Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-07-2019, 17:57   #264
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
- Mam nadzieję, że z czasem ci minie… Po jutrze zamierzam wrócić już do Anglii. Do tego czasu nie planuję więcej ekscesów zdrowotnych… - obiecała im i uściskała ich jeszcze.
- Uff… - Thomas teatralnie westchnął z ulgą.
- Jelenia stworzyłam wraz z Kirillem. Zostanie teraz mieszkańcem Iteru, w razie gdybyś znów zabłądził Arthurze - obiecała bratu. Ich pojawienie się skrupulatnie odciągnęło ponure myśli. Alice miała jednak oko na Earcana, jak prosiła Moira, aż do jej powrotu.
- Tak, potrzebuję bez wątpienia opiekuna… choć mam nadzieję, że już nigdy więcej się nie zgubię. To jest naprawdę przerażające… zupełnie tak, jak gdybym znalazł się na samym dnie oceanu bez żadnego wsparcia… i wokół mnie tylko bezkres… a ja nie tylko nie wiem, gdzie jestem, ale jeszcze zdaje mi się, że nie będę wystarczająco silny, aby powrócić. I dodatkowo wokół jest tyle zagrożenia… nawet jeśli nie złapie mnie żaden rekin lub ośmiornica, to samo ciśnienie i brak tlenu mnie w końcu zadusi - zadrżał.
- Banda wymoczków - skrzywił się Earcan i ruszył w stronę stołu z jedzeniem, obracając kołami swojego wózka.
- Kto to w ogóle jest? - Thomas spojrzał za nim.
- Dziadek Moiry Hastings, Earcan - wyjaśniła Alice. Przyglądała się Arthurowi.
- Cóż, może rzeczywiście potrzebujesz więcej energii w ciele i treningu, by nad tym lepiej zapanować - stwierdziła.

Około godziny dwudziestej trzeciej zmęczyła się już jednak. W końcu to był jej pierwszy dzień po ciężkim odchorowywaniu. Pożegnała wszystkich i poszła na górę do siebie. Dalej słyszała dobrze muzykę z dołu, ale w pomieszczeniu było nieco ciszej i mogła odetchnąć. Usiadła na swoim łóżku i wzięła telefon w lewą dłoń. Zaczęła przeglądać wiadomości i połączenia, w końcu nie miała komórki ze sobą na dole te kilka godzin.

Cytat:
Napisał Melody
Jack jest chory. Nie wiem, co mu jest. Ma gorączkę, dreszcze i jest nieprzytomny. Boję się. Jesteśmy w Santiago. Egelman nie odpisuje.
Cytat:
Napisał Kirill
Misha powiedział, że dzwoniłaś. Czuję naszego jelenia w mojej sferze. O której chcesz się spotkać? Wszystko w porządku? My jesteśmy w drodze z Irkucka do Petersburga… Uciekamy przed moim bratem.
Tylko tyle.


Alice zastanawiała się nad wiadomością od Melody. Zaciekawiło ją i jednocześnie zmartwiło to, że Jack się rozchorował i miał podobne objawy co ona niedawno. Nie chciałaby, aby Kościół stracił tę parę. Oboje posiadali brutalne moce ofensywne.
Harper poleciła jej zorientować się, czy nie ma to związku z czymś paranormalnym, a jeśli tak, to zamierzała zalecić im wycofanie się do miejsca, gdzie zasięg działania byłby zmniejszony. Choćby do Argentyny, bo wątpiła, by aż tak daleko ‘czary’ mogły sięgać. Jeśli jednak jego dolegliwość mogła mieć związek z jakąś chorobą, ugryzieniem owada, węża, lub poniesionych ran, zaleciła zabranie go do szpitala.
Rudowłosa zerknęła na czas, w którym otrzymała wiadomość od Kirilla. Odpisała, że u niej wszystko w porządku i że jeśli to możliwe, mogliby się spotkać w Iterze, kiedy jemu będzie wygodnie, bo ona sama osobiście nie miała już żadnych zajmujących ją zanadto planów, przynajmniej przez dwa dni.
Po tym, napisała jeszcze jedną wiadomość.

Cytat:
Do: J.
Żyję… Było trochę ciężko, ale sądzę, że dzięki temu co osiągnęłam, dostaniemy wsparcie Esmeraldy… Mam nadzieję, że u ciebie wszystko w porządku.
Wysłała wiadomość do Joakima i choć już wygasiła ekran komórki, patrzyła na swoje w niej odbicie, w zamyśleniu.

Joakim nie odpisywał. To nie było żadne zaskoczenie. Rzadko kiedy otrzymywała od niego jakąkolwiek wiadomość, a już na pewno nie błyskawicznie. Kirill odpisał, że będzie na nią czekał. Natomiast wiadomość od Melody przyszła z kilkuminutowym opóźnieniem.

Cytat:
Chyba potrzebuję pomocy. Jestem tutaj z nim sama, straciliśmy dokumenty i pieniądze i nie wiem, co zrobić z ciałami Gemmy, Lee, Siobhan i Milosa. Znalazłam jakiś stary magazyn, jednak jest brud, brak jedzenia i środków, a ja sama jestem ranna… Nie wiem, jak wiele jestem w stanie zrobić sama. Czy nikt nie może nam pomóc?

Ktoś zapukał do drzwi Alice.
- Śpisz…? - to był głos Moiry.
Rudowłosa uniosła głowę, zastanawiając się nad sprawą Melody.
- Nie, jeszcze nie. Wejdź - powiedziała uprzejmie, sama tymczasem wybrała numer do Egelmana. Patrzyła na drzwi, żeby po chwili wskazać Moirze, aby sobie usiadła.
Conrad nie odbierał. Mógł równie dobrze spać o tej godzinie. Chyba był jednym z niewielu Konsumentów, którzy regularnie zasypiali przed północą.
- Nie mogłam dodzwonić się do taty - rzekła. - Ale napisałam do niego maila… i odpisał! Według niego podszywam się za Moirę, bo widział moją śmierć na własne oczy… - zawiesiła głos. - Odpisałam mu długą wiadomość, w której przekonywałam go o tym, że to jednak ja… nawet zrobiłam sobie zdjęcie. Nie odpisał. Boję się… Nie wiem co zrobić i myśleć… W ogóle musimy jeszcze zadecydować ostatecznie, co zrobić w sprawie dziadka. Bo im dłużej myślę, tym bardziej wydaje mi się, że nie mogę go zostawić… To moja najbliższa rodzina…
Harper podniosła się i podeszła do swojego komputera.
- Pewnie będzie potrzebował chwilę, żeby do niego dotarło, że ty to ty… A co do twojego dziadka, uznałam że najlepiej będzie jednak, jak zamieszka w tym mieszkaniu w Londynie. To w końcu bliżej, niż jakby miał zostać tu - powiedziała jej Alice. Odpaliła tymczasem system i włączyła oprogramowanie AHISP-CC. Jej sprzęt był w stanie udźwignąć AI, choć jak ta wcześniej wspominała, internet nie należał do najlepszych w tym miejscu.
Program zaczął się ładować. Mimo wszystko odpalenie go zajmowało chwilę. Został napisany na naprawdę najlepszych komputerach na świecie i nikt nigdy nie zajął się jego optymalizacją. Jeśli wyłączyć ten protokół, w którym AHISP-CC ładowała się na zewnętrznym procesorze, co znacznie spowalniało kontakt z nią, jednak umożliwiało uruchomienie jej na każdym komputerze z dobrym dostępem do internetu.
- Co robisz? - zapytała Moira. - Opowiesz mi trochę, co się działo, kiedy byłam w świecie wróżek? - poprosiła. - Czemu nie jesteś na imprezie, ktoś powiedział coś niemiłego? Zrobiło się nieco pusto, nie ma też połowy mooinjer veggey. Nie wiem, gdzie się podziały.
- Odpalam specjalny program. Muszę pomóc członkom swojej organizacji, a osoba, która zwykle się tym zajmuje zapewne już śpi. Dzięki tej aplikacji zdołam to zrobić sama… - wyjaśniła jej.
- Ach… rozumiem. W porządku.
- Jak byłam u wróżek, wszystko było bardzo piękne i świeciło. To był taki kolorowy i bajkowy świat. Otoczenie miało nawet słodką woń. Wróżki decydowały co ze mną zrobić, a potem poszłam nad rzekę zjeść maliny. Drzemałam, a potem nastąpił atak… No i po tym ataku wróciłam do świata rzeczywistego. Na miejscu nie miał chyba nawet pełny dzień mojego pobytu, a tu całe dziesięć dni… Poszłam już, bo czuję się zmęczona, w końcu ostatnie dni byłam chora, mój organizm chyba jeszcze nie jest gotowy na głośne zabawy - wyjaśniła jej.
- Rozumiem… ludzie pytali o ciebie, tak tylko mówię.
- Mooinjer veggey zapewne poszły… No nie wiem, przejść się? Odpocząć? Kochać? Coś w tym stylu znając je i pamiętając o podekscytowaniu jakie wykazały, gdy dowiedziały się, że mogą uprawiać seks tylko na pewnych zasadach - wytłumaczyła dodatkowo. Stukała palcami w blat biurka.
- Coś takiego przeczuwałam, dlatego też opuściłam parter… na wszelki wypadek.
- A ty? Nie zostałaś na dole z dziadkiem? - zapytała.
- Zostałam, ale dziadek poczuł się zmęczony i poprosił, żebym położyła go spać. Zrobiłam to i potem zastanawiałam się przez chwilę, ale uznałam, że nie jestem głodna. Nie miałam za bardzo co robić. Sprawdziłam, czy tata mi odpisał. Nie. Pomyślałam, że może w coś zagram, ale poczułam się… trochę samotna. Próbowałam bawić się lalkami, ale to nie to samo… Mam wrażenie, że utraciłam je, choć przecież się nie zmieniły. Jednak nie myślę już o nich jak o przyjaciołach i przyjaciółkach. Teraz to tylko zabawki pozbawione życia…
- No bo w sumie jesteś teraz nastolatką… No i musisz się bawić tak, jak to robią nastolatki… Polecam czytanie książek, rysowanie, oglądanie filmów, jakieś sporty… - wysuwała jej różne propozycje.
- Pewnie tak. Ale szczerze mówiąc czuję się dużo starsza. Mam wrażenie, że przez te kilka dni postarzałam się nie o kilka lat, ale o kilkadziesiąt. Ale może każdy nastolatek tak się czuje - wzruszyła ramionami.
- Za jakiś czas zajmiemy się twoją szkołą. Dokończysz zakres nauki z poziomu podstawówki w domu, myślę, że do gimnazjum damy już radę cię wprowadzić, bo dzieciaki w tym okresie wyglądają przeróżnie, bo w różnym tempie dorastają, to znów będziesz mieć przyjaciół do porozmawiania, a to też ważne - dodała. Przechyliła się i pogłaskała Moirę po głowie.
Dziewczyna uśmiechnęła się lekko.
- Szczerze mówiąc, to bardziej pasuje chyba do liceum - mruknęła. - Ale rzeczywiście, ledwo co znam tabliczkę mnożenia. To raczej kiepski pomysł. A nie mogłabym kompletnie pominąć edukacji? - uśmiechnęła się niewinnie. - I tak potrafię się już wysłowić, a nie widzę siebie, jak siedzę nad jakąś książką i uczę się o klifach, czy jakich trzęsawiskach… czy wzorów fizycznych… Po tym, co przeżyłam, to wydaje się zbędne… - zawiesiła głos.
Alice uniosła brew.
- A co chciałabyś robić? Bo jednak, żeby pracować, należy mieć jakieś wykształcenie, a żeby mieć wykształcenie, trzeba się uczyć - zauważyła. Zerknęła na ekran komputera, czy program dalej się ładował.
Stanęło na 99%.
- Myślę, że mogłabym zająć się sportem. Mogłabym biegać, pływać, robić tego typu rzeczy. Choć nie wiem, czy mogłabym zostać profesjonalnym sportowcem. Chyba nie mam pomysłu do końca na siebie - przyznała. - A jak chciałabyś zorganizować moją edukację w Trafford Park? - zapytała.
- Znajdę ci prywatnego nauczyciela, rzecz jasna - powiedziała spokojnym tonem.
Wnet AHISP-CC załadowała się.
- Alice Harper, witaj - uśmiechnęła się do niej. - W czym mogę pomóc? W czym mogę służyć?
- Witaj AHISP, proszę, czy możesz zlokalizować dla mnie najbliżej znajdującego się, wolnego konsumenta w okolicach Chile, Argentyny i Boliwii? Potrzebuję wysłać przynajmniej trzy osoby do pomocy Melody i Jackowi - poinformowała rudowłosa.
- Hmm… - AHISP-CC zaczęła się zastanawiać.
- To jakaś gra komputerowa? - zapytała Moira.
Cyfrowa twarz spojrzała na Alice.
- Spróbuję pomóc, choć system zarządzania Konsumentami nie jest w żaden sposób zintegrowany ze mną - powiedziała. - Nie posiadam bazy danych, o które mnie prosisz. Mogę jednak spróbować uzyskać dostęp do komputera Conrada Egelmana, o ile nie jest wyłączony. Czy mam to uczynić?
- Tak poproszę - powiedziała Alice.
- Jeśli się uda, pozostaw mu ode mnie notatkę na pulpicie o wprowadzonych zaleceniach, ale to za chwilę - powiedziała. Zerknęła na Moirę.
- To AI, nie jest grą… Tylko prawdziwą sztuczną inteligencją. Pomaga naszej organizacji, została zaprojektowana przez bardzo ważną dla mnie osobę - powiedziała Harper i lekko uśmiechnęła się.
- Darleth wspomniała, że twoja wielka miłość zginęła, ale żebym nie poruszała tego tematu, bo to tajemnica - rzuciła Moira jakby pytająco.
- Gdy sie kiedyś zetkniesz z takimi rodzajami miłości, dowiesz się, że jest ich wiele. Owszem, ktoś, kogo niezwykle kochałam, umarł. Istnieje jeszcze jednak jedna osoba, którą darzę uczuciami, różnymi… Nawet jesli on już mnie nie lubi, a ma do tego prawo. Szanuję go i podziwiam - wyjaśniła.
Tymczasem AHISP-CC rozbudziła się.
- Brody i Cody Gustafssonowie znajdują się w Cordobie w Argentynie. To chyba jedyni Konsumenci, którzy znajdują się obecnie w Ameryce Południowej. Nie licząc Gemmy Walker, Siobhan Dunn, Lee Yanga, i Milosa Pavlovica. Ale oni, z tego co wywnioskowałam z korespondencji Egelmana, nie żyją.
Harper mruknęła.
- Czy jest do nich zapisany jakiś numer kontaktowy? - zapytała, zwracając się do AHISP-CC.
- Tak. Zarówno telefony przenośne bliźniaków, jak i ich emaile. Czy mam wysłać wiadomość? Lub nawiązać rozmowę telefoniczną i przekazać im jakieś informacje?
Moira tymczasem spoglądała na Alice z szerokimi oczami. Harper widziała, że chciała wiedzieć WSZYSTKO na temat miłości rudowłosej.
- A jak mają… mieli… mają… na imię? - zapytała, pragnąć poznać choć tyle.
Alice zerknęła na nią i uśmiechnęła się do niej lekko.
- Zaraz ci opowiem… Tylko skończę pracować… Jeśli chcesz, możesz nocować dziś u mnie, bo to będzie długa opowieść, nada się na dobranockę - powiedziała kobieta, po czym zwróciła się do komputera, biorąc telefon.
Moira pokiwała głową.
- A masz ich zdjęcia… - poprosiła cichutko, nie chcąc przeszkadzać Alice. Z drugiej strony ciężko jej było w pełni nad sobą zapanować. Harper spochmurniała.
- Nie, ale myślę, że można ich obu znaleźć w internecie… - powiedziała, po czym zwróciła się do AHISP-CC.
- Na początek podaj mi po prostu któryś z numerów, tylko powiedz do którego mi dajesz - zaproponowała, zamierzając wykonać połączenie osobiście.
AHISP-CC podała numer do Cody’ego, a potem do Brody’ego. Alice zapisała oba na karteczce, którą znalazła. To był chyba jakiś paragon.
- Nie macie ani jednego wspólnego zdjęcia? - Moira wydała się zaskoczona. - Och… - zawiesiła głos. - Powiedz mi, kiedy będę mogła zadawać pytania - poprosiła. - Chętnie zostałabym z tobą na noc. Może skoczę na dół po coś do jedzenia lub picia? Masz na coś ochotę? - zapytała.
Alice skrzywiła się. Miała zdjęcia… Jednak zdecydowanie nie miała dość siły woli, żeby przeglądać swoje zdjęcia z Terrencem. Zagrzebane w folderach jej telefonu…
- Przynieś może trochę ciastek i jakiś sok - zaproponowała. Wybrała numer najpierw do Brodiego.
- Dobrze, pójdę - powiedziała Moira.
Następnie dosłownie wybiegła z pokoju. Chyba chciała już być z powrotem. Tak właściwie jak wiele Alice mogła i chciała jej powiedzieć? Przecież wspomnienie o romansie z Terrym byłoby skandaliczne. To był jej… wujek? Nie do końca, jednak to określenie było równie dobre, jak każde inne.
- Czy mam szukać tej trzeciej osoby na innym kontynencie? - zapytała AHISP-CC.
- Tak. Sprawdź w jakimś najbliższym położeniu - powiedziała rudowłosa. Czekała na nawiązanie połączenia. Miała nadzieję, że Brody odbierze. Jeśli nie, to zawsze mogła wybrać jeszcze numer do Codiego.
- W Meksyku mamy trzech Konsumentów - powiedziała AHISP-CC. - Czy jesteś nimi zainteresowana, Alice?
- Tak, poproszę, sprawdź czym są zajęci, a także czy jest do nich kontakt… - poleciła.
Brody odebrał od razu.
- Dzień dobry… nigdy nie myślałem, że akurat pani do mnie zadzwoni… to wielki zaszczyt… czy to naprawdę pani?
- Brody, z kim rozmawiasz? - w tle rozległ się głos jego bliźniaka. - Wygraliśmy coś?
Alice była zaskoczona, że została rozpoznana. Czyżby wszyscy konsumenci posiadali jej numer telefonu, nawet jeśli ona nie miała numeru do wszystkich?
- Tak, tu Alice Harper. Cieszę się, że odebraliście. Mam do was prośbę i jednocześnie zadanie. Macie może nieco czasu? - zapytała.
- Nie, jeszcze nie zdołaliśmy znaleźć tej księgi - powiedział Brody. - Ale jesteśmy na tropie. Wiemy, że w krzyżu na rynku znajduje się jakaś sekretna skrytka, w której ma być wskazówka, ale nie potrafimy w żaden sposób rozgryźć, jak ją odnaleźć.
- Brody, powiedz, kto to - Cody zdawał się coraz bardziej zirytowany.
- Ale z drugiej strony jesteśmy tu dopiero drugi dzień, więc to nie jest tak, że mamy ogromne przestoje… mam nadzieję, że nie naraziliśmy w żaden sposób? - zapytał.
Harper potarła skroń.
- Nie, w żadnym wypadku. Tak naprawdę, to przepraszam, że przerywam wam w waszym zadaniu, ale potrzebuję, żebyście pomogli Melody i Jackowi. Są obecnie w Chile, w Santiago. Coś dolega Jackowi i Melody prosiła o pomoc. Wiem, że to nietypowe, bo to w końcu nasza Wataha, ale potrzebują nieco wsparcia, a wy jesteście najbliżej… Czy mogę wam powierzyć to dodatkowe zadanie? - zapytała.
- I może powiedz swojemu bratu kto dzwoni, zanim się całkiem nie zirytuje - dodała, jakby odrobinę rozbawiona.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline