Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-07-2019, 18:35   #289
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Habid puścił jej wargę, nie przestając kopulować.
- Urodzisz mi siódemkę dzieci - powiedział. - Myślisz, że to dużo? - zapytał. - Sądzę, że duże rodziny są dużo ciekawsze od małych - mruknął. Jego męskość wypełniała ją, po czym znikała. Za każdym razem Alice szeptała. “Sharif, Sharif, Sharif”... To imię wypalało się w jej umyśle. - Jednak jesteś zdrowa i nie powinnaś mieć z tym żadnych problemów. Jedynka, jakie będzie na to dobre słowo…? - zapytał, przekręcając głowę w stronę młodego Araba.
Ten drgnął. Nie spodziewał się, że Sharif będzie wymagał od niego czegokolwiek prócz samego przetrzymywania kobiety. Odchrząknął.
- Żyzna? - zapytał.
Habid spojrzał znów na Alice.
- Dokładnie tak - mruknął, intensywnie pracując biodrami. Był wysportowany i nie stanowiło to dla niego żadnego problemu. Przymrużył oczy i jęknął z przyjemności. Wnętrze śpiewaczki dawało mu mnóstwo rozkoszy.
Alice pokręciła głową, zamykając oczy w rozpaczy. Zaraz spróbowała je otworzyć, ale przez łzy i tak nic nie widziała.
- Nie chcę… Nie chcę dzieci - powiedziała zdruzgotanym głosem.
- Panie - dodała tak naprawdę tylko dla formalności. Jednak Sharif poczuł, jak przez jej ciało przeszły skurcze i zaczęła zaciskać się na nim w swym wnętrzu. Alice zakrztusiła się powietrzem i zadrżała mocno. Doszła mu od samego faktu pchnięć i wypełnienia. Ale złamała zasadę posłuszeństwa w drobnym stopniu…
- Doszłaś? Już teraz? - zapytał Sharif. - Myślę, że jednak istnieje duża szansa, że chciałaś mnie już dużo wcześniej - mruknął, nie przestając jej brać. - Jedynka, siódemka… - rzekł, nie patrząc na mężczyzn. - Zajmijcie się jej sutkami - mruknął, patrząc jej prosto w oczy. Uśmiechnął się drapieżnie.
Starszy Muzułmanin przełknął nieco niepewnie ślinę.
- Ja mam żonę, szefie… - powiedział po chwili wahania. Ale kiedy ujrzał minę Sharifa… tylko rozwarł usta. Następnie nachylił się i zaczął ssać prawy sutek Alice. Kobieta czuła jego długą, włochatą brodę na swojej skórze. Łaskotała ją.
Jedynce nie trzeba było powtarzać. Młody chłopak przyssał się do jej lewej piersi jeszcze łapczywiej od Sharifa. Lizał brązową obwódkę jak kot. Na to Alice aż szarpnęła się i jęknęła głośniej, odginając głowę do tyłu w przyjemności. To było za dużo, zwłaszcza, że dopiero co doszła. Nadal płakała, ale było jej tak przyjemnie i źle… Wrażenia mieszały się w jej umyśle i nie umiała sobie z tym poradzić.
- Co ze mnie za mąż… - mruknął Sharif, kręcąc głową.
Harper wygięła nieco plecy w łuk, jakby chciała, by pieszczota na jej piersiach nie ustawała. Mężczyźni czuli na językach jak jej sutki stwardniały wyraźnie. A tymczasem Sharif czuł, jak mocno jej mięśnie w środku pulsowały od rozkosznego uniesienia. Jak jej ciało walczyło samo ze sobą, nie wiedząc już czego chce. Czy końca, czy więcej. Zapomniała nawet o mówieniu z tego wszystkiego, ale aż odpowiadała biodrami na jego pchnięcia. Choć płakała dalej.
Habid zaśmiał się z przyjemności, jaką dawało mu krocze Harper. Chyba osiągnął cel, do którego bardzo długo dążył. Wyglądał tak, jak gdyby wspiął się na szczyt świata. I tak właśnie smakowało pełne zwycięstwo. Był taki twardy i szybki… Alice czuła mrowienie na całym ciele. Zwłaszcza że dwójka mężczyzn dodatkowo ją stymulowała. Sharif pochylił się i ściągnął jej z głowy hidżab. Zrobiło jej się trochę chłodniej i przyjemniej na twarzy. Miała bardzo rumiane policzki.
- Wybierz jedną liczbę - rzekł Sharif. - Masz do wyboru jeden, siedem, czternaście i piętnaście - mruknął.
Jednak nie precyzował, czego dotyczyła ta loteria.
Alice zawahała się. Czuła się odsłonięta, gdy teraz wszyscy mogli jeszcze spokojnie widzieć jej twarz, którą dotąd zakrywał materiał. Odruchowo przebiegła po nim wzrokiem. Jej oczy świeciły się od łez. Musiała wybrać jakiś numer? Trudno jej było, gdy sapała i pojękiwała
- Czter-naście... Panie? - odpowiedziała zdyszanym, kompletnie nieskupionym i rozkojarzonym tonem. Po prostu powiedziała co jej do głowy wpadło pierwsze.
Sharif roześmiał się.
- To twój szczęśliwy dzień, czternastko - mruknął. - Zostaw jej nogę i podejdź tu. Przedstaw się mojej żonie. Ma prawo znać twoje imię, biorąc pod uwagę to, co zaraz wydarzy się - mruknął.
Najprzystojniejszy z pięciu mężczyzn podszedł nieco niepewnie. Spojrzał to na Sharifa, to na Alice. Chyba zastanawiał się, czy to nie będzie jakaś pułapka.
- Jestem Amir - mruknął.
- Alice, przywitaj się z Amirem - polecił Habid.
Trudno jej było zrozumieć co dokładnie się działo. Popatrzyła z niepokojem na Sharifa, potem na Amira i znów na Habida. Przełknęła ślinę i pomiędzy wdechami i westchnieniami przywitała go po arabsku
- Witaj, Amirze… - nie wiedziała co innego mogłaby powiedzieć. Zamknęła na moment oczy, gdy zakręciło jej się lekko w głowie z przyjemności, którą doznawała, a której nie chciała. Pociągnęła lekko nosem przy płaczu.
- Rozbierz się, Amirze - polecił mu Sharif.
Mężczyzna spojrzał na niego dziwnie, ale po chwili ściągnął koszulkę. Również był pięknie umieśniony.
- Spodnie też. Głównie spodnie - dodał Habid.
Wnet Amir stanął kompletnie nagi. Czuł się lekko niezręcznie. Chyba nie sądził, że będzie musiał służyć również w ten sposób, kiedy zaczynał pracować u Sharifa. Z drugiej strony chyba nie oponował za bardzo.
- Skoro już zapomniałaś, jak brzmi moje imię, to zajmiesz się kutasem Amira - polecił jej Habid pomiędzy kolejnymi pchnięciami. - Kiedy dzieci dostają smoczka, to przestają płakać. Może tak będzie też w twoim przypadku - mruknął.
Alice otworzyła szerzej oczy.
- Co? Nie?! Proszę! Sharifie! - błagała go już teraz. Szarpnęła się też cała, że aż mężczyźni musieli ją mocniej przytrzymać, bo dostała kopa adrenaliny.
- Amir jest przystojny. Nawet ja to widzę - odparł Habid. - Wiedziałaś, co wybierasz. Amir, podejdź do niej. Nie martw się, nie zrobi ci krzywdy. Jest tak wilgotna, że za chwilę sama poprosi cię o kutasa - mruknął.
Zacisnął dłonie na jej ramionach, aby przycisnąć ją do metalowego stołu. Nie miała szans. Była słabsza od wysportowanego Irakijczyka. Ten nie przestał nawet na moment penetrować ją swoją męskością.
Amir niepewnie przybliżył się do Alice. Był twardy i ciężko było go za to winić.
- Połóż go na jej twarzy - polecił Sharif.
Arab tak też uczynił. Nieznajomy był dłuższy od Habida. Jego ciężar i ciepło spoczywało na jej ustach.
- Weź Amira, to rozkaz - polecił jej Irakijczyk. - I niech będzie mu dobrze.
Jej ramiona zadrżały, gdy rozpłakała się jeszcze bardziej, mimo to, otworzyła usta i wpuściła w nie męskość Amira. Zaczęła ssać, póki mężczyzna sam nie wkręcił się i nie zaczął sam poruszać w jej ustach, wtedy była zbyt zajęta na to, by ciągnąć. Dodatkowo jej piersi były już niemal otarte od intensywnych pieszczot kolejnych dwóch mężczyzn. W podsumowaniu Sharif penetrował ją cały czas i Alice znów zakręcił się w głowie od doznań. Aż się lekko zakrztusiła na męskości Amira, przez co zacisnęła na nim usta i gardło, ale tylko wywołało to jego większą rozkosz.
- Tak - cicho jęknął nieznajomy. Miał przyjemny, niski głos, który podniecił ją jeszcze bardziej. Chwycił mocno jej głowę oraz rude włosy, przyciągając je na skraj stołu. Tam znajdowały się jego lędźwie, które wypychał do ust śpiewaczki. W żadnym wypadku nie był tak duży jak Joakim, choć odbiegał od średniej. Już jakiś czas temu pozbyła się odruchu wymiotnego i Amir odczuwał całkowitą rozkosz. Tymczasem Sharif zaczął pchać ją rzadziej, ale mocniej. Chyba bał się, że w tym tempie zaraz dojdzie. I tak bardzo długo wytrzymywał. Może zażył wcześniej jakiś specyfik, który zwiększał jego kondycję. A może to z powodu obrzezania jego żołądź była mniej czuła na rozkosz. Albo to połączenie tych wszystkich rzeczy.
- Nasza piętnastka pozostała sama - westchnął Habid. - Mam nadzieję, że nie obraziłeś się na mnie, przyjacielu?
Mężczyzna z tatuażem drgnął. Alice nie widziała tego jednak, bo jej pole widzenia ograniczało się na włosach łonowych Amira.
- Podejdź do niej. Weź trochę żelu. Alice sprawi ci przyjemność dłonią. Prawda, Alice? To znaczy… zero… - Habid na moment zapomniał się. - Amir, pozwól jej odpowiedzieć - mruknął i czternastka usunęła na chwilę swój ciężki, twardy kształt z ust Harper.
Rudowłosa zaczerpnęła łapczywie powietrza
- Tak zrobię, Panie - mruknęła zachrypniętym od podniecenia i już wyraźnego zmęczenia głosem. Wiedział doskonale, że była wyczerpana po starciu z kultystami, a teraz kazał jej jeszcze robić coś takiego, to wyczerpało ją już niemal kompletnie na wszelkiej płaszczyźnie - fizycznej i psychicznej. Jednak nie spierała się i musiała robić to, co jej nakazał. Przecież mógłby wyciągnąć następne konsekwencje. Miała tylko nadzieję, że niedługo to minie. Że da jej odpocząć na jakimś łóżku, czy kanapie, chodź w tym pokoju nie widziała takich mebli… Za chwilę ponownie miała zajęte usta. Co więcej, wyglądało na to, że za chwilę znowu Sharifowi dojdzie. Doprowadził ją już właściwie do trzech niechcianych orgazmów…

- Słyszałeś - mruknął Habid. - Podejdź i przedstaw się. Kobieta nie powinna sprawiać przyjemności mężczyźnie, nie znając jego imienia.
- Jestem Rashid - rzekł piętnastka. Chwycił dłoń Alice i prędko nadusił na nią wilgotny żel. Chyba nie mógł doczekać się tego, co się za chwilę wydarzy. Nie rozbierał się, tylko umieścił w prawej ręce kobiety swoją męskość, wyciągając ję ze spodni. Była dużo mniejsza, ale nie mniej twarda. Cicho jęknął, kiedy tylko Harper zaczęła go masturbować. Z trudem łapała oddech. Z jednej strony czuła słony smak Amira. Z drugiej musiała pamięć o tym, aby przesuwać dłonią po wzwodzie Rashida. Natomiast z trzeciej Sharif penetrował ją swoją męskością. To było tak dużo… Zostało przekroczonych tyle granic, że została już tylko wyuzdana przyjemność.
- Jeden, siedem, zostawcie jej biust. Amir, daj jej mówić - polecił Habid. - Wyciągnij knebel.
Wnet męskość opuściła gardło śpiewaczki.
- Kogo chcesz jeszcze posmakować? - zapytał Sharif. - Młodego kutasa, czy starego? Wybór należy do ciebie. Drugim, niewybranym zajmiesz się wolną ręką - mruknął.
- Nienawidzę cię - odpowiedziała zamiast podania mu takiej odpowiedzi jakiej oczekiwał.
- Panie - dodała teraz zmęczonym głosem, ale z nutą sarkazmu. Oddychała ciężko. Była ledwo przytomna po tym wszystkim.
- Bardzo dobrze. Pamiętasz, co ci mówiłem, prawda? - Habid zaśmiał się.
- Sam mi wybierz, to twoi ludzie i ty ich faworyzuj. Panie - dodała zamykając oczy. Nadal płakała, choć już nie tak rzewnie jak wcześniej.
- Nie. To ty masz podjąć wybór - odparł Sharif. Zagłębił się w niej po kres i tak pozostał. - To rozkaz - dodał. - Czekam. I nie tylko ja, uwierz mi - dodał.
Alice szybko oceniła sytuację.
- To jeden. Panie. - mruknęła. Skoro ten drugi miał żonę, nie chciała go mieć w ustach, bo mógłby na przykład potem mieć wyrzuty sumienia, o ile już ich nie miał. A ten młody chłopak i tak był już tak napalony, że pewnie skończy błyskawicznie…
- Tak… - szepnął młody mężczyzna. - Jestem Kharim.
Zaszedł z drugiej strony stołu, na przeciw Amira. Ściągnął koszulkę i spodnie. Wyjął swojego penisa. Podszedł do Alice poklepał ją nim po policzku, wstrzymując oddech. Następnie czekał, aż otworzy usta, aby znaleźć się w niej. Tymczasem drugi, starszy mężczyzna ruszył w stronę jej drugiej ręki. Poczuła w dłoni kolejną męskość.
- Na przemian zajmiesz się Amirem i Kharimem. Nie zapominaj masturbować Rashida i Gadiego - w ten sposób nazwał najstarszego mężczyznę. - Myślę, że to noc, której długo nie zapomnimy - mruknął, teraz znowu poruszając się w niej. Alice zrozumiała, że pewnie niedługo dojdzie. Dlatego przestał przez jakiś czas poruszać się, ale teraz znów kontynuował.
Harper była tak wymęczona, że po chwili przestała myśleć, tylko po prostu oparła się na wykonywaniu i skupieniu na czynnościach. Im szybciej ich skonczy, tym szybciej dadzą jej spokój. Po prostu zamknęła oczy i robiła to, co Sharif kazał jej robić. Jej sutki były lekko posiniałe od wcześniejszych pieszczot, a jej kobiecość była całkiem mokra, że aż ściekała na metalowy blat. Płakała dalej, kompletnie zraniona.
- Trafił ci się dzisiaj prawdziwy urodzaj, zero - usłyszała głos Sharifa. - Wszystkie boginie płodności ci dzisiaj zazdroszczą - mruknął.
Słyszała jęki Kharima, kiedy ssała jego penisa. Ten był twardy i bardzo nabrzmiały. Chłopak był młody, jednak w pełni rozwinięty.
- Tak, tak… - mruczał. - Właśnie tak.
Poczuła na prawym policzku męskość Amira.
- Dość - mruknął cicho.
Chwycił głowę Alice i przysunął ją bliżej tej krawędzi stołu, po której stał. Nakierował żołądź na jej usta, spragniony przyjemności. Tymczasem Harper musiała pamiętać, aby poruszać rękami. Jedną wypełniał starszy, brodaty mężczyzna, a drugą wytatuowany trzydziestolatek. Tymczasem Sharif wyszedł z niej i pochylił głowę. Poczuła na sobie jego język. Zlizywał z niej tę całą wilgotność.
Zamknęła oczy, po prostu wykonując zadania, które jej powierzono. Zamknęła się we własnym umyśle. Coś w niej pękło. Nie tak to miało wyglądać. To był już drugi raz, gdy ktoś dziś mówił o bogini płodności… Pierwszy był Terrence, rano. Powiedział, że byłby szczęśliwy, gdyby urodziła jego dziecko… A teraz nie żył. Poczuła piekący ból w klatce piersiowej. To było dla niej tak, jakby ktoś rozrywał jej serce… Czy tak czuli się ludzie z zawałem? Z tym że ona była w pełni zdrowa i jedynie bardzo wycieńczona. Płakała i brała do ust Amira i Kharima. Nie chciała czuć jak jej ciało reagowało… Częsty seks z de Traffordem uwrażliwił ją na doznania seksualne i to był jedyny powód dlaczego reagowała, bo psychicznie nie czuła ani krzty przyjemności… Czekała, aż skończą. Aż Sharif skończy. Aż ją puści. Zamknie w jakimś pokoju, by mogła spokojnie przeżyć żałobę, a potem wymyślić co zrobić dalej… Tak sobie planowała.

- Stop - rzekł nagle Sharif. - Aż mnie serce rozbolało, jak tak się przypatrywałem temu, co się dzieje - zawiesił głos. Czyżby tknęło go sumienie? Wydawało się to nieprawdopodobne… ale może jednak? - Amir, Kharim, przecież jest wam kompletnie niewygodnie… Trzeba nieco zmienić formułę - mruknął. - Zakuć ją w dyby.
Mężczyźni odsunęli się od niej błyskawicznie. Amir pogłaskał po włosach i policzku, chyba żeby lepiej poczuła się. Tak naprawdę oni sobie tego nie zaplanowali. To wszystko była wina Sharfa. Gadi miał żonę i na początku nie chciał jej zdradzać. Amir od początku wydawał się nieco niechętny. Rashid chyba robił po prostu to, co mu rozkazał Habid. Jedynie Kharim był aż tak szczęśliwy, jak Sharif, choć chłopak był młody i chyba nie do końca rozumiał, co się działo. Pożądanie kompletnie przejęło kontrolę nad jego zdrowym rozsądkiem. Mimo tego wszystkiego… po kwadransie wspólnej zabawy wszyscy mężczyźni zaangażowali się w pełni. Alice czuła to w twardości ich erekcji.
Amir przestał ją głaskać i wziął w ramiona. Delikatnie, jak gdyby była ze szkła, przeniósł ją kilka kroków dalej i postawił na podłodze. Zakręciło jej się w głowie i prawie upadłaby, gdyby któryś z mężczyzn jej nie podtrzymał.
Przez pięć sekund pomyślała, że Sharifa może jednak ruszyło sumienie, okazało się, że jednak to nie było to. Mieli ją teraz zakuć w dyby… w jakim celu? Jak to miało za chwilę wyglądać? Stanęła w pionie, ale była tak osłabiona po tym co już jej zrobili i po wieczorze z kultystami, że obraz jej się rozmazał i nogi ugięły. Poleciała do tyłu, ale ktoś ją przytrzymał i po prostu przesunęli ją w stronę dyb. Do czasu, gdy została ustawiona i zakuta, odzyskała nieco kontaktu. Stała teraz pochylona i wypięta. Z rękami oddalonymi od głowy o kilkadziesiąt centymetrów, ale ustawionymi na tej samej wysokości. Jej rude włosy otaczały jej delikatną twarz jak grzywa. Kosmyki jej włosów pozlepiały się i poskręcały od potu. Alice odważyła się i podniosła wzrok, rozglądając po pomieszczeniu i po mężczyznach. Złączyła uda nerwowo. Nogi jej drżały. Było jej niewygodnie w tej pozycji. Jej piersi bujały się kusząco, przy jej przyspieszonych oddechach.
Czuła zbiorowe podniecenie pięciu mężczyzn. Wszyscy byli w pełni pobudzeni, mając ją do dyspozycji. Była skuta i nie potrafiła bronić się w żaden sposób. Mogła jedynie przyjąć na siebie ich żądzę i mieć nadzieję, że jej własne podniecenie nie opuści ją. To była jedyna rzecz, która chroniła ją przed kompletną rozpaczą. Psychicznie nie mogła tego wytrzymać, ale przynajmniej jej ciało czuło się szczęśliwe, jak gdyby posiadało swój własny, obrzydliwy umysł. Jak mogło czerpać z tego przyjemność? Alice nie rozumiała tego. Wnet poczuła na swoim pośladku dłoń Sharifa. Uderzył ją mocno.
- Zasady są proste - rzekł, podchodząc do dużego, ozdobnego zegara w kształcie serca. Coś w nim przestawiał. - Obchodzimy ją dookoła. Jeden zajmuje się nią od tyłu, drugi daje jej w usta. Po czterdziestu sekundach zmieniamy się w kierunku zgodnym z ruchem wskazówek zegara. Ten, kto spuści się pierwszy, oczywiście odpada. Mężczyzna, który wytrzyma najdłużej, wygrywa dziesięć tysięcy dolarów. Wszystko jasne?
 
Ombrose jest offline