Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-07-2019, 18:33   #287
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Mężczyzna skinął głową. Chyba naprawdę poczuł ulgę, że Alice nie walczyła z nim. Najpewniej naprawdę bał się Sharifa. Jak ten był w stanie wzbudzić taki respekt w swoich żołnierzach? Co takiego uczynił, że obawiali się choćby tego, że popsuje mu się nastrój?

Ruszyli w dalszą drogę. Case Noyale było oddzielone od celu ich podróży już tylko o jakieś pięć kilometrów. Ubrania zdążyły przyschnąć na ciele Alice. Wciąż były mokre, ale jej ciepło działało na wilgoć jak kaloryfer. Wreszcie dotarli do Grande Riviere Noire. Miasteczko wyglądało normalnie, jak każde inne na Mauritiusie. Aż ciężko było uwierzyć, że znajdowała się w nim siedziba tak niebezpiecznej grupy przestępczej. Zatrzymali się dopiero przy Pastamarin. Restauracja kompletnie niczym nie wyróżniała się. Na zewnątrz stały niebieskie stoliki, które nie zostały jeszcze zabrane na noc. Być może złodzieje nie ośmieliliby się okraść to miejsce? Wydawałoby się to z ich strony bardzo rozsądne.


Mężczyźni wyszli z samochodów. Alice również została zmuszona do opuszczenia pojazdu. Ujrzała Sharifa. Wyprostował się i przeciągnął.
- Godzina drogi to dużo… myślałem, że oszaleję z bezruchu. A ty, Alice? Czy ty też prawie oszalałaś? - zapytał z lekko kpiącym uśmieszkiem. Widziała, że był zły za to, jak rzuciła w niego scyzorykiem. Ale jeszcze bardziej pragnął ją jako kobiety. Pożerał ją wzrokiem, a zielona apaszka tylko podsyciła jego ogień.
- To już dawno za mną - powiedziała i objęła się ramionami, jakby chciała się zasłonić przed jego wzrokiem. Denerwowało ją to jak na nią patrzył. Zdecydowanie nie chciała, by robił to, czy zbliżał się do niej. Jej postawa dokładnie na to wskazywała. Nadal była w szoku, że jej scyzoryk wbił się w niego, gdy rzuciła nim po prostu w złości. Śpiewaczka rozejrzała się, jakby co najmniej szukała jakichś pieszych, do których mogłaby się zwrócić po ratunek, lub wezwanie policji… choć było dość późno…
Chyba ludzie po zmroku jednak omijali Pastamarin. Pewnie to miejsce i tak nie utrzymywało się dzięki wydawaniu jedzenia. Kto wie, jakie pieniądze Sharif zapłacił właścicielom, za możliwość użytkowania lokalu. Może nawet posiadał to miejsce? Bez wątpienia dysponował solidnymi środkami pieniężnymi, inaczej nie byłby w stanie przeszmuglować takiej ilości żołnierzy i broni. Ruszyli do lokalu. Drzwi okazały się otwarte. Weszli do środka. Czterech Muzułmanów szło tuż za nimi. Pewnie na wypadek, gdyby Alice zapomniała o bracie i zdecydowała się na kolejną akcję, jak przed godziną ze scyzorykiem. Jednak teraz była kompletnie bezbronna. Jej torebka została zabrana. Miała jedynie przemoczone ubrania.
- Wiesz, w którym momencie zakochałem się w tobie? - zapytał.
Alice zerknęła na niego krótko, ale nie zapytała. Uznała, że cokolwiek by nie powiedziała i tak by kontynuował. Miała zamiar przeklinać ten moment, kiedy już zdradzi jej kiedy to faktycznie miało miejsce. Rozejrzała się tymczasem po lokalu oceniając swoje szanse na ucieczkę w przyszłości… Drzwi wejściowe były tylko jedne i nie zostały zamknięte na klucz. Znajdowały się tu również okna, które mogła wybić w razie potrzeby. Jednak problemem nie było brak wyjść z Pastamarin, ale cały zastęp mięśniaków, którzy przeszkodziliby jej w tym błyskawicznie.
- Kiedy tylko sztuczna inteligencja Kościoła Konsumentów przedstawiła mi moją misję. To było w moim mieszkaniu w Portland. Otrzymałem trochę informacji na twój temat, w tym zdjęcie. Poraziło mnie. Jednak kiedy zobaczyłem cię na żywo… wtedy byłem już pewny, że muszę tak działać, abyś była moja. Tyle że… wtedy jeszcze nie byłem wystarczająco zuchwały. Teraz wiem, że żyjemy w świecie, w którym aby coś mieć, trzeba to sobie wziąć - mruknął, patrząc na jej sylwetkę. Chyba wyobrażał ją sobie nagą. - Nawet głupia Bee Barnett to wiedziała. Długo czyhała na moją miłość, ale moje serce było już zajęte marzeniem o tobie. Nie miała żadnych szans przy tobie. Jak żadna żyjąca kobieta - zaśmiał się. - A wiesz, w którym momencie złamałaś mi serce? Tak właściwie były dwie takie sytuacje. Najpierw wbiłaś w nie… nazwijmy to scyzoryk, a potem przekręciłaś go boleśnie.
- Nie byłeś jedyny, Dahl zarobił ode mnie korkociąg w szyję i umarł z tego powodu… A niedługo potem zabiła mnie moja własna siostra… Helsinki były wyjątkowym doświadczeniem dla wszystkich - mruknęła spiętym tonem. Nie patrzyła na niego. Nie wiedziała dokąd ją dokładnie prowadził, poza tym, że byli teraz w pizzerii i zamierzała zapamiętać układ pomieszczeń w budynku, na tym się teraz głównie koncentrując.
- To prawda. Odkryłem to, kiedy na Hietaniemi Surma poraziła mnie. Czy tam poraził. A może poraziło - Sharif parsknął śmiechem. - Chciałbym powiedzieć, że nigdy wcześniej nie czułem się takim przegrańcem, ale to nieprawda. Były dwie takie sytuacje… Po pierwsze… kiedy tańczyliśmy z sobą pod Suomenlinną - rzekł. - Tylko dlatego, bo Joakim nam na to pozwolił. Ale widziałem… wiedziałem… i czułem, że nie chcesz przebywać wtedy ze mną. Myślałaś tylko o nim, choć to ja prowadziłem cię w tańcu. To było okrutne. Nigdy nie czułem się tak niechciany, jak wtedy. Co za żart. Normalnie z chęcią zatańczyłbym z tobą tango. Poczuł cię w moich ramionach. Jednak kiedy już miało to miejsce… chciałem tylko odstrzelić sobie łeb. Druga sytuacja, która mnie już kompletnie złamała… Miała miejsce wtedy, gdy wyszedłem z tej durnej chatki na wyspie zoo. Miałem nadzieję, że wybiegniesz za mną. Zatrzymasz mnie. Powiesz, że jestem twoim jedynym przyjacielem i nie chcesz być kompletnie sama… Ale nie liczyłem się dla ciebie w ogóle. Byłem dla ciebie zerem. Jadłaś z ręki Dahla, a ja pozostałem sam. Kompletnie sam. Nic dla ciebie nie znaczyłem. Uświadomiłem sobie wtedy, że tak już pozostanie. Dopiero miesiąc później uświadomiłem sobie, że jeśli mnie nigdy nie pokochasz… to może chociaż znienawidzisz…? - zapytał. - Widzisz, w co mnie zmieniłaś? Tak bardzo chciałem, żebyś darzyła mnie jakimkolwiek silnym uczuciem, że postanowiłem aż zabić twojego sponsora. Powiedz, że udało mi się. Że czujesz do mnie silny, palący gniew - uśmiechnął się bezczelnie, prowadząc ją po schodach na pierwsze piętro.
- A jednak niewiele się zmieniłeś, mimo że uważasz inaczej… To, że umiesz pomachać bronią przed nosem, czy pokazać jaki to jesteś silny… Nie czyni cię wcale silnym - powiedziała gniewnie. Alice nie zamierzała potwierdzić tego, że go nienawidziła, jednak mógł się tego domyślić, po tym co mówiła wcześniej, że rzuciła w niego scyzorykiem i zrobiła mu krzywdę jego ostrzem… I że okazywała mu brak szacunku, jedynie oschłą niechęć. Schody na górę źle jej się kojarzyły… Z Petersburgiem… A obecna sytuacja, w której stawiał ją Sharif nie wróżyła innego rozwinięcia sprawy…
Przypomniało jej się, jak w Trafford Park, leżała naga na Joakimie i zapytała go, czy nie będzie więcej osób, które zechcą się mścić na nim, robiąc jej krzywdę przez gwałt. Śpiewaczka pamiętała, jak Dahl odparł, że nie może jej tego obiecać i oto miała Habida… Chcącego zemścić się na niej i ukarać ją za jej fascynację Joakimem. Aż ją to doprowadzało do szewskiej pasji…
- Och, jestem całkiem silny. Za chwilę przekonasz się o tym. Nie ma na co czekać. Już i tak wystarczająco długo czekałem - mruknął. - A teraz dowiesz się, dlaczego wybrałem akurat Pastamarin. Jego właściciele na pewnych stronach oferują na wynajem specjalny pokój na poddaszu… zapraszam cię do niego - rzekł, otwierając drzwi na korytarzu.


Pomieszczenie tonęło w czerwieni. W tym kolorze pomalowano ściany. Bordowy był delikatnie podświetlony sufit. Natomiast podłoga została wyłożona szarą wykładziną, zapewne po to, by łatwo się ją sprzątało. Alice rozejrzała się po zebranych tu obiektach… Było tu narzędzie tortur złożone z dwóch desek w kształcie litery X. Każda z czterech odnóg na osobną kończynę. Obok stały dyby, w których można było zakuć głowę oraz ręce ofiary. Znajdował się tu również fotel, którego nie powstydziłaby się nawet królowa gotów. Dalej umieszczono długi stół z kajdankami. Były również podpięcia pod sufitem, na których można było zwisać. Oprócz tego Alice ujrzała całe zestawy zabawek. Pejczy, wibratorów, dildo najróżniejszych wielkości, kolorów oraz kształtów. Znajdowały się tu również inne obiekty, które nie miały czysto seksualnego charakteru… to znaczy, gdyby nie znajdowały się w tym akurat pokoju. Piórka, druty, owoce i inne tego typu rzeczy.
Harper zamurowało i aż się zatrzymała w progu porażona widokiem tego co zastała w pokoju. Nigdy nie była w takim miejscu. Oczywiście słyszała o nich, widziała na kilku filmach, czy filmikach, albo czytała w książkach… Czy żartowała z de Traffordem o sex dungeonach, ale to miejsce… Dopiero teraz poczuła niezwykle intensywny lęk, któremu udało się naprawdę przyćmić jej złość, czy odrętwienie. Zaschło jej w ustach i chciała się cofnąć. Odwrócić i uciec. pewnie zaczęłaby krzyczeć, gdyby z powodu szoku nie odjęło jej całkiem mowy.
Sharif chwycił ją mocniej za rękę i poprowadził dalej. Znajdowały się tutaj drzwi. Otworzył je. W środku ujrzała łazienkę. Wepchnął ją do środka.
- Masz się przygotować. Nie chcę, żebyś pachniała jeziorem i kleiła się, kiedy będę cię rżnął - rzekł. - Tutaj masz prysznic, toaletę i wszystko, czego tylko możesz potrzebować, włącznie ze środkami czystości.
Podszedł i otworzył szafę. Wyjął z niej kawałek materiału.
- Tutaj masz prawdziwy hidżab - rzekł. - Masz wyjść stąd naga, nie licząc włosów. Ma je przykrywać to - wskazał czarną część garderoby. To był tak właściwie worek z wyciętym otworem na twarz i zachodzący aż na ramiona. Trochę lepiej uszyty i dostosowany krojem do głowy. Zdawał się również z całkiem dobrej bawełny. - Jeżeli nie zastosujesz się do mojej prośby, Arthur za to zapłaci. Jeżeli bardzo mnie rozgniewasz, oddam cię moim żołnierzom. Zostaniesz przykuta do dyb i każdy z nich po kolei spuści się w tobie. Ja pierwszy. Więc decyduj, jak wiele arabskich koni chcesz dosiąść. Bo tej nocy wystarczy tylko jeden - dodał, po czym zamknął za nią drzwi, pozostawiając na chwilę samą.
Alice zakrztusiła się i zaczęła płakać. Teraz w panice. Głośno. Jakby to, że zamknął za sobą drzwi pozwoliło jej zwolnić wszelkie hamulce, którymi się do tej pory wstrzymywała. Rozejrzała się po łazience w panice, ale wiedziała, że nie było stąd żadnej ucieczki, a co więcej… Arthur mógł zginąć, jeśli zrobiłaby coś wbrew woli Irakijczyka… Jeśli jeszcze nie zamierzał jej oddać wszystkim swoim ludziom, to najwyraźniej nóż wbity w plecy aż tak go nie wkurzył jak sądziła. Choć z drugiej strony, Bóg wiedział co planował jej zrobić tej nocy. Była zmęczona, a jednak musiała zmusić się do ruchu. Ręce jej się trzęsły, gdy zdjęła z siebie koszulę, buty, spodnie i bieliznę. Czy Sharif już zauważył, że jej dłoni brakowało palców? Zapewne tak… Była kompletnie wstrząśnięta i zdruzgotana, ale umyła się i nieco odświeżyła. Czuła jak mięśnie ją nadal pieką od przeciążenia. Nie liczyła na to, że ktoś ją znowu uratuje, musiała więc znaleźć jakiś moment. Habid na pewno popełni kiedyś jakiś błąd… Był tylko człowiekiem… Gdy skończyła, wyszła i poszukała czegoś, czym mogła się wytrzeć. Jej oczy były zaczerwienione od łez. Spojrzała na hidżab, po czym pociągnęła nosem i wzięła go w drżącą dłoń. Przesunęła palcami po materiale. W końcu jednak założyła go i spojrzała na siebie w odbiciu lustrzanym. Miała na tyle długie włosy, że ich końcówki wystawały nieco spod jego materiału, zasłaniał jednak całkowicie jej twarz, poza oczami, które błyszczały od łez i wyrażały nic tylko ból i lęk. Podeszła do drzwi i chwyciła za klamkę. Zawahała się. Stała w bezruchu dobre dwie minuty, nim nacisnęła ją, bardzo niepewnie. Popchnęła drzwi. Była ubrana tak, jak chciał Habid. Drżała jednak i dość szybko zrobiło jej się chłodno w nagą, rozgrzaną wodą skórę.

Weszła do pokoju tortur i zamknęła za sobą drzwi do łazienki. Spostrzegła, że przy drzwiach stało dwóch Arabów. Trzymali w rękach broń i nawet na nią nie spojrzeli. Trzeci znajdował się tuż obok niej, przy drzwiach do łazienki. Natomiast czwarty bronił dostępu do okna, na wypadek, gdyby chciała przez nie wyskoczyć. Wszyscy byli ubrani i chyba mieli ją speszyć. Udało im się, Alice zareagowała jak zastraszone zwierzę, spinając się i rozglądając szybko i czujnie, gdy jej oddech przyspieszył z powodu tych dodatkowych czynników stresogennych. Na samym środku stał Sharif. Wciąż miał na głowie czapkę. Na jego szyi wisiał złoty łańcuszek. Na dłoniach miał rękawice z siatki, które nie obejmowały palców. Poza tym miał na sobie spodenki, nad których pasem wystawał kawałek niebieskiej bielizny. Na nogach nosił białe adidasy. Był przepięknie zbudowany. Nie chciała dopuścić do siebie tej myśli, ale taka była prawda. Lepiej niż Kirill, Joakim i Terry… Tylko nie miało to żadnego znaczenia… Na twarzy Sharifa tkwił lekko drwiący uśmieszek drapieżnika, który wreszcie mógł zacząć bawić się swoją ofiarą. Spojrzał na jej ciało.
- Jeszcze lepiej wyglądasz, niż sobie wyobrażałem - pochwalił ją. - Do twarzy ci w hidżabie. Jednak wystają spod niego kosmyki… czy naprawdę chcesz kusić moich braci? - zapytał, rozkładając ręce. Czy uważał to, za zabawne? Stała przed nimi kompletnie naga, natomiast problemem było kilka kosmyków?
- W łazience nie było gumki do włosów. Nic więc nie jestem z tym w stanie zrobić. Nożyczek zapewne mi nie dasz, bo na przykład mogłabym znowu chcieć rzuc… - ugryzła się w język. skrzyżowała nerwowo ręce, zasłaniając biust. Nie chciała go już prowokować, spojrzała w podłogę. Bała się i drżała. Wizja bycia wziętą w takim miejscu przerażała ją, ale wizja, że mógłby ją oddać jeszcze większej ilości osób, paraliżowała jej umysł kompletnie. Straciła wolę walki z nim i przyjęła postawę, która miała sugerować obojętność, choć na pewno wszyscy w tym pokoju doskonale wiedzieli, że czuła lęk.
- Jesteś pewna, że nie chcesz dokończyć? - Sharif zapytał niewinnie. - Siódemka całkiem dobrze mnie opatrzył - rzekł, podchodząc do mężczyzny, który stał przy oknie. Poklepał go po ramieniu. - Jestem pewien, że zakneblowałby cię swoim kutasem skuteczniej, niż wszystkie kneble, które tutaj wiszą - wskazał ręką cały zestaw obok półek z innymi przedmiotami. - Jako kobieta mogłabyś zająć się pięcioma mężczyznami jednocześnie, skoro posiadasz dwie, choć może nie do końca zdrowe ręce - dodał. - I tak się składa, że jest nas piątka. Jeżeli nie będziesz kompletnie posłuszna, to przekonasz się, jak to jest - rzekł. - A może chciałabyś mimo wszystko tego spróbować? - zapytał, uśmiechając się do niej niczym diabeł. Zaczął podchodzić niespiesznie. - To, co tu zostanie, jest tylko nasze - kusił ją. - Czy nie kręci cię taka fantazja? - zamruczał.
Początkowo nie podnosiła wzroku, ale gdy zadał jej ostatnie pytanie nie zdołała się powstrzymać i spojrzała na niego przez łzy ze złością i tą niechęcią co wcześniej. Cofnęła się o krok. Reagowała jak zaszczute zwierzę, nie człowiek. Zapewne gdyby miała ostre zęby, lub pazury, zaatakowałaby go, gdyby podszedł zbyt blisko. Niestety ciało ludzkie nie miało tych udogodnień, więc mogła co najwyżej próbować zasztyletować go wzrokiem. Nie miała zamiaru nic mówić, bo to się źle kończyło, gdy otwierała usta, by się do niego odezwać. Zbyt mocno była zła i wystraszona.
Sharif westchnął. Podszedł do półki spojrzał na kolekcję biczy. Wziął jeden z nich, po czym niespiesznie podszedł do Alice. Zamachnął się prędko, niczym kobra. Wnet Alice poczuła na prawym boku ostre smagnięcie, po którym pozostał piekący ślad. Aż odskoczyła i skręciła się z bólu, sycząc na przeszywający jej skórę ból.
- Zadałem ci pytanie - warknął. - Twoim zadaniem jest odpowiadać na moje pytania. Jeżeli nie rozumiesz sytuacji, w jakiej znalazłaś się… to ci ją szybko wytłumaczę. Nie jesteś już Alice Harper. Być może byłaś, kiedy tutaj wchodziłaś. Jednak ja obdzieram ludzi z imion i nazwisk. To przywilej, na który trzeba sobie zapracować. Tak jak oni są moimi narzędziami - spojrzał na czwórkę mężczyzn - tak i ty nim jesteś. Narzędziem. Dla mojej przyjemności, to cię od nich wyróżnia. Mianuję cię odtąd nową nazwą. Będziesz znana jako zero. Więc, zero, odpowiedz mi na pytanie - mocniej chwycił bicz.
Jej poczucie wpojonej od dziecka wolności zakrztusiło się i wykonało fikołka jak rozjuszony, dziki mustang, gdy Sharif wymyślił, że obedrze ją z imienia.
- Nie chcę i nie kręci - odpowiedziała krótko. W zasadzie to bardziej wypluła tę odpowiedź, niż okazała nią szacunek. Przełknęła ślinę i odwróciła od niego wzrok, znów zasłaniając się rękami, tak jakby nie chciała, by uderzył ją w jakiekolwiek wrażliwe miejsce. Czysto ludzki odruch.
Wnet Sharif zamachnął się i dostała symetrycznie, w drugi bok.
- Panie - rzekł. - W tym miejscu należy mi się dodatkowy szacunek. Jeżeli nie będziesz potrafiła odnosić się do mnie tak, jak trzeba, to tylko za to zapłacisz, zero. Czy zrozumiałaś? - zapytał. Uśmiechnął się leciutko. Sadyzm bez wątpienia sprawiał mu przyjemność.
Ponownie aż się skręciła i zgięła. To bardzo bolało, taki porażający prąd po całym ciele od miejsca, gdzie uderzał… Zasyczała i zbierała myśli
- Tak, jasne… Panie - zakrztusiła się tymi słowami i trochę jej to wyszło opornie, ale wolała nie obrywać kolejnych ciosów bicza. Zerknęła na narzędzie w jego ręce i teraz jak lew w cyrku, wyglądała jakby jej nienawiść przeszła z Sharifa na nie.
Habid podszedł do niej powoli i z pełną pewnością siebie.
- Podziękuj mi za to, że uratowałem cię od tego starucha - rzekł. - Pocałuj mnie, zero - polecił jej. - Mocno.
Stanął tuż przed nią. Aż czuła ciepło jego ciała. W ogóle nie nachylił się, a był od niej wyższy. Musiała dodatkowo walczyć o to, aby dotrzeć do jego ust, jeśli zamierzała posłuchać rozkazu. Jak bardzo upokarzające to było… ale o to właśnie chodziło.
Wszystko się w niej gotowało. Chciała go pobić. Zabić. Udusić. Kopnąć w jaja… A mimo to, nie mogła, bo ukarałby ją i Arthura. Jej oczy pociemniały wręcz od głębokiego gniewu, który się w niej przetaczał, niczym burza piaskowa po pustyni. Przesunęła się bliżej i stanęła na palcach. Nie miała jednak zamiaru dotykać go dłońmi. Czuła do tego niechęć. Uniosła delikatnie brzeg ciemnego materiału i odsłoniła usta.
- Dziękuję, Panie - powiedziała mechanicznie. Bez emocji. Już sobie wypracowała metodę, że słowo Panie, mogło być tylko dźwiękiem, który wypluwała. Spojrzała na jego usta i uniosła się jeszcze bardziej na palcach, by spróbować go w nie pocałować, mocno. Choć nie chciała i choć najchętniej zadała by mu ból…
Sharif pogłębił pocałunek. Teraz nachylił się, tak że nie musiała stać na palcach. Wsunął w nią język, przejeżdżając po jej własnym. To był bardzo ordynarny i mokry pocałunek. Habid naprawdę pragnął jej bardzo łapczywie. Po kilku sekundach odsunął się.
- Słodko - mruknął. - Bardzo dobrze, zero. W nagrodę pozwolę ci wybrać, od czego zaczniemy - uśmiechnął się do niej dobrodusznie. - Której z tutejszych atrakcji chcesz spróbować w pierwszej kolejności? Tym razem nie ma złej odpowiedzi - obiecał.
 
Ombrose jest offline