Kennick wybiegł na zewnątrz i poczuł na twarzy gorącą lukrecję. Na dłuższą metę bewnie byłoby to groźne, ale był w stanie wytrzymać. Wyciągnął oblepioną lukrecją dziewczynkę do wewnątrz. Dziecku nic nie było, pnie licząc tego, że raczej wypadałoby ją wymyć. Kennicka też. Umorli zamknął drzwi. Bardzo dobrze i mocno zatrzasnął. Nikt ich nie otworzy. Tego był pewien.
Ktoś nagle uderzył potężnie w drzwi, które wypadły z zawiasów. W wejściu stanęła przerażająca istota pokryta lukrecją. Wielka kula zdeformowanego mięsa, kości i organów wyglądała jak chory koszmar sprzedawcy klopsików. Miała kilka pasz i oczy, a z boku wystawała głowa, która wyglądała prawie normalnie. Wyglądała jakby należała do starszego mężczyzny
-
Ja po chleb dla konia. Ja po chleb dla konia – wypowiadała monotonnie. Kennick słyszał o takich kreaturach. Były to mięsne ohydy, powstałe z nieszczęśników, którzy zostali poddani działaniu mrocznej magii. Niestety, niewiadomo czy cierpienia nieszczęśników trwały póki te istoty żyły, czy ich jaźń ulegała dezintegracji. Wiadomo, że roznosiły choroby, regenerowały obrażenia chyba, że potraktowano je kwasem, a ranione broniom kłutą lub sieczną także się regenerowały, a nawet mogły urosnąć.
Mura wzięła pałkę i uderzyła mocno monstrum, podczas gdy pielęgniarz zabrał dziewczynkę.
__________________
Myśl tysiąckrotna to tysiąckroć powtórzone kłamstwo.
Myśl jednokrotna, to niewypowiedziana prawda...
Cisza nastanie.
Awatar Rilija