05-06-2019, 20:43 | #71 |
Kapitan Sci-Fi Reputacja: 1 | George Woods nigdy nie był zwolennikiem długich pożegnań. Dlatego z młodą pożegnał się krótko: |
07-06-2019, 22:01 | #72 |
Konto usunięte Reputacja: 1 |
|
07-06-2019, 23:03 | #73 |
Reputacja: 1 | Noemi pożegnała się krótko z Evelyn przekazując jej kolejny papierowy raport z uzyskanych przez nich informacji. Opisała w nim wszystkie niezbędne informacje do kontynuowania śledztwa gdyby im się coś stało. Podziękowała dziewczynie za dotychczasową współpracę i życzyła bezpiecznego powrotu. Ostatnio edytowane przez Aiko : 13-06-2019 o 22:15. |
14-06-2019, 10:19 | #74 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 18 - 1940.III.15; pt; zmierzch; Eemshaven Czas: 1940.III.15; pt; zmierzch; godz. 19:20 Miejsce: pd - pn-wsch Holandia; Eemshaven; port, nabrzeże portowe Warunki: pochmurno, chłodno, szarówka zmierzchu, wilgotne, morskie powietrze Noémie Faucher (E.Smets), Kenneth Hawthorne (T.Allemann), George Woods (W.Pawłow) Citroen na francuskich numerach rejestracyjnych zatrzymał się wreszcie u celu podróży. Dojechali. Eemshaven. Holenderki północno - wschodni kraniec świata. Niemieckiego brzegu z portu nie było widać, zwłaszcza, że ten dżdżysty, ponury dzień się już kończył i nad światem zapadała już kurtyna szarości. Chociaż w kraju neutralnym nie było to tak odczuwalne jak we Francji czy na Wyspach gdzie z powodu zaciemnienia wraz ze zmrokiem kraj we władanie obejmowały nocne ciemności i pełzające w nich strachy. Tutaj, w jasno oświetlonym, holenderskim porcie było zupełnie jakby wojny nie było. Trójka agentów, dwóch mężczyzn i jedna kobieta mogło wreszcie wysiąść z auta i rozprostować nogi. Ostatnia doba dała im się we znaki. Wydawało się, że wieki temu wezwano ich do londyńskiego biura chociaż kalendarze i zegarki wskazywały, że działo się to właśnie jakieś dwie doby temu. Od tamtej pory non stop byli w akcji, na własnych nogach albo na własnych siedzeniach. Ostatnia doba oznaczała prawie ciągłą podróż. Od paryskiego “Topaza” skąd wyruszyli krótko po północy ku luksemburskiej granicy. Prawie o świtaniu zwrot na północ, ku Dunkierce gdzie dojechali trochę przed samym południem. Tam też nie zabawili zbyt długo i w połowie dnia wjeżdżali do Zeebrugge gdzie pożegnali się z najmłodszą koleżanką a po odebraniu nowych kompletów dokumentów znów znaleźli się w drodze. Końcówkę dnia spędzili tłukąc się samochodem przez Niderlandy aż do końca. Do końca wytrzymałości, drogi i kraju. Prawie dosłownie zatrzymali się na samym krańcu świata gdzie dzień i droga kończyły się w morzu. Tak, można było już odczuć znużenie a nawet zmęczenie. W końcu byli już na nogach prawie równo dobę. Odkąd pozwolili sobie na krótki odpoczynek jeszcze w całkiem innej europejskiej stolicy. A teraz przecierając oczy ze zmęczenia stali tutaj, nad holenderskimi pirsami wrzynającymi się w Morze Północne czy może raczej wody Zatoki Ems. Po George który obecnie odgrywał rolę Rosjanina, najbardziej widać było to zmęczenie. Kenneth trzymał się trochę lepiej chociaż też nie dało się ukryć przecierania oczu ze zmęczenia. Najlepiej te trudy znosiła Noeme chociaż też już czuła, że zbliża się do progu silnego zmęczenia. Zwłaszcza gdyby znów okazało się, że trzeba będzie gdzieś jechać. A w roli kierowcy była w końcu niezastąpiona w ich małym zespole. No ale co dalej? Przez ostatnie kilka godzin odkąd wyjechali z Zeebrugge sytuacja zmieniła się diametralnie. Co nie oznaczało, że się wyjaśniło. Wydawała się tak niejasna jak obecny, wieczorny pochmurny horyzont. Wszystko zaczęło się ledwo wsiedli do auta i George siedzący na tylnej kanapie Citroena wybrał odpowiednią częstotliwość w przysłanym z centrali radiu. I z miejsca znaleźli się w centrum bitwy powietrzno morskiej! Nie było jasne co się dzieje w eterze ale głośnik radia przekazywał na tyle dużo by zorientować się, że toczy się regularna bitwa. Alianccy lotnicy zwarli się w przestworzach z niemieckimi. Słychać było okrzyki po angielsku i francusku, słychać było tak wiele. Gorączkę ostrzeżeń przed “Hunami”, desperackie wezwania o pomoc, dopytywanie się gdzie ktoś jest, przekleństwa, komunikaty, rozkazy… chaos. Dało się słyszeć chaos. Żadna nacja nie była wolna od okazywania objawów stresu w tak stresowej sytuacji. Z tego chaosu jaki zapanował w kabinie Citroena gdy wyjeżdżali z Zeebrugge dało się odczytać pewne tendencje. Widocznie alianckie formacje, zgodnie z tym co mówili kapitanowie z centrali, wyleciały wcześniej na swoje zadanie i właśnie gdy jasny Citroen opuszczał belgijski port dolatywały w rejon jaki miały przeszukać aby pośród mrowia jednostek odnaleźć tą jedną, konkretną. Plany aliantów pokrzyżowali Niemcy którzy nie zamierzali pozwolić przeciwnikowi bezczelnie grasować pod swoim nosem. Na alianckie eskadry opadły te drugie, z czarnymi krzyżami na skrzydłach. Wydawało się, że pierwsi nad cel dolecieli Francuzi. Bo gdy tylko George uruchomił radio eter był zdominowany przez nich. Na słuch to źle się tam działo. Francuski dywizjon wracał już z zadania i rozpaczliwie próbował zgubić pościg niemieckich maszyn. Kolejne francuskie głosy meldowały o uszkodzeniach, próbach wodowania, opuszczenia maszyny albo o strąconych towarzyszach. Nawet gdy z tego wszystkiego przebiła się jakaś mściwa satysfakcja gdy któryś z “Hunów” oberwał to nadal nikło to w rozpaczliwej walce o przetrwanie i próbom wymknięcia się zwinniejszym i lepiej uzbrojonym prześladowcom. Niedługo potem nadleciała brytyjska eskadra. A właściwie dwie bo posługiwały się dwoma różnymi kodami. Pierwsza natrafiła na dezorganizację jaka nastąpiła po tym gdy większość niemieckich maszyn nadal ścigało francuską eskadrę. Wydawało się, że ci Huni którzy pozostali na polu walki nie bardzo mogli sobie poradzić z Brytyjczykami. Jednak ci z kolei nie mogli odnaleźć celu. Mikra łupinka wydawała się nie do odnalezienia w stalowoszarych wodach Morza Północnego. Opór Niemców tężał i do walki włączały się kolejne maszyny. Ostatecznie z tego powodu jak i kończącego się paliwa brytyjska eskadra zawróciła z powrotem ku Wyspom. Druga grupa Brytyjczyków nadleciała właściwie w tym samym czasie ale widocznie przydzielono im nieco inny sektor. Ci wpadli prosto na główne siły Niemców a może w tym rejonie obrona niemiecka była sprawniej zorganizowana. Brytyjskim maszynom po zaciętej walce udało się przedrzeć przez siły obrońców. I wtedy ktoś krzyknął podnieconym głosem. - Widzę go! Mamy go! Wszyscy za mną! Atakujemy! - znów nie było wiadomo co tam się właściwie działo. Ale chyba brytyjskie maszyny zaczęły ten atak. Zaczęły napływać raporty o trafieniach. Ktoś meldował, że łajba dymi, że widać ogień, że nabiera wody. A tonie? Zatonęła? Nie wiadomo. Lotnicy musieli podwijać ogony odgonieni przez ochronny parasol Luftwaffe. Trafienie tak, meldowali o trafieniu i nabieraniu wody przez kuter ale nie było wiadomo czy poszła na dno. W eterze znów zapanował chaos gdy dwie strony zwarły się w przestworzach nad stalowymi wodami Morza Północnego. Kolejne trafienia, kolejne utraty maszyn, zaginione w walce samoloty które oddzieliły się od głównej grupy i próbowały wrócić na własną rękę. A wszystko to stało się jeszcze zanim na dobre wyjechali z Zeebrugge. Samochód w porównaniu do samolotu wydawał się wolny i ślamazarny. Mijali dopiero Antwerpię gdy w eterze dał się słyszeć zmęczony, francuski głos który meldował o lądowaniu. Dwie czy trzy inne francuskie załogi meldowały o lądowaniu awaryjnym. Z pół godziny później gdy jechali obwodnicą Bredy słyszeli podobne meldunki Brytyjczyków. Chociaż ich widocznie wróciło do domu więcej. Zaś trójka agentów potrzebowała jeszcze ze dwie godziny aby dojechać do celu. A teraz, gdy byli u celu, sytuacja była niejasna. Nie było wiadomo czy kuter poszedł na dno czy nie. Co stało się z kanistrami. Czy Niemcy zdołali się jakoś z tego nalotu wykaraskać czy nie. Mniej więcej zdawali sobie sprawę gdzie lotnicy dopadli kuter te trzy czy cztery godziny temu. I nawet nie od Eemhaven nie było to tak daleko. W linii prostej z kilkadziesiąt kilometrów. Tylko już na wodach tuż pod nosem Niemców. Został ostatni składnik z przewidzianego przez centralę ataku: patrolowce Royal Navy. Do nich też mieli namiar radiowy. Małe łódeczki zdołały przez ten cały dzień przepłynąć przez wschodnią część Kanału i wybrzeża Niderlandów. Teraz powinny być już dość niedaleko. I niedaleko Eemshaven i miejsca gdzie ostatnio znajdował się kuter. Oczywiście brytyjskie patrolowce nie mogły wpłynąć do neutralnego portu ale można było spróbować zorganizować transport by dostać się na ich pokład. Albo nie. Co prawda zbliżała się noc co zwiększało szanse na skryte działania. Trudniej więc byłoby Niemcom namierzyć brytyjskie jednostki ale też i trudniej byłoby namierzyć niemiecką, zwłaszcza jeśli poszła na dno. Co przyniesie noc? Noc dawała jakieś szanse na skryte działania pod nosem Niemców. W dzień jednak mieli oni zdecydowaną przewagę. Patrolowce zresztą nie miały aż tyle paliwa aby operować drugą dobę poza portem. Nim nastanie świt zapewne z takim czy innym rezultatem poszukiwań będą w drodze do portów macierzystych. Zdać się na los i poczekać do rana? Spróbować jednak przedostać się do Niemiec? A może dostać się na patrolowce Royal Navy?
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
21-06-2019, 21:27 | #75 |
Kapitan Sci-Fi Reputacja: 1 | Cała trójka słuchała w skupieniu "transmisji" z pola bitwy. Woods była parokrotnie świadkiem, a nawet uczestnikiem ulicznej strzelaniny, ale nigdy nie walczył na froncie. To... robiło wrażenie. Świadomość, że gdzieś tam, kilkaset kilometrów od nich i paręset metrów ponad nimi, dwie grupy utalentowanych młodych ludzi, którym ktoś powierzył sprzęt warty niewyobrażalne kwoty pieniędzy, próbuje za jego pomocą obrócić siebie nawzajem w nicość, była więcej niż niepokojąca. Niby każdy wiedział na czym polega wojna, chyba nikt nie kwestionował słuszności obecnie trwającej, ale bycie świadkiem walki, ludzkich dramatów, jakie tam się rozgrywały, zmuszało do refleksji. Refleksji, na którą agent Spectry nie mógł sobie pozwolić. On jeden nie powinien teraz myśleć o takich rzeczach. Liczył się tylko ten cholerny kuter i jego przeklęty ładunek. |
21-06-2019, 23:01 | #76 |
Konto usunięte Reputacja: 1 |
|
21-06-2019, 23:23 | #77 |
Reputacja: 1 | Noemi zaciskała dłonie na kierownicy z całych sił starając się skupić na prowadzeniu auta. Nasłuchiwała odgłosów ze stacji starając się rozpoznać czy w powietrzu nie ma teraz jakiegoś znajomego z wojska. Jakimi siłami musiało dysponować to cholerne Luftwaffe? Nerwowo stukała palcami w kierownicę nasłuchując i jadąc nieco wolniej by przy tym całym szaleństwie nie spowodować jeszcze wypadku. Musieli dotrzeć do celu, musieli upewnić się, że kuter nie dotarł do portu macierzystego. Potem zobaczy się co dalej. |
24-06-2019, 01:10 | #78 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 19 - 1940.III.16; sb; przedpołudnie; Leer Czas: 1940.III.16; sb; przedpołudnie; godz. 09:30 Miejsce: pn - wsch III Rzesza; Leer; hotel “Sonniges”, pokój hotelowy Warunki: pochmurno, ciepło, wnętrze pokoju, na zewnątrz słonecznie i chłodno Noémie Faucher (E.Smets), Kenneth Hawthorne (T.Allemann), George Woods (W.Pawłow) Jakieś pół godziny temu rozległo się pukanie do drzwi pokoju hotelowego. Po chwili okazało się, że to ostatni z trójki gości na jakich czekali. Brytyjczyk upozorowany na Szwajcara wszedł do pokoju i przywitał się z pozostałą dwójką którzy mienili się obywatelami Belgii i ZSRR. A więc jednak się udało! Niepokój o towarzyszy można było wreszcie posłać w diabły i cieszyć się ze spotkania na tej obcej ziemi. Wrogiej ziemi. Trzech różnych agentów tej samej agencji, trzema różnymi drogami przeniknęło przez zieloną granicę z Rzeszą i w końcu dotarło do umówionego miejsca zbiórki. Ostatni raz w takim składzie widzieli się w hotelu w Delfzijl gdy rozstawali się jeszcze w Holandii po opuszczeniu lokalnego hotelu. Wówczas to Noémie i George wsiedli do Citroena na francuskich numerach i odjechali spod hotelu a Kenneth ruszył w stronę portu. To było wczoraj jakoś o 9 wieczorem, już nad holenderskim miastem panowała ciemna, marcowa noc. A teraz byli dobre kilkadziesiąt kilometrów bardziej na wschód, już na terenie Rzeszy i panował pogodny, słoneczny chociaż chłodny dzień. Najszybciej do miejsca zbiórki przybył George czyli radziecki Wasilij. Szczęście zdawało mu się sprzyjać. Gdy trochę przed 21-ą wyjechali z Delfzijl to Noémie wysadziła go na dworcu w Groningen z kwadrans po 23-ej. Biorąc pod uwagę późną porę miał ogromne szczęście bo czekał może ze 20 minut na pociąg w stronę granicy. Więc jeszcze przed północą siedział w wagonie i mógł spróbować odpocząć. Odprawa na granicy trwała krótko. Pewnie właśnie między innymi z powodu późnej pory i małej ilości podróżnych do sprawdzania. Nawet jeśli celników zdziwił radziecki paszport u kogoś kto wjeżdżał do ich kraju z zachodniej granicy chociaż sąsiadował na wschodniej to jednak nie robili mu żadnych trudności. Tym sposobem niedługo potem pociąg ruszył dalej a George trochę po 1 rano był już na miejscu. Noémie mimo, że teoretycznie miała największą swobodę manewru posiadając cztery kółka do dyspozycji to jak szybko odkryła wcale nie musi to oznaczać, że wszystko jest z górki. Po pierwsze była jedynym kierowcą w ich zespole a była w trasie prawie non stop odkąd ponad dobę temu wyjeżdżali z Paryża. Potem jazda przez pół Francji, całe Niderlandy no aż wreszcie nad granicę niemiecką no i dalej. I cały czas była kierowcą. Musiała zachować czujność non stop. To było naprawdę wyczerpujące. Krótka drzemka w Delfzijl tylko odsunęła na chwilę to znużenie. Wiedziała, że ono wróci. Kolejnym mankamentem była radiostacja. Ponieważ po pożegnaniu się w Groningen z Georgem została w samochodzie sama z radiostacją na nią spadł obowiązek ukrycia jej i zadbania aby nie wpadła w niepowołane ręce. Gdzieś o północy dotarła do nadgranicznego Oudezjil, jeszcze po holenderskiej stronie. No i musiała znaleźć o tej dzikiej porze jakiś czynny hotel co jej się udało nawet pomimo tego, że miasto o tej porze wyglądało jak wymarłe. Z godzinę jej jednak na to zeszło. Samo dźwiganie tego cholernego pudła wypełnionego kablami, głośnikami, korbami i ołowiem z samochodu do pokoju też nie należało ani do łatwych ani do przyjemnych zadań. Dobrze, że nie było aż tak daleko. Dlatego z Oudezjil wyjechała mniej więcej o 1 w nocy i właściwie już była na granicy. Młoda, atrakcyjna Belgijka z prawicowej organizacji nawet w środku nocy nie miała większych kłopotów z przekroczeniem granicy. Mówiła bardzo dobrze po niemiecku, jej paszport był w porządku, kolejek nie było a żaden nadgorliwiec czy wredniak się nie trafił. Więc z pół godziny później wjeżdżała do pobliskiego Leer. Największe perypetie spotkały drugiego Brytyjczyka. Prawie z miejsca natrafił na najpoważniejszą przeszkodę. A mianowicie o tak późnej porze nic nie pływała na niemiecką stronę zatoki. No był jeden prom ale dopiero rano. Więc Kenneth dopiero przed 7 rano, już w szarówce przedświtu wsiadał na pokład promu. No ale z godzinę później wysiadał już w niemieckim Emden. Dotarł nawet na stację kolejową i szczęście zdawało się wreszcie uśmiechnąć bo okazało się, że na pociąg do Leer nie czekał dłużej niż z 10 min i trochę po 8 rano był już w pociągu jadącym na stację gdzie zamierzał wysiąść. Ale znów fortuna się od niego odwróciła. Pociąg który miał jechać jakieś 40 min jechał w końcu z godzinę bo musiał jakieś wojskowe transporty przepuszczać. Ostatecznie dotarł na miejsce spotkanie dopiero niecałą godzinę przed wyznaczonym terminem. A więc udało się! Byli we trójkę i byli cali. No ale co dalej? Poruszać się po Rzeszy francuskim samochodem na francuskich numerach czy zorganizować sobie inny środek transportu? Jechać razem czy osobno? Co z ciężką wodą? Co z patrolowcami Royal Navy? Co z drugim “EEM 56”? Zatonął? Wykaraskał się? Nie mieli teraz radia więc dostęp do bieżących informacji co się dzieje na morzu i w powietrzu. No prawie. Przy śniadaniu w restauracji hotelowej niemieckie radio nadawało wiadomości. W tym o bohaterskim udaremnieniu brytyjskiego nalotu na niemieckie miasta. Ale nie! Dzielni chłopcy z Luftwaffe zadali wrogowi znaczne straty i żaden brytyjski samolot nie przedarł się na wybrzeże!
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
27-06-2019, 14:54 | #79 |
Reputacja: 1 | - Dlaczego znowu ja? - Noemi spocona i zirytowana z trudem wydobyła stację z auta, dziękując Bogu, że o tej godzinie miasteczko było wymarłe. Okryła sprzęt jakimiś wydobytymi z torby ubraniami na wypadek gdyby jednak w którymś z ciemnych okien czaił się obserwator. Gdy już udało się jej wtaszczyć sprzęt do pokoiku na piętrze jedynie tęsknie spojrzała na wyglądające na wygodne łóżko. Stację ukryła w szafie pod dodatkowymi kocami, licząc, że nikt przez chwilę nie zwróci na nią uwagi, a sama pozwoliła sobie jedynie na wzięcie prysznica i zmianę ubrań. Po tem nie pozostało jej nic innego jak ruszyć dalej na umówione miejsce spotkania z towarzyszami. |
27-06-2019, 20:38 | #80 |
Konto usunięte Reputacja: 1 |
|