Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-06-2019, 14:26   #106
Santorine
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Esmond i Gveir zasnęli ciężkim snem. Najemnik mógł wtulić się w ciepłe futro swojego wierzchowca. Niedźwiedzica jednak nie zamierzała pozwolić łowcy się zbliżyć. Musiał odnaleźć inne miejsce na nocleg. Rybożer spał brzuchem do góry od czasu do czasu przebierając łapami, a jataki zwyczajowo spały na stojąco. W końcu kąt z sianem nieopodal Mevela zdał się najrozsądniejszy. Gdyby postanowił się uwolnić Esmond miał szansę go usłyszeć.

Nic nie zmąciło jednak jego snu, choć niewątpliwie mógł chcieć się obudzić. Znów zobaczył twarzy tych, których skatował w poszukiwaniu zemsty. Znów zobaczył twarzy swojej rodziny martwej. Na sam koniec jego żyjący brat odchodził od niego zostawiając go znów samego. Mocne szturchnięcie wyrwało go dopiero ze snu. Wracając do rzeczywistości dostrzegł nad sobą Diziego. Potem zaś nastąpiło zamieszanie, kiedy Gveir nonszalancko przedstawił karłowi Mevela. W końcu w drzwiach karczmy pojawił się Mag i rycerz. Nastąpił kolejny dzień.

Gveir, wyrzekłszy swoje, odpalił swoją glinianą fajkę i ćmił tytoń. Zamierzał pozwolić Esmondowi na pierwszy ruch, ostatecznie to był jego jeniec. Sam Gveir niewiele do niego nie miał i w gruncie rzeczy był nieco rozczarowany tym, jak potoczyły się zdarzenia ostatniej nocy.

Esmond leniwie podniósł się z ziemi gdy wszyscy już się zebrali. On również nie był zadowolony, z tego jak rozwinęła się sytuacja. Gdyby nie niefortunne wydarzenia z ostatniej nocy, Mevel już gryzłby glebę, a on sam miałby aktualne informacje.

- To człowiek, który wraz z towarzyszami napadł na Aurariusa - oznajmił Esmond, wskazując przywiązanego do słupa mężczyznę.

Na te słowa jeniec bardzo powoli spojrzał na Esmonda i równie powoli przeniósł spojrzenie na maga. Ten zaś stał z założonymi rękoma a jego błękitne oczy świdrowały to najemnika to łowcę. Powoli jego twarz robiła się czerwona.

Gveir niewiele się przejąwszy, kontynuował pykanie fajki, lustrując całą sytuację. Czy mag mógł mieć za złe porwanie jeńca?

Gdyby Hektor miał powieki z pewnością uniósł by je w zaskoczeniu. Mimika szoku ograniczyła się jednak do zmarszczonego czoła i półotwartych rybich ust, z których spozierały ostre zęby. Potrzebował chwili aby zrozumieć sytuację. Mlasnął kilkukrotnie zbierając się z sobie.
- Czyście powariowali? - skrzeknął, a potem odchrząknął i kontynuował przejętym głosem. - Człowieka z ulicy porywać? Obijać? Do pala wiązać? I jeszcze… - podszedł zbierając resztki siana z ubrania “ofiary” - I sianem, zasypywać? Gdzieście zgubili prawość waszą? Tak się nie godzi, do diaska. Gdzie tu honor?

Gveir wypuścił w końcu dym z ust. Zioła, które palił, miały dziwny, połyskliwy, fioletowy kolor.

- To jego sprawa, ja pomagam przyjaciołom. Spłacam dług - rzekł, przypominając sobie rzecz z wiedźmą i domem bandytów. - Ten tam to ponoć jakaś szumowina.

Esmond spojrzał na Ristofa i Hektora. Nie spodziewał się, żeby mag go zrozumiał, ale liczył że rycerz wykaże więcej rozsądku.

- Zbyt szybko osądzasz, Hektorze, nie znając człeka o którym mówisz. Zbyt wielu występków się dopuścił by móc tu mówić o honorze. Obecny tu Mevel, to ścigany bandyta i dezerter, który naraził się paląc, kradnąc i mordując bezbronnych, w tym kobiety i dzieci. Naraził się licznym osobom, w tym Auroriusowi i mnie.

Hektor mlasnął kilkukrotnie, a z głębi gardła dobiegł wszystkich wzbierający bulgot. W końcu udało mu się przełknąć usłyszane słowa. Gdy się odezwał był trochę spokojniejszy. Trochę.
- Więc w odpowiedzi go porwałeś i torturowałeś? - zapytał - To też jest bandyckie zachowanie. Cienka cię linia od nich odgradza Esmondzie. Rzeknij no tak po prawdzie… ku jakiemu końcowi jego pobyt tu zmierza?

Mevel z zadowoleniem przysłuchiwał się rozmowie spokojnie czekając na to co też wyjdzie z tej dysputy. Ristoff natomiast zaczął chodzić w te i wewte wściekle sapiąc ewidentnie starając się zachować resztki kontroli nad sobą. Tylko Dizi nieśmiało wysunął się do przodu.
- A-ale, że on s-sam smokowi odebrał rzeczy? On go tak pokiereszował?

Esmond zignorował słowa utopca. Nie potrzebował pouczenia.

- Jest ich więcej. Zatroszczyłem się o to by nie zostawić za nami tropu, a jego towarzysze mocno popili zeszłej nocy. Mimo wszystko jednak wypadałoby się pośpieszyć, jeśli chcemy odnaleźć rzeczy Aurariusa.

Utopiec skrzywił się będąc zignorowanym. Zabulgotał gniewnie.
- Gdzie są? Jak liczni? - pytał. - Wiesz kto ich hersztem?

- Noszą znak żółtego miecza na czerwonym tle, wyglądali na najemników. Było ich około pięćdziesięciu

- Ja bym poszedł - Gveir strzepał popiół z wypalonej fajki i strzelił palcami. - Rozruszałbym nieco moje pięści. Od wielu dni tylko chodzimy i śpimy.

Utopiec patrzył przez moment bez słowa na towarzyszy. W końcu zabulgotał gniewnie.
- Nie będziem się bić ze wszystkimi. Pół setki, nawet jeśli to kmiecie, mogą nam porachgrblgrować kości. Jeśli jednak mają herszta, można go zmusić do oddania rzeczy Aurariusa.
Spojrzał na Ristoffa i kontynuował.
- Wstrzymaj się jeszcze Hebgrlaldzie z dalszą ekspedycją. Zostawiać tą sprawę, tak rozgrzebaną nie godzi się.

Mag wypuścił wściekle powietrze nosem. Jego ręka zadrżała.
- Chyba nie mam wyboru. Macie… dwa dni aby się z tym uporać. Nie interesuje mnie jak byleby to nie opóźniło dalej wyprawy.

- Potrzebujemy planu - rzekł Gveir. - Skoro nie będziemy uderzać frontalnie, potrzebujemy znaleźć ich obóz, zakraść się i odzyskać wszystkie rzeczy Aurariusa. Co do tego tutaj - Gveir wskazał jednym z ostrzy na związanego człowieka. - Moglibyśmy go przynajmniej pokazać magini. Izabella chętnie wyczyta z jego czerepu wszystko, czego chcielibyśmy się dowiedzieć, potem, oczywiście, możemy go zabić.

- Zabić jeńca? - rycerz zabulgotał ze wściekłości. - Nie pozwolę na to. Jak już na zakończeniu jego żywota sąd chcecie zakończyć, to jedynie w honorowej walce. On sam może tego pojęcia nie znać. Lecz nie kroczcie podług jego ścieżki.
Hektor potrząsnął głową oburzony, po czym uspokoić się kapkę. Skinął z wdzięcznością Hebaldowi i ponownie zwrócił uwagę na Gveira i Esmonda.
- Czy tylko o przedmioty Au się rozchodzi?

- Profit też z tego jakiś by się przydał - Gveir skinął głową. - Bandyci mają zrabowane łupy. Przydałoby się nam to. A i rzecz inna, pewnie chłopak jakąś swoją wróżdę w tym ma - Gveir wskazał brodą na Esmonda. - Ale żwawy staruszek jak ja pracuje tylko dla konkretów, czyli błyskotek, złota, błyskotek i hojnie obdarzonych dziewcząt. Czy wspominałem o błyskotkach?

- Ano mam swój powód.- odpowiedział łowca oglądając się na pojmanego-Nasz jeniec ma dość ważne dla mnie informacje, które również zamierzam z niego wyciągnąć. Za dużo jednak wymagasz Hektorze od takich jak on. Walce o której mówisz daleko byłoby do honorowej.

Hebald nagle wtrącił się do rozmowy.
- Wątpię abyś go przekonał takimi argumentami. Szczerość może ci tutaj pomóc. To ostatnie co mam do powiedzenia.
Po tych słowach wyszedł zostawiając mężczyzn samych z jeńcem… no i Dizim. Karzeł oglądał się za magiem to z powrotem na pozostałych.
- M-mam pójść po I-izabelę? - zapytał bardzo cienkim głosikiem.

Rycerz spojrzał na Esmonda ze zwątpieniem w rybich oczach.
- Tak Dizzi. Pójdź po Izabelę. Nie będziemy torturować tego człowieka… kimkolwiek by nie był, ani czegokolwiek by nie uczynił. Nie jestgrlbgrleśmy potworami.

- Widzisz, Esmond? Mówiłem, że magini dokaże więcej niż my - odchrząknął Gveir. - Jeśli tylko będzie w stanie sprawić, że ten tutaj zapomni o tym wszystkim, tym lepiej dla nas.

-Tak, tym lepiej - potaknął łowca, choć nie czuł się przekonany.

Na razie jednak, chcąc uniknąć zbędnych kłótni, nie kontynuował tematu i czekał na Izabellę. Spojrzał na przywiązanego do słupa mężczyznę, świadom że dla dobra wyprawy będzie musiał darować mu życie. Przynajmniej na razie.

Po pewnym czasie w stajni pojawiła się Izabela. Jej włosy były nieułożone i krzywo patrzyła na karła, który ją przyprowadził.
- O co chodzi? Bo nie chciał mi dać się normalnie oporządzić… Co do? - spojrzała na związanego Mevela. Mężczyzna zaś uniósł brew do góry. Jego spojrzenie zrobiło się drapieżne.

- Potrzeba nam Twoich talentów, magini - rzekł Gveir. - Ten tutaj, widzisz… Potrzebujemy wyprać mu mózg.

Rycerz zabulgotał gniewnie zerkając z ukosa na Gveira.
- Nie… nie wyprać mózg. - zaprotestował, po czym sprostował. - Dowiedzieć się, co wie, a potem sprawić, aby zapomniał co się stało.

- Ano, jak zwał tak zwał - zgodził się Gveir. - Damy radę coś z tym zrobić?

Izabela z początku była zszokowana. W jej oczach zawitało niedowierzanie i strach. Z wielkim smutkiem popatrzyła na Esmonda jakby uczynił jej straszną krzywdę. Wystarczyło jednak aby jej wzrok padł na uwięzionego aby te emocje zniknęły. Mevel bowiem puścił do niej oczko uśmiechając się drapieżnie pod kneblem. Magini uniosła brew do góry, a jej spojrzenie stwardniało.
- Co potrzebujecie od niego wiedzieć? - Zapytała podwijając rękawy i przeczesując kręcone włosy palcami.
- To czego ode mnie chcecie jest do zrobienia, ale nie gwarantuje że wszystko się uda… albo że mu zmysłów nie pomiesza. - Mevel na te słowa spoważniał.

- Potrzebujemy informacji - zaczął Esmond podchodząc do Izabelli.
- On i jego banda napadli na Aurariusa, chcemy dowiedzieć się co zrobili z jego rzeczami i je odzyskać. Co więcej…

Przerwał wyciągając notatnik. Przewrócił pożółkłe kartki, z których co poniektóre zdobiły rdzawe plamy, aż nie znalazł tego czego szukał. Pokazał magini długą listę nazwisk, z których mniej niż połowa pozostała nie skreślona. Mavel znajdował się pośród nich.

- Szukam informacji na temat tych ludzi -dodał poważnym tonem.

Gveir wpatrywał się w milczeniu na Esmonda, Utopca i Izabelę, nie mając chwilowo do dodania nic. Kiedy tylko oczy Mevela na nim spoczęły, pobrzękiwał łańcuchami przyczepionymi do ostrzy i uśmiechał się, jakby chciał powiedzieć: “Widzisz? Było gadać wcześniej”.

Izabela przesunęła spojrzneiem po liście nazwisk ściągając brwi. Na moment spojrzała na Esmonda surowym spojrzeniem niepodobnym do tych jakimi go wcześniej obdarzyła. Westchnęła ciężko. Postukała palcami o udo ewidentnie zastanawiając się nad czymś. W końcu kiwnęła głową przytakując własnym myślom.
- Dobrze, to zajmie chwilę. Możemy to zrobić tutaj, ale musicie pilnować aby nikt się nam nie wpakował w rytuał. Zaniesienie go do pokoi może zwrócić uwagę niechcianych osób… Dajcie mi chwilę zaraz wrócę. Muszę wziąć odpowiednie składniki.
Opuściła stajnię pospiesznym krokiem. Dizi patrzył ze zmarszczonymi brwiami na przywiązanego i na resztę pomieszczenia.
- Pomóżcie mi, przestawimy nasze yataki to zasłonią cokolwiek tam ona nie będzie z tym biedakiem robić… powinny nam zapewnić odrobinę więcej czasu zanim nas ktoś najdzie.
Po dłuższej chwili do stajni wróciła Izabela. Była już ubrana w swój oficjalny strój maga iluzjonisty oraz dzierżyła w ręce kostur. Na jej barku zawieszona była torba wypchana jakimiś przedmiotami. Gestem poprosiła zainteresowanych do siebie.
- Dobrze, mam co mi potrzeba, ale zapytam się was w jaki sposób chcecie abym to zrobiła - powiedziała bardzo cicho aby nie usłyszał ich najbardziej zainteresowany. - Mogę przeprowadzić na nim ten sam rytuał, którym wy mnie uratowaliście. Albo sama bym weszła do jego umysłu, albo tak samo jak wtedy, wy możecie. Jest duża szansa, że uda nam się dzięki temu wszystkiego dowiedzieć, ale nie gwarantuje że on będzie zdrowy. Drugie co mogę zrobić, to zmusić go do tego aby zawsze mówił prawdę póki działa czar. Jednak nic go nie powstrzyma przed milczeniem jeśli się zorientuje. Ostatnie co mi przychodzi do głowy to aby go oszukać iluzją. Jednak musielibyście wziąć w tym udział i od was by zależało jak by to wyszło.

- Powinniśmy użyć pierwszej metody - Gveir podrapał się po brodzie, zastanawiając się, czego zapomniał wtedy w umyśle Izabelli. - Jest najprostsza. Jak Esmond mówi, ten bastard, to nie ma znaczenia, jeśli parę rzeczy wypadnie mu z głowy. Jak ponoć mi - wojownik uśmiechnął się wilczo.

-Zgadzam się- potaknął Esmond, zabierając się już za przestawienie zwierząt- to zdaje się być najskuteczniejsza metoda. Musimy jedynie zadbać o to by ktoś pozostał świadomy i pilnował w tym czasie stajni.

- Dizi będzie nas pilnować - rzekł utopiec - Nie uśmiecha mi się wędrówka po głowie tego człowieka, lecz pójdę z wami. Dla dobra sprawy.
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest offline