Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-06-2019, 18:55   #223
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
- Tak, była tam, gdzie myśleliśmy, że trafi - mruknął Kaiser. - W psychiatryku.
- Miałam na myśli Jenny - sprecyzowała Alice.
- Mogłam być też na komisariacie, ale cieszę się, że wierzycie we mnie… - mruknęła.
- Nie, nie udało się. Niestety - odparł Kit. - Jennifer umarła.
Rozległa się chwila ciszy. Czy może raczej pospiesznych kroków, które wybrzmiewały na chodniku. Ile czasu minie, zanim oddział zorientuje się, że brakuje im pacjentki?
- Haha - dodał Kaiser. - Żartowałem.
Alice popatrzyła na niego przez ramię.
- To nie było śmieszne… Chcesz, żeby twoja misja się nie powiodła, bo nim dotrzemy do auta dostanę zawału? Co się działo przez ostatnie godziny. Trochę mi się urwał film przez ten nieoczekiwany zwrot akcji. Wszystko z wami w porządku? Wszyscy cali? - zaczęła dopytywać im bardziej oddalali się od przybytku.
- Trochę ci się należy zawał, bo dużo nam przysporzyłaś zmartwień tym spaniem na komisariacie i tak dalej - powiedział tak, jak gdyby to wszystko było świadomą decyzją Alice. Bycie aresztowanym traktował jako widzimisię. - Wszyscy cali i zdrowi. Włamaliśmy się do muzeum. Nie musiałem używać nawet mocy, po ujrzeliśmy duży triskelion na ziemi w jednym z pokojów. Trzeba było wcisnąć jego środek i pokazał się keypad. Wtedy odkryłem, że jestem w stanie wydedukować bardzo ciekawe rzeczy, gdy używam mocy… Choć dużym kosztem. Spostrzegłem które klawisze były wytarte w jakim stopniu i odkryłem hasło. Zeszliśmy na dół.
- Ah… Czyli Abban jeszcze nie wie, że mamy Jenny… W jakim ona jest stanie…? - zapytała poważnym tonem.
- Nie mamy Jenny… Żartowałem, że umarła. A nie że nie udało się - Kit odparł.
- Kompletnie nie spodziewałam się, że to poprzedni nosiciel duszy Dubhe jest odpowiedzialny za te zabójstwa… Mamy takie samo, identyczne uzębienie. Wspominałam, że widuję tu w wizjach sobowtóra… No to już wiem, o co chodzi, ale policja wzięła mnie za zabójczynię… Cieszę się, że cię widzę… Bo już miałam się ukrywać tu przed gwałtem zbiorowym, policjanci byli zawistni, bo ich kolega zmarł w szpitalu, oczywiście uznali, że to moja wina… - zaczęła mówić, opowiadając czego się dowiedziała.
- Ale już cię zgwałcili? - zapytał Kaiser. - Jaki sobowtór… i o co chodzi z uzębieniem?
Skręcili za róg i wyszli prosto na parking. Kit zaprowadził ich w stronę samochodu Darleth. Otworzył go. W środku siedziała Bee na tylnym siedzeniu. Drzemała. Miała na sobie ten sam strój, w którym Alice ją wczoraj widziała.
- Czemu się nie udało? - zapytała Alice.
- Okazało się, że wróżki skazały poprzedniego nosiciela duszy Dubhe w więzieniu pod rezerwuarem. No i on nie może się sam uwolnić, tylko czasem wyjść, a że jest głodny, to żywi się, jak to ujął ‘bezbronnymi ofiarami’. Dziwna sprawa… Okazuje się, że ma wszystko identyczne jak ja, poza różnicą, że jest mężczyzną. No i policja miała zdjęcia symulacji zębów z ofiar, a także moje uzębienie od dentysty… I połączyli sobie kropki najprostsza linią, że to ja jestem zabójczynią - wyjaśniła mu. Wsiadła do auta.
- To o co chodzi z tym odnajdywaniem Jennifer? I gdzie jest Darleth? - zapytała cicho, by nie obudzić Bee.
Kit również usiadł.
- Dasz radę prowadzić? Ja nie umiem. Darleth została w mieście, aby kupić kilka różnych rzeczy. Głównie jedzenie. Bee nas tu przywiozła, ale zasnęła w międzyczasie.
Harper usiadła na miejscu kierowcy i odpaliła silnik. Nie była jeszcze pewna dokąd mają jechać, jednak przede wszystkich chciała się stąd wydostać i znaleźć jak najdalej. Kit kontynuował nieprzerwanie.
- Co do Jennifer… podjechaliśmy wczoraj pod muzeum, ale późno… Bo wcześniej próbowaliśmy dowiedzieć się, co się z tobą stało. Było dużo wewnętrznej dramy, nie będę opowiadał. W każdym razie mieliśmy już wparować na komisariat, kiedy zadzwoniła do nas Esmeralda de Trafford i wszystko wyjaśniła. Spodziewałem się czegoś takiego. Bo uznałem, że bardziej prawdopodobne jest to, że zatrzymali cię policjanci, niż że coś cię zajebało po tym, jak opuściłaś siedzibę policji. Uznaliśmy, że potrzebujemy kolejnego planu na ciebie. W tym czasie pojechaliśmy do muzeum. Tak się złożyło, że akurat nadjechaliśmy na Abbana wyjeżdżającego z parkingu. Pewnie była czwarta nad ranem, dobrze nie zwracałem uwagi na godzinę. To Darleth rozpoznała jego samochód i do końca nie ufałem jej osądowi, ale Bee powiedziała, że chyba rzeczywiście ten radiowóz widziała rano przed Injebreck House. Uznaliśmy, że nie będziemy podpalać muzeum i zwiedzimy go. Tylne drzwi były otwarte, pewnie niedopatrzenie Abbana. Weszliśmy do środka i zaczęliśmy się rozglądać. Resztę już znasz.
Alice nadal nie rozumiała… zmarszczyła brwi.
- Powiedziałeś mi dokładnie wszystko… Całą historię, poza tym jednym, najbardziej interesującym mnie szczegółem… Gdzie… U licha jest Jenny. Czemu nie zdołaliście jej uwolnić? Nie było jej, czy co? - zapytała.
- Yep. Abban nie zostawił jej w piwnicy. Nie było też tam Hastingsa. Jednak znalazłem kilka czarnych i blond włosów. Nie mam w oczach laboratorium do testowania DNA, ale uznałem, że to pewnie po nich. Na dole znaleźliśmy kilka bardzo ładnych pokojów. Naprawdę ładnych. Z barkami, salami bilardowymi, nawet były fontanny. Zanim zapytasz… zarówno takie normalne, jak i na czekoladę oraz serowe fondue. Wszędzie wokół triskeliony. Bractwo Trójnoga. Tak się nazywają - powiedział.
- Świetnie… Wróżki na moim karku, policja na moim karku… Bractwo trójnoga… Za chwilę na moim karku jak się dowiedzą co, a właściwie kto wywołuje zgony… Czy możesz wysunąć Bee telefon i zadzwonić do pani Esmeraldy? Poinformować, że nic mi nie jest… Potrzebuję się też przebrać z tych więziennych szmat - mruknęła.
- Nie wiem czy jazda do posiadłości to jednak dobry pomysł, szczególnie ze mną. Szczerze jedyne rozwiązanie jakie widzę w tej chwili… To jednak kontakt z Abbanem. Proponował mi telefonicznie rano jakąś współpracę, nie wiem jednak jeszcze w jakim celu… - westchnęła.
- To jest cholernie skomplikowane bagno… Chcę stąd zabrać Jennifer i wypieprzać, najlepiej jak najdalej - mruknęła.
Bee rozbudziła się w międzyczasie.
- Co mam zrobić? - zapytał, pocierając oczy. - Cholera… Alice! - ucieszyła się. - Kitowi się udało! - przybliżyła się i złapała ją za ramię. - Jak się czujesz? Co ci jest? Wszystko w porządku? - pytała. Spojrzała na nią od góry do dołu, a przynajmniej na tyle, na ile mogła. - Kit, jesteś prawdziwym magikiem.
- Cudotwórcą - odparł Kit, ściagając perukę. Odkleił także wąsa. - Cudotwórcą - powtórzył. - Możesz podać telefon Alice?
- Oczywiście - rzekła i to zrobiła.
- Widzieliśmy jakieś skrypty w piwnicy Bractwa Trójnoga. Obrazki. Myślę, że jakaś dwójka ludzi uciekała przed twoim sobowtórem, zaszyła się na tej wyspie… On zdołał ich zabić, ale wróżki go pojmały - rzekł. - Bardzo wielu rzeczy nie rozumiem, były zapisane w języku manx. Praktycznie nie było tam ani słowa po angielsku - westchnął. - Nawet twój skorpion nie ma manx, prawda?
- Nie, nigdy nie udało mi się dojść do tego rozszerzenia… - powiedziała pochmurnie. Jak na razie jechała przed siebie, starając się przemieszczać bocznymi uliczkami.
- Mamy odebrać Darleth? - zapytała. Kątem oka zerkała na telefon w dłoni, wyszukała numer do Esmeraldy i wybrała połączenie.
Jechała drogą, na której nie wyglądąło by często ktoś jeździł
- A ta pani psychiatra wyglądała identycznie jak przywódczyni wróżek, tyle że w ludzkiej formie - zauważyła luźno.
- To się robi rzeczywiście skomplikowane - rzekł Kit. - Mamy ile frakcji? Pięć? Konsumenci, wróżki, Shane, twój sobowtór i teraz Abban z Bractwem Trójnoga. Łatwo jest się zgubić. Dobrze byłoby ich wszystkich rozpisać. I przypisać do nich motywy. Myślę, że może byłoby nieco łatwiej połapać się, o co w tym chodzi… - zawiesił głos.
- Bez wątpienia - skwitowała Alice, czekając na nawiązanie połączenia z panią de Trafford. Prowadziła ostrożnie.
- Tak, Bee? - zapytała po kilku sekundach de Trafford. - Dzwonię od pół godziny po agencjach prawniczych, ale to wciąż za wcześnie… - zawiesiła głos.
- Przepraszam, że na pewno cię zestresowałam Esmeraldo… - powiedziała do niej na powitanie Alice.
- Alice! - de Trafford krzyknęła. Aż jej głos załamał się.
- Jedź na Bellafletcher Farm Rd, Alice - powiedziała Bee. - Tam będzie Darleth.
- To kierujcie mnie, nie znam mapy Douglas na pamięć - rzuciła.
- Dobrze - odpowiedział Kit siedzący obok. Przez resztę trasy mówił jej, czy jechać w prawo czy w lewo. Najwyraźniej uważał, kiedy jechali stamtąd do Noble’s.
- Prawnik może się przydać na wszelki wypadek, ale póki co mój status uległ zmianie na ‘Uciekinierka’. Niezbyt to chlubne i z tego powodu też mi bardzo przykro… Jednak teraz priorytety, muszę odnaleźć Jennifer i zabrać ją bezpiecznie z tej przeklętej wyspy… Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe… Tu się dzieją naprawde… Problematyczne rzeczy - mówiła do niej spokojnie, ale było słychać, że jest jej za siebie nieco wstyd, ze względu na stan w jakim była.
- Jennifer liczy się w tej chwili najbardziej - powiedziała Esmeralda. - Jak to wszystko skończy się, to poproszę cię o napisanie szczegółowego opisu przeżyć i wszystkiego, co doświadczyłaś. Doprawdy fascynuje mnie to. A wiem tylko tyle, co mi powiesz i często brakuje mi kontekstu… Na przykład… dlaczego patrzę właśnie na twoją twarz? Jak kręcisz głową? Telewizja twierdzi, że Wampirzyca z Injebreck odpowiedziała przecząco na pytanie, że działa ze zlecenia Draculi, Lestata i Edwarda. Teraz teoretyzują, że jesteś córą samego szatana. A przynajmniej za taką się uważasz.
Alice parsknęła, po czym pochyliła głowę i przetarła oczy palcami.
- To skomplikowane… Jako, iż wzięto mnie za morderczynię, kiedy byłam przewożona na badanie psychiatryczne, napadły nas hieny reporterskie… Próbowali uzyskać ode mnie jakieś odpowiedzi, a moje machanie głową było na pytanie czy dam jakikolwiek komentarz… Najwyraźniej zinterpretowali to jak chcieli… No i wymyślili mi całkiem chwytliwy tytuł… Jest mi wstyd, proszę nie oglądaj tego - poprosiła kobietę.
- Myślę, że widziałam ten materiał wystarczająco dużo razy, Alice. Czy też, jak zna cię teraz świat… Alice H. Nazwij mnie staroświecką, ale wybrałabym jakieś fałszywe nazwisko. Jednak przydaje się w takich okolicznościach, jak te… - zawiesiła głos.
- Odnajdziemy Jennifer i uratujemy ją. Nie wiem jednak czy byłoby rozsądnym, abyśmy dłużej pozostawali na Isle of Man. Spróbujemy wyjaśnić jeszcze tę sprawę, ale lepiej, byśmy się stąd zabrali, zanim komuś stanie się naprawdę straszna krzywda… Jak ty się czujesz Esmeraldo? Dbasz o siebie jak prosiłam? - zapytała Alice, zmieniając temat na coś przyjemniejszego.
- Niby jak mam o siebie dbać, kiedy budzisz mnie w środku nocy, a potem denerwuję się i martwię o ciebie. I rzecz jasna o Jennifer. Nie zmrużyłam już oczu od tego czasu, choć Martha zaparzyła mi zioła nasenne, a nawet wypiłam kieliszek brandy. Chyba uspokoję się dopiero wtedy, kiedy zobaczę was całe i zdrowe. I nie będę kryła się z tym, że szkoda mi również małej, dobrej dziewczynki. Moiry. Czy chcecie ją nadal uratować? Czy tak, jak mówisz, po odnalezieniu Jennifer od razu uciekniecie z wyspy? Sama nie wiem, o co was prosić… - Esmeralda westchnęła ciężko.
- Teraz w lewo - przerwał na moment Kit. - Już niedługo będziemy na miejscu - powiedział Kaiser.
- Też szkoda mi Moiry, ale nie wydaje mi się, by stało się jej coś złego. Spróbuję wyjaśnić i lepiej poznać tę sprawę, jednak będąc podejrzaną o zabójstwa, niewiele mogę… Coś wymyślę… Zadzwonię niedługo - obiecała jej Alice i prowadziła dalej.
- Została porwana od ojca i nie wiadomo, gdzie się znajduje… Jeśli to samo w sobie nie jest czymś złym i podejrzanym… - Esme zawiesiła głos. - Ale ja rozumiem, jeśli się boisz… O to cię nie winię - westchnęła ciężko. - Nie wiem, czy mi by starczyło sił na to wszystko, czego doświadczasz. Zazwyczaj myślę, że tak. Ale potem upominam się, że to z mojej strony oznaka pychy. Nie mam pojęcia, jak tak naprawdę bym zareagowała i czy dałabym radę to wszystko udźwignąć.
- Muszę kończyć, bo zaraz mnie zatrzymają za prowadzenie i rozmawianie, a to byłoby fatalne… do usłyszenia Esmeraldo - pożegnała ją Alice.
- Do widzenia, Alice. Weźmiesz mnie na następną misję. Wtedy będę umierała ze strachu na miejscu zdarzenia, a nie w takiej odległości. Wciąż ciekawi mnie, co dokładnie się stało z Edmundem… - zawiesiła głos i dopiero wtedy wyłączyła się.
Esmeralda pochodziła z rodziny biznesmenów. Czy wykaże się dostatecznie dużym i miękkim sercem, że przeleje pieniądze na konto Konsumentów? Bo technicznie nie musiałaby. Alice jeszcze nie była blisko spełnienia wymaganych przez nią warunków. Czy mogła liczyć na dobrą wolę kobiety, z której mężem sypiała, kiedy ona leżała chora w tym samym domu? Pewnie mogła. Ale czy to było odpowiedzialne podejście na zapewnienie przyszłości całemu Kościołowi Konsumentów?
- Chyba będę potrzebować peruki - rzuciła Alice, kiedy połączenie uległo zakończeniu i oddała telefon Bee.
- Bee, masz numer do podkomisarza? Dał nam swoja wizytówkę - zauważyła.
- Mam, od razu go zapisałam - powiedziała Barnett. - W moim telefonie.
- A co do peruki to może ta moja będzie dobra? - zapytał Kit. - Nie musisz mieć cały czas pięknych, długich włosów. Niektóre kobiety golą się na łyso, ty możesz mieć krótkie ciemne.
Harper kiwnęła głową. To nie był zły pomysł.
- Ja takie kiedyś miałam - mruknęła Bee. - Tutaj zatrzymaj się, Darleth powinna zaraz… O, już jest!
Rzeczywiście, Alice spostrzegła kobietę. Miała dwie ciężkie siatki wypełnione zakupami. Przystanęła i pomachała samochodowi. Kiedy spostrzegła, kto prowadził, otworzyła usta szeroko i uśmiechnęła się. Przycisnęła dłonie do policzków radośnie.
- Rozmawiałaś z Abbanem na komisariacie? Znaczy chyba go tam nie było osobiście… ale może gadaliście z sobą przez telefon? - zapytała Bee.
Harper zaparkowała, po czym zaraz zebrała włosy inaczej, w zwinięty kok. Następnie Wyciągnęła rękę i poczekała, aż Kit da jej perukę.
- Najpierw czepek, potem włosy - powiedział. - Mam nadzieję, że będzie pasować, możesz potrzebować większy rozmiar… Mam na myśli czepka.
Alice przyjęła obie rzeczy.
- Rozmawiałam przez telefon i myślę, że za moment znów do niego zadzwonię, tylko ułożę włosy… - powiedziała. Spróbowała założyć czepek, oceniając, czy da radę, czy może jednak nie. Udało jej się, ale nie był idealnie wyprofilowany. Na pewno lepiej by pasował, gdyby obcięła włosy. Pytanie, czy była gotowa na takie poświęcenie. Nie była. Przyklepała więc włosy najlepiej jak się dało i nałożyła perukę. Zaczęła przeglądać się w lusterku i układać kosmyki czarnych włosów, jednocześnie poprawiając te z tyłu i na karku. Czuła się dziwnie w krótkich, czarnych włosach. Wyglądały jednak dość naturalnie i Alice była zaskoczona jak nieźle podkreślały jej duże oczy. Teraz jej twarzy nie dominowały długie, ogniste włosy i zupełnie co innego wybijało się na wierzch - jej usta i oczy...
- A powiedział, gdzie wybiera się z Jenny? - Kit zapytał. - To ważne, Alice. Przypomnij sobie, co takiego mógł powiedzieć… przyda nam się choćby drobna wskazówka - zawiesił głos.
- Nie mówił, tylko o tym, że chyba będziemy musieli zawiązać współpracę… Dlatego rzućcie ten telefon jeszcze… - poprosiła.
Darleth podeszła do samochodu i zapukała do tylnych drzwi. Otworzył je Kit i przesunął się.
- Świeże bułeczki z Pascoes of Tromode - zaświergotała Darleth. - Osiem sztuk, chrupiące. Były jeszcze ciepłe. Kupiłam też pomidory oraz wodę mineralną. Kilka jabłek i pomarańczy. Byłam wcześniej w Isle of Man Creamery i kupiłam tam masło oraz trochę żółtego sera. Pyszny, właściciel dał mi spróbować, pokrojony w plasterki. Wzięłam goudy, ale najwięcej to firmowego. W Isle of Man Meats dostałam pachnący pasztet oraz świeżej, wędzonej polędwicy. Również pokrojona. Głód nam nie zaszkodzi.
- Zjadłbym taką pomarańczę… - Kit wydął usta.
- Ma ktoś może przypadkiem jakieś ubrania na zmianę? Nie czuję się komfortowo w tym… - szarpnęła za kołnierzyk szarego stroju… I nie wiem, czy jednak nieco inna peruka nie wyglądałaby lepiej… Ta chyba odrobinę za krótka - stwierdziła, oceniając. Denerwowało ją, że musiała teraz myśleć o takich rzeczach.
- Wygląda źle tylko wtedy, jak się tobie przyjrzeć - oceniła Bee. - Bo z tyłu masz jakby dłuższą głowę, bo twoje włosy nie są równomiernie rozpłaszczone przez czepek i zrobił się jakby bąbelek. Ale cała rudość została przykryta… - zawiesiła głos, oceniając.
Wzięła tymczasem telefon i wybrała numer do Abbana. Czekała na nawiązanie połączenia, ale ruszyła, by nie stali za długo w jednym miejscu..
- Gdzie można to kupić? - zapytała do tyłu resztę.
- Nie wiem - Kit wzruszył ramionami. - Ja przywiozłem z sobą perukę. W nocy wróciliśmy do Injebreck House po akcji w muzeum. Przysnęliśmy na kilka krótkich godzin i wzięliśmy dodatkowe rzeczy. Takie jak to. Wydaje mi się, że nie ma sensu marnować na to czasu. Nie będziesz w tych włosach tańczyła na środku ratusza. Co najwyżej będziesz migać na chodnikach i to tyle. Dam ci jeszcze moje okulary przeciwsłoneczne - rzekł i wyciągnął je w stronę Wampirzycy z Injebreck.
Abban nie odbierał. Połączenie zostało przerwane. Mogła spróbować jeszcze raz wykręcić jego numer.
 
Ombrose jest offline