Fay dalej rozpędzałą muły, skupiła się na tych, które zmierzały w kierunku biegnącego do niej mężczyzny. Kłuła swoich małych przyjaciół w zadki, zachęcając je do większego wysiłku, a także zwiększyć ich panikę.
- Nie zbliżajcie się, bo zacznę je zabijać - ryknęła. - Będziecie swoje skarby w dupie nosić.
- To ja cię zaraz potnę, krowo! - usłyszała w odpowiedzi.
W tej sytuacji kobieta zabrała się do realizacji swoich gróźb, cięła jednego muła nożem przecinając mu ścięgno. Zwierzę zaczęło kwilić przeraźliwie.
- Ty krowo! - powtórzył mężczyzna i z jeszcze większą wściekłością próbował przedrzeć się przez zwierzęta.
Wolfgang walczył dalej. Dobył tarczy i zaatakował. Zyskiwał przewagę. Zranił raz mężczyznę, który prawdopodobnie dowodził tą szajką. Zranił go i kolejny raz, chwilę po tym tnąc również i Magnusa. Natarł ponownie na przywódcę, którego stan był coraz cięższy. Nie zdołał jednak sparować ciosu, wyprowadzonego przez trapera. A rana ta spowodowała, że żołnierz nie uniknął kolejnego, śmiertelnego już cięcia. Osłabiony trucizną i wcześniejszymi ranami Wolfgang, walczył dzielnie, ale nie podołał przeciwnikom będącym w przewadze liczebnej.
Czerwona mgła furii na oczach Cathelyn zaczęła powoli opadać. Widok martwego ciała mężczyzny, który ją oszpecił, dawał jej mnóstwo satysfakcji. Dopiero wtedy była w stanie trzeźwo ocenić sytuację wokół siebie. Była jedyną ocalałą i nigdzie, w zasięgu wzroku nie było widać ratunku. Siemens właśnie został zasieczony, a Predator się nie ruszał. Było jej żal
małego Bonesa, ale instynkt przetrwania był silniejszy. Cathelyn podniosła tarczę i przywarła plecami do konstrukcji pozostawionej przez Rudolfa. Sojuszników nie było widać, ale świszczące strzały i bełty dawały nadzieję, że jednak gdzieś tam są. Cofała się do konstrukcji, ale oczekiwane wsparcie nie nadchodziło. Sytuacja była coraz bardziej tragiczna dla niej. Dwóch mężczyzn pobiegło w kierunku Borysa, ale dwóch wciąż ją atakowało. Traciła siły z każdą chwilą. Traciła też i nadzieję. Nie była w stanie dłużej odpierać ataków tej dwójki, pchnięcie w klatkę piersiową zakończyło jej żywot.
Strzelców widać łapały coraz większe nerwy, coraz większy stres i zmęczenie. W bitewnym zamieszaniu nie byli w stanie, już kolejny raz, oddać celnego strzału. Tylko Robin drasnęła jednego, który ruszył na nią, ale było to tylko małe draśnięcie. Teraz na Borysa pędziło dwóch. Pędziło dwóch i na Robin. Reszta skupiła się na Fay i mułach. Wygladało na to, że potyczka zmierza do końca, a napad zbójcy zakończą sukcesem.