Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-06-2019, 12:58   #53
Caleb
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Tak naprawdę, zarówno Günterowi jak i Bretończykowi nie leżał ów pojedynek. Ten pierwszy miał Jean-Luca za zmanierowanego pięknisia, który mógł co najwyżej znać dworską szermierkę. Drugi natomiast uznawał starcie wśród pospólstwa jako dość urągające. O wiele bardziej widział się w honorowej rozgrywce z udziałem wierzchowców.
Obydwaj weszli do metalowej klatki w kształcie półkola. Już wcześniej wybrali walkę prawdziwą bronią i z ubranymi skórzniami. Warunkiem kończącym miało być poddanie się przeciwnika. To z kolei nie musiało wcale szybko nastąpić. Oponentami okazali się dwaj dobrze zbudowani mężczyźni. Byli wyraźnie zaprawieni w bojach: jeden nosił dwuręczny, poplamiony krwią topór, drugi wybrał jednoręczny miecz i wyszczerbioną tarczę.
Jak tylko zakończono obstawiać zakłady, rozpoczęła się batalia. Dwójki ustawiły się na odległość szarży. Tłum zaryczał donośnie, niczym spragnione posoki zwierzę.
- Ten z toporem wygląda groźniej. I jest mój - Bretończyk zamłynkował mieczem. Rycerski obyczaj wymagał, by pozwolić innym szlachcicom zdobyć większą chwałę. Ale Günter nim nie był, więc Jean-Luc mógł atakować kogo chciał.
Quillan po prostu utrzymał pozycję i w milczeniu spoglądał przez chwilę na drugiego z oponentów. Wkrótce jednak zaczął go obchodzić od zewnętrznej strony areny. Zamarkował cios korbaczem, widząc jednocześnie, że tamten gubi się w swoich ruchach już na początku walki.
Jedno uderzenie serca potem topornik rzucił się na Jean-Luca. Wysoko urodzony był już na to gotowy. Nim jego oponent dobrze się zamachnął, Bretończyk odpowiedział dwoma atakami. Pierwszy minął swój cel, drugi jednak trafił w rękę. Zdobiony miecz szlachcica jako pierwszy przelał krew.
Quillan w tym czasie naparł na swojego konkurenta. Drab uznał, że bezpieczniej będzie postawić na defensywę i nie mylił się. Odbił tarczą wymierzony cios, przy czym od razu został zmuszony, aby zmienić pozycję. Günter ponownie szedł po łuku, zmuszając osiłka do stracenia kompana z oczu.
Topornik z kolei był już bez mała rozwścieczony. Wyprowadził dwa szybkie ataki, lecz d'Artois odbił pierwszy, a drugi był już niecelny. Bretończyk natychmiast odpowiedział tym samym. Oponent odskoczył raz, lecz kolejne, poprowadzone przez korpus cięcie było już celne. Klinga przecięła skórzaną kurtę wojownika i pozostawiła długą, poprzeczną ranę. Mężczyzna cofnął się, patrząc z niedowierzaniem na swoją pierś, następnie odrzucił topór i padł na kolana. Dalsza walka nie miała sensu, dlatego podniósł dłoń, prosząc tym samym o łaskę.
- Dobra walka. Ten cios znad ramienia sprawił mi trudności. To na medyka - rycerz wytarł miecz w szmatkę i schował go, po czym wyjął sakiewkę i rzucił koronę topornikowi.
- Jak tam Günter, kończysz już? - zapytał kolegę.
Łowca nagród zapewne tego nie słyszał, gdyż w tym właśnie momencie parował wykonane szeroko cięcie. Myrmidia, której symbol nosił na osłonie, była dla niego łaskawa - w ostatniej chwili udało mu się odbić ostrze. Poświęcił dosłownie chwilę, aby wycelować, lecz tylko tyle potrzebował. Jego odpowiedzią był silny cios z góry. Korbacz łowcy ominął rękę gladiatora i boleśnie uderzył w bok korpusu, aż rozległ się świst wypuszczanego przez ofiarę powietrza. Dodatkowo pęd uderzenia obrócił nieszczęśnika, a ten, widząc klęczącego kompana, również rzucił broń na ziemię.
Tłum zaczął wiwatować, podekscytowany widokiem krwawej batalii. Tłuszcza domagała się kolejnego pojedynku. Do zwycięzców podszedł tymczasem lokalny kanciarz i wręczył wygrane złoto.
- Gratuluję, uwinęliście się z nimi po mistrzowsku. Dawno nie mieliśmy tu takiego widowiska. Jak widzicie, tłum domaga się więcej krwi. Mamy tu takich jednych, niepokonanych braci. Stawiam jeden do czterech, że nie dacie im rady. No co wy na to?
Jean-Luc łyknął wody z bukłaka. To Günter go tu „zaprosił”, nie wypadało decydować za niego.
Quillan z kolei skrzywił się. Wyraźnie daleko mu było od napawania się zwycięstwem. Rzut oka poświęcił kompanowi i przez chwilę można dojrzeć w jego spojrzeniu cień uznania. Potem zwrócił się do nieznajomego:
- W porządku. Tylko faktycznie dajcie kogoś dobrego. Nie mam więcej czasu na amatorów.
Bretończyk zamiast gadać, skinął głową i ponownie wyjął miecz. Günter dzielnie się spisał i zasłużył sobie na pewien szacunek.
Gdzieś zaskrzypiała krata, obwieszczając że na polu walki już wkrótce pojawią się nowi oponenci. Quillan i d’Artois pochodzili z różnych światów i łączyła ich ledwie nić porozumienia. To musiało im wystarczyć. Czekali.
 

Ostatnio edytowane przez Caleb : 27-06-2019 o 19:42.
Caleb jest offline