Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-06-2019, 09:48   #370
Sindarin
DeDeczki i PFy
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
Emi

Desna była boską patronką nie tylko podróżników, ale też hazardzistów – i najwyraźniej podejmując przez cały dzień ogromne ryzyko podczas infiltracji obozu Kłów, Emi musiała przypodobać się swojej bogini, bo szczęście jej nie opuszczało. Korzystając ze swych nieprzeciętnych zdolności była w stanie wejść, zbadać i wydostać się, nie wzbudzając najmniejszych podejrzeń hobgoblinów. Jej kryjówka także pozostawała niezauważona – zwiadowcy polowali dla jedzenia, więc spędzający większość dnia w swej norze borsuk był przez nich ignorowany, a pouczony przez Sulima Psotnik także nie wystawiał z niej nosa. Niedźwiedź siedział osowiały w kącie, dopiero powrót dopplerki sprawił, że bardziej się ożywił, najpierw obwąchując ją dokładnie, a potem wylizując po twarzy.
Gdy Emi zasypiała już, zmęczona po całym dniu, gdy rozbudziło ją pohukiwanie sowy. Normalnie by jej nie przeszkadzało, zdążyła przyzwyczaić się, prawie, do odgłosów lasu, ale to było znacznie głośniejsze, jakby ptak siedział tuż obok. Kiedy rozchyliła powieki, przekonała się, że ma rację: niewielka sówka stroszyła sobie piórka przy samym wejściu do nory, mając przywiązaną do nogi niewielką karteczkę. Dopplerka zerwała się, żeby jak najszybciej przeczytać wiadomość od Sulima i dziękując w duchu Laurze za drobny upominek, który pozwolił jej zrobić to bez rozpalania ognia. Notatka była krótka: Wszyscy są cali, wyruszamy już teraz, dotrzemy za dwa dni.

Jace, Laura, Mikel

Gdy Jace otrząsnął się z połączenia umysłów i na chłodno przeanalizował wspomnienia druida, zwołał szybką naradę, na której wraz z Laurą i Mikelem doszli do wniosku, że należy wyruszyć do obozu hobgoblinów natychmiast, bez ociągania się. Reakcje na nagły pośpiech były różne, ale było to spowodowane bardziej zaskoczeniem niż jakimkolwiek sprzeciwem. W krótkim czasie wszyscy mający wyruszyć zabrali się do rzeczy pod nadzorem Laury i Mikela, podczas gdy Jace rozmawiał z Aubrin na temat tego, czym mają zająć pozostali, a także, co robić, jeśli atak się nie powiedzie.
Przed wieczorem ponad tuzin niedawnych uciekinierów z Phaendar był gotów, by podjąć ogromne ryzyko i spróbować zadać pierwszy cios Legionowi Żelaznego Kła. Jace wraz z młodszym rodzeństwem był żegnany przez Marię, która z pełną powagą rozkazała mu sprowadzić całą ich czwórkę całą i zdrową. Eric Dunkir i Torve przekazywali Hildemowi ostatnie wytyczne odnośnie tego, gdzie w okolicy umieścili sidła, nad którymi pracowali przez ostatnie kilka dni. Erasena czule żegnała się z Vitalem – widać było, że ich relacja nie była już tylko relacją ochroniarz-patronka. Shagari cichym głosem naradzał się z Laurą nad zaklęciami, których najlepiej będzie użyć. Powagę sytuacji zaburzał nieco Mikel ze swoimi przyjaciółmi ze straży dróg, dowcipkujący w najlepsze i wyraźnie rwący się do walki. Wojownik zauważył, że Rufus wydaje się trochę inny niż zwykle, jednocześnie bardziej skupiony i jakby nieobecny. Duże zdziwienie wywołał Vane, który wyszedł z jaskiń obładowany alchemikaliami i ekwipunkiem podróżnym, także gotów do drogi.
- No co? - burknął, widząc spojrzenia innych - Tam przydam się znacznie bardziej -
Gdy tylko Sulim zakończył rzucanie czaru, który miał przynajmniej na kilka godzin zamaskować ślady grupy, byli gotowi do drogi.


X dzień miesiąca Rova, Fangwood, 40 dni po ucieczce z Phaendar, 14 dni po dotarciu do jaskiń

Emi

Wiedząc, że zostało jej niewiele czasu na działanie, zanim pojawią się pozostali, Emi wróciła do obozu hobgoblinów zaraz po przebudzeniu, przegryzając tylko kawałek ukradzionego wcześniej suszonego mięsa. Tym razem działo się tam znacznie więcej niż wcześniej – pokrzykiwania i rumoty słyszała już z pewnej odległości. Po dotarciu do swojego upatrzonego punktu obserwacyjnego ujrzała spore poruszenie przed ostrokołem. Prawie wszyscy pozostający na miejscu żołnierze uwijali się pod nadzorem alchemiczki, wykopując, ostrożnie przenosząc z miejsca na miejsce i na powrót zakopując dziwne, stalowo-drewniane obiekty. ~~Tam się lepiej nie kręć, bo nauczymy się latać~~ usłyszała ten nieswój głos, który zaraz podzielił się swoją wiedzą na temat min alchemicznych. W czasie tej intensywnej reorganizacji pułapek, wewnątrz obozu panował znacznie większy spokój. Emi zauważyła też, że grupa zwiadowców, którzy przybyli do obozu wczoraj wieczorem, zaczyna się już pakować, jakby zbierali się do drogi.

Jace, Laura, Mikel

O ile pośpiech był w tej sytuacji rozsądny, o tyle maszerowanie wieczorem i nocą nie było najprzyjemniejszym doświadczeniem. Przejście pierwszej mili zajęło sporo czasu i przysporzyło phaendarczykom niemało stresu – zmuszeni byli omijać miejsca, w których Eric wraz z pomocnikami rozstawiał swoje pułapki. Sulim często znikał w gęstwinach, by szukać odpowiedniego miejsca na bezpieczny i dyskretny nocleg dla ponad tuzina osób. Gdy w końcu udało mu się taki znaleźć, było już sporo po północy, dlatego wszyscy w pośpiechu rozłożyli zdobyczne namioty i zasnęli twardym, głębokim snem.
Ranek minął na pośpiesznym zebraniu obozowiska i dalszym forsownym marszu, który miał trwać aż do wieczora. Za śniadanie posłużyły jedynie zachomikowane wcześniej polowe racje żywnościowe oraz stworzone przez Sulima magiczne jagody, nie tracono też czasu na żadne czynności poza absolutnym minimum. Nikt jednak nie narzekał – cała grupa szła w milczeniu, a na ich twarzach widać było determinację. Dla Jace’a jej aura była prawie namacalna, ale widział w niej wyraźne żyłki wątpliwości i strachu, które robiły się wyraźniejsze z każdym krokiem.
 

Ostatnio edytowane przez Sindarin : 13-06-2019 o 12:39.
Sindarin jest offline