Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-06-2019, 08:03   #171
Obca
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Po około 20 minutach jazdy przez dżunglę, grupka Lie dotarła do miejsca, gdzie rozbiła się trzecia maszyna. Ten helikopter był maszyną transportową, również miał czerwoną gwiazdę jako oznakowania, i przypominał w tej chwili jedną wielką kupę złomu wrytą w ziemię. Wyglądał fatalnie, ale przynajmniej jednak nie płonął…

Ktoś się kręcił przy wraku. Być może był i jakiś ruch wewnątrz, albo jednemu czy drugiemu się zdawało? I wtedy pojawił się wrzask, ludzki wrzask, pełen przerażenia i bólu. I niewielkie, biegające po najbliższym terenie Dinozaury.

Raptory.

Jeden z nich właśnie zżerał na zewnątrz helikoptera jakiegoś nieszczęśnika, który przeżył rozbicie maszyny. Dwa inne stały pod jednym z drzew, z łbami nieco uniesionymi w górę, i czemuś… albo komuś się przyglądały? Jeszcze dwa inne spojrzały w stronę jeepa Lie i quada Petera i zawarczały. Podano do stołu?

Peter zahamował. Bez chwili wahania chwycił sztucer i strzelił do raptora, który przyglądał mu się głodnym wzrokiem. Co prawda nie lubił Chińczyków, ale raptory lubił jeszcze mniej. No i lepiej było je nauczyć, że ludzi się nie jada. Poza tym dobrze by było złapać jakiegoś języka, a z truposza raczej trudno było wyciągnąć jakieś informację. Poza tym... raczej nie można było ożywić nieboszczyka, za to działanie w drugą stronę było jak najbardziej wykonalne.
Dorothy, starając się zachować kamienną twarzą, przyglądała się całej scenie. Po bliskim spotkaniu z kilkutonowym roślinożercą, jakoś nie miała ochoty próbować zaprzyjaźnić się z małymi mięsożercami pozywiajacymi się ofiarami kraksy.

Peter wycelował w tułów Raptora, wystrzelił, i… spudłował! Jak to było możliwe?? Ano quad drgnął w krytycznym momencie, odrobinę przetoczył się, ledwie kilka centymetrów, ale wystarczyło, by niestety mieć aż taki wpływ na umiejętność strzelecką Currana. W tym czasie Kaai chwycił za swój M4 i posłał 3 kulki w gadzinę po swojej lewej, i ta krótka seria okazała się zabójcza… “T” z kolei wstała ze swojego siedzenia i również wypruła trzy razy do tego samego celu co Peter. Trafiła, jednak nie zabiła gnidy… która szykowała się chyba do szarży na osobnika na quadzie.
Pani Lie wyciągnęła jeden ze swoich pistoletów i wycelowała w prehistorycznych gada. Jak nic, poraniony Raptor skoczyłby w końcu prosto na Currana, gdyby nie Dorothy. Kobieta chwyciła za swojego Glocka, po czym oddała wyjątkowo celny strzał, prosto w bebech Dinozaura, który dziwnie zaskomlał, po czym zwymiotował krwią. Niepewnym krokiem, niczym pijany marynarz, gad czym prędzej zniknął w pobliskich krzakach. Pewnie był ledwie żywy, i gdzieś, za kilka(naście?) minut zdechnie…

W pobliżu wraku helikoptera pozostały jeszcze 3 Raptory. Jeden, zżerający (zdecydowanie już martwego) Chińczyka, odrywający właśnie jedną z ludzkich nóg od reszty ciała, mając chyba zamiar czmychnąć z tą zdobyczą, oraz dwa przy pobliskich drzewach, które na odgłosy wystrzałów coraz częściej spoglądały raz po raz na interesujące ich drzewo, na osoby w pojazdach, na drzewo, na pojazdy… wyglądały chyba, jakby szykowały się do ucieczki?
Peter nie zamierzał pozwolić im na ucieczkę, jako że nie było wiadomo, czy nie zechcą po pewnym czasie wrócić w znacznie liczniejszym gronie. Stanął na ziemi tak, by quad oddzielał go od małych drapieżników, po czym strzelił do jednego ze stojących pod drzewem raptorów.
Po akcji z jaszczurem Ruda opadła ciężko na siedzenie jeepa i odetchnęła głośno i z ulgą. Oparła głowę o rękę.
- Możemy już wracać? - Zapytała cicho. - Na jeden dzień wystarczy atrakcji.
- Dostałaś udaru?? - Zdziwił się Kaai, po czym idąc śladem Petera, otworzył ogień do jednego z Raptorów przy drzewach. Curran postrzelił delikwenta w głowę, niszcząc jedno z jego oczu. Było to jednak raczej "otarcie" niż centralne trafienie w głowę, jednak wystarczyło. Raptor zapiszczał, po czym dał długą w dżunglę. W tym czasie Marcus serią trzech naboi potraktował jego pobratymca… a sprawę dokończyła "T" również krótką serią, zabijając gadzinę. Ostatni z zębatych upierdliwców uciekł z kolei z pola walki z ludzką nogą w pysku. Teraz już naprawdę było po wszystkim...
- Teraz zobaczymy, kogośmy ocalili - powiedział Peter, robiąc dwa kroki w stronę resztek helikoptera. - Możecie wyjść - powiedział znacznie głośniej, tak, by usłyszały ich osoby z wraku. Miał nadzieję, że Chińczyk (lub Chińczycy) rozumie po angielsku. - "T", pilnuj tego, co siedzi na drzewie - dodał ciszej.

***

Gdzieś tak minutę po przybyciu grupki doktor Lie i Petera, zjawił się w końcu i Major z “Sosną” i pozostałymi, z nieco innego kierunku.
Dojeżdżający na samym końcu Doug nie miał czasu, by zatrzymać quada, zsiąść z niego i dobyć kałasznikowa. Zresztą i nie miał chyba powodu. Jaszczurcze drapieżniki się wycofywały.
- Przyjdzie ich więcej. - Skomentowała Hana mając na myśli inne mięsożerne dinozaury. Cały czas zastanawiała się dlaczego ją zabrali skoro były lepsze osoby do opatrywania rannych, a ona nie miała pojęcia na temat pilotowania helikopterów. Jak i nie nie znała chińskiego, a wszyscy wiedzieli że stosunki Japonia-Chiny nie były na najlepszej stopie.
- A ty ekspertka od jaszczurek? - Spytał "Zapałka" Hanę, bacznie rozglądając się po pobliskich krzakach, ściskając w łapach nerwowo swojego shotguna.
- Pogadajmy na temat jaszczurek i ekspertów w obozowisku może.- wtrącił Sosnowsky podzielając uwagę Zapałki co do zarośli.-Nie ma co tu tkwić dłużej niż potrzeba.
Hana była wdzięczna sierżantowi że odpowiedział najemnikowi. Pilotce wydawało się że cokolwiek powie “Zapałka” zawsze się jej uczepi. Toteż postanowiła nie będzie odpowiadać na zaczepkę. Zamiast tego obserwowała jak reszta “wybawia” chińskiego mężczyznę z gąszczy.
- Jeden z nas chyba powinien wesprzeć "T" przy tamtym chińczyku? - Kurt zwrócił się do Douga.
- Na razie facet… nie jest agresywny.- stwierdził Doug ruszając ku “T” by udzielić wsparcia w razie kłopotów. Wsparcia ogniowego.
- Ktoś w ogóle zna chiński? - Zapytała Hana, ona wspomniała majorowi, że może zapomnieć używać ją jako tłumacza, ale te informacje czasem nie dochodziły do innych w obozie. Komunikacja nie była tutaj najlepsza. No i nie podobało jej się że ona zostaje z pirotechnikiem. Dobrze że miała przynajmniej pistolet od Sierżanta Sosnowskiego dla obrony.

Major wysiadł z jeepa z karabinem w łapach, rozglądając się po najbliższej okolicy. "Bear" w tym czasie chwycił za "50" na pojeździe i zabezpieczał teren, a Kurt pilnował Kim.
- Co tam? - Spytał Baker Petera… a ten w tym czasie stał przed rozbitym helikopterem, w którym ktoś się poruszał, jednak nie wychodził.

Lie pozostała w swoim pojeździe, pilnowana przez Kaaia, a "T" zbliżyła się do drzew, gdzie wcześniej stały Raptory.
- Złazisz czy nie?? - Odezwała się do kogoś na nim.
- Czyli ktoś przeżył. - stwierdził beznamiętnie Sosna, ale że nie znał chińskiego to się nie wtrącał.

- Uprzejmie zapraszam... - Peter uprzejmie zastukał w coś, co nie tak znowu dawno było drzwiami helikoptera. - Zaraz stąd odjedziemy, a raptory wrócą.
Gdyby to zaproszenie nie podziałało, miał zamiar zaprosić Frosta do negocjacji, a gdyby siła argumentów zawiodła - użyć argumentu siły. Cały plan szybko jednak został zniwelowany przez to, co Peter zauważył kątem oka w jednym z małych, okrągłych okienek na prawo od drzwi we wraku helikoptera. Przemknęła tam bowiem, wewnątrz rozbitej maszyny, zębata, łuskowata głowa…
Peter zaklął.

- Peter, kurwa mać, pytałem co tam - Warknął Major, powoli i czujnie na otoczenie, podchodząc do sierżanta.
-Raptor w charakterze pilota - odparł głośno Peter, wypatrując okazji do strzału.

W tym czasie, z drzewa przy którym stała "T" zszedł jakiś młody, chiński żołnierz. Spojrzał niepewnie na Cooke i całą resztę, a w dłoni trzymał pistolet, jak na razie, skierowany lufą w ziemię. Najemniczka zaś, również w ten sposób, trzymała swoje MP5, i chyba pojawiła się sytuacja patowa.

- Umiesz się może z nim dogadać? - Kaai zwrócił się do Lie, nie odrywając wzroku od gostka, który zszedł z drzewa, a palec najemnika znalazł się blisko spustu jego karabinu.
- Ja?- Rudowłosa spojrzała zdziwiona na najemnika. - Chińskiego nie znam.
- A to szkoda… a wiesz kto zna? - Spytał ją Marcus.
Pani Lie obrzuciła Hawajczyka uważam spojrzeniem.
-Frost ponoć.- Powiedziała po dłuższej chwili.

***

- Otwieramy drzwi i rozwalamy tego cholernego jaszczura wewnątrz? - Major spojrzał na Petera, na jego broń, po czym się zreflektował. - Otwierasz drzwi a ja go rozwalam?

Harry Frost opuścił z kolei jeep Lie i company, po czym podszedł do pojazdu Hany, kamerując miejsce katastrofy i jego okolicę, "prześlizgując" się obiektywem i po Azjatce, komentując przy tym zajście:
- Jesteśmy na miejscu katastrofy trzeciego już śmigłowca wojskowego, należącego do Chińskiej Republiki Ludowej… tutaj, w przeciwieństwie do pozostałych dwóch kraks, chyba ktoś przeżył. Jak nasi najemnicy uporają się z wrednymi Raptorami, robiącymi za hieny cmentarne, spróbujemy dogadać się z tymi żołnierzami, którzy przeżyli… - Harry mówił cichym, spokojnym głosem, odpowiednim do poważnej sytuacji jaką tu zastali.

- Skoro nie potrzebujemy żywego okazu, to możemy spróbować - odparł Peter, po czym tak stanął, by drzwi, po otwarciu, zasłoniły go przed wzrokiem dinozaura. - Na trzy.... - dodał, po czym chwycił za klamkę. - Ii]Raz, dwa, trzy...[/i] - Pociągnął, chcąc otworzyć drzwi do kabiny śmigłowca.

Tymczasem blondyn podszedł do “T” z kałasznikowem w rękach i spoglądał ze znudzeniem na chłopaka.
- Uśmiechnij się do niego i pomachaj mu dłonią. Może się uspokoi i podejdzie.- zasugerował.

Najemnicy zrobili więc jak na szybko zaplanowali. Peter otworzył drzwi, a Major wpadł do środka, oddają krótką serię. Raptor zaskrzeczał, a Baker oddał kolejne trzy strzały… i wewnątrz helikoptera rozległy się nagle jeszcze dwa, jakby z pistoletu? Wtedy też, Curran usłyszał głos głównodowodzącego, i to co ten powiedział, nie spodobało się sierżantowi nic a nic.
- Spokojnie… nie strzelaj. Jesteśmy przyjaciółmi, rozumiesz? Ten potwór już nie żyje, już po wszystkim…
-Harry? - Peter zamienił karabin na pistolet. - Może tym im wyjaśnisz, że jesteśmy przyjaźnie nastawieni? - Zwrócił się do Frosta, który przy ostatnim spotkaniu potrafił się porozumieć z umierającym Chińczykiem.

Chińczyk przy "T" i Sosnowskim", po wtargnięciu najemnika do helikoptera, zrobił się wielce nerwowy, i zaczął się wydzierać po swojemu, nawołując kogoś we wraku? Powoli również, machanie dłonią z pistoletem, już nie tak do końca lufą skierowaną w ziemię, zdenerwowało również Douga i Cooke.
-Szlag.- ocenił “fachowo” Sosnowsky. Jak dla niego rozbitkowie chińskiej armii, byli bardziej kłopotem niż wsparciem. Kolejne typki, których trzeba było mieć na oku. Co gorsza… z tymi nie dało się dogadać. Na razie nie strzelał, ale widząc nerwowe zachowanie rozbitka, był gotów odesłać go do chińskich piekieł w każdej chwili.

Hana odwróciła się do Harrego.
- Może powinieneś pomóc Majorowi? Wydaje się że w helikopterze mają kłopoty translacyjne.
- [/i]Dobra, zajmę się tym...[/i] - I jak powiedział, tak zrobił, ruszając do wraku helikoptera. Po drodze zaś, przechodząc niedaleko Chińczyka, pilnowanego przez “T” i Douga, odezwał się i do tego pierwszego, w jego dialekcie, coś krótko tłumacząc… młody żołnierz mu z kolei odpowiedział, Frost znowu coś dodał, “rozbitek” znów się odezwał, i… stał się jakby nieco mniej nerwowy.

Po chwili Harry z kolei wdał się w dyskusję (nie wchodząc do wnętrza rozbitej maszyny, lecz stojąc przy jej drzwiach), z kolejnym osobnikiem wewnątrz, chyba grożącemu bronią Majorowi. Youtuber produkował się i produkował, i w końcu… z maszyny odezwał się nieco piskliwy, kobiecy głos. Dyskutowali chyba przez dwie minuty, a wszystkiemu przysłuchiwał się i jegomość pilnowany przez dwójkę najemników przy drzewie. W końcu zaś chyba poskutkowało, Baker powiedział bowiem “wychodzimy”, i najpierw wyszedł on, a za nim młoda kobieta z karabinem w dłoni…




- Chcą, by ich zostawić w spokoju, opuścić miejsce kraksy, i tu nie wracać - Wyjaśnił po chwili ich Azjatyckiego “jazgotu” Harry, robiąc nadętą minę.
- Zabawne - powiedział Peter, decyzję jednak co do dalszych losów Chińczyków pozostawił w rękach majora. Sam by ich po prostu rozbroił, ale nie nie on tu dowodził.
- A może jeszcze oddać im nasze zapasy i obóz?- Rzuciła kąśliwie Ruda.
Hana rozglądała się po twarzach obecnych. Nie podobało jej się ta sytuacja. Zdecydowanie wolała być teraz w obozie. Dodatkowo nie rozumiała kąśliwych uwag, w końcu oni nie żądali o zapasy i obóz tylko chcieli odejść w swoją stronę. Hana nie widziała w tym nic złego w końcu mieli broń mogli sami się obronić w razie czego. Emocje nadal były gorące, postanowiła poczekać na rozwój wydarzeń.
- Może należy im powiedzieć o wyspie...jak działa. Pewnie nie uwierzą ale może się przekonają z czasem. - Zaryzykowała sugestię.
- Możemy porozmawiać - powiedział Peter, w którego głosie nie było pewności, iż rozmowy zakończą się powodzeniem. - Z pewnością obie strony posiadają informacje, którymi warto się podzielić.
- Ja bym za tym by posłuchać żołnierzyków i zostawić ich tutaj. I zamaskować nasze ślady, by nie mogli trafić do naszego obozowiska.- odparł spokojnie Doug spoglądając podejrzliwie na parkę żołnierzy. Wystarczająco dużo kłopotu mieli z obsesją Woodsa. Nie potrzebowali jeszcze dwójki kolejnych osób do pilnowania.- I ewentualnie wrócić tu za kilka dni. Gdy się przekonają że Partia ich nie widzi, Armia nie uratuje, a dinozaury mogą zjeść. Najlepsza nauka jest przez praktykę.
- Miałbyś ich na sumieniu - z cieniem ironii powiedział Peter. - A śladów nie zamaskujesz, choćbyś na głowie stanął.
- Nie ich pierwszych. Nie ostatnich.- stwierdził bez cienia ironii jasnowłosy najemnik. Wzruszył ramionami.-Lepiej mi się będzie spało wiedząc, że włóczą się po dżungli z bronią, niż że włóczą się po naszym obozie z bronią.
- Prędzej czy później się z nimi spotkamy... - stwierdził, z brakiem entuzjazmu, Peter. - Pewnie niezbyt im się spodoba gdy im powiemy, że mamy pierwszeństwo do tych ziem - dodał z wyraźną kpiną.
- Jakie pierwszeństwo. Ta wyspa jest już częścią Chińskiej Republiki Ludowej. Wiesz co to jest armia na dziewiczej wyspie? Inwazja.- odparł beznamiętnie Doug.
- Na razie trupy. Fanatyków zapewne. I nie sądzę, byśmy byli potrzebni tym, co przylecą po tych nieszczęśnikach. Nie wymienią nas... - Cicha odpowiedź Petera była mało optymistyczna. - A chiński obóz mi niezbyt odpowiada. Harry - Podniósł głos. - Spytaj ich o datę... - poprosił.
- Zaginęliśmy w akcji. Dla Chin najwygodniej by było, gdyby znaleźli nasze szczątki.- odparł blondyn uśmiechając się przyjaźnie do żołnierzy mimo, że temat ich rozmowy, był ponury.
- Powiedz im też, że na wyspie jest bardzo niebezpiecznie, że są tu Dinozaury, potwory, nieznane gatunki roślin i zwierząt... - Wtrącił się Baker - ...i że ich dwa inne helikoptery się rozbiły, i nikt nie przeżył.

Jak Major powiedział, tak też i Harry przetłumaczył, ale - jak już co niektórzy się spodziewali - na Chińczykach nie wywarło to żadnego wrażenia. Obstawiali przy swoim, nic ich to nie interesowało, a Amerykanie mieli się wynosić w swoje strony…
- A co z tą datą? - Wtrąciła się “T”.
- No tak, tak... - Odparł Frost. I zagadał i odnośnie tego, i nawet ci, którzy nie potrafili ni w ząb obcej im mowy, orientowali się, iż ich youtuber miał chyba problemy z dogadaniem się, a i chyba kilka razy powtarzał coś, nim w końcu uzyskał odpowiedź(?), przez którą nieco pobladł.
- Majorze, ja tą wyspę chcę natychmiast opuścić, choćby wpław! - Stwierdził nagle Harry.
- Jaka data? - Odezwał się niewzruszonym tonem głównodowodzący.
- 20.12.2020 - Odparł Harry. I to było niczym cios w twarz.

Wyprawę zaczęto 09.09.2018, i dla całej ekspedycji na wyspie minęło ledwie siedem dni? Czas płynął tu inaczej, owszem, mieli przykład na Hanie… ale żeby tydzień czasu dla nich, był w rzeczywistości już dwoma latami??
Bloody…. wzruszył ramionami słysząc tą sensację. Wszak to właśnie przewidywał i na skutkach praktycznych tego faktu się skupił ostatnio. Dwa lata minęły od ich wyprawy… więc nikt ich szukać nie będzie. Albo wydostaną się sami, albo wcale.
- Wracamy do obozu.- stwierdził krótko najemnik, po czym zerknął na majora.-Prawda?
Następnie nie czekając na odpowiedź. -Wracamy do obozu i tam możemy w spokoju opracować plan wydostania się z tego grajdołka. Nie ma co panikować i bezmyślnie rzucać się w morze. Trzeba opracować jakichś… projekt.
- Może na naszym UFO znajdziemy coś, co pływa... - powiedział Peter, tonem w którym nie było zbyt wiele nadziei. - [/i]Pewnie ten statek obcych robi takie sztuczki z czasem, ale nie wiemy, jak go wyłączyć... Ale nie rozumiem, dlaczego kolejni... ciekawscy... pojawili się tu dopiero po dwóch latach. Może ta przeklęta wyspa podróżuje w czasie?[/i]
Hana zwróciła się do Sosnowskiego i odezwała się cicho.
-Czy Major każe przenieść teraz obóz do statku? Wiesz żeby go zabezpieczyć przed tą dwójką?
- Może? To zależy ile tam miejsca na obóz.- ocenił Doug.

Dorothy, na te doniesienia, jedynie pokiwała głową,z trudnym do odgadnięcia wyrazem twarzy. W rewelacje tak przygarniętej pilotki, jeśli to w ogóle była pilotka, jak i Chińczyków nie uwierzyła. Swoje spojrzenia zachowała jednak dla siebie. Skoro inni chcieli popadać w paranoję, to była ich sprawa.

- Dobra, jak mają na wszystko i wszystkich olane, to ich sprawa. Nic tu po nas, ta akcja ratunkowa była w sumie na darmo. Wracamy do obozu - Zadecydował Baker - Powiedz im, że jedziemy... - Zwrócił się jeszcze do Harrego, po czym ruszył w kierunku jeepa, którym tu przyjechał.
- Wracamy do obozu! Wsiadać do maszyn! - Major głośno odezwał się do wszystkich.
- Wreszcie. - skomentowała gotowa do powrotu do bazy doktor Lie.
Peter nie był pewien, czy na miejscu majora postąpiłby tak samo. Może trzeba było Chińczyków zabrać ze sobą, a resztki helikoptera spalić? Albo spalić z tamtą dwójką w środku? A tak... Pozostawało tylko mieć nadzieję, że raptory wrócą i rozprawią się z przedstawicielami chińskiej armii, zanim owi przedstawiciele narobią kłopotów.
Podszedł do quada, cały czas patrząc na Chińczyków.
 
Obca jest offline