Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-06-2019, 16:12   #376
shewa92
Kowal-Rebeliant
 
shewa92's Avatar
 
Reputacja: 1 shewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputację

Na wieść, że mają jeszcze kilka godzin do spotkania, Pheandarczycy postanowili ruszyć dalej i uważnie rozglądać się za dobrym miejscem na ewentualną zasadzkę. Po mniej więcej godzinie, udało się trafić na nieco bardziej otwartą polanę, z której wyjście prowadziło przez wąski przesmyk, pomiędzy stosunkowo wysokimi skalnymi wzniesieniami. Miejsce wydawało się wręcz idealne na zasadzkę. Mikel zasugerował jak rozmieścić ich siły i o dziwo plan przeszedł bez większych zastrzeżeń. Właściwie to tylko Laura i Jace sami wybrali sobie pozcyje i to dosyć oddalone od siebie, a psionik zdawał się unikać też Mikela i uznał, że lepiej będzie mu po drugiej stronie zasadzki, razem z rodzeństwem. Czas oczekiwania upływał dosyć nerwowo, ale w końcu stało się. Grupa z Pheandar mogła w końcu przejść swój chrzest bojowy.


Grupa hobgoblinów składała się z trzech zwiadowców i ich dowódcy - hobgoblinki, której nie odstępował na krok ogar myśliwski. Wszyscy mieli na sobie stroje maskujące, a poza standardowym wyposażeniem także sieci, zapewne do chwytania jeńców. Poruszali się sprawnie, zwartym szykiem, uważnie lustrując otoczenie. Wszyscy czekali w napięciu, aż miną niewielki wąwóz, na szczycie którego ukryli się łucznicy, i dotrą do rozwidlenia, gdzie będą łatwym celem. Niestety półmrok, który panował pod drzewami, nie pomógł phaendarczykom. Gdy tylko hobgobliny wyszły zza rogu, zauważyły kryjącego się w krzakach Shagariego, a zaraz po nim kilka innych osób.
- Brać ich! - krzyknął dowódca.

Mimo, że wykryli zasadzkę, to zwiadowcy zauważyli tylko część Pheanadarczyków. Dwie grupki, ukryte na skale nad przejściem zaatakowały w tej samej chwili, kiedy dowódca zaczął wydawać rozkaz. Pociski poleciały w stronę zaskoczonych hobgoblinów, ale tylko strzała Tezzereta trafiła i bomba Vane’a poczyniła jakieś szkody. Największą wartość miały jednak działania Jace’a, który wydawał się stać i nic nie robić. W rzeczywistości mocno zaatakował umysł wrogiego dowódcy.

Mikel, który jako pierwszy otrząsnął się po tym, jak zostali wykryci, zaszarżował na najbliższego z hobgoblinów i jednym ukośnym cięciem rozciął mu korpus, co spowodowało, że wnętrzności zaczęły wypływać wylewać się z otwartego brzucha. Przeciwnik żył jeszcze chwilę, ale nie stanowił już dla nikogo zagrożenia.

W czasie, kiedy Klara i Tez posłali dwie kolejne celne strzały, ich starszy brat, zadowolony zamętem jaki chwilowo wywołał w umyśle hobgoblinki, zadbał o to, żeby to samo spotkało też jej wiernego psa, a Ci natychmiast rzucili się na siebie i czworonóg zaliczył lekkie cięcie sejmitarem.

Rufus, teraz odmieniony, z przyzwanym widmowym toporem wezwał pomoc z zaświatów.
~ Duchy moich przodków, kierujcie mą ręką ~ - wyszeptał w myślach niemą modlitwę i zaszarżował na tego samego przeciwnika, którego właśnie zaatakowała Elda. Potężne uderzenie prawie zmiotło wroga przecinając pancerz, skórę, mięśnie i ścięgna.

Laura, wraz ze swoim podopiecznym, również dobrze sobie radziła. Samym tylko spojrzeniem osłabiła wolę wroga, którego Shagari za pomocą swojej magii położył do snu, a Diethard zadbał, by już nigdy się nie obudził.

Największym zaskoczeniem okazał się jednak Torve. Zaszarżował z rykiem na hobgoblina, zamachując się zdobycznym toporzyskiem. Drwal słynął z tego, że podczas festynów, popisując się swoją siłą, jednym uderzeniem ścinał niewielkie drzewka i przepoławiał pnie. Najwyraźniej znalazł nowy sposób na popisy - tułów hobgoblina został oddzielony od jego nóg płynnym cięciem, obryzgując wszystkich dookoła krwią.

Mikel wykonał szybki krok i dwa razy zaatakował dowódcę. Jedno cięcie dosięga hobosa, raniąc go mocno.

Dowódca próbowała uciec z zasadzki, ale Torve skutecznie jej to uniemożliwił, odcinając nogę przy samym udzie. Hobgoblinka padła na ziemię i szybko się wykrwawiła.
Pies rzucił się wściekle na drwala, jakby próbował pomścić swoją panią, i wgryzł się w jego łydkę, ale szybko załatwiła go strzała, posłana przez Klarę, przebijając mu gardło.

********

Widząc, że już po wszystkim, Phaendarczycy pozwolili sobie na chwilę radości. Poklepywanie po plecach, żarty ze zmęczonego Torvego, że pomylił hobgobliny z dębami, podziwianie magicznego topora Rufusa, wyliczanie, kto kogo powalił. Widać, że tak druzgoczące i szybkie zwycięstwo było im bardzo potrzebne, poprawiając morale i dając wiarę, że są w stanie wygrać także i zbliżające się starcie.

Mikel po przeszukaniu ciał, poległych był więcej niż zadowolony z łupów. Spora część ekwipunku zdobytego na wrogach przewyższała jakością to, co było w posiadaniu Pheandarczyków. Najbardziej zainteresowały go świetnej roboty długi łuk i mistrzowsko wykonane długie miecze.
-Słuchajcie! Te miecze są naprawdę dobre, sejmitar z resztą też. Ja na waszym miesjcu powimianiałbym swój sprzęt na ten tutaj. - spojrzał z uśmiechem na Vitalego, który faktycznie podszedł i zaczął oglądać ostrza. Zadowolony Mikel zabrał jedno z nich i łuk, który wcześniej zwrócił jego uwagę, po czym skierował się do młodszego z półorczych braci.
- Półbrzydalu! Twój mieczyk jest niemal tak tępy jak Ty, a wiem że lubisz te dłuższe ostrza. Trzymaj. - podał broń i poklepał Irvana po ramieniu.
- Uważaj, żebym ci go nie wsadził, gdzie słońce nie dochodzi! - warknął rozbawiony półork, przyjmując broń i ważąc ją przez chwilę w dłoni - Rzeczywiście, lepiej wykonane niż te, które zabraliśmy tym w Phaendar. To jakiś ważniejszy oddział może? -
-Być może, ale nie byli zbyt groźni. Tamten zwiadowca przy jaskiniach był o wiele lepiej wyszkolony. Mniejsza o to. Mamy teraz kilku wrogów mniej w obozie do pokonania. Powinno być łatwiej. Wszyscy dobrze się spisali! - ostatnie zdanie wypowiedział głośniej kierując je w równym stopniu do rozmówcy, jak do reszty.
- Mieliśmy przewagę czterech do jednego i element zaskoczenia, to musiała być…- Vitale mruknął na tyle cicho, żeby pozostali nie usłyszeli, ale Mikel nie dał mu dokończyć i szturchnął go w bok. Spojrzenie zdawało się mówić: “Wiem”.
-... rewelacyjna współpraca z naszej strony, że nikomu nic poważnego się nie stało, a z nich nie ma co zbierać! - dopowiedział normalnym tonem, a później dodał niemal szeptem - Morale to ważna rzecz. Idę zadbać o jeszcze jedno. Weź jeden z mieczy. Ty chyba masz podobne upodobanie do broni jak Irvan co?
Vitale nie odpowiedział, nie do końca przekonany optymizmem Mikela. Skupił się bardziej na odebranym hobgoblinowi ostrzu.
Wojownik zaś dziarskim krokiem podszedł do stojącego lekko na uboczu rodzeństwa Belerenów.
- Dobra robota. Może nie idealna, ale oddaliście kilka dobrych strzałów i udało wam się ich zaskoczyć. - zaczął neutralnie, żeby ocenić ich nastroje.
- Faktycznie, poszło całkiem nieźle. - zgodził się Jace, który nie zbliżał się nawet do martwych ciał. Nadal był lekko blady po doświadczeniu wyniku potężnego uderzenia Torv’a.
- Potrzebowaliśmy takiego zwycięstwa, ludzie idący mieli bardzo wyczuwalne wątpliwości powoli przeradzające się w strach. - zdobył się na uśmiech, ale żołądek wywracał się na drugą stronę.
- Kilka dobrych strzałów? - prychnął Yan - Przy tej celności moglibyśmy spudłować, celując we wrota stodoły - wskazał gestem strzały powbijane w ziemię i ściany wąwozu - Ale przynajmniej tym razem my jesteśmy górą -
- Nie było aż tak źle. Strzelanie do wroga to trochę inne emocje niż polowanie na zwierzynę. - psionik poklepał rodzeństwo po plecach odwołując się do ich doświadczenia.
- Słusznie… Klara, pamiętasz, jak o mało nie postrzeliłaś wujka Tefera, kiedy zabrał nas na pierwsze polowanie? - Yan wyszczerzył się do siostry, która posłała mu mordercze spojrzenie. Wojownik z przyjmenością obserwoał ich relację, tak podobną do tej jego i Laury, ale wiedział, że przyszedł tu w konkretnym celu.
-Słuchajcie… Zerkałem jak strzelacie i wydaje mi się, że wiem co jest nie tak, ale czy moglibyście wypuścić teraz po jednej strzale w tamto drzewo? Tak mniej metr nad ziemią. - poprosił.
- Teraz? - zdziwił się Jace. Wojownik tylko przytaknął.
~ Miałeś czas na przyglądanie się strzelaniu podczas walki? ~ spytał mentalnie powątpiewająco.
~ To była prosta walka i nie pierwszy raz przy mnie strzelają. ~- odpowiedział szybko. W międzyczasie zaskoczone rodzeństwo niepewnie sięgnęło po łuki. Cel nie był daleko, a pień był dosyć gruby, więc wszystkie strzały trafiły, ale żadna nie na wskazanej wysokości. Wszystkie trafiły ciut niżej niż powinny, a strzała Yana dodatkowo była najdalej od środka.
-Klaro mam ostatnią prośbę. Napnij łuk jakbyś miała strzelić jeszcze raz. Nie wypuszczaj jednak cięciwy i wytrzymaj tak chwilkę. Coś wam pokażę. - mówił spokojnym, życzliwym tonem. Bliźniaczka Yana szybko wypełniła polecenie i utrzymywała łuk napiętym. Mikel stanął za nią. - Do tego momentu wszystko jest idealnie. Tuż przed strzałem cała trójka rozluźnia mięśnie grzbietu… - dotknął pleców Klary, tam gdzie mięśnie były napięte, demonstrując pozostałym, o które konkretnie mu chodzi -... przez co strzała traci moc i dlatego trafiacie niżej, niż chcecie. Yan dodatkowo porusza lewą ręką, jakby już chciał skierować łuk ku kolejnemu celowi. Możesz się już rozluźnić Klaro. Dziękuję. - uśmiechnął się do dziewczyny - Wydaje mi się, że w sytuacji stresowej jak walka chcecie oddać strzał jak najszybciej. Rozluźniacie mięśnie za wcześnie bo w głowie jesteście spięci i martwicie się zanim jeszcze wypuścicie strzałę. Mogę się oczywiście mylić, ale założę się, że przy polowaniu na dzikie kaczki pudła nie są tak częste. - Wojownik zdawała się mieć zamiar kontynuować wykład, ale Yan nie dał mu dosyć czasu. Sięgnął po łuk i tym razem wykonał wszystko trochę wolniej, skupiając się na plecach. Ku zaskoczeniu wszystkich, poza Mikelem, pocisk uderzył wyżej niż poprzednio, mniej więcej metr od podłoża. W dalszym ciągu był odsunięty od środka, ale był to już jakiś progres.
Łucznicy pokiwali głowami, przyjmując pouczenia Mikela, ale nie wyglądali na specjalnie ucieszonych. Może to okoliczności szkolenia, a może fakt, że wojownik pokazał im ich wciąż spore braki w umiejętnościach.


- Dobra, zbierajmy się. Mamy przewagę i morale po naszej stronie. Szkoda byłoby to roztrwonić. Mamy jeszcze trochę do przejścia przed następnym postojem. - psionik zgarnął wszystkich gestem do zagęszczenia ruchów.
-Prawda. Trzeba kuć żelazo póki gorące. Jeszcze tylko jedno. Weź go Klaro. - Mikel przekazał jej łuk, który wcześniej tak mu się spodobał. - Widzę, że tak jak ja wolisz łuki z mocniejszym naciągiem, a ten jest diabelnie dobrze wykonany. Zrobisz z niego lepszy użytek. Powodzenia. - uśmiechnął się do dziewczyny i odszedł by pomóc pozostałym się zorganizować do wymarszu. Dziewczyna przez chwilę przyglądała się broni, jakby ją skądś znała, ale jej brat szybciej sobie przypomniał.
- To jest łuk Rathana! - Jace był zaskoczony. Co prawda widział we wspomnieniach Sulima coś, co przypominało puklerz wojownika, to jednak widzieć na żywo… pokiwał smutno głową. Pamiętał jak dziś, jak odciągali go od głupiej decyzji ruszenia za patrolem… widać jednak że ich najgorsze obawy się potwierdziły.
- Mam nadzieję, że Tobie przyniesie więcej szczęścia siostrzyczko. - powiedział, jednak symbolika tego gestu nie pozwalała mu nie dodać - Rathan był lekkomyślny w swoich decyzjach, zbyt pewny siebie i bez pokory… - spojrzał na rodzeństwo. Nie potrafił wykrzesać z siebie optymizmu jaki towarzyszył im jeszcze chwilę temu. Chciał coś jeszcze dodać, ale uśmiechnął się tylko sztucznie oddalając w stronę Sulima.
 
__________________
Potrzebujesz pomocy z kartą do Pathfindera lub DnD?
Zajrzyj do nas!
shewa92 jest offline