Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 05-06-2019, 20:43   #71
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
George Woods nigdy nie był zwolennikiem długich pożegnań. Dlatego z młodą pożegnał się krótko:

- Spokojnej podróży i postaraj się w centrali przedstawić wszystko w odpowiednim świetle -rzucił beznamiętnie. Przez chwilę jakby się nad czymś zastanawiał, aż wreszcie wyjął z torby swój skoroszyt, napisał coś na pustej kartce, którą wyrwał i podał dziewczynie. - To adres mojej żony... Byłej. Gdybym nie wrócił przekaż jej proszę, że za wszystko przepraszam.

Już dziesięć sekund później pożałował tej chwili słabości. Odsłonił się i to jeszcze przed własną podwładną. Głupiec! Nie mógł jednak wyzbyć się złych przeczuć dotyczących jego podróży do Niemiec.

* * * * *

To dziwne, ale Woods nie zastanawiał się długo nad sytuacją. Nagle wszystko stało się takie proste. Nie musieli już dowiadywać się kto ukradł ciężką wodę, jaką rolę w tym wszystkim odegrał Allier, do czego wspomniana substancja jest potrzebna złodziejowi. Nie, teraz musieli "jedynie" znaleźć wodę i naprowadzić na nie siły powietrzne i/lub morskie. Z jednej strony myśl, że nie zostaną pozostawieni sami sobie, jak wcześniej przypuszczał, była krzepiąca, z drugiej metody działania dwójki kapitanów wydały mu się... jakieś takie mało wywiadowcze. Oczywiście napuszczanie na określony cel lawiny materiałów wybuchowych pod różnymi postaciami było jednym ze sztandarowych działań wywiadu, ale rezygnacja z poznania przyczyn całego zajścia mocno go rozczarowała. Co prawda to nigdy nie było pierwszorzędnym celem misji, lecz dotąd Woods nie widział możliwości jej wypełnienia bez poznania prawdy. Ostatnie godziny wywróciły jednak wszystko do góry nogami.

Co do ich własnych działań, priorytetem było znalezienie miejsca, w którym mogliby ukryć radiostację. Najlepiej blisko granicy, bo jednak nie mogli jej z nią przekroczyć. Woods pozostawiał tą kwestię Faucher, jako najlepiej rozeznanej w terenie i nie zabierał w tej sprawie głosu.

- Kapitan 1-szej rangi Wasilij Pawłow - oznajmił za to pozostałym. - Obywatel ZSRR, oficer marynarki wojennej, przybywa do Wilhelmshaven na wymianę. Munduru nie dołączyli do kompletu, więc raczej nie będę się z tym afiszował dopóki ktoś nie zapyta - zrzędził, jak to on.

Problemem pozostawał sposób przekroczenia granicy. Nie mogli zrobić tego razem, nawet osobno mogą zwracać zbyt wiele uwagi. Woods miał zresztą dodatkowy problem. Musiał wyjaśnić dlaczego ktoś taki jak on przybywa do Niemiec z zachodu, a nie bezpośrednio ze wschodu lub drogą morską. Początkowo zakładał przekroczenie zielonej granicy, ale było to zbyt wielkie ryzyko, zwłaszcza biorąc pod uwagę nieznajomość przez niego terenu. Postanowił postawić na bajeczkę o siostrze pracującej w ambasadzie w Brukseli, którą po wielu usilnych prośbach, pozwolono mu odwiedzić w drodze do Niemiec. Uznał, że nawet jeśli ktoś zechce to sprawdzić, nim dokopie się prawdy, ich akcja zdąży się już zakończyć.

Woods proponował też by granicę przekroczyli w różnych miejscach, co więcej w jego i Hawthorne'a przypadku powinny to być jedne z głównych przejść granicznych. U Faucher nie miało to większego znaczenia.
 
Col Frost jest offline  
Stary 07-06-2019, 22:01   #72
Konto usunięte
 
Loucipher's Avatar
 
Reputacja: 1 Loucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputację
Prowadzony pewną ręką Noemie samochód spokojnie połykał kolejne kilometry dzielące agentów od Zeebrugge. Pomijając krótki przystanek na granicy francusko-belgijskiej w okolicach Duinhoek, podróż minęła bez zbytnich problemów, co Kennethowi pozwoliło zebrać myśli i zastanowić się, co dalej. Z rozmyślań wyłaniał się w sumie dość prosty i jednokierunkowy sposób postępowania. W Zeebrugge mieli odebrać nowe tożsamości, a potem ruszyć śladem kutra. Przypominało to nadal gonienie za wiatrem, ale nic lepszego nie mieli. Kenneth zastanawiał się tylko, jaką nową tożsamość dostanie, kogo tym razem będzie musiał udawać i do czego mu się to przyda.

Wreszcie samochód zaparkował przy nabrzeżu przystani w Zeebrugge. Noemie świetnie wybrała miejsce do zaparkowania - w polu ich widzenia znajdował się okazały, drewniany barak, częściowo postawiony na palach niknących pod powierzchnią wody. Na tablicy umieszczonej nad frontem budynku pyszniły się namalowane trwałą farbą słowa "Société Belgo-Anglaise des Ferry-Boats". Pojawienie się tutaj angielskiego wodnosamolotu byłoby sprawą całkowicie normalną, każdy również mógł wejść do budynku i na przykład zapytać o rozkład promów kursujących stąd do angielskiego Harwich. Ot, zwykła, turystyczna placówka, jakich wiele w pogrążonej w zwykłym, codziennym życiu zachodniej Europie. Tylko agenci, dzięki otrzymanym przez Noemie informacjom, wiedzieli, że jest to ich punkt kontaktowy, znali również pytanie, które, dla próbującej ich podsłuchać postronnej osoby całkowicie niewinne, skłoni urzędującego w biurze towarzystwa promowego do wydania im przesyłki, którą wodnosamolot z Anglii miałby przywieźć. Kena smuciło nieco, że wodnosamolot zabierze również do Anglii agentkę Leigh. Zdążyła mu zaimponować wywołując ducha zmarłego kapitana, który udzielił dość cennej informacji. Ken był zdania, że jej pomoc byłaby jeszcze nieraz przydatna. Niestety, centrala Spectry widocznie nie miała aż takich możliwości, aby na telefon ogarnąć przekonującą historię dla wszystkich agentów. Ken miał tylko nadzieję, że jego papiery nie były szykowane "na kolanie" - co groziło dekonspiracją.

Gdy wodnosamolot wylądował, agenci udali się do biura przystani, aby odebrać przesyłkę. Już wcześniej, w samochodzie, omówili też kwestię powrotu agentki Leigh do Anglii. Ken wręczył Evelyn dokumenty, którymi posługiwał się do tej pory, prosząc, by zdała je do centrali. Ponieważ miał otrzymać nowe, nie było sensu posługiwać się starymi, a schwytanie go przez Niemców lub ich sympatyków z dokumentami wystawionymi na fałszywe nazwisko brytyjskiego policjanta mogło go błyskawicznie zaprowadzić na przesłuchanie w Gestapo - na co nie miał najmniejszej ochoty. Uściskawszy na pożegnanie dziewczynę, Kenneth skupił się na studiowaniu nowej tożsamości, której bogaty opis znalazł w dossier zaadresowanym jego inicjałami.

Zgodnie z nowymi dokumentami nazywał się Théo Allemann i był inżynierem pracującym dla szwajcarskiej fabryki amunicji i uzbrojenia w Solothurn jako doradca techniczno-handlowy. Dossier szczegółowo opisywało miejsce jego urodzenia - urokliwe miasteczko Bienne we wschodniej Szwajcarii, w kantonie berneńskim, bardzo malowniczo położone na zboczu łańcucha górskiego górującego nad jeziorem noszącym tę samą nazwę, co i miasteczko, przez które przepływa Aar, najdłuższy dopływ Renu i najdłuższa zaraz po nim rzeka Szwajcarii - jego wykształcenie, od lokalnej podstawówki po École d'ingénieurs de l'Université de Lausanne, jak również zakres jego zainteresowań i wszystkie powody, dla których mógłby chcieć odwiedzić Wilhelmshaven, główny port wojenny III Rzeszy.

Kenneth musiał przyznać, że centrala zrobiła dobrą robotę - jak na ograniczony czas operacyjny sfabrykowała mu niemal żelazną historię. Fabryka w Solothurn była pomysłodawcą bardzo udanej linii niemieckich działek przeciwlotniczych kalibru 20 mm, które wykorzystywane były we wszystkich rodzajach wojsk Rzeszy - również jako baterie przeciwlotnicze na niemieckich okrętach (raport z pewną zjadliwością wymieniał jako ciekawostkę fakt, że większość flot alianckich - w tym brytyjska - korzystała w tym zakresie z rozwiązań opracowanych przez konkurencyjną fabrykę mieszczącą się w miejscowości Oerlikon pod Zurychem). Oficjalnym powodem wizyty pana Allemanna w Wilhelmshaven były rozmowy na temat unowocześnienia tego systemu broni - wprowadzenie nowych rodzajów amunicji, zastosowanie lepszych materiałów w mechanizmach działek, zebranie opinii na temat użytkowania i obsługi tej broni wśród dowódców i załóg okrętów Kriegsmarine i tym podobne zagadnienia. Były tam nawet szczegółowe dokumenty techniczno-handlowe przewidziane na ewentualne spotkania z niemieckimi oficjelami wraz z wytycznymi, jak prowadzić takie "lipne" rozmowy.

Kenneth miał o czym czytać, czego się uczyć i co zapamiętywać. Podstawowymi faktami podzielił się ze współtowarzyszami, nie zanudzał ich tylko technicznymi, mocno wyspecjalizowanymi informacjami - te musiał i tak wykorzystać sam, ich znajomość nie była jego towarzyszom do niczego potrzebna. Jego analityczny, encyklopedyczny umysł fotografował kartkę po kartce, by jak najlepiej zapamiętać to, co być może będzie musiał czasem cytować z głowy. Ale jakaś część umysłu Kennetha buntowała się przeciw temu, co przypadło mu w udziale.

To Wainwright powinien tu być, nie ty, mówiła mu jego świadomość. Kenneth wiedział, że miała słuszność. Tylko co to zmieniało?

Tak, kapitan Marynarki Królewskiej nadawałby się do tego zadania znakomicie. Wykształcony w szkole oficerskiej, nauczony technikaliów związanych z morskimi systemami uzbrojenia i dodatkowo - jak Kenneth pamiętał z jego dossier - obeznany z kryptografią i łącznością, byłby jak drapieżny rekin w stadzie tuńczyków.

Tyle, że kapitan Wainwright nie żył, zastrzelony na ciemnej paryskiej ulicy przez tych, którzy właśnie teraz być może uciekali do Wilhelmshaven z ładunkiem ciężkiej wody, który, jak Kenneth pamiętał, mógł posłużyć do stworzenia śmiertelnie niebezpiecznej broni. Tych ludzi trzeba było powstrzymać i to zadanie spadło na niego, Kennetha Olivera Hawthorne'a, agenta Spectry odkomenderowanego z Metropolitan Police Service.

Kenneth zaproponował Noemie, aby dojechali jak najbliżej granicy holendersko-niemieckiej - ich pierwotny plan sprawdzenia Eemshaven nadawał się do tego celu doskonale. Stamtąd blisko już było do Wilhelmshaven, gdzie Kenneth mógł pojawić się całkiem oficjalnie i stamtąd, będąc już na miejscu, mógł obserwować i przekazywać - na przykład telefonicznie - informacje do osoby czekającej przy radiostacji. Jeszcze przed wyjazdem zaproponował przekazanie drogą radiową eskadrom lotniczym dokładnego opisu jednostki, aby w razie zauważenia jej przez patrolujący holenderskie wybrzeże samolot można było od razu przystąpić do akcji. Kenneth opierał się tu na założeniu, że Holandia na to chwilę wciąż była neutralna, a zatem zarówno Kriegsmarine, jak i Luftwaffe, raczej nie poważyłyby się na bezczelne wtargnięcie w przestrzeń powietrzną Holandii lub na jej wody terytorialne tylko po to, by bić się z alianckimi samolotami. Z drugiej strony Holandia, kraj niemal pozbawiony sił powietrznych i z flotą w znacznej części odkomenderowaną do zamorskich kolonii, niewiele mógłby zrobić, gdyby takie wtargnięcie miało miejsce. Gdyby kutra nie dało się namierzyć w drodze do Wilhelmshaven, należało go jak najszybciej wyśledzić i pilotować już na niemieckiej ziemi... gdzie niestety szanse jego przechwycenia drastycznie malały. Ale lepszego pomysłu w zaistniałych okolicznościach agenci nie byli w stanie wymyślić.
 
Loucipher jest offline  
Stary 07-06-2019, 23:03   #73
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Noemi pożegnała się krótko z Evelyn przekazując jej kolejny papierowy raport z uzyskanych przez nich informacji. Opisała w nim wszystkie niezbędne informacje do kontynuowania śledztwa gdyby im się coś stało. Podziękowała dziewczynie za dotychczasową współpracę i życzyła bezpiecznego powrotu.

Emma Smets, w którą teraz przyszło się jej wcielić była belgijską działaczką polityczną. Znów zamężna. Plus był taki, że nie musiała nawet zdejmować pierścionka. Wymieniła zestaw fotografii w portfelu upewniając się, że poprzednie trafią z powrotem do centrali. Wiedziała, że nie mają czasu do stracenia, czuła jednak że potrzebuje prysznica i posiłku jeśli ma prowadzić dalej i skorzystała z tego, że znajdowali się w Zeebrugge.

- Zrobimy tak…. Wspólnie udamy się do Eemshaven i rozeznamy się w sytuacji. Wasilij... jakbyś mógł jechać z tyłu ze stacją. Fajnie jakby nasze ptaszki rozejrzały się za naszą łodzią na wodzie, ale wątpię by coś znaleźli... trzeba by sprawdzić chyba każdy cholerny port. Pojedziemy wzdłuż wybrzeża i zerkniemy w największych portach czy gdzieś nie ma naszej zguby. Choć szczerze... na miejscu tamtych zatrzymałabym się na dziko i wsiadła do umówionego transoprtu. - Noemie westchnęła ciężko.- Fakt faktem dortzemy do Eemshaven i sprawdizmy port, potem zacznę wracać wzdłuż z granicy i wysadzę was w miastach ze stacjami kolejowymi. Zapewne w Grooningen i Assen. Sama poszukam jakiegoś miejsca by pozostawić stację. Zapewne wynajmę pokój na kilka dni i pozostawię ją w nim, al edokładną lokalizację ustalimy później
 

Ostatnio edytowane przez Aiko : 13-06-2019 o 22:15.
Aiko jest offline  
Stary 14-06-2019, 10:19   #74
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 18 - 1940.III.15; pt; zmierzch; Eemshaven

Czas: 1940.III.15; pt; zmierzch; godz. 19:20
Miejsce: pd - pn-wsch Holandia; Eemshaven; port, nabrzeże portowe
Warunki: pochmurno, chłodno, szarówka zmierzchu, wilgotne, morskie powietrze


Noémie Faucher (E.Smets), Kenneth Hawthorne (T.Allemann), George Woods (W.Pawłow)


Citroen na francuskich numerach rejestracyjnych zatrzymał się wreszcie u celu podróży. Dojechali. Eemshaven. Holenderki północno - wschodni kraniec świata. Niemieckiego brzegu z portu nie było widać, zwłaszcza, że ten dżdżysty, ponury dzień się już kończył i nad światem zapadała już kurtyna szarości. Chociaż w kraju neutralnym nie było to tak odczuwalne jak we Francji czy na Wyspach gdzie z powodu zaciemnienia wraz ze zmrokiem kraj we władanie obejmowały nocne ciemności i pełzające w nich strachy. Tutaj, w jasno oświetlonym, holenderskim porcie było zupełnie jakby wojny nie było.

Trójka agentów, dwóch mężczyzn i jedna kobieta mogło wreszcie wysiąść z auta i rozprostować nogi. Ostatnia doba dała im się we znaki. Wydawało się, że wieki temu wezwano ich do londyńskiego biura chociaż kalendarze i zegarki wskazywały, że działo się to właśnie jakieś dwie doby temu. Od tamtej pory non stop byli w akcji, na własnych nogach albo na własnych siedzeniach. Ostatnia doba oznaczała prawie ciągłą podróż. Od paryskiego “Topaza” skąd wyruszyli krótko po północy ku luksemburskiej granicy. Prawie o świtaniu zwrot na północ, ku Dunkierce gdzie dojechali trochę przed samym południem. Tam też nie zabawili zbyt długo i w połowie dnia wjeżdżali do Zeebrugge gdzie pożegnali się z najmłodszą koleżanką a po odebraniu nowych kompletów dokumentów znów znaleźli się w drodze. Końcówkę dnia spędzili tłukąc się samochodem przez Niderlandy aż do końca. Do końca wytrzymałości, drogi i kraju. Prawie dosłownie zatrzymali się na samym krańcu świata gdzie dzień i droga kończyły się w morzu.

Tak, można było już odczuć znużenie a nawet zmęczenie. W końcu byli już na nogach prawie równo dobę. Odkąd pozwolili sobie na krótki odpoczynek jeszcze w całkiem innej europejskiej stolicy. A teraz przecierając oczy ze zmęczenia stali tutaj, nad holenderskimi pirsami wrzynającymi się w Morze Północne czy może raczej wody Zatoki Ems. Po George który obecnie odgrywał rolę Rosjanina, najbardziej widać było to zmęczenie. Kenneth trzymał się trochę lepiej chociaż też nie dało się ukryć przecierania oczu ze zmęczenia. Najlepiej te trudy znosiła Noeme chociaż też już czuła, że zbliża się do progu silnego zmęczenia. Zwłaszcza gdyby znów okazało się, że trzeba będzie gdzieś jechać. A w roli kierowcy była w końcu niezastąpiona w ich małym zespole.

No ale co dalej? Przez ostatnie kilka godzin odkąd wyjechali z Zeebrugge sytuacja zmieniła się diametralnie. Co nie oznaczało, że się wyjaśniło. Wydawała się tak niejasna jak obecny, wieczorny pochmurny horyzont. Wszystko zaczęło się ledwo wsiedli do auta i George siedzący na tylnej kanapie Citroena wybrał odpowiednią częstotliwość w przysłanym z centrali radiu. I z miejsca znaleźli się w centrum bitwy powietrzno morskiej!

Nie było jasne co się dzieje w eterze ale głośnik radia przekazywał na tyle dużo by zorientować się, że toczy się regularna bitwa. Alianccy lotnicy zwarli się w przestworzach z niemieckimi. Słychać było okrzyki po angielsku i francusku, słychać było tak wiele. Gorączkę ostrzeżeń przed “Hunami”, desperackie wezwania o pomoc, dopytywanie się gdzie ktoś jest, przekleństwa, komunikaty, rozkazy… chaos. Dało się słyszeć chaos. Żadna nacja nie była wolna od okazywania objawów stresu w tak stresowej sytuacji.

Z tego chaosu jaki zapanował w kabinie Citroena gdy wyjeżdżali z Zeebrugge dało się odczytać pewne tendencje. Widocznie alianckie formacje, zgodnie z tym co mówili kapitanowie z centrali, wyleciały wcześniej na swoje zadanie i właśnie gdy jasny Citroen opuszczał belgijski port dolatywały w rejon jaki miały przeszukać aby pośród mrowia jednostek odnaleźć tą jedną, konkretną. Plany aliantów pokrzyżowali Niemcy którzy nie zamierzali pozwolić przeciwnikowi bezczelnie grasować pod swoim nosem. Na alianckie eskadry opadły te drugie, z czarnymi krzyżami na skrzydłach.

Wydawało się, że pierwsi nad cel dolecieli Francuzi. Bo gdy tylko George uruchomił radio eter był zdominowany przez nich. Na słuch to źle się tam działo. Francuski dywizjon wracał już z zadania i rozpaczliwie próbował zgubić pościg niemieckich maszyn. Kolejne francuskie głosy meldowały o uszkodzeniach, próbach wodowania, opuszczenia maszyny albo o strąconych towarzyszach. Nawet gdy z tego wszystkiego przebiła się jakaś mściwa satysfakcja gdy któryś z “Hunów” oberwał to nadal nikło to w rozpaczliwej walce o przetrwanie i próbom wymknięcia się zwinniejszym i lepiej uzbrojonym prześladowcom.

Niedługo potem nadleciała brytyjska eskadra. A właściwie dwie bo posługiwały się dwoma różnymi kodami. Pierwsza natrafiła na dezorganizację jaka nastąpiła po tym gdy większość niemieckich maszyn nadal ścigało francuską eskadrę. Wydawało się, że ci Huni którzy pozostali na polu walki nie bardzo mogli sobie poradzić z Brytyjczykami. Jednak ci z kolei nie mogli odnaleźć celu. Mikra łupinka wydawała się nie do odnalezienia w stalowoszarych wodach Morza Północnego. Opór Niemców tężał i do walki włączały się kolejne maszyny. Ostatecznie z tego powodu jak i kończącego się paliwa brytyjska eskadra zawróciła z powrotem ku Wyspom.

Druga grupa Brytyjczyków nadleciała właściwie w tym samym czasie ale widocznie przydzielono im nieco inny sektor. Ci wpadli prosto na główne siły Niemców a może w tym rejonie obrona niemiecka była sprawniej zorganizowana. Brytyjskim maszynom po zaciętej walce udało się przedrzeć przez siły obrońców. I wtedy ktoś krzyknął podnieconym głosem. - Widzę go! Mamy go! Wszyscy za mną! Atakujemy! - znów nie było wiadomo co tam się właściwie działo. Ale chyba brytyjskie maszyny zaczęły ten atak. Zaczęły napływać raporty o trafieniach. Ktoś meldował, że łajba dymi, że widać ogień, że nabiera wody. A tonie? Zatonęła? Nie wiadomo. Lotnicy musieli podwijać ogony odgonieni przez ochronny parasol Luftwaffe. Trafienie tak, meldowali o trafieniu i nabieraniu wody przez kuter ale nie było wiadomo czy poszła na dno. W eterze znów zapanował chaos gdy dwie strony zwarły się w przestworzach nad stalowymi wodami Morza Północnego. Kolejne trafienia, kolejne utraty maszyn, zaginione w walce samoloty które oddzieliły się od głównej grupy i próbowały wrócić na własną rękę.

A wszystko to stało się jeszcze zanim na dobre wyjechali z Zeebrugge. Samochód w porównaniu do samolotu wydawał się wolny i ślamazarny. Mijali dopiero Antwerpię gdy w eterze dał się słyszeć zmęczony, francuski głos który meldował o lądowaniu. Dwie czy trzy inne francuskie załogi meldowały o lądowaniu awaryjnym. Z pół godziny później gdy jechali obwodnicą Bredy słyszeli podobne meldunki Brytyjczyków. Chociaż ich widocznie wróciło do domu więcej. Zaś trójka agentów potrzebowała jeszcze ze dwie godziny aby dojechać do celu.

A teraz, gdy byli u celu, sytuacja była niejasna. Nie było wiadomo czy kuter poszedł na dno czy nie. Co stało się z kanistrami. Czy Niemcy zdołali się jakoś z tego nalotu wykaraskać czy nie. Mniej więcej zdawali sobie sprawę gdzie lotnicy dopadli kuter te trzy czy cztery godziny temu. I nawet nie od Eemhaven nie było to tak daleko. W linii prostej z kilkadziesiąt kilometrów. Tylko już na wodach tuż pod nosem Niemców. Został ostatni składnik z przewidzianego przez centralę ataku: patrolowce Royal Navy. Do nich też mieli namiar radiowy. Małe łódeczki zdołały przez ten cały dzień przepłynąć przez wschodnią część Kanału i wybrzeża Niderlandów. Teraz powinny być już dość niedaleko. I niedaleko Eemshaven i miejsca gdzie ostatnio znajdował się kuter. Oczywiście brytyjskie patrolowce nie mogły wpłynąć do neutralnego portu ale można było spróbować zorganizować transport by dostać się na ich pokład.

Albo nie. Co prawda zbliżała się noc co zwiększało szanse na skryte działania. Trudniej więc byłoby Niemcom namierzyć brytyjskie jednostki ale też i trudniej byłoby namierzyć niemiecką, zwłaszcza jeśli poszła na dno. Co przyniesie noc? Noc dawała jakieś szanse na skryte działania pod nosem Niemców. W dzień jednak mieli oni zdecydowaną przewagę. Patrolowce zresztą nie miały aż tyle paliwa aby operować drugą dobę poza portem. Nim nastanie świt zapewne z takim czy innym rezultatem poszukiwań będą w drodze do portów macierzystych. Zdać się na los i poczekać do rana? Spróbować jednak przedostać się do Niemiec? A może dostać się na patrolowce Royal Navy?
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 21-06-2019, 21:27   #75
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Cała trójka słuchała w skupieniu "transmisji" z pola bitwy. Woods była parokrotnie świadkiem, a nawet uczestnikiem ulicznej strzelaniny, ale nigdy nie walczył na froncie. To... robiło wrażenie. Świadomość, że gdzieś tam, kilkaset kilometrów od nich i paręset metrów ponad nimi, dwie grupy utalentowanych młodych ludzi, którym ktoś powierzył sprzęt warty niewyobrażalne kwoty pieniędzy, próbuje za jego pomocą obrócić siebie nawzajem w nicość, była więcej niż niepokojąca. Niby każdy wiedział na czym polega wojna, chyba nikt nie kwestionował słuszności obecnie trwającej, ale bycie świadkiem walki, ludzkich dramatów, jakie tam się rozgrywały, zmuszało do refleksji. Refleksji, na którą agent Spectry nie mógł sobie pozwolić. On jeden nie powinien teraz myśleć o takich rzeczach. Liczył się tylko ten cholerny kuter i jego przeklęty ładunek.

Meldunek o trafieniu niewielkiego statku wywołał lekki uśmiech na twarzy prawie 50-latka. Na więcej emocji sobie nie pozwolił. Oczywiście zdawał sobie sprawę, że w wyniku panującego w powietrzu zamieszania piloci nie potwierdzili zniszczenia jednostki, albo też uratowania jego ładunku, czy nawet tego, że trafiony przez nich kuter był tym właściwym. Wobec tego zadanie trójki agentów nadal nie było wypełnione. Musieli się upewnić, że ciężka woda spoczywa na dnie Morza Północnego.

Woods nie uznał za konieczne informować eskadry patrolowców o losach bitwy powietrznej i lokalizacji trafionego stateczku. Trudno było się spodziewać, by ich załogi nie prowadziły własnego nasłuchu i nie były zorientowane w sytuacji tak samo jak ich trójka. A to oznaczało, że nawiązywanie z nimi łączności było zbędne. A zbędnych działań należy się wystrzegać. Nawet na terenie neutralnego państwa mogły nieść ze sobą niepotrzebne ryzyko.

Brytyjczyk był zdania, że plany agentów nie powinny ulec zmianie. Potwierdzić zniszczenie kutra mogli tylko na pokładach patrolowców Royal Navy, gdzie staliby się tylko biernymi obserwatorami, zbędnym balastem. Mogli jednak też udać się do Niemiec i upewnić się, że żaden kuter rybacki nie wpłynął ostatnio do portu. Co prawda istniała możliwość, że celem kutra wcale nie było Wilhelmshaven, że zwierzchnicy złodziei ciężkiej wody woleli bardziej ustronne miejsce, jednak teraz te zamiary, o ile ciężka woda ocalała z bombardowania, zapewne uległy zmianie. Niemcy, jeśli dotąd o tym nie wiedzieli, to teraz mogli być już całkowicie pewni, że Alianci znają ich zamiary. Robienie ze wszystkiego tajemnicy mijało się z celem, bo nie było już żadnej tajemnicy. Priorytetem stałoby się zatem bezpieczeństwo ładunku.

Póki co jednak i tak nie mogli niczego zrobić, z wyjątkiem Faucher, która zaskakująco dobrze jak na kobietę, radziła sobie za kółkiem. Woods bez słowa rozsiadł się wygodniej na tylnym siedzeniu, opuścił fedorę na oczy i spróbował zasnąć. Powieki kleiły mu się nieznośnie. Nie był już młodzieniaszkiem. W pociągu do Niemiec też spróbuje złapać kilka godzin snu.
 
Col Frost jest offline  
Stary 21-06-2019, 23:01   #76
Konto usunięte
 
Loucipher's Avatar
 
Reputacja: 1 Loucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputację
Narastające zmęczenie nie dało rady pokonać Kennetha podczas długiej drogi z Zeebrugge do Eemshaven.
Jego encyklopedyczny, poukładany mózg pracowicie sortował wiadomości nabyte z nowych papierów, układając je w przegródkach bliższej i dalszej pamięci. Gdy będą potrzebne, nie będzie musiał zaglądać do dokumentów częściej, niż wynikałoby to z naturalnej konieczności doprecyzowania jakiegoś szczegółu, który, zgodnie z regułą "głowa nie śmietnik" nie musi znajdować się między zwojami mózgowymi, skoro można łatwo przywołać do z posiadanych dokumentów.
W tym czasie jego uszy śledziły wymianę depesz radiowych, jaką wyraźnie było słychać w radiostacji obsługiwanej przez George'a...

Wróć. Wasilija.

Umysł Kennetha... a właściwie już Theo... automatycznie dokonał poprawki na nowe tożsamości jego towarzyszy. Radiostację obsługiwał Wasilij. Nie George. Tak samo musiał się przyzwyczaić, że obok niego, prowadząc samochód, siedziała Emma. Nie Noemie.

A więc Theo Allemann siedział i słuchał odgłosów z obsługiwanej przez Wasilija radiostacji, jakby słuchał radiowej relacji z ostatnich Letnich Igrzysk Olimpijskich w Berlinie. I podobnie jak w 1936 roku, gdy Rzesza Niemiecka zdeklasowała swoich konkurentów w klasyfikacji medalowej, nie pozwalając wywieźć z Berlina lauru olimpijskiego zwycięstwa, tak i tutaj wszystko wyglądało na to, że reprezentanci III Rzeszy, w postaci myśliwców poderwanych z baz w Westfalii i Weser-Ems, ponownie pozamiatali boisko, odsyłając przedstawicieli państw sprzymierzonych do domu solidnie poobijanych i pokonanych. Gdyby "Theo" był faktycznie Szwajcarem, pewnie nawet by się z tego cieszył. A tak... po prostu słuchał nawoływań alianckich pilotów, w których agresja, zaciekłość, strach i panika mieszały się w szarpiącą nerwy kakofonię urywanych zdań, krzyków i zawołań.

Jedynym momentem, który sprawił, że serce słuchającego mężczyzny przyspieszyło biegu, był moment, gdy jeden z brytyjskich pilotów zgłosił odnalezienie celu, którego szukali, a potem gdy seria kolejnych meldunków obwieściła podchodzenie do ataku kolejnych załóg. A więc jednak! Brytyjscy lotnicy zdołali dokonać niemożliwego. Znaleźli uciekający w stronę Niemiec, kryjący się wśród stalowosinych fal Morza Północnego kuter z ładunkiem! Gdy po kilkunastu minutach w eter poleciał tryumfalny meldunek o trafieniu jednostki i skutkach ataku - dym i pożar na pokładzie, przechylenie na burtę, nabieranie wody - brytyjski agent poczuł niemal ojcowską dumę. Nasi chłopcy w mundurach znów dali radę! Szkoda tylko, że okupili to tak wielkimi stratami - meldunków o przymusowym wodowaniu, ewakuacji załóg ze spadochronem z zestrzelonych maszyn czy po prostu ostatnich, przedśmiertnych krzyków jakimś cudem nadanych w radio przed ostatnim uderzeniem w zimną powierzchnię morza Anglik wolał nie liczyć. Mógł tylko zżymać się na Centralę, która nie wahała się poświęcić życia tych wszystkich ludzi, by zatopić ten jeden statek z tym jednym ładunkiem.

To wszystko nie wróżyło zbyt dobrze... bo aż nadto wyraźnie uzmysławiało Hawthorne'owi, że jeśli będzie tego wymagała misja, jego życie też może zostać poświęcone bez mrugnięcia okiem, jedną decyzją zapadłą w cieniu gabinetów, rozpraszanym jedynie stojącymi na biurkach oficjeli lampkami.

Gdy samochód dojechał do portu w Eemshaven i umordowani podróżą agenci wysiedli z pojazdu, by przejść się po nabrzeżu i rozprostować nogi, Hawthorne zdał sobie sprawę, że tak naprawdę nie wiedzą nic. Nie wiedzą, czy kuter dotarł na miejsce, czy zatonął po drodze. Czy w ogóle płynął do Niemiec, czy może jednak do Eemshaven. Czy brytyjskie łodzie patrolowe, które, jak Kenneth wiedział, krążyły u holenderskich wybrzeży z nadzieją na odnalezienie i przechwycenie jednostki, zdołają lub zdołały ją namierzyć, czy też nie. Jeśli agenci czegokolwiek mieli się dowiedzieć, to należało po pierwsze wypocząć - zapadła już noc nadawała się do tego celu wyśmienicie - a następnie rozpytać miejscowych w porcie o historię "EEM 56" i ostatnie ruchy zarówno tej jednostki, jak i innych, mogących mieć z nią jakikolwiek związek. Przekraczanie granicy niemieckiej w nocy mogło być nieco ryzykowne, poza tym nie wiadomo było nawet, czy o tej porze między Holandią a Niemcami kursują jakiekolwiek pociągi czy inne pojazdy.

Rozważywszy wszystkie za i przeciw, Kenneth zaproponował pozostałym spędzenie nocy w Eemshaven, a następnego dnia rozpoczęcie akcji wywiadowczej od rozpytania miejscowych o tajemniczy kuter. Decyzja jednak - jak zwykle zresztą - należała do dowodzącej nimi agentki.
 
Loucipher jest offline  
Stary 21-06-2019, 23:23   #77
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Noemi zaciskała dłonie na kierownicy z całych sił starając się skupić na prowadzeniu auta. Nasłuchiwała odgłosów ze stacji starając się rozpoznać czy w powietrzu nie ma teraz jakiegoś znajomego z wojska. Jakimi siłami musiało dysponować to cholerne Luftwaffe? Nerwowo stukała palcami w kierownicę nasłuchując i jadąc nieco wolniej by przy tym całym szaleństwie nie spowodować jeszcze wypadku. Musieli dotrzeć do celu, musieli upewnić się, że kuter nie dotarł do portu macierzystego. Potem zobaczy się co dalej.

W Eemshaven wysłała Olivera i Geaorge by rozejrzeli się po porcie, a sama dała sobie chwilę na złapanie oddechu. Z uwagi na płeć nigdy nie wylądowała na froncie jednak… pamiętałą chłopaków z piechoty, z lotnictwa… wodniaków. Przymknęła oczy udając, że odpoczywa i dając sobie chwilę nad zapanowaniem nad nerwami.

Czekając na powrót chłopaków układała w głowie plany. Wątpiła by wyruszanie na wodę miało większy sens. Jeśli nasi przechwycą wodę, centrala na pewno na im znać. Jeśli niemcy… łatwiej im będzie spróbować przejąć towar na lądzie.

Tak jak się spodziewała znaleźli kuter rybacki z odpowiednimi numerami i była niemal pewna, że to nie ten, którego szukają. Na łodzi, która była we Francji farba była świeża. Byłam pewna, że muszą ruszać dalej. Do tego okazało się, że tutejszy kuter od kilku dni nie wychodził w morze. Oto oryginalna 56-tka.
Szansa na to, że samoloty zestrzeliły odpowiednią łódź była niewielka. Że angielskiej marynarce uda się przejąć ewentualny zatopiony towar jeszcze mniejsza. Za to, że wodę mają niemcy… to było niemal pewne.

- Ruszymy do portu w Delfzijl i tam odpoczniemy - Zgadzała się z towarzyszami. Wszystkim im należał się odpoczynek. - Proponuję by przespać się jedną… może dwie godziny i ruszyć dalej. Jedno z nas mogłoby się przeprawić drogą morską do Emden i sprawdzić port. Drugiego z was podrzucę do Groningen i stamtąd ruszy pociągiem. Ja od transportuję stację do Oudezijl i tam przekroczę granicę. Spotkamy się w Leer około 10-tej i ruszymy do Wilhelmshaven. Ale najpierw… Delfizjil i drzemka. Prześpijcie się chwilę.
 
Aiko jest offline  
Stary 24-06-2019, 01:10   #78
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 19 - 1940.III.16; sb; przedpołudnie; Leer

Czas: 1940.III.16; sb; przedpołudnie; godz. 09:30
Miejsce: pn - wsch III Rzesza; Leer; hotel “Sonniges”, pokój hotelowy
Warunki: pochmurno, ciepło, wnętrze pokoju, na zewnątrz słonecznie i chłodno


Noémie Faucher (E.Smets), Kenneth Hawthorne (T.Allemann), George Woods (W.Pawłow)



Jakieś pół godziny temu rozległo się pukanie do drzwi pokoju hotelowego. Po chwili okazało się, że to ostatni z trójki gości na jakich czekali. Brytyjczyk upozorowany na Szwajcara wszedł do pokoju i przywitał się z pozostałą dwójką którzy mienili się obywatelami Belgii i ZSRR. A więc jednak się udało! Niepokój o towarzyszy można było wreszcie posłać w diabły i cieszyć się ze spotkania na tej obcej ziemi. Wrogiej ziemi. Trzech różnych agentów tej samej agencji, trzema różnymi drogami przeniknęło przez zieloną granicę z Rzeszą i w końcu dotarło do umówionego miejsca zbiórki. Ostatni raz w takim składzie widzieli się w hotelu w Delfzijl gdy rozstawali się jeszcze w Holandii po opuszczeniu lokalnego hotelu. Wówczas to Noémie i George wsiedli do Citroena na francuskich numerach i odjechali spod hotelu a Kenneth ruszył w stronę portu. To było wczoraj jakoś o 9 wieczorem, już nad holenderskim miastem panowała ciemna, marcowa noc. A teraz byli dobre kilkadziesiąt kilometrów bardziej na wschód, już na terenie Rzeszy i panował pogodny, słoneczny chociaż chłodny dzień.

Najszybciej do miejsca zbiórki przybył George czyli radziecki Wasilij. Szczęście zdawało mu się sprzyjać. Gdy trochę przed 21-ą wyjechali z Delfzijl to Noémie wysadziła go na dworcu w Groningen z kwadrans po 23-ej. Biorąc pod uwagę późną porę miał ogromne szczęście bo czekał może ze 20 minut na pociąg w stronę granicy. Więc jeszcze przed północą siedział w wagonie i mógł spróbować odpocząć. Odprawa na granicy trwała krótko. Pewnie właśnie między innymi z powodu późnej pory i małej ilości podróżnych do sprawdzania. Nawet jeśli celników zdziwił radziecki paszport u kogoś kto wjeżdżał do ich kraju z zachodniej granicy chociaż sąsiadował na wschodniej to jednak nie robili mu żadnych trudności. Tym sposobem niedługo potem pociąg ruszył dalej a George trochę po 1 rano był już na miejscu.

Noémie mimo, że teoretycznie miała największą swobodę manewru posiadając cztery kółka do dyspozycji to jak szybko odkryła wcale nie musi to oznaczać, że wszystko jest z górki. Po pierwsze była jedynym kierowcą w ich zespole a była w trasie prawie non stop odkąd ponad dobę temu wyjeżdżali z Paryża. Potem jazda przez pół Francji, całe Niderlandy no aż wreszcie nad granicę niemiecką no i dalej. I cały czas była kierowcą. Musiała zachować czujność non stop. To było naprawdę wyczerpujące. Krótka drzemka w Delfzijl tylko odsunęła na chwilę to znużenie. Wiedziała, że ono wróci.

Kolejnym mankamentem była radiostacja. Ponieważ po pożegnaniu się w Groningen z Georgem została w samochodzie sama z radiostacją na nią spadł obowiązek ukrycia jej i zadbania aby nie wpadła w niepowołane ręce. Gdzieś o północy dotarła do nadgranicznego Oudezjil, jeszcze po holenderskiej stronie. No i musiała znaleźć o tej dzikiej porze jakiś czynny hotel co jej się udało nawet pomimo tego, że miasto o tej porze wyglądało jak wymarłe. Z godzinę jej jednak na to zeszło. Samo dźwiganie tego cholernego pudła wypełnionego kablami, głośnikami, korbami i ołowiem z samochodu do pokoju też nie należało ani do łatwych ani do przyjemnych zadań. Dobrze, że nie było aż tak daleko.

Dlatego z Oudezjil wyjechała mniej więcej o 1 w nocy i właściwie już była na granicy. Młoda, atrakcyjna Belgijka z prawicowej organizacji nawet w środku nocy nie miała większych kłopotów z przekroczeniem granicy. Mówiła bardzo dobrze po niemiecku, jej paszport był w porządku, kolejek nie było a żaden nadgorliwiec czy wredniak się nie trafił. Więc z pół godziny później wjeżdżała do pobliskiego Leer.

Największe perypetie spotkały drugiego Brytyjczyka. Prawie z miejsca natrafił na najpoważniejszą przeszkodę. A mianowicie o tak późnej porze nic nie pływała na niemiecką stronę zatoki. No był jeden prom ale dopiero rano. Więc Kenneth dopiero przed 7 rano, już w szarówce przedświtu wsiadał na pokład promu. No ale z godzinę później wysiadał już w niemieckim Emden. Dotarł nawet na stację kolejową i szczęście zdawało się wreszcie uśmiechnąć bo okazało się, że na pociąg do Leer nie czekał dłużej niż z 10 min i trochę po 8 rano był już w pociągu jadącym na stację gdzie zamierzał wysiąść. Ale znów fortuna się od niego odwróciła. Pociąg który miał jechać jakieś 40 min jechał w końcu z godzinę bo musiał jakieś wojskowe transporty przepuszczać. Ostatecznie dotarł na miejsce spotkanie dopiero niecałą godzinę przed wyznaczonym terminem.

A więc udało się! Byli we trójkę i byli cali. No ale co dalej? Poruszać się po Rzeszy francuskim samochodem na francuskich numerach czy zorganizować sobie inny środek transportu? Jechać razem czy osobno? Co z ciężką wodą? Co z patrolowcami Royal Navy? Co z drugim “EEM 56”? Zatonął? Wykaraskał się? Nie mieli teraz radia więc dostęp do bieżących informacji co się dzieje na morzu i w powietrzu. No prawie. Przy śniadaniu w restauracji hotelowej niemieckie radio nadawało wiadomości. W tym o bohaterskim udaremnieniu brytyjskiego nalotu na niemieckie miasta. Ale nie! Dzielni chłopcy z Luftwaffe zadali wrogowi znaczne straty i żaden brytyjski samolot nie przedarł się na wybrzeże!
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 27-06-2019, 14:54   #79
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
- Dlaczego znowu ja? - Noemi spocona i zirytowana z trudem wydobyła stację z auta, dziękując Bogu, że o tej godzinie miasteczko było wymarłe. Okryła sprzęt jakimiś wydobytymi z torby ubraniami na wypadek gdyby jednak w którymś z ciemnych okien czaił się obserwator. Gdy już udało się jej wtaszczyć sprzęt do pokoiku na piętrze jedynie tęsknie spojrzała na wyglądające na wygodne łóżko. Stację ukryła w szafie pod dodatkowymi kocami, licząc, że nikt przez chwilę nie zwróci na nią uwagi, a sama pozwoliła sobie jedynie na wzięcie prysznica i zmianę ubrań. Po tem nie pozostało jej nic innego jak ruszyć dalej na umówione miejsce spotkania z towarzyszami.

Z Oudezji wyjeżdżała po pierwszej. Wykończona, zła na zupełny brak informacji i obawiając się o życia swych podopiecznych. Wiedziałam, że postąpiła słusznie zarządzając rozdzielenie się. Że dzięki temu mogli sprawdzić kilka miejsc na raz. Chyba tylko te obawy utrzymywały ją w jako takim stanie i umożliwiały skupienie się na drodze. Parkując pod przydworcowym hotelem nie była pewna jak udało się jej dojechać tak daleko.
W hotelu pozwoliła sobie na chwilę drzemki zakładając, że zgodnie z umową spotka się z podopiecznymi w kawiarni niby niepozornie siadając razem, a potrzebowała snu bardziej niż czegokolwiek innego. Poprosiła jedynie o to by ją obudzono o odpowiedniej godzinie.

- Zostaniemy w okolicy dobę. - Ucieszyła się widząc wszystkim w dobrym zdrowiu. Musiała jednak skupić się na wydaniu dalszych instrukcji. - Każde z nas niezależnie kupi bilety na poranny pociąg do Wilhelmshaven. Mam nadzieję, że w tak wielki porcie uda nam się czegoś dowiedzieć. Skorzystajcie z dnia i rozpytajcie o wszystkie informacje. Ja natomiast… spróbuję wyskoczyć do Holandii i skorzystać ze stacji. Nadłożę drogi by przekroczyć granicę w innym miejscu. - Westchnęła ciężko myśląc o kolejnej trasie i rozejrzała się po kawiarni, obserwując jej gości. Miała nadzieję, że nie zwrócili jeszcze niczyjej uwagi. Wiedziała, że wróg nie śpi, a co gorsza ma nad nimi poważną przewagę. CO stało się z tą cholerną łodzią, jej załogą i towarem, który przewozili. Musieli go znaleźć i to szybko! - W pociągu będziemy dla siebie obcy, każdy na własną rękę postara się dowiedzieć jak najwięcej. Spotkamy się w kawiarni na dworcu w Wilhelmshaven chyba że wydarzenia w trasie pozwolą nam na zawiązanie normalnych kontaktów. - Powoli podniosła się od stolika. - Dziękuję Panom za wspólną kawę
 
Aiko jest offline  
Stary 27-06-2019, 20:38   #80
Konto usunięte
 
Loucipher's Avatar
 
Reputacja: 1 Loucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputację
Kenneth mógł się spodziewać, że późna pora wybitnie utrudni mu przedostanie się na drugi brzeg Zatoki Ems. W końcu w porze, w jakiej dotarli do sennego holenderskiego miasteczka, wszystkie łodzie wracały już do portu, a prom, który przez cały dzień pracowicie woził pasażerów między Delfzijl i niemieckim Emden, również zakończył kursowanie - o ironio! - kończąc ostatni kurs akurat w momencie, gdy samochód agentów wjechał na ulice holenderskiej mieściny. Kursowanie miał wznowić nazajutrz, o 7:00 rano.

Krótka wycieczka po przystani także nie pozwoliła Kennethowi znaleźć nikogo chętnego, by o tak późnej porze wypływał na spowite mrokiem wody zatoki, nawet po to, by przepłynąć zaledwie na jej drugą stronę. Większość marynarzy o tej porze, jeśli nie wrócili wprost do domu, spędzała czas w przybrzeżnej tawernie, nad szklankami marynarskich trunków komentując połowy, ruchy flot handlowych i wojennych (zwłaszcza niemieckiej) czy chociażby niedawną strzelaninę na Morzu Północnym, której niektórzy szyprowie byli niemal naocznymi świadkami. To właśnie od nich, udając turystę zaciekawionego mimochodem rzuconą historią, Kenneth dowiedział się w sumie najwięcej. Szyper, który opowiadał tą historię, nie widział momentu trafienia samego kutra ani uszkodzeń, jakie odniosła jednostka, ale wyraźnie widział manewry "tych cholernych Angoli", którzy uparli się na rzekomo nie wyróżniającą się niczym jednostkę. Od kiedy to, podniesionym głosem perorował Holender, brytyjskie lotnictwo wydało wojnę holenderskim rybakom? Może ich lordowskie moście obawiają się, że holenderscy rybacy wpłyną do ujścia Tamizy i dokonają inwazji morskiej na Londyn? Huk, jaki podniósł się w tawernie po tych słowach, utwierdził Kennetha w przekonaniu, że najmądrzej jest nie przyznawać się do tego, że tak naprawdę jest on również Brytyjczykiem.

Nie znalazłszy nikogo chętnego do wypłynięcia - jak wyjaśnił to jeden z holenderskich rybaków, po zmroku lepiej nie wypływać na zatokę, bo Niemcy robią się nieco nerwowi i gotowi są strzelać do każdej niezidentyfikowanej jednostki - Kenneth zmuszony był wrócić do hotelu. Pokój, który zdążył już zwolnić, na szczęście nie był jeszcze zajęty, więc recepcjonista z miłym uśmiechem wręczył "panu Allemannowi" ten sam klucz, który ów miał w rękach niedługo wcześniej. Nie mając nic innego do roboty, Kenneth poszedł spać.

Obudził się w samą porę, by zdążyć na wczesne śniadanie, wymeldować się z pokoju i stawić się na przystani, z której odchodził prom do Emden. Niewielki, pomalowany na biało wycieczkowiec pod holenderską flagą nie był może zbyt okazały, ale wyglądał dość solidnie, by bez obaw można było wsiąść na jego pokład i oczekiwać, że dowiezie brytyjskiego agenta na drugą stronę zatoki.

Godzinę na pokładzie jednostki Kenneth spędził obserwując budzącą się do życia zatokę. Rześkie nadmorskie powietrze wywietrzyło mu z głowy resztki snu, a w nabierającym coraz jaśniejszych barw przedświcie widać było już dość wyraźnie małe rybackie jednostki, które wyroiły się z przystani po obu stronach zatoki. Również po niemieckiej stronie rybackie statki, choć pomalowane na przygnębiająco szary kolor, wypłynęły na zatokę. Trwała wojna, ale ludzie musieli coś jeść. Rybacy pracowali bez względu na wojnę czy inne geopolityczne turbulencje.

Tuż przed ósmą rano prom rzucił cumy przy nabrzeżu pasażerskim w Emden. Duży, zastawiony żurawiami, suwnicami i innymi przeładunkowymi urządzeniami port zrobił na Kenie ponure, majestatyczne wrażenie. Był jak z obcego świata, nieprzyjemnego i wrogiego. Niepokojącego wrażenia dopełniały stojące kilka nabrzeży dalej, straszące lufami dział i karabinów sylwetki niewielkich okrętów wojennych, na których rufach groźnie powiewała czerwona flaga z czarnym krzyżem, oraz patrol dwóch żołnierzy w mundurach feldgrau, dziarskim krokiem - mimo wczesnej pory - maszerujących w te i we wte po nabrzeżu.

Kenneth pozwolił, by żandarm z blachą na piersi sprawdził jego paszport. Dokumenty musiały być na tyle dobre, że nie wzbudziły podejrzeń Niemca, a gdy jeszcze na dodatkowo zadane pytanie o cel pobytu "pana Allemanna" w Niemczech Kenneth wyjaśnił łamaną niemczyzną, że przyjechał w interesach, pracować nad unowocześnieniem artylerii morskiej III Rzeszy, żandarm niemal uprzejmie przybił pieczątkę wjazdową na fałszywym dokumencie i pozwolił mu przejść dalej. Taksówka spod terminala promowego sprawnie zabrała Kennetha na dworzec kolejowy. Tu szczęście uśmiechnęło się do Brytyjczyka - na stację akurat wjechał pociąg osobowy z Norden do Leer. Zakupiwszy bilet, Kenneth wygodnie rozsiadł się w przedziale.

Podróż do Leer, rozkładowo mająca trwać około 35 minut, przeciągnęła się do prawie godziny. Po około dwudziestu minutach jazdy pociąg stanął w szczerym polu i przez kolejne niemal pół godziny stał tam jak wryty. W tym czasie na sąsiednim torze trwała istna wędrówka kolejowych ludów. Pociągi wypełnione ludźmi w mundurach feldgrau, rozmaitym sprzętem wojennym od czołgów i ciężarówek począwszy, na armatach wszelkich rodzajów i typów skończywszy, oraz skrzyniami i beczkami raz za razem mijały unieruchomiony skład, w którym siedział Kenneth. W powietrzu pachniało wojną, choć przecież w samych Niemczech nikt do nikogo nie strzelał. Ale jednak transporty wojskowe idące jeden za drugim, ulice i drogi pełne wojskowych pojazdów, niemal całkowity brak świateł, zauważalny mimo wstającego dnia... to wszystko stwarzało ponurą, groźną atmosferę. Gdy wreszcie pociąg wtoczył się na stację kolejową w Leer, było już pięć po dziewiątej rano. Na szczęście hotelik umówiony jako miejsce spotkania był tuż obok dworca, toteż na umówione spotkanie koniec końców Kennethowi udało się dotrzeć przed czasem.

Otrzymawszy instrukcje Kenneth postanowił pospacerować po mieście i po porcie, nastawiając ucha szczególnie tam, gdzie mogła być mowa o niedawnych wydarzeniach na Morzu Północnym. Liczył, że jeśli ktokolwiek w pobliżu odezwie się na temat niedawnych wyczynów Luftwaffe, której eskadra - co Kenneth widział z okna pociągu - stacjonowała na nieodległym lotnisku, Brytyjczyk będzie na miejscu i jakoś zweksluje rozmowę na ten temat, choćby musiał w tym celu wznieść kolejkę schnappsa za zdrowie zaprzysięgłych wrogów Imperium Brytyjskiego. Niezależnie od tego, co udałoby mu się ustalić, odwiedził też dworzec i sprawdził, o której odchodzi pociąg do Wilhelmshaven. Aby być na dworcu w Wilhelmshaven o dziesiątej rano, musiał złapać odchodzący o 6:34 pośpieszny do Oldenburga. Cóż, jutro nici ze śniadania w hotelu. Zje w Wilhelmshaven.
 
Loucipher jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:27.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172