Gdy emocje nieco opadły Oleg nieśmiało zbliżył się do pozostałych obchodząc jednak Estalijkę szerokim łukiem. To w niej w tym momencie widział największe zagrożenie. Poniekąd z autopsji wiedział, że osoba miewająca takie ataki może być niebezpieczna, nawet jeśli nie zdaje sobie z tego sprawy.
- Mogę spróbować go znaleźć skoro jest taki cenny. - powiedział niepewnie nie spuszczając wzroku z Leonory. - górny bieg rzeki ma silny nurt, a po tej stronie jest tylko kilka miejsc w których mógłby wdrapać się na brzeg. Na drugą stronę nie dałby rady przepłynąć. Zniosłoby go z powrotem, Nawet ja na jego miejscu łapałbym się pierwszego lepszego skrawka lądu więc zapewne nie spłynął daleko. Albo się utopił. - Tak czy inaczej - ciągnął już nieco śmielej - za załomem, który minęliśmy ledwie ze kwartę godziny temu jest pierwsza mielizna. Warto by ją sprawdzić. Później są jeszcze te podmyte sosny. Tam mógłby zamotać się w ich korzenie. Jak przejdę wzdłuż brzegu to znajdę jego ślady, ale nie pójdę sam. Zbyt wiele dziwnych rzeczy dzieje się ostatnio.
Oleg Frietz skończył w końcu mówić. Nie był pewien, czy w ogóle ktoś go słucha. Rozejrzał się więc pytającym wzrokiem szukając reakcji.
- I na pewno nie z nią - dodał skinieniem głowy wskazując de la Vegę. |