Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-06-2019, 01:10   #78
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 19 - 1940.III.16; sb; przedpołudnie; Leer

Czas: 1940.III.16; sb; przedpołudnie; godz. 09:30
Miejsce: pn - wsch III Rzesza; Leer; hotel “Sonniges”, pokój hotelowy
Warunki: pochmurno, ciepło, wnętrze pokoju, na zewnątrz słonecznie i chłodno


Noémie Faucher (E.Smets), Kenneth Hawthorne (T.Allemann), George Woods (W.Pawłow)



Jakieś pół godziny temu rozległo się pukanie do drzwi pokoju hotelowego. Po chwili okazało się, że to ostatni z trójki gości na jakich czekali. Brytyjczyk upozorowany na Szwajcara wszedł do pokoju i przywitał się z pozostałą dwójką którzy mienili się obywatelami Belgii i ZSRR. A więc jednak się udało! Niepokój o towarzyszy można było wreszcie posłać w diabły i cieszyć się ze spotkania na tej obcej ziemi. Wrogiej ziemi. Trzech różnych agentów tej samej agencji, trzema różnymi drogami przeniknęło przez zieloną granicę z Rzeszą i w końcu dotarło do umówionego miejsca zbiórki. Ostatni raz w takim składzie widzieli się w hotelu w Delfzijl gdy rozstawali się jeszcze w Holandii po opuszczeniu lokalnego hotelu. Wówczas to Noémie i George wsiedli do Citroena na francuskich numerach i odjechali spod hotelu a Kenneth ruszył w stronę portu. To było wczoraj jakoś o 9 wieczorem, już nad holenderskim miastem panowała ciemna, marcowa noc. A teraz byli dobre kilkadziesiąt kilometrów bardziej na wschód, już na terenie Rzeszy i panował pogodny, słoneczny chociaż chłodny dzień.

Najszybciej do miejsca zbiórki przybył George czyli radziecki Wasilij. Szczęście zdawało mu się sprzyjać. Gdy trochę przed 21-ą wyjechali z Delfzijl to Noémie wysadziła go na dworcu w Groningen z kwadrans po 23-ej. Biorąc pod uwagę późną porę miał ogromne szczęście bo czekał może ze 20 minut na pociąg w stronę granicy. Więc jeszcze przed północą siedział w wagonie i mógł spróbować odpocząć. Odprawa na granicy trwała krótko. Pewnie właśnie między innymi z powodu późnej pory i małej ilości podróżnych do sprawdzania. Nawet jeśli celników zdziwił radziecki paszport u kogoś kto wjeżdżał do ich kraju z zachodniej granicy chociaż sąsiadował na wschodniej to jednak nie robili mu żadnych trudności. Tym sposobem niedługo potem pociąg ruszył dalej a George trochę po 1 rano był już na miejscu.

Noémie mimo, że teoretycznie miała największą swobodę manewru posiadając cztery kółka do dyspozycji to jak szybko odkryła wcale nie musi to oznaczać, że wszystko jest z górki. Po pierwsze była jedynym kierowcą w ich zespole a była w trasie prawie non stop odkąd ponad dobę temu wyjeżdżali z Paryża. Potem jazda przez pół Francji, całe Niderlandy no aż wreszcie nad granicę niemiecką no i dalej. I cały czas była kierowcą. Musiała zachować czujność non stop. To było naprawdę wyczerpujące. Krótka drzemka w Delfzijl tylko odsunęła na chwilę to znużenie. Wiedziała, że ono wróci.

Kolejnym mankamentem była radiostacja. Ponieważ po pożegnaniu się w Groningen z Georgem została w samochodzie sama z radiostacją na nią spadł obowiązek ukrycia jej i zadbania aby nie wpadła w niepowołane ręce. Gdzieś o północy dotarła do nadgranicznego Oudezjil, jeszcze po holenderskiej stronie. No i musiała znaleźć o tej dzikiej porze jakiś czynny hotel co jej się udało nawet pomimo tego, że miasto o tej porze wyglądało jak wymarłe. Z godzinę jej jednak na to zeszło. Samo dźwiganie tego cholernego pudła wypełnionego kablami, głośnikami, korbami i ołowiem z samochodu do pokoju też nie należało ani do łatwych ani do przyjemnych zadań. Dobrze, że nie było aż tak daleko.

Dlatego z Oudezjil wyjechała mniej więcej o 1 w nocy i właściwie już była na granicy. Młoda, atrakcyjna Belgijka z prawicowej organizacji nawet w środku nocy nie miała większych kłopotów z przekroczeniem granicy. Mówiła bardzo dobrze po niemiecku, jej paszport był w porządku, kolejek nie było a żaden nadgorliwiec czy wredniak się nie trafił. Więc z pół godziny później wjeżdżała do pobliskiego Leer.

Największe perypetie spotkały drugiego Brytyjczyka. Prawie z miejsca natrafił na najpoważniejszą przeszkodę. A mianowicie o tak późnej porze nic nie pływała na niemiecką stronę zatoki. No był jeden prom ale dopiero rano. Więc Kenneth dopiero przed 7 rano, już w szarówce przedświtu wsiadał na pokład promu. No ale z godzinę później wysiadał już w niemieckim Emden. Dotarł nawet na stację kolejową i szczęście zdawało się wreszcie uśmiechnąć bo okazało się, że na pociąg do Leer nie czekał dłużej niż z 10 min i trochę po 8 rano był już w pociągu jadącym na stację gdzie zamierzał wysiąść. Ale znów fortuna się od niego odwróciła. Pociąg który miał jechać jakieś 40 min jechał w końcu z godzinę bo musiał jakieś wojskowe transporty przepuszczać. Ostatecznie dotarł na miejsce spotkanie dopiero niecałą godzinę przed wyznaczonym terminem.

A więc udało się! Byli we trójkę i byli cali. No ale co dalej? Poruszać się po Rzeszy francuskim samochodem na francuskich numerach czy zorganizować sobie inny środek transportu? Jechać razem czy osobno? Co z ciężką wodą? Co z patrolowcami Royal Navy? Co z drugim “EEM 56”? Zatonął? Wykaraskał się? Nie mieli teraz radia więc dostęp do bieżących informacji co się dzieje na morzu i w powietrzu. No prawie. Przy śniadaniu w restauracji hotelowej niemieckie radio nadawało wiadomości. W tym o bohaterskim udaremnieniu brytyjskiego nalotu na niemieckie miasta. Ale nie! Dzielni chłopcy z Luftwaffe zadali wrogowi znaczne straty i żaden brytyjski samolot nie przedarł się na wybrzeże!
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline