Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-06-2019, 18:59   #227
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
- Ja… osiągnęłam nowe niziny - szepnęła Barnett. - I nawet nie zaprzeczajcie.
- To było bardzo odważne - powiedziała tylko Darleth. - Co tam wyczytałaś, Alice?
Niezbyt wiele. Coś o jakichś demonach… przewinęło się nawet słowo patyk. Była pewna, że oznaczało patyk. Prawie.
- Nigdy nie grałam w bilarda - ciągnęła Santos. - Może nauczycie mnie? - zaproponowała. - Chyba była taka gra na Windowsie. Nie, to Pinball - zaśmiała się, ale chyba nie do końca rozładowała atmosferę.
Harper zamknęła książeczkę i westchnęła…
- Bee… Chodź… Nauczymy Darleth grać w bilard jak przystało na Amerykanki… - zażartowała lekko, nawiązując do tego iż bilard był główną rozrywką w stereotypowych Amerykańskich barach.
Dzięki temu mogły też zabić czas, nim Kit skończy…

Mijały minuty, w trakcie których kobiety objaśniały zasady Filipince i grały. To jednak trwało… długo. Ile czasu potrzebował Kiernan, żeby dojść? Wyglądało na to, że dużo dłużej, niż można byłoby spodziewać się po chłopaku w jego wieku. Minęło pół godziny, od chwili, gdy zaczęły grać… kiedy Bee zaczęła się niecierpliwić.
- A co, jeśli obezwładnił go i uciekł?
Alice spojrzała na mur. Był dość gruby i mógł całkiem nieźle tłumić dźwięki… przez ten cały czas było podejrzanie cicho, choć z drugiej strony… no właśnie, to może przez dźwiękoszczelność…
W końcu otworzyły się drzwi prowadzące do sali bilardowej. Pojawił się w niej Kiernan. Był spocony, uśmiechnięty i chyba obolały. Alice ciężko było stwierdzić, czy to dlatego, bo Darleth tak mocno go przywaliła.
- Napisałem, co chciałyście wiedzieć - powiedział. - Tutaj.

Cytat:
My Bractwo Trójnoga nie wiemy co trwoga
My wciąż pamiętamy, my święta załoga
Na tak pięknej wyspie siedziby my mamy
A siłom nieczystym nigdy się nie damy
Bo ostatni bastion jest w miejscu pamięci
Gdzie ludzi tak obcych wciąż dużo się kręci
Lecz wszystko, co ważne, triskelion ukrywa
To symbol prześwięty lecz także pokrywa

Nasz ostatni bastion to świątynia tego
Co wyspę osłonił mgłą oka ślepego
Do dzisiaj nas chroni przed wizją Demona
Bezpieczne są dzieci, bezpieczna też żona
Bo chociaż wypędził go stąd Święty Patryk
To jego spuścizna mocniejsza niż patyk
I chociaż podatek nałożył zbyt duży
To moc jego wielka, straszniejsza od burzy
- To te dwie zwrotki, w których, przynajmniej według mnie, czai się rozwiązanie zagadki. I, swoją drogą, możecie dać mi te pięćset funtów, ale nie musicie - mruknął. - Czy nadal weźmiecie mnie z sobą? Czy też jestem wyklęty? - zawiesił głos.
- Mam nadzieję, że skończyło się tylko na tym, co było umówione? - zagadnęła Alice, przyjmując od niego wersety i zerkając na Kierana spode łba.
- To nie twoja sprawa, tylko moja i Kita - odpowiedział chłopak. - Zapytaj się go, jeśli cię to interesuje.
Harper popatrzyła krótko na chłopaka, po czym pokręciła głową. Za moment zaczęła czytać i analizować.
- Miejsce pamięci, gdzie ludzi tak obcych wciąż dużo się kręci… No to będzie Douglas, stolica… Zakładam, bo to by był punkt przylotów i przypłynięć dużej liczby osób spoza...
- No nie, tutaj nie przylecieliśmy przecież - wtrąciła od razu Bee. - Nie pamiętasz, jechaliśmy przez połowę wyspy, żeby dotrzeć do Douglas. Lotnisko jest gdzie indziej. Ale lotnisko to nie jest miejsce pamięci… Więc chyba nie chodzi ani o lotnisko, ani o Douglas.
- Daj mi dokończyć… - mruknęła Alice.
- Tak, tak, przepraszam - rzuciła Barnett. - Widzisz, ekscytuję się.
- Po prostu myślę na głos - sprecyzowała Harper. - Tu nie chodzi o ludzi, tylko o miejsce pamięci i głównym punktem jest tutaj Manannan. To o jego pamięć chodzi, biorąc pod uwagę treści legend, o czym mówią dalsze zwrotki… - wyjaśniła.
- Hmm… - zamruczała Barnett.
- Mananana? - zapytała Darleth. - To mi się kojarzy z taką popularną piosenką - zawiesiła głos.
- Ćśś… - uciszyła ją Bee.
- Oczywiście zejście do bazy głównej jest znów przysłonięte triskalionem, to akurat oczywiste na tej wyspie… - zmarszczyła brwi, czytając dalej. Zerknęła w stronę drzwi, zastanawiając się, czy z Kaiserem wszystko ok. Nie wszedł z Kiernanem do sali bilardowej.
- Dajcie mi moment i jakiś telefon… Bee, możesz spojrzeć co z Kitem w międzyczasie? - poprosiła.
- Tak… - Barnett mruknęła i podała Alice komórkę, którą miała w kieszeni. - Mam nadzieję, że nie zrobiłeś mu nic bydlaku.
- A nie martwisz się o mnie? - zapytał Kiernan. - Że Kit zrobił coś mi? To niesprawiedliwe.
Bee spojrzała na niego tak, jakby miała zamiar na niego napluć.
- Powinienem ci podziękować - mruknął. - Jestem twoim wielkim dłużnikiem - uśmiechnął się do niej.
Barnett prychnęła i wyszła z sali bilardowej.
Alice w milczeniu spoglądała na informacje zawarte w internecie.
- Jak dobrze znasz legendy dotyczące Manannana, Kieran? - zapytała chłopaka i zerknęła na niego znad telefonu. Miała kilka pomysłów na rozwiązanie tej zagadki, ale potrzebowała zaczerpnąć informacji od rodowitego człowieka z ludu Manx.
- Uhm, w ogóle. Znaczy wiem, że to było jakieś bóstwo i miał trzy nogi, którymi staczał się po klifie? Wydaje mi się, że ochronił wyspę przed najeźdźcami, jednak… ach… to zwrotki są o nim, tak? - zapytał. - Czyli siedziba główna jest w miejscu jego kultu, tak?
- No… - tym razem Darleth przejęła inicjatywę. - Wiemy, że jest to “miejsce pamięci”, w którym “kręci się dużo obcych ludzi”. I chyba tyle wiemy na ten temat.
- Myślę, że gdybym bardziej uważał jeśli chodzi o legendy, to sam bym to rozwiązał - chłopak wzruszył ramionami.
- Oczywiście, ale jak mniemam nie byłeś zbyt uważnym uczniem legend i mitów… Dlatego właśnie masz z tym problem…
- Dokładnie to właśnie powiedziałem - Kieran mruknął pod nosem. - Nie wcieraj soli w ranę.
- Jeśli więc nie pamiętasz, to czy wiesz może, czy gdzieś na tym regale w głównej sali, znajduje się książka o Manannanie? To będzie miejsce pamięci jego kultu. Z tego co wyczytałam, wierzono, iż miał swoją twierdzę w Barrule, a tron w Cronk-y-Voddy. Oba te miejsca można znaleźć na mapie, jednak które z nich jest tym, którego poszukujemy to już trudniejsza zagadka… Dlatego potrzebujemy jakichś bardziej szczegółowych informacji, które może posiadać choćby wasz klub. Czy coś ci świta? - zapytała.
- Tak, jest tu taka książka… - odpowiedział Kieran. - I nie odpowiedziałaś mi, czy weźmiecie mnie z sobą, słodka wampirzyco. Widzisz, teraz odnoszę się do ciebie ładnie i z szacunkiem. Nasz związek ewoluuje. Przez związek mam na myśli relację - uśmiechnął się lekko.
- Zabierzemy… Czy mógłbyś przynieść tę książkę? Spróbujemy razem wyczytać co w niej jest napisane… Ty znasz język, ale za to masz naszą pomoc w zrozumieniu, więc, proszę - Kieran mógł odnotować, że gdy on był uprzejmy i ona była.
- Mmm… - chłopak zamruczał. - Zrobię wszystko, o co mnie poprosisz. Podziękuj za to swojemu przyjacielowi - rzekł.
Następnie wyszedł, a Alice i Darleth zostały same. Filipinka przez chwilę spoglądała na swoje buty.
- Boisz się zobaczyć Kita? - zapytała. - Dlatego nie chciałaś pójść do biblioteczki? - zwróciła na nią wzrok.
Alice zerknęła na nią. Odpowiedziała po filipińsku.
- Nieco… Ale bardziej chodzi o to, że nie znam manx, więc i tak nie byłabym przy tej półce potrzebna… - wyjaśniła. Mimo wszystko, podeszła do drzwi wyjściowych z sali bilardowej i zerknęła w stronę pomieszczenia z barkiem, a potem tego z regałem. Cały czas myślała nad wersetami.

Kit siedział na skórzanej kanapie w głównym pomieszczeniu. Miał podcięgnięte nogi przed siebie i obejmował je. Spoglądał w szklankę whiskey, kompletnie nieruchomo. Kieran przeszedł obok niego i uśmiechnął się do niego promiennie. Bee, która siedziała niezręcznie obok Kaisera, pogładziła go po ramieniu, ale ten gwałtownie wyszarpnął się i oddalił. Chyba nie był spragniony żadnego dotyku. Highly nie myślał zbyt długo o nastroju Kita i ruszył ku książkom. Szukał przez jakieś dwie minuty i wreszcie wyjął odpowiedni tom. Wyciągnął go i ruszył z nim z powrotem do sali bilardowej.
Alice obserwowała Kierana, bolał ją żołądek, gdy patrzyła na Kaisera. Nie była lepsza od Habida, skłaniając go do zrobienia czegoś wbrew jego woli… Aż jej się zachciało rzygać. Była potworem, ale to już wiedziała… Przełknęła ciężko ślinę. Miała nadzieję, że Kit jej kiedyś wybaczy. Sama też wróciła do sali bilardowej.
- Dobrze… Musimy znaleźć teraz coś na temat świątyni Manannana, albo miejsca pamięci, zapewne często odwiedzanego… Coś mi mówi, że może to być jakiś punkt turystyczny… Zastanawia mnie cały czas końcówka drugiego wersetu o tym podatku. Czy ma jakieś znaczenie, czy dotyczy tylko jakiegoś kosztu, który ludzie manx musieli płacić za jego pomoc w ochronie za pomocą iluzji… - mówiła do Kierana i trochę do siebie.
- Aha, pamiętasz tę legendę o świętym Patryku chociaż? Też ma najwyraźniej znaczenie, ale nie znalazłam jej w sieci - powiedziała, marszcząc lekko brwi.
- Jak tak sobie myślę, to może te rzeczy zostały wymienione po prostu dlatego, żebyśmy wiedzieli, że chodzi o Mannanana - powiedział Kieran. - Ale jak tak sobie przypominam, to mama mówiła mi, jak byłem mały, bajki o nim. Podobno kiedyś nawiedził wyspę jakiś potwór, który był bardzo głodnym obżartuchem. Cytuję ją - wzruszył ramionami, bo najwyraźniej w jego mniemaniu zabrzmiał głupio. - Posiadał wielkie oko, cudowną wizję, dzięki któremu widział całą wyspę, i wiedział, gdzie upolować następną ofiarę. Jednak Mannanan postawił cudowną mgłę, która osłaniała wyspę przed oczami demona - wzruszył ramionami.
- Niekoniecznie skutecznie, bo samą wyspę znalazł, ale to inna sprawa… No dobrze…
- No tak, bo najpierw demon przybył na wyspę, a dopiero potem Mannanan postawił mgłę. Kiedy zrozumiał, co diabeł potrafi i jaka jest skala zagrożenia.
Rudowłosa uniosła brwi.
- Hm… - czy ta mgła, musiała być prawdziwą mgłą? Skoro jej poprzednik był na wyspie, kiedy ją postawiono… Otworzyła szerzej oczy.
- Oh, psia kość, rozumiem… - mruknęła do siebie.
- Czyli to dlatego! - rzuciła i uderzyła dłonią w dłoń. Mgła nigdy nie została zdjęta, zapewne dlatego ona miała wrażenie, że to cała wyspa była bombą energii… Nadal dziwiło ją, czemu Oculus nigdy nie odkrył tego miejsca. Choć, może na niego działało to nawet bardziej, niż na nią? Kto wie...
- A co ze świętym Patrykiem? - zapytała Harper, zastanawiając się i powoli zaczynając układać puzzle.
- Mmm… - Kieran zastanowił się. - Ciężko mi powiedzieć. Może to akurat nie ma żadnego znaczenia - wzruszył ramionami. - Albo go jeszcze nie dostrzegamy.
Kit zerwał się z miejsca i ruszył do następnego pokoju. Chyba do końca nie wiedział, gdzie powinien się znaleźć. Z wiadomych względów nie chciał wrócić do baru, ale nie miał co robić w sali bilardowej. Mimo wszystko wybrał pierwszą opcję, bo zawierała łazienkę.
- Iść za nim? - zapytała Bee, wlepiając oczy w Alice.
- Może ja za nim pójdę? - zaproponował Kieran.
- Nie, lepiej nie… Dajmy mu chwilę… Zaraz sama do niego pójdę - powiedziała spiętym tonem. Zerknęła na Kierana.
- Poszukaj proszę w tej książce informacji o miejscu ściśle związanym z Manannanem - zasugerowała.
- Pomogę ci, ale nie każ mi niczego dotykać - powiedziała Darleth, bacznie obserwując chłopaka.
Kieran zaśmiał się.
- Nie ma takiej rzeczy, którą mogłabyś zrobić, żeby być w moim typie - powiedział, po czym zerknął na Alice. - Mam nadzieję, że to nie łamie nam polityki grzeczności? - uśmiechnął się do niej lekko.
Wydawał się kompletnie odmieniony po wspólnym czasie z Kitem. Teraz wydawał się po prostu… szczęśliwy. Otworzył książkę na pierwszej stronie i się zaśmiał.
- Myślę, że już mamy ciekawe informacje - powiedział i obrócił tom w stronę Alice.

Cytat:
Własność Domu Manannana
Muzeum historii w Peel, Man
Mill Rd, Peel, Isle of Man IM5 1TA, Man
Alice uniosła brew.
- Sądzę, że to może być nasze rozwiązanie… - wpisała w internet nazwę Peel i Isle of Man… Po czym parsknęła…
- Mhmm… To będzie ten punkt od świętego Patryka… Na szczęście, wszędzie na tej cholernej wyspie można dojechać w dwadzieścia minut, więc… Możemy spróbować… - zaproponowała.
- W najgorszym przypadku stracimy dwie godziny na przeszukanie tego muzeum i dotarcie do Barulle… - zauważyła.
- Na którą umówiono to wasze specjalne spotkanie? - zapytała Kierana.
- Nie wiem tego - odparł chłopak. - Jednak mój ojciec już tam jest. Z tego co wiem na temat tych zebrań, to mija naprawdę dużo czasu, zanim oni do czegokolwiek się… no cóż, zbiorą. Najpierw piją, potem trzeźwieją, potem piją, jedzą, chodzą po mieście, wracają, grają w bilarda, grają w golfa… Od czasu do czasu też pieprzą się sakramentalnie. Dlatego tak zależy mi, żeby tam dołączyć - uśmiechnął się do Alice. - Choć mam nadzieję, że kiedy ja odkryję miejsce głównej siedziby, to mój ojciec akurat umrze. Nie chciałbym uczestniczyć z nim w jednej orgii. Choć to właśnie podobno nie są orgie. Oni mają jakieś bardziej skomplikowane zasady… - zawiesił głos. Bez względu tajemnica tylko rozpalała jego wyobraźnię.
- Dobrze… Tak czy inaczej, weźmy tę książkę ze sobą, na wszelki wypadek… Dajcie mi teraz chwilę - powiedziała, po czym ruszyła w stronę wyjścia z sali bilardowej, celem zlokalizowania Kaisera.
- Swoją drogą… będziesz musiała powiedzieć mi, co ty i Kit robicie z tymi swoimi oczami - rzucił Kieran. Rudowłosa zrozumiała, że w trakcie, Kit musiał wejść w swój tryb przepowiadania, tylko czemu?
- A coś wtedy powiedział? Gdy jego oczy się zmieniły? - zapytała, zatrzymując się na krótką chwilę.
- Zmieniły się. I tak, powiedział, że skoro jestem taki chętny, to wyjebie ze mnie ostatni dech. I zrobił to, co przepowiedział - rzekł Kieran. - No, nie dosłownie. Bo wciąż żyję. Jednak prawie roztrzaskał mi głowę o umywalkę - uśmiechnął się tak, jakby to było jakieś osiągnięcie.

Alice otworzyła zamknięte drzwi i weszła do środka. Ujrzała, że Kaiser siedział na barku. Jeśli był w toalecie, to już z niej wyszedł. Machał nogami, spoglądając przed siebie i popijał whiskey. Nawet nie drgnął na pojawienie się Alice.
Harper podeszła do niego.
- Kit… Czy mogę coś dla ciebie zrobić? - zapytała cicho. Zatrzymała się krok przed nim.
Mężczyzna napił się i dopiero wtedy na nią zerknął.
- Normalnie poprosiłbym, żebyś mnie przytuliła - mruknął. - Ale chyba mam dosyć bliskości. Zwłaszcza, że nie… że nie… - zawiesił głos. Jego ręce zaczęły lekko drżeć. - Że sam nie wiem, kim się staję - dokończył. - Albo kim zawsze byłem.
 
Ombrose jest offline