Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-07-2019, 17:55   #262
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
- Proponuję poświęcić się na razie nauce. Zawsze możecie spróbować skontaktować się za jakiś czas z tutejszym bractwem, może wraz z nimi moglibyście pielęgnować tradycje tych ziem… Chciałam podziękować za obrazy Edwina. Jego siostra na pewno wielce się z nich ucieszy - powiedziała i uśmiechnęła się do Rhiannon. Już wcześniej spakowała swoje rzeczy przed podróżą. Obrazy więc były już idealnie zabezpieczone, by nic się im nie przytrafiło. Zamierzała zamienić słowo z Moirą, może dziewczyna wolała jeszcze jakiś czas pozostać tu, ale Alice chciała dać jej znać, że gdy tylko będzie chciała, może udać się do Trafford Park. O ile rzecz jasna będzie chciała… Alice zdawała się spokojna i zadowolona przez cały wieczór, jednak tak naprawdę była bardzo zamyślona. Dużo się tu wydarzyło. Miała nadzieję, że bardzo to na nią nie wpłynie, choć podejrzewała, że już wpłynęło, tylko jeszcze nie była pewna w jaki sposób.
- Zdołałam zabrać te obrazy tuż przed tym, jak cały wymiar zaczął się rozpadać - rzekła Rhiannon. - Szczerze mówiąc, wymagało to ode mnie ogromnego wysiłku. Bardzo ciężko jest przenosić jakiekolwiek obiekty między światami. Tak właściwie ciężko ostatnimi czasy było nawet samemu przechodzić na drugą stronę.
- Nie wiem, czy to ma sens... kontaktowanie się z bractwem - rzekł Kit, podchodząc do nich. Jako że nikt nie tańczył oprócz niego, to nawet on poczuł się zmieszany. - Jak tak się zastanowić… to najprawdopodobniej mogłoby to spowodować jego rozbicie i zlikwidowanie. A szkoda takiej tradycji.
Rudowłosa zerknęła na niego i zmarszczyła lekko brwi.
- W sumie, możesz mieć rację… Tak czy inaczej, sądzę, że na razie i tak powinni się skupić na zapoznaniu ze swoją nową sytuację. A cel… Na pewno nadejdzie, wcześniej czy później. Postaram się odnaleźć Mizar i skontaktować z tą osobą, aby może zdołała wam pomóc, tak jak to uczynił Phecda - dodała, ale nie była pewna czy to faktycznie mogłoby zadziałać. Warto jednak było spróbować.
- Nie wiem jednak, czy to był dobry pomysł. Mówić w piwnicy o tym do wszystkich - Pyrgus westchnął. - To zasiało rzeczywiście nadzieję w ich sercach, jednak na dłuższą metę… nie wiem, czy to dobre i zdrowe, żeby marzyli o odzyskaniu tego, co utracone. Powinniśmy być skoncentrowani w pełni na przyzwyczajeniu się do człowieczeństwa - mruknął.
- Tak właściwie przypadkiem stworzyłaś nową religię - Rhiannon rzuciła. - Słyszałam, jak niektóre mooinjer veggey modliły się o powrót Mizara i Phecdy. Tych nowych. Jakby byli mesjaszami, którzy nas wyniosą z powrotem ku… - zamilkła, próbując znaleźć słowa.
- Ku temu, kim niegdyś byliśmy - Pyrgus po prostu dokończył.
Kit natomiast skoncentrował się na kawałku pizzy.
- Uwielbiam sosy - rzekł. - Nie wyobrażam sobie pizzy bez sosów.
- Cóż, na swój sposób trudno im się dziwić, że pragną powrotu do znanego. Nikt nie lubi zderzać się z nieznanym. Z jednej strony to niekoniecznie zdrowe siać nadzieję, z drugiej jednak strony, jest im ona potrzebna, bo inaczej zgniliby w tej piwnicy ze smutku - wyjaśniła swój pogląd w tej sprawie. Rozejrzała się po pomieszczeniu, ciekawa co robili pozostali. Nie miała ochoty na wiele rozmów tego wieczora. Musiała tylko porozmawiać jutro z Darleth, Moirą i Jenny, kto zamierzał z nią wracać i czy Santos zamierzała zostać Konsumentką. Pewnie spotka się też z Thomasem i Arthurem, którzy ją ochrzanią, a potem będa mogli wyruszyć do Anglii. Rudowłosa czuła, że stęskniła się już za ogrodami i pokojami Trafford Park.
- A czym powinniśmy się zajmować w wolnym czasie? - zapytała Rhiannon. - Czy masz jakieś dobre rady lub wskazówki, jak być człowiekiem? Skąd bierzecie pieniądze? Bo wiem, że teraz nie wymieniacie się towarem, tylko przekazujecie sobie monety i karteczki - rzekła. - - Jeszcze Mikael mi to wyjaśnił.
Kolejne trzy wróżki pojawiły się w pomieszczeniu. Na początku było sztywno, lecz wnet impreza może nie do końca rozkręciła się… lecz mooinjer veggey rozmawiali, jedli i nawet raz na jakiś czas Alice usłyszała pewien zapomniany dźwięk… śmiech.
- Proponuje najpierw opanować w pełni podstawy codziennego życia. Rozwijanie swoich zainteresowań, a także praca przyjdą później, jak już nie będziecie mieć wątpliwości kiedy ból brzucha to objaw choroby, a kiedy głodu, a kiedy po prostu potrzeby skorzystania z toalety… Myślę, że Bee jest dobrą nauczycielką i jak będziecie się stosować do jej rad, to wkrótce wszystko stanie się w pełni jasne - wytłumaczyła Alice. Wolała nie mieszać im teraz w głowach bardziej, niż to było zalecane.
- Zgadnij, co nam najbardziej doskwiera odkąd staliśmy się ludźmi - mruknął Pyrgus. - Ale kwaśne - jęknął próbując kiwi. - Ale dobre.
Tymczasem Rhiannon zerknęła na Alice.
- Czy wybaczysz mi, jeśli będę dalej jadła? - spojrzała na pozostawiony kawałek pizzy. Uważała chyba za nieuprzejme mówienie i jedzenie jednocześnie.
- Nie krępuj się - powiedziała Harper i uśmiechnęła się do niej.
- Dziękuję - powiedziała Rhiannon. - Co miałeś na myśli, Pyrgusie?
- Chcę, żeby zgadła - odparł jej brat. - Ciekawi mnie, jak dobrze nas poznała - zażartował.
Wróżki zaczęły pić alkohol. Krzywiły się na jego smak. Dolewały tak dużo soku, że praktycznie nie pozostawało w nim w ogóle procentów.
Alice zastanawiała się chwilę.
- Hmm… No pewnie to, że nie rozumiecie działania ludzkiego organizmu, a on ma swoje fanaberie? - zaproponowała najbardziej logiczną odpowiedź. Obserwowała, jak wróżki powoli zaczynały pić alkohol.
- Z alkoholem bym uważała, otępia umysł i zmysły i ludzie stają się po nim bardziej spontaniczni. A następnego dnia boli brzuch i głowa - ostrzegła dwie wróżki. Miała nadzieję, że później przekażą to i pozostałym.
- Chyba bardziej uważać nie mogą - zażartowała Jennifer, która przechodziła w stronę toalety. Sama napiła się jedynie szampana. Chyba wciąż miała dość po wczoraj.
- Nie… to znaczy, masz rację - odparł Pyrgus. - To również jest problemem. Jednak najgorsze jest to, że nie możemy uprawiać seksu, bo rozmnożymy się, a już teraz jesteśmy kompletnie zagubieni. Byłoby to dość nieodpowiedzialne z naszej strony.
- Są sposoby, aby zapobiec zajściu i rozmnażaniu. Istnieją specjalne tabletki dla kobiet, osłony dla mężczyzn… To nie tak, że ludzie nie wymyślili sposobów do kontrolowania tego procesu - powiedziała i uśmiechnęła się lekko.
- Myślę, że seks wszystkim poprawi humor. Nie wiem, czemu Bee nie poinformowała nas o tym w pierwszej kolejności - Rhiannon westchnęła.
- A ja mam jeszcze jedno pytanie i dam ci spokój, Alice - rzekł Pyrgus. - Pewnie chcesz też porozmawiać ze swoimi przyjaciółmi i potańczyć do tej… pięknej muzyki - starał się mówić bez sarkazmu. - Wiadomo, że seks między kobietą i mężczyzną prowadzi do powstania dziecka, a co się dzieje podczas seksu dwóch kobiet lub dwóch mężczyzn? Czy jest tego jakiś efekt?
- Nawet nie zastanawiałam się na ten temat - mruknęła Rhiannon. - Chyba założyłam, że jak dwie kobiety się kochają, to wtedy na pewno urodzą dziewczynkę, natomiast dwóch mężczyzn wyda na świat chłopca. A kobieta i mężczyzna to szanse są pół na pół na różne płcie.
Alice wyprostowała się i uniosła brwi.
- Cóż. W przypadku stosunków z przedstawicielami tej samej płci, nie ma szansy, aby powstało nowe życie. Taki seks służy wtedy tylko i wyłącznie przyjemności. Aby powstało dziecko, musi być kobieta i mężczyzna. On musi dojść w niej, a ona musi być w odpowiednim czasie. Płeć dziecka jest całkowicie losowa i ludzie są w stanie obejrzeć i dowiedzieć się jakie będzie ich maleństwo dopiero, kiedy większość jego organizmu będzie już ukształtowana… Bo dziecko pozostaje w ciele matki przez dziewięć miesięcy, kiedy dojrzewa… więc ani nie dzieje się to natychmiast, w sensie pojawienie dziecka, a także stosunek między dwoma kobietami, albo dwoma mężczyznami nie doprowadzi do zapłodnienia - wyjaśniła.
- Nie jedz, tylko słuchaj, Pyrgusie - mruknęła Rhiannon zafascynowana opowieścią Alice.
- Och, uwierz mi, że słucham.
- Tak samo jeśli kobieta na przykład przyjmie mężczyznę w jakikolwiek inny otwór, niż swoja płeć. Wtedy również nie dochodzi do zapłodnienia - dodała, żeby było jasno.
Pyrgus uśmiechnął się i wstał.
- Hej! - krzyknął do pozostałych. Wróżki ucichły momentalnie, chyba wciąż był ich księciem. - Mężczyźni mogą uprawiać z sobą seks bez żadnych konsekwencji. Kobiety tak samo. Mężczyźni mogą również z kobietami, ale nie mogą w nich dojść - powiedział głośno.
Po sali rozległ się szmer.
- Esmeraldo, kim są twoi przyjaciele? - zapytał głośno Earcan.
Moira nie odpowiedziała, była cała czerwona na twarzy. Kit natomiast zaczął chyłkiem wycofywać się z sali, ale wpadł na Jennifer, która do niej wchodziła.
- Co się dzieje? - mruknęła. - Jesteś spłoszony. Pojawił się tutaj twój chłopak?
Kaiser posłał jej mordercze spojrzenie. Wyglądał tak, jakby chciał ją uderzyć w policzek.
- No dalej - uśmiechnęła się do niego zachęcająco. - Tylko na to czekam, żeby komuś dobrze przywalić.
Alice zaśmiała się.
- Nie proszę, nie bijcie się… Noc jeszcze młoda - rzuciła. Postanowiła, że nie będzie rozwijać dalej tematu seksu, bo jak tak dalej pójdzie, przyjęcie przemieni się w wesoła orgię. Rudowłosa podeszła do jednego z foteli, który był wolny i usiadła w nim. Popijała sok porzeczkowy. Miała zamiar odpoczywać tu jeszcze jakiś czas, ale potem miała ochotę pójść na górę, by napisać jeszcze jedną wiadomość… Nie wiedziała, jak mogła o tym zapomnieć.
Darleth przysiadła się do niej z kieliszkiem szampana.
- Ale piękni są ci ludzie - powiedziała do niej. - Gdyby tylko się myli - westchnęła. - Wtedy naprawdę można byłoby nic, tylko robić zdjęcia.
- Prawda… Ale dajmy im trochę czasu… Powiedz mi Darleth, chcesz zostać tutaj z nimi, czy może stać się konsumentką? - zapytała w międzyczasie, zerkając na nią.
- Nie jestem pewna, co dokładnie to oznacza - powiedziała. - Poza tym pracuję tutaj. Czy myślisz, że nadawałabym się? Jakie jest wynagrodzenie? Bo pasja pasją, a ideały ideałami, ale pod koniec dnia coś trzeba włożyć do garnka. Czy może to raczej klub, niż robota i można pracować normalnie?
- Tak właściwie można pracować normalnie, tylko co jakiś czas wykonuje się różne zadania i od czasu do czasu bywają one płatne, zazwyczaj jednak wszelkie koszty finansowania czy to podroży, czy sprzętu są opłacane przez organizację - wyjaśniła.
- A czym dokładnie się zajmujecie? Jak mogłabym to opisać znajomym? Bo chyba to, co się tutaj działo ostatnimi czasy to chyba było wyjątkowe? Czy walczycie z takimi upiorami w każdy piątek? - zapytała. - To brzmi jak niespełniona fantazja. Jakie miałabym obowiązki? Bo wiem, że konsumujecie rzeczy i dzięki temu macie super moce. To bardzo intrygujące, nie powiem. I myślę, że takie zajęcie pomogłoby mi zająć myśli. Dlatego jestem jak najbardziej na tak, tylko chcę wiedzieć tak dobrze, jak to tylko możliwe, w jaki sposób moje życie się zmieni. Czy będę musiała się przeprowadzić? Czy muszę porzucić chrześcijaństwo?
- Nie musisz porzucać niczego. Po prostu będziesz miała więcej opcji do zwiedzania świata. Co więcej, moja organizacja zajmuje się zbieraniem energii i sojuszników, by uratować świat. Jeśli rzecz jasna sądzisz, że to zbyt niebezpieczne i wolisz zostać, to ja to uszanuję. Po prostu składam ci propozycję jakiegoś celu. Choć z tego co wiem, Bee zamierza tu zostać i pomóc z wróżkami, może potrzebujesz więcej czasu na zastanowienie, mogłabyś z nią o tym porozmawiać - zaproponowała inne rozwiązanie.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł - odparła. - Bo jeśli nie będę cię widziała, to będę robić się coraz bardziej i bardziej ostrożna i niepewna. To chyba jedna z tych rzeczy, gdzie trzeba zrobić od razu skok na głęboką wodę - powiedziała. - Jak ty byłaś w stanie podjąć tę decyzję? Czy zrobiłaś to z miłości? - Darleth chyba nie mogła doczekać się romantycznej historii.
Alice przechyliła głowę. Uśmiechnęła się nostalgicznie, ale i smutno.
- Na początku z zafascynowania i chęci poznania prawdy… ale masz rację, potem pojawiła się miłość… Różne jej formy… to jednak smutna opowieść… - zawiesiła głos.
Darleth podniosła dłoń i pogłaskała ją po ramieniu.
- Też odszedł, jak mój Steve - westchnęła. - My się rozumiemy bez słów, Alice. A powiedz mi, co by się stało, gdybym chciała odejść z Kościoła Konsumentów. Na przykład żeby założyć rodzinę i tym podobne. Czy zabilibyście mnie, gdybym coś takiego powiedziała?
- Oczywiście, że nikt nie zrobiłby ci krzywdy. Poza tym, zdaje mi się, że gdy raz się zostaje konsumentem, nie można przestać nim być z powodu potrzeby poszukiwania energii, którą podobno członkowie odczuwają… Ale nikt z nas nie chciałby cię zabić. Co więcej nawet nauczyłabyś się samoobrony i jak korzystać z broni palnej - powiedziała Alice.
- Dobra, jestem za - powiedziała Darleth. - Mój narzeczony nie uwierzy, jak mu powiem!
Następnie zmieszała się nieco.
- Musisz pewnie myśleć, że jestem okropną kobietą, że zdradzałam go ze Stevem. I pewnie jestem. Zamierzałam z nim zerwać, z moim narzeczonym, ale tak ciężko było mi to zrobić przez telefon… Zamierzałam powiedzieć mu w twarz, jak wrócę do Filipin, że z nami koniec i po zaręczynach. Ale cały czas byłam tutaj i nie miałam powodu, żeby wracać do ojczyzny, kiedy miałam… mam… takie dobre zarobki, opiekując się domem.
- Cóż, to było aranżowane przez rodziny, czyż nie? Sądzę, że może on też jakoś sobie poukładał swoje życie. Sądzę, że warto byłoby kiedyś jednak przebrnąć przez ten rozdział życia i zamknąć go, albo jakoś rozwinąć - powiedziała Harper.
- A nowy rozpocząć z wami - Darleth uśmiechnęła się lekko. - Ciekawi mnie, jakie będę posiadała moce. Czy możesz to sprawdzić w jakiś sposób? Chciałabym być w stanie przemieniać różne obiekty w złoto, jak Midas - najwyraźniej była zaznajomiona z greckimi mitami.
Alice uśmiechnęła się lekko.
- Niestety, nie jestem w stanie tego określić. Poza tym, przemiana trwa około tygodnia. Leżałabyś i rozbudzała w sobie swoje zdolności. Pytanie, czy na ten czas chcesz zostać tu, czy ruszyć ze mną do Anglii - zapytała.
- Nie wiem, mam obowiązki, muszę tutaj zajmować się domem i go sprzątać - powiedziała. - A zwłaszcza teraz, jak jest w nim tyle ludzi. W ogóle nie wiem, czy nie powinnam porozmawiać z moją pracodawczynią i nie opowiedzieć jej o tych wszystkich ludziach… - zawiesiła głos. - Ty ze swoją rozmawiasz, czyż nie? A ja trzymam sekrety… Wydaje mi się, że to dobre rozwiązanie i tak powinno być, ale i tak czuje się nieco niewłaściwie. Ale gdyby nie to, to z wielką przyjemnością pojechałabym z tobą do Anglii! - prawie krzyknęła.
- Oby nie zareagowała zawałem - powiedziała przechylając głowę.
Darleth nie zaśmiała się, tylko spojrzała na nią poważnie. Czy rzeczywiście taka wiedza mogła być aż tak niebezpieczna? Zdawało się, że tego się właśnie obawiała.
- W takim razie daj mi znać do czasu świąt… Przemyśl wszystko, porozmawiaj z szefową. Ja porozmawiam z Esmeraldą o wróżkach, by mogły tu pozostać. Jakoś to wszystko załatwimy… Daleko nie jest - zauważyła.
- Tak, wszystko dobrze się dobrze ułoży, tego jednego jestem pewna. Jednak chcę zostać Konsumentką. Pytanie brzmi tylko, jak prędko.
- To już zależy od tego kiedy będziesz mogła i chciała. Jak mówiłam, wyjmie ci to tydzień z życia - przypomniała Harper.
- No wiem… skontaktuję się i zapytam, czy mogę wziąć krótki tygodniowy urlop. Jeśli tak, to pojadę z tobą do Anglii od razu. Byłoby świetnie - uśmiechnęła się. - Jeśli rzecz jasna twoje zaproszenie jest nadal aktualne.
- Oczywiście, że aktualne. Wylatuję dopiero pojutrze rano, masz więc cały dzień na organizację - wyjaśniła Alice
- Super - odparła Darleth. - Pozwól, że chyba sama skosztuję jakiegoś alkoholu. Ale tylko trochę.
Wstała i ruszyła do stołu.

Wróżki tymczasem były coraz bardziej ożywione. Alice słyszała, że rozmawiały głównie o seksie. Rhiannon i Pyrgus streszczali im rozmowę z Harper, a Argana dopowiadała dodatkowe informacje.
- Esmeraldo, żaden z twoich przyjaciół nie chce ze mną rozmawiać - poskarżył się Earcan. - To nieuprzejme.
- Dziadku, to ludzie z wymiany zagranicznej. Oni prawie nie umieją mówić po angielsku.
Swoją drogą, Alice przypomniała sobie, że na początku Earcan również udawał, iż zna jedynie manx. Po udarze jednak o tym zapomniał. Wydawał się w gorszym stanie, niż przedtem, jednak zdecydowanie lepszym, niż kiedy widziała go po raz ostatni.
Rudowłosa w końcu podeszła do nich.
- Jak się pan czuje, panie Earcanie? Jadł pan już coś? - zapytała ze spokojem i troską w tonie. Zerknęła na Moirę. Uśmiechnęła się do niej lekko. Miała nadzieję, że dziewczyna nieco się pozbierała po szoku związanym z nagłym poruszeniem tematu seksu.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline