawać w szczegóły. Uznała jednak że powinna przeprosić za to, że chciała wykorzystać babcię by chociaż trochę zemścić się na Papie.
- Co teraz? - zapytała ponownie, tym razem korzystając z notesu.
- Pójdziemy tam, gdzie jest więcej światła. Morbi, poślij po tego chłopca.
Mambo w drodze do drzwi zapaliła cygaro i już po chwili z jej ust wydobył się cały kłąb dymu.

Papa Morbi nie tyle posłał po Mitrasa, co sam się do niego pofatygował, dając Angie i jej babce kilka chwil oddechu. No, przynajmniej Angie… Dziewczyna usiadła ciężko na jednej z dwóch sof, które znajdowały się w obszernym, skąpanym w słońcu salonie. Przyjemnie było chociaż na chwilę nie czuć na sobie jego wzroku. Wypity wcześniej alkohol zaczynał już oddziaływać na jej organizm, sprawiając, że humor nieco się jej poprawił. Może i nie miała ochoty skakać pod sufit z radości, była za to na tyle rozluźniona by przymknąc powieki i rozkoszować się dotykiem promieni słonecznych na skórze. Mogła nawet na chwilę zapomnieć o tym gdzie się znajduje. Na krótką chwilę, niestety.
- Musisz zachować przy nim czujność - usłyszała głos babci, zmuszający ją do otwarcia oczu i skupienia wzroku na starszej kobiecie. Jej twarzy nie była w stanie dostrzec, bowiem spowijał ją kłąb dymu z cygara. Dziwne, Babette zdawałą się pasować jak ulał do tego utrzymanego w bieli i czerni pomieszczenia. Usadowiona na szerokim, skórzanym fotelu, dominowała nad całym otoczeniem, niczym królowa zasiadająca na swym tronie. Nawet ogromnych rozmiarów kominek, który miała za plecami, zdawał się kurczyć, zanikać. W końcu nikt ani nic nie było w stanie przyćmić jej wielkości.
- Uważaj co mówisz i to nie tylko korzystając ze swych mocy - kontynuowała, widząc że skupiła na sobie uwagę wnuczki. - Jego słowa dotyczące czytania z warg nie były tylko słowami rzuconymi na wiatr. Morbi posiadł wiele umiejętności w ciągu swego życia i nie waha się przed korzystaniem z nich. Jego pomoc jest niezbędna i powinnaś być za nią wdzięczna, jednak nie zmienia ona tego, kim jest. Nie zapomnij tego, moja droga - zakończyła, ponownie zaciągając się cygarem i umilkła, dając Angie czas na to by zastanowiła się nad jej słowami.
Co prawda wnuczka wcale tego czasu nie potrzebowałą, z chęcią jednak skorzystała z okazji by podjąć próbę okiełznania myśli. Musiała ułożyć jakiś plan działania na najbliższe dni lub chociaż godziny. Najważniejsze w tej chwili wydawąło się to, żeby zyskać jak najwięcej informacji o mocy, którą posiadła i tym w jaki sposób ona działała. Na tym musiała skupić się przede wszystkim i na jej ćwiczeniu. Na obecną chwilę była bezpieczna, a przynajmniej na tyle bezpieczna na ile mogła się czuć w domostwie bokora. Nie było jednak gwarancji na to, że ta sytuacja nie ulegnie nagłej zmianie, zmuszając ją i Mitrasa do szybkiego działania. Chciała by byli wtedy na takie działanie gotowi. By wiedzieli jakie mają być ich następne kroki.

W ten oto sposób, zanim Mitras zdążył pojawić się w salonie, Angie zdołała ułożyć wstępny plan. Ponownie jako miejsce ich ewentualnego schronienia znalazł się cmentarz. Musiała poinformować Mitrasa w jaki sposób do niego dotrzeć, a najlepiej pokazać mu go, chociażby na street view lub zdjęciach. Gdyby był w stanie przenieść się tam dzięki swojej mocy, byłoby to dla nich nader korzystne. Do tego w grę wchodziło także zaopatrzenie na nagły wypadek. Należało wyposażyć się w odpowiednie środki służące do samoobrony i jak nic nie zaszkodziłoby żeby wzięli kilka lekcji praktycznych. Wśród ludzi Papy nie brakowało takich, którzy mogli by ich tego nauczyć. Tego i paru innych umiejętności. Może nawet strzelania z broni palnej…? Zanim jednak umysł Angie odpłynął na szersze wody, Papa powrócił, a wraz z nim jej towarzysz, zmuszając ją do ponownego stawienia czoła zagrożeniu, które dla niej nadal znajdowało się na wyższym miejscu niż wszystko to, co czychało na nich poza ścianami willi.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 05-06-2019, 01:30   #79
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Droga przez Bielsko usiana była gwałtownymi zrywami i szarpnięciami. Ojciec Dominik mimo to miał twarz przyklejoną do szyby cały czas obserwując życie na ulicy. Nie było może takie beztroskie jak niegdyś. Ale nie przypominało to też godziny policyjnej czy innego wojennego koszmaru. Ludzie odprowadzali wzrokiem jadące z szaleńczą prędkością auto, co było zupełnie naturalne. A Ojciec Dominik od kiedy się obudził, potrzebował normalności. Choć musiał przyznać, że już nie jako czegoś co mu zabrano. Bardziej jako… punktu odniesienia. Kotwicy w świecie, który z woli Pana opuścił na Placu Zwycięstwa.
- Hershela 18… - wymamrotał - w Śródmieściu…
Po czym już nie baczny na dalsze pytania łysego ponownie przykleił głowę do szyby, aż samochód w końcu ruszył z piskiem opon na wstecznym.

Nie wiedział dokładnie czemu, ale wolał zamiast do rodziców, przyjechać do mieszkania Bojana. Oczywiście nie miał wątpliwości, że ojciec go nie zwiedzie, a i mamę trzeba było uspokoić, ale, w jakiś sposób dom nie był odpowiednim miejscem. Jeszcze mniej nim było seminarium. Tu za to… nie umiał tego sprecyzować, ale mieszkanie tego wielkiego, zarośniętego matematyka o skrajnie lewicowych poglądach idealnie pasowało do sytuacji w której łamane są podstawowe prawa fizyki wszechświata.

Nie oglądając się na lodową dziewczynkę, trzy Vanille i dresa, powiódł ich przez ulicę do domofonu. A następnie wstukawszy kod, w górę klatki schodowej. Blok urządzony był w starym stylu pamiętającym jeszcze czasy sprzed wielkiej płyty, ale jak na Śródmieście przystało, godnie odnowionym. W środku klatki była nawet okratowana winda, ale dojechać się nią dało tylko do dwóch trzecich wysokości bloku. Resztę trzeba było pokonać pieszo, zabierając spod wycieraczki kluczyk.

Mieszkanie Bojana było trzypokojowe. Miał je po rodzicach, a jego jedyną rodziną była mocno już leciwa babcia mieszkająca trzy piętra niżej. Jak się łatwo domyślić panował tu typowy dla matematycznego ducha chaosu bałagan. Brudne naczynia i ubrania, porozwalane książki i czasopisma naukowe, z totalnie zagraconym stanowiskiem komputerowym na czele. Bojana jednak nie było tu od najmarniej trzech dni. Ojciec Dominik tylko chwilę się rozglądał by to potwierdzić. Odruchowo zmówił w myślach modlitwę, za pomyślność przyjaciela i niewiele myśląc położył się na łóżku, czując potworne wyczerpanie nocą, przebudzeniem i ucieczką. Nie wiedział, czy przysnął, czy nie. Gdzieś mignęła mu lodowa dziewuszka, a potem usłyszał zasapanego dresiarza, który postanowił wnieść tutaj po schodach wszystkie trzy Vanille. Zapytawszy o alkohol, Dominik ręką mu tylko wskazał kuchnię, gdzie stała przepełniona zwykle browarami lodówka Bojana.
Nie wiedział co zrobi ta trójka, czy raczej piątka. Jak dla niego mogli tu zostać. Chyba nawet by to wolał. Ale nie miał już ani krzty siły, by ich namawiać. Szczególnie trzy panny Czech. Z nadzieją więc, że może gdy się za kilkanaście godzin obudzi, nadal tu będą, poszedł spać.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 05-06-2019, 21:18   #80
 
KlaneMir's Avatar
 
Reputacja: 1 KlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputację
Niesamowicie bogaty pokój w posiadłości Angii

Ile informacji można jeszcze znaleźć w internecie? Dobre pytanie. Kiedyś mogło się zdawać, że wszystkiego można się dowiedzieć z takiego miejsca. Choć pewnie mało się o tym pisze bo ciągle o tej całej sprawie jest, w pewnym stopniu cicho.

Każdy opowiada swoją wersję wydarzeń, ale czy na razie któraś z tych jest prawdziwa. Zabawnie byłoby jakby każda miała ziarno prawdy, czasami może się tak zdarzyć. Co jeszcze mogli powiedzieć w mediach… Coś takiego tym razem, ciekawe za ile czasu pojawi się wysyp tych wszelkich informacji. Ale czy mamy czas by czekać…

***


5-miesięczny chłopczyk został przewieziony na SOR. Kobieta osierociła dziecko. Do tragedii doszło w sieci supermarketów Tesco. 34-letnia Daria Naraz o godzinie 11:35 wybrała się ze swoim dzieckiem na zakupy, jednakże nie udało się ich ukończyć. “To było straszne. Tak rozdzierająco krzyczała! Myślę, że z bólu. Dziecko zaczęło płakać i nagle… nie wiem jak to powiedzieć… eksplodowała. Nigdy czegoś takiego nie widziałem i nie chcę już widzieć… ani czuć. Jej… fragmenty… Przepraszam, nie chcę o tym rozmawiać.”, powiedział Patryk Jankowicz, ochroniarz znajdujący się w tym czasie nieopodal miejsca zdarzenia. Mały Miron został przewieziony do szpitala z ciężkimi obrażeniami. W jego ciało wbiły się fragmenty kości Darii Naraz. Jego stan jest krytyczny. W wyniku incydentu rannych zostało 7 osób.

***


To na pewno nie jest normalne. Kolejny opisany ,,dziwny wypadek” po zamachu. Tragedia Dziecka, oraz tej Matki… czy to możliwe by te dziecko piło tą wodę, i nie miało żadnych poważnych powikłań? Może to Matka, niestety miała zdolność samobójczego wybuchu? Nie jest to zabawne. Jednak trzeba dalej szukać, i odkryć sposób jak pomóc innym. Trzeba rozwiązać tą sprawę… jakoś.

Czy nie ma innego wyjścia niż wejście ,,głębiej” w internet? Tam zawsze jest WIELE rzeczy. Oby dało radę wyszukać coś pożytecznego. MAC ma w ogóle coś w rodzaju TOR’a?

Kto by się spodziewał jest... na tym sprzęcie Apple jednak można czasami coś znaleźć użytecznego. Teraz by nie trafić na stronie po której trzeba będzie płukać oczy Kwasem. Najlepiej wpaść na znajomy Chan, te gorsze rzeczy są zazwyczaj na specjalnym im działach. Ale właśnie tutaj są te fajne działy o Okultyzmie, Anime, i Prawdach Spiskowych. Mitras zalogował się na swoje konto Win40and4+1.

***


Deep Web - jeden z fajniejszych Chanów

allo7:
Dziś widziałem jak wykoleił się pieprzony tir. Jedzie, jedzie i jeb! Już leży. Jakaś baba eksploduje w supermarkecie. Co tu się, kurwa, dzieje?

jaro0934:
No idea. Właśnie widzę jak jakiś ziomek przejechał po ulicy jak na łyżwach i wjebał się pod samochód. Chyba nie żyje.

lotarski:
Może ktoś coś rozlał?

jaro0934:
Nie ma opcji, ziom. Sahara.

gnoos:
Ja pierdolę! Ja pierdolę! Kurwa! Odcięta noga spadła na twarz mojej świni jak się pukaliśmy. Czaicie? Znikąd dostała odciętą stopą po ryju!

allo7:
DDDD

jaro0934:
Looooooooool

lotarski:
Jaka beka! <rotfl>

gnoos:
Koledzy, kurwa. Wy ciśniecie bekę, a mi świnia w klopie ryczy. No i ta ujebana noga zalała mi pościel. Co mam robić? Psów przecież nie wezwę, bo niby skąd sama noga? Od razu będzie, że kogoś zajebałem. Ja pierdolę!


***


No i od razu ciekawe rzeczy! Ciekawe czy chodziło o prawdziwą świnie, czy dziewczynę… To mało ważne! Dziwnych rzeczy dzieje się coraz więcej, ile z tego jest tuszowane? Może to rząd by paniki nie robić, może to Profesor? Tyle pytań, tak mało odpowiedzi. Trzeba odkrywać, badać, i zrozumieć te moce!

Ciekawe jak tam u Angii? Może nauczyła się znowu mówić, minęło trochę czasu. Wtedy Mitras usłyszał pukanie do drzwi, instynktownie zamknąć przeglądarkę, i wszedł na pulpit. Takie odruchy, ktoś wreszcie przyszedł. Ciekawe czy gdzieś mnie wołają...

***


Mitras, czyli tam i z powrotem. Pustkowie Korytarzy

Mitras niechętnie powyłączał wszystkie rzeczy na komputerze, choć może ta chwila przerwy dobrze mu zrobi. No i lepiej by nie zobaczyli na jakich stronach Mitras szuka informacji. By jeszcze pomyśleli że jest jakiś zły, czy szalony. Internetowy Detektyw odepchnął się nogą od biurka, by ładnie pojechać na fotelu pod drzwi. Zrobiła kilka obrotów, i przez chwile myślał że zginie jak za bardzo się odchylił do tyłu. Na szczęście podparcie się nogami uratowało całą sytuację, jednak rekord jazdy nie został dalej pobity…

Będąc obok drzwi stanął na nogi i otworzył je. Za nimi stał Papa Norbi? Papa Morbi no tak… nic się nie zmienił od naszego ostatniego spotkania, dalej czuć wokół niego dziwną aurę. -Proszę się udać za mną.- tylko tyle jak na razie powiedział. Chłopak też nie miał zamiaru zaczynać rozmowy, nie zna tego człowieka, jego zachowań, oraz czego lepiej nie mówić. Czasami milczenie może być dobrym wyjściem, jednak pewne jest to że można mu zaufać. Angii na pewno by nie wpakowała nas w jeszcze większe problemy.

Po Morbim było widać że to człowiek z wielki doświadczeniem, i… autorytetem? Można było od niego poczuć pewien magnetyzm, i respekt w stosunku do niego. Rzadko to się zdarza, ale jak już się wydarzy, to taka osoba wiele osiągnęła, i osiągnie. Na pewno ma bardzo dobrą orientację w terenie, i bardzo dobrze zna posiadłość. Sporo korytarzy, i miejsc wyglądało dla Mitrasa tak samo, jednak Morbi szedł na pamięć, albo istniały jakieś punkty orientacyjne widoczne dla niego. Tabliczek na ścianach nie było, a by się przydały tak samo jak mapa…

Cała posiadłość była niezwykle enigmatyczna, i chyba pusta. Niektórzy mogli zaginąć w tej budowli… albo to i my się zgubiliśmy, i Morbi szuka właściwej drogi, to by wyjaśniało czemu wygląda to jakbyśmy kręcili się w kółko. To chyba by zrobić wrażenie że było ich stać na taką posiadłość, ile hektarów korytarzy tutaj jest? Zimą posiadłość pewnie grzeją reaktorem jądrowym.

Za jednymi z kolejnych podwójnych drzwi było coś w rodzaju małego salonu, wygląda to na przystanek w podróży. Wielkie okno było zakryte grubymi zasłonami, na każdej ze ścian prócz tej z oknami była para podwójnych drzwi z drewna koloru Mahoniu. Kto wie może to Mahoń, trochę po środku był mały stół, trochę nad poziomem kolan, obok stołu były cztery fotele z jakiejś szarej tkaniny, oraz jakaś komoda pod ścianą, może to jakiś barek? Całe pomieszczenie kolejny raz, było wypełnione wonią kadzideł, kto tym się ciągle opiekuje by wszędzie były zapalone?

Morbi kontynuował drogę idąc dalej prosto, jednak korytarz za kolejnymi drzwiami, przypomniał już coś innego. Długi, dziwnie ozdobiony korytarz, z słabym światłem, i kadzidłami co parę metrów zawieszonymi na suficie, oraz obrazami po lewej stronie. Wszystko ciągnęło się w dal, można było zauważyć że skręca trochę w prawo. Mitarsowi towarzyszyło uczucie jakby przeszedł przez portal, zbliżając się powoli do innej krainy. Kto wie co to potęgowało substancje w kadzidłach, symbole mieszające się powoli w oczach, obrazy wprowadzające dziwny klimat, czy kompletny brak wiedzy co się dzieje.

Po kilkudziesięciu sekundach, lub dobrej minucie szybszego kroku było widać już dosłowny portal zdobiący, potężne drzwi, które symbolicznie można było nazwać Bramą. Spoglądając za siebie nie było widać początku korytarzu, pewnie przez to że szliśmy ciągle trochę w prawo, oraz słaba widoczność dodawała efektu. Mitras przełknął ślinę, i zrobiło mu się ciężko na piersi. To się nazywa idealna kryjówka okultystyczna. Nie jeden by taką chciał. Papa Morbi popchnął z widocznym zaangażowaniem wrota. Jednak drzwi chyba wydawały się tylko nie możliwe do otwarcia, poruszały się płynnie, bez hałasu, używając trochę siły.

Raz się żyje. Niech się dzieje wola nieba, i coś tam jeszcze. Jestem Hardkorem. Jestem zwyciężcą! Z tymi myślami Mitras patrzył na otwierające się przed nim pomieszczenie.

 

Ostatnio edytowane przez KlaneMir : 07-06-2019 o 19:35.
KlaneMir jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:30.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172