Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-06-2019, 16:08   #67
Zapatashura
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
Kiedy jej sny nabrały odcieni czerwieni, wiedziała już czego się spodziewać. Była w jakimś... zamku? Pałacu? Miejsce było równie majestatyczne, co straszne.


1

Wielkie, wyraźnie nie skonstruowane dla żadnego człowieka. I chyba gorące, choć Lei wcale nie czuła żaru. No, przynajmniej nie takiego z zewnątrz. Widok Nessaliny, spoglądającej na swoją służkę z pełgającymi w oczach ognikami nieodmiennie ją rozpalał.


2

- Zaspokoiłaś już swoją miłość do rodziny? - spytała, a jej głos był dla uszu rudowłosej niczym aksamit.
- Nigdy nie zaspokoję, pani. Szczególnie, że to takie… problematyczne - przyznała, zbliżając się. - Jestem tu jednak, bo chciałaś abym coś dla ciebie zrobiła.
- Tak - skinęła rogatą głową. - Mam pewien problem w krainie twojego świata, zwanej Calimshanem. Słyszałaś o niej?
- Słyszałam nazwę - przyznała niezbyt pewnym tonem, choć przecież miała lekcje geografii. - Wydaje mi się, że to daleko od Halruy.
- Hmm… możliwe - przyznał niepewnie sukkub, marszcząc brwi. - Nie znam geografii każdej waszej ludzkiej krainy. Ale to bez większego znaczenia, jeżeli znowu mnie przywołasz.
- Nie umiem cię przywołać - zauważyła Leilena. - To był skomplikowany proces, którego nie umiem odtworzyć.
- Zła odpowiedź Leileno, zła odpowiedź - czarcica pogroziła palcem. - Mniej wymówek, więcej pomysłów.
- Przepraszam, pani… - dziewczyna lekko się skuliła - ...ale nie mam pomysłów… za pieniądze można wykupić usługi magiczne, ale nie mam takich sum… no i nie będzie to przywołanie ciebie… To naprawdę duża odległość…
Sukkub się skrzywił.
- Nie podoba mi się zdradzanie mojego imienia jakiemuś przypadkowemu magowi. Nic nie zapamiętałaś z tego rytuału swojej kochanki? - spojrzała uważnie na rudowłosą.
- Dlatego powiedziałam, że nie będzie to przyzywanie ciebie - Lei trochę zdziwiona zamrugała oczami. - Mogłabym wykupić jakieś teleportacyjną magię.
- Mogłabyś, to prawda - strzepnęła ze skrzydła jakiś niewidoczny paproch. - W twoim kraju faktycznie jest dużo takich możliwości. No, niech będzie - zdecydowała. - W Calimshanie, w mieście Calimport, żyje pasza Druzir yn Kalil. Więzi on mojego sługę: Andera. Chcę, żebyś go uwolniła - powiedziała w wielkim skrócie.
Lei zbladła. Potrafiła robić różne rzeczy, ale to zadanie… Przełknęła głośno ślinę.
- Zrobię co w mojej mocy, pani. Ale obawiam się, że moje umiejętności… mogą okazać się o wiele za małe. Nie znam miejsca i krainy, a moja magia jest jeszcze słaba.
- Kalil ma słabość do kobiet, co możesz wykorzystać - sukkub wyraźnie nie podzielał wątpliwości swej służki. - Poza tym będę służyła ci radą - dodała na otuchę.
- Zrobię co w mojej mocy - powtórzyła, ale niezbyt entuzjastycznie. Przecież to brzmiało jak zadanie nie do wykonania dla takiej jak ona! - Ale będzie mi musiała pani powiedzieć wszystko co wie na ten temat i przekazać środki, abym mogła przenieść się w obie strony.
- Mój głupi sługa postanowił wkraść się do haremu paszy, gdzie został pojmany - Nessa machnęła skrzydłami. - Przebywa w lochu w siedzibie Kalila, gdzie pewnie przypalają go żywym ogniem i takie tam - określiła lekceważąco. Jak na kogoś, kto wysyłał pomoc, była mało empatyczna. - Odebrano mu księgę, która jest... hmm - sukkub zamyślił się, szukając dobrego określenia - soczewką, skupiającą moją moc. Jest zatem skuty i bezbronny.
- Skoro jemu się nie udało wkraść do haremu, jak mogłoby udać się mi? Nie jestem doświadczona w oszukiwaniu.
- Ale przecież ty się nie musisz wkradać, prawda? - zamruczała demonica unosząc palec do policzka dziewczyny.
- Musiałby mnie przyjąć - zamruczała Leilena, ten jeden mały dotyk od razu dodał jej otuchy.
- Ja cię przyjęłam. Uważasz, że mam zły gust? - uniosła brew.
- Z tobą… z tobą było inaczej, pani - rudowłosa spróbowała wytłumaczyć. - W tym Calimshanie na pewno mają specyficzne zwyczaje, prawa i tym podobne, których ja nie znam. Bardzo łatwo wtedy o pomyłkę.
Rozumiała w pewnym sensie rolę szpiega i zawsze uważała, że powinien był on się przygotować do swojej roli. Improwizacja mogła się udać na kilka godzin jak z drowką, gdzie Lei wcale nie musiała robić nic poza słuchaniem jej. Ale zadanie, które stawiała przed nią Nessalina? Może za kilka lat byłaby w stanie powiedzieć, że jest do tego przygotowana.
- Pewnie jakieś mają - przyznała niechętnie czarcica. - Ale liczę na to, że nikt z nich nie będzie myślał głową. Szczególnie, jeśli wykorzystasz moc mojego prezentu - dodała. - Poza tym, jeżeli uwolnisz Andera to przecież nie każe się wynieść na rękach… - urwała. - No, chyba że podpalili mu stopy, to niewykluczone - postukała się palcem po brodzie. - Tyle, że na to też pomoże mój prezent, więc nie ma problemu.
- A jak sprawić, żeby mi go nie zabrali? - zapytała zupełnie nieprzekonana dziewczyna. - Można go jakoś… magicznie ukryć, albo zmienić w coś innego?
Nessalina ponownie zastanowiła się, zanim udzieliła odpowiedzi.
- Możesz mieć rację, że trochę rzuca się w oczy - określiła eufemistycznie wielki, różowy kij. Klasnęła w dłonie i zupełnie znikąd, jakby wyczarowany z powietrza, pojawił się drewniany kufer. Demonica pochyliła się nad nim, odruchowo eksponując swe kuszące kształty, i wygrzebała z niego jakiś zwój. - To ci powinno pomóc - stwierdziła, wręczając Leilenie pergamin. - To zaklęcie, które pozwala ukryć magiczny przedmiot. Zmienia jego kształt i blokuje magiczną aurę.
- Dziękuję - uśmiechnęła się rudowłosa. - Jak długo działa?
- Jakieś pięć dni. Mniej więcej - pokręciła dłonią. - Potem aura przedmiotu się przebije.
- Mam nadzieję, że nie będę musiała być tam tak długo - westchnęła Leilena. - Nie chciałabym zostać wyrzucona z Akademii.
- Więc szybciutko zawrócisz w głowie paszy, uwolnisz mojego sługę i wrócisz do domu, albo do Akademii - sukkub nie widział żadnych problemów. - Więcej wiary w siebie - dodał nawet, choć chyba tylko dlatego, że uznał iż tak wypada.
Leilena stłumiła westchnięcie. Nessalina była bytem, któremu rudowłosa nieustannie chciała służyć i odczuwała czyste podniecenie robiąc to. Mimo to demonica była całkiem oderwana od materialnej rzeczywistości.
- Moja wiara w siebie jest silna, to zadanie jest ponad moje skromne umiejętności. Nie mogę wykupić usług teleportacyjnych ze swojej rodzinnej miejscowości, muszę to zrobić w stolicy. Ale tam nie mogę podczas nauki, bo wyrzucą mnie z Akademii za nieobecność - tłumaczyła. - A wtedy moje umiejętności nie będą rosły. Potrzebuję odrobinę pomocy z tą teleportacją - podsumowała. - To naprawdę daleko.
Nessalina westchnęła, ale zachowywała cierpliwość wobec swojej służki.
- Przecież wasze państwo jest pełne magów. Musisz mieć gdzieś w okolicy krąg teleportacyjny, choćby i prywatny. A może… tutaj chodzi po prostu o brak motywacji? - demoniczna kobieta przymknęła oczy. - Czego chciałabyś w zamian? - zapytała wprost i bez śladu gniewu. - Spełnienia jakichś fantazji? Mocy? Pieniędzy?
- Obecnie do życia potrzebuję jedynie nieustannego seksu i opieki swojej pani - westchnęła szczerze Lei, machając ręką. Bo nie o to jej chodziło. - Może po pierwszym takim zadaniu nabiorę pewności. Teraz jej po prostu nie mam.
Czarcica ujęła w dłonie twarz dziewczyny i oparła swoje rogi o jej czoło. Spojrzała jej głęboko w oczy, w dziwnie czułym geście.
- Dasz radę Leileno. Obudzisz się, popytasz o krąg teleportacyjny, a jeśli coś pójdzie nie po twojej myśli, to możesz znowu porozmawiać ze mną w snach - pełne usta demona były tak blisko, że Lei wyraźnie czuła jej oddech.
Rudowłosa jęknęła cicho, czują przyspieszone bicie serca i zbierającą się w cipce wilgoć. Nie umiała nad tym panować.
- Tak, pani. Muszę mieć tylko środki na wykupienie transportu i możliwość powrotu. Chcę ci służyć… oddać ci wszystko…
- Nie możesz liczyć na prezent od mamusi? Albo tatusia? - w oczach sukkuba błyszczały psotne iskry.
- Niestety - wymruczała Lei. - Lepiej też, żeby nic o tym nie wiedzieli, prawda?
- Słuszna uwaga - przyznał sukkub, odsuwając się odrobinę. - Dobrze, otrzymasz trochę złota. Nie mogę pozwolić, żeby w niższych planach plotkowano o tym, jak skąpa jest Kolekcjonerka… - a po krótkim namyśle dodała - no, chyba że jak skąpo jest ubrana.
- Dziękuję, pani - Lei uśmiechnęła się, wyraźnie podziwiając wygląd Nessaliny.
- Należy dbać o swoje inwestycje. Szczególnie te wyjątkowo ładne - ciekawe, czy takie kokietowanie leżało w naturze każdego sukkuba, czy też to tylko Nessalina lubiła schlebiać śmiertelnikom. - Po przebudzeniu będzie na ciebie czekać sakiewka złota. Postaraj się ją dobrze wykorzystać - czarcica pogroziła Leilenie palcem, ale uśmiechała się przy tym szeroko, co odbierało groźbie… no cóż, grozy.

Jako się rzekło, Lei przebudziła się w swoim łóżku, a tuż obok niej leżał pękaty woreczek. Zajrzałą do środka i faktycznie odnalazła w nim pieniądze. Tyle, że nie były halruaańskie. Nie zgadzały się zupełnie symbole, ani nawet kształt. Złoto to jednak złoto, jako córka kupca Lei była tego w pełni świadoma. Schowała to wszystko pod łóżko, wstając i ubierając się w swoją bardzo krótką, białą sukienkę. Postanowiła poszukać Jiny i Siri. Musiała im oznajmić, że wybiera się na wycieczkę i może jej nie być przez kilka dni. To nawet pasowało do chłodnych chwilowo stosunków z matką.
Mamę było znaleźć łatwo o tej porze była w kuchni. Tego poranka towarzyszyła jej jednak jakaś Halruaanka - ciemnowłosa, zaokrąglona dziewczyna w wieku Siri. Lei widziała, jak jej tata zabawiał się z podobnymi do niej i teraz, gdy znowu odkuł się w biznesie, najął na służbę kogoś w swoim guście.
- Cześć mamo - przywitała się rudowłosa, zezując na nową kocha… służącą. Przy okazji rozejrzała się za czymś do jedzenia. - Przepraszam za wczoraj.
Jina spojrzała na córkę z ukosa. Chyba chciała powiedzieć coś kąśliwego, ale ugryzła się w język i zamiast tego odpowiedziała:
- Przeprosiny przyjęte.
Gospodyni wraz z nową gosposią przygotowywały warzywa na śniadanie i te, które były już umyte i gotowe leżały w równym rządku na stole. Lei usiadła przy nim. Skoro była służąca, to ona nie miała już ochoty pomagać, zresztą jej mama sobie na to nie zasłużyła. Przyglądała się ciekawie nowemu nabytkowi.
- Wybieram się dziś na wycieczkę, może mnie nie być kilka dni. Zajmiecie się Siri, gdyby chciała zostać?
- Wycieczkę? Tak sama? - zdziwiła się mama, choć nie był to jeszcze wstęp do gniewnych zakazów.
Nowa dziewczyna uśmiechała się sympatycznie. Ciasna spódnica do kolan przyjemnie opinała jej nogi, a luźna bluzeczka podskakiwała w rytm ruchów jej dłoni, gdy kroiła warzywa. Zdecydowanie była z kategorii tych, które było za co złapać. Pasowała zdecydowanie do tego, co lubił tata. Lei uśmiechnęła się do niej lekko.
- Okolica jest spokojna, przecież mnie nic nie napadnie. Potrzebuję oczyścić głowę przed powrotem na drugi semestr.
Matka zinterpretowała jej słowa na swój sposób, ale nie protestowała.
- Może faktycznie potrzebujesz trochę ochłonąć - zgodziła się. O bezpieczeństwo Lei za bardzo nie musiała się martwić. W okolice miast dzikie zwierzęta się nie zapuszczały, a przestępczość w całym państwie była znikoma. Trudno jest umknąć przed kryształową kulą lub sadzawką wieszczącą. - Ale dlaczego nie chcesz zabrać ze sobą przyjaciółki?
- Jeszcze z nią o tym nie rozmawiałam - było to całkiem szczere, choć nie dodała, że wcale nie chciała zabierać Siri na tę wyprawę. W końcu musiała chronić wiedzę o Nessalinie i ograniczać ją do swojej głowy. - Pytam na wszelki wypadek, żeby nie poczuła się jakbyśmy ją wyganiali.
- Nie musisz się martwić. Umiemy zadbać o gości - i choć Jina wcale nie miała takich intencji, zabrzmiało to dwuznacznie.
- Dziękuję - Lei uśmiechnęła się i czekając na posiłek gapiła się dość bezpośrednio na obie kobiety. Służąca dość szybko zaczęła czuć się niepewnie pod takim skrupulatnym spojrzeniem. Nie komentowała tego jednak, skupiając się na swojej pracy. Wkrótce wiedziona głodem rodzina zaczęła zbierać się w kuchni. Jedni bardziej, inni mniej rześcy zbierali się przy stole wymieniając poranne pozdrowienia i zerkając z zaciekawieniem co też czeka na nich na stole.
Po posiłku nie było żadnego problemu, by zaczepić Siri sam na sam. Dziewczyna jak zwykle była w dobrym nastroju.
- Dziś było jakby mniej chłodno przy stole. Przeprosiłaś się z mamą?
- Poniekąd. Chyba wolę, żeby sprawy na razie same się poukładały po tym szoku, jaki im zgotowałam - zachichotała. - Planuję zniknąć na trochę. Chciałabym, żebyś z nimi została tutaj jeśli dobrze się bawisz. Służyła mi za szpiega.
- Zniknąć? - zdziwiła się ciemnoskóra. - A skąd taki pomysł?
- Nie śmiej się, ale przyśniło mi się, że to będzie dobry pomysł - wyszczerzyła się rudowłosa.
- Ahaa… - odparła niepewnie koleżanka. - Znowu coś knujesz? Jakąś orgię, czy co? - splotła ręce, eksponując przy okazji swój biust i spoglądając uważnie na Lei.
- Wbrew pozorom nie, chciałabym, żeby było jak najmniej mocnych wrażeń dla mnie przez chwilę - układała słowa szybko, zgrabnie i zgodnie z prawdą. - Jestem ciekawa czy wszyscy sobie poukładają to w głowie jak mnie nie będzie i co się wydarzy jak wrócę jeszcze przed końcem przerwy.
- Czy mam sobie poczytać za komplement, że uważasz iż przy mnie nie unikniesz mocnych wrażeń? - droczyła się po swojemu.
- To chyba jasne, wystarczy, że widzę jak twoje piersi kołyszą się pod bluzką - jęknęła Lei, przygryzając wargę.
- Dobra odpowiedź - ucieszyła się przyjaciółka. - Długo cię nie będzie?
- Dzień, może kilka. Zależy gdzie mnie wywieje i kiedy będę gotowa na kolejną konfrontację z mamą.
- Gdzie cię… - powtórzyła pod nosem Siri. - Co ty, z domu uciekasz? - tym razem brzmiała na trochę zaniepokojoną.
- Gdzie tam, po prostu nie wracam na noc.
Halruaanka położyła rudowłosej dłoń na ramieniu.
- Jeżeli potrzebujesz się z czegoś wygadać, to zawsze cię wysłucham - chyba już wyolbrzymiała w wyobraźni co chodzi po głowie Leileny. - A tutaj na pewno nie będę się nudzić z Marcusem i Agatusem.
- Jeśli mi nie wywietrzeje to wygadam się po powrocie - zadeklarowała rudowłosa. - A teraz czas na mnie, bo jeszcze mi się odwidzi.
Pocałowała koleżankę na dowidzenia i pobiegła do swojego pokoju. Musiała jeszcze tylko wynieść swoje rzeczy i już mogła poświęcać się w pełni swojej pani. Magiczny kostur, ubrania, pieniądze, wszystko grzecznie na nią czekało. Pozostawało jednak pytanie, gdzie się udać? Do Iwuliusa, starego dziadka dzięki któremu dostała się do Akademii? Arcymag na pewno zadawałby za dużo pytań. Więc do któregoś z czarodziei w mieście. Tylko którego? Jej rodzina nie miała kontaktów w takich kręgach. Chyba, że mogłaby pomóc przyjaciółka Inis - Sara? To z kolei zmusiłoby do wciągnięcia w to wszystko siostry, co mogło nie być dobrym pomysłem. Zamierzała popytać w miasteczku, nie chciała, aby ktokolwiek z rodziny dowiedział się, że szuka teleportacyjnego kręgu.


_______________________
1 - autora nie znam, chętnie poznam
2 - grafika autorstwa Mitcha Fausta
 
Zapatashura jest offline