Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-07-2019, 17:48   #254
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Aż musiała zacisnąć mocno powieki. Zwiesiła głowę na chwilę, po czym podniosła ją i ostrożnie otworzyła oczy, próbując się zorientować w nowej sytuacji. Shane sobie przewalił… Jak zamierzał z tego wybrnąć? Co prawda nie zdążył jej rozwiązać, ale zdecydowanie potencjalne spiskowanie nie wyglądało najlepiej… Zwłaszcza z nią. Harper sama zastanawiała się co teraz… Nie wiedziała, kiedy o tym wszystkim zapomni… Czy zacznie wtedy, wedle zalecenia, uciekać w bezpieczne miejsce? Ale żadne nie było dla niej bezpiecznym, póki Duncan żył.
Shane miał w głowie pustkę. Alice zastanawiała się, jak zamierzał z tego wybrnąć i chyba on również tego nie wiedział.
- A wtedy Duncan cię zabije - dokończył. - Bo tak zamierzasz, prawda?
Wampir wzruszył ramionami. Zaczął iść w ich stronę, choć dość powoli.
- Nie wiem, ale pępowina została przecięta, więc mogę to zrobić - rzekł i spojrzał na Alice oczami, która nie wyrażały żadnych emocji. Zazwyczaj patrzył na nią w zupełnie inny sposób. Z nadzieją, miłością lub zaciekawieniem. Teraz natomiast… jakby rzeczywiście już nie żyła.
Rudowłosa patrzyła na niego uważnie. Szukała informacji. Nie chciała umrzeć, więc potrzebowała jakiegoś powodu, by jednak jej nie zabijał.
- Proszę… - powiedziała cicho. Obserwowała jaki to dało efekt. W obecnej swojej pozycji nie mogła uczynić nic lepszego jak po prostu ukorzyć się. Choć wkurzało ją to wewnętrznie.
- Szczerze mówiąc cokolwiek nie powiesz, tylko bardziej mam ochotę jakoś położyć kres twojemu wątkowi - powiedział Duncan. - Jeżeli cię zabiję, to przez jakiś czas będzie mi smutno, ale potem, po roku, dekadzie lub wieku na pewno sobie wybaczę. Bo ja jestem tylko jeden, natomiast zdrajców na świecie było dużo, jest - na to słowo podniósł dłoń i wskazał Alice - oraz będzie - dokończył. - W jaki sposób chcesz… no cóż, na pewno nie chcesz… umrzeć - zastanowił się.
- Jeśli mogę coś zasugerować… - zaczął Shane, ale przerwał mu wzrok Duncana.
- Nie możesz - wtrącił wampir.
Alice sapnęła. Spojrzała w dół.
- Czy jest cokolwiek co mogę zrobić, byś się rozmyślił? Wygrałeś. Nie jestem w stanie zrobić nic, by jednak ci przeszkodzić… - powiedziała i powoli podniosła wzrok w górę na Duncana. Tak naprawdę zależało jej tylko na tym, żeby jej dziecko nie musiało płacić za jej błędy. Nie mogła jednak zasłonić brzucha, bo jej ręce pozostawały przywiązane do krzesła.
- Oczywiście, że nie jesteś i nigdy nie byłaś. Mam nadzieję, że nie uznasz to za pyszałkowatość z mojej strony, tylko stwierdzam fakt - powiedział Duncan. - Wybaczysz moje okrucieństwo, że przyszedłem do ciebie dyskutować długo na ten temat i męczyć się w ten sposób. Powinienem po prostu zastrzelić cię w trakcie twojej nieprzytomności. Albo wyrwać ci któryś organ. Lub skręcić kark. Jednak wydawało się to nieco nieodpowiednie. Uznałem, że powinnaś być świadoma swojej śmierci i tego, że to nadchodzi. To chyba oznaka szacunku?
Zastanawiał się przez moment.
- Nie sądzę, że byłabyś w stanie zrobić cokolwiek, żebym się rozmyślił. Już straciłem do ciebie zaufanie i przez to przestało mi na tobie zależeć. Jak można odzyskać zaufanie? Jeżeli raz udało ci się je zniszczyć, to będzie już zniszczone na zawsze. Bo taka jest jego definicja. Zapewnienie to tylko zapewnienie. Liczą się czyny, bo to one definiują naszą historię. Ludzie są po nich pamiętani. Po słowach kojarzy się tylko wielkich poetów i myślicieli, a nasza relacja nigdy nie była liryczna.
Podszedł do Alice i zaczął zakasywać rękawy.
Harper obserwowała jego ręce. Zamierzał ją bić? Wyrwać jej serce? Skręcić kark, jak zapowiedział? Przełknęła ślinę.
- Proszę, ja nie mogę umrzeć… - powiedziała jeszcze raz, trochę bardziej zdesperowanym tonem. Chciała go zagadać, zrobić cokolwiek, by opóźnić nieuniknione. Spróbowała poruszyć rękami, albo nogami. Zrobić cokolwiek by się uratować.

Duncan stanął tuż przed nią. Pogłaskał ją po policzku. Przez chwilę w jego oczach zamigotał żal z powodu tego, że miał ją zaraz utracić. Oczywiście, że nie chciał jej zabijać, ale czuł się zdradzony, samotny i sfrustrowany. Wszystkie negatywne emocje kłębiły się w nim i pragnął wyładować je na osobie, która była ich przyczyną. Nawet jeśli wiedział, że nie byłoby to… że nie będzie to dobrym uczynkiem.
- Przykro mi - szepnął.
Następnie położył dłoń na jej czole. Chyba chciał po prostu zmiażdżyć jej czaszkę.
- Ostatnie słowa? - uśmiechnął się do niej lekko. Chyba wizja tego, co miał uczynić rozpaliła w nim gniew oraz poczucie… złośliwej sprawiedliwości.
Alice wzdrygnęła się. Chciała zabrać głowę, cofnąć ją, potrząsnąć, by tylko uwolnić się od jego ręki. Zaczęła się bać…
- Czy możesz… Chociaż objąć mnie na chwilę… Boję się - powiedziała tylko i zadrżała. Nie udawała tym razem, naprawdę się bała i naprawdę chciała poczuć choć odrobinę ciepła. Wszyscy jej tylko grozili, chcieli ją skrzywdzić, wyzywali, słusznie czy nie od paru dób… Może parunastu… Była tylko kobietą, nie chciała czuć się otoczona takim nieprzyjemnym mrozem emocji.
Duncan zmarszczył brwi.
- Zrobię to - rzekł. - Tylko dlatego, bo ciekawi mnie, co to za fortel wymyśliłaś. Jaki masz plan na ostatnią chwilę. Może wgryźć się w moją szyję i spróbować wyssać z niej Dubhe? To byłby twój typ logiki - powiedział.
Zabrał rękę i nieco przykucnął, po czym przytulił ją nieco. To było chore, ale poczucie ciepła jego ciała wydało jej się rzeczywiście przyjemne i dziwnie pocieszające.
Oparła czoło o jego ramię i zapłakała. Nie miała zamiaru go gryźć, ani atakować. Po prostu potrzebowała odrobiny ciepła. Nawet jeśli miało pochodzić od niego. Obróciła głowę na bok, opierając policzek na jego ramieniu. Jej twarz była zwrócona w stronę jego szyi. Poczuł na niej delikatny, nierówny powiew jej oddechu, ale nie atakowała go. Napawała się tą odrobiną czułości. Zamknęła oczy i przestała płakać. Drżała jednak cała.
Duncan westchnął.
- Biedna ptaszyno. Próbujesz żyć, choć nikt cię nie nauczył jak - pogłaskał ją po ramieniu. - Miotałaś się i starałaś, aby uniknąć tego właśnie końca. Ja chciałem tobą pokierować i być twoim przewodnikiem, jednak mnie odrzuciłaś. Mam prawo odrzucić ciebie…
Alice usłyszała świst i poczuła ukłucie na brzuchu. Jednak powierzchowne. To było dość dziwne, bo w tym miejscu przykrywało ją ciało Duncana, a ten miał obie ręce wokół niej.
Rudowłosa drgnęła. Ukłucie na jej brzuchu sprawiło, że poczuła się zaniepokojona. Miał jakąś broń? Ale przecież obie jego ręce były uniesione i obejmowały ją. Przechyliła się i spojrzała na jego twarz, a potem w dół.
Następnie rozległ się kolejny świst.
Duncan odsunął się od Alice i obrócił w stronę drzwi. Stała w nich młoda kobieta, może szesnastoletnia albo osiemnastoletnia. Trzymała w dłoniach bardzo długi łuk, a na plecach miała kołczan z wieloma strzałami. Kilka z nich już wbiła w wampira.


Alice w pierwszej chwili odniosła wrażenie, że widziała młodą Esmeraldę. Dziewczyna była bardzo podobna, jednak to nie była ona.
- Moira…? - szepnął Shane.
- Mówiłam ci Shane… - mruknęła Alice i obserwowała młodą dziewczynę.
Naciągnęła cięciwę i wypuściła kolejną strzałę. Ta pomknęła prosto w klatkę piersiową Duncana.
- Witaj, ojcze… - mruknęła.
Harper przełknęła ślinę i obserwowała młoda Hastings… Wydoroślała o dobre jedenaście? Dziesięć lat… Alice nie mogła się poruszyć, ale widziała jak kolejne strzały wbijały się w ciało Duncana… Czy były w stanie go zabić, czy tylko osłabić? Czy w ogóle miały na niego wpływ…? Zerknęła na Moirę. Wyglądała prawie jak swój awatar z The Sims…
Duncan oddychał głośno. Wkrótce dziewczyna wbiła w niego czwartą z kolei strzałę. Musiała być bardzo silna, gdyż groty wszystkich przechodziły na wylot przez ciało wampira, choć to było nadnaturalnie wytrzymałe. Co więcej, same strzały musiały mieć wyjątkowe właściwości, skoro były w stanie nie połamać się i zachować swoją formę nawet po uderzeniu.
- Jestem Moira an neach-dion - przedstawiła się. - Moim przeznaczeniem jest pokonać cię tu i teraz, potworze! - krzyknęła. - Zostałam pozyskana przez mooinjer veggey i gromadziłam siły, obracając się we fluidach kokonu, którego dla mnie wyśpiewały. Każda kolejna sekunda, którą w nim spędziłam przybliżyła mnie do tego momentu! - wrzasnęła. Bez wątpienia zdawała się trzymać stronę mooinjer veggey. - A ty śmiałeś podnieść na nie rękę! - skrzywiła się w ogromnej złości i spojrzała na ciała zabitych wróżek. - Miałeś czelność przeprowadzić atak na ich dom! To ty zmusiłeś…
Nie dokończyła, bo Duncan znalazł się za nią i wbił jej rękę w plecy. Trafił prosto w serce. Moira padła bez życia na podłogę.
- Co za kłopot - skrzywił się, wyciągając z niej rękę.
Rudowłosa otworzyła szeroko usta, po czym wydała zduszone sapnięcie… Przez moment naprawdę pomyślała, że Moira zdoła go pokonać… Zamrugała zaszokowana i zamknęła usta… Duncan właśnie zamordował córkę Hastingsa… Na jego oczach… Alice przełknęła gorzki posmak. Spuściła głowę w dół. To było straszne… Jakiś horror. Potrząsnęła głową i zaczęła się gorzko śmiać. Jej ciało i umysł przestały współpracować. Nie powinna się śmiać, ale była w takim szoku, że nie umiała przestać.
Duncan podniósł ciało Moiry i rzucił je na palety. Chyba akurat na Coliasa, jednak Alice nie do końca wnikliwie się przypatrywała. Śmiała się, kiedy wampir spojrzał na nią. Zaczął wydobywać z siebie strzały. Każda kolejna z kolejnym syknięciem bólu.
- To najwyraźniej ostatni z moich wrogów - powiedział. - Zabiję ciebie i wreszcie będę mógł odpocząć - rzekł.
Shane dygotał. Płakał i patrzył na Duncana z nienawiścią, niedowierzeniem, niezrozumieniem…
- D-dlaczego…? - zapytał ochrypłym głosem.
Rudowłosa zamilkła i odchyliła głowę do góry. Popatrzyła pusto w sufit. Mogłaby być teraz w Trafford Park. Mogłaby grać Esmeraldzie na fortepianie. Gdyby tylko nie ujawniła jej swoich zdolności. Gdyby tylko nie potrzebowała pieniędzy… Gdyby tylko Terrence nie umarł.
- Widzisz kochanie… Gdybyś wtedy został w Dubaju… Poszedł do tamtego klubu… Nie byłoby mnie tu… - powiedziała do kogoś, ale zdecydowanie nie Duncana i nie do Shane’a.
- Zaraz umrę… I jeśli byłeś dość niedobry, spotkamy się… A jeśli nie, to ty będziesz zajmował się naszym dzieckiem… - powiedziała gorzko.
- Mógłbyś do mnie znowu przyjść? Tak jak wtedy? Chciałabym… - poprosiła.

- Zwariowała - mruknął Duncan. - Jak niezręcznie.
Tymczasem Shane w ogóle nie patrzył na Alice.
- To była moja córka… - zawiesił głos. Patrzył na Duncana błagająco. - Proszę… wróć jej życie… Jeśli tylko potrafisz.
Duncan zmarszczył brwi.
- Kolejny zwariował? - westchnął.
To rozjuszyło Hastingsa. Wyglądał tak, jakby chciał rzucić się na wampira z gołymi pięściami.
- Jeszcze do ciebie wrócę - powiedział, co zabrzmiało jak groźba. Dygotał z wściekłości, ale chyba jeszcze bardziej chciał paść na podłogę i zacząć płakać. - Zemszczę się, przysięgam ci to. Więc albo zabij mnie teraz, albo… - zawiesił głos.
Duncan westchnął.
- Idź sobie - mruknął. - Skoro ja straciłem córkę, która nawet nią nie była, to ty również możesz. Nie spoczęłaby, gdyby mnie nie zabiła. Mooinjer veggey wyprały jej mózg. Jeżeli na chwilę zostaniesz, to zrozumiesz, że nie było dla niej…
Shane spojrzał rozpaczliwie na zmarłe ciało córki. Wyglądał tak, jakby chciał pójść i ją przytulić, ale zamiast tego zmusił się do ruchu. Obrócił się i wyszedł bocznym wyjściem, nawet nie zamykając za sobą drzwi. Szedł jak połamany. Jakby każdym kolejnym krokiem wbijał w siebie więcej igieł i okruchów szkła.
- Zostaliśmy sami. Zaraz do ciebie przyjdę, tak jak prosisz - powiedział do Alice.
Harper spojrzała na Duncana. Nie było tu nigdzie Terrence’a, choć rozglądała się.
- Czemu chcesz mnie zabić Duncanie? Tak właściwie jesteśmy jak rodzeństwo… Albo dwie osoby tak do siebie podobne. Każda popełniła błędy na swój sposób. Każda cierpi na swój sposób… Musimy to kontynuować? Zabijesz mnie, znów pojawi się ktoś, kto będzie chciał cię zabić… A potem znów… W najgorszym przypadku zabije cię Bibliotheka, albo zostaniesz zamknięty w cudownym więzieniu, które pieczętuje moce… Jesteś myśliwym… Ale w tej chwili na świecie są dużo groźniejsze siły polujące na takich jak my… Zajmowałam się przeciwstawianiu im, wraz ze swoimi Konsumentami. Ale odebrałeś mi Dubhe, jestem nikim i moi Konsumenci także. Zostaną zabici, złapani… Straciłam przez ciebie wszystko. Twoja wolność kosztowała mnie moje plany, moją przyszłość i przyszłość wielu ludzi… Ja sądzę, że jesteśmy kwita… Przestańmy walczyć… - powiedziała. Brzmiała na bardzo spokojną, niemal rozleniwioną. Chyba jej umysł był już naprawdę krytycznie zmęczony.
Duncan słuchał jej. Jej wypowiedź trwała długo i skutecznie zajmowała jego uwagę.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=-8TfZKtLnf0&feature=youtu.be[/media]

Nawet nie zauważył, kiedy jasna, błękitna mgła zaczęła przetaczać się po podłodze magazynu. Nadciągała z kierunku drzwi. Było jej coraz więcej. Nieco rozpraszała się po całym otoczeniu, jednak zmierzała głównie w stronę zabitych mooinjer veggey. Czemu Duncan ich tutaj przechowywał? Może chciał skonsumować i jeszcze nie zdażył? Teraz nieznana siła nadciągnęła i zaczęła wsiąkać w ciała zabitych wróżek.
Alice zauważyła to, ale skupiła wzrok na Duncanie.
- Nigdy nie miałam ojca. Porzucił mnie i moją mamę, gdy byłam jeszcze w jej łonie… Tymczasem moja matka, próbowała się zabić… Trafiła do szpitala dla obłąkanych i w ten sposób porzuciła mnie gdy miałam zaledwie kilka lat… Nie miałam dzieciństwa, tak jak inni. Nie miałam zamku, szlachetnego urodzenia jak ty. Byłam nikim i miałam tylko swoje zdolności, które pomagały mi i dawały odrobinę radości. Bo jednak byłam w jakiś sposób wyjątkowa… Mówisz, że się miotałam… Tak miotałam się… Całe życie. Jedyne czego teraz chciałam, to żeby moje dziecko miało lepiej niż ja na starcie… a jeśli mnie zabijesz… ono nie będzie miało go w ogóle… Nie oczekuję, że mi wybaczysz, czy zaufasz… Proszę cię tylko o litość, nie dla mnie… Dla niego - powiedziała mając nadzieję, że to dalej zamie uwagę Duncana.
- Podejdź… Porozmawiajmy… Nie mieliśmy okazji nawet porozmawiać… Nie miałam okazji cię poznać, a ty mnie… - powiedziała prosząco.
Duncan zagryzł wargę.
- Szkoda mi ciebie - powiedział. - Trochę mi przypominasz mnie, ale to chyba akurat nic nowego. Tyle że w czasach mojej młodości nie było takich rzeczy, jak szpitale psychiatryczne. Mój ojciec zabił dwie moje siostry, po czym popełnił samobójstwo - mruknął. Opuścił wzrok ze smutkiem. - Moja matka natomiast wyszła drugi raz za mąż, za bogatego kowala. Jednak nie chciał mnie widzieć w swoim domu. W wieku dziesięciu lat wylądowałem na ulicy - zawiesił głos. Zamyślił się. - Zawsze potrzebowałem siły i zawsze ktoś miał jej więcej ode mnie. Zawsze ktoś chciał mnie zgnębić i zdominować, ale ja na to nie pozwalałem. Choć czasami brak mojej zgody nie miał żadnego znaczenia - westchnął i wyjął ostatnią strzałę z piersi. Rana na jego ciele zasklepiła się na oczach Alice. - Przez lata piąłem się i piąłem, potrzebowałem więcej, żeby być bardziej niezależnym i czuć się bezpieczniej… i w ten sposób przeżyłem osiemset, dziewięćset lat, aż zostałem pochwycony tylko i wyłącznie przez moją hybris - dokończył. - Ale nawet i to przeżyłem. Myślisz, że wzmocniło mnie to również? Mam wrażenie, że bardziej złamało na swój sposób…

W drzwiach pojawił się Kit Kaiser. Podniósł dłoń na wysokość ust, co miało sygnalizować ciszę. Spod jego stóp unosiło się coraz więcej błękitnej mgły. Alice spostrzegła, że pojedyncze kończyny mooinjer veggey zaczęły drgać.
- Przykro mi, że tak wyszło… Nie miałam zamiaru doprowadzać do twojej i swojej krzywdy. Na pewno mógłbyś opowiedzieć mi wiele niesamowitych historii, oraz równie wiele nauczyć… Kim byłeś, kiedy zdołałeś stanąć samodzielnie na nogi? Ja byłam śpiewaczką… Potrafię też pięknie grać na fortepianie… Cóż… Nie wiem, czy nadal będę mogła, moja ręka… Może się nie nadawać - powiedziała smutno.
- Opowiedz mi. Moje życie od pewnego czasu przesycone jest ciągłym gonieniem za siłą, bo ciągle stają na mej drodze niebezpieczne przeszkody… - mówiła dalej. Patrzyła tylko na Duncana.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline