Jacek
"Nie rozmawiajcie z nikim pierwsi" - to jakby zaprosić glodnego tygrysa na marchewkę z groszkiem - NIEREALNE - uśmiechnął sie w duchu. I czuł sie też jak drapieżnik. Mrowienie, gonitwa mysli, pierwsze szkice reportażu, przemykajace mu przez głowę, to wszystko świadczylo o tym, że wraca do formy.
Niewiarygodne - pomyślał - wystarczyła niespełna doba w opactwie i czuł się naprawdę wypoczęty i gotów do działania. A może sprawiła to zmiana otoczenia, porzucenie zadymionej Warszawy, z ludzmi wiecznie gdzieś za czymś się uganiającymi. Boh moj - jak nienawidził tego miasta. Miasto - makieta pełne przyjezdnych. Jak kiedyś stwierdził jeden z jego redakcyjnych kolegów, warszawiak z dziada -pradziada : Z Warszawą jest ten problem, ze nie w niej juz warszawiaków są tylko mieszkańcy "stołycy".
Porzucił rozmyslania o "grzesznym świecie" i zastanowił sie nad reakcją opata. Zdawała sie zupełnie nieadekwatna, do banalnej i głupiej w gruncie rzeczy treści notatki.
Chyba, że...
Chyba, że to nie pierwszy przypadek w opactwie ?
Wtedy sprawa nabierała zupełnie innego wymiaru. Popatrzył na Aleksego pędzącego korytarzem w tempie naprawdę nieprzystajacym do jego rangi w zakonie, krokiem który ktoś kiedyś nazwał trafnie "kurcgalopkiem", albo "świńskim truchtem".
Jednoczesnie poczuł na sobie wzrok Anny. Patrzyła na niego dziwnie z miną tak komiczną, że nie mógł się powstrzymać. Bacząc na opata, by ten nie spostrzegł co robi pokazał dziewczynie język w całej okazałości... |