Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-07-2019, 17:59   #267
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
- Dla ciebie wystarczająco dobra - Moira jej weszła w zdanie takim tonem, który sugerował, że dobro czy zło w sercu Joakima tak właściwie nie miało żadnego znaczenia, jeśli chodziło o pożądanie go. - Znajdź mi takiego kogoś… tylko może nie pięćdziesięciolatka. Swoją drogą… ja jestem trochę jak on, tylko odwrócona. Ja jestem dziewczyną, a on mężczyzną. I on wygląda dużo młodziej, niż ma lat w rzeczywistości, natomiast ja dużo starzej…
Wydźwięk tego był taki, że Moira zaczęła już dostrzegać punkty, w których według niej pasowała do Joakima i koncentrowała się na nich.
Alice potarła twarz dłonią. Martwiła się o poruszenie tematu Terry’ego, a tu przeoczyła inny, dużo bardziej problematyczny.
- No… coś w tym jest… No, to już znasz moje miłości. Możemy iść spać - powiedziała, starając się wybrnąć z sytuacji. Sięgnęła butelkę wody, którą wcześniej tego dnia tu zostawiła i napiła się odrobinę.
- A może ma syna lub brata? - zapytała Moira. Tak się nakręciła, że chyba nawet nie usłyszała wzmianki o pójściu spać. - I co takiego zrobił złego w sumie, że nazywasz go mrocznym królem? Może być tak, że tak naprawdę ma bardzo dobre serce, tylko jest niezrozumiany?
Mina Moiry sugerowała, że ona jedna go zrozumie.
- Albo jeśli jest taki zły rzeczywiście, to może można byłoby pokazać mu dobrą drogę…
Teraz Moira widziała siebie w roli moralnej i duchowej przewodniczki Joakima.
- Ma syna… Tak właściwie, Noel wygląda identycznie… Z niewieloma różnicami, ale jak go widziałam za pierwszym razem, wzięłam go za niego - pokręciła głową.
Całe ciało zaczęło swędzieć Moirę. Skrobała się po ramionach i po łydkach, spoglądając wnikliwie na twarz Alice.
- To powinno być nielegalne mieć takie geny - westchnęła.
Teraz na twarzy Moiry pojawił się spazm złości.
- Tak, to prawda… Ja nie chcę… hmm… - zaczęła, ale nie dokończyła zdania. Po jej twarzy przemykało bardzo dużo bardzo różnych emocji.
- Żeby było zabawniej, wujek Terrence też czuł do niego pociąg… Mam na myśli Joakima - rzuciła, chcąc rozładować nieco ciśnienie seksualne w ciele Moiry, bo na pewno biedna była teraz zagotowana. Ona sama czuła ciepło za każdym razem gdy wspominała tych dwóch mężczyzn, ciepło, póki nie nadchodził smutek i żal.
- No nie dziwię się, jeśli był gejem - powiedziała Moira. Zastygła. - Czy on kiedyś i on… Albo jak ty… i on… i on… - zaczęła dodawać dwa do dwóch. I wyszło jej trzy.
Zrobiła się cała czerwona na twarzy. Znów powróciła do gryzienia swojej wargi. Alice przestraszyła się, że zaraz poleci z niej krew. Najprawdopodobniej Harper nieumyślnie rozbudziła libido dziewczyny po raz pierwszy w jej życiu.
‘Moje gratulacje Harper… Brawo Joakimie…’ - mruknęła do siebie w myślach.
- Nie za dobrze ci? - zapytała rudowłosą. Gniewnie.
Uniosła brew.
- Nie. Jak widzisz przybyłam tu sama i przeżywam żałobę z którą nawet szczególnie nie mogę się obnosić… Czyżbyś była zazdrosna? Nie zazdrość mi. Nikomu nie życzę tak skomplikowanego życia emocjonalnego jak moje - powiedziała poważnym tonem.
Moira wstała.
- Tak, dużo smutnych momentów i tym podobne, ale takie jest życie. Jestem dziewczyną, której wepchnięto rękę prosto do serca i która zmarła, podobnie jak ty. Jednak ja nie otrzymałam w pakiecie ludzi takich, jak ci, których ty otrzymałaś. Tak, jestem zazdrosna… i każdy byłby zazdrosny… - mruknęła. - Nie zrozum mnie źle, uwielbiam ciebie. Jesteś ładna i miła i ciepła… Prawie jak mama, której nie miałam. Jednak ciężko jest słuchać twoich słów… które są jak z powieści i nie myśleć… “kiedy mnie coś takiego spotka”? Nigdy? Pewnie nigdy… - westchnęła. - Idę spać.
Ruszyła w stronę drzwi.
Alice patrzyła na nią.
- Dobrej nocy Moiro… Wybacz, że cię wypłoszyłam - powiedziała, bo w końcu miały sobie spać tu dziś razem, ale najwyraźniej libido dziewczynki zagłuszyło jej myśli. Alice uznawała to za smutne, ale i za zabawne na swój sposób. Ułożyła się na poduszkach i zamierzała zasnąć.
- Dobranoc Alice… - odpowiedziała Moira. - Przepraszam, że byłam nieuprzejma. Po prostu mam w sobie tyle różnych uczuć, których nigdy nie miałam i nie wiedzę jak sobie z nimi poradzić… Wybacz mi, proszę - zerknęła na nią, stojąc w drzwiach.
- Każdy przez to przechodzi… A znając mnie, jeśli będziesz przebywać w moim pobliżu i ciebie czekają niesamowite przeżycia w życiu… O to akurat nie masz się co martwić. Śpij dobrze - pożegnała ją. Rozluźniła mięśnie i westchnęła. Jej serce kołatało. Myślała o Joakimie i o Terrym. Zacisnęła lewą pięść. Tak bardzo chciałaby poczuć ich dotyk na swojej skórze. I nie ona jedna tej nocy. Choć chyba Moira nie pożądała de Trafforda. Jednak Dahla bez wątpienia tak. Szokujące było uzmysłowienie sobie, że gdyby rzuciła się na Joakima, ten by zapewne wziął ją do łóżka. Taki przecież był. Jak wiele podobnych dziewcząt zostawił za sobą? Tak właściwie Alice była jedną z nich. Została tak samo porzucona przez niego, jak wszyscy inni. Moira zazdrościła jej tak intrygującego i przystojnego chłopaka, ale Joakima wcale nie było u jej boku i tego dziewczyna nie dostrzegała. Zresztą, jeśli wierzyć wizji, którą Alice miała w świecie wróżek, sam Dahl również nie bawił się świetnie. Siedział samotnie gdzieś na końcu świata, pił na umór i ziąbł, pomimo rozpalonego pieca u boku.

Alice ciężko było tak po prostu zasnąć, choć znała techniki medytacji i inne sposoby, żeby się wyciszyć. Emocje Moiry rezonowały w niej w pewien sposób. Nie mogła wyrzucić z głowy Joakima i Terrence’a. A także świadomości tego, jak puste było łóżko, na którym leżała. De Trafford do niej nigdy nie powróci. Czy powinna łudzić się, że kiedyś przestrzeń u jej boku wypełni Dahl? Miała całe życie do przeżycia, ale jak będzie wyglądało? Czy zostanie sama z pięknymi choć gorzkimi wspomnieniami? Czy też odnajdzie wreszcie spokój i szczęście u boku mężczyzny, którego kochała? Horoskop Kita nie wywróżył nic w tej kwestii.

Minęły kwadranse i wreszcie Alice zasnęła. Momentalnie została wyłapana przez obcy, choć znajomy umysł.
- Witaj - Kirill przywitał ją w swojej białej sali. - Trochę na ciebie dzisiaj czekałem.
Harper rozejrzała się po pomieszczeniu, po czym zerknęła na Kirilla. Na koniec spojrzała w dół na swoją koszulę nocną, a także owiniętą bandażem dłoń.
- Tak… Wybacz, miałam pożegnalne przyjęcie… Dużo się działo… Ale z tego co się przypadkiem dowiedziałam i u ciebie nie było lekko. Co się wydarzyło? Wszystko ok? - zapytała.
- Twój brat… Przepraszam za sformułowanie… Żyje? I jakim cudem przed nim uciekasz… - zapytała. Tyle wiedziała o nim, że jego rodzina zginęła w tragicznym wydarzeniu, gdy był mały.
Kirill siedział po turecku na podłodze. Wyglądał na dużo bardziej żywego i odczuwającego emocje, niż zazwyczaj.
- Szczerze mówiąc nie wiem od czego zacząć. Obecnie drzemię w samolocie do Sankt Petersburga. Mój brat… żyje. I jest złą osobą.
Potarł o siebie dłonie. Nigdy nie miał szczególnych zdolności oratorskich, choć był księdzem. Alice przed chwilą pięknie opowiedziała historię swojego życia Moirze, ale Kirill nie potrafił zrelacjonować nawet kilku ostatnich dni. Chyba Harper musiała zadać jakieś bardzo konkretne pytania, jeśli chciała uzyskać obraz sytuacji w Rosji.
Rudowłosa zastanawiała się…
- No dobrze… Znaczy, źle, ale dobrze że dowiedziałam się czegokolwiek… Nie grozi ci w tej chwili żadne zagrożenie? Mogę jakoś pomóc? Wydajesz się bardziej… żywy, coś się stało? - zapytała.
- Bo… ja co roku jadę do Irkucka, gdyż tam znajduje się grób moich rodziców. I przypadkiem na targu wpadłem na chłopaka, który również wybierał się na cmentarz… i tam poznałem jego siostrę. Bardzo atrakcyjną kobietę. I miłą. Jest niewidoma, ale posiada wzrok… szczególnego rodzaju. Jest w stanie usłyszeć różne… nazywa to “istotkami”. Okazało się, że jej szefem jest mój brat, który żył… przez ten cały czas… A ja nic o tym nie wiedziałem. Uciekamy przed nim i nie wiem, czy jesteśmy bezpieczni. Nie wiem, czy możesz pomóc. Strasznie boję się o Kirę, Mishę, ale także o siebie… I pewnie przez to wydaje ci się żywy…
Kirill zaczerpnął powietrza, po czym go wypuścił. Sklecenie tych kilku zdań chyba go potężnie zmęczyło.
Alice zastanawiała się nad tym co powiedział, a następnie potarła dłonią policzek.
- W Petersburgu macie jeszcze zawsze wsparcie Noela, co nie? No i tyle dobrego, że to ty im towarzyszysz, w końcu gdyby się coś niepokojącego działo, zawsze możesz wszystko cofnąć… Przede wszystkim, nie martw się. Jestem pod wrażeniem, że muszę to mówić tobie, bo to zwykle ty jesteś oazą spokoju, a ja kłębkiem nerwów. Dziwne doznanie, taka odmiana… Za ile lądujecie? - zapytała z zainteresowaniem.
- Ciężko mi powiedzieć. Od dłuższego czasu śpię lub medytuję i nie patrzę na zegarek. Tak, Megrez powinien mi sprezentować perfekcyjne poczucie czasu, jednak nie otrzymałem czegoś takiego w pakiecie. Zawsze, kiedy przebywam w Iterze, praktycznie nie wiem nic, co się dzieje wokół mnie w świecie żywych i materialnych. I prawda jest taka, że wcale nie czuję się zbyt opanowany i spokojny. Po raz pierwszy w życiu odpowiadam za ludzi, którzy nie mogą po prostu odlecieć w obliczu zagrożenia. Boję się… okropnie. I niepokoję. Wcześniej tak naprawdę nie zależało mi na tym, czy umrę, czy przeżyję. Natomiast teraz muszę być silny dla kogoś innego… to obce i dziwne uczucie… Nie chcę powiedzieć, że nieprzyjemne, jednak… czuję się zagubiony. A muszę udawać, że jest inaczej…
Alice przyglądała mu się chwilę uważnie.
- Kirillu. Wszystko się ułoży. Jeśli chcesz, mogę posłać kogoś dodatkowo do Petersburga, aby przebywał w pobliżu w razie czego. Czy to by ci odpowiadało? Ja przybędę na Nowy Rok… Ale pamiętasz o tym, że będziemy się widzieć wcześniej… Tak właściwie jeśli chcesz, możesz zabrać swoją przyjaciółkę i jej brata, wynajmiemy hotel w Manchesterze. Nie będą w Rosji, więc będą z dala od niebezpieczeństw... - przyszło jej do głowy.
- Wiesz co… to nie jest zły pomysł, ale jeśli mam nie być bezpieczny w swoim własnym mieście, to może od razu strzelę sobie w głowę - odpowiedział Kirill. - Jak długo mamy chować się w Wielkiej Brytanii? Dzień, tydzień, rok? Myślę, że z każdym dniem spędzonym poza Rosją coraz bardziej będziemy obawiać się do niej wrócić. Mam plan taki, żeby chociaż chwilę pomieszkać tutaj z Kirą i Mishą. W przypadku jakiejś tragedii cofnę czas i skorzystam z twojej propozycji. Cieszę się, że przybędziesz na Nowy Rok i moje zaproszenie na Wigilię protestancką jest wciąż aktualne - dodał. - Kogo chciałabyś… czy też raczej mogłabyś… oddelegować do Petersburga? Wiem, że masz mało ludzi… dlatego lecimy do Błękitnej Laguny koniec końców… Miło mi, że mogę na ciebie liczyć i myślisz, jak mi pomóc. To wiele dla mnie znaczy.
- Co do tego, kogo posłać… Coś wymyślę za chwilę, gdy się obudzę, dam ci znać w wiadomości. Muszę sprawdzić kto byłby tam na miejscu najszybciej i z odpowiednimi kompetencjami. To przyjemna wizja… Że nie będziesz mieszkał sam, wiem że Noel zwykle ci towarzyszy, ale żaden z was nie jest gubernatorem towarzyskości i charyzmy, może to trochę nada kolorów rzeczywistości i ten pokój przestanie być aż tak… Pusty…
- Wow… po prostu wow… - odpowiedział Kirill. - To nie zabrzmiało jak komentarz gubernatora towarzyskości i charyzmy - mruknął.
- Nie powiedziałam, że sama nim jestem, dlatego otaczam się dużą ilością ludzi… Tymczasem, będę wracać do Anglii. Załatwiłam co miałam do załatwienia… Odsapnę chwilę w Manchesterze i nadejdzie czas na Lagunę… - powiedziała w zadumie.
- Którego planujesz się tam udać? - zapytał Kirill. - Ja potrzebuję trochę czasu… nie mogę zostawić ich wszystkich samych tak po prostu. Zamierzałaś, jeśli dobrze pamiętam, pojawić się na Islandii podczas wigilii chrześcijańskiej? - zmrużył oczy, wysilając pamięć. - Jeśli tak, to mielibyśmy jeszcze trochę czasu… - zawiesił głos. - Ale wcześniej powinniśmy ustalić jakiś bardziej szczegółowy plan - dodał. - Rozumiem, że naszym atutem jest to, że pokażemy, iż potrafimy korzystać ze swoich mocy w miejscu, które tę moc blokuje, czyż tak? Jesteś w ogóle przekonana, że uda nam się wejść w Imago?
Harper uniosła brew.
- Sprawdzimy to. Zawsze będzie opcja, abym skonsumowała system osłony Laguny. Obmyślę to bardziej szczegółowo. To będzie naszym atutem, plus efekt zaskoczenia, a także przedstawienie im prawdy, że faktycznie istniejemy. W końcu teoria o naszym istnieniu była brana przez IBPI za żart i wymysły Dahla - wyjaśniła.
Kirill błyskawicznie skrzywił się na to nazwisko, jak gdyby Alice niespodziewanie uderzyła go w policzek.
- Liczę na to, że to przekona choć część z obecnych na miejscu - powiedziała i przeszła się trochę po sali.
- Do czego? - Kirill spojrzał. - I co dokładnie przekona ich? Jeśli skonsumujesz im ważne miejsce, a potem zaczniesz świecić jak żarówka, to sądzisz, że detektywi IBPI dojdą do wniosku, że właśnie byli świadkiem czegoś kompletnie zaskakującego? Co kompletnie zmieni im światopogląd? W ich oczach Kościół Konsumentów zaatakuje Błękitną Lagunę, skonsumuje ją i będzie starał się zrekrutować poprzez zastraszenie. Będą walczyć. Zwłaszcza że Błękitna Laguna to jedno z najbardziej rozpoznawalnych i sztandarowych uzdrowisk IBPI. Głównie dlatego, bo trafiają tam detektywi na rehabilitację po podwyższeniu PWF ze wszystkich oddziałów. Przez to wszystkie oddziały są związane z Błękitną Laguną.
Alice uniosła brew.
- A jak twoim zdaniem powinnam do nich przemówić, by mnie posłuchali…? - zapytała, ciekawa jego opinii.
- Może powinniśmy stworzyć nową organizację? - zapytał Kirill. - Związaną bezpośrednio z gwiazdami? Kościół Konsumentów wywołuje niesmak z powodu tych wszystkich zbrodni wojennych. Poza tym od początku i przez dekady posiadał po prostu okropne przywództwo. Może… - zastanowił się. - “Gwardia Gwiazd” brzmi melodramatycznie… - zawiesił się na moment.
Kaverin widocznie nie chciał, żeby Joakim w jakikolwiek sposób wzbogacił się na jego własnej pracy. Chciał walczyć dla Wielkiego Wozu, a nie dla organizacji założonej dla Dahla, choć nie powiedział czegoś takiego wprost.
- Myślę, że i tak nie mamy żadnych szans, jeśli zaczniemy od konsumowania - dodał. - Myślę, że musimy wpierw ustalić, czy możliwe jest używanie przez nas mocy w miejscu, które jest przed tym zabezpieczone. Bo rozumiem, że jedyną przesłanką ku temu jest to, że kontaktowałaś się przez Iter z Nim, choć On przebywał w tym czasie pod Suomenlinną, tak?
- Tak… Dlatego zastanawiam się, czy nie powinniśmy wykonać jakiegoś testu, aby to sprawdzić - powiedziała w zamyśleniu.
- A co do nazwy, to pomyślę nad nią. Mamy jeszcze trochę czasu, ale jeśli chcesz, możemy utworzyć organizację tylko dla sprawy Gwiazd… - powiedziała i uśmiechnęła się do niego lekko. Tylko czym ich Gwardia różniłaby się od Kościoła, skoro jedni i drudzy posiadaliby zdolności konsumowania… O ile rzecz jasna Kirill rozważał taki pomysł. Jej szeregi potrzebowały tego wsparcia… potarła nos kciukiem.
- Mamy jeszcze dużo czasu, do wigilii chrześcijańskiej wszystko opracujemy i obmyślimy - powiedziała.
- Musimy nad tym wszystkim pomyśleć, to prawda. Po pierwsze, opracować ten test. Po drugie, zastanowić się, co zrobić w sprawie tej nowej organizacji dla Gwiazd… Nie wiem, czy powinnaś dawać im umiejętność Konsumowania. Bo wtedy to będą po prostu kolejni Konsumenci. Natomiast myślę, że miłoby mieć kilka osób, które nie będą rozproszone po całym świecie, uganiając się za wszystkim, co paranormalne… Tylko raczej będą w pogotowiu, w jakimś bezpiecznym miejscu i będą czekać na wezwanie w sprawie bezpieczeństwa samych Gwiazd. Mnie, ciebie, Praserta Privata…
Nagle przerwał, bo przypomniał sobie, że Joakim tak właściwie też należał do Wielkiego Wozu. Alice uznała, że tak właśnie pomyślał, kiedy zobaczyła, jak bardzo się skrzywił. Już po raz kolejny.
- To będzie organizacja broniąca przebudzonych Gwiazd - dodał. - Bo tylko takie są tak właściwie Gwiazdami - skinął sobie głową.
Rudowłosa skrzywiła się i pokręciła głową. Widziała, że wszelkimi sposobami starał się wykluczyć Dahla z ich ‘rodziny’.
- Dziękuję za pomoc. Mówię o przybyciu Phecdy… Pamiętam, że to ty nawiązałeś z nim kontakt i że to dzięki tobie pojawił się tu, bo Kaiser zdołał dotrzeć do ciebie. Pewnie bym już nie żyła, gdyby nie to… Znowu - powiedziała, zmieniając nieco temat.
- Nie ma za co - odpowiedział Kirill. - Ja nie tylko staram się pomóc gwiezdnym braciom i siostrom, ale także ich nie skrzywdzić.
To zabrzmiało jak kolejny przytyk w stronę Joakima.
- Planuję stworzyć dom dla Konsumentów. Nie szkodzi, byśmy stworzyli i bazę dla… Gwardii - zaproponowała Alice.
- Tak… - Kirill odpowiedział. - Myślę, że mógłbym zająć się wieloma sprawami związanymi z Gwardią. Posiadam na koncie odpowiednie środki, żeby ta organizacja mogła operować. Jeśli będzie trzeba, to zawsze mogę wygrać kilka dodatkowych loterii - dodał, zamyślając się na moment.
Rzeczywiście. Kirill mógł zapisać szczęśliwe numery, potem cofnąć się w czasie i w ten sposób zdobyć jednego dnia nawet kilkadziesiąt milionów. Alice przyszło do głowy, że gdyby naprawdę się postarał, mógłby sam stworzyć Obserwatorium. Czy też jego równie cenny odpowiednik. Nawet nie posiadając od samego początku działki oraz posiadłości.
 
Ombrose jest offline