Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-06-2019, 19:00   #228
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Rudowłosa przechyliła głowę.
- Kiedy byłam młodsza, często moje zdolności przejmowały nade mną władzę… Wtedy stawałam się kimś innym, nie sobą. Czasami nawet nie miałam nad tym kontroli i pojęcia… Wiem co to oznacza, choć dla mnie to pewnie coś nieco innego, niż dla ciebie… Najważniejsze Kit, to żebyś nie bał się samego siebie, bo często jest tak, że tylko sobie możesz zaufać… Teraz po prostu musisz spróbować się na nowo zrozumieć. Ja się ciebie nie obawiam i pomogę ci, jak tylko mogę. Zaufasz mi? - zapytała, po czym wyciągnęła ręce, jakby chciała mu dać możliwość przytulenia się, jeśli by chciał. Miała jednak pojęcie, że mógłby nie chcieć.
Kaiser uśmiechnął się do niej lekko.
- Czasami… masz gadane - mruknął i przytulił się do niej. Kiedy tylko to zrobił, westchnął głęboko. Niczym rozbitek, który wreszcie przybił na brzeg.
Chwilę cieszył się jej bliskością, po czym odsunął się nieco.
- Ale nie trafiłaś z tym, że stałem się kimś innym - powiedział. - Byłem jak najbardziej sobą, kiedy zaproponował, że odwdzięczy mi się ustami. A w trakcie… nie wiem, czy czujesz się komfortowo rozmawiając na takie tematy. Ale dokończę wątek. Że dopiero w trakcie zechciałem go mocniej, a kiedy już to poczułem, to wszedłem w ten wyższy stan. Nie straciłem kontroli. I to jest straszne. Wszystko skończyło się, kiedy już doszedłem i poczułem obrzydzenie zarówno do niego, jak i do siebie. I do teraz je czuje - mruknął. - Może już ze mną pozostanie. Albo pójdę spać, obudzi się i zniknie. Widzę, że w każdym razie udało się, prawda? Całkiem ładnie współpracuje…
- Owszem… Wydymałeś z niego pokorę… Jakkolwiek by to nie brzmiało… a to uczucie… Ono minie. Zaufaj mi… wiem z doświadczenia, że czasem musimy robić rzeczy, po których czujemy do siebie obrzydzenie… Zostaje jego echo, ale to niemiłe wrażenie, rozmywa się, zwłaszcza, jeśli osiągniemy cel, który doprowadzi do czegoś dobrego… Tymczasem znaleźliśmy potencjalną lokalizację bazy głównej… Będziemy do niej jechać. Usiądziesz obok mnie, a panie i Kieran z tyłu - zaproponowała i pogłaskała go jeszcze po ramieniu.
- Ale nie brzydzisz się mnie teraz? - zapytał. - Odkąd uprawiałem seks z mężczyzną?
Zdawało się, że nie miał najmniejszego pojęcia, w jakim męskim gronie obracała się Alice.
- Nie… Skądże… To nie jest nic, za co miałabym czuć obrzydzenie. Widzisz? Nie uciekam od ciebie. Gdyby ktoś spróbował się od ciebie odwrócić Kit, skopałabym go. Bo jesteś moim przyjacielem - powiedziała i uśmiechnęła się do niego. Teraz to ona go przytuliła, ale nie za mocno, zdecydowanie jednak ciepło.
Kit objął ją i mocno do siebie docisnął, po czym pocałował krótko w policzek.
- Chodźmy tam - powiedział wreszcie. Już ruszył do drzwi, ale stanął przed nimi. - A co jeśli będzie chciał… no wiesz - zawiesił głos. - Jeśli jeszcze raz spróbuje? Zablokujesz go jakoś? Cholera, sam powinienem mieć nieco większą władzę nad… nad tym wszystkim. Bee mi ją wyszarpnęła, choć chyba nie powinienem jej winić. Nie przywiązała mnie i nie zdarła ze mnie ubrań. Jak powiedziałaś, mamy lokalizację. Dobrze się stało i nie żałuję tego, ale nie chciałbym, żeby się powtórzyło - zawiesił głos.
- Nie powtórzy… Nie ma już takiej potrzeby, obiecuję - powiedziała. A jeśli miałaby być, Alice postanowiła, że i tak do tego nie dopuści. Nie chciała, by Kit sie złamał… Była kiedyś w punkcie złamania i nie mogła pozwolić, by ktokolwiek z jej bliskich też w nim wylądował.

Ruszyła za Kaiserem i razem weszli do sali bilardowej.
- Możemy ruszać? - zapytała, rozglądając się po zebranych.
- Tak - powiedziała Darleth. - Ten młodzieniec jest bezwstydny - pokręciła głową, siedząc na kanapie z nogą założoną na nogą.
Kieran parsknął i wskazał ją dłonią.
- Spójrz, jak wyglądasz. Sam nie wyglądałem nigdy tak seksownie i nawet nie będę próbował.
Santos wygięła głowę w drugą stronę i jej mina wskazywała na to, że pochlebstwo do niej nie dotarło, jednak poprawiła swoją kurtkę w panterkę i pogładziła neonową minispódniczkę.
- Kit… przepraszam cię - powiedziała Bee. - To nie była kompletnie moja sprawa… i nie powinnam nawet proponować, a co dopiero uzgadniać… moje zachowanie… - spuściła wzrok.
- W porządku, przeprosiny przyjęte - przerwał jej Kit. Chyba nie chciał, żeby ten temat zbyt długo był na świeczniku.
- Na serio, byłem tam i możesz mi wierzyć, Kit powinien ci dziękować - Kieran uśmiechnął się do Barnett.
- Nie przeginaj pały - Kaiser rzucił wilcze spojrzenie chłopakowi.
- Zrobię z nią wszystko, co rozkażesz, panie.
Kit pobladł, kiedy uzmysłowił sobie, że niechcący użył potencjalnie dwuznacznego wyrażenia i Kieran błyskawicznie to wykorzystał. Rzucił spojrzenie w stronę Alice.
“Ratuj”, mówiło.
- Dość… Zbieramy się. Komu w drogę, temu czas. A musimy sprawdzić lokację - ucięła rozmowę.
- Zapraszam wszystkich na górę i do samochodu - powiedziała spokojnym tonem. Następnie wzięła Kaisera pod ramię i poprowadziła do wyjścia.

Droga na górę upłynęła prędko. Jedynie kilka sekund zajęło im przybycie na parter. Stamtąd ruszyli prosto do drzwi wyjściowych. Jak gdyby nigdy nic.
- Pan Highly - recepcjonistka skłoniła się uprzejmie chłopakowi i uśmiechnęła do niego.
- Rebecco… - Kieran podniósł dłoń w geście powitania.
- Ramono - poprawiła go recepcjonistka. - Mam na imię Ramona. Ale to nie szkodzi.
- Piękne jest to muzeum - w ten sposób Kieran pożegnał się i wnet dotarli do samochodu.
- To ja będę teraz prowadzić - zaoferowała się Darleth i usiadła za kierownicą. - Byłoby świetnie, gdybyś usiadła obok i mną kierowała, Alice. Jako przewodnicząca pasujesz na przód samochodu.
- To nie szkoła, Darleth - mruknął Kit. - Przewodnicząca… - powtórzył cicho.
Bee prędko zrobiła w głowie obliczenia.
- To ja usiądę z tyłu na środku - powiedziała. I skinęła sobie głową. Pewnie chciała w ten sposób oddzielić Kita i Kierana.
Ten drugi uśmiechał się tylko pod nosem.
- Wcześniej mnie rżnął, jakby miał jutro umrzeć, a teraz boi się usiąść obok mnie - mruknął niby cicho i do siebie, ale tak, aby wszyscy usłyszeli.
Kit uciekł gdzieś wzrokiem w bok. Wyglądał, jakby miał się zapaść pod ziemię.
- I tak zamierzałam prowadzić, okazało się że przyzwyczajenie do tego auta nie było takie trudne… - Alice zerknęła krótko na Darleth z niezadowoleniem, że Filipinka nie pomyślała o tym, zanim otworzyła usta.
Santos zmieszała się. Chciała być po prostu pomocna. A że była bezużyteczna, to chciała robić tę jedną rzecz, na której się znała. Przynajmniej powierzchownie. Czyli na prowadzeniu auta. Nie posiadała żadnych mocy i nie była też ekstremalnie inteligentna. Do końca nie była pewna, co dokładnie działo się wokół niej, ale chciała pomóc tak, jak tylko mogła… choć najwyraźniej nie tego od niej oczekiwano. Próbowała też polepszyć wszystkim humor, robiąc pokaźne zakupy śniadaniowe, ale nikt tego nie docenił. I dobrze, nie pragnęła doceny. Po prostu chciała nie być balastem… Co więcej… chciała być kimś pożytecznym.
- Kit, odpala na telefonie gps, dlatego miał siedzieć obok, bo może mu się na przykład po drodze zdarzyć coś przepowiedzieć. Wsiadajcie i jedziemy - oznajmiła i wyjęła kluczyki do auta, otworzyła je i wsiadła na miejsce kierowcy. Następnie odpaliła silnik, światła, zapięła pasy i czekała, aż reszta się usadzi.
Dopiero wtedy ruszyła.

- Uhm… przepraszam - powiedziała Darleth i zrezygnowana usiadła na tylnym siedzeniu.
Nie znała języka manx, nie posiadała supermocy, teraz nawet nie mogła prowadzić. Po co tutaj była? Żeby błyszczeć panterkowym wdziankiem i minispódniczką? Pewnie powinna zostać w domu i chociaż posprzątać. Widziała, że zawadza i nie była nikomu do niczego potrzebna. Alice wspomniała chyba, jeśli się nie myliła, że pragnęła wcielić ją do grupy, ale czy to miało jakikolwiek sens? Darleth była prostą dziewczyną z Filipin, która chciała nieco dorobić na wyspach brytyjskich. Nie posiadała szczególnych zdolności. Co więcej, przeżywała żałobę po śmierci kochanka. Po co tutaj była? Czy robiła sztuczny tłum? Zastanawiała się nad tym wszystkim. Było jej ciężko, ale starała się, żeby nikt tego nie zauważył. Nie chciała nikomu ciążyć własnymi, być może niedojrzałymi uczuciami.

Tymczasem Kit spojrzał z wdzięcznością na Alice.
- Tak, to dobre miejsce - mruknął, zajmując miejsce przy jej boku. - Dzięki niemu widzę lepiej, co jest przed samochodem i po jego lewej stronie. Mogę lepiej… e… przepowiadać przyszłość na podstawie tego, co zobaczę.
Bee usiadła na tyle. Tam było jej miejsce w każdym możliwym scenariuszu.

- Jedźmy tam, proszę - powiedziała. - Jennifer.
Kieran usadowił się na tyle.
- Miło mi, Alice, że tak chronisz Kita przede mną. To na pewno bardzo dojrzałe - rzekł z kwaśnym uśmiechem. - Wszystko, żeby tylko Kaiser nie zaakceptował, że jego zaangażowanie było dużo większe, niż tego chciał. To bardzo budujące.
Oczywiście Kieran dążył do tego, aby Kit stał się jego stałym kochankiem. Najwidoczniej było mu dobrze z nim.
- Nie będziemy o tym rozmawiać, poza tym, nie wyobrażaj sobie bóg wie czego Kieran. Mamy tu zadanie do wykonania, a potem odlatujemy z Isle of Man - powiedziała krótko, mając nadzieję, że chłopak zrozumie przekaz, że nie było szans na cokolwiek. Alice rozumiała, że nie było to na rękę Kaiserowi i nie chciała, żeby było mu źle.
Rudowłosa skupiła się na prowadzeniu, włączyła radio. Cicho, ale na tyle, by zajęło jej myśli i może i uwagę pozostałych.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=4CCfYi1u8Y4[/media]

- Gdzie aniołowie boją się zapuszczać? - zapytał Kit, słuchając motywu przewodniego piosenki lecącej w radiu. - Kieran, jeszcze wczoraj… wczoraj rano, byłem kompletnie niedoświadczony seksualnie. Nie spodziewaj się, że będę swobodnie zachowywać się przy kimś tak rozwiązłym. I jeszcze geju.
- Geju, którego przejebałeś - odparł Highly. - Zdaje się, że pozostanę teraz z tobą, czy tego chcesz, czy nie. I po latach wewnętrznych rozważań dojdziesz do wniosku, że rzeczywiście nic złego się nie stało - chłopak westchnął. - Poza tym wcale nie jestem aż tak rozwiązły. A ty… no cóż… - uśmiechnął się.
“...na pewno nie jesteś kompletnie hetero…”, wybrzmiewało w powietrzu.
- Chcę tylko, żebyś był w zgodzie z samym sobą - powiedział Kieran i wzruszył ramionami. - I nie traktował mnie jak trędowatego tylko dlatego, bo mnie… no cóż, dotykałeś. Co za ironia. Szanuj mnie, a ja…
- Szanować ciebie? - Kit uśmiechnął się.
Chyba chciał coś jeszcze powiedzieć, ale przerwała mu Bee.
- Szanujmy się wszyscy nawzajem - powiedziała.
- Amen - dokończyła Darleth.

Alice nie dołączała do ich rozmowy. Głowa ją lekko swędziała od tej peruki, było jej pod nią za ciepło, ale cierpliwie to znosiła. Na szczęście był grudzień i temperatury na zewnątrz nie przekraczały dziesięciu stopni zbyt często. Skupiła się na drodze. Zerkała na gps, ale droga zdawała się dość prosta - jedną trasą, aż do celu. Zerknęła na licznik paliwa, aby upewnić, czy nie będą musieli zatankować. Próbowała zebrać też myśli przed tym co miało nastąpić… Co ich czeka na miejscu, jeśli rzeczywiście zgadli poprawnie? Niepokoiła się, ale nie okazywała tego po sobie.
- O czym myślisz? - zapytała Bee, spoglądając na odbicie Harper w lusterku.
W samochodzie zapadła cisza i chyba Barnett - słusznie lub też nie - chciała ją przerwać. Darleth wyciągnęła pilnik z paznokci i zaczęła je piłować. Natomiast Kieran rzucił pojedyncze spojrzenie Kitowi… było pełne najróżniejszych emocji… złości, pożądania, żalu, irytacji, tęsknoty, smutku… Sam Kaiser wydawał się dzielić tylko to ostatnie uczucie. Spoglądał przez okno w milczeniu.
- O drodze i o tym co takiego zastaniemy na miejscu, jak już tam dojedziemy. Nadal rozważam, czy nie powinniśmy mieć jakiegoś planu awaryjnego, w razie gdyby Abban chciał nas zrobić w konia, mimo umowy… - powiedziała i westchnęła. Zmarszczyła lekko brwi. Na razie jeszcze nie mówiła, czy coś przyszło jej do głowy, lecz planowała…
- I co takiego przyszło ci do głowy? - zapytała Bee. - Czy tylko tak sobie myślisz?
- Tak tylko sobie myślę… - powiedziała w zadumie.
- A co to za umowę mieliście z Abbanem? - zapytał Kieran. - To kolega mojego ojca. Chociaż… tym pewnie was nie zaskoczyłem.
Darleth spojrzała na niego.
- A co takiego mógłbyś o nim powiedzieć?
Highly wzruszył ramionami.
- Pracuje w policji na całkiem wysokim stanowisku, ale nie jest chyba na samym szczycie. Jego żona zabiła się. Chyba coś przedawkowała. Od tego czasu praca to jego jedyne życie. Kojarzę, że coś takiego mówili między sobą moi rodzice. Wydaje się szczery, ale to dla swoich. Niekoniecznie dla was.
- To ostatnie już wiemy… To o żonie raczej nie będzie nam przydatne, ale warto wiedzieć… - powiedziała spokojnie do siebie.
- Heh.. he… - Kieran parskał cicho pod nosem. - Nie staram się być przydatny. Mówię, co chcę.
- Nie musimy ci mówić jaka jest nasza umowa. Mogę ci za to urozmaicić czas, wytłumaczeniem co dzieje się z moimi oczami, że zmieniają kolor. Otóż, dzieje się tak, gdy używam zdolności paranormalnych… - powiedziała krótko. Dostał swoją odpowiedź, a jeśli nie uwierzy, to nie jej problem.
- Hmm… - zamruczał Kieran. - Supermocą Kita jest to, że jest świetny w seksie, jeśli tylko chce. I wtedy świecą mu się oczy. Czy to też twoja supermoc? - zapytał. - Jeżeli jesteście sabatem sukubów i inkubów… to tylko lepiej dla mnie - mruknął pod nosem.
Niby żartował, ale ten temat wyraźnie go niepokoił. Od razu lekko zdenerwował się i ścisnął mocniej pięści, zerkając przez okno. Rozumiał, że to było nadnaturalne. Jego ojciec należał do sekty pełnej rytuałów, więc nie zareagował kompletnym zaskoczeniem, jednak sam nigdy nie był świadkiem żadnych naprawdę niesamowitych rzeczy. Chyba nie wiedział, jak ustosunkować się do nich. Czy Bractwo Trójnoga na serio miało jakiś głębszy sens? Nie było tylko sposobem, żeby włączyć się w perwersyjny, niby rytualny seks ze starszymi mężczyznami? Kieran na razie tylko chłonął informacje.
Więcej ich już nie dostał. Harper skupiła się na drodze i nie miała już ochoty na dalsze rozmowy.
- Darleth, będę miała dla ciebie zadanie - powiedziała spokojnym tonem, po pewnym czasie, gdy jazda w kompletnym milczeniu wreszcie zaowocowała w jej głowie pomysłem.
- Tak? - zapytała Filipinka. - Co takiego? - drgnęła lekko zaskoczona. Zdawało się, że nie spodziewała się, iż ktokolwiek uzna ją za zdolną do czegokolwiek.
Tymczasem sylwetka House of Mannanan ukazała się przed ich oczami.


Muzeum całkiem ładnie wyglądało. Na pewno pasowało do stylu Isle of Man. Biele i brązowe szarości nie ustąpowały żadnym innym kolorom. Tak właściwie wyglądało to bardziej na zajazd lub dom weselny, niż muzeum. Jednak… było to właśnie muzeum.
- Dotarliśmy - mruknęła Bee.
- Na miejsce - doprecyzowała Darleth, jak gdyby to nie było już oczywiste. - Co takiego chcesz, Alice? Postaram się spełnić twoją prośbę… - zawiesiła głos.
Alice zaparkowała w strefie wyznaczonej dla odwiedzających.
- Za moment ci powiem… Tylko wysiądziemy - wytłumaczyła i wyłączyła silnik. Westchnęła, szykując się mentalnie na to, co teraz nastąpi.
- Dobra… Początkowo, będziemy chcieli tylko porozmawiać… Bee, możesz użyć swojej mocy? Chciałabym, żebyś w razie czego mogła nas wyciągnąć - powiedziała zlecając Barnett pierwsze zadanie.
- Kit idziesz ze mną, chcę cię mieć przy sobie - dodała, po czym wyłączyła światła, wzięła telefon i wysiadła. Przed autem czekała na Darleth.
- Ale jak mam użyć swojej mocy? - zapytała Barnett. - Mogę jej użyć tylko na sobie… - zawiesiła głos, spoglądając na Alice. Chyba starała się odczytać z jej twarzy plan, zanim ta go wypowie na głos.
- Dokładnie na sobie, by reszta towarzystwa na miejscu o tobie zapomniała i w razie czego, abyś mogła nas wyciągnąć, zaskakując wszystkich… Rozumiesz? - zagadnęła Alice.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline