Wilhelm popatrzył na krasnoluda jak na idiotę, którym ten bez wątpienia był, lecz opinii tej nie wypowiedział na głos.
- Dziwne, zaiste, obyczaje panują w tym mieście - powiedział. - Chce pan powiedzieć, że każdy, kto doprowadzi swego rozmówcę do zawału, może przejąć jego majątek? Nikt mi nie uwierzy, gdy to opowiem po powrocie do domu... - Pokręcił głową z nieudawanym zdziwieniem.
- Jeśli zaś chodzi o ewentualny dowód, iż prawdę mówimy, to jest przeznaczony dla brata Barthelma, którego, najwyraźniej, nikt tu nie zna - dodał.