Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-06-2019, 09:32   #90
Zormar
 
Zormar's Avatar
 
Reputacja: 1 Zormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputację
nalezienie najbliższej studni nie stanowiło dla Astine większego kłopotu. Znajdowała się ona pośrodku małego podwórza niedaleko miejsca, w którym rozprawili się z hordą. Rozchodzący smród spalenizny wyczuwalny był już tam. Wspólnymi siłami znaleźli wystarczającą liczbę wiader i czym prędzej zabrali się za gaszenie wznieconego przez nich samych ognia. Jednocześnie dokonali niepocieszającego odkrycia, że woda w studni była zielonkawa oraz cichnąca. Już jedno spojrzenie wystarczyło, by stwierdzić, że raczej nie nadaje się do picia, przynajmniej nie bez konsekwencji. Nie zastanawiając się nad tą kwestią dłużej rozpoczęli długi maraton biegów z wiadrami. Czekający ich wysiłek był naprawdę znaczny, bowiem te skromne porcje wody, które byli w stanie wylewać na płonące deski i ściany nie robiły zbyt wiele. Buchająca co i rusz para unosiła się w górę, a płomienie jedynie nieznacznie traciły na sile. Nie mając innego wyjścia kontynuowali ten żmudny proces starając się chociażby zmniejszyć strefę zajętą przez ogień. Skupili się więc na gaszeniu zajmujących się budynków oraz zabezpieczeniu reszty zabudowy. Z każdym biegiem czekała ich chwila orzeźwienie, bowiem musieli przebijać się przez wodną zaporę, dzieło Cely. Ta chwila chłodu przygotowywała ich na bliskie spotkania z płomieniami oraz pozwalała odetchnąć w drodze powrotnej do studni. Niemniej niekorzystnie wpływało to na samą ścianę stopniowo tracącą na trwałości. Stałoby się to prędzej czy później, bowiem moc magicznej szaty była ograniczona, więc postanowili wykorzystać ów mur na jeszcze jeden sposób. Kiedy magia utrzymująca wodę w miejscu zaczynała się wyczerpywać przestali wracać do studni i zaczęli czerpać bezpośrednio ze ściany.

Powoli, ale sukcesywnie, udało im się powstrzymać rozprzestrzenianie się ognia, aczkolwiek budynku, które zdążyły się zająć były nie do uratowania. Pomimo tego całego wysiłku sam kompostownik dalej płonął i nie zanosiło się na to, by sytuacja miała prędko ulec zmianie. W tym wypadku ci, którzy nie byli jeszcze kompletnie zmęczeni sięgnęli po łopaty i odgrodzili płomienie niewielkim wałem z ziemi oraz piasku. Walka z pożarem poskutkowała nie tylko fizycznym zmęczeniem, bowiem w pewnym momencie Pelaios przewrócił się, a z jego boku popłynęła krew. Dzięki szybkiej interwencji Hanah oraz Neffa udało się zamknąć rany, które otworzyły się pod wpływem wysiłku. Tracąc resztki sił diablę położono pod najbliższą ścianą, by złapało oddech i nie wykrwawiło się.

Zostawiwszy za sobą wielkie ognisko oraz stertę rozbitych i pokruszonych kości udali się w kierunku świątyni. Zdecydowali się na najkrótszą drogę, będącą tą samą, którą Valfara i jej towarzysze ściągnęli swoją część hordy. Co wielce niepokojące nie znaleźli śladu po ciele swego towarzysza. Sytuacja nie poprawiła się z przybyciem na plac, gdzie wśród szczątków dowódców leżały fragmenty jedynie dwóch czaszek. Wyglądało na to, że ostatni zdołał się odtworzyć w czasie gaszenia pożaru. Nawet węch Luny nie zdołał znaleźć tropu, tak Herda jak i humanoidalnej dyni. Dym z kompostownika, stratowane ścieżki oraz wszechogarniająca obecność potworów niezwykle skutecznie pozbawiła ich jakikolwiek wskazówek w kwestii ich losów. Skierowali więc swoje kroki ku bramie świątyni będącej częściowo wyłamaną. Dolny zawias od prawego skrzydła został praktycznie wyrwany, przy czym górny również nie wyglądał najsolidniej. Do tego w całych wrotach nie brakowało wygiętych lub złamanych desek. Nie wyglądało to najlepiej.

Dostawszy się do środka dostrzegli zmęczoną akolitkę z rozerwanym prawym rękawem szaty oraz kilkoma zadrapaniami na ręce. Dziewczyna była jednocześnie przerażona tym co działo się na zewnątrz, jak i szczęśliwa z przybycia odsieczy oraz zobaczenia przyjaznych twarzy, chociaż w stosunku do Cely nadal wykazywała bardzo dużo dystansu. Pod srogim wzrokiem Valfary, aż lekko się odsunęła, zaś na Zaszira zareagowała raczej zdziwieniem, aniżeli obawą. Co się zaś tyczyło ocalałych to w większości wyglądali równie mizernie i okropnie jak wcześniej, z tą różnicą, iż dwójka mężczyzn pomogła odsunąć barykadę, a z dwóch prowizorycznych maczug wykonanych z nóg krzeseł można było wywnioskować, że zamierzali się bronić, gdyby stwory jednak wtargnęły. Nie licząc tej dwójki pozostali byli nadal osłabieni i na półprzytomnie czuwali bądź spali stłoczeni pod ścianą naprzeciwko wrót. Co ciekawe jeden z siedzących mężczyzn trzymał się za rękę, która nosiła ślady poparzeń.

Wszedłszy do środka Hanah spojrzała na świątynie swym drugim wzrokiem. Wypełniająca ją święta moc była o wiele słabsza niż uprzednio i wydawała się z każdą chwilą tracić na sile. Przez rozbite witraże niemal mogła dostrzec wnikający w owe mury mrok.

Hanah spojrzała na Sile.
Będziesz miała siłę przeprowadzić teraz ze mną rytuał? – zapytała po krótkim przywitaniu. – Udało się nam pozyskać brakujące składniki i myślę, że byłybyśmy w stanie odnowić boskie moce tej świątyni.
Dziewczyna niepewnie przytaknęła.
Potrzebuję chwili na uspokojenie się… i złapanie oddechu.
Dobrze. Słuchajcie!Hanah odwróciła się tak aby mogła spoglądać na wszystkich. – Jeszcze się trzymamy i możemy trzymać się lepiej. Jeszcze trochę wysiłku będzie potrzeba, niewiele i będziemy mogli odpocząć. Na tyle na ile można zabarykadujmy na nowo drzwi, wtedy wraz z Sile zabiorę się do odprawiania rytuałów. Ci najbardziej ranni i zmęczeni niech już znajdą sobie miejsce do odpoczynku. Kto może jeszcze wykrzesać z siebie jeszcze trochę energii proszę niech mi pomoże zapewnić nam bezpieczeństwo.
Mówiąc to przenosiła spojrzenia na odpowiednie osoby. Słowa kierowała zarówno do tych z którymi przyszła jak i tych pozostawionych w świątyni. Na sam koniec spojrzała jeszcze na Silę.
Posłuchaj, mam w plecaku butelkę wody święconej. Weź razem z Neffem rośliny jakie przyniosłam i wyciągnijcie je z ziemi. Najlepiej połóżcie je na ołtarzu. Pozostałą ziemię potrzeba poświęcić. Ja tego teraz nie dam rady zrobić, dasz radę?
Chyba tak… – odrzekła jej lekko niepewnie akolitka.
Dasz radę, wierzę w ciebie. – po tych słowach poszła odłożyć nieprzytomnego Delrana pod ścianą i zabrała się do układania nowej barykady.

Sila wraz z Neffen zebrała wszystkie przedmioty, które według Hanah miały być potrzebne do odprawienia stosownych rytuałów. Dziewczyna była spięta i niepewna, aczkolwiek szybko zabrała się do pracy. Ostrożnie wyjęła rośliny z garnków i delikatnie położyła je na skraju ołtarza. Zebrała rozsypaną ziemię z powrotem do prowizorycznych donic, a te postawiła przed sobą. Nim zaczęła błogosławieństwo zerknęła w stronę Hanah, która wraz z pozostałymi wznosiła znów barykadę oraz starała się poprawić ułożenie uszkodzonych wrót, by jakkolwiek mogły jeszcze stanowić pewną ochronę. Dziewczyna westchnęła i chwyciła za swój święty symbol, który najwyraźniej działał na nią uspokajająco. W końcu sięgnęła do swojej torby i wyjęła zeń małą sakiewkę opatrzoną znakiem Lathandera. Otworzyła ją, przechyliła, a na wyciągniętą dłoń wysypała się szczypta srebrzystego proszku. Akolitka ostrożnie odłożyła woreczek. W wolną rękę ujęła znak swego boga i poczęła szeptać jakąś modlitwę. W pewnym momencie ostrożnie przechyliła dłoń i wysypała jej zawartość na ziemię zgromadzoną w garnku. Kiedy to uczyniła symbol w jej dłoni zajaśniał lekko złotym blaskiem, tak samo jak ów srebrzysty pył. Wraz z tym jak światło zniknęło nie było też śladu po owym proszku, lecz w chwili, kiedy przyglądało się teraz zawartości garnka dostrzegało się coś jakby drobiny światła połyskujące między ziarenkami piasku i grudkami ziemi. Sila przyglądała się z temu zarówno z pewnym niedowierzaniem, jak i radością. Uśmiech na jej twarzy odwzajemniła Hanah aprobując czyn dziewczyny. Mogły zabrać się za właściwy rytuał.

Zaczęły od przyszykowania wszystkich potrzebnych przedmiotów oraz składników. Uroczystość, gdyż tak można by nazwać to co zamierzały zrobić, składał się z dwóch nabożeństw. Pierwszym był rytuał oczyszczenia. Wedle słów księgi należało go przeprowadzić w wypadku, kiedy świątynia została skalała złem lub zbrodnią. Biorąc pod uwagę to co się wydarzyło w Łanie oraz podziemiach świątyni było to zaprawdę konieczne. Do jego przeprowadzenia potrzebowały przede wszystkim wody święconej, pobłogosławionej ziemi, żywej rośliny, kadzideł oraz symbolu Wielkiej Matki. Natomiast drugi rytuał był ponownym poświęceniem świątyni bogini oraz oddanie jej pod opiekę. Owo nabożeństwo miało bowiem wypełnić na powrót to miejsce boską obecnością oraz chronić je przed wpływami mrocznych istot, jakimi jednoznacznie były dyniowe monstra. By to uczynić potrzebowały ziarna – znaleźli trochę nietkniętej pszenicy w świątynnym spichlerzu, żywej rośliny oraz płodu rośliny, najlepiej owocu i tym było jabłko wygrzebane przez Hanah z dna swojej torby. Wszystkie te składniki stanowiły ofiarę, którą należało podarować bogini, do czego wymagany był rytualny srebrny sierp oraz, jak poprzednio, symboliczne przedstawienie samej Chauntei. Wszystkie też rzeczy zebrały na ołtarzu oraz obok niego, by niektóre z ingrediencji nie rozpraszały ich. Kiedy Hanah otworzyła znalezioną wcześniej księgę na odpowiedniej stronie zapoznała się raz jeszcze z zawartymi weń instrukcjami, po czym skinęła akolitce głową, że będą zaczynać. Sila stanęła więc po drugiej stronie ołtarza. Pierwsze słowa modlitwy poczęły wybrzmiewać pośród świętych murów.



Chaunteo, Wielka Matko i Pani Plonów, wysłuchaj naszych próśb i wołań!
W imieniu tej ziemi, tej wody, tych roślin, tego wszelkiego życia wokół nas oraz nas samych wzywamy Twe Imię oraz poszukujemy Twego wstawiennictwa!
Błagamy Cię byś za Swą sprawą przegnała widma zła i zepsucia!
Prosimy wesprzyj nas w walce z cieniem oraz mrokiem zagrażającym tej ziemi oraz życiu, które ukochałaś!
Przegnaj brud i zgniliznę, które zalęgły się pośród tych murów, w tym kamieni, zaprawie oraz drewnie!
Niech Twój oddech przegoni poza krańce świata choroby, trucizny i szkodniki!
Niech dłonie Twe pozbędą się siedlisk zła i zepsucia niszczących to co Ci drogie!
Niech łzy Twoje spadną na te kamienie oraz przeniknął mury obmywające je z brudu oraz śladów czynów nikczemnych!
Niech za Twą sprawą oraz Twych wiernych sług znów będzie mogło w miejscu tym zakwitnąć wszelkie ziele, będą mogły rodzić się owoce, a każde żywe stworzenie będzie mogło z nich korzystać!
Raz jeszcze więc wzywamy Twe Imię, o Chaunteo, Matko-Ziemio troszcząca się o swe potomstwo, niech Twa moc wypleni mrok i zło, a na ich miejscu niech wyrośnie to co uznasz za dobre!

Niech zostanie oczyszczone to co brudem się pokryło,
Niech wyleczone będzie to co toczy choroba,
Niech wybawione od zguby będzie to co jadem dotknięte,
Niech zło ustąpi przed dobrem,
Niech ciemność rozpromieni się światłością,
Niech życie wygra ze śmiercią,
Niech się stanie według woli Matki,
Chauntei, dawczyni życia.

Wraz z wypowiadanymi słowami modlitwy na ołtarzu czynione były pozostałe części rytuału. W pierwszej kolejności zapalono kadzidło, którego delikatna woń poczęła wypełniać powietrze. Strużki dymu stopniowo zaczynały krążyć wokół nich wraz z tym, jak padały kolejne słowa modlitwy. W międzyczasie rozlano na ołtarzu odrobinę wody święconej i przy jej pomocy obmyto go z symbolicznego oraz rzeczywistego brudu. Następnie na samym środku usypano niewielki kopczyk z poświęconej ziemi, w której z odpowiednią czcią umieszczono roślinę. Wreszcie pozostałą świętą wodą podlano tę ofiarną sadzonkę. Przez cały czas trwania rytuału Hanah trzymała rękę na rozłożonym przed sobą symbolu Chauntei. Z czasem zaczęła wyczuwać bijącą od niego moc, a pozostali dostrzegli, że zaczynał lekko on emanować zielonym blaskiem. W momencie, kiedy rytuał zbliżał się do kulminacyjnego momentu kapłanka zdała sobie sprawę z JEGO obecności. ON był przy niej w tej chwili. Wydawało jej się, że trzyma swą dłoń zaraz obok jej, lecz śmiała się odwrócić. Nie teraz, kiedy czyniła coś tak ważnego. Musiała utrzymać skupienie. Z jej ust wybrzmiały ostatnie słowa modlitwy, a symbol jak i osadzona pośrodku ołtarza roślina zajaśniały bladym zielonym blaskiem. Wtem obie spostrzegły, że skapującej z kamiennej płyty ołtarza wody zaczyna przybywać, a następnie wręcz w błyskawicznym tempie rozlewać się delikatną taflą po całej posadzce, aż nie dotarła do ścian, bowiem wówczas zaczęła się po nich wspinać i “zalewać” je. Kiedy już objęła całą świątynię roślina oraz cały kopczyk na moment zajaśniały intensywniej, a woda wypełniła się zielonym, kojącym światłem, które zniknęło tak szybko jak się pojawiło. Nie zostało również śladu po wodzie, ziemi oraz roślinie, które były na ołtarzu. Złapawszy oddech i przygotowawszy się do drugiego rytuału rozpoczęły kolejny zaśpiew.

Chaunteo, Wielka Matko wzywamy Twe imię!
Racz wysłuchać tych, którzy poszukują twych względów!

Ty otoczyłaś nas Swą miłością oraz obdarowujesz łaskami,
To za Twą sprawą możemy tutaj dziś być,
Karmisz nas, wspierasz nas i trwasz przy nas,
Pozwól nam się odpłacić!

Chaunteo, Wielka Matko wzywamy Twe imię!
Racz wysłuchać tych, którzy poszukują twych względów!

Matko dająca życie i opiekę,
Matko nieskończonej cierpliwości,
Matko żywiąca narody,
Wejrzyj łaskawie na naszą prośbę!

Chaunteo, Wielka Matko wzywamy Twe imię!
Racz wysłuchać tych, którzy poszukują twych względów!

Opiekunko ziela wszelkiego,
Opiekunko siejących i zbierających,
Opiekunko całego stworzenia,
Wejrzyj łaskawie na naszą prośbę!

Chaunteo, Wielka Matko wzywamy Twe imię!
Racz wysłuchać tych, którzy poszukują twych względów!

Pozwól nam trwać przy Tobie,
Pozwól nam głosić Twą chwałę,
Pozwól nam obdarować Cię tą świątynią,
Wejrzyj łaskawie na naszą prośbę!

Chaunteo, Wielka Matko wzywamy Twe imię!
Racz wysłuchać tych, którzy poszukują twych względów!

Niech Twa moc wypełni te fundamenty!
Niech Twa moc przesiąknie te mury!
Niech Twa moc ogarnie te posadzki!
Niech Twa moc spłynie na te ołtarze!

Niech Twa moc będzie im ostoją!
Niech Twa moc będzie im podporą!
Niech Twa moc będzie im obietnicą!
Niech Twa moc będzie im twierdzą!

Słowa modlitwy wypełniły świątynię i zdawały się być natchnione niby boską cząstką lub niezwykłą mocą, od której to można by rzec, że aż drżały. Wraz z kolejnymi wersami i zwrotkami odpalono nowe kadzidło, z którego unosiło się tyle wonnych dymów, że w jednej chwili były w stanie wypełnić całe wnętrze świątyni. Kiedy odurzająca wręcz woń atakowała nozdrza i płuca wokoło położonego na samym środku ołtarza symbolu rozłożyły nasiona, roślinę oraz jabłko. Hanah następnie chwyciła za srebrny sierp i końcówką ostrza uderzyła w cztery narożniki kamiennej płyty, by potem zacząć zataczać kręgi nad ofiarami. Kiedy zaśpiew wszedł w kulminacyjny moment, a powtarzane raz za razem dwa ostatnie fragmenty inkantacji, oczy kapłanki wypełniły się złotym światłem…



rażącym oczy, nieprzenikalnym blasku, który unosił się przed nią rysowała się znajoma sylwetka. Te same idealne proporcje ciała oraz rozłożyste skrzydła. Bardziej nie ważyła się unieść wzroku, by ten nie został przypadkowo wypalony z powodu jej zuchwałości.

Dobrze się spisałaś, lecz to dopiero początek twej misji. Postawiłaś pierwsze kroki ku wyplenieniu zła z tej krainy. Mrok rozciąga się nad nią, lecz wiedz, że ustąpi on przed mocą światłości. Nie chełp się jednak swym zwycięstwem, ani nie świętuj go przesadnie, powiem pycha prowadzi do zguby – słowa istoty z jednej strony emanowały zadowoleniem, lecz z drugiej były surowe i twarde. Hanah wręcz czuła na sobie jego wiecznie wymagający wzrok.



izja przeminęła tak szybko jak się pojawiła, a rytuał trwał nadal. Dostrzegła, że trzymany przez nią sierp zaczął emanować lekkim złoto-zielonym blaskiem. Wymieniła spojrzenia z akolitką, która skinęła jej głową. Na znak ten Hanah ruszyła ku wrotom świątyni i obchodząc barykadę zbliżyła się do ściany. Dotknęła jej czubkiem sierpa, a w miejscu, w którym to uczyniła rozeszła się boska energia niby kręgi na wodzie. Następnie zaczęła przesuwać ostrzem wzdłuż murów, aż nie przeciągnęła nim po całej świątyni i nie domknęła kręgu. W ślad za jej czynami dotknięte mocą mury wydawały się zyskiwać na twardości oraz czystości. Trudno było rzec, czy tak było w istocie, lecz wszyscy z nich tak to postrzegali. Kiedy skończyła powróciła do ołtarza i nadstawiła sierp ponad ofiarami. Te zajaśniały takim samym blaskiem jak narzędzie, by po chwili stracić swą formę i stać się energią. Owa moc wypełniła ostrze, które zdawało się, aż od niej kipieć. Kobieta odwróciła sierp w dłoni i jego tępą zewnętrzną częścią zaczęła uderzać w ołtarz niczym w kowadło. Prawdę powiedziawszy nie do końca zdawała sobie sprawę z tego co czyni. Postrzegała otaczającą ją rzeczywistość jak przez mgłę, a ruchami jej zdawała się kierować jakaś obca siła. Tymczasem wraz z każdym uderzeniem roznosił się dźwięk niby uderzenie małego dzwonu, a od ołtarza rozchodziły się fale mocy opływające wszystkich zlewające się ze ścianami świątyni. Kapłanka uderzała nieprzerwanie, aż do chwili, kiedy ogniskująca się w sierpie moc nie przygasła. Czubkiem ostrza jak na początku dotknęła czterech rogów ołtarza i odłożyła narzędzie na symbol Chauntei. Rytuał został zakończony, a modlitwa ustała. Obie kobiety były fizycznie i mentalnie zmęczone, lecz zadowolone, gdyż nawet bez wykorzystania magii można było wyczuć, że aura świątyni zmieniła się i to w tym pozytywnym sensie. W chwili, kiedy Hanah odłożyła sierp na symbol Chauntei kawałek płótna, na którym był on wyszyty poruszył się i owinął wokół rękojeści. Z zaskoczeniem popatrzyła na Silę, po czym ostrożnie sięgnęła po niego. Kiedy miała już go w dłoniach dostrzegła, że wzdłuż ostrza pojawił się roślinny wzór. Jednocześnie w jej umyśle zakwitła nowa wiedza.


 

Ostatnio edytowane przez Zormar : 25-06-2019 o 09:36.
Zormar jest offline