-
Vaseau tam z jeziora pod lodowcem swój bieg rozpoczyna. To nadal ta sama dolina, co w niej jesteśmy, tylko jakby jej wyższa część – wyjaśniał brat Anzelm, prowadząc awanturników z powrotem do ich lokum. –
Nieco powyżej klasztoru znajduje się wysoki próg skalny, gdzieś na sześćdziesiąt łokci wysoki i nasza rzeczka tam spada wodospadem. Da się przejść, nawet konno zwierzę prowadząc, ale nic nie przejedzie. Samo Farigoule to nic ciekawego, ot górska wioszczyna pełna owiec i pasterzy. W kopalni, która po prawej stronie doliny się znajduje, rezydują krasnoludy. Dokładnie ile, to nie wiem, ale chyba niezbyt liczna to kompania. Czasem tędy przechodzą, urobek do Grunere i Parravonu na plecach niosąc. W dolinie jest też kilka samotnych gospodarstw, ale dokładnie gdzie i kto tam żyje, tego nie wiem.
-
Pergaminy i inkaust z pewnością z naszych składów otrzymać możecie. Postaram się o to – oświadczył mnich. –
Na wieczerzę prosił będę… *
Refektarz klasztorny zapełnił się mnichami, którzy zajęli swoje miejsca przy stołach. Dla awanturników przygotowano miejsca tuż obok opata. Sala wypełniała się zakonnikami, a kiedy już wszyscy byli obecni, wszedł Jean-Louis i zajął swoje miejsce. Tuż obok niego siedział, poznany już wcześniej, brat Klemens. Ten, który rozpędził zgromadzenie, jakie spowodowali po przybyciu do klasztoru.
-
Wszystko się udało – oznajmił Jean-Louis. –
Sprzedaliśmy wszystko za dobrą cenę. Drodzy bracia, radujmy się posiłkiem i chwalmy Panią, która obdarza nas łaskami! – rozległo się szuranie i mnisi usiedli, racząc się chlebem, ratatują z warzyw i rozwodnionym winem.
-
To co? – zapytał opat siedzącego tuż obok Caspara. –
Z rana wyruszycie?