Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-06-2019, 16:45   #95
Micas
 
Micas's Avatar
 
Reputacja: 1 Micas ma wyłączoną reputację
Lightbulb

To, co te sekciarskie przychlasty odwalały w tym bunkrze było nie do przyjęcia. Pojmali własnych "sojuszników" i kroili ich pod rytuał tej swojej obsranej, krwawej magii. Sceny były jak z kiepskiego, amerykańskiego horroru o złoczyńcach z Aztlanu. Najpierw tamta trójka spieprzających, potem te leszcze w brązowych kondomach, jakiś frajerski niezrozumiały bełkot, krew płynąca pod prąd, a potem ta ich kongregacja nad tym bajorem z juchy. Masakra. Dosłownie. I jeszcze te promieniowanie. Skąd ono tutaj?

Widząc to wszystko, w umyśle elfki strach, obrzydzenie i gniew mieszały się nawzajem, tworząc roztrzęsiony, acz bojowy nastrój. Krzyczała, szczekała rozkazami, wrzeszczała przekleństwami, naciskała spust do oporu. Poszło sporo amunicji, ale warto było. Te jebańce obficie korzystały z toksycznej magii. Na szczęście oni mieli lepiej uzbrojonych, wyposażonych i wyszkolonych bojowników oraz własnych magików. Nawet tox-szamanizm, krwawa magia, bycie "u siebie" i fanatyzm ichnich popychadeł nie był w stanie ocalić Czerwonych Druidów. W ostatnich desperackich chwilach próbowali rzucać granatami z góry na dół, osłaniając odwrót szefów - dwa flashbangi i jeden HE - ale dziewczyna w porę je dostrzegła i w konsekwencji ostrzegła swojaków, którzy kryli się i nie ponieśli strat akurat od tej wrażej broni. W zamian poczęstowali tych ostatnich paru skurwieli ołowiem, w gwałtowny sposób powodując u nich śmiertelne zatrucie tym pierwiastkiem.

Walka dobiegła końca. Większość gnojów była martwa, reszta ranna i w niewoli. Martyna kazała ich związać w baleron i zakneblować, a magom i szamanom pogruchotać łapy. Ot tak, dla pewności. Nikomu się ich sztuczki nie przydadzą, a szczególnie Armii Wyzwoleńczej.

Mimo zwycięstwa... straty były bolesne. Trzeba było policzyć zabitych i rannych, tym drugim ofiarowując jak najszybszą opiekę medyczną. Nie sposób powiedzieć, co mogli załapać paskudnego od tych czerwonych syfiarzy.

Kiedy się uspokoiła (a przyszło to z pewnym trudem - to miejsce nie działało najlepiej na jej skołatane nerwy), czym prędzej zgadała się z Kociębą i Kuklickim. O co tu chodziło? Co to za maszyneria? Jak ją wyłączyć, zniszczyć, a ten cały magiczny syf rozproszyć? Generalnie była za (bezpiecznym) wyjebaniem tego wszystkiego w cholerę, najlepiej w jak najefektowniejszej eksplozji w ciągu całej tej wojny. Ten bunkier i ta wiedza, czymkolwiek były, nie miały miejsca w Wolnej Republice Polskiej.

Trzeba było też załatwić kwestię neutralizacji obrony zewnętrznej i ew. punktów oporu, maruderów. Zajęła się tym zaraz po zostawieniu magików, którzy mieli ogarnąć ten burdel. Plan był taki, że po zabezpieczeniu terenu miała zamiar udać się na zewnątrz i posłać raport do dowództwa...

Ale dopiero po naradzie. Zgarnęła pozostałych ze swojej drużyny, w tym Beboka, Zbycha i Kocura. Przedstawiła swój plan. Chciała upewnić się, że to miejsce i jego sekrety nie przetrwają. W toku walk, uszkodzeń, wybuchów, autodestrukcji etc. Wiedziała, że ktoś po stronie WRP - albo zagranicznych "przyjaciół" - z chęcią by się tym syfem zainteresował. Nie można było dopuścić, by ktoś przejął i badał albo kultywował w inny sposób takie kurewstwo. Trzeba było to spalić. Poza tym, miała pewność, że to właśnie miejsce rozlewało toksynę na astral Puszczy Lubuskiej i mąciło w głowie temu tam Lubuszowi. W ostateczności, jakby wydało się, że podjęła arbitralną decyzję, to sama miała wziąć to na klatę.

W międzyczasie docierały do nich wieści z szerokiego świata. Międzyrzecz padł. To, co miało być tylko rajdem, okazało się być udanym przesunięciem linii frontu. Dzięki wsparciu antyrakietowemu ze Świebodzina oraz dołączeniu sił pod kuratelą Marcina Zawadzkiego, spore odcinki ekspresówki zostały wysprzątane, a wrogowie - głównie siły garnizonowe NWP - zostały wyparte i ogarnęły się dopiero w Skwierzynie, na przedpolu Gorzowa Wielkopolskiego. Przegrupowanie i kolejne pieprznięcie sprawi, że już wkroczą do miasta od tamtej strony... a od południowego zachodu reszta plus Leśni, biorąc miasto w dwa ognie. To były dobre wieści. Jednak sukces bolał: stracili prawie dwudziestu ludzi oraz kilka lekkich pojazdów z ich grupy bojowej. Ale... bilans wyszedł na plus. A przecież "rewolucja wymaga ofiar"...

Były też inne wieści. Bardziej... globalne. Cały Matrix i media wrzały od nich.

Z polskiej strony Wyspy Wolin pomknęło całe dwanaście rakiet 300 mm z mobilnej wyrzutni typu BM-30 Smiercz. Wszystkie wymierzone w terytoria Księstwa Pomoryi, członka Sojuszu Landów Niemieckich. Po trzy głowice padły na cztery lokacje - garnizon sił granicznych oraz obóz internowania/obóz uchodźców uciekających przed wojną domową w Polsce pod miastem Vineta po pomoryańskiej stronie Wolinu oraz na centra miast Greifswald (miasta o największej populacji uchodźców z Polski) i Sassnitz (stolicy księstwa). Każda z dwunastu głowic była wypełniona cyklosarinem. Zanim pomoryańscy magicy i spece od skażeń zneutralizowali zagrożenie, zginęło ponad tysiąc ośmiuset metaludzi, dwa razy tyle zostało zaś rannych. Ledwo pół godziny po wystrzeleniu salwy, pogranicznicy PRN otworzyli ogień do swoich pomoryańskich "kolegów" na Wolinie i w paru innych miejscach. Pomoryanie nie pozostawali dłużni. Kilkadziesiąt osób rannych, kilka zabitych po obu stronach.

Do ataku przyznało się... PRN, a konkretnie wojsko, Narodowe Wojsko Polskie. Niejaki kapitan Tomczak, dowódca garnizonu na Wolinie, zadeklarował, że wszyscy wspierający "gangi bandytów i terrorystów z 'Wrocławistanu' " mają natychmiast poniechać tegoż procederu i zamknąć granice z "tak zwaną Wolną Republiką Polską" - inaczej podobnych "aktów odwetowych" będzie więcej.

Sytuację skomplikowała wiadomość z Warszawy. Rząd i wojsko wyparły się prowodyrów "zamieszania", odżegnując od całego "incydentu", zwalając winę na "sabotażystów z grupy terrorystycznej 'Armia Krajowa' i ich wspólników z Wrocławia". Niemniej jednak mleko już było rozlane. Z całego świata napływały głosy potępienia i oburzenia (ale przede wszystkim "zaniepokojenia", a nawet okazyjnie wsparcia dla "prawowitej władzy w Warszawie, wrabianej przez terrorystów" - głównie z Rosji i jej protektoratów oraz partnerów).

Pomorya odpowiedziała najostrzej, namierzając nieszczęsną wyrzutnię i niszcząc ją w szybkim ataku odwetowym za pomocą nalotu myśliwców. Na wolińską stronę PRN zaczęły spadać pociski moździerzowe, rakietowe i artyleryjskie, uderzyły też helikoptery (w tym transportowe wypchane specjalsami), a na całej długości granicy rozległy się strzały z armat, działek i kaemów. WOP (Wojsko Ochrony Pogranicza, podgrupa NWP) starało się bronić, ale było nieprzygotowane i zdecydowanie gorzej uzbrojone - elitarne oddziały i ciężki sprzęt szły na front walk z AW i na pacyfikacje AK, nie na "spokojne" granice.

Zawrót głowy. Tak wielka tragedia... ale też tak wielki błąd PRN (czy też jakichśtam ichnich ekstremistów) i tak świecąca okazja.
 
__________________
Dorosłość to ściema dla dzieci.

Ostatnio edytowane przez Micas : 14-06-2019 o 20:35. Powód: Korekta
Micas jest offline