Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-07-2019, 18:28   #284
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Czuwała nad Thomasem, ale wyprostowała się
- Terrence tu! - zawołała głośno.
- Nad wodą! - dodała jeszcze, chcąc tak może pokierować de Trafforda w odpowiednią stronę. Miała nadzieję, że nikt więcej nie słuchał jej odpowiedzi do Anglika. Zastanawiały ją też słowa Thomasa, czy w jakiś sposób to co zrobiła połączyło ich dusze? Miała nadzieję, że nie, bo to by tylko fatalnie znaczyło dla Douglasa.
- Już idę! - krzyknął de Trafford. - I nigdy… nigdy więcej… - nie dokończył.
Co chciał powiedzieć? “Nie pojadę za tobą na egzotyczną wyspę?” “Nie pozwolę wybrać ci się na wakacje z rodziną?” “Nie wysadzę rezerwatu przyrody samą siłą woli?” Alice wiedziała to wszystko, co mógł chcieć jej przekazać. Wpakowała go w to wszystko z własnej winy. Wszystko wskazywało na to, że Anglik kochał ją, jednak mógł mieć dość tego całego zamieszania. Był świadomy, że Alice wcale nie pisała się na walkę z kultystami, Muzułmaninami i jeszcze ponowną z Tuonelą, ale w tej akurat chwili… zdawał się zły, wykończony i nawet przestraszony. To ostatnie wydawało się akurat kompletnie zrozumiałe. Terrence na co dzień poruszał się ze świadomością, że mógłby zetrzeć dowolnego człowieka z powierzchni ziemi samym mrugnięciem oka. Teraz natomiast był kompletnie przeciążony i bezbronny. Jego pozycja i pieniądze nic nie znaczyły. W tym lesie stał się nagle nikim. A przywykł do czegoś kompletnie innego.
- Alice - Thomas nagle drgnął. - Arthur… biedny… biedny błądzi… On jest trochę jak ty, wiesz? - Douglas mówił bez ładu i składu. - Rozumiesz, w jaki sposób?
Harper zrobiło się przykro, że wplątała w taki bałagan Terrence’a. Myślała, że dadzą sobie spokojnie radę. Że to nie będzie aż tak skomplikowane, jak okazało się być…
Słysząc słowa Thomasa uniosła brwi
- Arthur też ma zdolności… paranormalne? Gdzie błądzi? W lesie? - zapytała. Czyżby wydostał się z przyczepy i teraz chodził pod wpływem jakichś narkotyków po okolicy, kompletnie zagubiony? Jak mieliby go znaleźć? Miała nadzieję, że nic mu nie było. przysunęła się bliżej Thomasa i spróbowała pomóc mu usiąść.
- Proszę cię, nie mdlej, potrzebujemy się stąd wydostać… Thomasie… - poprosiła i pogłaskała go po głowie.
Oczy Thomasa płonęły złotem.
- On… Ja byłem przetrzymywany z nim. Przez połowę czasu był świadomy i naćpany… ale przez drugą połowę… narkotyki coś z nim zrobiły. Obudziły coś w nim. Mówił o rzeczach i miejscach, które odwiedzał, ale w których nie mógł być. Projekcja astralna? Ja… ja myślę, że tak wołał o pomoc. Chciał znaleźć kogoś, kto mógłby go uratować. Ale… ale do tej pory cierpi. A ja… ja mam tego dość, Alice - rzekł. - Czuję cię. Czuję twój smak. Twoja energia… powaliła mnie. Nasiąknąłem tobą. Chcę odgarnąć moje rude włosy za ucho, ale dopiero po chwili przypominam sobie, że takich nie posiadam. Czuję dodatkowy ciężar na klatce piersiowej. Moje palce - podniósł rękę. - Mam wrażenie, że niektórych nie mam… Co się stało? Ja… ja…
Nagle załkał.
- Ja po prostu boję się.
- Przepraszam cię. Chciałam nas uratować i puściłam dziwny ładunek energii. Musiałeś nim oberwać, tak jak i kultyści w wodzie. Myślę, że utonęli już do tej pory, bo minęło ponad pół godziny… Myślę, że musisz teraz odpocząć. Nie jesteś taki jak ja, twoje stężenie energią paranormalną za jakiś czas minie. Tylko będziesz potrzebował dużo relaksu i odpoczynku w spokoju. Musimy znaleźć teraz Arthura… Zabiorę was stąd. Musicie wrócić do reszty rodziny i wylecimy z Mauritiusa. I wszystko się ułoży. Tylko znajdźmy Arthura - mówiła upartym tonem. Przyjrzała się uważnie złotym oczom Thomasa. Znowu pogłaskała go po głowie.
- To minie. Na pewno… Normalne osoby po pewnym czasie odzyskują swoje zerowe stężenie energiami… - powiedziała jeszcze, jakby chciała na pewno przekonać brata i siebie. Rozejrzała się za Terrencem. Nie widziała go, ale pewnie przybliżał się. Musiał być wykończony. Raczej nie biegł sprintem, nie miał na to siły. I też nie wykrzykiwał bez ustanku jej imienia. Czuła, że był coraz bliżej. Nie wiedziała dlaczego, ale miała taką pewność. A może… to było tylko życzeniowe myślenie. I jakiś skryty drapieżnik dopadł go. Las wokół nich stał się w ostatniej godzinie niespotykanie straszny. Za oświetlenie mieli jedynie blask księżyca i gwiazd oraz już słaby poblask jeziora. Widziała dokładnie twarz i sylwetkę Thomasa, a także mogła rozeznać się w najbliższym otoczeniu, bo znajdowała się tuż przy plaży pod gołym niebem. Ale nie miała zielonego pojęcia, co czyhało wśród drzew.
Thomas roześmiał się.
- Naprawdę myślisz, że jest jakiś powrót? - zapytał. - Że wszystko będzie takie same, jak dawniej? - drgnął.
- Nie będzie tak jak dawniej, ale na pewno wszystko się uspokoi - sprecyzowała co miała na myśli.
- Może nasza rodzina. Ale… ale nie ja.
Chyba chciał poruszyć głową, ale nie znalazł na to siły. Westchnął cicho. Rozwarł swoje złote oczy. Był w tej chwili dziwnie piękny. Alice chciała na niego patrzeć i może nawet pogłaskać go po policzku. Czy właśnie to czuli ludzie, kiedy wchodziła w Imago?
- Chcę twojej krwi - szepnął Thomas. - Zwariuję, jeśli nie dasz skosztować mi swojej krwi… - rzekł dziwnie zmysłowo. - Muszę cię poczuć… - zawiesił głos.
Alice zamurowało. Widok Thomasa w częściowym przemienieniu jej Imago był… dziwny? Niesamowity? Zdecydowanie porażający… Śpiewaczka milczała kilka sekund, nim mu odpowiedziała
- Czemu? Czemu chcesz mnie poczuć? Wiesz, że jeśli to zrobisz, sam nabędziesz zdolności paranormalnych, a to co teraz czujesz może nie zniknąć? - powiedziała poważnym tonem. Pogłaskała go, ale zaraz nieco odsunęła się, by nie dać ponieść sytuacji. Nasłuchiwała, czy de Trafford zbliżał się. Miała bowiem złe przeczucie co do stanu przyrodniego brata.
Thomas roześmiał się, choć nieco niemrawo. Nie miał zbyt dużo siły.
- Zadajesz pytanie, a potem odpowiadasz sobie na nie drugim pytaniem? - mruknął. - Ja… ja nawet tego nie rozumiałem. Że to mogłoby mieć takie konsekwencje. Twoja krew, twoja krew… - zamruczał czule. - Czy to dlatego jej pragnę? - zamrugał złotymi oczami. Nie tylko tęczówki były tego koloru. Również źrenice i białka. Zatrucie Dubhe pierwszego stopnia. - Jesteś mi to winna, Alice. Napój mnie… - przekonywał ją. - Inaczej zdechnę z pragnienia. - Napój… - prosił jakby nieco bardziej rozpaczliwie.
Terrence’a wciąż nie było.
Śpiewaczka wahała się chwilę.
- Napoję cię, ale wtedy… Wtedy dołączysz do mnie. W tej grupie, którą prowadzę, a o której ci mówiłam - powiedziała spokojnym tonem. Jeśli dobrze wnioskowała, to Thomas mógł być najbardziej pierwotnym ze wszystkich konsumentów, nie licząc Joakima, jeśli miałby się napić krwi z krwi Dubhe. Nie wiedziała jak to dokładnie działo się w KK, ale ich moce pochodziły od jej krwi, którą podarowała Dahlowi… Czy to nie zaszkodzi Thomasowi? Jednak dobrze to ujął, była mu to winna, a jakoś Joakimowi nic nie było po tym jak dostał jej krew więc… Postanowiła jednak zaryzykować. Potrzebowała teraz tylko odpowiedzi brata, czy obieca zostać z nią. Tylko czy jego słowo było cokolwiek warte w tej chwili? Był dosłownie naćpany. Po pierwsze zwykłymi narkotykami, choć Alice nie wiedziała, może już po części opuściły jego organizm. A po drugie, jej własną mocą. Jeżeli nawet teraz zgodzi się, to przecież w tych okolicznościach nie miało to żadnego znaczenia.
Chwycił jej dłoń. Zadziwiająco mocno. Następnie umieścił na swoich ustach. Zaczął ssać nadgarstek Alice. Czy zaraz wgryzie się w niego? Śpiewaczka nie miała najmniejszego pojęcia, czego może spodziewać się po swoim bracie.
Harper aż się wzdrygnęła, gdy dorwał się do jej nadgarstka. Wstrzymała oddech. Skąd wiedział, że zacięła się wcześniej właśnie w ten? Krew przestała już tak bardzo lecieć. Pociągnęła nieco rękę, bo nie dał jej odpowiedzi
- S...Spokojnie, Thomasie, powoli… - poleciła mu, bo nieco ją niepokoił w tej dzikiej wręcz zachłanności na odczuwanie jej.
Douglas popuścił. Przestał ssać delikatną skórę na tej części jej dłoni. Jej rana chyba już całkowicie zasklepiła się, minęła przecież jakaś godzina, zanim ją sobie zadała. Pewnie nie spróbował niczego choć tak bardzo chciał.
- Albo złagodzisz moje pożądanie… - mruknął. - Albo idź do diabła, Alice. Decyduj - szepnął.
Kobieta westchnęła ciężko. Sięgnęła do kieszeni spodni i wyciągnęła scyzoryk, po czym zacięła się w ledwo zasklepioną ranę. Syknęła aż, ale krew już po chwili zaczęła ściekać po jej bladej skórze. Było jej zimno z powodu zamoczenia w wodzie. Jej ubrania były mokre i zimne. Podstawiła mu dłoń ponownie do ust. Czekała w napięciu.
To ją zabolało. Najpierw nacięcie. Natomiast potem, kiedy Thomas tak łapczywie wpił się w jej nadgarstek… Odniosła wrażenie, że pragnie osuszyć ją z ostatniej kropli krwi, jaką posiadała. To było dziwnie wyczerpujące. Miała wrażenie, że oddaje mu cząstkę swojej duszy i nie była wcale pewna, czy ta jej drobna część w ogóle zregeneruje się. Douglas uśmiechnął się szeroko, chłeptając jej krew. Kości zostały rzucone. Alea iacta est. Alice mogła już tylko czekać na konsekwencje swojej decyzji…
Nagle drgnęła. Jakiś mężczyzna pojawił się w cieniu. Wypadł spomiędzy drzew. Śpiewaczka nie do końca rozpoznawała jego sylwetkę… Nieznajomy był skąpany w kompletnym mroku. Który nadawał mu tyle tajemniczości… co grozy.
Rudowłosa wzdrygnęła się i spięła cała, gdy ktoś wyskoczył spomiędzy roślinności. Nie mogła się ruszyć, póki Thomas pił, więc zasłoniła go nieco sobą
- Wyjdź z cienia! - zażądała od nowoprzybyłej postaci. Miała nadzieję, że był to Terrence, a nie jakiś zagubiony kultysta z wody, który łaknął jej krwi. Nie chciała tu mieć teraz apokalipsy kulti-zombi, łaknących jej osocza….
Nieznajomy podniósł do góry ręce.
- Dobrze dobrze - usłyszała znajomy głos.
Na szczęście to był de Trafford. Ruszył do przodu, wychodząc z cienia. Oświetlał go teraz księżyc. Wyglądał straszliwie. Był kompletnie zmizerniały, jakby stracił dziesięć kilogramów w ciągu kilku minionych godzin. Brudne ubrania zwisały z niego, jak ze stracha na wróble. To, że były drogie, nadawały wszystkiemu jedynie ironii. Terry był całkowicie spocony i pachniał nie do końca atrakcyjnie. Alice widziała strużki krwi spływające po kącikach jego ust aż do szczęki. Oczy wyglądały na zapadnięte. Postarzał się o wiele lat, choć jego włosy wciąż pozostały czarne.
- Witaj, Alice - westchnął.
- Terrence… - odpowiedziała i popatrzyła na niego w smutku. Czekała jeszcze chwilę, po czym zabrała nadgarstek Thomasowi.
- i jak? Lepiej? - zapytała, po czym zerknęła na Terrence’a
- Mój drugi brat tez tu gdzieś jest. Znajdźmy go i jedźmy stąd - zaproponowała poważnym tonem. Otarła resztę swojej krwi.
Terry miał iść dalej, ale nagle przystanął. Rozwarł usta i spojrzał na śpiewaczkę w wielkim zdziwieniu. Może nawet szoku. Patrzył na jej nadgarstek i usta Thomasa poplamione krwią. Następnie nawiązał z nią kontakt wzrokowy. Przymrużył oczy. Wyglądał na kompletnie… przestraszonego, złego i… innych emocji Harper nawet nie potrafiła nazwać.
- Alice, coś ty zrobiła? - zapytał głosem, który złamał coś w duszy śpiewaczki.
- Co zrobiłam? - powtórzyła jego pytanie w braku zrozumienia. W końcu nie wiedziała jak działa jej krew. Czy popełniła jakiś błąd? Harper podniosła się, ale nogi jej się trzęsły. Wyczerpała je podczas tego morderczego pływania i spojrzała na brata pytająco. Zrobiła mu krzywdę? Jeszcze większą niż do tej pory? Czekała, by się o tym przekonać.
- To… to twój brat… - mruknął de Trafford, lekko zwieszając głowę. - Czy naprawdę zasługuje na ten los? My nie mieliśmy wyboru. Nie mogliśmy odejść. Ale teraz… teraz on… został już na zawsze zmieniony - szepnął. - Już nigdy nie będzie taki, jak twój ojciec, czy macocha. Będzie przypominać bardziej… nas. To ogromne brzemię - Terry zaśmiał się dziwnie, kręcąc głową. - Gdybym miał brata, nie zrobiłbym mu tego. Po co to zrobiłaś? Czemu zmieniłaś go w Konsumenta?
- Bo zrobiłam mu krzywde w wodzie Terrence. Użyłam pochłoniętej energii z rytuału i wypchnęłam ją by zaatakować nadciągających kultystów. A Thomas był na pierwszej linii rażenia. Zaczął odczuwać mnie jakby był mną. I sam prosił o moją krew… Dałam mu ją, bo tego właśnie chciał. Tak, to mój brat. A ta rodzina i tak już zbyt wiele… Rozumiesz? Nie chcę, by więcej znajdował się w takiej sytuacji, bezbronny - odpowiedziała poważnym tonem. Objęła się ramionami. Było jej coraz zimniej. Ogarniała ją chyba lekka hipotermia.
- To… to jest… - Terry pokręcił głową. - Czy ty myślisz, że to jest naprawdę fajne? Bycie Konsumentem? Posiadanie mocy? Odczuwanie głodu? To, co on przed chwilą wykazał… to był pewnie głód PWF. Wszyscy Konsumenci prędzej czy później zachowują się jak narkomani. Potrzebują swojej działki. On od teraz też będzie chciał konsumować. A to sprawi, że nie będzie mógł wieść normalnego życia. Znaleźć dobrej dziewczyny, ożenić się, spłodzić dzieci, wieść spokojne życie, zestarzeć się… To wszystko… to już przeszłość. Teraz będzie czuł jedynie pociąg do tego, co paranormalne. Będzie chciał to pochłonąć. I albo zginie, jak wiele Konsumentów, których nigdy nie poznałaś i których imion nawet ja nie pamiętam. Albo metodą selekcji naturalnej okaże się silny… ale to go zmieni. Zepsuje. Będzie taki dysfunkcyjny, jak Joakim, ja, moja córka… jak ty, Alice…
Harper milczała przez chwilę
- Stało się. Nie można z tym nic już zrobić jak mniemam? - powiedziała posępnie
Terry roześmiał się.
- To nie ciąża - mruknął. - Aborcji nie przeprowadzisz. Dokonało się.
- Skąd miałam wiedzieć, że odczuwacie coś takiego, nikt mi nigdy nie raczył wytłumaczyć jakie są skutki uboczne bycia Konsumentami… Kurwa. Poza tym, aborcja to najgorsza rzecz na świecie... - syknęła i odwróciła się. Ledwo stała na nogach, ale wyraźnie miała ochotę kogoś rozerwać. A najbardziej teraz była wściekła na siebie. Jak zwykle. Torturowała się w umyśle nie lżej niż Kaverin robił to nożami na własnej skórze. Spojrzała na Thomasa
- Thomasie, kontaktujesz? - odezwała się do brata.
Ale jej brat jedynie uśmiechał się w ekstazie.
- Chcesz z nim porozmawiać? Teraz? - Terry parsknął. - Pamiętam swój pierwszy raz. Kiedy Joakim mnie uwiódł swoim urokiem i dał spróbować krwi. Przez tydzień tkwiłem w Edenie. To mógł być najpiekniejszy okres w moim życiu. Tak byłoby, gdyby był prawdziwy. Thomas przez dłuższy czas będzie odczuwał jedynie rozkosz. W tym czasie będzie dokonywała się w nim zmiana. Głównie dlatego Konsumenci tak wielbią Joakima. Wyobraź sobie, że ktoś daje ci orgazm trwający bez ustanku kilka dni. Nigdy nic takiego, oczywiście, nie czułaś i już nie poczujesz. To wyjątkowe doznanie, jedyne w swoim rodzaju. Każdy Konsument jest zakochany w Joakimie z tego powodu. I to prawda, w ich oczach przeżyli coś wyjątkowego, ale dla Dahla było to równie ekscytujące, co oddanie krwi w punkcie krwiodawstwa. Myślisz, że dlaczego sam Joakim miał taką obsesję na twoim punkcie i poszukiwał cię dosłownie kilkanaście lat? Bo sam odczuł coś takiego. Sądzisz, że czemu tak bardzo sam pragnąłem jego miłości? Tylko dlatego, bo ma dużego kutasa? - parsknął gorzkim śmiechem. - Thomas będzie cię kochał. Może nie seksualnie, choć kto wie. Ale będziesz dla niego zawsze kimś wyjątkowym. Na tym polega prawdziwa moc Dubhe. Niby łowczyni, ale tak naprawdę to bardziej… tworzenie własnego roju. Społeczności, w której mogłabyś być królową matką. Moja telekineza to przy tym narzędzie proste, niczym budowa cepa. Twoja moc i natura jest cholernie skomplikowana i nie wiem, czy nawet ty sama ją rozumiesz.
Alice skrzywiła się, po czym znów zerknęła na Thomasa
- Szlag… A musimy jeszcze znaleźć Arthura…. Zostawiłam torebkę na skarpie… Dobrze by było zadzwonić po policję do tego miejsca, niech tu zrobią porządek, ale najpierw poszukajmy przyczepy, gdzie trzymali kolejne ofiary… Tylko jak przeniesiemy stąd Thomasa? - zapytała spoglądając na rozmarzonego brata.
- Na niego nie licz - rzekł de Trafford. - Tak właściwie jesteśmy mu to winni. Żeby przeżył ten tydzień rozkoszy bez żadnych przeszkód, bo potem będzie już tylko gorzej - mruknął. - Choć… jak znajdzie się właściwą osobę, to można doświadczyć nieco szczęścia - spuścił wzrok, uśmiechając się lekko. Raczej nie chciał flirtować z Alice, nie w takim momencie i na dodatek znienacka. Jednak jeśli chciał być w pełni zgodny z prawdą, to chyba musiał to przyznać. - Mam ochotę zostawić go pogrzebanego pod stertą liści - spojrzał na Thomasa. - Moglibyśmy wtedy wrócić na skarpę. A może znajdziemy tam twojego brata. Mam swoją komórkę, ale boję się zadzwonić na policję. Zwłaszcza w takim momencie… Chce mi się rzygać na samą myśl, że miałbym im tłumaczyć to, co stało się z Rochester Falls.
- Wolałabym, żeby policja nie znalazła mnie na kolejnym miejscu związanym z kultystami. To mogłoby mnie wpakować w niezłe maurytyjskie gówno - skwitowała ten temat.
- Dlatego spróbujmy znaleźć Arthura i bierzmy ich stąd. Podrzucimy ich do… Do szpitala, a potem wrócimy do hotelu. I będziemy się kochać. Chodź - oznajmiła mu plan, po czym na drżących nogach i lekko szczękając zębami ułożyła Thomasa na boku, po czym ruszyła w stronę skarpy.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline