Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-06-2019, 18:58   #226
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Harper uniosła rękę i nakazała jej czekać. Najpierw musieli ograniczyć chłopakowi drogę ucieczki, poprzez zamknięcie wejścia. Po tym przejdą do części związanej z wchodzeniem z chłopakiem w układ, najpierw jednak, wolała jeszcze posłuchać.

Tutejszy chłopak trochę się plątał.
- Rozjebałem tę szklankę w drobny mak. Będę musiał pójść do kibla po szufelkę i zmiotkę… może mop…
Kit rozkaszlał się.
- Nie, ja to zrobię! Ja lubię sprzątać, sprzątanie to ład i porządek, a to… to cały ja!
- To takie męskie stary - facet odparł. - Wcale nie gejowskie, serio. Zmieniłem zdanie, nie jesteś pedałem.
- Weź się pieprz - odparł Kaiser.
- Ale tak samemu to nudno… - chłopak odparł.
Kit otworzył drzwi do łazienki i wziął szufelkę i zmiotkę. W ogóle nie spojrzał na Alice i Darleth. Był myślami w kompletnie innym miejscu. Następnie wrócił do chłopaka.
- Jak mówiłem - nieznajomy powiedział z przyciskiem. - Tak samemu to nudno…
Alice splotła palce za sobą i czekała. Była ciekawa co takiego chodziło po głowie Kitowi. Wyglądał na mocno zadumanego. Postanowiła więc na razie dać mu swobodę, a w razie czego po prostu wejdą do akcji, żeby go z tego wyciągnąć i wprowadzić plan w życie.
- E… jeśli jesteś gejem, to ja nie jestem, sorry. Serio - rzucił Kit. - Ale to nie znaczy, że nie możemy…
- Nie pierdol… Ja…
- Że nie możemy zostać przyjaciółmi! - Kaiser powrócił do tego miłego tonu wodzireja w parku rozrywki. - Chodź, razem może damy radę to rozgryźć. Wpadłeś na coś?
- No… no dobrze - odparł chłopak. - Tutaj mam tłumaczenie dwóch zwrotek z kodeksu. Bo lepiej myśli mi się po angielsku, niż po manx. Myślę, że to tutaj kryje się odpowiedź.
- Świetnie, to w takim razie…
- Ale pokażę ci to, co mam, tylko wtedy, kiedy mi obciągniesz, pedale - odparł chłopak. - Wraz z połknięciem, stary.
Kit zaczął oddychać przez usta. Alice to słyszała. Ciężko było stwierdzić, czy pomógł jej w tym słuch łowcy, czy może raczej Kaiser naprawdę zaczął wentylować się tak intensywnie.
- Myślałem, że już ten temat przedyskutowaliśmy - różowowłosy westchnął. Zawiesił się. Nie miał pojęcia, jak dalej prowadzić tę rozmowę. - Ty mi kurwa obciągnij - wreszcie zareagował wstrzymywanym gniewem. Chciał zaprzyjaźnić się, przynajmniej pozornie, z chłopakiem, aby wyciągnąć od niego informacje. Jednak libido młodego na to nie pozwalało.
- Spoko - rozległa się odpowiedź.
Kaiser kompletnie zaniemówił.
Darleth przysunęła się do Alice.
- O czym mówią? - szepnęła. - Nie rozumiem niektórych słów. To manx?
- Wychodzi na to, że chłopak, który wszedł do bazy jest gejem… I właśnie namawia Kita na obciąganie - szepnęła jej do ucha Alice, by nie było tego słychać na zewnątrz.
- Tego słowa właśnie nie rozumiem - Darleth mruknęła.
- Oznacza branie penisa w usta i ssanie, aż się spuści - wyjaśniła jej po filipińsku.
Dziewczyna bez wątpienia nie spodziewała się tego.
- N-nieważne - szepnęła i pobladła. Zerknęła na szczelinę w drzwiach. Zdawało się, że miała ochotę ją rozszerzyć. Chyba nie mogła zdecydować, czy dlatego, aby popatrzeć, czy aby przeszkodzić w takich niemoralnych czynach.
- Myślę, że to dobry moment! - Kaiser krzyknął. Coś w jego tonie wskazywało, że do Konsumentek, a nie do chłopaka.
Alice kiwnęła głową.
- Bee - rzuciła do Konsumentki na zewnątrz, tymczasem sama wyszła z łazienki pierwsza. Spojrzała w stronę pomieszczenia głównego, a potem zerknęła na Kita i jego ‘przyjaciela’.
- Wybacz, że przeszkadzamy, ale jakoś nie mamy ochoty słuchać jak nakłaniasz naszego kolegę do igraszek. Niestety nie mamy na to czasu - rzuciła.

Alice spostrzegła, że Kit opierał się o barek. Natomiast na ziemi przed nim klęczał młody chłopak, pewnie nie skończył nawet osiemnastu lat. Trzymał rękę na jego udzie. Kaiser spoglądał na niego cały blady. Mocniej trzymał się blatu za plecami.
- Eee… ale co to jest? - chłopak wstał. - Koleś, nie wprowadzamy do klubu lasek. Takie są zasady…
Darleth niepewnie wyłoniła się z toalety. Bee również zmaterializowała się w drzwiach kolejnego pomieszczenia.
- Nie no, przegiąłeś - chłopak spojrzał na Kaisera. - Na serio.


- Bardzo nam miło, a teraz usiądź sobie wygodnie - poleciła mu Alice. Chłopak niepewnie posłuchał.
- Kit… Oddychaj - poleciła Kaiserowi, który nadal wyglądał, jakby miał ciężki zawał.
- Sprawa wygląda tak… Nie wiesz, gdzie jest główna baza, a więc nie będę cię torturować, żebyś nam to zdradził. Jednakże, potrafisz czytać język manx i tak jak my chcesz znaleźć bazę na wielkie spotkanie organizowane przez Jole Abbana, nie mylę się? - zagadnęła, krzyżując ręce pod biustem.
- Tak, ale wkurwiliście mnie i teraz bardziej chcę wam dojebać - powiedział chłopak. - Powiem o wszystkim tacie. W ogóle, jak ty się nazywasz? Nie zdziwiłbym się, gdybyś nawet nie był z klubu, ale to niech mój stary cię przesłuchuje - mruknął.
Wyciągnął prędko z kieszeni pięść i przytknął do ust. Wnet połknął. Dopiero wtedy Alice, zrozumiała, co zrobił.
- Jeśli chcecie te wersety, to macie dwie możliwości. Nie, w sumie trzy. Pierwsza to rozprujecie mi brzuch i wyjmiecie. Druga to dacie mi dwa tysiące funtów brytyjskich. Jeden tysiak za zwrotkę, mam dwie. W głowie. Trzecia to będziemy kontynuować tam, gdzie skończyliśmy. Tyle że to ty będziesz na kolanach, pedale - mruknął do Kita.
Mina chłopaka wskazywała na to, że ani nie przestraszył się przewagą liczebną Konsumentów, ani też nie bał się oberwać. Duża krnąbrność i pyszałkowatość, ale to pasowało do wieku.
- Chłopaczku… Ty chyba nie rozumiesz, w jakim jesteś położeniu… Jestem Wampirzycą z Injebreck i to nie ty tu dyktujesz zasady. Nie obchodzi mnie kim jest twój ojciec, może sobie być i prezydentem. Proponuję ci współpracę, ale nie jesteś mi śmiertelnie niezbędny i jak za moment nie okażesz mi się w jakiś sposób przydatny, to po prostu wykorzystamy cię jak przedmiot do osiągnięcia mojego planu. Więc albo współpracujemy, albo dalej myślisz, że coś możesz… To jak? - zagadnęła Alice.
Chłopak spojrzał na nią dłużej i wysłuchał ją spokojnie. Nieco poprawił się na siedzeniu, co znaczyło, że słowa Harper wywarły na nim jakiś wpływ.
- Dwa tygodnie temu umarła mi matka, a pięć dni temu rzucił mnie chłopak. Możesz mnie ugryźć i wykorzystać, jak chcesz, Wampirzyco z Injebreck. Najwyżej umrę twardy - uśmiechnął się lekko i spojrzał w bok. - Pieniądze albo seks. Mogę przyjąć także narkotyki. I znam się na rzeczy, nie wciśniecie mi cukru pudru.
- To ostatnie akurat mamy, ale nie tutaj. Jednak… Najpierw przetłumaczysz mi tekst wersetów…
- Chyba cię pojebało, dziewczynko - chłopak splunął.
Harper niewiele się już zastanawiając podeszła i zdzieliła go otwartą ręką w twarz. Jej oczy rozjarzyły się na złoto, gdy znów na niego spojrzała.
- To ja mam towar deficytowy - chłopak powtórzył.
Cały drżał po tym akcie przemocy. Bardziej chyba z powodu emocji, niż jakiejś faktycznej fizycznej szkody na jego ciele. Choć podniósł dłoń i pomasował żuchwę. Nie zauważył oczu Alice, gdyż patrzył w podłogę. Następnie podniósł głowę i uśmiechnął się do niej dopiero wtedy.
- Uderz mnie raz jeszcze, no dalej - uśmiechnął się do niej. Rzucił jej wyzwanie wzrokiem.
Zamrugał kilka razy. Chyba nie mógł ocenić, czy oczy Alice były naprawdę złote, czy może też tak mocno mu przywaliła, że w połączeniu z alkoholem w dziwny sposób odbierał odblaski żarówek na oczach Harper.
- Mam dość dyskutowania z tym rozpuszczonym gnojem. Najwidoczniej jednak zabieramy go ze sobą. Kit, potrafisz ogłuszyć, czy będziemy go dusić, póki nie zemdleje? - zapytała reszty, spoglądając chwilę na chłopaka, dalej złotymi oczami, które po chwili wygasły, gdy nieco się uspokoiła. Już dawno jej się nie zdarzyło, by gniew wywołał reakcję Łowcy.
- Twoje oczy… - chłopak szepnął. Kiedy przestały świecić, mógł z większą pewnością stwierdzić, że wcześniej rzeczywiście coś było z nimi nie tak. - Co nie tak, z twoimi oczami…? - zmarszczył brwi. Jego powieka lekko drgała, chyba akurat złapał go tik.
- Tak, zaraz ci tak o… przywalę, że od razu stracisz przytomność… - Kit powiedział okropnie nieprzekonująco. Chyba nawet on… a może zwłaszcza on… w takiej sytuacji zaczynał się plątać i czuć nieswojo.
- No dobra… - Bee dołączyła do nich. Wcześniej tylko stała w drzwiach, chcąc zatrzymać chłopaka, gdyby próbował przez nie uciec. - Może zamkniemy go w toalecie i coś przedyskutujemy? - zaproponowała. - Bardzo szybko.
- Dobrze… Chociaż może lepiej nie? Nie wiadomo czy nie ma stąd wyjścia, że tak powiem awaryjnego - zauważyła Harper.
- Racja - odparła Bee.
- Poza tym, ma przy sobie telefon, nie ma sensu zostawiać go samemu sobie. Nie chce nam pomóc, to nie. Najwyżej użyjemy go jako asa w rękawie… Czy może bardziej w bagażniku… - zasugerowała i znów skrzyżowała ręce pod biustem. Jej oczy pozostawały normalne.
- Powiedziałabym ci co jest z moimi oczami, ale ‘wkurwiłeś mnie’ i teraz mamy dwie opcje… Albo przetłumaczysz mi wersety, albo wepchnę ci butelkę szampana w tyłek… - powiedziała spokojnym tonem Alice.
- Nie przebijesz mojego chłopaka - odparł młody. - Dawaj.
Bee zerknęła na niego, a potem z powrotem na Alice.
- Jestem w stanie… zrozumieć, że może chcieć czegoś za udzielenie nam informacji - powiedziała. - Czy nie możemy mu dać nawet jakichś pięciuset funtów? - zapytała. - Abban raczej nie chce skrzywdzić Jennifer, ale kto wie, co jebnie do głowy stadzie facetów? - szepnęła. - Jeśli są tacy sami, jak o ten tu? - zerknęła na chłopaka. - Akurat ty powinnaś wiedzieć, co mam na myśli… - mruknęła. - Zapłaćmy mu, trochę się potargujmy. Albo zacznijmy torturować go, ale tak właściwie. Nie mamy czasu na półśrodki, jest już na to za póżno. Ona tam na nas czeka.
- Moje sumienie się odezwało… - powiedziała Alice.
- Damy ci pięćset funtów i powiem ci co jest z moimi oczami, a także dostaniesz informację jak dostać się do bazy głównej. Może być? - rzuciła. Chyba jednak chciałaby móc wtłuc temu dzieciakowi, ale Bee miała rację. Ci mężczyźni mogli stać się gorsi i najbardziej nieprzewidywalni, gdyby temu młodemu stała się jakaś krytyczna krzywda.
- I jeszcze cię podwieziemy na miejsce - dodała.
- Albo dwa tysiące funtów, albo rzeczywiście pięćset, ale przystojniak mi obciągnie.
Bee wysunęła się do przodu.
- Złapie cię za krocze plus pozostałe perksy, o których mówiła wampirzyca.
Darleth nachyliła się do ucha Alice.
- Teraz mamy cię tak nazywać? - zapytała.
Kit natomiast zamrugał tępo. Następnie zwrócił oczy na Barnett i zmarszczył brwi.
- Czy ty…
- Zwali mi konia i pięćset funtów - odparł chłopak.
- Zgoda - rzuciła Barnett.
Następnie obróciła się w stronę Kita i chwyciła go za ramię. Odciągnęła na bok.
- Tu chodzi o Jennifer. Moja kuzynka studiowała weterynarię i tam masturbowali bydło, żeby pobrać nasienie do inseminatora. Jak ona była w stanie, to ty też. Bo ten chłopak to bydło, rozumiesz?
Harper zerknęła na Kita i na Bee. Następnie na chłopaczka.
- Jak się nazywasz dzieciaku? - zapytała w międzyczasie, kiedy oni rozmawiali.
Ten wyszczerzył się do niej.
- Bob Jebiętwojąmatkę - odpowiedział.
Tymczasem Darleth doskoczyła i zamachnęła się z całych sił. Trzymała w dłoni buta, którego zdjęła. Obcas wrył się w policzek chłopak. Aż go odrzuciło.
- Szacunku do wampirzycy, skurwysynie! - wrzasnęła.
- Ja pierdolę… - chłopak splunął krwią. - Kieran… mam na imię Kieran…
- Wampirzyca o coś pytała! - Darleth wydarła się.
- Kieran Highly, kurwa - warknął i splunął jej w twarz.
Santos chyba wyczerpała swoją odwagę, bo cofnęła się na kilka kroków.
- Ciekawe czy twój ojciec wie, że jesteś pedałem, chłopaku - powiedziała Alice z zaciekawieniem.
- Uhm, a co ci kurwa do tego. Tak, wie - odpowiedział. - Między innymi dlatego tak mi smutno po śmierci matki. Tylko ona mnie rozumiała. Ojciec akceptuje seks pomiędzy mężczyznami tylko w kontekście rytualnych obrządków, ale dla przyjemności… uważa to za wynaturzenie. A co? Chciałaś na mnie donieść, kurwo? I trzymaj swoją Chinkę na smyczy.
- Nie, po prostu mnie to zastanawiało… Za to usłyszałam coś ciekawego… Macie obrządki związane z seksem? W sumie nie dziwię się, cała kultura waszych wróżek też na tym stoi… Nieważne… Nie będę tolerować tego, jak będziesz mnie obrażał, więc jeśli nie chcesz znowu dostać obcasem to zamknij się na razie - powiedziała, po czym zerknęła na Bee i Kita. Nie chciała go do tego zmuszać.
- Kit? - odezwała się pytająco.
Barnett i Kaiser stali z boku i patrzyli na to wszystko, co się działo. Zapomnieli, że mieli prowadzić jakąś konwersację. Kit wzdrygnął się i westchnął głęboko.
- Jeżeli wydasz mi takie polecenie, to je spełnię - powiedział.
- Yay… - mruknął Kieran i spojrzał na Kaisera tak, jak dziecko patrzy na roller-coaster.
- Zawsze możesz to potraktować jak nowe doświadczenie… - zaproponowała mu, przyglądając się uważnie Kaiserowi.
- Hmm… nie wyśmiewaj się ze mnie - Kit zerknął na nieco ostrzej. - To nie jest tak, że będę to robił dla swojej przyjemności. Bee wszystko spierdoliła, obracając sprawę tak, że to ja jestem ten bezduszny i chcę, żeby gang zgwałcił Jenny, bo boję się dotknąć jednego peniska.
- Ej… nie jest wcale mały - Kieran mruknął. - W pełni można go docenić ustami, więc…
- Dłoń - Kit obrócił się w jego stronę. - Umawialiśmy się na dłoń.
- Na dłoń, tylko dłoń - Kieran skinął głową, ale jego słaby uśmiech sugerował, że będzie próbował na tym więcej ugrać. Kit albo tego nie zauważył, albo zdecydował, żeby to zignorować.
Harper potarła skroń dłonią, uważając, by nie zrzucić peruki.
- Dobra, to dobijajmy tego targu… Bee, masz może pięćset funtów w portfelu? - zapytała spokojnym tonem.
- Tak - Barnett skinęła głową. - Rzuciłam tą kwotą, bo tylko tyle mam - mruknęła ciszej.
Kit robił się coraz bardziej różowy. Jakby kolor jego włosów spełzł na twarz. Kręcił się niespokojnie i tupał stopami.
- A możecie wyjść? Nie chciałbym, żebyście na to patrzyły… - zawiesił głos.
- Tak, wyjdziemy. Pójdziemy pograć w bilard, ale w razie czego wołaj… - poleciła Harper. Zerknęła na Kierana.
- Oddaj mi swój telefon. Zamkniemy go w barku, na polu neutralnym, może być? - zaproponowała.

Krew chłopaka spływała już z mózgu do innych części ciała, więc pospiesznie, bez zbędnych słów to uczynił. Darleth spojrzała niepewnie na Kita, ale Bee wzięła ją pod pachę i ruszyły w stronę drzwi.
Kaiser poskrobał się po włosach i spojrzał na trzy kobiecie.
- Ale… nie będziecie przez to o mnie źle myślały…? - zapytał i złapał się za ramiona. Gdyby stanął nieruchomo, przypominałby nieco mumię Tutenchamona. Przynajmniej jeśli chodzi o pozę.
Harper uśmiechnęła się do niego, zabierając telefon chłopaka i wkładając do barku.
- Nie będziemy… To dla dobra Jenny i pozostanie między nami - powiedziała spokojnym tonem. Jako ostatnia wyszła z pomieszczenia i zamknęła drzwi. Westchnęła ciężko. Zerknęła na stół do bilarda. Wiedziała, że nie będzie się w stanie skupić na grze, ale i tak zamierzała spróbować.
Bee i Darleth weszły za nią. Alice ostatnia opuściła bar, ale jako pierwsza weszła do sali obok. To dlatego, bo jej towarzyszki ociągały się… może chciały przepuścić swoją przywódczynię. Barnett zamknęła za sobą drzwi, po czym zaczęła osuwać się po nich plecami. Rozpłakała się. Do tej pory trzymała się, jednak kiedy już zostawiła obu mężczyzn, chwyciła się brzuch. Musiał ją okropnie rozboleć. Rękawem spróbowała zetrzeć łzy z twarzy, ale ich ciągle przybywało.
- Bee… - szepnęła Darleth.
Alice bez słowa oparła jej dłoń na ramieniu i pogładziła.
- Spokojnie… - powiedziała, choć sama nie była w najlepszym stanie emocjonalnym. Nie mogły zrobić nic, tylko czekać. Alice podniosła się i usiadła na brzegu stołu. Otworzyła książeczkę klubową i zaczęła przeglądać, jakby to miało jej pomóc zrozumieć zawartość.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline