Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-07-2019, 17:52   #260
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Alice była na dole, całe popołudnie piekąc tonę ciasteczek. Parter przesiąkł już do każdej deski zapachem wanilii i ciepłego miodu. Harper miała nadzieję, że w ten sposób wzbudzi głód w gościach na dole, zwłaszcza że nieco uchyliła zejście do piwnicy, gdy rozpoczęło się pieczenie, a potem wyciąganie i wkładanie kolejnej porcji ciastek. W efekcie wyszło ich całkiem sporo.

Kobieta wyszła z kuchni, podchodząc do drzwi wyjściowych, by otworzyć Kaiserowi. Kita już po chwili uderzyła pyszna woń wypieków.
- Zupełnie jak gdybyś chciała sprzedać ten dom - zażartował.
Alice nie widziała jego twarzy za sterą pudełek.
- W Stanach tak robią pośrednicy w obrocie nieruchomościami, prawda? - zapytał. - Rozpylają wokoło zapach szarlotki w sprayu, żeby przekonać potencjalnych nabywców, że to właśnie to. Ty planujesz tak samo, tylko że nie chcesz zachęcić do nabycia domu, ale do samego w sobie pozostania przy życiu - zaśmiał się. - Przesuń się, chcę z tym wejść do środka.
Rudowłosa parsknęła, ale ustąpiła mu przejścia.
- Jestem ciekawa czy się skuszą… - powiedziała i odciążyła nieco chłopaka z dostawą jedzenia. Weszli razem do kuchni. Alice już wcześniej przygotowała miejsce na pizze na stole. Blaty były zajęte przez tace stygnących ciasteczek.
- Poczęstuj się - powiedziała z uprzejmym uśmiechem.
Kit to zrobił. Wgryzł się w smakołyk, po czym jego brwi błyskawicznie powędrowały do góry.
- Poprosiłbym o przepis… ale chyba porwę cię na żonę jak Cyganie, przykuję łańcuchami do piekarnika i rozkażę piec codziennie ich tonę. To bardziej dramatyczne i efektowne rozwiązanie - uśmiechnął się do niej. - Jakie to ciasto? Drożdżowe? Nie?
- Owszem. Dlatego potrzeba było trochę czasu by poleżało, ale wyszło zadziwiająco smacznie. Bardzo lubię piec. Zawsze na święta piekę ciastka - powiedziała spokojnym tonem. Uśmiechnęła się, zadowolona, że mu smakuje. Miała nadzieję, że i reszcie będzie.
- Schowaj je, bo zjem je wszystkie. Jestem strasznie głodny, a ostatni czas spędziłem patrząc na to całe pyszne jedzenie - mruknął. - Jaki mamy dress code? Dress to impress? Czy też bardziej elegancko… czy może normalnie… czy może raczej imprezowe ciuchy, jednak bez przesady? Mam nadzieję, że nie wybierzesz opcję “bez przesady” - wydął usta.
Stanął w drzwiach prowadzących z powrotem na korytarz. W samochodzie zostało mnóstwo zakupów, to był dopiero początek.
- Myślę, że swobodne ubranie będzie w porządku. Tak naprawdę to impreza bez oficjalnego wydźwięku. Chcemy, aby wszyscy czuli się swobodnie - stwierdziła i ruszyła za nim by pomóc mu poprzynosić zakupy. Nie mogła się jeszcze nadwyrężać, ale chciała choć trochę pomóc.
Kit kupił za radą Bee dużo najróżniejszych owoców, także egzotycznych. Wróżki mogły popróbować ananasów, marakui, kokosów, granatów, melonów, arbuza, kiwi, mandarynek, pomarańczy… Zapewne większość z nich nigdy nie widziały na oczy. Nie zabrakło też nieco bardziej standardowych jabłek i gruszek. Oprócz tego dżemy i soki. Także nieco drożdżówek, rogalików i innych wypieków, jednak niezbyt dużo, bo Kaiser wiedział, że Alice sama coś upiecze. Oprócz tego znajdowało się tutaj całkiem dużo alkoholu. Kilka butelek wódki, whiskey, też piwa. Do tego cola, choć wróżki mogły to zmieszać również z sokiem.
- O czymś zapomniałem? Mam też dwa szampany, możemy je otworzyć na samym początku, jeśli chcesz wygłosić mowę.
- Myślę, że szampan na początek to dobry pomysł. Choć wyjaśnienie na czym polega toast może wyjść za mowę wstępną… - westchnęła.
- Heh, rzeczywiście - mruknął Kit.
- Zdaje mi się, że mamy wszystko co trzeba… - dodała i zerknęła na Kita.
- Pewnie i tak o czymś zapomniałem - zagryzł wargę, spoglądając na zakupy.
- Świetnie się spisałeś - powiedziała, chwaląc go.
Kit uśmiechnął się do niej i spojrzał jej w oczy… po czym szybko odwrócił wzrok i zmieszał się.
- Pójdę zrobić playlistę - powiedział. - Co w tym czasie robiła Bee, Darleth i Jenny? - zapytał.
- Zanim uciekniesz, przeczytaj nam nasz horoskop - poleciła mu.
Kit miał bardzo zaskoczoną minę.
- No dobrze… - powiedział. - Widzę, że też jesteś niewolnicą losu. Tak samo, jak ja. Chyba że masz na myśli jakąś moją wewnętrzną przepowiednię, to tego nie oferuję. Jednak Księżniczka Barbie ma pełno rewelacji w zanadrzu.
- A co do reszty, szczerze to nie jestem pewna. Przewijały mi się tutaj, ale to ja dziś królowałam w kuchni, zapewne więc kręcą się gdzieś po domu. Bee była z Moirą u jej dziadka. A teraz czytaj - Harper uznała, że to jest warte wspomnienia.
- A już wróciły? - Kit zapytał, wyciągając czasopismo.
- Nie, jeszcze nie - powiedziała rudowłosa, wyglądając nawet przez okno na podjazd.
- Patrz, jakie piękne. Zrobimy to sobie razem, moja droga.
Wyciągnął dołączony do magazynu zestaw zmywalnych tatuaży z różowymi jednorożcami. Wszystkie były pełne błyszczącego brokatu, który pewnie zbyt długo nie wytrzymywał na skórze.
- Jasne - powiedziała i zerknęła na wzorki jednorożców. - Mówiłeś, że wyszły dwa numery, to czytaj po kolei. Najpierw zaległy, a potem aktualny - zaproponowała. - Przeczytaj Lwa… I Koziorożca - powiedziała zastanawiając się nad tym. - No i jestem ciekawa twojego - poleciła.
- Dobra - odpowiedział Kit. - Poprzedni horoskop przepowiedział mi rozkwit w życiu seksualnym, ale nie miłosnym. To jest kierowane dla małych dziewczynek i oczywiście nie było napisane wprost, jednak można było się domyśleć. Coś o dobrej wspólnej zabawie z koleżankami i kolegami, których nawet nie muszę lubić - pokręcił głową. - Kto to pisze - westchnął.
Przewrócił oczami.
- Najpierw Koziorożec czy Lew?
- Lew - zaproponowała Alice, siadając przy stoliku i pijąc herbaty ze swojego kubka, który już wcześniej tam stał.

Kit przez chwilę szukał.
- Płomienna Atomówko! Chciałaś zaadoptować miłego zwierzaka, ale nie miałaś zbyt dużo szczęścia, czyż nie? Niektóre pieski i kotki mają wściekliznę, dlatego ważne jest szukać wiernego druha jedynie w schroniskach, gdzie są dokładnie badane. Słuchaj mamy i taty i nie ganiaj za bezdomnymi psiakami!
Kit parsknął gorzko.
- To z poprzedniego tygodnia. A z tego… Płomienna Atomówko! Nie smuć się! Nie pozwól swojemu ogniowi przygasnąć ani na moment. To w porządku, żeby być smutną. Szukaj pocieszenia u wiernych przyjaciół, pozwolą ci poczuć się lepiej. Rozejrzyj się dookoła. Być może miłość twojego życia spogląda na ciebie za rogiem, a ty jej nie widzisz? A może obydwoje się nie dostrzegacie i nigdy nawet nie pomyślicie o tym, jak dobrze byłoby wam razem…
Kit zamrugał oczami.
- I to miało rozweselić Płomienną Atomówkę? - zmarszczył brwi.
- Weź mi potem powiedz kto redaguje tę gazetkę. Muszę chyba napisać i kogoś opieprzyć… Dobra, to teraz twoje - poleciła.
- A za co opieprzyć? Że to nieodpowiednie dla dzieci? - Kit zapytał, szukając znaku Wodnika.
- No… I dla dorosłych - powiedziała.
Kit zmarszczył brwi.
- I trochę trafne bardziej, niż bym chciała - dodała jeszcze rudowłosa.
- Och… - teraz zrozumiał. - No dobrze. Kolorowy Pawiu… - przeczytał Kit i parsknął śmiechem. - No cóż. Kolorowy Pawiu, skoncentruj się na nauce. Nauka to do potęgi klucz, a kto ten klucz zdobędzie, temu w życiu łatwiej będzie. I nie chodzi tu tylko o twoje własne życie, ale również o życie twoich koleżanek i kolegów. Zbieraj dobre oceny, ucz się na klasówki, a być może pomożesz najlepszej przyjaciółce lub przyjacielowi w zdaniu trudnego egzaminu. Do było do tamtego tygodnia. A do tego… Kolorowy Pawiu! Brawo! Same piątki i szóstki, wzorowy uczniu! Jednak nie możesz spocząć na laurach. Rozwijaj swoje talenty, aż wnet staniesz się bardzo wartościowym i przydatnym członkiem społeczeństwa. Jest ci pisana wielka przyszłość. Na tę chwilę jednak możesz odpocząć. Należy ci się!
- Potwierdzam. Należy ci się… Kolorowy Pawiu - powiedziała i uśmiechnęła się znowu, rozbawiona. To określenie zdecydowanie pasowało do Kaisera.
- To teraz Koziorożec - poprosiła zaciekawiona.
- Czarodziejko Gwiazd! Ale ten czas szybko leci! Nawet nie wiesz kiedy mijają minuty, potem godziny i nawet całe dnie! Tak to czasem jest, że na klasówkach i nudnych zajęciach czas nam się dłuży, ale bawiąc się ze znajomymi, lub zwiedzając wspaniałe miejsce na wakacjach… wtedy wszystko tak szybko mija! Trzymaj w dłoni zegarek i odmierzaj sekundy, żebyś doceniała każdą kolejną chwilę! - rzekł Kit, po czym zaczął szukać Koziorożca w drugim magazynie. - Czarodziejko Gwiazd! W tym tygodniu spadnie na ciebie deszcz pieniędzy! Czyżby twoi rodzice wreszcie kupili ci wymarzony rower lub deskorolkę? Poproś ich o kieszonkowe, a wtedy zobaczysz, jak bardzo potrafią być hojni! Dobrze się baw i przygotuj na ferie świąteczne. Kto wie, może spotkasz na nich nowych przyjaciół? Tylko uważaj, bo przerwa od szkoły może sprawić, że popsuje ci się kontakt z tymi znajomymi, których już posiadasz. Nie zapominaj o nich!
- Hm… Chyba będę musiała zastanowić się, kogo może mieć na myśli druga część horoskopu z tego tygodnia… - powiedziała zamyślona i pokręciła głową.
- Myślę, że podgrzeję teraz te pizze, żeby były gotowe na potem… Możesz iść odpocząć - poleciła.
- To znaczy ciężko pracować nad playlistą…? - Kit zapytał. - A co ty zamierzasz? - zapytał.
Alice parsknęła.
- No, tak jak mówiłam, poodgrzewam jedzenie, przygotuję kubki, wsadzę alkohole do lodówki… Pokręce się nieco tu, po czym pójdę wziąć kąpiel dla relaksu - powiedziała i zabrała się do pracy.
- Najpierw odgrzejesz jedzenie, a potem pójdziesz się kąpać? To dobra kolejność? - Kit wydawał się wahać.
- Myślę nad nią jeszcze - rzuciła, bo w sumie miał trochę racji. Chyba najpierw powinna pójść się wykąpać.
Tymczasem do kuchni weszła Darleth. Uśmiechnęła się szeroko do Harper. Widziały się już dzisiaj kilka razy, kiedy Alice piekła ciastka. Dowiedziała się między innymi tego, jak szybko Darleth zareagowała na Snaefell i zadzwoniła do wszystkich przyjaciół Alice po tym, kiedy uznała, że niezbyt dobrze poszła konfrontacja z Duncanem.
- Pomyślałam, że trochę posprzątam - powiedziała i podeszła do kuchennego kosza na śmieci, aby wyrzucić do niego lateksowe rękawice do sprzątania. - Byłoby dobrze, gdyby wróżki nie odkryły, że mają alergię na kurz! Wróżki - pokręciła głową i zaśmiała się.
Nie do końca dobrze się czułą po śmierci Steve’a, jednak wokoło było tak dużo różnych rzeczy, które ją rozpraszały…
Alice zerknęła na nią.
- To w takim razie mamy na szczęście jeszcze nieco czasu do imprezy… Pójdę do kąpieli, biorę telefon na wszelki wypadek… A potem odgrzeję jedzenie, akurat na wydarzenie - powiedziała i ruszyła z kuchni. Zamierzała jutro porozmawiać z Darleth o potencjalnym dołączeniu do konsumentów i o planie przerobienia tej posiadłości na ‘ośrodek dla wróżek’. Na razie jednak Alice poszła do siebie, po rzeczy na przebranie i do kąpieli, a potem znów zeszła na dół. Tylko tam była wanna, a ona miała ochotę w niej trochę poleżeć.
Położyła się w niej i napuściła wodę. Wnet pomieszczenie zaczęło parować. Zrobiło się od razu bardzo ciepło, ale to było przyjemne. Ostatnimi dniami panowała dość nieprzyjemna, chłodna aura. Alice ciepło ubrała się w sweter, jednak wciąż miała zimne dłonie. Mimo że w kuchni i tak było bardzo ciepło ze względu na rozpalony piekarnik.
Napomniała się, żeby nie zasnąć, bo wtedy mogłaby pojawić się w jej głowie kolejna nieprzyjemna wizja. Wtedy jednak uświadomiła sobie… że przecież nie mogła sobie żadnej przypomnieć, która miałaby miejsce w tym pomieszczeniu. Skąd więc taka myśl w jej głowie? Ciężko było znaleźć odpowiedź na to pytanie.
Westchnęła, nie mogąc znaleźć wyjaśnienia. Przymknęła na moment oczy, próbując się zrelaksować i rozluźnić w wodzie. Miała nieco czasu. Przegarnęła włosy lewą dłonią i spojrzała na kłęby pary poruszające się w pomieszczeniu. Zastanawiała się jakie wzory tworzą. Żadne konkretne. Jeśli chciała kolejnych przepowiedni, to chyba musiała kupić więcej magazynów. Usłyszała ciche pukanie do drzwi.
- Alice? - to była chyba Bee. - Nie uwierzysz… będzie jeszcze jeden gość na dzisiejszej kolacji… - zawiesiła głos.
Rudowłosa podniosła się do siadu i zerknęła w stronę drzwi.
- Czyżby dziadek Moiry? - zapytała zainteresowana. Czy mężczyzna był w stanie zaakceptować obecność tak wielu osób w budynku, w którym przebywał? Na nich marudził, czy jeszcze więcej osób nie będzie problemem? Poza tym, ciekawiło ją jak zareagował na zmianę Moiry…
- Tak, Earcan! Nie poznał Moiry i myślałyśmy, że już nas lekarka wyprosi, ale nagle zaczął do niej mówić Esmeraldo i poświadczył, że to jego krewna. Po czym opieprzył ją za kradzież rodowego biznesu i że to Sean powinien odziedziczyć, skoro był mężczyzną, a nie jego starsza siostra. Matka Moiry, czy też Esmeraldy. Potem zasnął. Miał udar, ale wyszedł z niego. To podobno jego trzeci. Przywiozłyśmy go tutaj. Koniec końców Shane myślał, że stracił wszystkich, ale tak naprawdę nie stracił nikogo - zaśmiała się, ale nie do końca w lekki i wesoły sposób. - Ach, Kit wspominał o hipnozie… nie powinnam o nim mówić… - szepnęła dużo ciszej, już do siebie.
- Ale o kim? O Shanie? Ale kto to? - zapytała, bo przecież już nie pamiętała, że wcześniej rozmawiała o nim z Barnett. Tymczasem umyła się i opłukała ciało, by wyjść wreszcie z wanny.
- No nieważne - westchnęła. - Może znajdziemy sposób, żeby ją przełamać. Te brudne, umysłowe, kocie sztuczki. Swoją drogą, mam dla ciebie dobrą wiadomość. Dwie wróżki wyszły z piwnicy, zaciekawione tym miodowym zapachem. To już dobry znak i lepiej niż nic. Jedna z nich zsikała się w kuchni na podłogę i Darleth tłumaczy, do czego służy toaleta. Choć sama już o tym im mówiła. Wiesz, że wcześniej mooinjer veggey nie wydalały… w ogóle?
Alice ubrała się w sukienkę w kolorze zieleni już na wieczór. Zawinęła włosy w ręcznik i wyszła.
- No cóż… Powiedzmy, że domyśliłam się po ich diecie… wyobrażasz sobie stan jelit po jedzeniu szyszek… - zauważyła.
- Tak… straszna rzecz. Podobno tego najbardziej nie lubią w byciu człowiekiem. Oraz ciężkości i tego, że przez cały czas czujesz się materialny, czy tego chcesz, czy nie. Jest bardzo niewiele plusów, jednak podobno mają dużo lepszy zmysł węchu i smaku. Wcześniej praktycznie go nie posiadali.
W sumie było to logiczne. Język i nos przydawał się głównie do poszukiwania dobrego do spożycia jedzenia. Wróżki nie polowały. Nie posiadały też polujących na nich drapieżników, przynajmniej nie w naturze.
- Jednak skarżą się na gorszy wzrok. Słuch jest taki sam. Kiedy będziesz gotowa? Kit pyta się, czy już przygrzewać pizzę.
- Właśnie idę do kuchni zająć się tym. Zerknę też na gości w pomieszczeniu. Czy poleciłaś im poczęstować się moimi ciasteczkami? - zapytała, ale ruszyła już w stronę kuchni, mając nadzieję, że Bee ruszy po prostu za nią. Spojrzała też w kierunku, gdzie było zejście do piwnicy.
- Nic nie mówiłam - odpowiedziała. - Bo nie wiedziałam, czy nie będziesz zła, jak zaczną jeść przed ucztą. Jednak nie zabraniałam im, bo osobiście wolałabym, żeby dobrze się najadły - wytłumaczyła.
Zejście do piwnicy było zamknięte, ale nie na klucz. Alice i Bee weszły do kuchni, w której Darleth ścierała mocz z podłogi. Wróżka, blondynka, wydawała się kompletnie niezawstydzona tym, co zrobiła.
- Nie lubicie tego, bo brzydko pachnie, tak? - dopytywała się.
Darleth zrobiła minę sugerującą, że lepiej by było, gdyby nikt jej w tej chwili nie prowokował. Nawet nieumyślnie.
- Musisz się umyć… masz mocz na nogach - powiedziała Bee. - Na szczęście sukienka nie wydaje się przemoczona.
Alice zerknęła na blondynkę.
- Chodź. Zaprowadzę cię do łazienki - poleciła wskazując wróżce kierunek.
- To jest to “miejsce na uboczu” - przypomniała sobie.
- Jak ci na imię? - zapytała.
- Argana - odparła. - Córka Dentesa, trzeciego syna Mannanana.
- Miło mi Argano, jestem Alice, ale to chyba możesz wiedzieć… Chodź ze mną. Generalnie ludzie nie lubią, kiedy ich pęcherz męczy ich do stanu, kiedy popuszczają. Dlatego jest ten dziwny ucisk i ból, zeby nas o tym ostrzegać i wtedy trzeba iść do toalety. Zawsze gdy dzieje się coś takiego dziwnego w podbrzuszu, to lepiej do niej pójść - wyjaśniała spokojnym tonem.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline