Detlef początkowo nie zareagował na wrzask ptaszydła akolitki, do którego zdołał się już przyzwyczaić. Uznał kuraka za równie szurniętego jak jego właścicielka. Jednak późniejsze zamieszanie, kwik koni i zsunięcie się pierwszego furgonu w dół zbocza niemal do rzeki kazało mu przyjrzeć się zdarzeniom na trakcie uważniej. Było mu tym łatwiej, że siedział na koźle wozu od Lagera i pilnował, żeby tenże nie znalazł się tam, gdzie pancerny wagon pilnowany przez Granicznych.
Nie był pewien, czy jego ocena jest właściwa, ale wypadek mógł mieć coś wspólnego z Estalijką i jej pupilem. Jakby mało im było problemów...
Leo darła się, że ktoś atakuje, coś o zdradzie i innych dziwnych rzeczach. Całkiem możliwe, że oszalała do reszty - w końcu tyle czasu udawała chłopa, że musiało się babie we łbie pomieszać od tego.
- Kto atakuje?! Skąd?! - Udając zaskoczenie sięgnął po garłacz i rozglądając na boki - pozorując wypatrywanie rzekomych wrogów - starał się rozeznać, co robi obstawa konwoju południowców. W razie kłopotów zamierzał paść na plecy, chowając się za burtami wozu, po czym przeturlać się i ostrzelać przeciwników lub sięgnąć po cięższe argumenty ze skrzynki z minami.