Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-07-2019, 18:46   #299
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Diego wsunął kluczyk do stacyjki i przekręcił, zapalając silnik.
- Jeżeli do tej pory nas nie zabił, to dlaczego miałby z tym zwlekać? - zapytał Arthur. - A gdyby kazał któremuś policjantowi zaprowadzić nas na miejsce zbrodni? Albo po prostu powiedzieć wszystko, co wie? Ja też mu nie ufam, ale jeżeli będziemy mieć go na oku… - Douglas zawiesił głos. - Tuoni i Tuonetar wywołali na mnie mimo wszystko w miarę pozytywne wrażenie, choć automatycznie czuję się fatalnie, skoro to oni stoją za śmiercią mojej siostry - na jego twarzy pojawiła się dziwna rozpacz. - Ale… ale… jeżeli dzięki nim Thomas… Nie wiem co Thomas. Przecież nawet jak dowiemy się co z nim się dzieje, to Diego go nie uzdrowi. Ja… - Arthur pokręcił głową, odchodząc nieco. Chyba miał jeden wielki chaos w głowie. Bez wątpienia nie miał zbyt mocnej psychiki, patrząc na jego przeszłość. Cały czas drgał gdzieś na granicy załamania, ale miłość do brata kazała mu pozostać silnym.
Śpiewaczka westchnęła… Obeszła samochód Diega i zastukała mu w szybkę, żeby ją opuścił. Poczekała, aż to uczyni i oparła dłonie na drzwiach od strony kierowcy, spoglądając na mężczyznę za kierownicą i chyba pierwszy raz będąc aż tak blisko
- Słuchaj… Zdołałbyś przejąć kontrolę nad jednym z policjantów? Oczywiście, o ile nie spieszy ci się uciekać i płodzić dzieci… - mruknęła zgryźliwie.
- Gdyby to była policjantka, to może dałoby się połączyć twoje i moje zachcianki - Diego zażartował, po czym lekko skrzywił się. Alice spojrzała w jego oczy. Nie widziała w nich człowieka. Były… obce. Zwierzęce. Jak gdyby wcale nie posiadał ludzkich uczuć, a jedynie pierwotne instynkty. - Ale miałem odjechać, a już zapaliłem silnik. Nie przywykłem robić rzeczy bez powodu… - mruknął.
Alice rzeczywiście, wciąż widziała w nim pewne odbicie Joakima i to ją dekoncentrowało. Mężczyzna nie był wcale podobny do Finlandczyka, przynajmniej nie pod względem wyglądu. A jednak posiadał tę drapieżność i intensywność.
Zaschło jej w ustach, ale zmrużyła tylko oczy i znów westchnęła.
- Więc czego chcesz w zamian za zmianę założonego planu? - zapytała ciszej, żeby Arthur nie dosłyszał o czym rozmawiali. Zgadywała bowiem, że mógłby się stawiać, ale chciała, by poczuł, że zasugerował coś przydatnego z pomysłem wykorzystania Diega…
- Chcę usłyszeć Odę do Diega. Taki utwór liryczny. Ale kierowany nie do mnie, lecz do bogów Tuoneli. Tak, to mi wystarczy - mężczyzna uśmiechnął się delikatnie, chyba będąc ciekawym, czy Alice rzeczywiście mogłaby zadzwonić do nich i wychwalać go pod niebiosa. Mężczyzną, który dopuścił się tak wielu karygodnych czynów. - Myślisz, że jestem małostkowy? Tak, pewnie jestem. Przynajmniej nie każę ci mnie całować, więc nie powinnaś narzekać.
Harper zmarszczyła brwi.
- A szkoda, z tym ostatnim wiedziałabym chociaż jak sobie szybko poradzić… zabawna ironia, byłam śpiewaczką, to tak apropo ody. Zgoda. Pomożesz nam, a ja ci potem zrobię pochwalną odę i zaprezentuję ją bóstwom Tuoneli. Może być? - zagadnęła poważnym, biznesowym tonem mężczyznę. Czuła się podle wchodząc z nim w jakikolwiek układ. Jego aura drapieżności denerwowała ją, bo pobudzała jej systemy alarmowe w umyśle. Wszystko kazało jej się trzymać od niego z daleka, ale wywoływało również reakcję sarny na drodze przed rozpędzonym samochodem. Tak było przy Joakimie. Czuła to samo, ale Dahl ją pociągał i fascynował. Jedyne co trzymało ją z dala od Diega, był fakt, że w gruncie rzeczy nienawidziła go i jeszcze do tego był mordercą, który robił to wszystko wyłącznie z egoistycznych pobudek. Te drobne szczegóły, które odróżniały go od Dahla, odsuwały ją od niego. Choć nie mogła mu odmówić wielu wspólnych cech z Finlandczykiem…
Diego westchnął i zgasił silnik.
- Mam nadzieję, że potrafisz ładnie śpiewać, bo właśnie w nutach chcę usłyszeć tę odę - mruknął.
Wyszedł z samochodu i spojrzał na Alice, potem na Arthura i w końcu na policję stojącą w oddali. Pewnie już zauważyli przybycie czarnego sedana.
- Powiedz mi dokładnie, czego ode mnie chcesz - rzekł, lekko poważniejąc. - Jeżeli mam wam pomóc, to muszę wiedzieć, jakich słów użyć - mruknął.
- Myślę że są dwie strategie… - odparł Douglas. - Albo kazać komuś oprowadzić nas po Rochester Falls i kazać udawać, że wszystko jest w porządku, bo jesteśmy potencjalnymi świadkami, którzy muszą coś ustalić na miejscu zdarzenia… czy coś… Albo po prostu chodzić od policjanta do policjanta i przesłuchiwać go… paranormalnie.
- Proponuję by nas oprowadzono, jednocześnie dobrze by było aby przejęty policjant był w stanie odpowiadać na zadane mu pytania… W końcu nie wiemy ile tu już są i dobrze byłoby wiedzieć, czy na przykład karetki już zabrały ludzi, czy dopiero przeszukują las i coś w tym stylu… - wyjaśniła co sama na ten temat myślała i złapała się ramienia Arthura, by trochę wesprzeć brata swoją obecnością.
- Czyli wszystko jednocześnie. Czemu nie. W końcu masz jednocześnie chwalić mnie i śpiewać, prawda? - Diego mruknął. Ruszył pewnym siebie krokiem naprzód w stronę zebranych policjantów. Zachowywał się jak osoba, która nie boi się niczego, ani nikogo. No bo dlaczego miałby? Skoro mógł po prostu komuś rozkazać zabić się… Choć może jego moce nie sięgały aż tak daleko. Ciężko było powiedzieć. Jednak bez wątpienia sprawiał wrażenie kogoś bardzo niebezpiecznego. I potwierdzały to czyny, których się dopuścił.

Tymczasem Arthur złapał rękę Alice.
- A co, jeśli… jeśli… - jego dolna warga lekko zadrżała. Choć wyglądał, jak w pełni dojrzały mężczyzna, to w niektórych zachowaniach nieco przypominał dziecko. A może po prostu zwyczajną, normalną osobę, która była postawiona w tak szalonej sytuacji? Alice przecież nie miała w pełni obiektywnego spojrzenia na to, co było jak bardzo szokujące i nieznośne. Zbyt wiele przeżyła.
Rudowłosa uścisnęła dłoń brata i zerkneła na niego
- Spokojnie. Wszystko się ułoży. Nie stanie nam się krzywda. W oczach policji jesteśmy ofiarami… Oddychaj głęboko - uspokoiła go takimi słowami, lekko głaszcząc po ramieniu, by odtajał. By jej zaufał. Ona sama też potrzebowała uwierzyć we własne słowa. Miała nadzieję, że wszystko się ułoży i nie wymknie spod kontroli. Już za dużo przeżyli w ciągu tych kilku dni.

Szli przez drogę w stronę policji. To była nieco kręta droga wzdłuż pól. Kiedy tylko dotarli na miejsce, dwóch funkcjonariuszy już na nich czekało. Byli w średnim wieku, a na ich głowach spoczywały typowe czapki policjantów. Ubrali się również w standardowe mundury. Wyglądali aż nazbyt typowo.
- Dzień dobry - Diego przywitał się. Wpierw spojrzał pierwszemu z nich w oczy, potem drugiemu.
- Dzień dobry, teren zamknięty dla tury…
- Dla turystów, to oczywiste - przerwał im mężczyzna. - A z jakiego powodu?
- W nocy miało tu miejsce dziwne zdarzenie. Odkryliśmy masywne szkody w strukturze wodospadu. Ktoś musiał podłożyć materiały wybuchowe, jednak technicy nie znaleźli jeszcze śladów dynamitu, prochu, czy innych substancji. W jeziorze pływała duża ilość zwłok. Jeszcze nie przybyli na miejsce nurkowie. Większość z denatów zdążyła opadnąć na dno przez ten czas. Nie wiemy, kto jest odpowiedzialny za zdarzenie, ani co to za ludzie. To wielka tajemnica i staramy się, aby jeszcze nie przeciekła do prasy.
Drugi z policjantów spojrzał na swojego kolegę kompletnie zaszokowany. Otworzył usta, nie wiedząc, co powiedzieć. Chyba nie tak mieli zachowywać się…
Alice jednak zamiast patrzeć na funkcjonariuszy najpierw patrzyła na las, by odszukać miejsce, w którym wcześniej w prostej linii zniknął Terry i Bahri, a po chwili przeniosła je na Diega, ciekawa czy coś w jego wyglądzie zmieniało się, gdy korzystał ze swych mocy, czy przychodziło mu to z równą obojętnością co Joakimowi. Wyglądał kompletnie tak samo.
- Ale… John, nie powinieneś… - policjant zapowietrzył się.
- Tak długo zwlekać z opowiadaniem wszystkiego, co wiesz! - Diego dokończył.
- Ja nie chciałem… - zaczął sprzeciwiający się policjant.
- Sprzeciwiać się mi - mężczyzna odparł. - Dlatego ty też opowiesz mi wszystko, co wiesz.
- Ale nie wiem wcale wiele więcej. Ta cała sprawa jest wielką zagadką. Czekamy na wyłowienie ciał. Obecnie w lesie są patrole, którzy chcą odnaleźć jak największą liczbę poszlak. Jednak z tymi jest dość ciężko. Chyba będziemy musieli posiłkować się jedynie zebranymi to samochodami. Co nie wydaje się aż tragiczne. Myślimy, że dowiemy się z nich wiele rzeczy - policjant rzekł optymistycznie. - Poza tym… znaleźliśmy jednego potencjalnego świadka, ale jest obecnie w stanie szoku, katatonii, śpiączki, czy jak to nazwać. Jestem policjantem, nie medykiem, psze pana.
Alice wzdrygnęła się. Świadka w stanie szoku, śpiączki, lub katatonii? To brzmiało jakby mógł to być potencjalnie Thomas w transie. Nie odzywała się, mając nadzieję, że Diego również pochwycił tę informację.
- A jakieś zwłoki w lesie? - zapytała cicho, jakby nie chciała złamać uroku Diega, choć wiedziała, że zwyczajna mowa nie mogła z nim wygrać, przynajmniej nie tak znowu łatwo.
- Och tak, znaleźliśmy kilka ciał - mruknął mężczyzna. - Znajdowali się na plaży, woda musiała wyrzucić ich na brzeg.
- Ale w lesie? - Diego zapytał z przyciskiem. - Nie na plaży, tylko w lesie?
Mężczyźni zawiesili się na moment.
- Nic nam o tym nie wiadomo.
Alice mogłaby ucieszyć się, ale wtem uświadomiła sobie, że przecież nie wiedziała, gdzie Bahri zabił Terry’ego. Równie dobrze mógł zaciągnąć go daleko na samą plażę. Co mogło czaić się w umyśle mordercy? Czym się kierował? Gdzie chciał odebrać życie? To wszystko było wielką niewiadomą.
- Czy któreś zwłoki miały ślad po postrzale w głowę? - przypomniała sobie najważniejszy warunek postawiony przez Sharifa. Bahri miał zastrzelić Terrence’a, strzałem w głowę. Jej głos był napięty i zdawała się lekko tracić opanowanie z powodu wyczekiwania na odpowiedź. Była tak wstrząśnięta, że zrobiło jej się aż nieco gorąco i dostała wypieków na policzkach jakby miała temperaturę.
- Ciężko powiedzieć. Było ich tyle, że zebraliśmy je na zbiorowe taczki. Są gdzieś pod jakąś plandeką - odpowiedział policjant. Co prawda Diego nie zadał pytania, ale chyba czar mężczyzny wciąż na niego działał, skoro nie miał żadnych oporów przed odpowiedzią. - Większość miała zakrwawione głowy, jeśli właśnie o to pani pyta. Choć w przypadku niektórych woda wypłukała skrzepy - dodał mężczyzna.
- Szukamy raczej kompletnie suchych zwłok… Kogoś, kto został zastrzelony, gdzieś w lesie… - powiedziała siląc się na najwyższy poziom świętego spokoju, jaki mogła wykazać w takiej rozmowie. Niemal się już trzęsła, że aż zaczęła zaciskać pięści tak, że paznokciami raniła skórę dłoni.
- Nie, to chyba nikogo takiego nie znaleźlimy. Prawda, John?
Partner mężczyzny pokiwał głową.
- Chyba na to wygląda - odparł nieco niepewnie. - Nie żebym przejrzał tych wszystkich okropnych nieboszczyków. Jednak raczej wszyscy zdawali się przemoczeni.
- A co jeśli w nocy spadł deszcz? - zapytał Arthur. - Wtedy… to kryterium nie dałoby nam zbyt wiele - szepnął w stronę Alice.
- Wszyscy byli ubrani w czarne szaty? Czy może był ktoś w normalnym, eleganckim ubraniu? - zapytała jeszcze, idąc za sugestią Arthura. Czuła się, jakby grała z policjantami w jakąś dziwną, chorą grę w “Zgadnij o kim myślę”. Milczała przez chwilę, po czym jej wzrok przesunął się w stronę lasu. Czy to było możliwe, że ciało Terrence’a jednak nie było wśród pozostałych? Że w jakiś sposób przeżył? Serce jej łomotało w nerwach.
- Paniusia myśli, że patrzyliśmy na to, w co byli ubrani? - zapytał jeden policjant.
- Większość miała sobie czarne szaty - drugi wzruszył ramionami. - Pewnie jakiś kult. Zresztą nie ładowaliśmy wszystkich osobiście. Pomagała nam reszta policjantów. Trzeba byłoby wszystkich przepytać… - zawiesił głos. - Ale… chwila… co się tutaj… kurwa… dzieje…
- Wszystko w porządku - Diego go uspokoił, kiedy jego czar zaczął przestawać działać.
- Oczywiście, że tak - mężczyzna rozluźnił się.
Rudowłosa spuściła wzrok na ziemię. Nadal nie miała żadnej pewności, czy znaleziono ciało Terrence’a. Żeby mieć pewność musiałaby przekopać się przez stertę zwłok, a to był raczej ostatnia rzecz, na jaką miała ochotę.
- Czy możemy zobaczyć świadka? - zapytała, zmieniając temat od de Trafforda. Wiedziała, że jeśli zada kolejne pytania, które do niczego nie doprowadzą, to prawdopodobnie się załamie.
- Nie - odpowiedział policjant. - To jest niemożliwe dla ludzi z zewnątrz.
- Zaprowadź nas do niego - Diego wtrącił mu się w zdanie. - Obydwoje zaprowadźcie.
- Tak jest - mężczyźni błyskawicznie zgodzili się na dany im rozkaz.
Obrócili się na pięcie i ruszyli w stronę jednego z samochodów. Na szczęście w tej chwili w okolicy nie było innych policjantów.
- Musimy działać szybko - mruknął prorok, zerkając na Alice i Arthura. - Jeżeli zwali nam się na głowa cała brygada, to będziemy mieć problem. Nawet moje umiejętności posiadają swoje granice.
Jeden z zaparkowanych radiowozów nagle zadźwięczał. Policjanci odblokowali drzwi. Podeszli do tych tylnych i otworzyli je. Wnet ich oczom ukazał się znajomy mężczyzna.
- Thomas! - Arthur krzyknął radośnie. Skoczył naprzód, jednak wnet zastygł w bezruchu. Jego brat nie był wcale w zbyt dobrym stanie. Lekko drżał, przypięty do pasów. Uśmiechał się jak głupi i oddychał przez usta. Nieznacznie rozwarł oczy, słysząc znajomy głos, ale wnet znów je przymknął. Wydawał się pozostawać w permanentnej rozkoszy. Stan, którego wielu mogłoby mu pozazdrościć. Tymczasem policjanci lekko drgnęli, słysząc podniesiony głos. Chyba kontrola nad nimi poluzowała się nieco, jednak Diego wciąż nimi władał.
Alice oparła dłoń na ramieniu Arthura
- Pamiętasz co ci mówiłam? Jest w transie… Musimy go stąd zabrać - zarządziła śpiewaczka. Zabiorą Thomasa, wyniosą się i odjadą. Postanowiła nawet zrezygnować z potwierdzenia informacji o Terrym, by tylko wyciągnąć brata z sytuacji w której był. Jej torba została u Sharifa, więc nie musiała się martwić, że połączą jej obecność z tym miejscem. Zerknęła na Arthura i Diega. Ona z uszkodzonym ramieniem niestety nie będzie w stanie pomóc Thomasowi podnieść się. Przechyliła się bliżej brata w radiowozie
- Thomasie, słyszysz mnie? - zapytała cicho, głaszcząc go po głowie. Była ciekawa, czy na jej słowa był w stanie zareagować, jeśli głos Arthura wywołał w nim jakąś reakcję.
Z ust Thomasa wydobył się cichy jęk przyjemności.
- Dotknij mnie - poprosił.
Alice nie wyczuła w tym żadnego seksualnego podtekstu. Chyba Douglas chciał jedynie najbardziej podstawowego kontaktu fizycznego. Bez wątpienia sama jej obecność sprawiała mu prawdziwą rozkosz. Spojrzał na nią z czystą, bezwarunkową miłością. To było zadziwiająco i niespodziewanie przyjemne uczucie.
Śpiewaczka uśmiechnęła się do niego blado i pogłaskała go po policzku.
- Chciałbym, żeby ktoś na mnie tak spoglądał - Diego zażartował. Następnie zwrócił się do policjantów. - Przenieście go do czarnego sedana, którym tu przyjechaliśmy.
Wnet okazało się jasne, że Thomas nie był w stanie utrzymać się na własnych nogach. Zdawało się, że krew Alice utrzymywała go na tak silnym haju. Jednak policjanci byli silni i po prostu wzięli go za ręce i nogi.
- Tylko ostrożnie - Arthur napomniał mężczyzn.
- Tak jest - odpowiedzieli zgodnie.
- Życie jest proste, kiedy jest się mną - Diego uśmiechnął się do Alice. - Masz zdjęcie tej drugiej poszukiwanej osoby? Możemy zapytać ich, czy widzieli ją. I kazać skontaktować się, jeżeli ujrzą ją.
Harper pokręciła głową.
- Miałam, ale moją torebkę zabrali arabowie… Niestety nie odzyskałam jej. Powinien jednak mieć przy sobie dokumenty, opisane jako Terrence de Trafford. Jeśli sprawdzali każde zwłoki, choćby pod tym kątem, ktoś powinien coś wiedzieć… Tylko że nie mamy czasu przepytywać wszystkich policjantów - wyjaśniła i przyglądała się, jak niesiono Thomasa.
- Zdecydowanie zbyt wygodnie być tobą - skwitowała jeszcze, ponuro.
- Poproszę ich, aby przeszukali wszystkie zwłoki w poszukiwaniu dokumentów Terrence’a de Trafforda - rzekł Diego. Ruszył za policjantami. Ci zmierzali prosto czarnego sedana. Arthur też dołączył do pochodu. - A potem znikamy. Gdzie was podwieźć? - zapytał. - Ja wracam do Port Louis - dodał. - I pamiętaj o tej odzie. Chcę, żeby Tuonetar i Tuoni byli ze mnie dumni.
Mężczyzna chyba na każdym kroku chciał udowodnić przed bogami swoją przydatność. Może bał się, że jeżeli uznają go za bezużytecznego, to zostanie zabity? Albo jeszcze gorzej, pozostawiony przez nich? To pewnie było najgorsze, co mogło mu się przytrafić. Przynajmniej w jego mniemaniu.
Harper westchnęła i szła za nimi.
- Również do Port Louis… Rodzina na pewno chciałaby już odzyskać synów… - powiedziała poważnym tonem.
- I nie martw się. Zaśpiewam im… Zapewne, ku ich wielkiej uciesze. Sądzę, że cię nie porzucą, więc o to się nie martw. A jakby jednak, to dam ci maila. Możesz napisać. Nie obiecuję, że się odezwę - powiedziała trochę złośliwie, ale nie chciała mu sprawić przykrości. Po prostu czuła się przy nim zagrożona i gdzie jedne osoby pewnie by mu się poddały, ona po prostu wystawiała pazury.
- Niemożliwe, żeby mnie porzucili - Diego na moment stracił swoją maskę żartobliwości i luzu. Wyglądał na przestraszonego samą taką ewentualnością. Chyba Alice dotknęła go prosto w najbardziej czułe miejsce. Teraz przybrał zirytowaną i może nawet lekko zagniewaną minę, jednak tylko pokręcił głową. - Mnie się nie porzuca - dodał. - Nie pozwolę na to - mówił bardziej do siebie, niż do Alice.
Wnet dotarli do samochodu.
- Gdzie mamy go położyć? - zapytał jeden z policjantów.
- Raczej nie do bagażnika - Arthur odpowiedział prędko. - Na tylne siedzenie. Będę obok niego siedział i pilnował go.
- Chcę usiąść obok Alice… - Thomas na moment wyrwał się z otępiającej rozkoszy.
 
Ombrose jest offline