Oleg Frietz osiągnął zamierzany efekt. Pozwolił sobie jedynie na krótką chwilę by delektować się wyrzutem adrenaliny do krwi. Ciarki przeszły przez ciało od karku do czubków palców, a włosy na karu zjeżyły się. Dziwny pisk wyrwał się z gardła przez otwarte usta.
Wciąż drżące nogi niemal natychmiast same wykonały dwa kroki w tył i porwały w stronę walczących już otwarcie kompanów. Ugięty tułów przeważał w przód, ale dzięki temu ukrył jego sylwetkę za szerokimi barkami krasnoludów. Przed ścianą ze zbrojnych pleców Oleg wyprostował się w dwutakcie i wspierając dłonią o skórzany naramiennik Detlefa wystrzelił szpic rohatyny. Wyrzucił go przed siebie byle dalej, byle mocniej i głębiej. |