Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-06-2019, 17:09   #371
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
- Kiedy Fahrak ma wrócić od tych śmierdzieli? -
- Dziś wieczorem, może jutro rano -
- Ciekawe, czy znowu kogoś przyniesie ze sobą, jak ostatnio
-No, ta elfka była niezła. Rzucała się do samego końca, nawet jak sierżant się za nią zabrał
-A jak się potem darła! Ale ja bym te rude kudły wywalił, nie ma co obozu brudzić - ponury rechot i świadomość, o kim mówili sprawił, że Emi aż zadrżała ze zgrozy.


Dopplerka przywarła do drzewa i wcisnęła się głębiej w zarośla słuchając dalej rozmowy hobosów. Była nieostrożna. Dostała taryfę ulgową od Gościa, ale to było tyle. Dalsza rozmowa pomiędzy hobosami dotyczyła już obozowych spraw. Jeden się skarżył na jedzenie, drugi na niewygodne posłania. Nic szczególnego. Do uszu dziewczyny dotarły jednak imiona kilku osób z obozowiska. Yssti i Shalta – alchemiczka i jej asystentka. Reszta rozmowy nie była niczym innym jak pięknym przedstawieniem czym tak naprawdę były hobosy – mordercami uśmiercającymi z przyzwyczajenia. Pomijając elfy – elfy miały przesrane u nich.

Kiedy patrol był już wystarczająco daleko dziewczyna ponownie przekradła się na tyły obozu, do chaszczy. Uzbrojona w defoliant i cierpliwość, powoli i sukcesywnie wydrążyła sobie ścieżkę w kłujących krzewach. Desna poszczęściła tak mocno, że Emi nie doznała nawet draśnięcia i nikt się w obozie nie spostrzegł. Czołgając się blisko ziemi dopplerka zmieniła się w jednego z hobosów, którzy byli akurat na patrolu. Wilki nie były zaalarmowane jej obecnością. Wyglądając zza namiotu Hobos-Emi nie dostrzegła dowódcy, ani żadnego z czarowników. Kiedy wychodziła zza namiotu goblin tylko podniósł głowę na moment i wrócił do swoich zajęć. Wilki pożerały resztki torturowanego wcześniej człowieka. Wchodząc do środka namiotu dopperka musiała na moment się zatrzymać. W jej środku wrzało. Chciała coś zrobić już teraz..., ale to by sprowadziło kłopoty i śmierć na nią i jeńców, których miała przed sobą. Zmizerniałe sylwetki, zasłonięte oczy i zakneblowane usta. Związani tak aby sprawiało im to ból. Obiecała sobie, że osobiście wypatroszy dowódcę. Być może to uczucie sprawiło, że nierozsądnie postanowiła postąpić. Przejrzała oczywiście jeszcze znajdujące się obok jeńców skrzynki. Zawiodła się nie odnajdując niczego użytecznego. Nie było tutaj czego nawet sabotować. Ponownie poświęcając chwilę wyjrzała ukradkiem co się dzieje na zewnątrz.

Wyszła i poszła wprost do kotła z jedzeniem. Chwilę wcześniej schowała miksturę od Vane’a do rękawa korkiem w kierunku dłoni. Odstawiając scenkę jakoby hobos chciał sobie skorzystać z jedzenie ukradkiem wylała miksturę do środka przy okazji mieszając chochlą. Skrzywiła się jakby strawa nie była godna jej uwagi. Aby nie zachować więcej wiarygodności nie udała się z powrotem w okolice namiotu, tylko pokręciła się jeszcze po okolicy jak robili to inni. Gdy to robiła, zaczepił ją jeden z ciężkozrojnych.

- Skinder? Co ty tu jeszcze robisz? Miałeś być na patrolu.

- Hmm? Bomat powiedział, że kogo innego mu przypisali - odpowiedziała niemal od razu Emi-hobos. Nagle wszystkie jej wnętrzności się zacisnęły. Musiała jednak utrzymać odpowiednią minę i postawę, aby zachować wiarygodność.

Hobgoblin zmarszczył brwi i chrząknął.

- Hmpf. Znowu zmieniają przydziały w ostatniej chwili... - mruknął niezadowolony - Co masz na dzisiaj?

- Patrolować obóz i warta na wieży - Emi miała nadzieje, że to ma sens. Najwyżej zrzuci na kogoś, że plany dzine ustalili.

- Na wieży miała przecież Dakra z Hryggą siedzieć… A chuj z tym - żołnierz machnął ręką - Nie moja sprawa, ja swój przydział mam i sierżantowi się nie wtrącam -

Emi-hobos tylko kiwnął głową na znak zrozumienia i chwilę poczekał czy ten jeszcze coś będzie od niej chciał. Kiedy tylko się oddalił dziewczyna wypatrzyła odpowiedni moment, aby się zawinąć z powrotem na górę przez chaszcze. Miała kolejne dwa imiona do zapamiętania, aby wprowadzić kolejne zamieszanie.

Siedząc znów w wygodnym do obserwacji miejscu zobaczyła jak do obozu wraca czwórka nieznanych wcześniej hobosów z wielkim ogarem przypominającym psa myśliwskiego. Wyglądało na to, że ich przywódczyni miała wyższy stopień od normalnego żołnierza, bo weszła do namiotu dowódcy prawie jak do siebie. Prawie. Niestety nie słysząc o czym rozmawiają Emi mogła tylko obserwować pozostałych. Niewiele się działo. Najgorsze jednak było to, że alchemiczka i jej asystentka prawie w ogóle nie wychodziły z namiotu. To utrudniało sprawę. Może jak będą spać coś jej się uda nabroić.

Nie chcąc zarywać ponownie nocy Emi wycofała się do kryjówki, kiedy uznała, że niczego więcej się nie dowie. Kolejny dzień był skończony. Już miała zasnąć, kiedy dostała wiadomość. Jej nieprzewidziana akcja okazała się trafem w dziesiątkę.

~ Desno dzięki ci! ~ podziękowała widząc, że błogosławieństwo od Rhyny było skuteczne.

***

Nowy dzień i nowe zamieszanie. Emi zaczęła łączyć fakty z tym co się dzieje i co ona może zrobić. Szykował się idealny moment, aby zajrzeć do namiotu alchemiczek. Trzeba było tylko odnaleźć jeszcze asystentkę i może chwile poczekać zanim nowa grupa się zbierze.

~ Desno jeszcze trochę spoglądaj na mnie życzliwym okiem. Obiecuję, że nie skrzywdzę twojej ukochanej kapłanki. ~ Czy bóstwo mogło usłyszeć zwykłe myśli śmiertelniczki było wątpliwe, ale gość na pewno je usłyszał. Świadczył o tym krótki kpiący śmiech odbijający się od wnętrza umysłu dopplerki.
 
Asderuki jest offline  
Stary 11-06-2019, 13:43   #372
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Laura ostatnie dnie spędzała na pomaganiu swoim wiedźmom, a właściwie wiedźmie i wiedźmarzowi. Z uwagi że czekała ich być może długa kampania partyzancka ich trójka wraz z innymi o wiedzy zielarskiej organizowali wędrówki po lesie. Szukali wtedy głównie ziół zarówno tych które mogli by przerobić na medykamenty. Choć znajdowali też takie które przydawały się w tworzeniu mikstur ułatwiającym przechodzenie w świat duchów.
Wiedźma z jednej strony była zapracowana z drugiej nadąsana, że podczas ostatniej celebracji Jace zostawił ją ze swoja siostrą.
Co zaowocowało w nowa wiedzę na temat mięty jaką czuła Klara do brata wiedźmy. Laura chętnie odpowiadała na pytania łowczyni, przy okazji widząc polę do podręczenia brata tymi zakusami młodej Beleren. Choć była to zabawa na później, mieli teraz dużo pracy.

Dopiero wieczór po ustaleniu taktyki ataku przyniósł dziewczynie ten moment nudy i nic nie robienia. Znaczy gdyby nie była przygotowana do drogi pewnie właśnie szykując się jak niektórzy.
- No no...jeszcze nie gotowy? - Skomentowała widok pakującego się psionika.
- Nie, muszę opróżnić swój plecak i zrobić miejsce na ekwipunek dla więźniów. - odpowiedział. Odwrócił się do dziewczyny -- Pomysł twojego brata. - Wzruszył ramionami uśmiechając się. - A Ty już gotowa?
Laura uśmiechnęła się jak chochlik. - Myślisz, że chodziłam bym przeszkadzać innym gdybym sama nie była gotowa? - Jej palec podążył drogą wzdłuż jego kręgosłupa. - Iiii pomysł z rzeczami dla uratowanych to dobry pomysł.
Jace uśmiechnął się poddając dotykowi. - Domyśliłem się i wiem. - odpowiedział kolejno na pytanie i stwierdzenie wiedźmy. Odłożył swoje rzeczy na kupkę obok swojego śpiwora chowając kilka pakunków do zwyczajnego plecaka podróżnego.
- Tak ładnie wszystko poukładałeś szkoda by było …- jej dłoń przeniosła się na leżące obok rzeczy chłopaka - gdybyś musiał zaczynać od początku ...ale pewnie byłaby to zasłużona kara…- W głosie Laury dało się słyszeć groźbę, zabarwioną co prawda nutą “chęci psoty’ ale z wiedźmą nigdy nic nie wiadomo. Chłopak uśmiechnął się, wpierw nieznacznie, wpatrując się w oczy dziewczyny, po czym szczerze i głęboko kręcąc przy okazji głową. Jego wzrok błądził przez chwilę po grocie, w tej chwili jeszcze pustej, ale w każdej chwili ktoś mógł wejść.
- Kara? - spytał, gdy ich spojrzenia ponownie się spotkały.
- Za to jak mnie bezczelnie zostawiłeś w towarzystwie Klary! - Rzuciła z przesadną ekspresją. - Lubię twoją siostrę ale miałam inne plany niż spekulować jej jak powinna zwrócić na siebie uwagę Mikela. - Powiedziała nadal sumpatyzując z dawną towarzyszka zabaw. - No i jeszcze nie doczekałam się jak pewien abstynent zaprosi mnie do tańca, albo wymknie się ze mną na “spacer”. - No tak, Jace raczej nie folgował sobie radośnie jak reszta bawiących się w jaskiniach. Był poważny i trochę nie w sosie, tak przynajmniej myślała Laura, ale postanowiła się nad nim popastwić. Rzuciła mu kłodę nazwana ‘insynuacja’ i czekała aż chłopak się speszy i zacznie się denerwować..- No chyba że już byłeś z kimś umówiony…
Wyraz twarzy chłopaka zmieniał się w miarę słuchania. Wpierw chciał się wciąć, potem uśmiech zbladł, a na koniec spojrzał na dziewczynę z całkowitym niezrozumieniem.
Natłok przekazanych informacji oraz forma ich przekazania otrzeźwiły Jace’a momentalnie. Odsunął się poważniejąc.
- Cóż, poruszyłaś wiele tematów, nie chce żeby nam cokolwiek umknęło w niedopowiedzeniu. - położył akcent na ostatnie słowo.
- Jeśli chodzi o moją siostrę, to mam nadzieję, że wybiłaś jej z głowy szczeniackie próby zaimponowania Mikelowi? - zaczął od najważniejszej dla niego sprawy, która była też pierwszą poruszoną przez Laurę.
- Jej lekkomyślne zachowanie doprowadzi do tego, że będzie ryzykować własnym życiem żeby tylko zaimponować twojemu bratu, a to doprowadzi do wielkiego nieszczęścia. - ponownie ten akcent postawiony na ostatnie dwa słowa i poważne spojrzenie błękitnych oczu sprawiły, że wiedźma wiedziała, że psionik traktował tę sprawę śmiertelnie poważnie.
- Mhmmmm… - Zastanowiła się Laura, zdecydowanie coś rozważała. - Jaką to ‘tragedie’ dokładnie masz na myśli? - Od wiedźmy bila nuta rozbawienia. Zastanawiała się co też strasznego może wyniknąć w ewentualnym zauroczeniu siostry Jace’a w Mikelu.
Beleren spojrzał zaskoczony - Serio pytasz? Powiedziałem przecież, że będzie ryzykować własnym życiem. Rzuci się na coś, co ją przerasta jak Yastra i zginie próbując udowodnić coś, czego nikt od niej nie oczekuje. A na pewno nie twój brat. -
- Naprawdę postrzegasz swoją siostrę w ten sposób? - Zwróciła się Laura już spokojniej, bez szyderstw bez śmieszków z psionika. - Jako niemądrą młokoskę która zaryzykuje własne życie by komuś zaimponować?
- Tak. - odpowiedział śmiertelnie poważnie.
- Pewnie będziesz miał w nosie moje zdanie ale i tak je usłyszysz Jaca’e Balerenie. - Powiedziała stanowczo Laura, ale nie było w tym gniewu. - Nie powinieneś się wtrącać w życie uczuciowe swojej siostry. Jeśli ona się dowie, że choćby próbowałeś, to uczucie zdrady jakie spowodujesz odsunie ją od ciebie. Nie ustrzeżesz jej przed światem zawody miłosne są ich częścią. Co do tej tragedii której się obowiasz…- Wzięła głęboki oddech i kontynuowała z kamienna twarzą ale w w środku była smutna. -...Mamy wojnę Jace. Polują na nas Żelazne Kły, każdy z nas może być postawiony w sytuacji kiedy będzie musiał wybrać swoje życie lub innych. To niesprawiedliwe, ale tak jest. Jeśli taka sytuacja spotkała by Klarę naprawdę chcesz spłycić jej wybór, odwagę i być może poświęcenie do trywialnego zauroczenia?
Jace prychnął mimowolnie. - I kto tu spłyca? - zapytał retorycznie. - Ja nie będę ryzykować życiem swoim i reszty tylko po to, żeby się tobie przypodobać - odpowiedział całkiem poważnie.
- Owszem, jesteśmy na wojnie, nie musisz mi tego przypominać. Byłem tam, gdzie to się zaczęło. Widziałem jak płonął mój dom i ginęła moja rodzina! - powiedział z wyraźnym wyrzutem. Jak śmiała go pouczać o wojnie? Nie było jej gdy wszystko legło w gruzach… odetchnął głęboko i zaczął łagodniej.
- Każdy może zginąć, część zginie ratując innych, ale chcę uniknąć śmierci spowodowanej niepotrzebną brawurą. I mam gdzieś zawody miłosne i to z kim się chce spotykać. To jej życie i jej decyzje. Mnie zależy, żeby było jak najdłuższe. Jeśli Mikel nie odwzajemnia uczucia, to lepiej żeby wyleczyła się z tego, zanim ktoś przez to uczucie straci życie. odpowiedział chłodno. Jace przyglądał się dziewczynie jakby jej w ogóle nie znał. Powinna rozumieć troskę o rodzeństwo, szczególnie ona, mająca znacznie bliższy kontakt z bratem niż on miał z siostrą.
- A więc mimo, że poprosiłeś Klarę na szczerą rozmowę w której powiedziałeś jej, że się o nią martwisz. I nie chcesz widzieć jak traci życie przez jej ‘brawurę’ i ze względu na to prosisz by nie ryzykowała niepotrzebnie to najwyraźniej Ona powiedziała w żołnierskich słowach że zrobi co zechce. Dlatego ty teraz mówisz każdemy by nie zachęcał jej do ewentualnego podążania za swoim aktualnym zauroczeniem. Ale mimo tej jawnej nie odpowiedzialności z jej strony nadal pozwalasz jej na wyprawę z nami…- Rozrysowana przez Laure scena miała dużo przerysowanych elementów. No i Laura nie miała oczywiście wiedzy że Jace i Klara taką ‘teoretyczną rozmowę’ odbyli czy też jaki był jej prawdziwy koniec. Dla wiedźmy było oczywiste, że jeśli ona martwi się o zachowanie brata to mu o tym mówi. Szczerze i bez zbędnego słodzenia. -Albo jak w tym przypadku idzie z nim by w miarę możliwości pilnować jego pleców. Reakcja Jace była dla niej średnio zrozumiała, może ‘starsze’ rodzeństwo tak miało? Może tak ma od ataku na miasto? Laura nie wiedziała, w sumie jeśli chodzi o poznawanie się nawzajem to zaczęli dopiero niedawno. Wcześniej aż tak nie przejmowali się swoimi uczuciami czy motywacjami.- ... o ile obawę o siostrę rozumiem to zachowanie i metodę prewencji ...tak nie do końca.
- Robisz zbyt dużo asumpcji... - uciął krótko. - Zaraz będziemy ruszać na hobgobliny, potrzebujemy w pełni skupić się na tym co jest istotne, więc... o co ci w ogóle chodzi? Tak w prostych żołnierskich słowach? - spytał odwracając kartę.
- Co mi chodzi? - Powiedziała już gniewnie na bycie zbytą Laura. - Może o to, że jak przyszłam do ciebie podczas święta to najpierw nie mogłam cię znaleźć a potem zostałam zdegradowana najwidoczniej do roli opiekunki twojej siostry. A ty nawet potem nie zabrałeś mnie choćby na głupia rozmowę o niczym! A teraz jak przyszłam do ciebie spędzić z tobą odrobinę czasu bo jak wyruszymy to nie będzie czasu ni okazji. To ty mi suszysz głowę żebym ci pomogła trzymać Klarę z daleka od Mikela, bo w twoich oczach to nadal głupia dziołcha co nie wie co robi. - Głos był już podniesiony i dobrze słyszalny w najbliższym otoczeniu. - Pójdę już żeby ci nie przeszkadzać w końcu musisz skończyć się pakować! - powiedziała gniewnie i odwróciwszy się na pięcie ruszyła do innej części jaskiń. Za nią wyleciał Gackowsław, który solidaryzując się w gniewie wiedźmy, zostawił dla obiektu ich irytacji “prezent” na torbie chłopaka.
- W moich oczach to ty nie wiesz co robisz! - syknął cicho łapiąc dziewczynę za rękę. - I nie próbuj więcej manipulować mną, ani moją rodziną. Jeśli do Klary dojdą brednie jakie tu wykrzykujesz… - puścił dziewczynę kiwając głową z niesmakiem. Odetchnął głębiej. - Lepiej już idź. Mam sporo roboty. - powiedział ze smutkiem.
Laura przeklinając go pod nosem i wyszła z pomieszczenia zła na niego a jeszcze bardziej na siebie, że pozwoliła sobie by jej na nim zależało. ~Głupiec~ Rozbrzmiało w jej głowie. --
Jace stał przez chwile pośród swoich rzeczy po czym ze złością machnął ręką przywołując moc. Resztki śladów Gackosława rozbryzgały się na scianie.


~*~

Rozmowa z Jace’m nie przebiegła jak oczekiwała Laura. Ba, ona poszła w bardzo nieprzewidywalnym kierunku i dziewczyna nadal była wielce zła, zdziwiona i zszokowana. I smutna, gdyby wiedziała że samym wspomnieniem o rozmowie z Klara na temat jej brata wywoła taką burzę, pewnie zachowałaby to dla siebie.
Jej nogi same powiodły ją do osoby która mogła przynieść jej odrobinę równowagi.
- Ty też się jeszcze pakujesz? Pomóc ci? - Zapytała swojego bliźniaka zza jego pleców.
Mikel wzdrygnął się lekko, zaskoczony pojawieniem się siostry.
- Przestaniesz kiedyś próbować dorpowadzić mnie do zawału? - Chłopak uśmiechnął się szeroko. Wcale nie oczekiwał odpowiedzi na swoje pytanie. --Co tam młoda?
Laura w rzadkiej sobie wylewności przytuliła się do brata. - Jestem zła i przyszłam tutaj żeby kogoś nie zamienić w ropuchę. - Powiedziała gniewnie co z uwagi że przytulała się teraz do starszego, o minutę, brata musiało wyglądać śmiesznie. - A jak już jestem mogę doprowadzić cię do zawału...albo pomóc w pakowaniu. - Mikel poczuł jak nietoperz siostry wylądował mu na głowie i też się przytulał ...do bujnej czupryny wojownika, który był wyraźnie zaskoczony tym, co właśnie się działo.
-Ciebie również dobrze widzieć o przepotężny Gackosławie! - wojownik już od jakiegoś czasu odnosił wrażenie, że nietoperz jest z charakteru jak kot i to on uważa się za Pana ich wszystkich.
- Potężny! - Poprawiła intonacje brata w konkretnym słowie Laura.
- A nie PRZE potężny? - zapytał zdziwiony i niepewny gdzie popełnił błąd.
- Intonacja…- Wyjaśniła, szepcząc, Laura.
-Postaram się zapamiętać. - nadal nie był pewny, co było nie tak w jego intonacji, ale uznał, że bezpieczniej się zgodzić.- Kto ci tak dopiekł? - zapytał po kilku sekundach.
- Beleren. - Powiedziała krótko, nie uważała że mądrym byłoby to ukrywać. Mikel i tak by się domyślił.
- Musi być grubo, skoro już nie Jace.. - spojrzał, czekając na dalsze wyjaśnienia.
- Okazał się jednak głupcem...ale poradzę sobie z nim. - Powiedziała już pewniej siebie ale nadal skutecznie przeszkadzała bratu w pakowaniu przez uścisk. - A jak nie to poproszę żebyś go stłukł.
-Z największą przyjemnością! - mimo swoich słów wydawał się bardziej zaniepokojony niż radosny - Powiesz mi co zrobił?
- Nie. Nie mam ochoty marnować na niego czasu i oddechu. Przynajmniej nie więcej niż to potrzebne….Mikel... wiesz że uważam iż jesteś bardziej niż kompetentnym wojownikiem, tak? - Zapytała zmieniając temat.
-Nooo… wiem… - odpowiedział niepewnie, zaskoczony i lekko przestraszony nagłą zmianą tematu.
- A mimo wszystko się boje...że zginiesz, dlatego idę pilnować twoich pleców...ale się boje, że mimo tego że ty jesteś świetnym wojakiem a ja Potężną Wiedźmą to to nie wystarczy… - Jej głos jakby zadrżał a uścisk obu istot nabrał na sile. -...więc proszę cię, uważaj tam na siebie.
Chłopak w odpowiedzi uścisnął mocno bliźniaczkę. Laura niezwykle rzadko była tak wylewna i nie chciał zniszczyć tej chwili.
-Ja też się boję. Od walki z tym zwiadowcą boję się, że sobie nie poradzimy. Dlatego nie chciałem atakować. Tak było bezpieczniej.
Tylko wiesz co?
- przerwał szukając odpowiednich słów - Z tobą za plecami nie boję się już niczego. - pocałował siostrę w czoło - W ostateczności uciekniemy i zostawimy im Jace'a. Wyliczy ich zamiast nas. - niepewnie zażartował.
Laura za to nie pewnie czknęła zapewnie tłumiąc śmiech. Po czym wróciła do swojej stoickiej wiedźmiej JA. - Spakowałeś amulet? Pewnie zapomniałeś, zawsze zapominasz o małych rzeczach.
-Spakowałem. - wskazał na wisiorek na szyi - W sumie to zastanawiam się tylko nad eliksirami leczącymi. Nie wiem ile przekazać Jace'owi, żeby spakował do torby, a ile rozdać reszcie atakujących. Sobie zostawiam dwie na wszelki wypadek. - krótko wyjaśnił.
- Rozdaj po tyle samo innym a reszta do torby, zawsze mamy jeszcze nasze czary i różdżkę. - Poradziła Laura, podobnie jak brat wolała by ich ludzie byli dobrze zabezpieczeni na wypadek obrażeń.
-Sęk w tym, że nawet jak sobie zostawię jedną to braknie dla wszystkich walczących, a już na pewno nic nie trafi do torby. Zastanawiam się, czy łucznicy naprawdę będą ich potrzebować? Jak myślisz? - zapytał.
- Nie. Są daleko i w teorii poza zasięgiem zagrożenia. Można dać im dwie na całą grupę, na wszelki wypadek...czuje ze do tej rozmowy powinnam wiedzieć jaką ilością tych flaszek dysponujesz.- Odpowiedziała i jednocześnie zapytała wiedźma.
- Dziesięć. Tyle mam łącznie. Jedna zostaje ze mną i reszta do rozdysponowania. - chłopak skrzywił się lekko. Wydawało mu się, że miał ich trochę więcej. Zdobywanie jaskiń okazało się jednak bardziej kosztowne niż mu się wcześniej zdawało.
- Spytaj się czy mają własne. Jeśli nie, daj im dwie, a resztę na pierwsza linie. Ja też tam będę więc w razie potrzeby będę używać na was magi. - Powiedziała logicznie Laura. Porozmawiali jeszcze chwilę i Laura zwrócili sobie uwagę na parę szczegółów podczas pakowania. Potem Wiedźma udała się po swoje spakowane już rzeczy i wyszla na miejsce zbiórki.


***
Droga do obozu***

Ostatnie pożegnania i wskazówki. Ostatnie słowa czy pocałunki na szczęście. Laura stała i obiecywała rodzicom że oboje z Mikelem wrócą cali. Potem podeszła do wiedźmiarza na ostatnie wskazanie zadań pod jej nieobecność. Miała na sobie nowy pomysł na strój stworzony przez swoją wyobraźnie i magiczną branzoletę. W drodze trzymała się z Mikelem i jego grupą od czasu do czasu wspomagała zwiadowców mała sztuczka magiczną. Ot mały łut szczęścia czy lepsza koncentracja. Droga była długa ale Laura nie narzekała. Nie pierwszy raz ona i jej brat mieli daleką drogę do przejścia.
 
Obca jest offline  
Stary 11-06-2019, 13:51   #373
 
psionik's Avatar
 
Reputacja: 1 psionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputację
Droga do obozu Żelaznych Kłów była dość morowa. Niedawna sprzeczka z Laurą odcisnęła piętno na psioniku, który na wszelki wypadek omijał zarówno ją, jak i Mikela. Przynajmniej dopóki wiedźmie nie przejdzie foch. Starał się podtrzymać na duchu i gasić wszelkie zalążki zwątpienia. Mieli za sobą działającego w terenie Kharricka, znali teren i mieli przewagę zaskoczenia. Nie przedstawiał tego jako prostej sprawy, którą można zlekceważyć, ani też z góry przegraną. Starał się wypośrodkować poziom trudności, choć mając w głowie problemy jakie mieli ze zwiadowcą, ciągle poważnie zastanawiał się nad tym, czy będą mieli szansę.
Czy szkolenie Rufusa to był dobry pomysł? Spojrzał na skupionego półorka idącego nieopodal. Wydawał się być zdeterminowany i pełen chęci wypróbowania swoich zdolności. Jace sam był zaskoczony efektami współpracy. Nie spodziewał się, że przodkowie Rufusa będą czuli tak silną więź ze swoim potomkiem, i że uda mu się z nimi zjednoczyć.
Przez ostatnie dni, facet zrobił postępy! Udało mu się skomunikować z duchami swoich przodków, choć tu Beleren musiał posiłkować się wykradzionym alkoholem, by rozluźnić sceptyczny umysł, ale udało się. Skończyła mu się kreda od rysowania symboli i dwa razy musiał pertraktować z Jet w sprawie świeczek, ale efekty były zadowalacjące. W szczególności mina Rufusa gdy poczuł aurę, zwiewny, ledwie wyczuwalny zgiełk bitewny, a osełka niemal nie wystrzeliła z rąk kręcąc się wokół własnej osi wzbudzając skry. Jace uśmiechnął się do swoich myśli. Widział jak ludzie dookoła, których otworzył na moc czerpali przyjemność z jej korzystania. Tezzeret, Erasena, Vane, czy nawet Vitale i teraz Rufus. Chłopak również uczył się obserwując ich, to w jaki sposób eksperymentują z mocą, jak się z nią obchodzą, jak ona daje się im prowadzić. Oczywiście, żadne z nich nie dysponowało wiedzą i siłą jaką dysponował Jace, ale patrząc na nich on sam również uczył się kontrolować swój strach i luzować swoje blokady.

Wrócił myślami do idącego przed nim Rufusa. Młody półork był wyraźnie podekscytowany, chciał koniecznie wypróbować swoje nowe umiejętności, czuł chęć udowodnienia i to niepokoiło Belerena. Czy na pewno dobrze zrobił? Czy nie namieszał za bardzo zamiast pomóc?
Wrócił wspomnieniami do jednej z sesji, gdzie wojownik odmówił współpracy prawie ciskając osełką w psionika. To był chyba decydujący moment. Moment przełamania, gdzie niewiara i wątpliwości zagłoszone zostały przez gniew - silne uczucie spajające go z przodkami, pozwalające zjawie przekroczyć barierę.
Osełka odegrała znaczącą rolę, psionik nie chciał jej dotykać, żeby nie skazić aury. Pozwolił powoli odkrywać ją Rufusowi, poczuć efemeryczną postać ducha, nauczyć się o ostrzu, które ostrzone było niezliczoną ilość razy. Rufus nie dostrzegał jeszcze całości, nie potrafił ogarnąć myśli wokół faktu, że ma ze sobą pomocnika.
Ostatecznie w dniu wyjazdu półork przybiegł do psionika z uśmiechem od ucha do ucha.
- Patrz Jace! - wykrzykiwał. Stanął w rozkroku z rękami wyciągniętymi przed siebie. Nie nie mówił, wzrok skupiwszy na dłoniach. Na początku nic się nie działo, ale Jace czuł aurę. Najpierw delikatną, lecz szybko przybierającą na sile. I nagle bum!
- HA! - krzyknął uradowany pół ork. W dłoniach zmaterializował się stary, orczy topór. Lekka, ledwo zauważalna nieuzbrojonym okiem aura spowijała broń, której ostrze nosiło ślady niezliczonych ostrzeń. Obuch stanowił może ze dwie trzecie swojej oryginalnej wielkości i psionik nie miał wątpliwości, że to właśnie ta broń tak wymęczyła osełkę.
- Brawo! - uśmiechnął się bijąc brawo. - Brawo, jestem pod wrażeniem. - dodał.
- To jeszcze nic! Patrz na to - uśmiech z twarzy półorka poszerzył się jeszcze bardziej, o ile to w ogóle możliwe, gdy broń rozbłysła niebieskawą poświatą. Psionik instynktownie rozpoznał chłodny dotyk magii. Widać nauki ducha wsparte przez Jace’a, przewodnika po efemerycznym świecie przyniosły zaskakujące rezultaty. Półork był w stanie nie tylko dogadać się z przodkami, ale wykorzystać ich zdolności ofensywnie.
- Pokaż mi co potrafisz. - powiedział z uśmiechem unosząc przed sobą kamienie.
* * *

Wreszcie zatrzymali się na dłuższy odpoczynek we wskazanym przez Sulima miejscu. Druid bardzo rygorystycznie podchodził do tematu bezpieczeństwa i ochrony przed ewentualnymi patrolami hobgoblinów i chwała mu za to. Byli dzień drogi od jaskiń, ale wszyscy mieli pewność, że są na terenie wroga. Podzielili się pracami i Jace wylądował w parze ze swoją siostrą. Niezupełnie przypadkiem.
~ Hej, ~ odezwał się, gdy usiedli w krzakach na czatach. Dziewczyna aż podskoczyła, nienawykła do rozmów telepatycznych.
~ Nie chciałem cię przestraszyć. ~ “głos” w jej głowie był lekko rozbawiony.
~ Nie miałem okazji tego powiedzieć wcześniej, ale cieszę się, że wyruszyłaś z nami. Ty, Yan… dobrze będzie wziąć odwet na hobosach. ~
Dziewczyna uśmiechnęła się mimowolnie.
~ Nie zostawilibyśmy Cię samego. Może uda nam się dowiedzieć, co z mamą, tatą i Karlem. ~
~ Tak... ~ odpowiedział po chwili namysłu ~ Kluczowe będzie wydobycie wszelkich informacji, zapisków, dzienników. Może uda się nam wydobyć coś z ich głów, ale muszą być żywe. ~
Klara zacisnęła mocno zęby, zmarszczyła brwi. ~ Tego Ci nie obiecam ~ Jej myśli przesiąknięte były gniewem.
Jace milczał przez chwilę pozwalając emocjom opaść ~ W porządku. ~ powiedział w końcu. ~ Nie chcę cię brać pod włos siostro, ale z martwej głowy nic nie wyciągniemy, nikt z nas nie jest nekromantą. A zabić ich zawsze zdołasz ~ chłopak próbował delikatnie przekonać siostrę do swojego pomysłu. Nie uśmiechalo mu się zabijanie więźniów, czy kogokolwiek innego, jeśli już o tym mowa, ale widział ostatnio zbyt wiele i choć sam nie widział siebie w roli pozbawiającego życia przeciwnika, to czuł tę samą odrazę i nienawiść co siostra. Nie mógł jej odmówić zemsty, mógł ją co najwyżej opóźnić.
~ Postaraj się dać mi czas. Jeśli to możliwe, jeśli to nie będzie zbyt niebezpieczne. ~ dodał wchodząc na właściwe tory rozmowy jaką chciał przeprowadzić.
~ Dobrze, ale nie ręczę za siebie, jeśli zobaczę, że coś robili tym jeńcom. ~
~ Zrobili. Bądź tego pewna. ~ odpowiedział z pełnym przekonaniem. ~ Dopadli Yastrę. ~ dodał po chwili ~ Jej rude włosy powiewają przed namiotem ich dowódcy. ~ psionik wolał przygotować siostrę zawczasu na możliwe sceny. ~ Jest tego więcej… ~ głos w głowie dziewczyny był cichszy, smutny. Klara milczała w szoku, trawiąc informacje. Jace dał jej czas samemu zastanawiając się jak poprowadzić rozmowę.
~ Uważaj na siebie siostrzyczko. Wiem, że w tym temacie masz większe doświadczenie, ale proszę cię: nie daj się ponieść. ~ głos w jej głowie wyrażał autentyczną troskę.
~ Postaram się. ~ odpowiedziała krótko, po czym objęła brata, co przedtem nie zdarzało jej się zbyt często.
- Jesteś najlepsza. - powiedział odwzajemniając uścisk.

 
psionik jest offline  
Stary 11-06-2019, 23:48   #374
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Ekscytacja na wieść, że reszta jednak przybędzie zalała umysł dziewczyny. W zasadzie wcale nie było to do końca ustalone i mogła się liczyć z tym, że dostanie wiadomość nakazującą powrót. Nie była pewna czy zrobiła to do końca celowo, ale miała wrażenie, że to jak rozegrała wysyłanie raportu oraz Sulima z pytaniem, kiedy przybędą... popchnęła wydarzenia w kierunku jaki chciała. Może się myliła, może za dużo sobie przypisywała, wszak Jace też wolał zaatakować obóz.

Emi przekradła się do wąwozu jak poprzedniego dnia. Udając jednego z hobosowych zwiadowców bez przeszkód wykorzystała zamieszanie i weszła ukradkiem do namiotu alchemików. Zamierzała działać szybko. Miała zamiar zgarnięcia przydatnych przedmiotów, rozlania oleju i podpaleniu całego namiotu. Liczyła, że chemikalia wzmogą wybuch... a potem zobaczyła dwie zamknięte skrzynki. Zwracały uwagę na siebie bardziej od pozostałych rzeczy w namiocie. Dopplerka przeklęła swoją ciekawość. Wyjęła swoje wysłużone narzędzia i zaczęła gmerać nimi przy kłódce. Nie zapomniała jak ich się używa. Na zewnątrz namiotu wciąż panował spokój więc otworzyła wieko. W środku skrzyni leżały butelki z truciznami i antytoksynami. “Pożyczając” sobie torbę dziewczyna zagarnęła wszystkie do środka. Zamknęła wieko. Upewniając się, że jeszcze może sobie na to pozwolić podeszłą do drugiej i zaczęła się nią “bawić”. Niestety w momencie, kiedy zamek strzyknął usłyszała zbliżające się kroki. Nie chciała jeszcze uciekać, więc jak szczur dała nura pod stół i pomiędzy skrzynki. Ukryła się sprawnie, zerkając w stronę wejscia do namiotu, przez które weszła asystentka alchemiczki - chuda hobgoblinka nosząca zbroję Rathana z doszytymi emblematami legionu. Zamknęła za sobą poły namiotu i przeciągnęła się, aż chrupnęly jej stawy. Potem wydarzyło się coś dziwnego. Asystentka zgarbiła się, a jej skóra pokryła się krótką sierścią. Twarz, której fizjonomię można było już wcześnie nazwać szczurowatą, wydłużyła się, zamieniając w wielki szczurzy pysk. Uszy także powiększyły się, dłonie zamieniły w szpony, a Emi mogła przysiąc, że ze spodni wysunął się długi, glizdowaty ogon. Szczurołaczka ruszyła do swojego hamaka, porządkując namiot.

~~Czyżbysmy mieli kłopoty? ~~

~ Niekoniecznie. Zależy co będzie chciała zrobić. Jak się położy będę mogła dalej działać. Jak będzie kontynuować… pytanie czy wiedzą czym ona jest. ~ Emi już kreowała plan jak użyć przeciw szczurzycy jej wygląd. Zawsze mogła się pod nią podszyć i oskarżyć ją o bycie sobowtórem. Największa ironia będąc dopplerem. Ta wydawała się jednak nie szykować do snu, wszak było jeszcze przed południem. Zaczęła za to przeglądać skrzynie, jakby szykując sie do pracy. Było tylko kwestią czasu, zanim nie podejdzie do stołu. Emi w ostatniej chwili powstrzymała się od tego, aby cmoknąć z niezadowoleniem. Korzystając z zajęcia postaci spróbowała się wymknąć przez wejście w momencie, w którym szczurzyca nie patrzy.

Dopplerka wychynęła cicho zza stołu i ruszyła w stronę wyjścia. To była prosta sprawa - przejść kilka metrów za plecami niczego nie spodziewającego się szczurołaka. Ale zwykle to te proste sprawy lubią się komplikować - pogoda nie sprzyja, coś się psuje, luźna butelka sama pakuje się pod stopy. To zapewne wyglądałoby zabawnie - Emi potykająca się i lecąca na ziemię wśród brzęku szkła zrzucanego ze stołu. Dla dopplerki zdecydowanie nie było. Czas nagle zwolnił, a one jakby zatrzymała się w powietrzu.

~~ Teraz zdecydowanie mamy kłopoty, czyż nie? ~~ zapytał głos, jakby rozbawiony.

Emi westchnęła mentalnie.
~ Ano… ~ odpowiedziała. Po chwili zrozumiała, że może ruszyć tylko głową.
~ Co się dzieje? ~

~~ Właśnie lecimy na bliskie spotkanie z glebą, a potem na spektakl “Co ty tu kurwa robisz?!” ~~

~ To wiem, pytam, dlaczego wiszę ciągle w powietrzu? ~ gość mógł wyczytać, że pomimo pytania dopplerka wymyślała już kilka wymówek jakimi może spróbować się wyłgać. Od zwykłych kłamstw, po szantaż związany z wyglądem asystentki. Były też pomysły na przemianę w sama alchemiczkę, aby zwyczajnie zmylić szczurzycę i skorzystać z momentu i uciec. Umysł Emi pracował na najwyższych obrotach.

~~ Nie wisimy - lecimy, przecież mówiłem. Trochę ryzykowne te twoje pomysły, prawda? ~~

Emi zirytowała się.
~ Tak, ryzykowne. Niestety się nie rozpłynę w powietrzu, a ty już zakończyłeś okres próbny na to coś cokolwiek robiłeś. Czy jak to określiłeś. Dlaczego WYDAJE mi się, że wiszę w powietrzu, a czas nie płynie? ~

~~ Powiedzmy, że troszkę przyspieszyłam twoje postrzeganie. A co powiesz na przejście z wersji próbnej na pełną? ~~

Jeśli można milczeć myśląc to Emi właśnie to robiła.
~ Co w zamian? ~ zapytała nauczona, że nic za darmo nie ma.

~~ Wnioskując po twoich reakcjach psychicznych i fizjologicznych na niego, likwidacja tego w niebieskim chwilowo nie wchodzi w grę. Ale w pobliżu jest taki jemu podobny, szaroskóry. Zabijesz go podczas tego waszego ataku, a potem pozwolisz mi zająć się nim na osobności. ~~

~ Zgoda. Ten chudzielec z obstawy dowódcy? ~ Emi przypomniała sobie, że gość obiecał jej “normalną” rozmowę, jeśli zabije Jace’a. Wybrała doprowadzenie się do stanu zmiany postrzegania. Wydawało jej się, że już kilka razy udało jej się osiągnąć odpowiedni stan.

~~ Bystra dziewczynka ~~ czas wrócił do swojego normalnego biegu, a Emi poleciała na ziemię. Hałas był straszny, tłuczone szkło, a do tego mimowolne jęknięcie dopplerki. Szczurołaczka odwróciła się i spojrzała prosto w jej stronę - jej oczy zamgliły się na moment, po czym warknęła… i zabrała się za sprzątanie bałaganu.

- Cholerny ogon, znowu… - mruczała pod nosem.

~~ Nie ma za co. Przy okazji, ta z jasnymi włosami była niezła. Powoli zaczynam rozumieć, czemu macie taką obsesję na punkcie spółkowania ~~

~ Pamiętasz coś czego ja nie pamiętam… kto, kogo zaciągnął do..? Łóżek nie mamy w sumie. ~ zapytała dopplerka powoli się podnosząc. Cały czas patrzyła na szczurzycę. Pytanie zakładało, że gość mógł też sprowokować całą sytuację. Zbierając się w sobie sięgnęła do wieka skrzyni, ale jej dłoń sama się cofnęła.

~~ Bez interakcji z otoczeniem, i pospiesz się! Bawiłem się całkiem dobrze, wasza fizjologia umie nagradzać takie zachowania. ~~

Emi wycofała się z nietęgą miną. Do wyjścia z namiotu.
~ Za takie gierki chyba należy mi się coś. Nie przypominam sobie abym ci pozwalała korzystać tak swobodnie z ciała. ~

~~ Odleciałaś, a ciało jeszcze funkcjonowało ~~ było w tym zdaniu coś w rodzaju mentalnego wzruszenia ramionami.

Dopplerka potrzebowała chwili, żeby przetrawić informacje. Wyszła na zewnątrz. Rozejrzała się jak wygląda sytuacja i udała się do namiotu z jeńcami.

Po drodze zobaczyła tego wielkiego bugbeara - sierżanta Scarviniousa, dowódcę obozu, rozmawiającego, czy raczej wydającego rozkazy, szefowej tej grupy zwiadowców. Emi była w stanie usłyszeć dopiero część wypowiedzi

- … Fahraka, przekaż mu to - niedźwieżuk podał hobgoblince niewielką, zalakowaną wiadomość - I przekaż, że ma jechać prosto do Fortecy Phaendar. Skurwysyn sobie czas bałamuci, a mamy konkretne zadania - warknął na koniec. Zwiadowczyni zasalutowała i zaczęła poganiać swój oddział do szybszego wymarszu.

Doplerka tylko kilka chwil za długo patrzyła w kierunku dowódcy. Musiała się szybko ulotnić z obozu… może zdąży jeszcze coś zdziałać, może uda jej się wpaść na nich zanim ruszą do jaskiń. Szlag by wziął, że strach jaki ją oblazł! Mógł się Jace o nią tak nie martwić! Sama zaczęła się bać i teraz, jeśli tylko Desna na to pozwoli, to tamci wpadną na maszerujących uciekinierów. A mogła dzisiaj się podszyć pod posłańca. W natłoku myśli uświadomiła sobie co jeszcze może zadziałać, aby nie tkać grubymi nićmi szytej historii o utracie wilkora.

Znów się wymknęła swoją ukrytą ścieżką. Przeczołgała się pod chaszczami targając zdobyczne mikstury. Kiedy dotarła do lasu uważnie się rozejrzała i nasłuchiwała i wróciła do swojego obozowiska. Ze swojego plecaka wyjęła figurkę jaką dostała od Sulima. Naskrobała na kawałki papieru ostrzeżenie przed czteroosobowym zwiadem dobrze uzbrojonych hobosów idących w kierunku jaskiń. Zaleciła ich się pozbyć. Kawałkiem rzemyka przywiązała ją do figurki i uruchomiła jej magię, aby magiczne zwierzątko poleciało do Sulima i zaniosło informację.

Po wysłaniu wiadomości, Emi powróciła do obserwacji obozu z daleka. Czasu było coraz mniej, a musiała wiedzieć kto będzie na wieży, aby łatwiej się go pozbyć. Po kilku dniach umiała już rozpoznać subtelne różnice między pyskami hobosów i bugbearów. Kusiło ją jeszcze sabotować instalowanie pułapek. Niestety bała się. Po kroćset, bała się! Ta krztyna rozsądku i obawy przed śmiercią powstrzymywała ją przed nadużyciem błogosławieństwa... nie żeby już to się nie stało.

Konsekwencje jej wyborów będą ją ścigać.
 
Asderuki jest offline  
Stary 12-06-2019, 07:35   #375
DeDeczki i PFy
 
Sindarin's Avatar
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
Emi

Gdy dopplerka wróciła do obozu, oddziału zwiadowców już w nim nie było. Prace przy reorganizacji pola minowego trwały aż do wieczora. Mimo, że Emi wyrzucała sobie niepodjęcie próby sabotażu, mogła przynajmniej mieć pewność, że zapamiętała, gdzie leżą pułapki i jak bezpiecznie tamtędy się przedostać. Ku jej uldze, wizyta w namiocie alchemicznym nie wywołała, póki co, żadnych reakcji - może nikt nie zagląda do tych skrzynek codziennie, albo próbują to załatwić po cichu? Cóż, pozostał jeszcze jeden dzień, by przekonać się, czy dotychczasowe działania przyniosły jakieś efekty i czy da się zrobić coś jeszcze, by zaszkodzić hobgoblinom przed samym atakiem.

Jace, Laura, Mikel

Zbliżał się już zachód słońca, gdy Sulim w pośpiechu wrócił z poszukiwania miejsca na nocleg. W dłoni trzymał niewielki kawałek papieru, a sam wydawał się bardzo poruszony.
- Kharrick przysłał nam wiadomość! - wysapał -W stronę jaskiń idzie czwórka zwiadowców, tą samą ścieżką, co my. Wpadną na nas za parę godzin, już po zmroku -
Wiadomość przekazana przez druida wywołała niemałe poruszenie wśród grupy. Czyżby zbliżała się okazja do sprawdzenia się walce przed samym atakiem na obóz?
 
Sindarin jest offline  
Stary 13-06-2019, 16:12   #376
Kowal-Rebeliant
 
shewa92's Avatar
 
Reputacja: 1 shewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputację

Na wieść, że mają jeszcze kilka godzin do spotkania, Pheandarczycy postanowili ruszyć dalej i uważnie rozglądać się za dobrym miejscem na ewentualną zasadzkę. Po mniej więcej godzinie, udało się trafić na nieco bardziej otwartą polanę, z której wyjście prowadziło przez wąski przesmyk, pomiędzy stosunkowo wysokimi skalnymi wzniesieniami. Miejsce wydawało się wręcz idealne na zasadzkę. Mikel zasugerował jak rozmieścić ich siły i o dziwo plan przeszedł bez większych zastrzeżeń. Właściwie to tylko Laura i Jace sami wybrali sobie pozcyje i to dosyć oddalone od siebie, a psionik zdawał się unikać też Mikela i uznał, że lepiej będzie mu po drugiej stronie zasadzki, razem z rodzeństwem. Czas oczekiwania upływał dosyć nerwowo, ale w końcu stało się. Grupa z Pheandar mogła w końcu przejść swój chrzest bojowy.


Grupa hobgoblinów składała się z trzech zwiadowców i ich dowódcy - hobgoblinki, której nie odstępował na krok ogar myśliwski. Wszyscy mieli na sobie stroje maskujące, a poza standardowym wyposażeniem także sieci, zapewne do chwytania jeńców. Poruszali się sprawnie, zwartym szykiem, uważnie lustrując otoczenie. Wszyscy czekali w napięciu, aż miną niewielki wąwóz, na szczycie którego ukryli się łucznicy, i dotrą do rozwidlenia, gdzie będą łatwym celem. Niestety półmrok, który panował pod drzewami, nie pomógł phaendarczykom. Gdy tylko hobgobliny wyszły zza rogu, zauważyły kryjącego się w krzakach Shagariego, a zaraz po nim kilka innych osób.
- Brać ich! - krzyknął dowódca.

Mimo, że wykryli zasadzkę, to zwiadowcy zauważyli tylko część Pheanadarczyków. Dwie grupki, ukryte na skale nad przejściem zaatakowały w tej samej chwili, kiedy dowódca zaczął wydawać rozkaz. Pociski poleciały w stronę zaskoczonych hobgoblinów, ale tylko strzała Tezzereta trafiła i bomba Vane’a poczyniła jakieś szkody. Największą wartość miały jednak działania Jace’a, który wydawał się stać i nic nie robić. W rzeczywistości mocno zaatakował umysł wrogiego dowódcy.

Mikel, który jako pierwszy otrząsnął się po tym, jak zostali wykryci, zaszarżował na najbliższego z hobgoblinów i jednym ukośnym cięciem rozciął mu korpus, co spowodowało, że wnętrzności zaczęły wypływać wylewać się z otwartego brzucha. Przeciwnik żył jeszcze chwilę, ale nie stanowił już dla nikogo zagrożenia.

W czasie, kiedy Klara i Tez posłali dwie kolejne celne strzały, ich starszy brat, zadowolony zamętem jaki chwilowo wywołał w umyśle hobgoblinki, zadbał o to, żeby to samo spotkało też jej wiernego psa, a Ci natychmiast rzucili się na siebie i czworonóg zaliczył lekkie cięcie sejmitarem.

Rufus, teraz odmieniony, z przyzwanym widmowym toporem wezwał pomoc z zaświatów.
~ Duchy moich przodków, kierujcie mą ręką ~ - wyszeptał w myślach niemą modlitwę i zaszarżował na tego samego przeciwnika, którego właśnie zaatakowała Elda. Potężne uderzenie prawie zmiotło wroga przecinając pancerz, skórę, mięśnie i ścięgna.

Laura, wraz ze swoim podopiecznym, również dobrze sobie radziła. Samym tylko spojrzeniem osłabiła wolę wroga, którego Shagari za pomocą swojej magii położył do snu, a Diethard zadbał, by już nigdy się nie obudził.

Największym zaskoczeniem okazał się jednak Torve. Zaszarżował z rykiem na hobgoblina, zamachując się zdobycznym toporzyskiem. Drwal słynął z tego, że podczas festynów, popisując się swoją siłą, jednym uderzeniem ścinał niewielkie drzewka i przepoławiał pnie. Najwyraźniej znalazł nowy sposób na popisy - tułów hobgoblina został oddzielony od jego nóg płynnym cięciem, obryzgując wszystkich dookoła krwią.

Mikel wykonał szybki krok i dwa razy zaatakował dowódcę. Jedno cięcie dosięga hobosa, raniąc go mocno.

Dowódca próbowała uciec z zasadzki, ale Torve skutecznie jej to uniemożliwił, odcinając nogę przy samym udzie. Hobgoblinka padła na ziemię i szybko się wykrwawiła.
Pies rzucił się wściekle na drwala, jakby próbował pomścić swoją panią, i wgryzł się w jego łydkę, ale szybko załatwiła go strzała, posłana przez Klarę, przebijając mu gardło.

********

Widząc, że już po wszystkim, Phaendarczycy pozwolili sobie na chwilę radości. Poklepywanie po plecach, żarty ze zmęczonego Torvego, że pomylił hobgobliny z dębami, podziwianie magicznego topora Rufusa, wyliczanie, kto kogo powalił. Widać, że tak druzgoczące i szybkie zwycięstwo było im bardzo potrzebne, poprawiając morale i dając wiarę, że są w stanie wygrać także i zbliżające się starcie.

Mikel po przeszukaniu ciał, poległych był więcej niż zadowolony z łupów. Spora część ekwipunku zdobytego na wrogach przewyższała jakością to, co było w posiadaniu Pheandarczyków. Najbardziej zainteresowały go świetnej roboty długi łuk i mistrzowsko wykonane długie miecze.
-Słuchajcie! Te miecze są naprawdę dobre, sejmitar z resztą też. Ja na waszym miesjcu powimianiałbym swój sprzęt na ten tutaj. - spojrzał z uśmiechem na Vitalego, który faktycznie podszedł i zaczął oglądać ostrza. Zadowolony Mikel zabrał jedno z nich i łuk, który wcześniej zwrócił jego uwagę, po czym skierował się do młodszego z półorczych braci.
- Półbrzydalu! Twój mieczyk jest niemal tak tępy jak Ty, a wiem że lubisz te dłuższe ostrza. Trzymaj. - podał broń i poklepał Irvana po ramieniu.
- Uważaj, żebym ci go nie wsadził, gdzie słońce nie dochodzi! - warknął rozbawiony półork, przyjmując broń i ważąc ją przez chwilę w dłoni - Rzeczywiście, lepiej wykonane niż te, które zabraliśmy tym w Phaendar. To jakiś ważniejszy oddział może? -
-Być może, ale nie byli zbyt groźni. Tamten zwiadowca przy jaskiniach był o wiele lepiej wyszkolony. Mniejsza o to. Mamy teraz kilku wrogów mniej w obozie do pokonania. Powinno być łatwiej. Wszyscy dobrze się spisali! - ostatnie zdanie wypowiedział głośniej kierując je w równym stopniu do rozmówcy, jak do reszty.
- Mieliśmy przewagę czterech do jednego i element zaskoczenia, to musiała być…- Vitale mruknął na tyle cicho, żeby pozostali nie usłyszeli, ale Mikel nie dał mu dokończyć i szturchnął go w bok. Spojrzenie zdawało się mówić: “Wiem”.
-... rewelacyjna współpraca z naszej strony, że nikomu nic poważnego się nie stało, a z nich nie ma co zbierać! - dopowiedział normalnym tonem, a później dodał niemal szeptem - Morale to ważna rzecz. Idę zadbać o jeszcze jedno. Weź jeden z mieczy. Ty chyba masz podobne upodobanie do broni jak Irvan co?
Vitale nie odpowiedział, nie do końca przekonany optymizmem Mikela. Skupił się bardziej na odebranym hobgoblinowi ostrzu.
Wojownik zaś dziarskim krokiem podszedł do stojącego lekko na uboczu rodzeństwa Belerenów.
- Dobra robota. Może nie idealna, ale oddaliście kilka dobrych strzałów i udało wam się ich zaskoczyć. - zaczął neutralnie, żeby ocenić ich nastroje.
- Faktycznie, poszło całkiem nieźle. - zgodził się Jace, który nie zbliżał się nawet do martwych ciał. Nadal był lekko blady po doświadczeniu wyniku potężnego uderzenia Torv’a.
- Potrzebowaliśmy takiego zwycięstwa, ludzie idący mieli bardzo wyczuwalne wątpliwości powoli przeradzające się w strach. - zdobył się na uśmiech, ale żołądek wywracał się na drugą stronę.
- Kilka dobrych strzałów? - prychnął Yan - Przy tej celności moglibyśmy spudłować, celując we wrota stodoły - wskazał gestem strzały powbijane w ziemię i ściany wąwozu - Ale przynajmniej tym razem my jesteśmy górą -
- Nie było aż tak źle. Strzelanie do wroga to trochę inne emocje niż polowanie na zwierzynę. - psionik poklepał rodzeństwo po plecach odwołując się do ich doświadczenia.
- Słusznie… Klara, pamiętasz, jak o mało nie postrzeliłaś wujka Tefera, kiedy zabrał nas na pierwsze polowanie? - Yan wyszczerzył się do siostry, która posłała mu mordercze spojrzenie. Wojownik z przyjmenością obserwoał ich relację, tak podobną do tej jego i Laury, ale wiedział, że przyszedł tu w konkretnym celu.
-Słuchajcie… Zerkałem jak strzelacie i wydaje mi się, że wiem co jest nie tak, ale czy moglibyście wypuścić teraz po jednej strzale w tamto drzewo? Tak mniej metr nad ziemią. - poprosił.
- Teraz? - zdziwił się Jace. Wojownik tylko przytaknął.
~ Miałeś czas na przyglądanie się strzelaniu podczas walki? ~ spytał mentalnie powątpiewająco.
~ To była prosta walka i nie pierwszy raz przy mnie strzelają. ~- odpowiedział szybko. W międzyczasie zaskoczone rodzeństwo niepewnie sięgnęło po łuki. Cel nie był daleko, a pień był dosyć gruby, więc wszystkie strzały trafiły, ale żadna nie na wskazanej wysokości. Wszystkie trafiły ciut niżej niż powinny, a strzała Yana dodatkowo była najdalej od środka.
-Klaro mam ostatnią prośbę. Napnij łuk jakbyś miała strzelić jeszcze raz. Nie wypuszczaj jednak cięciwy i wytrzymaj tak chwilkę. Coś wam pokażę. - mówił spokojnym, życzliwym tonem. Bliźniaczka Yana szybko wypełniła polecenie i utrzymywała łuk napiętym. Mikel stanął za nią. - Do tego momentu wszystko jest idealnie. Tuż przed strzałem cała trójka rozluźnia mięśnie grzbietu… - dotknął pleców Klary, tam gdzie mięśnie były napięte, demonstrując pozostałym, o które konkretnie mu chodzi -... przez co strzała traci moc i dlatego trafiacie niżej, niż chcecie. Yan dodatkowo porusza lewą ręką, jakby już chciał skierować łuk ku kolejnemu celowi. Możesz się już rozluźnić Klaro. Dziękuję. - uśmiechnął się do dziewczyny - Wydaje mi się, że w sytuacji stresowej jak walka chcecie oddać strzał jak najszybciej. Rozluźniacie mięśnie za wcześnie bo w głowie jesteście spięci i martwicie się zanim jeszcze wypuścicie strzałę. Mogę się oczywiście mylić, ale założę się, że przy polowaniu na dzikie kaczki pudła nie są tak częste. - Wojownik zdawała się mieć zamiar kontynuować wykład, ale Yan nie dał mu dosyć czasu. Sięgnął po łuk i tym razem wykonał wszystko trochę wolniej, skupiając się na plecach. Ku zaskoczeniu wszystkich, poza Mikelem, pocisk uderzył wyżej niż poprzednio, mniej więcej metr od podłoża. W dalszym ciągu był odsunięty od środka, ale był to już jakiś progres.
Łucznicy pokiwali głowami, przyjmując pouczenia Mikela, ale nie wyglądali na specjalnie ucieszonych. Może to okoliczności szkolenia, a może fakt, że wojownik pokazał im ich wciąż spore braki w umiejętnościach.


- Dobra, zbierajmy się. Mamy przewagę i morale po naszej stronie. Szkoda byłoby to roztrwonić. Mamy jeszcze trochę do przejścia przed następnym postojem. - psionik zgarnął wszystkich gestem do zagęszczenia ruchów.
-Prawda. Trzeba kuć żelazo póki gorące. Jeszcze tylko jedno. Weź go Klaro. - Mikel przekazał jej łuk, który wcześniej tak mu się spodobał. - Widzę, że tak jak ja wolisz łuki z mocniejszym naciągiem, a ten jest diabelnie dobrze wykonany. Zrobisz z niego lepszy użytek. Powodzenia. - uśmiechnął się do dziewczyny i odszedł by pomóc pozostałym się zorganizować do wymarszu. Dziewczyna przez chwilę przyglądała się broni, jakby ją skądś znała, ale jej brat szybciej sobie przypomniał.
- To jest łuk Rathana! - Jace był zaskoczony. Co prawda widział we wspomnieniach Sulima coś, co przypominało puklerz wojownika, to jednak widzieć na żywo… pokiwał smutno głową. Pamiętał jak dziś, jak odciągali go od głupiej decyzji ruszenia za patrolem… widać jednak że ich najgorsze obawy się potwierdziły.
- Mam nadzieję, że Tobie przyniesie więcej szczęścia siostrzyczko. - powiedział, jednak symbolika tego gestu nie pozwalała mu nie dodać - Rathan był lekkomyślny w swoich decyzjach, zbyt pewny siebie i bez pokory… - spojrzał na rodzeństwo. Nie potrafił wykrzesać z siebie optymizmu jaki towarzyszył im jeszcze chwilę temu. Chciał coś jeszcze dodać, ale uśmiechnął się tylko sztucznie oddalając w stronę Sulima.
 
__________________
Potrzebujesz pomocy z kartą do Pathfindera lub DnD?
Zajrzyj do nas!
shewa92 jest offline  
Stary 13-06-2019, 16:33   #377
DeDeczki i PFy
 
Sindarin's Avatar
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
XI dzień miesiąca Rova, Fangwood, 41 dni po ucieczce z Phaendar, 15 dni po dotarciu do jaskiń

Emi

Kolejna noc w towarzystwie dwóch masywnych futrzaków sprawiła, że Emi zaczęła tęsknić za kąpielą. Wygrzebawszy się rano z nory, ruszyła po raz trzeci w stronę obozu, by sprawdzić, jakie efekty przyniosły jej ostatnie działania.
Po dotarciu do swojej kryjówki, przekonała się, że czasem wystarczy kilka drobnych rzeczy, by zakłócić działanie nawet bardzo dobrze zgranego oddziału. W obozie panowało zamieszanie, przynajmniej połowa hobgoblinów wykazywała oznaki zatrucia, biegając za potrzebą lub zwyczajnie wymiotując w krzaki. Trójka hobgoblinów i jeden bugbear, wyglądająca na mocno odwodnionych, zostało zaprowadzonych do namiotu alchemiczki, w którym szybko zorganizowano lazaret. Nie minęło więcej niż kilkanaście minut od wejścia pacjentów do środka, gdy wypadła z niego wściekła jak osa alchemiczka, i pognała do namiotu dowódcy. Emi nie była w stanie dosłyszeć, czego dotyczyły wrzaski, ale miała swoje podejrzenia. Chwilę później alchemiczka opuściła namiot ze sporym sińcem na twarzy i rozciętą wargą, i spokojniejszym już krokiem wróciła do siebie. Zaraz za nią wyszła też ciężkozbrojna hobgoblinka z obstawy dowódcy, po czym zaczęła bezceremonialnie przeszukiwać rzeczy żołnierzy i przepytywać ich samych.
Taak, teraz dopplerka miała już pewność, że była to zasługa jej lepkich rączek.

Jace, Laura, Mikel

Do obozu zostało kilka godzin marszu przez gęstwiny, jednak Sulim nalegał, by przenocować w pobliżu i ruszyć dalej dopiero rano, by mógł znaleźć odpowiednie miejsce, z którego będą mogli szybko i sprawnie uderzyć na hobgobliny. Nikt nie protestował zbyt mocno, wykorzystując wolny czas na opatrzenie ran i otarć, a także rozdzielenie zdobycznego ekwipunku. Co dziwne, krasnolud zniknął gdzieś w mrokach nocy, wracając dopiero nad ranem.

Następnego dnia, wczesnym popołudniem Sulim doprowadził całą grupę bezpiecznie do niewielkiego jaru, mieszczącego się w centrum wyjątkowo gęstych zarośli, około godziny drogi od obozowiska Żelaznych Kłów. Drzewa wokół były młode, a rosły tak blisko siebie, że przypominały raczej palisadę niż zwykły młodnik. Sam jar opadał dość łagodnie do głębokości około dwóch metrów, a ziemia nie była zbyt sypka. Miejsce to wydawało się aż podejrzanie wygodne do spędzenia dłuższego czasu niezauważenie, ale pytany o to druid uśmiechał się tylko tajemniczo.
- Sulim poleci i przyprowadzi tutaj Kharricka i Psotniczka - Zaproponował, gdy pozostali rozbijali obozowisko - No chyba że ktoś chce jeszcze zobaczyć obóz, zanim zrobi się ciemno? -
 
Sindarin jest offline  
Stary 13-06-2019, 18:37   #378
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Emi oglądała z początku chaos jaki zapanował w obozie z rosnącym zachwytem.
~ Ja to zrobiłam ~ pomyślała drżąc z podniecenia. Ale nie, jeszcze za wcześnie było osiadać na laurach. Było co jeszcze zrobić. Okazja, choć stracona poprzedniego dnia, wiąż mogła zostać wykorzystana dzisiaj. Poświęcając dwie butelki z tych co zakosiła zamierzała je podłożyć jednemu z żołnierzy. Schodząc zwyczajową drogą do obozu poświęciła chwilę aby uwiarygodnić stan choroby. Z wielką niechęcią wycelowała sobie cios w brzuch powodujacy, że skrzywienie na twarzy było autentyczniejsze. W takim stanie przetoczyła się pomiędzy panującymi żołnierzami. Dostrzegła wtedy tego starszego rangą, który zaczepił ją pierwszego dnia. Kryjąc wewnątrz siebie wredny uśmiech, jaki omal nie wypłynął na twarz, niezauważenie podrzuciła mu butelki alchemiczki. Teraz tylko pozostała jedna rzecz. Więźniowie. Emi - Hobos przemknęła do namiotu z zapasami. Po drodze z niezadowoleniem zauważyła, że goblin miał się dobrze. Skrzywiła się. Wchodząc do namiotu znów omiotła spojrzeniem zmaltretowane ciała jeńców. Jeśli mieli stąd uciec musieli nabrać sił. A do tego nie mogli być tak mocno spętani. Zmieniając się w Kharricka dopplerka zabrała się do roboty.
- Zachowajcie spokój. Pomoc jest w drodze - powiedział cicho złodziej.
Więzień, któremu właśnie luzował sznury, wzdrygnął się najpierw na dotyk, ale szybko uspokoił, słysząc uspokajający ludzki głos i wspólną mowę.
- Póki co zostaniecie jeszcze w tym namiocie. Rozluźnię wam więzy. Jak nadejdzie czas, ktoś po was przyjdzie. Pamiętajcie aby się nie zdradzić wcześniej. Właściwe osoby będą wiedzieć. Wy tylko czekacie. - dodał szeptem Kharrick i dokończył rozluźnianie wiązań. Kiedy był zadowolony z efektu zmienił wygląd z powrotem na hobosowego zwiadowcę. Bez dalszych słów wyszedł z namiotu. Musiał teraz wkręcić się w wartę na wieży. Miał pewien pomysł jak do tego podejść. Tamci na górze pewnie też są pochorowani. Być może uda mu się zamienić jednego z wartowników, skoro czuje się lepiej od niego… to było całkiem możliwe. Póki co musiał jednak uważać aby nie zwrócić uwagi nadzoru. Na nowo opuścił obóz aby przycupnąć w swoim dogodnym miejscu i obserwować. Według jego pamięci pozostali powinni dołączyć dopiero wieczorem. Dopiero wtedy też będzie potrzebował przekraść się na wieżę. Zastanawiał się trochę jak w zasadzie się znajdą. Jak będzie zbliżać się wieczór zacznie się martwić. Na razie musiał przypilnować aby nie znaleźli sposobu na poprawienie stanu chorych.
 
Asderuki jest offline  
Stary 14-06-2019, 12:02   #379
DeDeczki i PFy
 
Sindarin's Avatar
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
- Jeśli znajdą kogokolwiek z nas, cały plan zrobi się o wiele bardziej skomplikowany. Nikt nie zwróci uwagi na kolejne zwierze krążące na niebie, ale ludzie to co innego. Tym bardziej na wieży. - powiedział Jace. - Zdam się na Twoją ocenę Sulimie ale jeśli będziesz czuć potrzebę, mogę obejrzeć obóz Twoimi oczami. -
- Sulim myśli, że damy radę się przekraść niezauważenie, las jest duży, a hobgobliny mają swoje trasy patroli. - odpowiedział krasnolud z pewnością.
-Zabierz mnie ze sobą Sulimie. Chciałbym zobaczyć to z czym się mierzymy. - poprosił Mikel, na co pytany ochoczo pokiwał głową.

Nikt poza wojownikiem nie wyraził zainteresowanie obejrzeniem obozu - inni woleli raczej przygotować się i odpocząć przed atakiem. Gdy opuścili jar, Sulim szedł zdecydowanie ostrożniej, zwracając bardziej uwagę na otoczenie, by przypadkiem nie wpaść na jakiś patrol. Maszerowali już dłuższy czas, gdy chłopak usłyszał jakieś wrzaski nieopodal. Krasnoluda jednak to specjalnie nie przejęło, dalej prowadził go przez zarośla - ledwie zobaczył fragment wieży obserwacyjnej, mocne szarpnięcie wciągnęło wojownika w gęste krzaki. Przez moment przedzierali się pod ich osłoną, by dotrzeć do samej krawędzi wąwozu, gdzie ktoś już na nich czekał. Hobgoblin! Mikel zdążył już odruchowo sięgnąć do swoich ostrzy, gdy zaskoczony szaroskóry zmienił się w szaroskórą - a więc Emi potrafiła przyjąć więcej kształtów...

Po krótkim powitaniu cała trójka wyjrzała za krawędź wąwozu. Źródło słyszanych z dala wrzasków znajdowało się na jego dnie, w samym centrum obozu Żelaznych Kłów. Cały skład osobowy, liczący sobie prawie dwa tuziny goblinoidów, stał karnie na baczność w kręgu, obserwując odbywającą się właśnie kaźń. O dziwo, nie były to tortury nad jednym z jeńców, a nad zupełnie nagim hobgoblinem! Potężny bugbear, zapewne dowódca obozu, z wyraźną przyjemnością znęcał się nad jednym ze swoich podwładnych, przywiązanym do wbitego w ziemię pala. Obaj byli już cali pokryci krwią tego drugiego, jednak niedźwieżuk dalej z lubością nacinał jego skórę, po czym powolutku, wręcz delikatnie, odrywał całe jej pasy z jego ciała, wsłuchując się we wrzaski katowanego niczym w śpiew barda. Następnie odkładał je w równiutkie rządki na stolik obok, z którego brał także kilka szczypt soli do posypania ran. Cały ten proceder powtarzał kilka razy, kalecząc całe ciało więźnia - pierś, ramiona, uda, brzuch, twarz przypominały teraz krwawe strzępy. Kiedy ten w końcu stracił przytomność z bólu i utraty krwi, dowódca kiwnął głową na hobgoblinkę w stalowym pancerzu, by wystąpiła z szeregu. Gdy zaczęła używać magii do uleczenia ran więźnia, zaczął mówić, wycierając dłonie w szmatkę.
- Powtórzę to raz jeszcze - nie mam zamiaru tolerować kradzieży, ani jakichkolwiek innych przestępstw, w moim oddziale! Każdy przypadek, nieważne, kto, co i komu, będzie traktowany w dokładnie taki sam sposób! Najpierw za brak szacunku do dowódcy - wskazał na pedantycznie rozłożone kawałki skóry - A dopiero potem za przewinę, zgodnie z jej wagą! - odczekał jeszcze moment, aż podleczony hobgoblin odzyska świadomość, po czym sięgnął po długi ząbkowany nóż, przypominający bardziej piłę. Widząc to, skazany chciał zawyć ze strachu, ale z jego gardła wydobył się jedynie ochrypły charkot. Wycie udało mu się dopiero wtedy, gdy bugbear zaczął wykonywać wyrok, a było długie i nieomal zwierzęce. Trwało przez cały czas, gdy nóż powoli, bez pośpiechu przegryzał się przez kolejne warstwy tkanek i kości, obryzgując obu strugami posoki. Gdy dłoń w końcu, po przynajmniej minucie cięcia, odłączyła się od ciała, dowódca odłożył ją na stół, a dopiero potem spojrzał na wykrwawiającego się żołnierza.
- Nie będę tracił zapasów na jego leczenie! Niech się do czegoś jeszcze przyda, rzućcie go wilkom! - wydał rozkazy - Niech to dla was będzie przestroga! Rozejść się! Jutro patrol ma zająć się odnalezieniem reszty dobytku!-
Ciało “złodzieja” zostało bezceremonialnie rzucone do zagrody wilków, które wraz z goblinem od razu rzuciły się do pożerania hobgoblina. Emi wydawało się, że po uderzeniu w ziemię ten na moment odzyskał przytomność, ale na niewiele mu to pomogło. A wręcz przeciwnie.
 
Sindarin jest offline  
Stary 16-06-2019, 13:44   #380
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Emi była zaskoczona widokiem druida I DODATKOWO Mikela. Trochę ryzykując przybrała swoją naturalną formę i kiwnęła do obojga aby podeszli bliżej. Razem z nimi patrzyła na to co się działo na dole. Przynajmniej do czasu. Nawet jej sumienie było podatne na takie okrucieństwo. Widziała jak go wyciągają, widziała jak wiążą, ale nie spodziewała się tego co będzie dalej. W połowie "przedstawienia" zasłoniła uszy i zamknęła oczy. Spodziewała się bicia, spodziewała się nawet biczowania… Ale to? Darcie skóry? Sypanie solą? Zadrżała. Kiedy wszystko się skończyło spojrzała na wojownika z wyrzutem.
- Nigdy… Nigdy więcej mnie do nich nie porównuj - wyszeptała.
Mikel popatrzył na dopplerkę zdziwiony, nie mając pojęcia o co jej chodzi. Dopiero po chwili przypomniał sobie ich ostatnią rozmowę i zamiast odpowiadać, po prostu skinął głową.
-Zbierajmy się stąd. Mamy plan do przegadania i dużo zależy od Ciebie. - w drodze powrotnej chłopak wtajemniczył Emi we wszystko, co do tej pory ustalili.
- Myślę, że najlepiej będzie wejść przez te zarośla, a nie po schodach. Nawet, jeśli będę musiał je później posadzić od nowa… - dodał na końcu.
Dopplerka gdzieś po drodze znów stała się Kharrickiem. Musiała mimo wszystko zachować jeszcze pozory.

Złodziej wrócił wraz z Mikelem do pozostałych. Był bledszy niż normalnie. Kiwał głową słuchając co przekazywał mu wojownik.
- Stworzyłem przejście, póki co jest niewidoczne dla tych na dole. Rozluźniłem jeńcom więzy. Myślę, że dam radę wywabić jednego ze strażników i go podmienić. Drugiego… cóż czeka śmierć. Jak ich wszystkich z resztą - nawet jego głos był cichszy i bardziej zachrypnięty.
- Dodam tylko, że obóz nie jest zupełnie opustoszały. W nocy większość śpi, ale i tak z pięciu, sześciu jest na chodzie. Wartują w obozie.
-Może, dzisiaj będzie ich mniej… Trudno. Nie mam za bardzo innej opcji. - po ostatnim starciu, Mikel był nieco bardziej optymistycznie nastawiony. - Zabiliśmy kilku po drodze, jednego załatwili przed chwilą sami, wartownik też już może być uznany za martwego, a jak zamkniesz wilki to ich przewaga praktycznie stopniała. Damy radę!
- Ci, których zabiliście to był dodatkowy zwiad. Nie było ich wcześniej. Jedyne co jest wybitnie na nasza korzyść, to to, że się pochorowały i nie mają chyba jak się podleczyć. Póki co. - złodziej kiwnął do Vane’a w uznaniu. Wziął cięższy i głębszy oddech. - Jeśli mogę zaproponować zmianę w planie, to jedna osoba wyprowadzi jeńców i dopiero reszta się zwala do obozu. Nie przekradniecie się pod namioty, nie ma na to szans. Mogę wam spokojnie wraz z łucznikami stworzyć dywersję. W namiocie alchemika będzie teraz spać więcej osób. Można… można… rozleję olej wewnątrz aby… się lepiej zajęło. Mam ciąglę ogień alchemiczny przy sobie. Jeśli macie dodatkowe… będzie cieplej - nawet mało spostrzegawcze osoby mogły zobaczyć, że złodziejowi ciężko było mówić o w istocie spaleniu innych żywcem.
-Brzmi sensownie, jeśli nikt nie ma nic przeciwko to jestem za. Chyba do końca nie wierzyłem, że nikt się nie kręci tam po nocy. - wojownik, mimo wszystko nadal wyglądał na pełnego optymizmu. W dalszym ciągu miał przed oczami to, co zostało z przeciwnika drwala po pierwszej wymianie ciosów.
- Spalenie żywcem nie wchodzi w grę. - jasno postawił sprawę Jace. Mogli być na wojnie i zabijać wroga, ale nie w taki sposób. Nikt nie zasługuje na śmierć w męczarniach.
- Trzeba wymyślić coś innego.
- Jak będą spać mogę ich po prostu zabić - burknął złodziej. W przeciwieństwie do wielu innych jego morale było słabe. - Albo jeśli bardzo chcemy sobie utrudnić, to wywabię ich na zewnątrz zanim spłoną… jako jeden z żołnierzy.
- Zabijanie to nie moja działka - mruknął zdegustowany Jace - ale spalenie żywcem… to nie są chyba nasze standardy? - spytał z autentyczną nutką wątpliwości.
- Raczej nie. - Kharrick niespecjalnie chciał dalej kontynuować tych spekulacji. - Zrobię tak aby było dobrze. Dobrze?
Psionik skinął głową nie chcąc wiedzieć co znaczy „aby było dobrze”.
Złodziej zanim odszedł poczynić co ustalili powiedział reszcie aby zerknęli do torby jaką zostawił w kryjówce przygotowanej przez Sulima. Trucizny jakie miała alchemiczka powinny być przydatne.

Obserwując księżyc Emi wyczekała okolic północy. Zmieniła się w jakiegoś śpiącego hobosa i zeszła na dół. Zaczepiła jednego z dwójki wartowników wchodzących właśnie na wartę.
- Hej! Fasdrek, mam ciebie zamienić. Wracaj spać. - hobos-Emi zaczęła od zwykłego polecenia. Sformułowała te słowa pewnie, po wojskowemu. Liczyła, że nie będzie musiała się tłumaczyć. Ludzie miewali problemy aby podważać zdanie kogoś kto jest bardzo pewny. Ciekawe czy z hobosami było tak samo. Fasdrek spojrzał na nią zdziwiony. Był dość blady, widać jemu również zaszkodziło podtrute jedzenie.
- Jak to? Przecież dzisiaj rano były inne przydziały - zapytał niepewnie. Towarzysząca mu Breda chrząknęła ponaglająco.
- Wyglądasz jak gówno. Nie nadajesz się nawet na wartowanie rzygaczu. Takie dostałem wytyczne na koniec dnia. Wypad i nie przeciągaj zmiany warty. - Emi odpowiedziała twardo, ale nie za głośno aby nie pobudzić innych hobosów.
Hobgoblin wzruszył ramionami - Niech będzie, nie będę się bronił. Najwyżej Tobie się oberwie, racja, Breda? - spojrzał w stronę towarzyszki, a ta kiwnęła głową - Tak tak, ruszcie dupy -
Emi ruszyła za Bredą w górę schodów. Póki co zachowywała się tak jak normalny hobos. Musiała zachować czujność. Hobgoblinka nie była specjalnie rozmowna, cały czas miała skwaszoną minę - może jej także dawały się we znaki problemy żołądkowe?
Emi nie wnikała, co może borykać hoboskę. Od czasu do czasu tylko na nią zerkała. Utrzymując pozory obejrzała sobie jak wygląda dokładnie legowisko na wieży. Na czym wisi dzwon (lina czy łańcuch), ile jest miejsca, jak wysokie są barierki (czy łatwo da się wyrzucić kogoś za krawędź) i jak dobrze widać z dołu co się dzieje na górze.
Wieża znajdowała się na wysokości dziewięciu metrów, upadek z niej zdecydowanie pogruchotałby kości, ale niekoniecznie doprowadzić do natychmiastowej śmierci. Wypchnięcie kogoś nie powinno być problemem, barierki miał zaledwie cztery stopy wysokości. “Unieszkodliwienie” dzwonu także było błachostką, wystarczyłoby zdjęcie serca i wyrzucenie go w las.
Kiedy już uznała, że należy przejść do akcji aktywowała totem od Laury, aby nie mieć problemów z widzeniem w ciemności.
- Te, ty weź spójrz - mruknęła stojąc przy krawędzi przeciwnej do tej co wisiał dzwon wskazując gdzieś na krawędź lasu. - Chyba coś widziałem.
- Co, zająca zobaczyłeś? - mruknęła Breda, siadając na podłodze i opierając się o ściankę z zamkniętymi oczami - Nie pierdol, co nas tu może zaatakować? Te wieśniaki? Założę się, że znajdziemy tylko ich resztki, zeżarte przez niedźwiedzie czy inne wilki… - mamrotała, wyraźnie układając się do snu. Spojrzała tylko spod oka na Emi - Co się tak gapisz? Pamiętasz umowę - co się dzieje na wieży, zostaje na wieży -
Emi prychnęła wzruszając ramionami. Obrzuciła hoboskę zdegustowanym spojrzeniem i pozwoliła jej zasnąć.
~ To nie może być takie proste. ~ pomyślała. Z drugiej strony była dopplerem. Mogła przybierać czyjąkolwiek formę i bez wyraźnego powodu i magii ciężko było komukolwiek to zauważyć. Pomimo rozluźnienia pozostała czujna. Dała sobie czas aż totem przestanie działać i poczekała jeszcze chwilę aby dać szansę hobosce odpłynąć w ramiona snu. Dopiero wtedy zabrała się do dzieła. Chwilę się zastanawiając od czego zacząć wybrała wartowniczkę. Zerkając w jej stronę upewniła się, że na pewno śpi i przygotowała ostrze. Hobgoblinka spała w najlepsze, zupełnie nie spodziewając się tego, co za chwilę miało się wydarzyć.
Rzucając ostatnie spojrzenie w stronę schodów i obozu Emi-Hobos równocześnie zasłoniła usta i poderżnęła gardło Bredzie. Ta przed śmiercią zdążyła jedynie otworzyć oczy i spojrzeć jej w twarz z mieszaniną bólu i zdziwienia.
~ Nie staje się wcale lepsza ~ pomyślała przypominając sobie własne naiwne myśli sprzed miesiąca. Mina hobgoblinki będzie kolejnym widokiem jaki będzie ją prześladować. Podniosła się nie patrząc już na martwe ciało. Rozmontowała dzwon i ukradkiem zeszła z wieży aby w obozie nie zauważyli nieobecności wartowników. Zagłębiła się w las aby zawiadomić partyzantkę. Wracając weszła z powrotem na wieżę, aby ludzie mieli czas się ustawić. Dopiero po tym ponownie opuściła stanowisko wartownicze.
 

Ostatnio edytowane przez Asderuki : 16-06-2019 o 14:01.
Asderuki jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:00.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172