Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-06-2019, 18:57   #224
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Harper coś sobie przypomniała, zakładając okulary..
- Coś mi się przypomniało… Gdzie jest ‘kwatera główna’, o jakiej mógł powiedzieć Abban? W muzeum? - zapytała.
- E… może? - odparła Bee. - Jednak to by nie miało sensu… bo znaczyłoby, że wywiózł Jennifer i Shane’a z podziemi tylko po to, aby zrobić kółko i ich tam wwieźć z powrotem.
- Myślę, że jeżeli powiedział, że wiezie ich do kwatery głównej, to muzeum może być kwaterą… podrzędną - rzucił Kit.
- Dobra - wtrąciła się Darleth. - Nikt nic nie mówi, nikt niczego nie potrzebuje, to Darleth będzie jadła sama. I niech inni się oblizują - powiedziała.
Następnie wyciągnęła z torebki nóż - pewnie wzięła go w celach obronnych jeszcze z Injebreck House - a następnie rozkroiła bułkę. Posmarowała ją masłem, a następnie włożyła do niej dwa plastry żółtego sera firmowego oraz polędwicy. Zagryzła to pomidorem.
- Ej… ja chcę tę pomarańczę - mruknął Kit i wyjął ją sobie sam z torby.
Wnet w samochodzie zrobiło się bardzo aromatycznie.
Harper tymczasem westchnęła i wybrała numer Abbana ponownie, mając nadzieję, że tym razem odbierze z myślą o tym, że to może jednak nie pomyłka.
- Mamy dwie opcje zlokalizowania Abbana… - zaczął Kit.
Jednak zamilkł, kiedy rozległ się głos w głośniczku telefonu Bee. Był cichy, ale na tyle głośny, że można go było usłyszeć nawet bez włączenia opcji “głośnomówiący”.
- Podkomisarz Jole Abban, obecnie na zwolnieniu chorobowym. W czym nie mogę pomóc? - zapytał.
- Kwatera główna, panie Abban. Gdzie się ona znajduje… - powiedziała Alice.
- Hmm… Dukes Ave, jak mi się zdaje - odpowiedział Abban. - Czy to wszystko? Mam obowiązki do dopełnienia… jakimi są, przysięgam uroczyście, odpoczywanie w zaciszu domowego ciepełka. Choroby potrafią dłużyć się paskudnie, jeśli się ich nie wygrzeje pod kołdrą - westchnął. - Choć z chęcią już bym powrócił do posługi.
- Nie interesuje mnie pańska zmyślona choroba, tylko miejsce, w którym nie zostanę rozstrzelana, a w którym chce pan zawierać współpracę… - Harper westchnęła. Nie miała zamiaru mówić kim jest na głos, miała nadzieję, że tyle podkomisarzowi starczyło, by załapał z kim rozmawia.
Chyba już po jej pierwszych słowach załapał. Lubił jednak gry, jak to każdy pasjonat filmów noir.
- No cóż… nie mam powodów, żeby wam ufać. To prawda, że myślimy o zawiązaniu współpracy z wami, jednak może dużo lepiej będzie pracować na własną rękę… - zawiesił głos. - Mogę powiedzieć ci trochę na temat tego, jak to wygląda z mojej strony… jeśli ty przekażesz swój punkt widzenia oraz cele. Czy tak może być? Wygląda mi to na piękny zalążek współpracy.
- Panie Abban, to może od razu przy ciasteczkach i kawie… - zagadnęła z lekkim uśmiechem, który nie sięgał jej oczu, ale tego mężczyzna wiedzieć nie mógł.
- Proszę mówić… - poprosiła wreszcie. Rozglądała się tymczasem za jakimś sklepem z przebraniami na halloween, albo imprezy. Uznała, że nawet taka peruka byłaby bardziej adekwatna, o ile byłaby dość długa, by zasłonić jej głowę odpowiednio.
Niczego takiego nie widziała.
- Mówić… - mężczyzna zawiesił głos. - Mówić… Wydaje ci się, że prosisz mnie tylko o mówienie, jednak mam właśnie złamać świętą zasadę mojego stowarzyszenie. Otóż powinno pozostać sekretne. A ja mam być pierwszym mężczyzną, który je uwidoczni…
- Alice, czy my gdzieś jedziemy? - zapytała Bee.
- Bractwo Trójnoga to bardzo stare stowarzyszenie na Isle of Man. Składa się tylko z mężczyzn, ale taka już tradycja. Należeli do niego sami najwyżsi urzędnicy i najbardziej zasłużona elita wyspy. I tak pozostało do dzisiaj. Posiadamy najlepsze zbiory na temat historii Isle of Man, a także… wierzeń i legend. I choć mamy w kodeksie ich ochronę oraz kultywowanie, to z każdym kolejnym pokoleniem tradycja coraz bardziej zanikała… z tego co widzę. Aż do niedawna spotykaliśmy się w tajnych zaułkach tylko po to, żeby grać razem w brydża, plotkować, robić interesy i masturbować się swoją elitarnością oraz przepychem. Jednak myślę, czy nie zwołać tym razem nieco pełniejszy i bardziej wartościowy zlot… - mruknął. - Twoja kolej na zwierzenia.
Alice zignorowała pytanie o kierunek jazdy, po prostu jeździła, szukając jakiegoś sklepu i czekając na to, aż Abban wysypie dokąd ma jechać.
- Przybyłam na wyspę zbadać sprawę porwania jednego z członków rodziny Hastingsów przez wróżkę, przed trzydziestu laty. Generalnie zajmuję się badaniem i zbieraniem przedmiotów, które posiadają mistyczną energię. Potrafię pochłaniać ją… Wiem też co zabija nad rezerwuarem i wiem jak można to powstrzymać - Alice wpadła na genialny plan.
- Dobra, nigdzie nie jedziemy. Darleth, zrób mi bułkę z serem i pomidorem - poprosiła Bee.
- Dobrze… z którym serem?
- Jakim bądź. Może być gouda.
- Ale firmowy jest lepszy.
- No to z firmowym.
- Alice, daj na głośnomówiący - poprosił Kit. Przełączyła tryby i wsadziła telefon w uchwyt przytwierdzony do szyby.
- Po raz pierwszy coś mnie tknęło w chwili, kiedy zaczęłaś mówić o wróżkach podczas przesłuchania. Uznałem, że jesteś pomylona, jednak i tak wróciłem do kwatery w Douglas i zacząłem przeglądać zwoje… bo tak, mamy zwoje. Mamy nawet płaskorzeźby, ale to nie tutaj. Zacząłem czytać o mitologii wyspy i starałem się próbować wyczytać w tym chociaż ułamek prawdy… No cóż, napadła mnie pełna prawda. Nieoczekiwanie. Gdyż zasnąłem i w śnie odwiedziła mnie piękna wróżka… której rysy twarzy, swoją drogą, kojarzyłem z rzeczywistości. Twoja kolej.
- Też odwiedziłam miejsce z płaskorzeźbami wróżek… Jednak najbardziej ciekawe jest to, że Shane przetrzymywał jedną na strychu posiadłości. Po co? Jak ją złapał? Chciałabym się tego dowiedzieć. Jennifer jest tu ze mną i mam nadzieję, że za bardzo jej nie poturbowaliście, bo mogę się lekko zirytować… Co dokładnie jest pod sztucznym jeziorem powiem, gdy spotkamy się w cztery oczy. Chciałabym spojrzeć okiem na te zwoje, jeśli oczywiście można. Swoją droga, jak uniknęliście zdolności Jenny? Podaliście jej jakieś środki odurzające? - zapytała, ale nie powiedziała co dokładnie de Trafford potrafiła.
- Wróżka powiedziała mi, że w stronę kwatery zmierza dwóch podejrzanych i bardzo niebezpiecznych osobników. Że najprawdopodobniej chcą wysadzić tamę… cokolwiek to znaczy… i uwolnić demona. Uznałem dopiero niedawno, że może chodzi o West Baldwin Reservoir. Miałem ich pochwycić na wszelki wypadek. I to zrobiłem, dość bezmyślnie… Jednak kiedy nawiedzają cię takiego rodzaju sny, to nie zadajesz pytań, tylko działasz.
Rzeczywiście… Joakim Dahl niegdyś na podstawie takiej wizji założył całą sektę i porzucił swoje wcześniejsze życie.
- Co to za miejsce z płaskorzeźbami odwiedziłaś? Co w ogóle wiesz o jeziorze, demonie i wróżkach? Bractwo Trójnoga miało je chronić… tak mamy w kodeksie. Jednak wszyscy to rozumieli jako metaforę dawnych czasów i kultury Isle of Man. A nie, że mamy tu dosłownie jakieś jebane wróżki. W każdym razie wolałbym im nie bruździć, bo najwyraźniej jestem po ich stronie. Dlatego też nie uwolnię Jennifer i Shane’a. Myślę, że was też powinienem dla nich pochwycić, tyle że… nie chciałbym być marionetką, nawet paranormalnego. Wolałbym wiedzieć, czemu coś robię, zanim to zrobię, a mooinjer veggey nie oferują mi zbyt dużego wglądu. Dlatego pomyślałem, żeby się z tobą skontaktować. Bo podczas przesłuchania dałaś mi do zrozumienia, że trochę wiesz. Miałem na myśli współpracę głównie poprzez wymianę informacji…
- Znalazłam miejsce święte wróżek. Okazało się, że dostęp do niego jest bardzo prosty, tylko trzeba zdjąć nałożoną przez wróżki pieczęć. Dlatego właśnie jesteśmy dla nich zagrożeniem… A właściwie to najbardziej ja. Aż dziw, że jeszcze nie zasugerowały ci, że jestem demonem.
- Nie prowadzę z nimi stałej korespondencji, może przekażą mi to w następnej kolejności… - Abban zawiesił głos. - I co wtedy zrobię? - zaśmiał się. - Pewnie przedłużę chorobowe.
- To, co znajduje się pod wodą, to wioska, którą niegdyś zamieszkiwały wróżki właśnie i jest tam uwięziona osoba, o takich samych zdolnościach jak ja… Potrafi pochłaniać energię, żywi się nią. A wróżki, cóż… Potrafią ją generować. Widzi pan pewną symbiozę łańcucha pokarmowego? Tylko, że te wróżki stwierdziły, że pochwycą tamtego człowieka w jakimś paranormalnym więzieniu i jest tam od… No bóg wie jak długo. To skomplikowana sprawa, nawet nie miałam pojęcia, że istnieje na świecie jeszcze ktoś, kto miałby takie same zdolności jak ja w tak identycznej formie - zmyślała teraz.
- To nie wróżki tam mieszkały. Tam mieszkali zwykli ludzie. Wiem, bo to o wiosce to nie jest żaden sekret. Jednak została wysiedlona bez żadnych tragicznych spięć, z tego co wiem. Większość osób...
- Proszę mi uwierzyć, mieszkały tam wcześniej wróżki. Wiem, bo miałam wizję.
Abban westchnął dość gniewnie.
- Moja prababka mieszkała w Injebreck, ale otrzymała darmowe mieszkanie w Douglas, jeżeli zacznie pracę w tamtejszej pralni. Więc o ile moja prababka nie była wróżką, to naprawdę mieszkały tam wróżki. Trudno mi się kłócić z wizją, ale takie są fakty.
- A co do uwięzionego, to jesteśmy identyczni pod każdym względem, nawet uzębienia, co jest niemiłosiernie upierdliwe… Bo będąc zamkniętym w więzieniu, bardzo rzadko może się wydostać, a gdy to robi, najwyraźniej jest głodny… I stąd te ataki, ale jednak to po prostu uzdolniona paranormalnie osoba, którą wróżki niesłusznie skazały na więzienie za po prostu to, jaką ma naturę - wyjaśniła Alice i wzięła wdech.
- To teraz, po tym morderstwie, jest to więzienie słuszne - zauważył Abban. - Uważa pani inaczej?
- Mam mieszane uczucia co do jego uwalniania. Zwłaszcza, że mi się jeszcze obrywa, choć chciałam tylko dowiedzieć się, czemu rodzina Hastingsów jest przez nie nękana - zakończyła.
- No i dlaczego jest? - zapytał Abban. - Bo rozumiem, że Shane Hastings naprzykrzył się tym porwaniem dopiero od niedawna, a dzieci były wykradane już od jakiegoś czasu. I jak wiążą się z tym te poprzednie porwania? Czy to ten pani przyjaciel wampir polubił smak młodej krwi?
- Nie, to wróżki. Kiedy uwolniłam tę przetrzymywaną na strychu, nie mogła mówić, ale narysowała mi rysunek jakiejś wróżki w hełmie i z włócznią i że porwania dzieci mają związek z nią. I że ma to zapobiec jakiejś apokalipsie, ale jakiej to już nie była chętna mi odpowiedzieć. Może wasze zwoje mają coś na ten temat… - zasugerowała.
- Chciałoby się naszych zwojów, co nie? - zaśmiał się Abban. - Czyli czego teraz chcecie na Isle of Man? Ty i twoi przyjaciele? Hastings należy do nich, czy jest tu na przyczepkę? Bo chyba nie lubicie się, skoro nie powiedział o porwanej wróżce? - zapytał. - Czego on chce? Zapytałbym go osobiście, gdyby nie spał tak słodko.
- Nie mam bladego pojęcia co w tym wszystkim robi Shane. Chcę się dowiedzieć o co dokładnie chodzi z tymi porwaniami, ewentualnie spróbować uwolnić te dzieci. Wbrew pozorom, nie jestem złą osobą, panie Abban. Osnuwa mnie tylko otoczka tajemnicy, ale rozumie pan już dlaczego - powiedziała spokojnym tonem.
- Mam miliony pytań - odparł. - To tyle w kwestii rozumienia.
- Mogę na cześć odpowiedzieć. Mamy w takim razie współpracę? Chciałabym zobaczyć Jennifer, martwię się o nią, serio się przyjaźnimy - powiedziała zerkając na telefon, jakby Jole mógł wyczuć jej wzrok.
Mężczyzna przez długo milczał. Zastanawiał się.
- Jeżeli mamy mieć współpracę, to musimy jeszcze określić, do czego takiego chcemy dążyć. Odzyskać porwane dzieci… to dobry cel. Mogę go przyjąć, nawet jeśli to nie w smak mooinjer veggey. Ale co po tym? Co w sprawie pani sobowtóra? Nie mogę pozwolić na to, żeby wyszedł na zewnątrz i mordował. Jeśli chcesz go uwolnić, to nie będziemy mieć współpracy.
Kit nachylił się do ucha Alice.
- Możemy go spróbować namierzyć poprzez nadajnik w radiowozie. Tylko potrzebowalibyśmy AHISP-CC i włamania na komisariat. Ewentualnie sami spróbować odnaleźć lokalizację kwatery głównej poprzez skrypty w piwnicy muzeum - szepnął.
Harper zerknęła na Kita.
- Nie spieszno mi do uwalniania kogoś, kto morduje. Chcę odnaleźć rozwiązania na moje zadania i uwolnić dzieci. Na tym możemy oprzeć współpracę - powiedziała Alice, ale jej mina wskazywała na to, że miała w zamyśle też swoje plany i jedyne czego chciała, to wydostać Jennifer z łap Abbana.
- A jakie mam zapewnienie, że nie dostanę w łeb, kiedy tylko odzyskacie swoją koleżankę? Nie mam żadnej pewności. Co więcej, nawiązując tę współpracę narażę się wróżkom. Zyskam z tego wszystkiego… co takiego? Każda współpraca powinna opierać się na zaufaniu, a ja wam nie ufam. Tak samo wy… skąd będziecie mieć pewność, że nie zmierzacie prosto w moją pułapkę?
Kit zerknął na Alice.
- Ma… trochę racji - szepnął do jej ucha.
- Myślę, że jednak lepiej będzie nie wchodzić sobie w drogę - rzekł Abban. Alice wyczuwała, że już zmierzał palcem do czerwonego przycisku.
- A czego by pan chciał? Nie wchodzić sobie w drogę, ale jednak to pan mi na niej stoi przetrzymując Jennifer.
- Hehe - Abban chyba się z tego bardziej cieszył, niż sobie wypominał.
- Więc chcę dojść do porozumienia, odzyskać koleżankę, rozwiązać te sprawy i odlecieć z tego przez Boga zapomnianego miejsca w siną dal - rzuciła, marszcząc brwi.
- Albo mi pan pomoże, albo poradzę sobie sama, a wtedy i tak się spotkamy, wcześniej czy później, nieważne czy boli pana brzuszek, czy jeszcze nie - dodała spokojnie.
- Dobra… powiem tak. Jeszcze mi nie udowodniliście, że jesteście do czegoś przydatni. Bez problemu porwałem Jennifer de Trafford, tak jak Shane’a Hastingsa. Z tego, co wiem, osiągnęliście tylko tyle, że wyrwali cię z więzienia, ale z drugiej strony to, że sama się do niego wpakowałaś nie mówi dobrze o waszym zorganizowaniu i bystrości.
- Zajebmy go - Kit szepnął Alice do ucha.
- Powiem tak… jeśli mnie znajdziecie, to uwolnię Jennifer i nie będę z wami walczył. Nie spodziewajcie się na miejscu żadnych pułapek. Jeśli jednak nie będziecie w stanie zlokalizować starego głupca, który powiedział wam już, gdzie się znajduje… to pewnie i tak lepiej będzie mi samemu. Do widzenia… lub też nie - dokończył Abban i rozłączył się.
- O jeden film noir za dużo, pieprzony chuju… - powiedziała Harper, tracąc na chwilę rezon. Zaczęła stukać palcami w kierownicę… Abban wkurwił ją niemiłosiernie. Nadal nie pojmowała jak zdołał zablokować zdolności Jenny, bo jej na to nie odpowiedział. Gotowała się w środku i miała ochotę przejechać po nim trzy razy samochodem, tak dla pewności, że na pewno poczuł, że jego nogi zostały połamane, następnie żebra, a potem by umarł. Chciała zamknąć oczy, ale prowadziła auto, więc nie mogła.
- Dobra… To do muzeum - powiedziała, po czym skręciła w odpowiednią drogę. Akurat gdzie ten budynek na mapie się znajdował to wiedziała.
Jechała prosto do celu.
- Co o nim sądzisz? - zapytała Bee. - Myślisz, że to wszystko, co powiedział, to prawda? Dlaczego miałby nagle nam się spowiadać ze swojej przeszłości?
- Ja sądzę, że jest zagubiony, ale przy tym bardzo przemądrzały. Z drugiej strony rzeczywiście wydaje się całkiem bystry - powiedział Kit. - Rozumiem jego tok myślenia. Jedyny minus, jaki dostrzegłem, jest taki… że tym nastawieniem robi sobie z nas wrogów.
- Tyle że on nie wie, czy nie jesteśmy jego wrogami. Tu jest właśnie to zagubienie. Pewnie zwoła posiedzenie tego klubu i coś razem zdecydują - powiedziała Bee. - Skoro zadzwonił do nas, to poszukuje sprzymierzeńców. Mniej lub bardziej efektywnie, ale jednak. Myślę, że w pierwszej kolejności w takim razie zadzwonił do swoich kolegów. I dlatego właśnie zabrał Jenny do kwatery głównej.
- My tak właściwie nie potrzebujemy żadnej koalicji z Bractwem Trójnoga. Wystarczy, że wykradniemy im Jenny - powiedział Kit.
- Przydałyby nam się ich zwoje - Bee zerknęła na Kaisera. - Być może w nich kryje się odpowiedź na dosłownie wszystkie nasze pytania… Jeśli tam ich nie będziemy, to będziemy musieli wypytywać albo wróżki, albo wampira. A nie chciałabym ufać słowom ani tych pierwszych, ani tego drugiego…
- Chyba że porwiemy ich szefową… Mam na myśli wróżek. Tak się składa, że tak jak mówiłam, coś mi mówi, że ta cała pani psychiatra ze szpitala, gdzie mnie przewieziono wygląda jak dwie krople wody z przywódczynią. Albo jest z nią spokrewniona, albo przyjęła taką postać. Tak czy inaczej… Najpierw uwolnijmy Jenny. Reszta później. Szczerze, to mam ochotę rozpieprzyć im tę tamę i uwolnić wampira z czystej złośliwości… Jeśli okazałby się naprawdę zagrożeniem - mruknęła nieco ciszej Harper.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline