Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-07-2019, 02:45   #106
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Chyba.. chyba powiew wiatru przyniósł ze sobą drobinki pyłku Trixie, bo ta myśl okazała się być wyjątkowo perwersyjna i Eshte zupełnie nie była przygotowana na takie uderzenie lubieżnych wizji. Byłaby podskoczyła, ale mocny uścisk dłoni na pośladkach skutecznie utrzymał ją w miejscu. Położyła więc kres tym bezczelnym figlom czarownika poprzez odepchnięcie go od siebie. Był to ruch trochę zbyt silny jak na tak cudownie zakochanych w sobie małżonków, a jednocześnie był zdecydowanie zbyt słaby jak na możliwości nerwowej elfki. Dla niepoznaki wybuchła przesłodzonym chichotem, od którego ją samą zemdliło.

-No już, dosyć. Gdyby to od Ciebie zależało, to nigdy byśmy nie wychodzili z łóżka, co? Mój Ty... Ty... - sytuacja nie działała na korzyść już i tak mało kwiecistej elokwencji kuglarki. Problem stanowił również jej całkiem naturalny brak umiejętności ułożenia języka w pieszczotliwe przezwisko dla czarownika. Ale za to miała w zapasie wiele tych szczerych, jak choćby „łajdak” lub „zboczeniec”. Poprzestała na na trochę niezdarnym, niby to figlarnym uderzeniu go piąstką w ramię -Ty. Pogoniłeś już wszystkie trolle i tych dzikusów z lasu?

-Tak. Walka się zakończyła. Wszyscy są bezpieczni. Ci którzy przeżyli. Medycy i kapłanka Arrisa zajmuje się rannymi. A ja muszę dostać się do naszego wozu, więc chodźmy
- czarownik był trochę bledszy niż zazwyczaj i jakby słabszy. I bardziej spolegliwy, co akurat kuglarce pasowało, bo mógłby ją zmusić do znoszenia kolejnych pieszczot na oczach coraz bardziej zdegustowanej Paniuni.
Na szczęście nie próbował, za to coraz bardziej się opierał na “tulącej” się do niego żonce. Zadziwiająco Eshte tylko milczeniem przyjęła na siebie ten ciężar. Tak, wydała z siebie nieco przesadzone stęknięcie, ale na tym skończyło się jej narzekanie i pozwoliła mężczyźnie oprzeć się wygodnie na swoim ramieniu. Razem ruszyli powoli do wozu, po drodze mijając spopielone pozostałości trolla. I mniej więcej tam elfka się zatrzymała.

-Czekaj, czekaj.. -mruknęła pochylając się, bowiem tuż obok jej nogi sterczał ten nieszczęsny sztylet wbity w ziemię. Mogłaby nim pogardzić, pozwolić żeby komuś innemu wyrosło to paskudne łapsko, ale.. mogła go również sprzedać, nie? A te zdobienia powinny zapewnić ładniutką sumkę.
Ostrożnie pochwyciła palcami za smoka, a prostując się nie potrafiła sobie odmówić pokusy zerknięcia w tył na Paniunię. Ah, wyglądała jak przemieniona w słup soli.. nie, nie! Jakby w nią strzelił piorun! Nawet te jej paskudne włosiska był całe nastroszone i sponiewierane po wizycie pod wozem kuglarki. I kto teraz był szkaradztwem, hę?
Brudna od ziemi i zielonej krwi kuglarka bez zawahania wywaliła język w kierunku damulki, po czym zadowolona ruszyła dalej z „mężusiem” wiszącym na swoim ramieniu.
-Ale muszę przyznać tym leśnym spiczastouchom, że wiedzieli kiedy zaatakować. Nie przerwali mojego występu, poczekali do samego końca -pokiwała głową z uznaniem, wyraźnie doceniając taki szacunek do jej ciężkiej pracy -Wychowane dzikusy.

- Wybrali idealny moment… nieuwagi strażników. Boję się, że ktoś mógłby pomyśleć, że z nimi współpracowałaś
.- odparł ponuro Tancrist, gdy znaleźli się blisko wozu. Weszli po schodkach i elfka otworzyła drzwi.
- No pięknie. Jak ja znajdę swoją driakiew w tym bajzlu.- jęknął wodząc wzrokiem po pobojowisku.

Pomimo tego, że elfka już wcześniej widziała tę ruinę w jaką zmieniła jej domek współpraca Paniuni i trolla, to ten widok nadal był przytłaczający.
-Nooo... -zaczęła Eshte ze spojrzeniem utkwionym w bielutkiej główce wystającej z przewróconego imbryka. Inne gołębie też się rozsiadły po całym wnętrzu: dwa zainteresowały się świecidełkami w szeroko otwartej szufladzie, jeden w najlepsze rozsiadł się w jednym z krzykliwych kapeluszy sztukmistrzyni. A wszystkie pozostawiły wokoło ślady swojej paniki w postaci piórek i odchodów.
Uszy kuglarki opadły smętnie, z ust wyrwało się głośne westchnienie -Nie możesz po prostu machnąć ręką i magicznie wszystkiego posprzątać?

-Dziś? Nie. Nie pozostało mi za wiele sił. Nie mam w sobie dość mocy, by wezwać i kontrolować armię małych pomocników
-Ruchacz osunął się na kolana zaczął przerzucać porozrzucane rzeczy na podłodze. Aż w końcu dokopał się do swoich sakw i z jednej z nich wyjął butelkę wyciętą z kryształu i wypełnioną w jednej trzeciej czerwonym płynem. Przez chwilę kaszlał zakrywając dłonią usta i krzywiąc się z bólu. Po czym odkorkował ową kryształową butlę i wypił nieco owej cieczy. Zatkał butelkę krzywiąc się z powodu jeszcze silniejszego bólu i mocno zaciskając zęby… osunął się całkiem na podłogę tracąc przytomność. Lub umierając.

Eshte nie przejęła się tym za bardzo, nie popadła w panikę. W końcu miała okazję już raz zobaczyć pierwsze efekty działania tego eliksiru.. a potem kolejne, kiedy ożywiony szlachciurek ściągnął z siebie przepoconą tunikę. Czy i tym razem zacznie się przed nią rozbierać? Czy w takim razie elfka w ogóle chciała, żeby się wybudzał?!
Ekhm.. nie poprawiał sobą wystroju, to było pewne. Właśnie z tego powodu ( bo nie było żadnego innego! ) ze zwinnością właściwą dla akrobatyki wylawirowała pomiędzy wężami kolorowych materiałów, minęła leżącą na podłodze witrażową lampę i dużym krokiem przeszła ponad resztkami rozbitej butelki. Dotarła do kupki nieszczęścia wcześniej znanej jako czarownik i przykucnęła tuż przy nim. Smukłym palcem dźgnęła go w policzek -Thaaaneeeeekryyst?

- Ccco…- szepnął z trudem “mężuś” otwierając oko i zerkając na elfkę. - Czy teraz rozbierzesz się i zrobisz mi okłady ze swojego ciała?
Podniósł się powoli do góry próbując powstać. Był cały pokryty potem i dyszał ciężko. Uśmiechnął się do Eshte i pogłaskał ją po policzku, przy okazji zostawiając na nim ślady ze swojej krwi.
-Miło cię widzieć całą i zdrową. Nie chcę by coś złego ci się stało.- mruknął czule.

Różowiutki rumieniec wpełzł na policzki Eshte. Cofając się przed jego dłonią odchyliła się tak mocno, że opadła tyłkiem na podłogę, pośladkami prawie zgniatając leżący obok kapelusz.
-Jesteś pewien, że ten Twój napitek podziałał? Bo brzmisz gorzej niż wcześniej... -burknęła niezadowolona. Dopiero co musiała znosić piskliwy głosik Paniuni, śmierdzącego trolla i jeszcze to gadzie łapsko wyrastające z własnego barku. Na domiar złego czekało ją długie, dłuuugie sprzątanie swojego domku, więc nie miała już ani siły, ani ochoty użerać się z nagłymi czułostkami Ruchacza!
-Może ten troll walnął Cię w głowę, co? Ile kuglarek widzisz? -w nieudolnej próbie zakrycia tego przebrzydłego rumieńca, dłonią przetarła dotknięty przez niego policzek tym bardziej rozsmarowując po swojej skórze krew czarownika oraz ciemną smugę ziemi.

- Żebra już nie bolą. Oddychanie nie męczy. - ocenił swój stan Czaruś przyglądając się badawczo swojej “żonce”. - A i widzę jedną elfkę… której czasami zdarza się być bardzo uroczą.
Spojrzał w sufit ich wozu, cóż... jej wozu, do którego się wkradł -Powinienem wkraść się jakoś na wieczorną naradę wielmożów, by wywiedzieć się co w trawie piszczy. Te elfie strzały na polu bitwy to zły omen dla nas.

-Wkraść się?
-powtórzyła Eshte nierozumiejącym tonem. Również uniosła spojrzenie ku sufitowi, jak gdyby właśnie tam spodziewała się znaleźć odpowiedź. Pocieszenie było takie, że przynajmniej ta część wozu zachowała porządek.
-Nie zaprosili Cię? Przecież też jesteś szlachciurkiem.. -nagle pstryknęła palcami wzniecającym tym kilka drobnych iskiereczek wyraźnie widocznych w półmroku -Ah. Potrzebujesz mojej pomocy w znalezieniu przebrania, w którym wpasujesz się między tych pięknisiów. Kapelusz, pelerynka, pończoszki i te sprawy?

-Nie zaszkodzą.
- zgodził się z jej planem czarownik, by po chwili dodać. - Nie sądzę by moja obecność na tym niewątpliwie mającym się odbyć spotkaniu była… oczekiwana. Ale liczę na to, że nie ośmielą się mi zabronić uczestnictwa w nim.

-A ten atak to był aż taki dziwaczny?
-z malowanego sufitu wzrok fiołkowych oczu Eshte powędrował z powrotem na bałagan zapełniający każdy jeden kawałek podłogi. Było to jedyne następstwo całej tej bitewki, które naprawdę ją interesowało i przygnębiało. Podrapała się po głowie, palcami zaplątując się w potargane włosy.
-Znaczy wiesz, mnie to jeszcze nigdy nie napadły trolle i dzikusy z lasu, ale ja podróżuję sama. Mimo wszystko dla łotrzyków nie jestem tak interesująca jak zgraja szlachciurków opływających w błyskotkach i górach jedzenia -wzruszyła ramionami -To obozowisko nie do końca było dyskretne, pewno słyszeli nas wszyscy w Grauburgu.

-Niemniej to były trolle… wiesz co o nich mówią. Nie walczą w grupach i nie walczą dla elfów… chyba, że poddane jakimś urokom lub magicznym więzom. To nie jest robota zwykłych opryszków.
- stwierdził czarownik i przypomniał jej pewien fakt -A ty zadarłaś z pewnym Pierworodnym. Ktoś taki jak on… z pewnością pragnąłby zemsty i miał możliwość zorganizowania takiej napaści.

Pani Ognia na samo wspomnienie Pierworodnego byłaby już gotowa do ponownego przysmażenia mu tej śliczniusiej twarzyczki, a potem do celebrowania swojego zwycięzca z czarownikiem nisko na kolanach. Jednak kiedy jego piękniutka twarz stanęła przed oczami wyobraźni Eshte, to ta wzdrygnęła się mocno, bynajmniej nie z nagłego uderzenia miłości.

Wyciągnęła rękę w bok i uniosła fragment porozwijanego materiału. Nabrała olbrzymiej ochoty na pyknięcie sobie z fajeczki, ale najpierw musiała ją znaleźć.
-Jeśli to rzeczywiście miała być jego zemsta, to słabo się postarał. Żaden z tych elfów i trolli nie zwracał na mnie większej uwagi, a gdyby nie ta rozkrzyczana damulka, to całą bitewkę spędziłabym schowana bezpiecznie pod moim wozem -mamrotała przerzucając sobie ponad głową niedokończony projekt jakiejś wyjątkowo pstrokatej spódnicy. Nagle zerknęła ostro na czarownika -Ej, ale chyba nie masz zamiaru nikomu wspominać o tym gównojadzie, co? Jaśniepaństwo i bez Twojej pomocy znajdzie sobie jakąś przyczynę tego ataku. Najlepiej niezwiązaną ze mną.

-Nie zamierzam. Ostatnie czego potrzebujemy to rozgłosu w tej sprawie. To nasz mały sekret i niech takim zostanie. Przy okazji powinnaś przestrzec Trixie, by przypadkiem się nie wygadała jak to na golasa obijałaś Pierworodnego ognistymi biczami. Wróżki mają długie języki… a właściwie.. to gdzie ona jest?
- zapytał czarownik dopiero teraz zauważając brak owej istotki w wozie.

Eshte przymrużyła oczy usilnie próbując sobie przypomnieć, kiedy w tym całym chaosie ostatni raz widziała Trixie. Zapomniała o niej, ale nie z braku troski. Po prostu mała bardka posiadała coś, co według elfki było skuteczniejsze od wszystkich zaklęć, mieczy, rycerzy i krasnoludów.
-Odleciała, kiedy zaatakowały nas trolle. Ale z tymi swoimi skrzydełkami to pewnie była najbezpieczniejsza z nas wszystkich, co nie? Zobaczysz, zaraz wleci przez okno i uradowana znów obsypie nas swoim pyłkiem - zamarudziła elfka i zwróciła twarz ku szeroko otwartemu okieneczku, jak gdyby rzeczywiście spodziewała się zaraz zobaczyć głośną i rozchichotaną Trixie wlatującą do wozu. A im dłużej się nie pojawiała, tym bardziej natarczywe stawało się spojrzenie Eshte - Już zaraz.

-Pewnie uciekła w las i schowała się w krzakach. Wróci z pewnością.
- odparł pocieszająco czarownik i odetchnął głośno.- No to pójdę poszpiegować możnych. Przynieść ci coś? Może bukłak dobrego wina na roztrzęsione nerwy?

-Nieee...
- odpowiedziała mocno rozkojarzona sztukmistrzyni cały czas wpatrując się ciemne niebo majaczące za okienkiem. Zamrugała mocno, nagle uświadamiając sobie powagę pytania czarownika. To sprawiło, że jej wargi wykrzywiły się w krnąbrnym uśmiechu niepasującym komuś o roztrzęsionych nerwach - Ale możesz mi przynieść bukłak dobrego wina do opicia mojego talentu. Trolle trollami, były wyjątkowo parszywe, ale ja i tak zabawiłam szlachciurków niezwykłym występem. I mam zamiar to sobie uczcić.

Cały czas siedziała na podłodze, a sponiewierane ubranie, potargane włosy i brudna twarzyczka sprawiały, że właściwie pasowała do całego tego bałaganu otaczającego ją z każdej strony. Równie dobrze mogła być w wozie, kiedy troll zaczął go podnosić i rzucać wszystkim w środku.

-Tak idziesz? -zapytała mierząc mężczyznę spojrzeniem - Miałeś się przebrać. Na pewno mam odpowiednio falbaniastą pelerynkę i pończoszki.. -rozejrzała się na boki, po czym wręcz na czworakach zanurkowała między swój dobytek porozwalany po całym domku na kółkach - Gdzieś.. gdzieś tutaj..

-Nawet nie wiesz jak potrafisz być…. urocza.
- usłyszała za sobą jego głos. Było coś w tonie wypowiedzi Ruchacza, co przeszło dreszczem elfkę. Ale nie był to nieprzyjemny dreszczyk. Wprost przeciwnie. Przywodził na myśl owe motylki w brzuchu które ostatnio miała okazję poczuć.

Elfka poczuła nagłe i intensywne ciepło na końcówkach swych uszu, jak gdyby zaraz miały one stanąć w żywym ogniu. Ale to tylko mocny rumieniec wstąpił na nie pod wpływem słów mężczyzny. Był tym mocniejszy, im bardziej oczywiste stawało się dla niej, że parszywiec nie komplementował jej rozkosznego charakterku, ani talentu. Oh, słodka naiwności!
Miała w zwyczaju zachowywać się swobodnie we własnym domu i po długich latach samotnego podróżowania nie było jej łatwo przyzwyczaić się do towarzystwa drugiej osoby. A już szczególnie mężczyzny. I to właśnie ta swoboda popchnęła ją na czworaki, to z jej winy obróciła się do niego tyłem i w swych poszukiwaniach całkiem nieświadomie.. wypięła swe pośladki opięte krótkimi spodenkami. Bo i cóż innego w oczach tego zboczucha mogło być „urocze”.

Eshte pochwyciła palcami za leżący nieopodal skłębiony kawałek garderoby. Nie ten którego szukała, ale czyż Ruchacz nie zasługiwał tylko na to co najlepsze od swojej.. żoneczki? Zerwała się na nogi, a w powietrzu załopotała peleryna rzucona w stronę głowy Thaaneeekryyysta. Migoczący materiał bardziej przypominał obicie szlachciurskiej leżanki niż ubranie właściwie nudnemu spotkaniu wielmoży.






-Masz! Będziesz w tym wyglądał prze-śli-cznie. Nikt nie ośmieli się wyrzucić takiej księżniczki -błysnęła ząbkami w uśmiechu równie kąśliwym co i jej słowa. Potem butnie oparła dłonie na biodrach -I nie myśl sobie, że ominie Cię sprzątanie. Jeśli chcesz mieć gdzie spać, to po powrocie pomożesz mi ogarnąć ten bałagan wyrządzony przez Twoją krzykliwą wielbicielkę.

- A może rzucę się wtedy na ciebie jak lubieżna bestia za którą mnie masz. Porwę do naszego łoża, by zaznać w nim z tobą cielesnych rozkoszy?
- zaproponował Thaneekryyst otulając się jej płaszczem. - Aż padniemy z wyczerpania i zaśniemy, co? Jestem gotów na takie poświęcenie, byle tylko nie sprzątać.
Po czym ocenił wygląd owego płaszcza na sobie, poprawił okulary i rzekł łaskawie - Może być.

Języczek kuglarki, tak zawsze cięty i nieraz zdecydowanie zbyt długi, chyba całkiem zesztywniał w jej ustach. Również i jej oczka znieruchomiały w wyrazie ogromnego zdumienia. Wyraźnie zwykle jej tak twórczy umysł nie do końca potrafił ogarnąć tego co się właśnie wydarzyło
-Nieeee... -odezwała się nareszcie, ciągle trochę oszołomiona tą litanią bezwstydności drażniącą jej uszka -Nie, nie, nie. Nie -powtarzała, a każde kolejne „nie” nabierało bardziej stanowczego tonu – Weź Ty lepiej przygotuj te swoje kolanka, bo po powrocie spędzisz na nich duuuuuuużo czasu.

To, uh, lepiej zabrzmiało w jej głowie. Po wypowiedzeniu na głos pojawiło się nagle takie sugestywne drugie dno, szczególnie że w różnych wielce niepokojących chwilach Thaaneeekryyyyst rzeczywiście lądował przed nią na kolanach.
Zawstydzenie rywalizowało z wściekłością, a ich manifestacją był czerwioniuśki rumieniec obejmując już nie tylko uszy i policzki, ale równie ześlizgujący się na dekolcik Eshte. Zacisnęła dłonie w piąstki i prawie podskoczyła w miejscu, niczym wyjątkowo zdenerwowany wróbelek -Sprzątając! Sprzątając podłogę! Na kolanach!

- Zobaczymy co będziemy robić po moim powrocie… i w jak bardzo niekompletnej garderobie zakończymy ten wieczór.
- odparł Tancrist niezrażony jej wybuchem gniewu i nachylił się ku jej twarzy, by szepnąć.- Wyglądasz zachwycająco w gniewie, aż chce się całować te gorące usteczka.
Po tym małym droczeniu Ruchacz obrócił się i skierował do wyjścia dodając.- Nie przepracuj się moja żonko. To był męczący wieczór. Należy nam się odrobina przyjemności i relaksu. A potem długi sen.
I otworzył drzwi wychodząc z wozu, a Eshte tylko pogroziła za nim piąstką.

Bez szlachcica memłającego językiem nagle zrobiło się jakoś tak.. przedziwnie cicho. Oczywiście, z obozowiska docierały jeszcze jej uszu pojedyncze krzyki i głośne szlochy, ale chodziło głównie o to.. że ona nie była zmuszona nikogo słuchać. Kiedy to ostatni raz miała okazję pobyć sama?!
Chyba.. chyba przed przybyciem do tamtej przeklętej wioski zamieszkiwanej przez wieśniaków nieznających się na prawdziwej sztuce oraz.. uh, krasnoludy. To Gruangal wepchnął jej swojego synalka, a wraz z nim przykleiło się do sztukmistrzyni kolejne towarzystwo. Czaruś z całą swoją gromadą radosnych ubijaczy czarnoksiężników oraz fajkowy lisek, chociaż ten ostatni był niezwykle uroczym i mało przeszkadzającym kompanem podróży. Potem jeszcze pojawiła się rozgadana wróżka, a czarownik narzucał kuglarce swoje towarzystwo przez CAŁY jej pobyt na zamku! Zaś jak nie Thaaaneeekryyyst , to wrzeszcząca Paniunia albo Arissa o lubieżnym języku i zamiarach. Nawet w łaźniach służki narzucały jej swoje towarzystwo! Albo czarownik – znowu!

A zatem Eshte przyciągała ku sobie kreatury różnej maści.
Krasnoludy i wróżki.
Szlachciurków każdej płci i o dowolnym rozcieńczeniu błękitnej krwi w żyłach.
Kapłanki z lepkimi rączkami i wieśniaków z naostrzonymi widłami.
Przypadkowe demony i druidzkich bogów.
Paskudne gremliny i jeszcze paskudniejszych Pierworodnych.
Cuchnące trolle i nieokrzesane kuzynostwo z lasu.
No po prostu wszystko, co tylko na ten świat powypluwały kolejne gony. Bądź jacyś bożkowie o wyjątkowo bujnej wyobraźni i równie wątpliwym poczuciu humoru.

Ahhh, ale czyż przyciąganie ku sobie takich tłumów nie było ceną popularności? Za każdą wielką artystką ciągnął się wianuszek mniej lub bardziej natrętnych wielbicieli! A skoro i sztukmistrzyni Meryel miała własnych, to oznaczało to tylko jedno – stanęła na piedestale obok tak sławetnych artystek jak.. jak.. jak Olga Grająca Na Koźle, Elvira Z Tańczącymi Nietoperzami, czy Kapuściana Belinda! Aczkolwiek za tą ostatnią to głównie ciągnął się smrodek. Smrodek sukcesu!

W każdym bądź razie była to ELITARNA grupa, do której najwyraźniej należała też i Eshte. Miała swoich wyjątkowo natrętnych wielbicieli, więc każda taka chwila prywatności stawała się cenna na wagę złota. A elfka uwielbiała złoto!
Po udanym występie, po równie udanym ( i całkiem samodzielnym! ) ubiciu trolla, w końcu nadeszła pora na odrobinę odprężenia, zapalenia fajeczki, wyciągnięcia się na łóżku i..

Nieopodal zatrzepotały migoczące skrzydła przerośniętego motyla.
Nadchodził chaos.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem