Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-07-2019, 18:43   #296
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
- Myślę, że trochę bólu nikomu jeszcze nie zaszkodziło. Co nie? Tuonetar? My coś wiemy o bólu - zagadnęła, niby by rozluźnić atmosferę, a jednak odrobinę też złośliwie. Harper nie zapomniała im tego wszystkiego co nawyczyniali podczas akcji w Helsinkach… Jednak nie robiła dodatkowych problemów i nie poruszała rękami, by nie zadać Tuoniemu więcej bólu, niż już i tak odczuwał.
- Ale niektórzy na niego zasługują, a innym należą się same luksusy - odpowiedziała Tuonetar. - Lubię sama decydować, kogo przyporządkować do której kategorii.
- Proszę, możecie nie rozmawiać? Chciałbym się skoncentrować… - mruknął Douglas. Chyba nie chciał słuchać kolejnej kłótni. Tuonetar błyskawicznie zamilkła. Przecież ważyło się w tej chwili zdrowie jej ukochanego. - Zastanawiam się, jak to w tej chwili zrobić… - mruknął. - Najlepiej byłoby założyć dren i sprawdzać, czy nie wydobywa się z wnętrza ropa. Chyba tak zrobiłbym, gdybym miał coś podobnego… - westchnął. - Jeżeli to po prostu zaszyję, może zrobić się ropień.
Zastanowił się przez moment.
- Nie będę tego zaszywać. Dam wam antybiotyk i strzykawki i będziecie to płukać tak długo, aż samo się zasklepi. Krew powinna szybko przestać płynąć, o ile pacjent posiada odpowiednie wskaźniki krzepnięcia. Których badań niestety nie posiadam, co jest dość niecodzienne.
Chwil potem spojrzał na opatrunek.
- Dobra, zrobione. Kładź się, Alice - rzekł do śpiewaczki.
Harper poczekała, aż Tuoni pozbiera się ze stołu. Zerknęła na niego i Tuonetar. Czuła bolesną zazdrość, ale nie wyrażała tego na głos. Dała im chwilę, po czym, gdy już ustąpili jej stołu, usiadła na nim i w końcu położyła, tak jak Arthur jej polecił. Odsłoniła ramię, w które ją postrzelono i zamknęła oczy. Już kiedyś postrzelono ją w ramię, wtedy jednak pomogli jej ci niesamowici chłopcy… Tym razem nie mogła niestety na nich liczyć.
Arthur tymczasem przeglądał półki w poszukiwaniu leków przeciwbólowych.
- Antybiotyk to antybiotyk. Ale bałbym dać ci przeciwbólowe dla psów. Przecież nie były testowane na ludziach. Jeżeli jesteś uczulona na któryś składnik, to możesz wpaść we wstrząs anafilaktyczny, a nie mam pojęcia, gdzie i czy jest tutaj adrenalina - mężczyzna rozejrzał się pomieszczeniu. - Myślisz, że dasz radę bez wspomagaczy to przeżyć? - zapytał z troską w głosie.
- Pewnie że da. Nie masz nawet pojęcia… - Tuonetar szepnęła rozbawionym głosem.
- Nie przejmuj się… Trochę mało jeszcze o mnie wiesz, ale to nie jest najgorsze, co mi się w życiu przytrafiło… Po prostu wyciągnij ze mnie kulę i oceń co z tym ramieniem - poprosiła brata, zerkając przelotnie na Tuonetar. O tak. Bogini dała jej się we znaki, podobnie jak wiele innych wydarzeń z tamtego czasu.
- W porządku - mruknął Arthur.
Alice nie widziała, co robił, ale spodziewała się, że to samo, co przed chwilą widziała.
- Kula jest trochę głębiej, prawie dotknęła kości. Nie machaj tą ręką, nie wspinaj się, nie walcz nią, czy co tam robisz w wolnym czasie - polecił jej. - Mięśnie muszą się zrosnąć. Tak właściwie potem przydałaby ci się mała rehabilitacja, bo nie wiem, czy nie utworzy się tam po prostu tkanka włóknista. Możesz mieć słabszą siłę mięśniową. Ale nie wygląda to źle. Wyglądasz blado… Trzymasz się? Nie mogę oznaczyć ci morfologii, a tym bardziej przetoczyć krwi. Nawet gdyby tutaj była ludzka, to bałbym podać ci cokolwiek bez grupy krwi.
Alice otworzyła oczy i spojrzała na niego.
- Wszystko w porządku. Jak mówiłam, po prostu jestem zmęczona - powiedziała, ale miała trochę spiętą minę, bo jednak grzebanie w ranie nie należało do najmilszych doznań i koncentrowała się na zachowaniu bezruchu i spokoju.
Arthur nic nie odpowiedział. Chyba trochę się zaniepokoił, że najważniejsze w tej chwili, co Alice odczuwała, było zmęczenie. Nieco spięta mina chyba go nie zadawalała. Może bał się jakiejś neuropatii, czy czegoś w tym stylu. Uważał chyba, że Alice powinna znosić zabieg znacznie gorzej, niż to robiła. Śpiewaczka przymknęła oczy, bo teraz zrobiło się bardziej nieprzyjemnie. Jednak i tak nie równało się to z tym, co przeżyła, wchodząc na Wzgórze Cierpień w Tuoneli. Nawet w najmniejszym stopniu. Trzeba było znacznie więcej, aby zrobić na niej wrażenie.
- Już zrobione - w końcu powiedział Arthur. - Masz takie same zalecenia, jak mój poprzedni pacjent - rzekł. - Dostaniesz taki sam antybiotyk i zestaw strzykawek - dodał. - Zrozumiałaś? Możesz usiąść, o ile nie jest ci słabo - dodał, sprawdzając opatrunek na jej kończynie.
Harper podniosła się powoli i usiadła. Skoncentrowała się na tym, by nie poruszać teraz opatrzoną ręką.
- Dziękuję Arthurze. Pomogłeś nam - uśmiechnęła się lekko, tyle na ile mogła z siebie wykrzesać, do brata. Podniosła się całkiem schodząc ze stołu.
- Co teraz planujecie? - zapytała, spoglądając na bogów śmierci.
- Musimy chwilę odpocząć - mruknął Tuoni, patrząc na udo. - Nie mam ochoty na nic innego.
- Ja robię się śpiąca… - westchnęła bogini, patrząc na zegarek. Dochodziła szósta rano. - Kawa przestaje działać, a ja tej nocy nie zmrużyła oka.
Arthur przeciągnął się. Nie chciał nic mówić, ale jemu chyba też przydałby się odpoczynek w bezpiecznym łóżku. Alice również nie czuła się fantastycznie. Czy mogła przekroczyć własne granice, po raz kolejny, i przejechać cały dystans do Rochester Falls? Kiedy byłaby tam najwcześniej? O dziewiątej?
Choć bardzo nie chciała tego przyznać, ona również potrzebowała odpoczynku, ale czy to nie znaczyłoby, że gdzieś tam Thomas będzie marznąć w lesie?
- Musimy odpocząć, to pewne… Jednak nie jestem pewna, czy najpierw nie powinniśmy sprawdzić co z Thomasem. Został w lesie i wolałabym, żeby się nie wyziębił… Choć po tylu godzinach i tak już jest to prawdopodobne. Pytanie, czy kilka kolejnych nie zrobi mu różnicy, czy też powinniśmy go znaleźć i zabrać do ciepła? - zapytała Arthura, bo nie do końca się na tym znała.
Arthur westchnął cicho. Wzruszył ramionami.
- A co ja wiem na jego temat? Jeżeli jest ranny, lub w pełni zdrowy, to kompletnie inne sytuacje. Jeżeli leży na jakimś miękkim krzaku przykryty ciepłymi liśćmi, lub pływa sobie w jeziorze, to też coś zupełnie odmiennego - zawiesił głos. - Myślę, że powinniśmy mimo wszystko pojechać tam jak najszybciej. To nasz brat. Nie chcemy kiedyś zarzucać sobie, że nie zrobiliśmy wszystkiego, co było w naszej mocy… - rzekł, po czym parsknął łzawym śmiechem, bo przecież dokładnie to wpędziło go w alkoholizm i zniszczyło jego życie zawodowe, uczuciowe i rodzinne. - Nie mamy samochodu - przypomniał jej.
- Nie chcemy jechać znowu do Rochester Falls. Jednak jest ktoś, kto mógłby wam pomóc… - Tuonetar zawiesiła głos.
Harper zmrużyła oczy i zerknęła na Tuonetar
- Kto? - zapytała wprost. Nie kontynuowała na razie tematu tego w jakim stanie Thomas pozostał w krzakach. Postanowiła wytłumaczyć to Arthurowi dopiero wtedy, gdy będzie to maksymalnie konieczne. Teraz jednak wolała skupić się na jak najszybszym znalezieniu Thomasa. Musiała jednak być bardzo czują kogo dokładnie proponowano jej za towarzysza, bo na Mauritiusie już kompletnie nie wiedziała kto był wrogiem, a kto przyjacielem.
- Spotkaliśmy nowego przyjaciela w Rochester Falls - mruknął Tuoni. - Pewnie nie polubicie go specjalnie… - zawiesił głos. - Jednak przysiągł nam kompletną lojalność i tak właściwie wierzymy w nią.
- Chodzi o proroka - dodała Tuonetar. - Posiada pewne szczególne umiejętności, które mogą okazać się dość przydatne - mruknęła. - Nie tylko jest świetnym łucznikiem, ale również potrafi przejmować kontrolę nad umysłem innych. Chętnie zostawimy go z wami - dodała niewinnie.
Alice uniosła brwi, po czym nagle zaśmiała się histerycznie.
- Przecież ten człowiek, jak mnie zobaczy, to się zesra… Za przeproszeniem. Miał najpierw nieprzyjemność zobaczyć zdolności Joakima, który moimi rękami zabił mu chyba z dwudziestu, albo trzydziestu kultystów, że aż nasz drogi kolega posłał na mnie ośmiolatkę z rewolwerem. Czekaj czekaj… - coś jej się przypomniało.
- On robił za barmana w The Deck? - zapytała, bo jeśli dobrze pamiętała, to właśnie jego widać było na zdjęciach z monitoringu.
- Próbował zabić mnie, postrzelił ośmiolatką mojego ojca, porwał mojego pierwszego brata, próbował złożyć w ofierze mojego drugiego brata… Szczerze, to… serio… Totalnie WASZ prorok. Zalazł mi za skórę - mruknęła i skrzyżowała ręce.
- Jeśli jednak nie ma innej opcji. To chcę mieć wasze zapewnienie, że nic nam już nie zrobi i wtedy chętnie skorzystam z jego pomocy - powiedziała w końcu, kręcąc głową.

Tuonetar odchrząknęła.
- W Helsinkach chcieliśmy jedynie twojego ciała i Joakima Dahla. Jednak kiedy otrzymaliśmy z powrotem nasze własne, oryginalne… Nie mamy powodu, żeby chcieć waszego nieszczęścia. Żadnego. Naszą jedyną motywacją jest prowadzenie szczęśliwego życia i to szczęśliwego w ludzkich, zwyczajnych standardach. Ci kultyści bardzo chcieli zwrócić naszą uwagę i stąd te wszystkie niefortunne zdarzenia - w ten sposób nazwała ciąg brutalnych zabójstw. - Ale jak już naszemu prorokowi udało się z nami skontaktować, nie ma powodu, aby czynić wam jakąkolwiek krzywdę. Być może chciałby zemścić się za zabitych współwyznawców, ale myślę, że my mamy dla niego większe znaczenie, niż oni. I jeśli nie rozkażemy mu, aby uczynił wam krzywdę, to nie powinien tego zrobić. Choć nie znamy go. Może jest niestabilny psychicznie. W każdym razie to wasza decyzja.

Arthur powoli mrugał, wpatrując się w nią z niezrozumieniem w oczach. Co mógł z tego wywnioskować? Że ta dwójka pragnęła seksualnie Alice i jakiegoś Joakima, skoro pożądali ich ciał? Ale co mieli na myśli poprzez wtrącenie o tych oryginalnych? Bez wątpienia nic z tego nie rozumiał.
- To długa historia Arthurze. Może kiedyś ci ją opowiem. Zamknijmy ją w prostym wyjaśnieniu, że to... - wskazała ręką na Tuoniego i Tuonetar.
- Jest para fińskich bogów, która za moim wstawiennictwem odzyskała swoje ciała i może żyć sobie jako ludzie na ziemi. Wcześniej, poznałam ich jak byli jeszcze w innym wymiarze i musieli zapożyczać sobie ciała innych, żeby się tu dostać. Trochę ci się rozjaśniła rozmowa? Choć pewnie nadal brzmi jak bajka, to ja w przeciwieństwie do ciebie, od dzieciństwa obracam się w paranormalnym świecie i zawsze pakuję się w jakieś tarapaty - westchnęła. Spojrzała teraz na bogów Tuoneli.
- No to spotkajmy się z nim i ocenimy na ile jest, lub nie jest poczytalny - zaproponowała śpiewaczka.
- Dacie radę bez nas? - zapytała Tuonetar. - Chcielibyśmy już zniknąć w jakieś bezpieczne miejsce. Im prędzej, tym lepiej. I nie musisz nam już dziękować za akcję ratunkową. Zawstydziłabyś mnie - machnęła ręką tak, jak gdyby Alice planowała właśnie padnąć na kolana i całować stopy fińskich bogów.
- Boże… - mruknął Arthur. - W co ja się wpakowałem… i w którym dokładnie momencie… - westchnął, odchodząc nieco dalej. Wyjrzał przez okno, być może chcąc zobaczyć nieco zwyczajnych ulic, samochodów i budynków, które na co dzień nie miały nic wspólnego z nadnaturalną sferą świata. A może interesowało go, czy policja już otoczyła klinikę.
Harper nie komentowała jej słów, kiwnęła tylko lekko głową.
- Pewnie i tak jeszcze nasze losy się skrzyżują, póki Habid i jego banda będą ścigać i was i mnie - zauważyła.
- Polecam więc jakieś źródło kontaktu, w razie gdybyśmy potrzebowali wymienić informacje - zaproponowała Harper, brzmiąc jak na szefową organizacji przystało.
- Może adres e-mailowy? - zapytała Tuonetar tonem nowoczesnej kobiety. Chyba była trochę dumna z siebie, że wiedziała o takich rzeczach. A dzisiaj nawet nauczyła się prowadzić. - Dość często zmieniamy komórki i nie mamy stałego adresu, na który moglibyście wysyłać listy.
- A w każdym razie nie od czasu pożaru w Casino Helsinki - mruknął Tuoni.
- Jaki pożar, o co chodzi? - Arthur szepnął, spoglądając na siostrę.
Alice kiwnęła głową i podeszła do biurka. Znalazła na nim kartkę i długopis. Zapisała swój email, z którego korzystała ostatnio. Specjalny, z którego korzystała jedynie w sprawach organizacji: “goldennightingale@gmail.com”. Podała kartkę Tuonetar. Zaraz spojrzała na Arthura.
- Pożar kasyna. Kiedyś ledwo uszłam z niego z życiem. Przepraszam, ale to że jestem śpiewaczką, to tylko wierzchołek góry lodowej Arthurze - powiedziała spokojnym tonem do brata. Była przekonana, że jak odpocznie i to przemyśli, to zasypie ją pytaniami.
- Wolałabym jednak, byś zachował tę wiedzę tylko dla siebie, dobrze? Nie chce niepokoić taty - dodała.
- Ale Thomas o tym wiedział, tak? A Finn? I Evelyn? Oni też są wtajemniczeni? A Natalie… bylibyście w stanie ją odnaleźć? Jeżeli jesteście bogami śmierci… to czy wiecie, czy umarła? - Arthur zwrócił swoje wielkie, naiwne oczy w stronę młodej, przynajmniej z wyglądu, pary.
Tuoni parsknął śmiechem, natomiast Tuonetar dyskretnie uderzyła go w udo, niedaleko rany.
- To teraz czas, żebyśmy my zapisali swoje adresy e-mailowe, prawda, kochanie? - zapytała go.
Mężczyzna zagryzł wargę i szybko pokiwał głową.
- Co się tu, kurwa, dzieje? - Arthur kompletnie spoważniał, spoglądając teraz na Alice.
- Thomas wiedział o moich zdolnościach paranormalnych, pokazałam mu je i wytłumaczyłam, gdy szukaliśmy cię. Reszta rodziny jest niepoinformowana i lepiej dla nich, by tak zostało. W końcu żyją w błogiej niewiedzy jak naprawdę niebezpieczny i skomplikowany jest świat dookoła - Alice szła w zaparte ignorując wybuch Tuoniego. Arthur nie mógł się dowiedzieć, że Natalie i ona znały się już wcześniej. To by bardzo boleśnie skomplikowało sytuację. Miała nadzieję, że żadne z bóstw nie wspomni o ich siostrze.
- Tutaj masz nasz adres - rzekła Tuonetar. Podała Alice kartkę z napisem “FinlandIsBeautiful@gmail.com”. - Pisz o każdej porze dnia i nocy.
Podeszli do drzwi, chcąc już wyjść.
- Dziękuję za operację, panie chirurgu - rzekł Tuoni. - Było klawo - rzekł, kompletnie przekonany, że tak się teraz mówi.
- Tak. Poza tym Alice… - Tuonetar zawiesiła głos. - Myślę, że ma prawo wiedzieć o Natalie - rzekła oceniająco. - Czekajcie tutaj. Wysłaliśmy SMSa naszemu prorokowi i pewnie niedługo zjawi się tutaj. Skoro do tej pory policja nie wparowała, to jeszcze przez jakiś czas jej nie będzie. Ale już dochodzi szósta, więc za godzinę mogą pojawić się weterynarze. Do tego czasu jednak powinniście być daleko stąd.
Chwilę potem już ich nie było, a Alice została sama z bratem.
Rudowłosa stała w bezruchu przez chwilę. Za moment spojrzała w stronę wyjścia, przez które wyszli bogowie Tuoneli.
- Myślę, że może lepiej jak tu trochę posprzątamy, chociażby krew i też stąd wyjdziemy - zaproponowała rozsądnie śpiewaczka. Podeszła, by nabrać wody z umywalki w pomieszczeniu na gąbkę i ruszyła w stronę stołu, żeby go umyć.
- Mam prawo wiedzieć o Natalie? - zapytał Arthur. - Alice, może rzeczywiście mam prawo? - zapytał. - To moja, kurwa, siostra. Czy zdajesz sobie z tego sprawę. I to również twoja siostra, przypominam ci. A ty chcesz myć podłogę? Zostaw to w cholerę, przecież i tak spostrzegą rozbite okno. Czy wiesz, jak niewiedza na temat Natalie zatruła moją rodzinę? Jeżeli twierdzisz… - jego głos zadrżał. - Że przez ten cały czas… - zamknął oczy. - Wiedziałaś, co… Wiedziałaś… Wiedziałaś że… - gwałtownie przestał mówić i zaczął głośniej oddychać przez usta.
Harper westchnęła ciężko i wrzuciła gąbkę ostentacyjnie do zlewu.
- Wygląda na to, że jednak nie obędzie się bez tej rozmowy… Cóż. Skoro więc chcesz słuchać, to usiądź - poczekała, aż to zrobi, lub nie, po czym kontynuowała.
- Ja i Natalie należałyśmy do organizacji, która poszukuje i zbiera obiekty i osoby wykazujące skłonności do zjawisk paranormalnych. Poznałam ją zanim dowiedziałam się nawet, że jesteśmy rodziną. Zostałyśmy wysłane wspólnie na misję do Helsinek w dniu, gdy w Portland była ta straszna walka z mafiami. De facto, wywołana z mojego powodu, bo jedna z mafii miała mnie porwać… Wracając jednak do Natalie… bogowie śmierci, których przed chwilą poznałeś, porwali Natalie, sądząc że to ja, aby szantażować organizację, która mnie szukała - wykonała ruch palcem jakby cofała.
- Stąd ta mafia w Portland, bo ta organizacja ją po mnie wysłała, jak wcześniej wspominałam - znowu przewinęła palcem do przodu.
- I szantazowali ich, że ją, znaczy wedługg nich mnie, zabiją, jeśli Joakim nie stawi się, żeby z nimi rozmawiać, a w gwoli ścisłości… Oddać im swoje ciało, dla Tuoniego, którego operowałeś… sytuacja jednak wyszła nieco spod kontroli… I Natalie nie wytrzymała tortur, jakie jej zapewnili. Umarła… Ale to bogowie śmierci. Wskrzesili ją, jako posłuszną im. I wysłali, by mnie zabiła. Udało jej się. Zabiła mnie, a Tuonetar - wskazała wyjście.
- Częściowo przejęła moje ciało. Tylko, że kobieta, która towarzyszyła mi przy próbie ratowania Natalie, zobaczyła jak ta mnie zabija… I wysadziła jej głowę. co doprowadziło do tego, że nasza siostra była uwięziona w stanie życia w nieżyciu, póki bogowie śmierci nie pozwolili jej spokojnie odejść na tamten świat. Pochowaliśmy ją w Helsinkach. Przykro mi Arthurze. Przykro mi cały czas, każdego dnia. wolałam jednak, byście myśleli, że po prostu zaginęła, niż dowiedzieli się o całym tym paranormalnym zapleczu, że nie była tym, kim była, jednoczesnie okłamując was i że zginęła, bo ktoś pomylił ją ze mną… Dopisz do tego smierć Connora, za nią też się winię każdego dnia Arthurze. Bo gdybym nie istniała, nasz brat nie zginąłby tamtego dnia, bo nie byłoby żadnej walki mafii. Ale masz rację. Miałeś prawo to wiedzieć. Tylko powiedz mi, jakbyś to zniósł, gdybyś dowiedział się o tym, na przykład miesiąc temu? Lub dwa? Nie chciałam, by komukolwiek z Douglasów ponownie stała się krzywda, mniej lub bardziej z mojej winy. A jednak… Jestem przeklęta i nie dało się tego uniknąć. Bo jesteśmy tu. Ciebie porwano, Thomasa też… - rozłożyła ramiona. W oczach stanęły jej łzy.
- Tylko, że tym razem umarł ktoś inny, również mi bliski - dokończyła i opuściła ręce, ruszyła wolnym krokiem w stronę wyjścia. Zaczęła płakać cicho.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline