Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-06-2019, 13:47   #108
Santorine
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Pobudka była znacznie szybsza i łagodniejsza. Wszyscy ocknęli się siedząc ze skrzyżowanymi nogami, tak jak poszli spać. Tylko, że bolały ich tyłki od twardego podłoża. Mieli nową wiedzę i wyglądało na to, że niczego nie zapomnieli... Raczej. Byli pewni, że są tacy sami jak przed przybyciem. Izabela stojąca pomiędzy nimi jęknęła. Zginając ostrożnie nogi, wyszła poza krąg. Musieli dłużej trwać w tych samych pozach, bo każdy był zastały i nieco obolały. Mevel również się obudził i jego spojrzenie nie wydawało się ani trochę mniej bystre niż wcześniej.

– Muszę chwilę odpocząć... ale... ale zajmę się nim. Możecie... huf... możecie zrobić co tam... macie. – wydyszała magini wyraźnie zmęczona od używania magii.

- Zatem wiadome, co musimy zrobić - rzekł brodaty wojownik, podnosząc się z ziemi. - Magini przypilnowałaby Mevela, my odebralibyśmy rzeczy należące do smoka - rzekł. - Pozostało nam pójść do karczmy i odebrać łupy od tych… Żółtych Ostrzy

Bandyci nadający swej grupie nazwę… – żachnął się utopiec. – Świat na psy schodzi…
Choć słowa były marudne, wydawały się wypowiedziane nieobecnym tonem. Rycerz patrzył intensywnie na Mevela, a w jego oczach widać było bezbrzeżny smutek. W istocie to co ujrzał w umyśle bandyty pozostało we wspomnieniach utopca. Zagnieździło się, choćby nie chciał tego widzieć. Był świadom jak okrutna może być wojna. Nigdy jednak nie pojął jak zepsuty może być świat po wojnie. Do teraz.

Łowca podniósł się z ziemi, przyglądając się pozostałym, by sprawdzić czy aby nic nikomu nie dolega. Następnie sięgnął po notatnik, kawałkiem węgla dopisując najważniejsze informacje.

-Wiemy już gdzie są rzeczy Auroriusa, czas opracować plan. Chyba że chcemy mieć do czynienia z całą bandą.

Kładkghra – wybełkotał rycerz po czym odchrząknął i poprawił się – Kładka. Pomiędzy karczmą, a sąsiednim budynkiem jest przejście… Można przejść tamtędy, ale nie mamy pewności że nie jghrest pilnowghrana.

- Esmond mógłby pójść na zwiad - zauważył Gveir. - My byśmy go ubezpieczali. Przejdziemy po kładce i weźmiemy łupy

- Kilku z nich widziało moją twarz gdy szukali Mavela-przypomniał łowca- Istnieje szansa, że mnie rozpoznają. Mogę spróbować przeprowadzić zwiad od zewnątrz, ale sądzę, że moglibyśmy wyczekać momentu gdy część grupy opuści karczmę. Wtedy będziemy mieli większe szanse, nawet gdyby nas zauważono.

- Zatem… Postanowione? - zapytał Gveir.

Rycerz westchnął ciężko i skinął głową. Pomimo że sam zaproponował użycie kładki, nie był kontent z tego pomysłu. Zakradanie się… odbieranie łupów cichaczem… to nie jawiło się jako czyn honorowy. Jednak po tym co ujrzał w głowie bandyty, ciężko mu było opanować rozdygotany kompas moralny.
Postanowione.
Wstał z ziemi i podszedł do maginii kucając przy niej. Pomimo że była białogłową dotarło do niego jak silna musiała być. By mierzyć się z takimi wizjami przemierzając myśli innych?
Jak się czujesz Izabelo? – Wybełkotał z troską i mokrym bulgotem przebrzmiewającym gdzieś w głębi piersi.

Kobieta podniosła spojrzenie na rycerza. Skrzywiła się i tsyknęłą.
- Ciało zmęczone. Umysł w ciągłym nieładzie po tym jak mnie obudziliście. Podejrzewam, że będę potrzebować pomocy innego maga aby to poukładać… kto wie, może uda mi się odnaleźć to co on… zgubił -kobieta spojrzała na Gveira. Po chwili wróciła spojrzeniem do Hertora.
- Co się jego tyczy… okrucieństwo nie jest czymś czego nie miałam okazji już zobaczyć. Różnego rodzaju osoby trafiają do Narrenturmu. Pobożni chłopi jak i zadufani szlachcice. Czasem to sa zwykli robotnicy, czasem okrutni ojcowie. Czasem są to pewni siebie władcy, czasem pozbawieni radości życia pijacy. Nie ma reguły, choć przypadki się powtarzają i są schematy… Najgorsi są jednak ci dotknięci szaleństwem Siewcy - umilkła na moment. Spojrzała z melancholią w oczach gdzieś w powietrze aby na nowo zogniskować wzrok na rycerzu.
- Dziękuję za troskę. Będzie dobrze. Jeśli miałoby mnie to bardzo męczyć ostatecznie mogę magicznie odciąć się na trochę od tych wspomnień. Nie jest to najlepsze rozwiązanie, ale pomoże.

Rycerz otworzył szerzej oczy.
- Odciąć się od wspomghrnień? - zapytał a w głosie zabrzmiała niekonwencjonalna wrogość. - zapomnieć na życzghrenie?

Magini westchnęła.
- Tak. Jak mówiłam, to nie jest zdrowe. Nie musisz się o mnie przejmować.

Rycerz był wzburzony i już chciał nakrzyczeć na maginię, ale się opamiętał w porę. Widać jednak było na jego twarzy ustępującą złość.
- Thrak… to nie jest zdrowe... - mruknął. - Pamięć jest ważna… jakakolwieghr by ona nie była.

Dopiero po tych słowach kobieta się jakby ocknęła.
- Ach… przepraszam. Tak. Khm. Przez moment zapomniałam, że jesteś… Że nie pamiętasz.

- Hrpfhrpf - z gardła utopca dobiegł bulgot i nie wiadomym było co mógł oznaczać. - Niektórzy by wiele oddali za to by móc wspominać. Ale nie gniewam się. Ciężko rybie zrozumieć ptaka.

Tymczasem Dizi niepewnie podszedł do najemnika i łowcy.
- Tak, tak sobie pomyślałem. Skoro chcecie zabrać rzeczy Aurariusa to może zróbcie to za dnia? Ja wiem, to dziwne, ale… ale no. Tak pamiętam, że my to za dnia w polu pracowaliśmy zawsze, nie po nocy. Chałupy puste były. Może oni też w tej karczmie tak dużo nie siedzą? No co? Ile można na dupie siedzieć? Mam rację?

- Myślałem, że opuściłeś nas - Gveir ruszył podejrzliwie brwiami. - Ale co racja to racja. Być może powinniśmy zajść tam w dzień.

- Warto spróbować- zgodził się łowca, oglądając się na przypatrujacego się im uważnie Mevela. Podszedł do wozu szukając czegoś.

Po chwili grzebania w schowku wrócił do karła niosąc załadowaną kuszę.

-Zrób coś dla mnie- zaczął przyklejając, tak by Dizi wyraźnie słyszał jego ściszony głos- Mevel jest cwany, niewykluczone że będzie coś kombinował. Chciałbym Cię poprosić żebyś został tu z Izabellą i miał go na oku gdyby coś poszło nie tak.

Karzeł spojrzał na oręż. Wziął głęboki oddech.
- D-dobrze - powiedział. Niezręcznie wziął kusze, któa dla niego była nieco duża. Pomimo usztywnienia ręki wyglądało, że na pewno raz będzie gotów strzelić do zbrodniarza. Zbierając się w sobie karzeł kiwnął głową robiąc pewną minę.
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest offline